Co do obrazków - niektóre zapierają dech w piersiach, bo są tak dobrze narysowane, a kolejne są tak brzydkie, że odechciewa się nam patrzeć na nie.
Fabuła, no o oddziale samobójców, nic tu dodać nie można.
Lecz dialogi lub jakiekolwiek przemyślenia wypadły fatalnie. Nie wiem czy to wina tłumaczenia, czy niestety tak denny jest oryginał. Niektóre teksty są niezmiernie żenujące i trudno się je czyta przez to.
Historia „Wieczne zło” z lat 2013-2014 była sporym wydarzeniem w uniwersum DC. Niemal jedna trzecia wydawanych wówczas serii doczekała się specjalnego wydania z okazji tzw. „miesiąca łotra”. Wydano również trzy miniserie nawiązujące do tej opowieści. Tylko ta powiązana z Batmanem czyli „Wieczne Zło – Wojna w Arkham” doczekała się polskiego wydania. Czy warto zapoznać się z tym komiksem czy jest to jedynie skok na kasę?
Najwięksi superbohaterowie zaginęli. Wśród nich jest Batman, więc władzę nad Gotham przejmują szaleńcy z Arkham. Jednakże do miasta przybywa też Bane ze swoimi ludźmi, który postanawia przejąć władzę.
Bane w swojej pierwszej historii czyli „Knightfall” był rzadko spotykanym wówczas połączeniem siły fizycznej i sprytu. Tutaj jednak wydaje się on mniej rozsądny, często sięga najpierw po przemoc, a dopiero potem zadaje pytania. Jest tu wprawdzie parę scen pokazujących jego kodeks honorowy, ale zbyt często są one żartem. Dopiero w pewnym momencie pokazane jest, że jest on bohaterem własnej historii, który też może być obrońcą Gotham. Niestety pod koniec tomu staje się on znowu niezbyt mądrym osiłkiem.
Podobało mi się za to jak przedstawiono Pingwina. Jest to oportunista, który stara się z każdym układać. Nie jest przy tym jednak nierozsądny czy tchórzliwy. Zna swoje możliwości i potrafi dobrze wszystko rozegrać, tak żeby przy okazji uszczknąć coś dla siebie.
Pod względem fabuły to jest głównie akcja, gdzie nie ma chwili na oddech. Gotham jest jednym wielkim polem bitwy między łotrami. Niestety większość nie jest przedstawiona zbyt szczegółowo. Przez to poszczególni przestępcy niewiele się różnią stylem walki i przypominają jedną wielką masę.
Duże nadzieje wiązałem ze Strachem na Wróblem, który jest tutaj istotnym graczem. Dokładnie wszystko planuje, aby przejąć władzę. Jednakże szybko okazuje się, że jego plan nie jest specjalnie pomysłowy i wszystko sprowadza się to dosyć tępej bijatyki.
Za rysunki odpowiada tu w głównej mierze Scott Eaton. Jego kreska jest bardzo dynamiczna, ale niestety czasami gubi szczegóły i dochodzi do niezamierzonych deformacji. Cieszy mnie jednak, że w końcówce stanowiącej epilog do całej historii rysuje już bardziej starannie
Gorzej na jego tle wypada Graham Nolan rysujący początek tomu. On jest zdecydowanie mniej dokładny i bardziej statyczny. Dobrze, że nie narysował całości tomu.
Ogólnie jest to opowieść jakich wiele było u Batmana – wystarczy wspomnieć „No man's land”, „Knightfall” czy „Rok zerowy”. Tutaj jednak wykreślono bohatera i postanowiono dać złoczyńców na pierwszy plan. Niestety nie udało się wykorzystać potencjał jaki w nich tkwił i tylko Pingwin pozostaje w pamięci. Bardzo przeciętny komiks.