Żyć w rodzinie i przetrwać John Cleese 7,0
ocenił(a) na 75 lata temu Komik John Cleese w latach 70-tych brał udział w terapii grupowej u psychiatry Robina Skynnera, która okazała się tak udana, że po kilku latach obaj napisali książkę w formie wywiadu-rozmowy. Publikacja stała się bestsellerem, który z perspektywy czasu trochę wyblakł. Pozostały świetne partie, które kontrastują z dłużyznami i nieco już archaicznymi poradami dotyczącymi wychowania dzieci. Nad całością unosi się jednak czar angielskiej powściągliwości i wyczuwalna na każdej stronie wiedza praktyczna psychiatry. "Żyć w rodzinie i przetrwać" wciąż warto przeczytać, bo jej lektura daje sporo ciekawych porad z wszechstronnym rozpisaniem na emocje ludzkiego życia w rodzinie.
Ciekawą warstwą mego odbioru okazało się skonfrontowanie dialogu ze współcześnie akceptowalnym dyskursem na drażliwe i kontrowersyjne tematy. Rozmowa odbyła się w 1983 roku. Poprawność polityczna, artykułowany publicznie język, to element dynamiczne struktury komunikacji. Psychiatra niczego złego nie widzi w klapsie udzielonym dziecku, a homoseksualizm jest u niego jeszcze ‘zboczeniem’, które dodatkowo pojawia się w społeczeństwach wyłącznie na podstawie uwarunkowań interpersonalnych. W konsekwencji, dość dobrze ocenione zostały osiągnięcia Freuda, szczególnie w związku z kompleksem Edypa. Wszystkie te przykłady pokazują, jak w kilka dekad mainstream może się zmienić.
Główny mój zarzut do książki wiąże się z jej objętością i konsekwencjami przyjętej formy. Pewne tematy są niemal nie przedyskutowane, na przykład relacje dorosłych dzieci z rodzicami czy zmienność relacji małżeńskich z wiekiem. Za to zanalizowane więzi matki z niemowlęciem (jego pierwsze 6 mc) stanowią ok. 30% objętości pracy. Ta środkowa część (str. 95-205) obfituje w najwięcej powtórzeń (np. powracanie do motywu separacji emocjonalnej matki od dziecka) i jest zwyczajnie nudna w niekończącym wracaniu do tych samych elementów. Zdecydowanie bardziej zwarta publikacja, tak niemal przycięta do połowy, byłaby w stanie pomieścić wszystko, co istotne. Rozbudowane gadulstwo mi trochę przeszkadzało.
Z kolei najciekawsze fragmenty, to początek rozmowy i szokująco-frapujące opisy ‘nie-dorosłości’ i trzymania nieprzepracowanych problemów z dzieciństwa w ukryciu (autorzy stosują zwrot ‘za kotarą’). Ten fragment dyskusji to katalizator mnóstwa przemyśleń dla każdego. Jak siebie widzimy? Czemu mamy niezdrowe reakcje na pewne sytuacje, czy skąd wynikają zahamowania? W bardzo ciekawym kierunku poszła dyskusja, gdy rozmówcy rozpatrywali elementy brane pod uwagę, gdy ludzie łączą się w pary. Właściwie każdy musi dbać o balans i konfrontować granice swego jestestwa (nazwanego mapą) z resztą świata więzi psychiczno-spocjologicznych i świadomie współodczuwać emocje, co podsumowuje Skynner słowami (str. 58-59):
"(...) ktoś, kto wyzbył się ciepłych uczuć, wygląda nieprzyjaźnie. Ktoś, kto odciął się od złości, jest zbyt dobry, żeby mógł być prawdziwy; utrata odwagi powoduje nieśmiałość; brak zazdrości oznacza niezdolność do podejmowania współzawodnictwa; zanik uczuć seksualnych wywołuje sztywność; przez odcięcie się od smutku stajemy się lekko maniakalni; zaś w wyniku stłumienia lęku człowiek może być okropnie niebezpieczny!"
Od razu pewne praktyczne obserwacje lekarza odnosiłem do siebie, co faktycznie stanowiło taką namiastkę terapii. Warto było spojrzeć w takie lustro. Czymś bardzo niewygodnym i porażającym były analizy fragmentu dramatu "Kto się boi Virginii Woolf". Jak bardzo niedojrzałość ciąży w dorosłości? - o tym Skynner wie dużo i się chętnie dzieli.
Podobnie miałem z drugą połową książki, w której rozmowa skupia się na dojrzewaniu i trudnych relacjach z nastolatkami. Psychiatra wrzuca tutaj również sporo obserwacji o chorobach psychicznych, które potrafił ciekawie wpleść w opis ludzkiej kondycji będącej konstrukcją wieloznaczną i umykającą jednowymiarowemu wyabstrahowaniu z jakiejś jednostki chorobowej. Wszyscy mamy psychozy, natręctwa, galopady myśli, fatalizm, itd. Kwestią jest stopień destrukcyjności tych niedociągnięć. To chyba ważna ogólna lekcja z lektury.
Ostatnie strony, to ciekawa dyskusja o intymności relacji damsko-męskich, potrzebie 'ognia erotyzmu' i ciągłego dbania o związek. Całość tej tematyki nie jest laurką i banalnym zrelacjonowaniem tego, co wydaje się większości z nas oczywiste. Pojawia się tu bowiem subtelna potrzeba bliskości między córką a ojcem, która ma dać nastolatce pewność okazywanych emocji w przyszłym dorosłym życiu z partnerem (a ojciec jest swoistym 'królikiem doświadczalnym'). Trochę ciekawych uwag pada o potrzebie związków 'na próbę', o flirtowaniu czy romansie, które jakoś mogą się wpisać, paradoksalnie, w udany związek małżeński.
Dużą klasę pokazał Cleese, który bardzo ciekawie, bez zbędnych zahamowań i szczerze rozliczył się z własnymi problemami psychicznymi. Bardzo dobrze to świadczy o nim, o jego terapeucie i ostatecznie stawia książkę wysoko pośród tych psychologicznych.
Lektura "Żyć w rodzinie i przetrwać" okazała się lekka, choć w istocie niebanalna, bo zmuszająca do autorefleksji. Nadaje się do czytania fragmentami przed zaśnięciem. Jest dobrze zrównoważona między literackością, potoczystością i elementami formalnej terapii.
Polecam, a fragmenty nawet bardzo.