-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński8
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać459
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2016-08-24
2016-02-21
2015-05-27
2015-01-18
"Vaclav Havel - autor wielu błędów i pomyłek". Taką wizytówkę Havel wydrukował sobie sam. Dlaczego? Wywiad-rzeka, zapiski codzienne oraz fragmenty dokumentów składające się na "Tylko krótko, proszę" pokazują Havla marzyciela, miłośnika paradoksów, a nie administratora. Bije z nich mądrość, ciepło i dobry smak. A tytuł? Tytuł nawiązuje do pewnego dziennikarza, który prowadząc program tv, nie dał się wypowiadać zapraszanym przez siebie gościom.
Nie brak tu istotnych rozważań na tematy społeczne i polityczne. Poglądy Havla na służbę publiczną, wagę kodeksu moralnego, Unię Europejską są niezwykle aktualne. Ba, już w 1994 roku pisał o tym, że UE potrzebuje prezydenta, a także o wartości okręgów jednomandatowych! Przenikliwie twierdził, iż partie polityczne zawsze walczą o system najkorzystniejszy dla siebie, a nie dla państwa. Ujęła mnie perspektywa, z jakiej Havel patrzył nie tylko na Czechy, ale i na świat. Podoba mi się jego mocny dystans do globalizacji. Porusza opowieść o walce o myślnik w kontekście współistnienia Czech i Słowacji. Ujmuje mnie to, że punktował niszczenie krajobrazu pod pozorem budowania stref przemysłowych, które mają zapełnić zagraniczni inwestorzy, którzy i tak za 5 lat wybiorą Pakistan. Niesamowicie celne wydają mi się uwagi o zdegenerowanej demokracji, którą nazywa "postdemokracją" - eleganckim mechanizmem do tego, by rządzili wciąż ci sami, lecz żeby się wydawało, że obywatele wciąż na nowo ich wybierają. I jeszcze jedno. Serce moje Havel zdobył "brandingiem" - miał odwagę powiedzieć, że koszulki czeskich hokeistów bardziej reprezentują skodę i garnki, niż Republikę Czeską…
Burżuazyjne dziecko, laborant, żołnierz, montażysta sceniczny, autor teatralny, dysydent, więzień, prezydent, emeryt, publiczny fenomen i pustelnik, rzekomy bohater i tajny trzęsityłek. Człowiek, żyjący w świecie paradoksów, które nie tylko się nie wykluczały, ale potrafiły ze sobą współpracować.
Wiele w tych zapiskach cudownych anegdot. Na przykład - czy pisanie przez prezydenta państwa przemówień jest pracą? I jak to udowodnić współpracownikom, którzy planują mu dzień? Co zrobić z darami, jakie otrzymuje prezydent? Na przykład z kośćmi, Świętego Wacława co prawda, ale jednak kośćmi. Albo z milionem czeskich koron. Czym jest dwór prezydencki i po co na Hradzie potrzebne są elementy "odpatetyzowujące"? Dlaczego Panu Rechtaczce trzeba przypominać o napełnieniu zapalniczki, a współpracowników informować o tym, że w składziku na odkurzacze zamieszkał nietoperz i nie należy mu przeszkadzać?
Żeby zachęcić Was do przeczytania tej książki, przywołam słowa, jakimi Havel przywitał na Hradzie papieża: "Witam Waszą Świątobliwość wśród nas, grzeszników".
| Ma
Vaclav Havel, Tylko krótko, proszę. Rozmowa z Karelem Hvizdalą, zapiski, dokumenty, Wydawnictwo Znak, Kraków 2007
"Vaclav Havel - autor wielu błędów i pomyłek". Taką wizytówkę Havel wydrukował sobie sam. Dlaczego? Wywiad-rzeka, zapiski codzienne oraz fragmenty dokumentów składające się na "Tylko krótko, proszę" pokazują Havla marzyciela, miłośnika paradoksów, a nie administratora. Bije z nich mądrość, ciepło i dobry smak. A tytuł? Tytuł nawiązuje do pewnego dziennikarza, który...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-01-08
Nieznośna lekkość bytu - tytuł, który jednocześnie jest opowieścią o tej książce. A właściwie trzech książkach. Z jednej strony bowiem przeplatają się w niej losy Tomasza i Teresy, w trójkącie z Sabiną. Z drugiej śledzimy wszystko, co działo się w Pradze w roku 1968 - ze wszystkimi konsekwencjami, jakie dotknęły Czechów. Z trzeciej czytamy dysertację filozoficzną Kundery.
Najbardziej poruszają mnie w Nieznośnej lekkości rozciągnięte do granic możliwości dychotomie. Bohaterowie żyją w świecie albo-albo, bez złotego środka. Albo lekkość, albo ciężar. Albo rozwiązłość, albo asceza. Albo dusza, albo ciało. Albo biel, albo czerń.
Ujął mnie fragment, w którym Kundera porównuje znaczenie słów - co rozumie przez dane słowo Sabina, a co Franz. Blisko tu do prywatnej mitologii, osobistych symboli zbudowanych przez palimpsesty znaczeń i doświadczenia. Blisko… a jednocześnie tak daleko do porozumienia/zrozumienia. Niezrozumiałe słowa to: kobieta, wierność i zdrada, muzyka, światło i ciemność, pochody, piękno Nowego Jorku, ojczyzna Sabiny, cmentarz.
Kundera bawi się czytelnikiem, dyskutuje, prowokuje, wymaga uwagi i wysiłku. Emocje sięgają zenitu i niejednokrotnie postawieni zostajemy przed lustrem z pytaniem, czy dla mnie byt jest lekki, czy ciężki? Intryguje, łącząc etykę z estetyką. Stawia pytania o naturę, istotę bytu, w jego wymiarze ludzkim, historycznym, społecznym. Pełno tu dychotomii, analogii, pęknięć. Lekkość okazuje się brzemienna w skutkach. Zawsze. A Nieznośną… należy sobie od czasu do czasu przypomnieć. Warto.
| Ma
Milan Kundera, Nieznośna lekkość bytu, Wyd. Porozumienie Wydawców - Kanon na koniec wieku, Warszawa 2001
Nieznośna lekkość bytu - tytuł, który jednocześnie jest opowieścią o tej książce. A właściwie trzech książkach. Z jednej strony bowiem przeplatają się w niej losy Tomasza i Teresy, w trójkącie z Sabiną. Z drugiej śledzimy wszystko, co działo się w Pradze w roku 1968 - ze wszystkimi konsekwencjami, jakie dotknęły Czechów. Z trzeciej czytamy dysertację filozoficzną...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-11-26
2014-09-08
2014-06-06
Oj, oj, oj, jak ja lubię tę książkę. Bezprecedensowa, bezpruderyjna, bezpardonowa. Obowiązkowa lektura dla każdej kobiety, ba facet też się z niej wiele dowie!
Cykl rozmów dotyczy nie tylko seksu, ale przede wszystkim kobiecości i bycia w relacji, także z samą sobą. Przemyślenia oscylują wokół edukacji, orientacji, fantazji i realiów, zdrady, małżeństwa, a przede wszystkim o rozwoju seksualności w ciągu kobiecego życia. Fascynujące!
Na całość składa się 15 rozmów, każda dotyczy innego tematu - namiętności, pożądania, radości, przyjemności, stereotypów, wychowania, manipulacji, porozumienia, przyjmowanych masek i odgrywanych ról, atrakcyjności, kryzysów, "zabawek", masturbacji, orgazmu, dorastania, przemijania i rozwoju. Czyli tego wszystkiego, co wpływa na jakość naszego seksualnego życia.
Czy będzie bardziej udane po lekturze tej książki? Nie wiem. Ale jestem pewna, że będzie bardziej świadome. Bez owijania tematu w bawełnę Alicja Długołęcka i Paulina Reiter stawiają wiele ważnych pytań o naszą, kobiecą seksualność i prowokują niejedną odpowiedź. Bez wątpienia warto się w tę rozmowę włączyć.
| Ma
Alicja Długołęcka, Paulina Reiter, Seks na wysokich obcasach, Agora SA, Warszawa 2011
Oj, oj, oj, jak ja lubię tę książkę. Bezprecedensowa, bezpruderyjna, bezpardonowa. Obowiązkowa lektura dla każdej kobiety, ba facet też się z niej wiele dowie!
Cykl rozmów dotyczy nie tylko seksu, ale przede wszystkim kobiecości i bycia w relacji, także z samą sobą. Przemyślenia oscylują wokół edukacji, orientacji, fantazji i realiów, zdrady, małżeństwa, a przede...
2014-06-02
Po "Prababkę" sięgnęłam po raz wtóry po przeczytaniu "Lunatycznej krainy". Potrzebowałam zanurzenia się w micie, a przecież "Prababka" to gwarantuje. Opowieść podzielona jest na trzy części. W każdej z nich rządzi nie pamięć, a wyobraźnia małego Owiewki.
"Prababka" jest historią o umieraniu, dojrzewaniu, dorosłości, dzieciństwie, walkach i wojnach, a przede wszystkim Chlebowym Drzewie. Pokazuje przeogromną siłę wyobraźni małego dziecka. Bo to przecież Owiewka opowiada nam świat - czasem drastyczny, czasem śmieszny, czasem nostaligiczny. Konfabuluje na faktach.
Oto umiera prababka. Ale czy naprawdę odchodzi, czy żyje w Chlebowym Drzewie? Trzeba o nie walczyć, troszczyć się, opiekować. Nawet, jeśli dojdzie do strat w ludziach, za wszelką cenę.
Oto dochodzi do inicjacyjnego aktu. Ciepłe-Miękkie-Coś Długiej Gośki długo nie daje Owiewce spokoju. To przecież w nim schowane było wszystko. A grzech jest owłosiony.
Oto Ślepy Generał wprowadza stan wojenny. Przez świat przetaczają się czołgi, a podróż pociągiem mnoży światy. Ludzie zakładają czapki-niewidki. I znikają, jeden po drugim.
Opowieści, przypowieści, mity i historie swobodnie płyną w nurcie "Prababki". Mnie najbardziej ujęła ta o duszy i glinie. Że dawno, dawno temu dusze były czyste. Ale potem Bóg wpadł na szatański prawie pomysł i każdą duszę obtoczył w glinie. A z biegiem czasu dusze zapomniały o swojej prawdziwej naturze, tak bardzo przyzwyczaiły się do otaczającej je skorupy. Ale ona pęka i rozpada się, a Bóg patrzy na to i się śmieje. Bo po co lepić nowe ciała?
"Prababkę" polecam. Jest wielkiej urody grą z wyobraźnią, zabawą z pamięcią i kuglarstwem literatury. "Tyrdum-dyrdum-kogel-mogel jestem-stadem-czarnych-owiec".
| Ma
Mariusz Sieniewicz, Prababka, Wydawnictwo Portret, Olsztyn 1999
Po "Prababkę" sięgnęłam po raz wtóry po przeczytaniu "Lunatycznej krainy". Potrzebowałam zanurzenia się w micie, a przecież "Prababka" to gwarantuje. Opowieść podzielona jest na trzy części. W każdej z nich rządzi nie pamięć, a wyobraźnia małego Owiewki.
"Prababka" jest historią o umieraniu, dojrzewaniu, dorosłości, dzieciństwie, walkach i wojnach, a przede wszystkim...
2013-07-07
Sięgnęłam po "Kongres" po raz kolejny z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że chwilę wcześniej skończyłam czytać "Płytki umysł…" Nicholasa Carra. Po wtóre - z powodu filmu, który miał swoją premierę podczas tegorocznego Cannes, a do polskich kin trafi jesienią; filmu inspirowanego "Kongresem…", którego reżyserem jest Ari Folman (vide: "Walc z Baszirem").
"Kongres Futurologiczny" dał mi solidnego łupnia… i oczywiście nie udzielił ani promienia nadziei na przyszłość. Za to pozostawił mnie z ogromną ilością pytań dotyczących kierunku rozwoju naszej cudownej cywilizacji komercyjnego dobrobytu, która - zapewne - kiedyś "rypnie". I z koszmarami, które podczas lektury, pojawiały się w moich snach.
Lem pokazuje jeden ze światów możliwych, ale czy naprawdę jest on tak bardzo odległy? Walka na urojenia przecież istnieje już teraz - wystarczy włączyć główne wydanie wiadomości, by się o tym przekonać. Czy środki chemiczne mamiące ludzkie zmysły są dziś czymś nierzeczywistym?
Lem wysyła nas na Kongres Futurologów, jak do Platońskiej jaskini. Każde wypić - jak Alicji - napój, ale nie podaje antidotum na Krainę Czarów. Pozwala uwierzyć w Białego Królika: piękny, harmonijny świat przyszłości, w którym doznania regulowane są dyfuzorami, a świat ludzkiej protetyki działa bezbłędnie. Otrzymujemy jednak niezwykły przywilej - książka, którą trzymamy w dłoniach, pozwala odłączyć się od matrixa.
Czy na pewno?
Ma
| Stanisław Lem, Kongres Futurologiczny […]. Dzieła. Tom II, Biblioteka "Gazety Wyborczej", Warszawa 2008
Sięgnęłam po "Kongres" po raz kolejny z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że chwilę wcześniej skończyłam czytać "Płytki umysł…" Nicholasa Carra. Po wtóre - z powodu filmu, który miał swoją premierę podczas tegorocznego Cannes, a do polskich kin trafi jesienią; filmu inspirowanego "Kongresem…", którego reżyserem jest Ari Folman (vide: "Walc z Baszirem").
"Kongres...
2013-11-18
Mam kłopot z tą książką. Niby towarzyszy mi od podstawówki (wtedy kupiłam ją za kieszonkowe), czasem ją porzucam, czasem do niej zaglądam. Trudno jest mi jednak ją jednoznacznie ocenić. Dlaczego?
Bo jest zbyt płaska nawet jak na postmodernizm. Ja nie lubię mieszania porządków, wiązania pod jednym hasłem odległych od siebie ideologii, posługiwania się tekstem bez kontekstu. A "Ścieżka radości" właśnie taka jest. Stara się (?) być traktatem filozoficznym, kompendium ćwiczeń fizycznych i oddechowych, zbiorem cytatów, wyborem pism. Ale z tych wszystkich wątków nie buduje się nic poza ogólnym poziomem ogólności… który jest niezwykle płytki. Naprawdę mam sprzeciw wobec stawiania w jednym szeregu chrześcijańskich mistyków z Sai Babą, Iyaengarem, Krishnamurtim czy Spinozą. Czuję bunt wobec opisywania ćwiczeń i nie ujawniania ich możliwego działania. A już szczególne weto mówię namawianiu do praktyki technik oddechowych bez jakiegokolwiek przygotowania i bez najmniejszego nawet uczulenia czytelnika - hola, hola, to nie zabawa. Dlatego momentami najchętniej rzuciłabym tę książkę w kąt.
Z drugiej jednak strony nie jestem w stanie tego zrobić. Bo mimo niezwykłej płycizny jest (bywa!) to książka inspirująca. Ale - ostrzegam - warto sięgnąć po nią, gdy zna się konteksty, żeby sobie nie splątać mózgu w imię głoszonych przez autorkę haseł. Warto wyczulić się na diametralnie różną optykę i nie budować płytkich paralel, bo nie dość, że nietrafione, to jeszcze mogą okazać się niebezpieczne. Dokładnie w takim samym stopniu, jak niebezpieczna może być praktyka jogi bez sensownego nauczyciela.
Zatem - ta książka na pewno nie będzie ani przewodnikiem, ani nauczycielem. Ale może być inspiracją. Jest podzielona na siedem dni, każdy z nich zaczyna się powitaniem, kończy refleksją o zmierzchu. W międzyczasie otrzymujemy zestawik ćwiczeń (powtarzam - bez opisu ich działania), kilka historii o "szczęściu" na przykładzie czy to przeżyć autorki, czy stworzonych w oparciu o życiorysy/teksty uczonych w piśmie - słowie - praktyce, pojawiają się miniatury, spotkania z mistrzami. Ale wszystko płytkie, płytkie, płytkie. Zgłębić rzekomy "przekaz" należy samemu - i ta książka na pewno w tym nie pomoże - nie odnajdziemy w niej nawet bibliografii. Ale może zainspiruje? Nie mam jednak wątpliwości, że nie nauczy ani myślenia, ani analizy, ani wyciągania jakichkolwiek wniosków czy wiązania faktów. Ten utkany przez autorkę dywan nigdzie nie poleci. Sam dla siebie jest impresją. Czy warto na nią tracić czas? Nie sądzę.
Ma
| Renata Saniewska, Ścieżka radości, Wydawnictwo Alfa, Warszawa 1993
Mam kłopot z tą książką. Niby towarzyszy mi od podstawówki (wtedy kupiłam ją za kieszonkowe), czasem ją porzucam, czasem do niej zaglądam. Trudno jest mi jednak ją jednoznacznie ocenić. Dlaczego?
Bo jest zbyt płaska nawet jak na postmodernizm. Ja nie lubię mieszania porządków, wiązania pod jednym hasłem odległych od siebie ideologii, posługiwania się tekstem bez kontekstu....
2013-07-09
Prawda - Fałsz, Oryginał - Kopia, Tworzenie - Odwzorowywanie. Dualny świat i jeden obraz, który nie dość, że łączy przeciwstawne pojęcia, to jeszcze zawiera w sobie inne obrazy - wszak Kolekcjoner znajduje się w swoim Gabinecie, między swoją Kolekcją.
Opowiadanie Pereca usatysfakcjonuje i historyków sztuki, i tych, którzy lubują się w zbrodniach przeciwko Sztuce i dla Sztuki. Tych, którzy na obrazy patrzą po to, by je "chłonąć" i tych, którym one są potrzebne do "analizy". A przede wszystkim czytelników, bo sposób, w jaki Perec pisze o sztuce jest całkowicie nie do podrobienia.
Na płótnie przedstawiającym piwowara Hermanna Raffkego w otoczeniu jego kolekcji malarz - Heinrich Kürz - umieścił całą historię sztuki: ponad sto obrazów. Dokonał tego jednak w specyficzny sposób - powielane są one w nieskończoność, ponieważ jednym z obrazów w gabinecie jest "Gabinet kolekcjonera", który przedstawia pomniejszoną kolekcję, również z kolejnym odwzorowaniem "Gabinetu…". Ale w każdym "odbiciu" uważne oko zauważy delikatne zmiany. To gra.
Widzowie "chłonący" sztukę przemieniają się więc w odbiorców "analizujących" - przychodzą do galerii zaopatrzeni w lupy, szkła powiększające, opracowania historyków… Wszak Raffke stworzył swoją kolekcję, polegając na znawcach - oni doradzali, co kupować, a szczegóły poszczególnych decyzji poznajemy i my.
Perec jest sprytny - wciąga nas w sam środek trompe l'oeil, fałszerstwa wynikającego z rzeczywistości tak realnej, jak i przedstawionej, zarzucając nas detalami i danymi godnymi znawców. Przytłacza informacjami… i nagle budzimy się w samym środku obrazu. Z wypiekami na twarzy czytamy o kolejnych tajemnicach "Gabinetu"… a finał zaskakuje nas co najmniej tak, jak tego, kto odkrywa, że trzy wymiary okazują się dwoma. A może dwa wymiary okazują się trzema (vide: "Życie. Instrukcja Obsługi" i puzzle)?
Żądza posiadania i pragnienie kontemplacji to dwa doświadczenia ściśle związane ze sztuką. Łączy je "dreszczyk". I dla tego "dreszczyku" warto "Gabinet kolekcjonera" przeczytać. Nie zawiedziecie się, gwarantuję.
Ma
| Georges Perec, Gabinet kolekcjonera. Historia pewnego obrazu, Wydawnictwo Lokator, Kraków 2010
Prawda - Fałsz, Oryginał - Kopia, Tworzenie - Odwzorowywanie. Dualny świat i jeden obraz, który nie dość, że łączy przeciwstawne pojęcia, to jeszcze zawiera w sobie inne obrazy - wszak Kolekcjoner znajduje się w swoim Gabinecie, między swoją Kolekcją.
Opowiadanie Pereca usatysfakcjonuje i historyków sztuki, i tych, którzy lubują się w zbrodniach przeciwko Sztuce i dla...
O tej książce przypomniałam sobie po obejrzeniu filmu Gusta Van den Berghe’a. Cóż to za przyjemność czytelnicza! Starzy Mistrzowie potrafią chwytać za serce!
Oto rozpisana na wersy liryczna opowieść o buncie aniołów. Niosący Światło (łac. Lucifer) zazdrości Adamowi. Rozgrywa się dramat rozpisany na 3 akty.
Moim zdaniem tekst napisany przez Joosta van den Vondla w roku 1654 (sic!) wart jest odczytania i dzisiaj. Zawiść, roszczenia, autorskie pomysły na to, jak być powinno, a jak nie jest… Muszę też przyznać, że tak niezwykle pięknych słów o relacji łączących Adama i Ewę, wypowiedzianych przez Anioła, który chwilę później upadł, w historii literatury jest niewiele. Tak mistycznego opisu ludzkiego świata dokonanego przez Aniołów, próżno szukać i w prozie, i w poezji. Bo van den Vondel odwraca hierarchię. Adam i Ewa stoją wyżej Aniołów. Zawsze stali. Od początku stworzenia. A iskrą zapalną zmiany stała się zazdrość i piękne słowa obietnic, którymi karmi się roszczeniowe masy…
Niezwykle aktualne?
Magda | 16.03.2016
Joost van den Vondel, Lucyfer, przekład, wstęp i opracowanie Piotr Oczko, Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych Universitas, Kraków 2002
O tej książce przypomniałam sobie po obejrzeniu filmu Gusta Van den Berghe’a. Cóż to za przyjemność czytelnicza! Starzy Mistrzowie potrafią chwytać za serce!
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toOto rozpisana na wersy liryczna opowieść o buncie aniołów. Niosący Światło (łac. Lucifer) zazdrości Adamowi. Rozgrywa się dramat rozpisany na 3 akty.
Moim zdaniem tekst napisany przez Joosta van den Vondla w roku 1654...