Trzy sztylety Bartłomiej Grzankowski 5,2
ocenił(a) na 76 lata temu Dobra książka, a przede wszystkim dobry debiut. Powieść opisuje przygody Yuni – wojowniczki z męskiego zakonu rycerskiego. Młoda i pełna ideałów Yuni dowiaduje się o matactwach w zakonie. Stara się zachować honor i godność w sytuacji, kiedy żaden wybór nie wydaje się w pełni słuszny. Jej decyzje wymagają wejścia w drogę niewłaściwym osobom. Ostatecznie Yuni starając się bronić innych, pozostaje sama i musi zaufać osobom, których nie zna. Powieść składa się z kilku opowiadań. Można powiedzieć, że są to przygody otwierające Yuni oczy na nią samą i na prawdziwy świat. Każde opowiadanie to odrębna historia, ale są ze sobą powiązane i popychają ku celowi historię samej Yuni.
Autor zadbał o szczegóły i wszystko jest konsekwentne – zarówno fabuła, jak i postacie. Odpowiednia długość, logiczny podział, spójny tekst. Przypadł mi do gustu pomysł z podziałem na zakony. Dobrze, że to jest coś nowego, bo uniwersum jest tyglem innych książek fantasy i to może być różnie odbierane. Mnie to nie przeszkadza, bo w tekście znajduję sporo ukłonów w stronę innych twórców, zwłaszcza Sapkowskiego i Martina, co jest bardzo eleganckim gestem ze strony debiutanta. Przy tym autor zachował w tym umiar i uniknął przesadnych kalk, na przykład czyniąc elfy pozytywnymi postaciami. Plusem jest dbałość o geografię wykreowanego świata.
Językowo po prostu w porządku, ale ładne opisy przyrody i przestrzeni w ogóle. Jest coś poetyckiego w języku tych opisów. Można łatwo wyobrazić sobie, jak te miejsca wyglądały, bo autor stosuje trafnie dobrane środki artystyczne, a przy tym nie ma przesytu. Każde miejsce ma swój klimat. Wrażenia płyną ze wszystkich zmysłów, a często autorzy skupiają się tylko na jednym, dwóch.
Cały tekst jest dobrze wycieniowany pod kątem emocji. Gdzie trzeba subtelnie, gdzie trzeba ostrzej.
Niestety, za mało wiemy o głównej bohaterce – Yuni. Są momenty, kiedy czuję do niej sympatię, ale są też takie, kiedy wydaje mi się bez wyrazu. Uczucia opisane są bardzo dobrze, więc nie potrafię określić, skąd to się bierze. Może za mało danych. Wybierając na główną postać w tej samej mierze kobietę co wojowniczkę, autor postawił sobie bardzo wysoko poprzeczkę. Niezwykle trudno jest „napisać” taką kobietę niepapierową. Przez to Yuni jest trochę nierówną postacią. Mimo wszystko coś jednak w sobie ma, choć to też jest nieuchwytne. Są po prostu takie sceny, kiedy chciałoby się zakrzyknąć: „Zuch dziewczyna!” albo stwierdzić, że to prawdziwa kobieta. I właśnie taką ją lubię.
Anton jest najmniej przekonujący. Zbyt papierowy i subtelny. Inny w głowie Yuni, inny natomiast ujawnia się w dialogach. Zyskał u mnie jednak w scenie z Gregorem, ale nie będę uprzedzała, żeby Wam nie psuć przyjemności. Łowca – o, to jest dobrze zrobiona postać. Męski i z charakterem.
Jeśli chodzi o inne postacie, to są wyraźnie zarysowane, szybko można je polubić, mają swoje charaktery i są po prostu dobrze zrobione. Autor ma talent do drugoplanowych bohaterów. Ich dialogi pisze ze swadą. Mają poczucie humoru, emocje, według których postępują. Są prawdziwi, mają wady, logiczne motywacje. Autor Zadbał o zróżnicowanie języka poszczególnych postaci, ale nie przesadził z jakąś dziwną, nie wiadomo skąd wziętą gwarą. Piosenki i przysłowia tamtej krainy, zwłaszcza te wypowiadane przez Grubego Mędrca – to jest coś! Jest sporo humoru w tej prozie, rozsądnie dozowanego humoru.
Bardzo dobre są wątki obyczajowe, które się pojawiają, gdy losy Yuni przeplatają się z historiami innych osób. Same przygody również są zajmujące.
Podsumowując, to jest dobry debiut. Tak, jest jeszcze jakaś sztywność, trochę wtórności, jeden wątek wprowadzony bez celu i nierozwiązany, ale jednak zdecydowanie więcej jest plusów. Uważam, że warto przymknąć oko na pewne debiutanckie niedociągnięcia, bo to się po prostu dobrze czyta, a przecież to jest najważniejsze. Czyż nie? Czekam na drugą część.