Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Szkoda, że nie ma polskiego wydania. Jest to absolutnie przepiękny art book. Fabuła trochę niedopowiedziana, z otwartym zakończeniem. Wielu rzeczy trzeba się trochę podomyślać - czy to na podstawie tekstu, czy też obrazów, które można oglądać długo i wciąż dopatrywać się szczegółów. A jeden z nich był dla mnie niczym jumpscare z horroru. Stworzony przez Simona świat jest przerażający, futurystyczny, ale jednocześnie zaskakująco bardzo nam, ludziom, bliski.

Szkoda, że nie ma polskiego wydania. Jest to absolutnie przepiękny art book. Fabuła trochę niedopowiedziana, z otwartym zakończeniem. Wielu rzeczy trzeba się trochę podomyślać - czy to na podstawie tekstu, czy też obrazów, które można oglądać długo i wciąż dopatrywać się szczegółów. A jeden z nich był dla mnie niczym jumpscare z horroru. Stworzony przez Simona świat jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ktoś mi polecił tę książkę przy okazji tematu project pan. Pod wpływem (hehe) impulsu kupiłam używkę i bardzo się cieszę, że wydałam na nią tylko 2 dyszki z wysyłką, choć i tak trochę mnie to piecze.
Mało konkretów, mnóstwo jakiegoś pseudopsychologicznego bełkotu. W trakcie czytania czułam się jak na wizycie u kiepskiego psychologa, który dopiero zaczyna swoją karierę albo po prostu się do tego nie nadaje i minął się z powołaniem. Przedzierałam się przez tę książkę z bólem. Od autorki bije jakaś wyższość. Niektóre rzeczy podane od czapy, np. "według najnowszych badań..." i zero przypisu do tych badań, zero nawet informacji, o który rok chodzi. Kupiłam nowsze wydanie, ale pierwotnie książka jest z 2016 r. i podane dane faktycznie brzmiały jak z 2016, no ale mogłam się tylko domyślać.
Nie wiem, ta pozycja zostawiła we mnie niesmak i jeszcze większą niechęć do ogarnięcia swojej przestrzeni.

Ktoś mi polecił tę książkę przy okazji tematu project pan. Pod wpływem (hehe) impulsu kupiłam używkę i bardzo się cieszę, że wydałam na nią tylko 2 dyszki z wysyłką, choć i tak trochę mnie to piecze.
Mało konkretów, mnóstwo jakiegoś pseudopsychologicznego bełkotu. W trakcie czytania czułam się jak na wizycie u kiepskiego psychologa, który dopiero zaczyna swoją karierę albo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mnie się nie podobała. Czytałam i nie wiedziałam, o czym czytam mimo wzmożonej koncentracji. Pewnie są ludzie, którzy lubują się w dramatach, pewnie są też tacy, którzy nie gubią się w skomplikowanej symbolice, ale ja do tej grupy nie należę i nie mam co udawać, że arcydzieła polskiej literatury chwytają mnie za serce.

Mnie się nie podobała. Czytałam i nie wiedziałam, o czym czytam mimo wzmożonej koncentracji. Pewnie są ludzie, którzy lubują się w dramatach, pewnie są też tacy, którzy nie gubią się w skomplikowanej symbolice, ale ja do tej grupy nie należę i nie mam co udawać, że arcydzieła polskiej literatury chwytają mnie za serce.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytana na prośbę rodzicielki. Miałam bojowe zadanie: znaleźć słowo na cztery litery z trzecią oznaczoną jako W. Według krzyżówki powinien być to czasownik. Słowa nie znalazłam, za to nieźle się ubawiłam przy lekturze. "Dynastia Miziołków" to coś w rodzaju przygód znanego Mikołajka. Nawet język podobny, choć chwilami, jak dla dzieciaków z czwartej klasy, zdecydowanie za trudny. Czułam się bardzo głupio, zaglądając do słownika z powodu tak, zdawałoby się, dziecinnej książki. Nie przypominam sobie, bym kilka lat temu wiedziała o istnieniu słowa "koniunkturalny". Jednak można przymknąć oko ten drobny mankament.
"Dynastia Miziołków" to pozycja dla dzieci do lat dwunastu i tylko takim ją polecam, choć jeśli ktoś jest fanem Mikołajka, to może naprawdę miło spędzić z tytułowym Miziołkiem czas. Strony obezwładniają kolorystyką, fikuśnymi rameczkami i rysunkami. Bo i cóż lepiej przyciągnie spragnionych przygód urwisów do powszechnie uznanej za nudną czynności opierającej się na przewracaniu kartek?

Przeczytana na prośbę rodzicielki. Miałam bojowe zadanie: znaleźć słowo na cztery litery z trzecią oznaczoną jako W. Według krzyżówki powinien być to czasownik. Słowa nie znalazłam, za to nieźle się ubawiłam przy lekturze. "Dynastia Miziołków" to coś w rodzaju przygód znanego Mikołajka. Nawet język podobny, choć chwilami, jak dla dzieciaków z czwartej klasy, zdecydowanie za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dostałam zaproszenie do hermetycznego Chester's Mill. Za każdym razem, gdy otwierałam książkę, zamykały się wokół mnie ściany kopuły. Niemal czułam zapach powietrza, jakim przyszło oddychać bohaterom: nieświeży, trochę kwaśny. Zapach zatęchłej piwnicy z niewielkim wentylatorem w ścianie.
O dziwo, nie czułam się tak, jak gdybym przyglądała się zamkniętym ludziom niczym klient ZOO zwierzętom. Miałam wrażenie, że jestem tam z nimi, w środku, że oczekuję tak jak oni ocalenia. I chciwie tego ocalenia pragnęłam.
King skorzystał z wysłużonego motywu pt. "Zamknijmy ludzi i poczekajmy, aż sami siebie wykończą". Owszem, nie jest to pomysł bijący rekordy oryginalności, ale za to jak doskonale opisany! Pod kopułą spotkamy mnogość detali, ogromną ilość bohaterów o rozbudowanych charakterach i brudne, polityczne tło, a także: wybuchy, katastrofy i jeszcze więcej wybuchów; zabójstwa, samobójstwa, strzelaniny oraz gwałty. Wszystko to, co najgorsze. Wszystko to, o czym aż nie chce się czytać, a mimo wszystko czyta się dalej. Oto kumulacja wydarzeń tragicznych i oburzających, takich, które nie mieszczą się w głowie. To gorzka porcja ludzkiej podłości.
Co jeszcze znalazłam w tym dziele King'a? Pozaziemskie wpływy, które spowodowały taką falę rozczarowania i niezadowolenia u wielu czytelników. Rozwiązanie zagadki klosza nie przypadło niektórym do gustu. Zastanawiam się, jakiego zakończenia oczekiwali inni? Bo ja pod koniec marzyłam tylko o tym, by to wszystko skończyło się możliwie jak najlepiej. Już miałam dość katastrof, śmierci i łez. I jestem względnie usatysfakcjonowana finałem.
Malkontentom radzę zwrócić uwagę na gatunek powieści, nim sięgną po tę pozycję. Niech nie oczekują, że przyczyny powstania kopuły zostaną jasno przedstawione, że będą realne i całkowicie zrozumiałe. A teraz bez dalszych ostrzeżeń zapraszam pod klosz.
PS: Grafikowi kłaniam się nisko. Od okładki nadal nie mogę oderwać wzroku. Znakomicie oddaje klimat powieści.

Dostałam zaproszenie do hermetycznego Chester's Mill. Za każdym razem, gdy otwierałam książkę, zamykały się wokół mnie ściany kopuły. Niemal czułam zapach powietrza, jakim przyszło oddychać bohaterom: nieświeży, trochę kwaśny. Zapach zatęchłej piwnicy z niewielkim wentylatorem w ścianie.
O dziwo, nie czułam się tak, jak gdybym przyglądała się zamkniętym ludziom niczym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do niedawna często czytywałam romantyczne historie, piszcząc z uciechy przy każdym pocałunku bohaterów. Pomna tych miłych chwil zabłądziłam na młodzieżowym dziale w bibliotece i sięgnęłam po tę pozycję. Muszę przyznać, że kierowałam się tytułem i okładką. "Niebieskie nitki"? Cóż to, do licha, może być? Na nieszczęście wypożyczyłam owe nitki i kilka dni temu rozpoczęłam wędrówkę za nimi. Czy dotarłam do kłębka?
Mamy tu do czynienia z Linką, szesnastoletnim dziewczęciem nękanym przez trudy dojrzewania. Pierwsze miłości, pocałunki, zdrady oraz tabun innych (błahych?) problemów kontra rozwód rodziców i choroba babci. Przewija się tu garstka innych bohaterów: sławny lekarz-pisarz, zapomniany przyjaciel Linki, jej obiekt westchnień, dawny znajomy matki głównej bohaterki. Każdy ma jakieś brudy na koncie, każdemu przypisana została konkretna historia. A wszystko to zostało mniej lub bardziej zespolone z rodziną Pauliny.
Fabuła jest niezbyt oryginalna, wszak rozterki młodzieży są przerabiane w co drugiej tego typu książce, a czy się doda do tego sławnego pisarza, czy rozwód, to i tak wielkiej różnicy nie będzie. Akcja toczy się niemrawo. Te dwa nieudane elementy powieści nieco strzępią nitkę, za którą podążyłam do końca. Do ostatnich stron, które przebiegłam wzrokiem czym prędzej. Kłębka nie znalazłam. Odniosłam wrażenie, że historię ucięto i koniec zgubiono.
A co z bohaterami? Ich charaktery zostały nakreślone dość solidnie, jednak podjęte decyzje i to szarpanie się z wynikłymi sytuacjami... Cóż, może za dużo wymagam, ale mam wrażenie, że błądzili bez celu mimo widocznych rozwiązań. Najtrzeźwiej myślącymi osobami okazały się staruszki, szczególnie ta najstarsza, prababcia Linki. I to mnie zdziwiło. Znam sporo ludzi po siedemdziesiątce i z całym szacunkiem, ale nie mogę powiedzieć, by byli aż tak rzutcy jak Bunia. Ogółem z całej bandy bohaterów najbardziej polubiłam właśnie staruszki. Były miłym kontrastem na tle grupy rozchwianych duszyczek pokroju Joanny czy Linki.
"Niebieskie nitki" to nie jest zła książka. Ona po prostu jest bardzo schematyczna, kierowana do konkretnej grupy odbiorców. Może do tych dotkniętych miłością? Mnie nie zachwyciła. Sądzę, że jeszcze kilka miesięcy temu spojrzałabym na nią znacznie łaskawiej. Jeżeli komuś brakuje historii przepełnionej miłostkami nastolatków, trudnymi wyborami i nie zawsze szczęśliwymi sytuacjami rodzinnymi, to polecam. Uczulonym na frywolotne zachowania młodzieży stawiam tabliczkę "NIE WCHODZIĆ" przed labiryntem niebieskich nitek.

Do niedawna często czytywałam romantyczne historie, piszcząc z uciechy przy każdym pocałunku bohaterów. Pomna tych miłych chwil zabłądziłam na młodzieżowym dziale w bibliotece i sięgnęłam po tę pozycję. Muszę przyznać, że kierowałam się tytułem i okładką. "Niebieskie nitki"? Cóż to, do licha, może być? Na nieszczęście wypożyczyłam owe nitki i kilka dni temu rozpoczęłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dobry Pratchett nie jest zły. Ta powieść mocniej chwyciła mnie za serce niż poprzednia, choć była tak samo (jeśli nie bardziej) pokręcona. Nie nudziła, nie zmuszała do bezmyślnego toczenia wzrokiem po słowach i emanowała pozytywną energią. Czegóż chcieć więcej? No, może niezręczne przeskakiwanie od rozdziału do rozdziału było odrobinę dezorientujące. W jednej chwili nasi bohaterowie spokojnie bytowali na ziemi, w drugiej znajdowali się w siedzibie Śmierci, a zaraz potem pofrunęli gdzie indziej. Wielokroć musiałam czytać całe fragmenty kilka razy, by ustalić, gdzie poniosło Rincewinda i kompanię.
Poza wspomnianym mankamentem nie mam książce nic do zarzucenia. Magowie byli obłędni, fragment o lesie "Twój Palec, Durniu" czytałam ładne siedem razy, uśmiechając się przy tym nieludzko, zaś sytuacje z Bagażem mogłabym analizować przez wiele dni, nie nudząc się przy tym za bardzo. Mam nadzieję, że kolejne tomy będą coraz lepsze. A tym, którzy zrazili się do Pratchetta na dłuższy czas ze względu na "Kolor Magii", jak ja, niech spróbują ponownie. Autor pisze w charakterystyczny, niespotykany u nikogo innego sposób, ma ogrom niesamowitych pomysłów i doskonale prowadzi z pozoru chaotyczny Świat Dysku. Nie warto przejść koło jego tworów obojętnie.

Dobry Pratchett nie jest zły. Ta powieść mocniej chwyciła mnie za serce niż poprzednia, choć była tak samo (jeśli nie bardziej) pokręcona. Nie nudziła, nie zmuszała do bezmyślnego toczenia wzrokiem po słowach i emanowała pozytywną energią. Czegóż chcieć więcej? No, może niezręczne przeskakiwanie od rozdziału do rozdziału było odrobinę dezorientujące. W jednej chwili nasi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo przypomina poprzedniczkę. Mamy do czynienia z tą samą grupą szaleńców, którzy ponownie zabawiają się w odtwarzanie mordów z przeszłości. Tym razem w roli wszechwiedzącego doradcy nie występuje stryj, lecz młoda Lena. Jej postać nie wzbudza większych emocji, tak jak całokształt powieści.
Kryminał jak kryminał. Kontakty z policją, odnajdywanie wskazówek, co kilka stron burze mózgów. Szczerze? Nic specjalnego. Całość opisana bardzo prosto. Ani odrobiny dreszczyku. Wszystko takie... przegadane. Choć sam pomysł ma potencjał, a za podstawę służą niezwykle interesujące motywy historyczne i religijne, utwór nie porywa. Dobrze spełni się w roli autobusowego czytadełka.
Niemniej jednak oczekuję rychłej poprawy warsztatu pisarskiego Tomasza Białkowskiego. Wszak trzeba popierać "swoich".

Bardzo przypomina poprzedniczkę. Mamy do czynienia z tą samą grupą szaleńców, którzy ponownie zabawiają się w odtwarzanie mordów z przeszłości. Tym razem w roli wszechwiedzącego doradcy nie występuje stryj, lecz młoda Lena. Jej postać nie wzbudza większych emocji, tak jak całokształt powieści.
Kryminał jak kryminał. Kontakty z policją, odnajdywanie wskazówek, co kilka stron...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Szary blask" okazał się nieco mniej frapujący od poprzedniczki, czyli "Czarownicy". Mimo wszystko przeczytałam opowieść z ochotą, głównie z powodu akcji osadzonej we Florencji. Z Włochami dzielą mnie miłe wspomnienia, toteż opisy tego kraju czytałam z dużym zainteresowaniem. Jakkolwiek nie były one nazbyt obszerne, nad czym ubolewam.

Autorka skupiła się na Kathy i jej relacjach z mieszkańcami włoskiej willi. Całość dotyczy także tajemniczego zachowania chłopca wychowywanego przez hrabinę, a także mrocznych wspomnień o rzekomo umarłym mężu głównej bohaterki. Niepokojące zdarzenia i zachowanie służby nastręcza Kathy wiele obaw. W końcu zagłębia się w sytuacji całkowicie i doprowadza ją do końca, znajdując odpowiedzi na większość dręczących pytań.

Powieść potrafi zaskoczyć mniej uważnego czytelnika. Dobra lektura do porannej herbaty, ewentualnie może posłużyć jako miłe czytadło w pociągu.

"Szary blask" okazał się nieco mniej frapujący od poprzedniczki, czyli "Czarownicy". Mimo wszystko przeczytałam opowieść z ochotą, głównie z powodu akcji osadzonej we Florencji. Z Włochami dzielą mnie miłe wspomnienia, toteż opisy tego kraju czytałam z dużym zainteresowaniem. Jakkolwiek nie były one nazbyt obszerne, nad czym ubolewam.

Autorka skupiła się na Kathy i jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Szczęśliwy traf w bibliotece. Nie spodziewałam się, że za pierwszym lepszym schwytanym pod literą "M" tomem ukryje się taka historia. Z nutą dreszczyku, niepewności. Pozornie nieszkodliwa opowieść o pragnącej wiejskiego spokoju kobiecie, która przeprowadza się do rzekomo nawiedzonego przez ducha czarownicy domu. O łagodnym początku i zaskakującym zakończeniu.
Kto by pomyślał, iż zaufany, szarmancki sąsiad potrafi rozkołysać wielki tłum?

Szczęśliwy traf w bibliotece. Nie spodziewałam się, że za pierwszym lepszym schwytanym pod literą "M" tomem ukryje się taka historia. Z nutą dreszczyku, niepewności. Pozornie nieszkodliwa opowieść o pragnącej wiejskiego spokoju kobiecie, która przeprowadza się do rzekomo nawiedzonego przez ducha czarownicy domu. O łagodnym początku i zaskakującym zakończeniu.
Kto by...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wiecie co? Nie rozkażę Wam wyobrazić sobie przyszłości, kosmosu usianego gwiazdami i takich tam pobudzających widoków. Właściwie najchętniej zostawiłabym to okienko puste. Pominęłabym nawet moją potrzebę podzielenia się z Wami entuzjastycznymi onomatopejami wyrażającymi zachwyt. Najlepszym rozwiązaniem byłoby po prostu wpisanie tu samotnego wykrzyknika i zaznaczenia dziewięciu gwiazdeczek. Toż to byłby świetny, niemy rozkaz, ale obawiam się, że wielu ludzi źle zinterpretowałoby moje intencje. Z kolei gdybym wdusiła literki układające się w zdanie typu "Ta książka albo życie!", wyszłabym na obcesową, zaślepioną magią powieści nastolatkę. A tego nie chcę.

Nie chcę też zdradzać szczegółów książki. Z wielkim bólem nie wspominam o zdarzeniach, które mnie poruszyły. Nadal znajduję się w stanie upojenia literackiego i obawiam się, że wiele zagadnień wsunęłabym za różowe szkło, bohaterów bezlitośnie bym wyidealizowała, a na koniec rozczuliłabym się nad Starszym tak, jak rozczulam się nad większością chłopaków występujących w powieściach i pełniących rolę "zakochanych po uszy". Taka tam mała słabość.

Żeby jednak moja opinia nie pozostała gołosłowna, pozwolę sobie stwierdzić, że była to jedna z najciekawszych książek, które ostatnio czytałam. Nie wypuściłam jej z rąk od pierwszych do ostatnich stron. Odkąd tylko wróciłam dzisiaj z księgarni. Niesamowicie wciągająca, zupełnie jak trylogia Collins, którą przeczytałam w zeszłym tygodniu. Może niektórzy malkontenci znów zaczną swoje tyrady o powtarzalności motywu, płaskich bohaterach i słodkiej miłości dla nastolatek, ja jednak uparcie będę trzymała się swojej zasady. Dobra książka to nie ta nafaszerowana filozoficznymi uwagami i genialnymi wnioskami. Nie ta, która pęka w szwach od nadmiaru skomplikowanej polityki i kilometrowych opisów. Dla mnie będzie to każda powieść, która sprawi, że nie będę mogła przestać czytać. Że moje palce jak w transie zaczną przerzucać kolejne strony, oczy zaś przebiegać po linijkach w tempie szybszym niż zazwyczaj. Tego wymagam. Dlatego mogę nazwać dzieło Beth Revis niebotycznie wspaniałym, wystawić dziewięć gwiazdek i polecić każdemu, kto uwielbia drobną dawkę młodzieńczej miłości, buntu i niesprzyjającej przyszłości. Właśnie tak.

A teraz nie pozostaje mi nic innego, jak odliczać dni do premiery drugiego tomu.

... no dobra, napiszę to. Starszy był fantastyczny. Uwielbiam go. ^^

Wiecie co? Nie rozkażę Wam wyobrazić sobie przyszłości, kosmosu usianego gwiazdami i takich tam pobudzających widoków. Właściwie najchętniej zostawiłabym to okienko puste. Pominęłabym nawet moją potrzebę podzielenia się z Wami entuzjastycznymi onomatopejami wyrażającymi zachwyt. Najlepszym rozwiązaniem byłoby po prostu wpisanie tu samotnego wykrzyknika i zaznaczenia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Uwielbiam styl Johna Flanagana. "Zwiadowców" przeczytałam kilka miesięcy temu i zaczynam przymierzać się do ponownego skoku w ten świat. Cykl zaczęłam od "Ziemi skutej lodem" z powodu braków w bibliotece. Trochę niemądrze było zaczynać od trzeciego tomu, tak naprawdę niewiele z niego zrozumiałam i wcale mi się nie podobał. Byłam już gotowa porzucić serię, kiedy natknęłam się na tom pierwszy. Zachwycił mnie, po prostu. A potem poszło jak z procy, przeczytałam wszystkie książki kolejno. Za każdym razem marudziłam, iż są takie krótkie.

Co mnie urzekło? Przede wszystkim, i to muszę zaznaczyć capslockiem, BOHATEROWIE. Najbarwniejsza postać - Halt i jeszcze raz Halt. Uwielbiam ten jego humor, dawkę sarkazmu oraz szczerości. Autor świetnie zaakcentował jego charakter. Na wyróżnienie zasługuje też Will. Już od początku darzyłam go sympatią, a z każdym kolejnym tomem, kiedy zaczął nabierać doświadczenia i "haltowatości", stawał się coraz milszy mojemu sercu. Bardzo polubiłam nieporadnego Horace'a. Najmniej przypadły mi do gustu postacie kobiece, Alyss i Evanlyn.

Na uwagę zasługuje także świat przedstawiony. Wreszcie jakaś odmiana od tych wszystkich zakochanych w wilkołakach dziewcząt. Korpus Zwiadowców to wyjątkowa organizacja, ich misje często są niebezpieczne, a czytelnik - wiadomo - uwielbia, kiedy jego bohater znajduje się na skraju życia i śmierci, a potem w oryginalny sposób wyrywa się z ramion kostuchy. Nieprzeciętne wydarzenia i dynamiczne dialogi to także zalety tej książki. A jakie są wady? Nie przypominam ich sobie, co oznacza, że: a) są na tyle nieznaczące, że ich nie pamiętam; b) umiem zachwycić się byle młodzieżówką, nie zwracając uwagi na istotne mankamenty; c) wszystkie odpowiedzi są prawidłowe.

W porządku, nie mieszam już. Gorąco polecam cały cykl. Tak, gorąco. Co najmniej z temperaturą 220 stopni Fahrenheita.

Uwielbiam styl Johna Flanagana. "Zwiadowców" przeczytałam kilka miesięcy temu i zaczynam przymierzać się do ponownego skoku w ten świat. Cykl zaczęłam od "Ziemi skutej lodem" z powodu braków w bibliotece. Trochę niemądrze było zaczynać od trzeciego tomu, tak naprawdę niewiele z niego zrozumiałam i wcale mi się nie podobał. Byłam już gotowa porzucić serię, kiedy natknęłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ostatnia część znanej trylogii. Gdybym napisała, że zachwyciła mnie tak samo jak poprzedniczki, skłamałabym. Być może miałaby szansę na otrzymanie ode mnie nalepki "Arcydzieło", gdyby nie nadmiar niepotrzebnej brutalności i niemal maszynowego sposobu zabijania ulubionych bohaterów. O ile poprzednie książki zaczynałam rano w autobusie, a kończyłam wieczorem przy poduszce, o tyle przetrawienie tej powieści zajęło mi trzy dni.

"Kosogłos" zachęca błękitną, niewinnie wyglądającą okładką. Ptak z rozłożonymi skrzydłami zwiastuje zwycięski, szczęśliwy koniec. Jednak opinie zamieszczone z tyłu ostrzegają, że między tymi stronami czeka nas przede wszystkim deszcz krwi i amunicji. Zostałam ostrzeżona i na własną odpowiedzialność rozpoczęłam czytanie.
W tej części wszystko się kręci wokół wojny między Kapitolem a dystryktami. Naszpikowana jest polityką i propagandą, co od razu kurczy jej wartość w moich oczach, bo polityką się brzydzę i nienawidzę, gdy jest garściami pakowana do książek (chociaż to niemal konieczny szkielet jakiejkolwiek powieści, cóż poradzić). Autorka skupiła też swoją uwagę na stopniowo upadającej psychice bohaterów, co jest dużym plusem, gdyż dzięki temu nabrali oni realizmu i odsłonili przed czytelnikami wiele wad. I dobrze, mam dość chodzących ideałów przepełnionych nadludzką mocą. Generalnie główny wątek, pojedyncze akcje i zachowania bohaterów zostały opisane po mistrzowsku. Ale, jak już wspominałam, masowe zabijanie wszystkich po kolei odebrało całości pewien "urok". Po tym, jak zabito Finnicka, ze złością odłożyłam książkę i nie wracałam do niej przez dłuższy czas. Jedna z najbarwniejszych postaci została najpierw ogołocona ze swojej unikalności, a potem unicestwiona w beznadziejnej "pułapce" pod ziemią. Nie podobało mi się też tortury Peety. Jak dla mnie powinien on zostać do końca sprawny i nienaruszony, w każdej chwili w gotowości, by móc pocieszać Katniss, kiedy ta traciła zmysły. A został z niego wrak człowieka, ledwie udało się go jako tako uratować.

Co z zakończeniem? Cóż, napiszę tak: zaskakujące. Tuż po punkcie kulminacyjnym aż podskoczyłam na krześle ze zdziwienia. Jednak ani trochę nie zadowoliło mnie takie podsumowanie trylogii. Oczekiwałam zwycięskiego, szczęśliwego końca. Owszem, Collins zafundowała dystryktom zwycięstwo. Lecz według niej na szczęście nie zasłużyli. A ja, wielbicielka częściowo radosnych zakończeń, nie umiem zadowolić się otwartym epilogiem.

Ostatnia część znanej trylogii. Gdybym napisała, że zachwyciła mnie tak samo jak poprzedniczki, skłamałabym. Być może miałaby szansę na otrzymanie ode mnie nalepki "Arcydzieło", gdyby nie nadmiar niepotrzebnej brutalności i niemal maszynowego sposobu zabijania ulubionych bohaterów. O ile poprzednie książki zaczynałam rano w autobusie, a kończyłam wieczorem przy poduszce, o...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Równie wspaniała jak jej poprzedniczka, równie szybko przeczytana i równie zaskakująca. W końcówce chwilami niezrozumiała, lecz potem, gdy przeczyta się początek trzeciego tomu, nabiera logiki. Momentami pożera się stronę za stroną, a kiedy wypuszcza się z palców ostatnią kartkę, ciężko uwierzyć, że to już wszystko, co oferuje książka. Warta każdego grosza na nią wydanego.

Równie wspaniała jak jej poprzedniczka, równie szybko przeczytana i równie zaskakująca. W końcówce chwilami niezrozumiała, lecz potem, gdy przeczyta się początek trzeciego tomu, nabiera logiki. Momentami pożera się stronę za stroną, a kiedy wypuszcza się z palców ostatnią kartkę, ciężko uwierzyć, że to już wszystko, co oferuje książka. Warta każdego grosza na nią wydanego.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Genialna. Tylko tak jestem w stanie opisać tę powieść. Przeczytałam ją w ciągu jednego dnia, nie zwracając uwagi na hałas towarzyszący przerwom, tragiczny gorąc w autobusie czy potrzebę zjedzenia obiadu. Przestałam istnieć dla rodziny, internetowego światka, samej siebie. Po zaczęciu pierwszej strony liczyły się tylko przygody bohaterów. I nic poza tym. Jeśli ktoś lubi splecione z romansem tragiczne historie, w których życie człowieka ma znikomą wartość, to nie wypuści tej książki z rąk ani na moment dopóty, dopóki nie skończy. Z czystym sumieniem polecam.

Genialna. Tylko tak jestem w stanie opisać tę powieść. Przeczytałam ją w ciągu jednego dnia, nie zwracając uwagi na hałas towarzyszący przerwom, tragiczny gorąc w autobusie czy potrzebę zjedzenia obiadu. Przestałam istnieć dla rodziny, internetowego światka, samej siebie. Po zaczęciu pierwszej strony liczyły się tylko przygody bohaterów. I nic poza tym. Jeśli ktoś lubi...

więcej Pokaż mimo to