Najnowsze artykuły
- ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
- ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
- Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
- ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński15
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Joachim Ceraficki
1
6,8/10
Pisze książki: biografia, autobiografia, pamiętnik
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,8/10średnia ocena książek autora
167 przeczytało książki autora
144 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Wasserpolacken. Relacja Polaka w służbie Wehrmachtu
Joachim Ceraficki
6,8 z 144 ocen
310 czytelników 28 opinii
2014
Najnowsze opinie o książkach autora
Wasserpolacken. Relacja Polaka w służbie Wehrmachtu Joachim Ceraficki
6,8
Myślałam, że treść ta będzie obejmować w większości tematy zaciętych walk czy może ciekawe kontrowersyjne wydarzenia. Temat Polaków w Wehrmachcie jest przemilczany, więc takie spisane wspomnienia są dla zainteresowanych źródłem wiedzy. Po części można sobie wyobrazić ich funkcjonowanie w Wehrmachcie, ale to jest według mnie za mało. Autor chyba zapamiętał więcej i mógłby dołożyć nieco ważniejszych informacji zamiast przygód z kobietami...
Wasserpolacken. Relacja Polaka w służbie Wehrmachtu Joachim Ceraficki
6,8
Wasserpolacken!
To pogardliwa nazwa. Dla mnie określenie zupełnie nowe, które powinnam znać kilka lat temu, kiedy Jarosław Kaczyński czynił zarzut Donaldowi Tuskowi, że jego dziadek służył w Wehrmachcie. Teraz wiem, że żaden to zarzut, żaden argument w wojnie politycznej, a z premedytacją wykorzystywanie nieświadomości Polaków do rozgrywek o władzę. Takich „tuskowych dziadków” w przeszłości naszego kraju było, jak podaje autor posłowia prof. dr hab. Ryszard Kaczmarek, około 450 tysięcy. Polaków z dziada pradziada pochodzących z terenów wcielonych przez niemieckiego okupanta. Ten dziedziczony „grzech”, który waży na losach i karierze zawodowej kolejnych pokoleń moich rodaków do dzisiaj, ta książka zamienia na "dramat Polaków przymusowo powołanych do armii niemieckiej". Polskich autochtonów urodzonych na terenach zaboru pruskiego, a potem ich dzieci z Pomorza i Prus Zachodnich. Dla Niemców Wasserpolacken, czyli rozwodnionych Polaków należących do trzeciej niemieckiej grupy narodowościowej, którzy "byli zmuszani do podpisywania tak zwanej volks listy" – pisze autor wspomnień spisanych po 64 latach – pod karą śmierci lub zesłania do obozu koncentracyjnego. Zarówno powołanego do wojska mężczyzny, jak i jego najbliższych, w razie odmowy lub ucieczki. Po lekturze "Wrota piekieł: Ravensbrück" wiem, jak to przebiegało i że to twierdzenie nie jest usprawiedliwieniem na wyrost. Takim Wasserpolacken był autor tych wspomnień, którego w wieku 20 lat przymusowo wcielono do "bardzo specyficznego oddziału wojsk lądowych – jednostki specjalnego Batalionu 560". Jednostki karnej, do której trafiali żołnierze skazani wyrokiem sądu wojskowego. Autor pełnił w niej rolę radiotelegrafisty. Swoje wspomnienia podzielił na lata, które jednocześnie, wraz ze zdjęciami, otwierały kolejny rozdział opisywanego życia. Drogę autora jako cywila, a potem żołnierza, umiejscawiała geograficznie, umieszczona na dole strony, mapka.
Wojna, jaką zobaczyłam, była dla mnie daleko odbiegająca od obrazu tej, którą znałam do tej pory z relacji świadków ze strony polskiej ludności cywilnej, jak i żołnierzy polskich czy rosyjskich. I nie mam tu na myśli walk frontowych, bo one zawsze są takie same, niosąc śmierć, cierpienie i strach. Bez względu na to, po której stronie jest toczona. Zresztą autor nie rozpisywał się na ten temat szczodrze. Bardziej skupił się na frontowych realiach bytowych, szkoleniach i samym funkcjonowaniu w oddziale, które wprawiły mnie w lekkie osłupienie. Jednak Wydawca lojalnie mnie uprzedził w rozdziale "Od wydawcy", pisząc – "książka pokazuje sytuacje zaskakujące lub takie, które nie powinny dziwić, ale tak dalece odbiegają od stereotypowego wyobrażenia losu Polaka w czasie II wojny światowej, że wywołują konsternację". Być może sprawił to surowy, odtwórczy, faktograficzny, nieoceniający sposób narracji autora, który napisał – "W mojej opowieści niczego nie zmyśliłem. Fakty, które mogłyby wydawać się niewiarygodne – pominąłem". Ale także specyfika funkcjonowania armii niemieckiej opartej na ściśle przestrzeganym regulaminie przewidującym dla każdego żołnierza – używając współczesnej nomenklatury – pakiet socjalny. A i tak, pomimo tych pominięć, wiele faktów wydawało mi się absurdalnych i nieprawdopodobnych. Urlopy otrzymywane w trakcie działań wojennych, sanatoria dla poratowania zdrowia, przepustki do miast spędzanych na zabawie i podrywie dziewcząt, przepustki, by odwiedzić rodzinę w Grudziądzu czy wypady krajoznawcze. Dużo było tych obrazów przypominających sielankę wśród dobrych kolegów niż wojnę.
Dziwiłam się.
Sam autor, mając świadomość takiej mojej reakcji, pisał – "Czytelnicy mogą dziwić się, że ja, przymusowy żołnierz armii niemieckiej, wspominam członków naszego oddziału jako kolegów, a nawet przyjaciół. Łączyła nas jednak obawa przed śmiercią. Wiedzieliśmy, że szansą wyjścia z opresji była koleżeńska solidarność". Do tego dochodziło zupełnie inne wychowanie patriotyczne, jakie stosowano w byłym zaborze pruskim. Całkiem odmienne niż u Kresowian, u których liczyło się pochodzenie szlacheckie i honorowe zachowania obyczajowe. Patriotyzm Polaków z Pomorza opierał się na statusie majątkowym i zajmowanym stanowisku. Praca i rodzina były najważniejsze. To zupełnie inny obraz Polaka, którego nie znamy, a który został zdominowany przez Polaka „szlachcica” z sygnetem herbowym na palcu. "Uświadomienie sobie tych odmienności pomocne jest przy odpowiedzi na pytanie: „jak polscy chłopcy z Pomorza czy ze Śląska mogli sobie psychicznie poradzić z sytuacją przymusowego wcielenia do nieprzyjacielskiego wojska?” – zauważa Aleksandra Janiszewska, autorka noty "Od wydawcy". Autor radził sobie jak mógł wśród Szwabów, jak ich nazwał, by przeżyć i nie narazić swojej rodziny na niebezpieczeństwo. Świadomie wybrał funkcję radiotelegrafisty, by być z dala od walk bezpośrednich. W dogodnym momencie zdezerterował. Potem został żołnierzem wojska polskiego, ale piętno służby w Wehrmachcie pozostało. To dobrze, że autor zdecydował się na opublikowanie tych wspomnień, ponieważ to bardzo ważne świadectwo naszej historii. Konsekwentnie od powojnia przemilczanej aż do dzisiaj, a która miała miejsce i której nie się wyprzemy.
Było i tak z naszymi rodakami, jak opisuje autor.
Chciałabym, aby ta cząstka naszej dramatycznej przeszłości dotarła do jak największej liczby Polaków nie tylko dlatego, by poznali prawdę, ale również dlatego, by nie byli bezwolnymi marionetkami wykorzystywanymi w rozgrywkach politycznych.
Ja już do nich nie należę, a Wasserpolacken będzie mi się od tej pory kojarzyło z upodleniem i upokorzeniem tysięcy moich rodaków.
naostrzuksiazki.pl