Murder Park. Park morderców Jonas Winner 6,1
ocenił(a) na 82 tyg. temu Uwspółcześnione „I nie było już nikogo” w pokręconej, nieprzewidywalnej, a w dodatku brutalnej wersji? Brzmi świetnie, nieprawdaż? To właśnie takie skojarzenie nasunęło mi się na myśl podczas lektury „Murder Park. Park morderców” autorstwa Jonasa Winnera. Książka ta ukazała się u nas w 2017 roku nakładem wydawnictwa Initium i moim zdaniem naprawdę warto się z nią zapoznać.
Przed dwudziestu laty parkiem rozrywki położonym na Zodiac Island wstrząsnęła seria zbrodni popełnionych na trójce kobiet. Sprawcę schwytano i skazano na śmierć… Mimo egzekucji na krześle elektrycznym, a tym samym zamknięcia całej sprawy, wciąż powtarzane bywają niepokojące plotki na temat zdarzeń sprzed dwóch dekad. Tymczasem pewien biznesmen kupił wyspę i zamierza postawić na nim nowy przybytek pełen rozrywki – tym razem poświęcony seryjnym mordercom, w szczególności właśnie Jeffowi Bohnerowi, który był sprawcą niegdysiejszych zbrodni na Zodiac Island. Celem uchylenia rąbka tajemnicy światu na wyspę zaproszeni zostają goście, rozmaici przedstawiciele mediów, mający być pierwszymi zwiedzającymi najnowszej atrakcji. Wszystko jednak zaczyna się sypać, gdy do błahej rozrywki wkrada się prawdziwa zbrodnia… Kto morduje na tej przeklętej wyspie?!
Nieprzewidywalność to zdecydowanie najmocniejszy element rozgrywki gwarantowanej przez tę powieść. Potrafi ona wystrychnąć na dudka i przyznam, że kompletnie zaskoczyło mnie rozwiązanie zagadki. Pełno tu napięcia, niepokoju, razem z głównym bohaterem idzie się pogubić w gąszczu pełnym wskazówek, kłamstw i niedopowiedzeń. Każda hipoteza jest prawdopodobna, wszystko wydaje się być możliwe w tej nieszablonowej układance. Zdecydowanie czuć tu klimat znany z „I nie było już nikogo” – dwunastu uczestników, niespodziewane zbrodnie, wszyscy są podejrzanymi… Przy czym w przeciwieństwie do słynnej powieści Agathy Christie, bywa tu naprawdę brutalnie. Kolejnym intrygującym aspektem całej opowieści jest jej konstrukcja – pomiędzy zwykłymi rozdziałami znajdują się rozmowy kwalifikujące bohaterów do udziału w całym przedsięwzięciu. Były one naprawdę ciekawymi przerywnikami, które zdecydowanie lepiej zarysowywały dynamikę zachowań poszczególnych bohaterów.
Pomimo dość sporej objętości, czyta się tę powieść z niezwykłą lekkością. Z pewnością częściowo to wynik tego, że po prostu niesamowicie wręcz mnie wciągnęła – jednak pomijając nawet to, styl jest zwyczajnie prostolinijny i nie utrudnia lektury. Bardzo zgrabne są dialogi, potrafią solidnie zaintrygować, a autor skutecznie wodzi za nos, gdyż nie wszystko, co bohaterowie mówią, okazuje się być prawdą. Sama kreacja postaci bywa tutaj różna, z reguły przypadła mi do gustu, lecz odnoszę wrażenie, że nie każda została dobrze skonstruowana – miejscami brakuje ich rozwinięcia. Delikatnym problemem bywała też spójność logiczna tekstu: choć przeczytałam całość dość szybko, to miejscami niektóre elementy świata przedstawionego mi się nie kleiły, a wydarzenia w dziwny sposób zdawały się wykluczać, jakby twórca zapomniał zawrzeć jakiś spójnik pomiędzy pewnymi elementami historii. Szczęśliwie nie przeszkadzało to szczególnie w dobrej zabawie.
Zaskoczyło mnie, jak bardzo przypadł mi do gustu „Murder Park. Park morderców” – po tak oklepanym i niemalże prostackim tytule spodziewałam się książki przynajmniej o połowę gorszej. Jednakże coś urzekło mnie w całej opowieści. Wprawdzie daleko jej do bycia niezwykle wybitną, niemniej to wciąż solidna lektura. Ode mnie zyskuje ocenę 8/10: przy czym z pewnością chętnie kiedyś sięgnę po drugą z dostępnych w Polsce powieści autora – liczę na solidną porcję rozrywki.