Francuski poeta zaliczany do grona tzw. poètes maudits (poeci wyklęci). Jego życie urosło do rangi legendy, a nazwisko stało się symbolem obyczajowego buntu. Początkowo gorący zwolennik parnasizmu szkoły Théodore de Banville'a; później przedstawiciel symbolizmu kultywujący wypracowaną przez siebie "poetykę czystego zapisu", "alchemię słowa" oraz "wstyd uczuć". Często uważany również za duchowego przewodnika przyszłego pokolenia dekadentów. Twórczość Arthura Rimbauda określana jest jako wizyjna, awanturnicza i bluźniercza w stosunku do religii chrześcijańskiej, odwołująca się często do ideałów pogańskich, nadająca językowi poezji rangę sakralną. Swego czasu stanowiła ona reakcję na zbyt egotyczny romantyzm i klasycyzm, jako na kierunki literackie, które nie odpowiadając sytuacji egzystencjalnej "człowieka nowoczesnego", wyczerpały swój twórczy potencjał. Jej główną ambicją − zarówno pod kątem treści, jak i formy − autor świadomie uczynił osobiste dążenia do poszukiwania granic każdego doświadczenia oraz rozszerzanie barier poznania zmysłowego, tzw. "jasnowidzenie". Rimaud poparł Komunę Paryską i podobnie jak Percy Shelley był zwolennikiem anarchizmu.
Stanisław Barańczak napisał gdzieś, że Rimbaud był ostatnim wielkim poetą, który utożsamiał pisanie z wyswobadzaniem się z dławiącej monotonii realności, rozrywaniem jej seriami iluminacji, rozbłysków Nieoczekiwanego. Może dlatego, że osiągnął szczyty poezji innym już niedostępne. Otworzył puszkę Pandory, z której wytrysnęły wizje, którym dana jest nieśmiertelność.
Kim był Jean Arthur Rimbaud, legendarny „mistyk w stanie dzikim”, jak nazwał go Paul Claudel? Buntownik przeciw wszelkim konwencjom swej epoki. Gardzący społecznym porządkiem skandalista, szokujący otoczenie ekscentrycznym zachowaniem, błąkający się ulicami Paryża włóczęga. Szaleniec bez domu i przystani. Pijany pielgrzym w zakłamanej rzeczywistości.
Kiedy po raz pierwszy czytałem „Statek pijany” miałem 15 lat i rzeczywiście upiłem się kaskadą halucynacji, które wyzwalał ten utwór stanowiący dla mnie do dziś najwyższe osiągnięcie poetyckie wszech czasów. Poezję Rimbauda ożywiają intensywne, wymowne obrazy, wybujała metaforyka, eksperymenty ze składnią i leksyką, przełamywanie barier ówczesnej tradycji i retoryki. Od buntowniczych wierszy po prozatorskie poematy, ulegający nagłym inspiracjom i olśnieniom, trawiony wewnętrznym ogniem orgiastycznej wyobraźni przeszedł Arthur Rimbaud niepokorną ścieżkę poety przeklętego, by ostatecznie zmierzyć się z życiową klęską, która sprawiła, że wybrał ryzykowny los handlarza bronią.
Lektura tych wierszy inspirowała mój własny, toute proportion gardee okres rimbaudowski i była zapowiedzią podobnej klęski w późniejszych latach. Nie da się jednak wyrugować z głębi umysłu młodzieńczych fascynacji utworami takimi jak Dzieciństwo, Ręce Joanny Marii, Siedmioletni poeci. Te pozostaną na zawsze jako poetycka podszewka duszy, której nie samą poezją przyszło żyć. Choć chciałoby się, że z całości ostała się tylko ona.
Na zadane cudzoziemcowi przez Charlesa Baudelaire'a pytanie, co ten zagraniczny przybysz kocha najbardziej, poeta otrzymał odpowiedź, że "Kocham obłoki... przelotne obłoki... tam, ot tam... te cudowne obłoki!". Gdy Baudelaire wspomniał temu człowiekowi jednocześnie o miłości do piękna to usłyszał: "rad bym je kochał, boskie i nieśmiertelne". Tak samo gdyby mnie teraz zapytano, co dostrzegam w chmurach płynących w wierszu "Cudzoziemiec", odpowiedziałbym, że widzę poezję... ulotną i szybko przebiegającą przez pamięć, że odczuwam jej niezniszczalną chociaż zarazem efemeryczną naturę. Paul Claudel błagał o odebranie mu artystycznego talentu z którego nic mu namacalnego nie zostaje. Ponad miarę marzący Arthur Rimbaud podróżował po płynnych bezdrożach. Jean Moréas przywoływał kołyszące go w snach głosy. Tymczasem ja, dzięki nim mogę uczestniczyć w największych poetyckich pokazach fantazji.
Wyśmienitego wyboru dokonał Paweł Hertz, sięgając po przetłumaczone jeszcze na początku XX wieku przez Zenona Przesmyckiego wiersze. Rojno w nich od mglistych przypuszczeń powstałych w natchnieniu słynnych marzycieli. Pełno tu tajemnych woni, gdzie nie wiadomo czy takie obłędne zapachy wydaje świt czy kwiaty. Mnóstwo tu trosk, tych mniej i bardziej pospolitych. Tych dotyczących dalekosiężnych spojrzeń Mauricego Maeterlincka i tych bliższych ziemi z urwistych wybrzeży Victora Hugo. Wszystkich poetów zgromadzonych w tym tomie poezji łączy chęć poznania drugiej strony ludzkiego istnienia, mrocznej lub rozświetlonej istoty tkwiącej pod postacią naszego sumienia.
Théodore de Banville woła: "Powietrza! światła! w błękit! w blask! Ach, skrzydeł! skrzydeł! skrzydeł! skrzydeł!". Gdyby sam teraz mógł popatrzeć jak lekka jest jego poezja. Jak z perspektywy czasu dojrzałe i zwiewne są wersy toczące się pomiędzy gwiazdy, identycznie jak w jego "Skoku z trampoliny". Teraz właśnie z odległości ponad stu lat widać "bujność form i konturów czystość polerowną" jakiej pragnął Joséphin Soulary. Całe lata wygładziły i przybrały niezliczoną ilością ozdób tę ulubienicę greckich muz. Pewnie nawet w swych zuchwałych marzeniach, żaden z tych wielkich poetów nie przeczuwał, jak wspaniały los zapiszą im karty literatury pięknej.
Kto przeczyta zasady sztuki poetyckiej wyłożone przez Paula Verlaine'a, ten się zakocha w jego rymach. Kto bez żadnej przyczyny poczuje żal, ten się dowie jak wielki wpływ ma na niego poezja. Wszyscy, którym liryczne wzruszenia zostawią w sercu trwały ślad domyślą się, że można ich szukać pod każdą szerokością geograficzną. Przeczytany przeze mnie tom wierszy poetów francuskojęzycznych nie jest tu wyjątkiem. Piękno słów można znaleźć wszędzie. "U poetów" sprowadził na mnie jeszcze większy głód doznań. Jednak mam na myśli doznania podane ze smakiem, szczególnie te serwowane przez dojrzałych wiekiem poetów, zweryfikowanych dzięki pokoleniom najlepszych znawców literatury.