Świat okiem Ancyklopka Piotr Dobry 7,8
ocenił(a) na 106 lata temu O tym, jak ważna jest wyobraźnia w dziecięcym świecie, nie muszę chyba nikogo przekonywać. Niestety, z wiekiem ją zatracamy. Może dlatego, że świat wymaga od nas powagi i twardego stąpania po ziemi. Zresztą, my sami do edukacji nawet tych najmłodszych dzieci podchodzimy bardzo poważnie i realistycznie. To jest lalka, to jest nos, to oko, a to - stół. Powiecie, że przecież to niezbędne, że najłatwiej poznawać świat, poprzez to, co bliskie i realne. Owszem, ale... czy nie można by okrasić tego nutką fantazji?
O zabieg taki pokusili się Piotr Dobry i Łukasz Majewski, tworząc serię książek dla naj, najów, której głównym bohaterem nie jest człowiek, czy zwierzątko, ale... Ancyklopek. Któż to taki? Młody, choć wcale nie mały, bo wywodzący się z rodziny olbrzymów, cyklop. Jednookie stworzenie o niesfornym nieco charakterze. Taki mały ancymonek. A może raczej ancy-cyklopek? W skrócie, właśnie, Ancyklopek. Spodobała mi się ta zabawna postać. Spodobała mi się też ukryta w jej imieniu gra słowna. Dzieci jeszcze jej nie zrozumieją, ale... pamiętajcie, im częściej z czymś obcujemy za młodu, tym łatwiej to przyswajamy.
"Świat okiem Ancyklopka"
Ancyklopka poznajemy jako niemowlę. Jego oczyma poznajemy otaczający świat. Jest więc ancyklopkowa mama i ancyklopkowy tata, jest ich dom, mała dziecięca kołyska, ukochany miś i niezbędne w życiu niemowlaka gadżety - smoczek, butelka i grzechotka. Wszystkie w kontrastowych czarno-białych barwach. Dlaczego? Jako rodzice zapewne już wiecie, że wzrok malucha przez jakiś czas po porodzie jest rozmyty. Dlatego ważne jest, by dostarczać mu wyraźne, kontrastowe kształty. Co prawda tu, nie do końca udało się osiągnąć ów zabieg (zamiast np. wypełnionego bielą kształtu auta, mamy dużo białych linii - czasem, jak w przypadku niemowlęcego Ancyklopka, bardzo cienkich),ale pamiętajmy, że z czasem dziecko widzi coraz więcej. Możemy więc na początek postawić np. na książeczki kontrastowe Wilgi, a Ancyklopka pokazać już kilkumiesięcznemu dziecku.
"Wszystkie psoty Ancyklopka"
Ancyklopek trochę podrósł. Chciałby wiele, ale... cóż, jest jeszcze trochę niezdarny, a przy tym także nieświadomy konsekwencji swych zachowań. Oj, teraz to trzeba na niego uważać! "Trach!", "bach!", "ach!". Ależ się dzieje! Pomazane ściany, połamane kredki, z krzesła "bach!", kolczyk "daj! aj!", kaszką pluje, na stolik wskakuje. Prawdziwy zawrót rodzicielskiej głowie funduje! Ops, przepraszam, ależ się rozpędziłam z tymi rymami! Zupełnie, jak Ancyklopek ze swoimi psotami.
Rodzice, macie szansę! Jeśli zawczasu przeczytacie tę książkę swojemu dziecku, może skutecznie uświadomicie mu, co wolno, a czego nie i unikniecie np. pomazanych ścian. Choć ostrzegam - nie jest łatwo! Ja sama często wspominałam chłopakom, że po ścianach się nie maluje, więc... pomalowali mi podłogę :) Ot, taki urok dzieci, że traktują nasze słowa bardzo dosłownie.
Wróćmy jednak do Ancyklopka. Co jeszcze charakteryzuje go na tym etapie rozwoju? Tak, nasz jednooki uczy się mówić, a że sztuka to nie łatwa i od czegoś zacząć trzeba, wszędzie towarzyszą mu wyrazy dźwiękonaśladowcze: "trach!", "bach!", "ach!", "ble! ble!", "a fe!", "bzium! bzium!", "bum!". Robi się gwarnie. I choć rozwój dziecka bardzo cieszy, po ciężkim rodzicielskim dniu, nie ma nic przyjemniejszego niż "chrr... aaa..., chrr... aaa..., pa, pa!"
"Ancyklopek na placu zabaw"
To kolejny przeskok rozwojowy młodego cyklopa. Nasz bohater szybko rośnie. Wszak należy do rodziny cyklopów olbrzymów. Jednak to, co każdego rodzica cieszy, dla Ancyklopka zaczyna być problemem. Przeszkodą w zabawie. Zjeżdżalnia okazuje się za wąska, łańcuchowa huśtawka się urywa, a na bujawce nie ma nikogo, kto by go zrównoważył. Pozostaje piaskownica, ale i tu trudno o towarzystwo, gdy jest się jednookim olbrzymem. Ancyklopkowi pozostaje samotność. Na szczęście, tylko do czasu...
Ta ciekawa opowieść ma swój walor edukacyjny. Uświadamia dzieci, że obok nas są też "inni" - duzi i mali, szczupli i tędzy, czarnoskórzy i skośnoocy, niepełnosprawni... i choć czasem obawiamy się ich "inności", przy bliższym poznaniu okazują się podobni do nas. Nie warto więc budować barykad, oddzielać się, lecz spróbować nawiązać nić porozumienia. Może z tej jednej drobnej nitki uda się utkać prawdziwą przyjaźń? Tak, tolerancji i otwartości warto uczyć od małego. Im wcześniej, tym lepiej. Sama przekonałam się o tym, kiedy moje dziecko trafiło do integracyjnej zerówki. Dla niego choroby kolegów były czymś naturalnym. Czymś, z czym obcował od małego. Dzięki temu dziś jest bardzo otwarty i pomocny. A ponieważ jego rocznik poszedł do szkoły rok wcześniej, nawet wychowawczyni wielokrotnie powtarzała, że to zaledwie rok, ale tym młodszym dzieciom łatwiej, naturalniej przychodziło zrozumienie inności kolegów. Nie czekajmy więc, rozmawiajmy i uświadamiajmy!