Maria Józefa Habsburg. Ostatnia polska królowa. Portret psychologiczny Janina Lesiak 6,7
„Maria Józefa Habsburg” to pożegnanie Janiny Lesiak z cyklem biografii polskich królowych. Napisała ich dziewięć, gdyż dziewiątka jest liczbą mającą specjalne znaczenie, nie tylko dla autorki, ale w znacznie szerszym rozumieniu.
W tym tomie autorka snuje ogólniejsze rozważania, podsumowując swoje dotychczasowe dokonania twórcze, tłumacząc wybór postaci, o których chciała napisać i wplatając w tę opowieść wątki z własnego, prywatnego życia.
To, że zapragnęła sportretować kobiety – królowe, nikogo nie dziwi. Wiele autorek przed nią już to uczyniło z dobrym skutkiem. Wszak nikt tak nie zrozumie kobiety, jak druga kobieta. Wiele doznań jest wówczas wspólnych, podobna wrażliwość, ograniczenia i marzenia. Lęk o przemijanie urody, pojawianie się zmarszczek, siwych włosów i przybywanie kilogramów. Spadek sił i refleksu. To zmartwienia bliskie nam wszystkim. Jak również budowanie autorytetu i posłuchu, wymagające o wiele większego nakładu pracy i dyscypliny niż w przypadku mężczyzn.
Czemu bohaterki książek Janiny Lesiak to w znacznej większości królowe zapomniane lub niedoceniane, mało atrakcyjne i niezbyt szczęśliwe – takie pytania zadawałam sobie już wcześniej. Nie spodziewałam się wszakże, że sama autorka tak wyczerpująco mi na nie odpowie w biografii Marii Józefy Habsburg. Można więc rzec, że ta dziewiąta, pożegnalna książka, przybliżyła mi nie tylko sylwetkę królowej, żony króla Sasa – Augusta III. Lepiej poznałam także samą Janinę Lesiak, której swobodny, potoczysty, lekki styl pisania zdążyłam już polubić.
Dowiedziawszy się, że jest łodzianką, jak ja, już mogłam posłużyć się wyobraźnią, by ujrzeć ją jako dziewczynkę z okolic bardzo dobrze mi znanej ulicy Radwańskiej. To, co pisze autorka o swoich własnych przeżyciach, odczuciach w relacjach z rodziną, z innymi ludźmi, także jest mi do pewnego stopnia bliskie. Te wszystkie mechanizmy obronne, uniki, środki zastępcze, jakich się chwytamy, by umocnić w sobie poczucie własnej wartości i sprawczości. Metody znane od wieków. Bardzo przemówiła do mnie ta część książki i dała materiał do rozmyślań.
Ta książka to właściwie nie biografia Marii Józefy Habsburg, a w każdym razie nie tylko. To porównanie także innych królowych zasiadających na polskich tronach, którym Janina Lesiak poświęciła swoją uwagę. „Prawie wszystkie zostały najgłębiej zranione nie jako władczynie, lecz właśnie jako kobiety, córki, żony i matki.” A dalej czytamy: „Patrzyłam na nie, myślałam, ze pod jedwabiami, koronkami, muślinami i najcieńszym batystem ich ciała są takie jak moje; słabe, nieodporne na chłód i gorąco, skłonne do otarć i siniaków, poznaczone śladami po ciążach, porodach, chorobach, nieuważnym obchodzeniu się z samą sobą i zapakowane w niewidoczną siatkę zmarszczek, która codziennie wyraźniej odciska się na skórze.”
I rozumiem, że fragment podtytułu: „portret psychologiczny” odnosi się nie tylko do Marii Józefy Habsburg, ale do pozostałych sportretowanych królowych a także do ogółu kobiet. Kobiet, które wciąż muszą, jak przed wiekami, udowadniać swoją wartość, swoje umiejętności, charyzmę, mądrość i zdolności przewidywania, kobiet, w których dostrzega się tylko walory zewnętrzne – urodę i wdzięk lub ich brak. Może nawet nie zawahałabym się przed określeniem „manifest”, tylko nie wprost, a bardziej opisowy i z przywołaniem wielu przykładów i argumentów. Krzyczący – kobieta jest wartością. A jednocześnie ma prawo do swoich słabości i lęków, bo jest, jak wszyscy, aż człowiekiem i zarazem tylko człowiekiem. Czy jest królową, czy kucharką, pisarką czy profesorką – ma uczucia i oczekiwania, może zranić, ale też zostać zraniona.
Takich też uczuć i wrażliwości doszukuje się u kobiet z portretów wieszanych w salach tronowych Janina Lesiak. Znajduje je, wspólne, u wszystkich swoich bohaterek, wyławia z ich biografii i przenosi na te karty, by właśnie na nie padło światło i nasze zainteresowanie.
Zupełnie inna jest ta książka od poprzednich. Dużo bardziej osobista, czego się w ogóle nie spodziewałam i wprowadzająca sporo uogólnień. Janina Lesiak porównuje władczynie ze sobą nawzajem. Szuka punktów stycznych, podkreśla je, komentuje i odnosi bardzo często do siebie samej. Przypisuje królowym ptaki, jakie do nich pasują, nawet te legendarne, jak harpia wielka, którą zręcznie zestawia z Boną Sforzą. Zaś królewscy, napompowani swoją królewską pozycją małżonkowie są niczym „koguty ciężkie, kolorowe, głośne, władcze.”
Można się zgadzać bądź nie z roztaczaną wizją, niemniej jednak nie sposób odmówić jej malowniczości. Wiele tu barwnych, niestandardowych porównań i opisów. Autorka tłumaczy też, czemu konkretne sylwetki władczyń ukazała tak właśnie, a nie inaczej, które cechy i dlaczego chciała uwypuklić, co warte było odkłamania.
Tak więc duża część tej opowieści to swoisty epilog do pozostałych, część zaś tylko jest stricte biografią Marii Józefy Habsburg. I tę królową także przedstawia nam autorka z nieco innej perspektywy niż wszyscy pozostali. Próbuje zajrzeć za znaną wszystkim twarz, dojrzeć, co kryje się za widocznym na pierwszy rzut oka zamiłowaniem do bogactwa, splendoru, za powściągliwością emocji, za egoizmem i nieudolnością. Czy gdy królowa zasiada na tronie, automatycznie przestaje być kobietą i wchodzi całą sobą w rolę władczyni?
Wiele tu pytań, na które odpowiedź nie będzie jednoznaczna. Pozostaną one z nami długo po lekturze książki. I o to chyba właśnie chodziło Janinie Lesiak, gdy siadała do maszyny/komputera. Wzbudzenie wątpliwości, zasianie ziarenka niepokoju, potrząśnięcie szarymi komórkami czytelników to jedno z ważniejszych zadań pisarza.
Książkę mogłam przeczytać dzięki portalowi: https://sztukater.pl/