Nie powiem, pierwsze 50% mnie zachwyciło, następnie było zbyt słodko, wciąż seks i to jak się kochają i ile dla siebie znaczą itd. Końcówka znów interesująca - na szczęście. Szkoda, że nie była krótsza, może wtedy miałaby większe uznanie w moim oczach.
Jeśli ktoś ma ochotę na dużo słodyczy, na faceta który wie czego chce (czyli zdobyć główną bohaterkę) to zdecydowanie polecam ;)
To. Było. Tak. Potwornie. Tragiczne.
Nieustanna gloryfikacja Em przez wszystkich mężczyzn w książce doprowadziła mnie do… Nie wiem. Furii? Rozpaczy? Mdłości? Skrajnego znudzenia? Raczej miks tego wszystkiego na raz.
Już w drugim rozdziale zaczęłam nieświadomie modlić się o poprawę treści. Nie otrzymałam tego, ponieważ już parę rozdziałów dalej, jedyną moją myślą było „O niebiosa, niech to się skończy”. Choć „Hurricane” przeczytałam dość szybko, to większość czasu poświęconego lekturze była swoistego rodzaju torturą.
Historia Em i Cona okazała się być tak źle opisana i przerysowana, że autentycznie było mi smutno. Potencjał opowieści leży i kwiczy z bólu gdzieś pod biurkiem autorki.
I chyba popełniłabym grzech, gdybym poleciła tę pozycję. A przynajmniej nie mogłabym spać spokojnie w nocy.