-
Artykuły
Plenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać2 -
Artykuły
W świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać1 -
Artykuły
Zaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać2 -
Artykuły
Ma 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant6
Biblioteczka
2011-10-17
2013-03-27
"Jeśli nie wiecie, jak to jest, gdy ukochana osoba po raz pierwszy kładzie wam dłoń poniżej żeber, jaką macie szansę na miłość?"
Opowieść o mocy słowa pisanego i mocy uczucia, zwanego popularnie miłością. Wszystko z perspektywy paru osób. Osoby piszącej i czującej, osoby wydającej i rozumiejącej uczucie, osoby tłumaczącej i czującej i tak dalej. Wszystko sprawia, że jednocześnie i my czujemy, rozumiemy i piszemy. Żałuję, że egzemplarz, który czytałam nie był mój - bo był dawno zapisała każdy margines swoimi uwagami. Każde zdanie, myśl i przemyślenie bohatera daje nam zastrzyk, który sprawia, że mamy ochotę wziąć słuchawkę - i dostać słowotoku, wziąć zeszyt i dostać weny, czy wziąć laptopa i właśnie recenzować tą książkę...
"Jeśli ktoś stale pije ocet, nie ma pojęcia, że na świecie są słodsze rzeczy"
Druga książka Pani Krauss, którą przeczytałam i drugi raz pozwolono mi się zachwycić jej stylem. Książka zabawna, lekka, łatwo się czyta, a jednocześnie poza rechotem nad stronami, można całkowicie być pewnym, że komórki w mózgownicy się ruszą. Takie połączenie literatury poważnej z lekkim stylem i łatwością dostępu to nie lada wyzwanie i całkowicie oddaje z tego powodu hołd autorce. Jednocześnie prowadzenie wielu wątków, które na końcu tworzą całość to następny element, którym można się zachwycać i wręcz zazdrościć Pani Krauss. Osobiście, nie czuję potrzeby opisywania każdej z historii, przedstawionej w książce - dla mnie każde zdanie tam to ładunek emocjonalny, uczuciowy, a czy przez sam zarys historii można w ogóle wyczuć i posmakować tego ładunku? Moim zdaniem nie, polecam książkę z czystym sercem.
"Jeśli nie wiecie, jak to jest, gdy ukochana osoba po raz pierwszy kładzie wam dłoń poniżej żeber, jaką macie szansę na miłość?"
Opowieść o mocy słowa pisanego i mocy uczucia, zwanego popularnie miłością. Wszystko z perspektywy paru osób. Osoby piszącej i czującej, osoby wydającej i rozumiejącej uczucie, osoby tłumaczącej i czującej i tak dalej. Wszystko sprawia, że...
2012-09-15
Książkę skończyłam jakiś czas temu i brakło mi... słów, by napisać o niej cokolwiek. Brakło mi słów i wiem, że już dawno brakuje mi obiektywizmu. Zakochałam się w książkach, które wychodzą spod pióra Jonathana Carrolla. Jak każda zakochana kobieta, już nie widzę wad. Po prostu. Kończę z entuzjazmem książkę, otwieram, zamykam z uśmiechem. Gdy wyczytuję imię/ksywę bohatera, który przewija się przez którąś z rzędu książkę, mentalnie podskakuje z radości. Wiele mniej absurdalnych słów już wypowiedziałam... Ale teraz czas na słowa na książce. Nie o miłości.
Harry Radcliffe to doskonałej sławy architekt i mężczyzna uwięziony pomiędzy dwoma kobietami. Jedna jest przeciwieństwem drugiej i co najgorsza obie wiedzą, że nie są same w jego życiu. Skomplikowanie zaczyna się robić, gdy dołożymy do tego niezwykłe zlecenie od pewnego sułtana, który postanawia zbudować... muzeum psów. Zlecenie jest dosyć nietypowe i choć proponowany za nie jest aż milion dolarów, Harry początkowo odrzuca je. Splot wydarzeń jednak automatycznie wypchnie go na Wschód, gdzie będzie musiał zapoznać się nie tylko z sytuacją polityczną, ale i ze smakiem straty kogoś niezwykłego. I to nie jeden raz.
Książkę skończyłam jakiś czas temu i brakło mi... słów, by napisać o niej cokolwiek. Brakło mi słów i wiem, że już dawno brakuje mi obiektywizmu. Zakochałam się w książkach, które wychodzą spod pióra Jonathana Carrolla. Jak każda zakochana kobieta, już nie widzę wad. Po prostu. Kończę z entuzjazmem książkę, otwieram, zamykam z uśmiechem. Gdy wyczytuję imię/ksywę bohatera,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2010-01-01
Kocham Williego.Po prostu uwielbiam tą historię. Jest taka pełna magii, cudownego czaru, że przeczytałam ją jednym tchem. Film też jest godny polecenia.
Kocham Williego.Po prostu uwielbiam tą historię. Jest taka pełna magii, cudownego czaru, że przeczytałam ją jednym tchem. Film też jest godny polecenia.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2010-04-11
2010-04-22
2010-05-22
Książkę musiałam, na jakiś okres odłożyć. Wiadomo, matury. Kiedy drugi raz podeszłam do niej, właściwie połknęłam ją łapczywie, czytając do końca. Odłożyłam ją i miałam moment refleksji, naprawdę zdałam sobie sprawę, jakie wrażenie robi ta książka na człowieku. Z każdą stronnicą się rozkręca coraz to bardziej i wtapia nas w świat O.Tokarczuk. Myślę, że.. nie ważne co tą książką chciała przekazać autorka, ważne jest to co ta książka dała nam i że popchnęła nas w ogóle do zastanawiania się, a po drugie na jaki tor myślowy nas naprowadziła. Polecam. Książka jest uniwersalna, każdy znajdzie tam coś dla siebie.
Książkę musiałam, na jakiś okres odłożyć. Wiadomo, matury. Kiedy drugi raz podeszłam do niej, właściwie połknęłam ją łapczywie, czytając do końca. Odłożyłam ją i miałam moment refleksji, naprawdę zdałam sobie sprawę, jakie wrażenie robi ta książka na człowieku. Z każdą stronnicą się rozkręca coraz to bardziej i wtapia nas w świat O.Tokarczuk. Myślę, że.. nie ważne co tą...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2010-05-29
Największą wartością darzę fragmenty, gdzie bohaterowie mają przemyślenia bardzo ogólne, dotyczące podobieństw światów, kultur, miłości, związków. Tam w tych fragmentach są prawdy ogólne. Niesamowite wręcz, jak autorka zamknęła takie przyziemne, bardzo aktualne przemyślenia w takim świecie. O tym, jak mimo różnic każda rasa buduje się w tym samym celu, ma podobną klasę wyższą, różnią się wyglądem, klimatem, w jakim żyją, ale motywacje są takie same. O tym, jak docierają się partnerzy w nowym związku, o obawach mężczyzny w takim związku, o zauroczeniu, miłości i pożądaniu. O sprawach politycznych, sojuszach i wojnach. O magii, o prawdziwym demonie. O życiu, o trudnościach.
Bardzo podoba mi się sposób, w jaki autorka opisuje seks, zero wulgarności, niesmacznych szczegółów, tylko czysta intymność bez zagłębiania się w szczegóły, które każdy zna, bo wychowanie do życia w rodzinie w szkole miał, jeśli nie to koledzy z podwórka go uświadomili. Motyw miłości i związków w książkach M.Lackey jest nawet dla mnie antyfanki romansów fascynujący. Opiera się na różnicach rasowych, mogący poruszyć społeczeństwo...No jest się czym zachwycać.
Zabawne jest to, że tak polubiłam te postacie, że zabłysł mi pomysł nie kończenia książki póki wszystko idzie dobrze.
Książka powiada historię pełną realność, dokładnych opisów, jednak z taką wyobraźnią... Wszystko w tej książce jest przemyślane i nie ma nie zamkniętych wątków, nie wyjaśnionych faktów. Zamyka się ją z wielkim zachwytem i zarazem żalem, że tak szybko się skończyła (pomimo 450stron).
Największą wartością darzę fragmenty, gdzie bohaterowie mają przemyślenia bardzo ogólne, dotyczące podobieństw światów, kultur, miłości, związków. Tam w tych fragmentach są prawdy ogólne. Niesamowite wręcz, jak autorka zamknęła takie przyziemne, bardzo aktualne przemyślenia w takim świecie. O tym, jak mimo różnic każda rasa buduje się w tym samym celu, ma podobną klasę...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2010-06-19
Są takie dni, kiedy wchodzę do biblioteki, by poczuć moc książek, ich potęgę, to jak tworzą te wielkie regały. W takie dni książki wybieram losowo, po grzbietach, okładkach. W amoku dotykam ich wiele i wybieram niewiele. Tak zdobyłam tą książeczkę.
Jestem zachwycona. Ta książka to inteligentny dialog z czytelnikiem, jednocześnie zabawny, nieprzewidywalny. No i sam pomysł!
Opowiada o historii wykładowcy, który z powodu guza traci pamięć. Pamięta jedynie swoje dzieciństwo. Co dziwne nie chce odzyskać dawnego życia, przytłaczany nadzieją żony rzuca życie wykładowcy i bierze udział w eksperymencie, w którym to montują mu w próżnię mózgu czyjeś wspomnienie.
Czy naprawdę istnieje empatia, czy możemy wczuć się w sytuację drugiego człowieka nigdy w niej nie będąc? Człowiek to wspomnienia, nawyki? Jeśli ktoś je traci to nadal nim jest? A samotność? Może to część naszej egzystencji. W końcu chyba nikt nie potrafi przekazać słowami to co dzieje się w jego głowie. Na zawsze będziemy samotni z własnymi myślami. To przywilej.
Rewelacyjna książka.
Są takie dni, kiedy wchodzę do biblioteki, by poczuć moc książek, ich potęgę, to jak tworzą te wielkie regały. W takie dni książki wybieram losowo, po grzbietach, okładkach. W amoku dotykam ich wiele i wybieram niewiele. Tak zdobyłam tą książeczkę.
Jestem zachwycona. Ta książka to inteligentny dialog z czytelnikiem, jednocześnie zabawny, nieprzewidywalny. No i sam pomysł!...
2010-07-07
Książka po prostu wybrana losowo. Chodziłam po między półkami biblioteki i oglądałam grzbiety. Ten swoją prostotą mnie przyciągnął.
Wojna wdowy Berry zaczyna się w momencie tragicznej śmierci męża. Prawnie przechodzi w opiekę zięcia. To tutaj zaczynają się problemy. Po poznaniu atmosfery domu swojej córki, jej chłodnego zachowania wobec niej i wulgarności, agresji zięcia postanawia żyć sama.
Zaczyna się walka. O dom, o życie i o wyżywienie. Obowiązki opiekuna wdowy kłócą się z tym, ile chce na spadku zarobić.
Książka dedykowana jest wdowom. Myślę, że to błąd, raczej to książka dla każdej kobiety, samotnej, czy w związku. Opowiada o tym, jak trudno było zachować odrębność myślenia. I wbrew pozorom pewne prawdy są dalej aktualne. Może teraz możemy kupić same mieszkanie, zrezygnować ze wspólnoty kościelnej, ale czy będzie to nam społecznie odpuszczone?
W książce pokazane są zalążki emancypacji kobiet, ale także natura wojny. Lyddie w swojej samotności odszukuje siebie i pomału tak naprawdę się poznaje. Niesamowite jest to, jak autorce nie uciekł żaden element dyskryminacji kobiet. W życiu bym nie powiedziała, że w XVIIIw można umieścić motyw seksu, romansu i to w takiej powieści. Duży plus za stonowane, nierażące opisy stosunku i noty biograficzne, historyczne. Rozłożyste podziękowania na końcu mogła już sobie odpuścić na jakieś rozdanie nagród. Czytelnika tak po prawdzie gówno to obchodzi. Stopień wciągnięcia się w tą lekturę ciężko mi określić. Książkę czytałam z przerwami w pracy i nie zabierałam jej stamtąd. Początek był stosunkowo nudny, ale tym bliżej końca tym lepiej się czytało. Przywoływanie ciągle byłego męża i wnioski Lyddie układają się w pełną prawdy myśl, że po utracie jednej osoby, żadna nie będzie mogła jej zastąpić. Mimo pustki, którą chcemy jak najszybciej zalepić.
Książka opatrzona jest na początku dwoma cytatami. Pierwszy raz widzę tak dobrane "mądrości" to treści książki.
Książka po prostu wybrana losowo. Chodziłam po między półkami biblioteki i oglądałam grzbiety. Ten swoją prostotą mnie przyciągnął.
Wojna wdowy Berry zaczyna się w momencie tragicznej śmierci męża. Prawnie przechodzi w opiekę zięcia. To tutaj zaczynają się problemy. Po poznaniu atmosfery domu swojej córki, jej chłodnego zachowania wobec niej i wulgarności, agresji zięcia...
2010-07-29
To jest ten rodzaj kryminału, który najbardziej kocham.
Biorę go do ręki, oglądam zagadkową, swoją drogą świetną okładkę, rozsiadam w barowym krzesełku dla starszych bufetowych, odchylam głowę do tyłu. I tą głową odsłaniam kurtynę świata A.Christie.
Wsadzam ją tam całą i pochłania mnie to wydarzenie całkowicie.
Jeszcze chwilę czuje smyranie kurtyny rzeczywistości, ale z czasem odchodzi ona w niepamięć.
A ja? Wściekam się na mordercę i ścigam się z Herkulesem Poirot'em, kto szybciej rozwiąże sprawę. On zawsze jest z przodu, co sprawia, że prawie się w nim zakochuje. Dzięki jego powolnym krokom wszystko w głowie mi się układa. Beznadziejna sprawa, wydająca się być efektem tylko bestialstwa.
Pach! Ma idealne wytłumaczenie. I nagle śmieje się z lokalnej policji i społeczności, żal mi ofiar i podziwiam detektywa Poirota. Czasem coś próbuje mnie z uroczego świata Anglii wyciągnąć. Jakieś szelesty...
- PRZEPRASZAM MOŻNA TYSKIE?
- tak, tak...
W amoku wykonuje pracę i szybko wracam do książki, jakby nie chcąc, aby mgła zeszła mi z oczu i ucięła moje wciągnięcie. Szeleszczę stronami, chcąc, jak najszybciej, ale bez oszustwa poznać rozwiązanie.
Mimo mojej szarpaniny z zagadką, która skończyła się fiaskiem zamykam książkę z pełną zadowolenia miną.
Zdecydowanie jest to jeden z najlepszych kryminałów, jakie czytałam.
Jedno zastrzeżenie mam do wydawnictwa: Rozumiem okładki ważna rzecz, ale jak na taką książkę cztery literówki to za dużo...
To jest ten rodzaj kryminału, który najbardziej kocham.
Biorę go do ręki, oglądam zagadkową, swoją drogą świetną okładkę, rozsiadam w barowym krzesełku dla starszych bufetowych, odchylam głowę do tyłu. I tą głową odsłaniam kurtynę świata A.Christie.
Wsadzam ją tam całą i pochłania mnie to wydarzenie całkowicie.
Jeszcze chwilę czuje smyranie kurtyny rzeczywistości, ale z...
2010-09-22
Agatha Christie to nie tylko autorka kryminałów, to kobieta poprzedniej, fascynującej epoki. Zaczyna opowiadać od najmłodszych lat, gdy kobiety były kruche i mdlały - bo taka była moda, przechodzi do okresu wojny, jak i do czasów dzisiejszych.
Mało kto wie, że była córką Amerykanina i uroczej, angielskiej damy. Wychowywała się jeszcze w spuściźnie wiktoriańskiego myślenia i w otoczeniu ważnych osób, generałów, lekarzy i polityków. Mimo, że jej rodzina bogata na ówczesne czasy nie była (minimum to trzyosobowa służba, rodzina Miller miała dwie) zaznała życia na balach i w wielkich domach. Anegdotki, przemyślenia dodane do biegu historii sprawiają, że z fascynacją można opowiadać o autobiografii A.Christie.
W czasie wojny młoda Agatha była pielęgniarką, potem farmaceutką. Jej życie było pełne poświęcenie, wydarzeń, niesamowitych i przedziwnych incydentów. Sama pisze o sobie z humorem, dystansem.
Zdecydowanie polecam, bardzo dobra książka!
Agatha Christie to nie tylko autorka kryminałów, to kobieta poprzedniej, fascynującej epoki. Zaczyna opowiadać od najmłodszych lat, gdy kobiety były kruche i mdlały - bo taka była moda, przechodzi do okresu wojny, jak i do czasów dzisiejszych.
Mało kto wie, że była córką Amerykanina i uroczej, angielskiej damy. Wychowywała się jeszcze w spuściźnie wiktoriańskiego myślenia...
2010-09-30
Olandia. Zimne podmuchy wiatru, fale uderzające o kamieniste wybrzeże. Mgła. Czysta atmosfera tajemnicy. Lata drugiej wojny światowej, lata po niej. Dodatkowo paleta najciekawszych życiorysów. To daje nam ta książka. Genialny projekt okładki i przyjemna narracja nic tylko zachęcają do czytania, więc cóż robić?
Julia, to matka, która nie pogodziła się z zaginięciem syna. Cała rodzinna miejscowość jest przekonana, że chłopiec nigdy nie wróci. Ona jedna w to nie wierzy. Działa to na nią destrukcyjnie, jedynym przyjacielem jest tabletka i butelka wina. Ciągle na L4. Między czasie wtrącane są retrospekcje z życia Nilsa Kanta, miejscowego zbrodniarza, którego ojciec Julii oskarża o wszystkie mordy w ich mieście. Zresztą, jak reszta mieszkańców. Akcje napędza mały sandałek Jensa, syna Julii, który sprowadza ją z powrotem do rodzinnej miejscowości i zmusza do poszukiwań następnych poszlak. W końcu...najgorsza jest niepewność.
Może to mój osobisty schiz z klasy humanistycznej, ale warto zwrócić uwagę, jaki spory nacisk położony jest na sam moment zmierzchu. To po nim Julia walczy najzacieklejsze bitwy ze swoimi myślami, to po nim wszystko zamiera, a każdy ruch jest podejrzliwy. To on przykrywa dowody uciekającego dnia.
Jestem pewna, tego że sięgnę po drugą część zatytułowaną "Nocna zamieć". Jestem pewna, że ta część mnie zachwyciła. Ale...nie jestem pewna, co najbardziej mi się podobało. Chyba realistyczny świat. Starszy pan był starszym panem, nie mścił wnuka rzucając krzesłami, miał swój reumatyzm, miał swój wiek. Natomiast mieszkańcy nie byli ani filmowi ani bajkowi. REALISTYCZNI. Policja w małym, turystycznym miejscu nie była bojowa, nie miała 10 policjantów i super laboratorium z małym dexterem i szafą. Wiemy, że tacy ludzie mogli być i może nawet spotkaliśmy podobne charaktery w swoim życiu. Genialna powieść z niesamowitym klimatem. Nic więcej, nie mogę powiedzieć, by nie uszczypnąć wam z radości czytania. Ja? Jestem zachwycona i pewna, że warto ją polecić.
Olandia. Zimne podmuchy wiatru, fale uderzające o kamieniste wybrzeże. Mgła. Czysta atmosfera tajemnicy. Lata drugiej wojny światowej, lata po niej. Dodatkowo paleta najciekawszych życiorysów. To daje nam ta książka. Genialny projekt okładki i przyjemna narracja nic tylko zachęcają do czytania, więc cóż robić?
Julia, to matka, która nie pogodziła się z zaginięciem syna....
2010-11-18
Ta książka Terakowskiej to baśń. Nic dziwnego, więc że znalazłam ją na półce w dziale dziecięcym. Jeśli jesteśmy już za starzy i wstydzimy się czytać baśni to nasz błąd. Mamy tu historię idealnego królestwa, które zakopało jakąkolwiek broń, by nie było już wojny. To i bogactwo idealnego miasta kusiło dzikie plemiona ze Stepów, w końcu je zdobyli. Paląc czarownice, a nawet kobiety, które nie miały za dużo wspólnego z czarownicami, za wspomnienie o majestacie Królestwa przed najazdem można było być wynagrodzonym niezapomnianym spotkaniem z katem. Jest jedna jedyna nadzieja w istocie o włosach koloru zboża i oczach koloru burzy...
Książka o dojrzewaniu do władzy i o jej charakterze. O miłości, oddaniu, władzy i wychowaniu. Czy można nauczać bez miłości? Czy można naucz jej? Mała dziewczynka od wieku dziecka do okresu, kiedy jest panienką wychowywana jest przez czarownice, w jakim celu, ma się dowiedzieć "kiedyś", bez imienia, daleko od ludzi, Nikczemny wręcz plan edukacji młodego umysłu ma swoje dziury, które wyjdą dopiero gdy dorośnie. Czyż nie jest tak teraz? Psychologowie rozwodzą się nad znaczeniem naszego dzieciństwa, więc trudno temu zaprzeczyć.
Warto zwrócić uwagę, jak autorka głaszczę nasze ego celebrując pismo, poezję i wrażliwość, podkreślając wręcz teatralnie różnicę pomiędzy ZŁYMI najeźdźcami, którzy sami niczego nie tworzą, a pismo potrzebne tylko do statystyk, do DOBRYCH mieszkańców, którzy kochają poezję, pieśni, księgi i potrafią tworzyć.
Motyw wędrówki, motyw walki dobra ze złem, przenikanie się realności z subrealnością i wszelkie głębokie przekonania, że dobro zwycięży. Oklepane, bywa nudne, sztampowe, ale to i tak we mnie nie zabije ciągłej miłości do bajek i baśni, dlatego ja lubuję się i chwalę tą książkę pod niebiosa, którą z radością przeczytałam praktycznie samą w jednej kąpieli. Dawno mnie nic tak nie wciągnęło. Chyba nigdy nie wyplewię w sobie dziecka. Może nawet to i dobrze?
Ta książka Terakowskiej to baśń. Nic dziwnego, więc że znalazłam ją na półce w dziale dziecięcym. Jeśli jesteśmy już za starzy i wstydzimy się czytać baśni to nasz błąd. Mamy tu historię idealnego królestwa, które zakopało jakąkolwiek broń, by nie było już wojny. To i bogactwo idealnego miasta kusiło dzikie plemiona ze Stepów, w końcu je zdobyli. Paląc czarownice, a nawet...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-02-21
Rzadko zwracam uwagę na wygląd autorki, ale jak zobaczyłam ją w książce nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że wygląda, jak bohaterka książek Stiega Larssona. Wydaje się być niesamowita... Sofi Oksanen jest finką, choć pochodzenia fińsko-estońskiego. Co zdecydowanie ma odbicie w jej powieści.
Aliide Truu jest samotną, starszą kobietą, mieszkającą na wsi. Pewnego dnia znajduje na swoim podwórku brudną, przestraszoną dziewczynę w obdartych ciuchach. Mimo uprzedzeń i obaw wpuszcza ją do domu. Zara, bo tak na imię miała dziewczyna pochodziła z Rosji i nie znalazła się u Aliide, tak całkowicie przypadkowo. Ich spotkanie jest koleją wielu nieszczęśliwych wydarzeń. Książka posiada wiele retrospekcji do czasów wojny oraz Estońskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, dzięki czemu poznajemy coraz to więcej sekretów rodzinnych. Najbardziej podobają mi się wtrącenia o obyczajowości ludzi ze wsi, jak i społecznych nastrojach lat trzydziestych i czterdziestych.
"Oczyszczenie" to opowieść o miłości silniejszej od więzów rodzinnych, takiej, która doprowadza ludzi do szaleństwa, a gdy nie potrafią jej opanować pcha ich w ramiona czystego zła. Tak dokonujemy złych wyborów. Jestem zdania, że ta historia i zakończenie jest przeszyta nićmi desperacji. Człowiek nie wie, co dalej począć, nie ma pomysłu, jak poradzić sobie z życiem i stawia wszystko na jedną kartę. Nie jestem pewna, ale chyba to najbardziej mi się podobało się w tej książce. Desperacja to zjawisko, które pojawia się często w naszym życiu, choć wstyd do niej się przyznać. Skoro ludzie ją pomijają ją to czemu autorzy książek mają o niej pisać?
Rzadko zwracam uwagę na wygląd autorki, ale jak zobaczyłam ją w książce nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że wygląda, jak bohaterka książek Stiega Larssona. Wydaje się być niesamowita... Sofi Oksanen jest finką, choć pochodzenia fińsko-estońskiego. Co zdecydowanie ma odbicie w jej powieści.
Aliide Truu jest samotną, starszą kobietą, mieszkającą na wsi. Pewnego dnia znajduje...
2011-06-02
"Głos naszego cienia" to drugie moje spotkanie z Jonatanem Carrollem. Po pierwszym przy "Krainie Chichów" zapajałam chęcią poznania większej ilości książek tego autora, do tego stopnia, że dwie pojawiły się na mojej półce. Wybór tych lektur padł chyba przypadkowo, wybierałam co ciekawsze tytuły, a wiadomo, parafrazując znane powiedzenie nie ocenia się książki po tytule, więc zabrałam się do czytania.
"Głos naszego cienia" to tytuł opowiadania, napisanego przez głównego bohatera i za razem narratora Josepha Lennoxa. W pierwszej części książki poznajemy Josepha i jego brata Rossa w latach dzieciństwa. Ross był tym co pochłaniał całą uwagę matki, istny diabeł w skórze dziecka, gdy tylko dorósł do nastoletnich lat stał się zwykłym chuliganem. Często dręczył młodszego brata, Josepha wraz ze swym przyjacielem, Bobbym. W wyniku nieszczęśliwego wypadku rodzina Lennoxów została rozbita, a "Głos naszego cienia" napisany. Ta część kończy się wyjazdem do Wiednia i poznaniem niezwykłego małżeństwa Tate, Indii i Paula. Do tej pory wszystko toczy się normalnym torem, nic czytelnika nie zaskakuje, historia, jak każda inna bez drugiego sedna, choć pojawia się parę wartych zapisania cytatów. Następuje załamanie i wchodzi magia, niezrozumiałe wydarzenia, zdrada, śmierć przyjaciela i zagadka. Od tego momentu książka nie chce nam wyjść z dłoni.
Joe Lennox jest nudziarzem. Zwykłym nudziarzem, a jednak Carroll opatrzył go czymś, za co czytelnik go lubi. Fart? Nudziarz z fartem - to już brzmi lepiej, ale to chyba nie to. Jest szablonowy, ale to co w okół niego się dzieje nie. India i Paul nadają mu wyrazu, jako jego przyjaciele i to chyba przez nich nie porzuciłam tej książki po 50 stronach. Na prawdę nie lubię fajtłap. Drażnią mnie swoją nieporadnością, tym jak bardzo są nijacy, a jednak książkę doczytałam i nawet uważam ją za dobrą. Jak to się stało? Został zuniwersalizowany, jego historia i życie. Dopasowujemy do tego co znamy, do osób, które są dla nas rzeczywiste.
Ta książka to opowieść o przeszłości, która zawsze do nas wróci, ba! Nawet nigdy nas nie opuści. Zakończenie dobre, nierealistyczne, zaskakujące. Nigdy nie uciekniemy. Po prostu.
"Głos naszego cienia" to drugie moje spotkanie z Jonatanem Carrollem. Po pierwszym przy "Krainie Chichów" zapajałam chęcią poznania większej ilości książek tego autora, do tego stopnia, że dwie pojawiły się na mojej półce. Wybór tych lektur padł chyba przypadkowo, wybierałam co ciekawsze tytuły, a wiadomo, parafrazując znane powiedzenie nie ocenia się książki po tytule,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-08-17
Mam taki odruch bawienia się ksiażką podczas czytania. Wertuje sobie strony jedną ręką, najczęściej te jeszcze nie czytane. Nigdy nie zepsuło mi to zakończenia, bo szybkość opadanych
stron była za duża. Chyba mam ukrytą nadpobudliwość. Jednak przy tej książce na ostatnich stronach są... przepisy kulinarne! Tak niestety bardzo przyciągają wzrok. Mimo, że książkę
można przeczytać jednym tchnem, to mi zajęło to dużo dłużej, bo cały czas zastanawiałam się: Jak smakują zielone pomidory?
Zdziwiłam mnie reakcja jaką wywołała u mnie ta książka. Jest pełna tragedii, śmierci, niepowodzeń, a mimo to odbieram ją jako pozytywną. Właściwie czytałam o strasznym,
nieszczęśliwym wypadku i się uśmiechałam! Przez chwilę zastanawiałam się, co ze mną jest nie tak! Potem spojrzałam jeszcze raz na książkę i już wiedziałam, że to jej wina. Pani Flagg
tak ją napisała, że ciężko się nie uśmiechać. Jest lekka, przyjemna i pochłaniająca. Niby nic specjalnego - opowiada o losach małego kolejowego miasteczka. Takiego z nudnym biuletynem,
takiego z miejscowym bohaterem, miejscowym postrachem i miejscowymi opowieściami. Przyznam, że ostatnio często czytam książki, w których akcja dzieje się w takim miejscu. Jednak
Whistle Stop jest pełne doskonale zarysowanych przez Panią Flagg postaci. Przy tej książce nie można użyć słów "Głównym bohaterem jest...", bo cokolwiek padnie zaraz po nich będzie
za dużym uogólnieniem. Każdy bohater ma swój niepowtarzalny charakter i miejsce. Pozbycie się jednego z nich zaburza harmonię tej historii.
Evelyn Couch jest z tych kobiet, które nigdy nie zrobiły nic by wyróżniać się z tłumu. Sama mówi, że wyszła za mąż, by nie być starą panną, urodziła, by nie być bezpłodną. Mimo posiadania rodziny jest samotna i smutna. Przy najmniej dopóki nie spotka Ninny Threadgoode. Ta pogodna staruszka to jedna z mieszkanek domu spokojnej starości Rose Terrace. Tam wszyscy są zgorzkniali i ciągle mają jakieś pretensje do świata, w tym teściowa Evelyn. Podczas ich spotkań odżywają wspomnienia Ninny, a w nich kawiarenka z niezwykłym menu. W nim oprócz tytułowych zielonych pomidorów znajdziemy także... kotlet z trupa. Jak widać właścicielki Ruth i Idgie mają poczucie humor, mimo traumatycznych wydarzeń w nich życiu. W swej kawiarence nie tylko tworzą przepyszne dania, ale i niesamowitą atmosferę. Z tego miejsca nitk nie odszedł głodny, a wracanie do niego wspomnieniami tworzy sentymentalny obraz Whistle Stop.
Powieść pełna ciepła, miłości. W której nawet Ku-Klux-Klanem i proces o morderstwo mogą wywołać uśmiech.
Na chandrę.
Na słońce.
Na deszcz.
To po prostu trzeba przeczytać.
Mam taki odruch bawienia się ksiażką podczas czytania. Wertuje sobie strony jedną ręką, najczęściej te jeszcze nie czytane. Nigdy nie zepsuło mi to zakończenia, bo szybkość opadanych
stron była za duża. Chyba mam ukrytą nadpobudliwość. Jednak przy tej książce na ostatnich stronach są... przepisy kulinarne! Tak niestety bardzo przyciągają wzrok. Mimo, że książkę
można...
2011-11-09
Jonathan Caroll otworzył sobie drzwi do mojego serca powieściami: "Kraina Chichów", "Głos naszego cienia". Co tu dużo mówić, zdobył mnie swoim ciekawymi tytułami, wątkami, książkami, no i nieskończoną ilością pozytywnych recenzji. Autorowi nie można odmówić własnego stylu, wyobraźni i talentu. W każdej książce jest dla nas coś nowego, innego, ale jak udało mi się zauważyć opartego na podobnym schemacie. Caroll dostarcza nam prosty, ciekawy wątek, potem fabuła się łamie, kruszy, pęka i jednocześnie wybucha, a my czytamy książkę z podziwem i wulkanem emocji.
W kolejnej pozycji Carolla, która wpadła w moje ręce będzie całkiem inaczej. Dostaniemy dziwną historią prosto w twarz na pierwszych stronach, potem dopiero powieść przybierze bardziej normalne wymiary, a w zakończeniu... już nic nas nie będzie dziwić. Każdy bohater w tej książce jest głównym bohaterem, każdy element tej powieści jest najważniejszym elementem. O czym w takim razie jest? O oczekiwaniu, nieświadomości i ... śmierci. Mimo poważnych tematów, jakie podejmuje Caroll, ta książka nie jest zarezerwowana tylko dla najbardziej inteligentnych czytelników. Ma nietypową fabułę, ale narracja prowadzona jest przystępnie, lekko, jakby mowa była o kwiatkach, łąkach i przepisie na ciasto dyniowe. Autor bawi się z nami, jak z dziećmi wodząc raz na wysepkę zadowolenia, raz na wielką wyspę zwątpienia, ciągle prowadząc po swoim świecie i ciągle pokazując coraz to ciekawsze miejsca. Tą książkę zamyka się z lekkim uśmiechem i nowo pozyskaną energią na działanie. W jakimkolwiek kierunku. Brzmi dziwnie, tym bardziej, że książka jest o Śmierci. Tutaj oczywiście trafi swoją kosę, czarny płaszcz i kościotrupi wygląd, ale zyskuje ludzką twarz i wszystkie najgorsze ludzkie cechy. Cóż nie jest gorsze od człowieka posiadającego wielką, nieograniczoną władzę?
Podsumowując, "Na pastwę Aniołów" trafia na listę moich ulubionych książek. A Jonathan Caroll, jako pisarz zyskuje coraz więcej w moich oczach. Wciągająca, inspirująca powieść- wszystko to, czego oczekujemy od dobrej książki.
Jonathan Caroll otworzył sobie drzwi do mojego serca powieściami: "Kraina Chichów", "Głos naszego cienia". Co tu dużo mówić, zdobył mnie swoim ciekawymi tytułami, wątkami, książkami, no i nieskończoną ilością pozytywnych recenzji. Autorowi nie można odmówić własnego stylu, wyobraźni i talentu. W każdej książce jest dla nas coś nowego, innego, ale jak udało mi się zauważyć...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-05-28
2012-07-08
Śmiałam się przy tej książce, komentowałam, zapisywałam komentarze. Czułam się, jakbym poznała Carrolla, choć tylko czytam marną namiastkę jego bloga. Jest tak żywy, jego 'notki' są jakby zapowiedziami przemyśleń, które wpycha w swoje książki, wszystko jest takie jego. Błyskotliwe, osobliwe, niezwykłe. Chyba za to należy przede wszystkim kochać tą książkę.
Śmiałam się przy tej książce, komentowałam, zapisywałam komentarze. Czułam się, jakbym poznała Carrolla, choć tylko czytam marną namiastkę jego bloga. Jest tak żywy, jego 'notki' są jakby zapowiedziami przemyśleń, które wpycha w swoje książki, wszystko jest takie jego. Błyskotliwe, osobliwe, niezwykłe. Chyba za to należy przede wszystkim kochać tą książkę.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
“Wnuczka Pana Linha” to krótka opowieść o starcu, którego wyrwano z jego świata gwałtownie I brutalnie, wysyłając do obcego kraju. Nie zna ani języka, ani historii, ani życia w tym nowym świecie. W rękach nosi tylko córeczkę swojego ukochanego syna, w głowie ma tylko wspomnienia swojego kraju, a w kieszeni starą wyblakłą fotografię. Nowe miejsce nie przypomina jego domu, a w domu dla uchodźców tylko się z niego śmieją. W tym świecie Pan Linh znajduje przyjaciela. Forma tej historii, jak I narracja przypominają mi książki Schmitta. Cóż tu więcej mówić? Tak wzruszająca, nie pozostawiająca nic do dodania opowieść nie potrzebuje obszernej recenzji. Niektóre książki tak mają - są po prostu esencją, samą radością czytania, z jej zamknięciem proces czytania się nie kończy, zmienia swoją formę I zostaje nam w głowie.
“Wnuczka Pana Linha” to krótka opowieść o starcu, którego wyrwano z jego świata gwałtownie I brutalnie, wysyłając do obcego kraju. Nie zna ani języka, ani historii, ani życia w tym nowym świecie. W rękach nosi tylko córeczkę swojego ukochanego syna, w głowie ma tylko wspomnienia swojego kraju, a w kieszeni starą wyblakłą fotografię. Nowe miejsce nie przypomina jego domu, a...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to