W maju 1944 roku Armia Czerwona wkroczyła na Krym. Rozprawiwszy się z Niemcami, rozpoczęła deportację Tatarów. W ciągu zaledwie czterdziestu...
W maju 1944 roku Armia Czerwona wkroczyła na Krym. Rozprawiwszy się z Niemcami, rozpoczęła deportację Tatarów. W ciągu zaledwie czterdziestu ośmiu godzin dwieście tysięcy rdzennych mieszkańców półwyspu straciło swoje domy. Na ich miejsce przybyli pionierzy. Po nich pojawili się politycy, którzy rozpoczęli przygotowania do konferencji jałtańskiej. Wydarzenie to, brzemienne w skutki dla całej Europy, miało także artekowski epizod. Młodzież w białych koszulach i czerwonych apaszkach zatańczyła i zaśpiewała przed alianckimi gośćmi; Churchill i Roosvelt nie pofatygowali się do obozu. Śliczna parka składająca się z pyzatego chłopczyka i złotowłosej dziewczynki wręczyła waszyngtońskiemu dyplomacie niezwykły podarek – amerykański herb wyrzeźbiony w szlachetnym drewnie. Oczarowany ambasador, sprawdziwszy uprzednio, czy nie ma w reliefie elektrycznych urządzeń podsłuchowych, zawiesił cudo w moskiewskim gabinecie. Nie miał pojęcia, że Złotousty, bo taki kryptonim otrzymał herb w pracowni radzieckiego wywiadu, jest wyposażony w membranę, która, wzbudzana wiązka fali radiowej, przeistacza się w mikrofon. Dzięki temu Stalin przez kolejnych siedem lat zasiadał za biurkiem i przekręciwszy gałkę słuchał, o czym mówi się w amerykańskiej ambasadzie. Szpiegowski epizod zapoczątkował w Arteku zmiany. Obóz stopniowo przechodził spod wpływów ministerstwa zdrowia, aby w 1958 roku ostatecznie zostać przybudówką Komsomołu. Już nie przyjeżdżały tu schorowane dzieci Pobyt w czarnomorskim raju traktowano jako nagrodę dla radzieckich pionierów. Dla prymusów – wszystko co najlepsze.