rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Przyznam, że czytając tę książkę, a nawet krótko po zamknięciu jej i odłożeniu na półkę podchodziłem do niej trochę lekceważąco. Ot historyjka o kasie, miłości i przypudrowanych noskach, której wariacjami i kopiami przesyciłem się już dawno temu. Jednak kiedy wraca do mnie i czasami zastanowię się nad postacią Gatsby'ego wpadam w melancholię, bo tak często łapiemy się na to samo. Wracamy myślami do przeszłości zdecydowanie zbyt często, dajemy sprawom dawno skończonym wpływać na te, które się jeszcze nie zaczęły. I chociaż zdajemy sobie sprawę, że raz przeżytych chwil nie da się przeżyć ponownie to zapominamy, że zbyt częste wspomnienia i marzenie o powrocie do pewnych rzeczy są bez sensu. Nasza wyobraźnia zdążyła już przeinaczyć fakty, a nasze myśli i oczekiwania smakują lepiej niż rzeczywistość, która przynieść może tylko rozczarowanie.

Przyznam, że czytając tę książkę, a nawet krótko po zamknięciu jej i odłożeniu na półkę podchodziłem do niej trochę lekceważąco. Ot historyjka o kasie, miłości i przypudrowanych noskach, której wariacjami i kopiami przesyciłem się już dawno temu. Jednak kiedy wraca do mnie i czasami zastanowię się nad postacią Gatsby'ego wpadam w melancholię, bo tak często łapiemy się na to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na początek wskazówka dla ludzi, którzy zastanawiają się czy sięgnąć po "Przygody fryzjera damskiego" i mają ten sam problem co ja. Jest to III tom serii o fryzjerze, ale spokojnie można na nim zacząć i na nim skończyć. Zaczynając czytać nie czułem jakbym zaczynał w połowie narracji, nie ma tu też żadnych odniesień do poprzednich tomów ani otwartego zakończenia.

Jedyną motywacją do przeczytania tej książki było polecenie mi jej przez osobę z którą lubię dyskutować na każdy możliwy temat, ten ceniony przeze mnie typ ludzi, który reaguje błyskiem w oku i niekłamanym uśmiechem na rozmowę o czymś takim jak książka. Jak tu nie skorzystać z okazji. Nie jest to jakaś wyjątkowo solidna lektura, ale zabawna, taka na odstresowanie, wyluzowanie, przyda ci się jako odskocznia od tych twoich Dostojewskich - tak jak z pamięci tutaj zacytowałem to mniej więcej brzmiało.

I trudno się nie zgodzić. Pewien osobnik nie do końca jeszcze normalny, zostaje po wielu latach wypisany - a raczej wykopany - z domu wariatów (nie bawmy się w eufemizmy o tak późnej porze), ponieważ ordynator założył spółkę i planuje w miejscu szpitala postawić supermarket. Wyrusza następnie do Barcelony w poszukiwaniu swojej siostry, ale Barcelona i jej mieszkańcy wcale nie wydają się dużo zdrowsi na umyśle. Czy to więksi wariaci żyją poza murami? A może to narracja oczami chorego zniekształca rzeczywistość? Potem rusza typowy kryminał. Brzmi ciekawie? O tak, początek jest bardzo obiecujący, ale po zamknięciu książki miałem mieszane uczucia. Największym fiaskiem okazała się tutaj nieumiejętność wykreowania postaci z krwi i kości, autor uległ dość typowej dla pisarzy o lewicowej wrażliwości skłonności do opierania rysów postaci na stereotypach i ogólnej narracji ideologicznej. I tak mamy dwie kobiety, ładną i głupią w opozycji do brzydkiej i mądrej, prezydenta miasta, który jest oczywiście gruby i głupi, przedsiębiorców kombinatorów, prawnik to wypisz wymaluj Saul Goodman, a czarny imigrant to złoty człowiek, bohater i ofiara zarazem. Nie chcę tutaj zanudzać analizami, ani wchodzić w temat postmodernizmu i wszystkich post, które za nim idą, bo w końcu jedyny powód dla jakiego zacząłem to czytać był humor. I tutaj krótko: jest dobrze, jest dużo, śmiech w głos, Frank Sinatra, pianino i płatki śniadaniowe.

Podsumowując chociaż nie jest to literatura, którą chciałbym czytać zbyt często mogę śmiało polecić tymi samymi słowami, jakimi mnie ją polecono, ale ostatecznie zrobię to po swojemu. Jeśli chcesz poczytać sobie coś niezobowiązującego, pośmiać się przy okazji i nie przeszkadza ci papierowość postaci i świata przedstawionego to do dzieła.

Na początek wskazówka dla ludzi, którzy zastanawiają się czy sięgnąć po "Przygody fryzjera damskiego" i mają ten sam problem co ja. Jest to III tom serii o fryzjerze, ale spokojnie można na nim zacząć i na nim skończyć. Zaczynając czytać nie czułem jakbym zaczynał w połowie narracji, nie ma tu też żadnych odniesień do poprzednich tomów ani otwartego zakończenia.

Jedyną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"O co nas pytają wielcy filozofowie" to taka przekąska wśród książek o filozofii. Leszek Kołakowski nie stara się tutaj wykładać dogmatów czy zagłębiać się w założenia całych systemów filozoficznych, a raczej zmusić do myślenia, chwili zadumy nad pytaniami, które wyciąga z zarysów poglądów głoszonych przez 10 wybranych przez siebie wielkich myślicieli z okresu od antyku po późne średniowiecze.

Opisy są aż nadto przystępne, pytania trafne i rzeczywiście można się złapać na dłuższym zamyśleniu nawet jeżeli założenia i pytania danego filozofa są nam już znane. Warto odnotować też, że całość przyprawiona jest bardzo dobrymi anegdotkami jak choćby ta o cyniku Diogenesie z Syropy, który teorię Zenona z Elei o niemożliwości ruchu i wielości obalał przechadzając się.

"O co nas pytają wielcy filozofowie" to taka przekąska wśród książek o filozofii. Leszek Kołakowski nie stara się tutaj wykładać dogmatów czy zagłębiać się w założenia całych systemów filozoficznych, a raczej zmusić do myślenia, chwili zadumy nad pytaniami, które wyciąga z zarysów poglądów głoszonych przez 10 wybranych przez siebie wielkich myślicieli z okresu od antyku po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Wspomnienia z domu umarłych" to powieść w formie luźnych zapisków opisująca przeżycia Aleksandra Gorianczykowa, który za zabójstwo żony został skazany na 10 lat katorgi. Nie trudno domyślić się, że Dostojewski posługując się Gorianczykowem opisuje tutaj własne doświadczenia z trwającego 4 lata zesłania, na które został skazany za rzekomą działalność wywrotową razem z innymi działaczami Koła Pietraszewskiego. Początkowo Dostojewski i jego towarzysze skazani byli na karę śmierci, lecz okazało się to tylko fortelem wymyślonym przez Cara, aby nastraszyć "spiskowców". Jeszcze jadąc na szafot pisarz był zapewniany przez strażników iż zostanie ułaskawiony.

Zaczynając czytać spodziewałem się utworu podobnego w duchu do poprzedniej, debiutanckiej powieści "Biedni ludzie" z tą różnicą, że Petersburską biedotę zastąpią skazańcy, spodziewałem się wszystkiego tego, czego dzisiejszy człowiek przepełniony obrazami z "archipelagu Gułag" czy "Tak daleko nogi poniosą" spodziewa się po Syberii.

Jakież było moje zaskoczenie, kiedy czytałem o nudzie codziennego życia w twierdzy, leżeniu odłogiem na miejscu pracy czy suto zastawionym świątecznym stole. Chociaż zdarzało się, że doskwierała mu samotność i jako szlachcic nie mógł liczyć na przyjaźń innych iwęźniów, Dostojewski za nic miał złe warunki, do karaluchów w kapuśniaku szybko się przyzwyczaił, a pracę potraktował jak darmową siłownię. Prawdziwy zuch. Zamiast zajmować się sprawami przyziemnymi od razu z zapałem, którego nie powstydziłby się Darwin na wyspie Galapagos przystąpił do obserwacji katorżników, analizowania stosunków między nimi jak i ogólnych zwyczajów panujących w tych ciężkich warunkach. Dostojewski analizował wszystko, począwszy od słówka wypowiedzianego mimochodem przez jednego z więźniów czy mimikę twarzy, po zachowania tłumu podczas większych wydarzeń jak obchody świąt czy organizacja więziennego teatru. Obserwacje te wykorzystuje do kreślenia niezwykle ciekawych portretów osobowościowych i refleksji nad możliwością resocjalizacji, skłonnościami do zbrodni, nad granicą między byciem człowiekiem, a całkowitym zbydlęceniem, nie uciekając w proste moralitety czy potępianie skazańców.

Rzeczą jaką najbardziej podoba mi się w "Wspomnieniach z domu umarłych" jest to, że niezwykły kunszt Dostojewskiego nie pozwolił wyrobić mi ostatecznego nastawienia wobec katorżników, ciągle musiałem redefiniować moje podejście, byłem zbijany z tropu. Na zmianę czułem litość, odrazę, a nawet sympatię, by znów zapałać odrazą i gniewem, gdy po budzącym współczucie opisie śmierci jednego ze skazańców na suchoty Dostojewski uderza opowieścią drugiego o maltretowaniu żony, a następnie bestialskim jej "zarżnięciu".

Czytając "wspomnienia z domu "umarłych" należy jednak pamiętać, że chociaż Dostojewski opisywał swoje własne przeżycia, to nie wszystko jest dokładnym opisem, wiele rzeczy zostało przez Dostojewskiego wykreowane, a jego szlacheckie pochodzenie znacznie ułatwiło mu pobyt na zesłaniu. Dzięki łapówkom nie musiał przejść pieszo ani jednego etapu, chociaż opisuje on, że podczas przydzielania do pracy szlachta nie miała żadnych przywilejów to źródła historyczne mówią, że pisarza, który był chorowitym szlachcicem wysyłano do pracy lekkiej dzięki której hartował się i nie było mowy o wyniszczeniu fizycznym, którego doznawali inni skazańcy. Mógł on też kupować jedzenie i uniknąć głodu, który towarzyszył zwykłym katorżnikom. Prawdą jest, że szlachta nie była lubiana przez współwięźniów pochodzących z gminu, jeszcze mniej lubiani byli Polacy. Szymon Tokarzewski, który dzielił niedolę z Dostojewskim, a nawet pojawił się na kartach powieści pisał jednak, że to Dostojewski izolował się od Polaków i jego stosunek do nich dyktowany był przez głębokie uprzedzenia, gdyż uważał on Polaków za naród o ubogiej kulturze i niezdolny do samostanowienia. Przez badaczy opis Syberii na kartach powieści Dostojewskiego nazywany jest często "syberyjską sielanką" z powodu przesadnego idealizowania syberyjskiej przyrody i ludności. Co ciekawe po opuszczeniu katorgi w liście do brata Dostojewski pisze o tym, że na łonie natury nie bywał, a Omsk jest paskudną mieściną.

"Wspomnienia z domu umarłych" to powieść w formie luźnych zapisków opisująca przeżycia Aleksandra Gorianczykowa, który za zabójstwo żony został skazany na 10 lat katorgi. Nie trudno domyślić się, że Dostojewski posługując się Gorianczykowem opisuje tutaj własne doświadczenia z trwającego 4 lata zesłania, na które został skazany za rzekomą działalność wywrotową razem z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Biedni ludzie" to początek pisarskiej drogi wielkiego Fiodora Dostojewskiego, książka która spowodowała, że już na początku został określony "nowym Gogolem". Ja niestety muszę przyznać, że hurraoptymistyczne podejście do twórczość Dostojewskiego po przeczytaniu "Zbrodni i Kary" i postanowienie, że zagłębię się w jego twórczość od samego początku spowodowała pewnego rodzaju falstart.

Mam na myśli to, że przed przeczytaniem "Biednych ludzi" zdecydowanie warto zaznajomić się z opowiadaniem "Szynel" Mikołaja Gogola z którym Dostojewski polemizuje w swojej powieści, a czego ja niestety nie zrobiłem. "Szynel" jest satyrą, opowiada historię biednego urzędnika, który chcąc kupić płaszcz na zimę tak bardzo skupią się na tym celu, że całe jego życie zaczyna się wokół niego kręcić, zaczyna nawet dopatrywać się ingerencji sił wyższych w swoją sprawę. Dostojewski odtwarza postać urzędnika z "Szynela" jednak stara się nadać mu bardziej ludzki charakter, jakby "odkłamać" obraz biednego człowieka kreślonego przez Gogola. W pewnym momencie główny bohater "Biednych ludzi" Makary Diewuszkin dostaje nawet egzemplarz "Szynela", ostro krytykuje treść opowiadania i wytyka, że jest ono oderwane od rzeczywistości.

"Biedni ludzie" to powieść epistolarna, która skupia się na korespondencji pomiędzy Makarym Diewuszkinem, a Warwarą Aleksiejewą. Dostojewski stara się odmalować tutaj bardzo sugestywne sceny zgryzoty, cierpienia i biedy, aby poprzez ukazanie niezłomności, współczucia i godności z jaką bohaterowie przeżywają te wydarzenia nadać im cech ludzkich, wzbudzić współczucie. Co ciekawe w Rosji XIX wieku gdzie herbata jest luksusem, a załatanie dziur w ubraniach to spory wydatek bohaterowie nie narzekają tak bardzo na zimno, czy głód, ale najdotkliwszą rzeczą jakiej Dostojewski upatruje w niedoli biedaków jest stygmatyzacja, odrzucenie społeczne i wyniosłość z jaką są traktowani. Być może dlatego Dostojewskiemu, któremu los tych najbiedniejszych wyjątkowo leżał na sercu tak bardzo zależało na polemice z Gogolem. Stosunek bogatych wobec biednych autor ujmuje między innymi tak: "Każdy to wie, że biedny człowiek jest gorszy od łachmana, że u nikogo nie wzbudzi szacunku, co by tam pisano - co by ci bazgracze pisali [...] W biednym człowieku wszystko powinno być według nich na wywrót, że nie powinien mieć w sobie nic godnego szacunku, ani krzty ambicji. [...] Jemelian opowiadał mi, że kiedy zbierano na niego składkę, to za każdą, za każdą dziesiątkę robiono mu rodzaj oficjalnych oględzin. Oni myślą, że dają mu swoje dziesiątki za darmo - ale nie, zapłacili przecież za to, że się im pokazuje biednego człowieka."

"Biedni ludzie" to początek pisarskiej drogi wielkiego Fiodora Dostojewskiego, książka która spowodowała, że już na początku został określony "nowym Gogolem". Ja niestety muszę przyznać, że hurraoptymistyczne podejście do twórczość Dostojewskiego po przeczytaniu "Zbrodni i Kary" i postanowienie, że zagłębię się w jego twórczość od samego początku spowodowała pewnego rodzaju...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dotarłem do końca, ale Bóg mi świadkiem to było traumatyczne przeżycie. W tej książce przez jakieś 3/4 objętości nie dzieje się nic, totalnie NIC, a do tego bohaterka jest tak odpychająca, że marzyłem by morderca w końcu ujawnił się - wbijając nóż w jej czaszkę.

Nie przesadzając gdzieś do połowy książka wygląda tak: Jadę pociągiem. Mam depresję. Piję. Oglądam dom. Idę spać. Mam kaca. Przepraszam właścicielkę mieszkania. Piję. Jadę pociągiem. Mam depresję. Całują się, ale mnie nikt nie chce. Jestem gruba. Jestem brzydka. Piję. Mam depresję. Śpię. Mam kaca. Coś widzę z pociągu. Idę na policję. Albo nie idę. Idę. Nic to nie dało. Piję. Śpię. Jadę pociągiem. Może zapytam gościa obok. Albo nie. Zapytam. Albo nie, uciekam. Idę na policję. albo nie idę. Idę. Nic to nie dało. Piję. Topię w rzygach całą łazienkę. Śpię. Mam kaca. Przepraszam. Sprzątam rzygi i obsikane majtki(!) ze schodów. Mam depresję. Idę po wino. I tak w kółko. Potem jest jeszcze gorzej, bo okazuje się, że bohaterka nie tylko jest alkoholiczką pogrążoną w depresji, ale też totalną idiotką. Najpierw wmawia mężowi ofiary, że mordercą jest psychoterapeuta ofiary nie mając żadnych dowodów, a kiedy mąż ofiary dowiaduje się, że okłamywała go i nigdy nie znała jego żony (co też mu wmawiała), a następnie wyrzuca ją z domu nasza dzielna bohaterka dzwoni na policję i donosi, że mordercą jest tenże mąż.

Atmosfery nie ma żadnej, intryga praktycznie nie istnieje. No bo jak tu mówić o choćby suspensie, skoro jedyna zagadka to dziura w pamięci z feralnej soboty spowodowana wypiciem zbyt dużej ilości piccolo, gdzie nawet Rachel (bohaterka i starszy detektyw) nie wierzy, że ma to jakiś związek z zaginięciem ofiary. Co zatem robi Paula Hawkins, by nieracjonalnemu zachowaniu bohaterki dodać jakikolwiek cel, by książka nie była zwykłym bełkotem alkoholiczki? As serwisowy, zagranie niczym świeżo po kursie pisania prowadzonym przez coacha z trzeciej gimnazjum - przechodzącej obok tunelu przy stacji kolejowej Rachel przypomina się krew, że miała rozbitą głowę. Bingo! Krew, flaki, impreza się rozkręca. Żartowałem, nuda trwa dalej, a jedyne co powodowało, że miałem świadomość istnienia jakiejś tajemnicy był sam fakt, że czytałem książkę, bo bohaterka wmówiła sobie, że uderzyła się w głowę wychodząc z taksówki. Prawdę mówiąc, gdyby książka skończyła się tym, że Rachel w końcu przesadza z piciem i się już nie budzi, a mordercy żadnego nie ma to oceniłbym nawet na 7 - to byłby najlepszy trolling w jaki kiedykolwiek dałem się wciągnąć. Niestety, wszystko leci standardowym szlakiem przy akompaniamencie rewelacyjnych opisów przeżyć bohaterów, które są wręcz wisienką na torcie. Pół strony opowieści Rachel o tym jak fajnie jest kąpać się w ciepłej wodzie, a potem puszczać coraz zimniejszą lub dobijanie się na spotkanie z mężem zamordowanej kobiety, by powiedzieć mu o tym, że widziała nową żonę swojego byłego męża na stacji w dniu morderstwa. Na pytanie jaki to ma związek z morderstwem odpowiada - Nie wiem. Są jeszcze segmenty opowieści gdzie narratorem jest sama ofiara bądź wspomniana nowa żona byłego męża Rachel - ale nie spodziewajcie się niczego więcej niż mało zabawnej komedii.

Dotarłem do końca, ale Bóg mi świadkiem to było traumatyczne przeżycie. W tej książce przez jakieś 3/4 objętości nie dzieje się nic, totalnie NIC, a do tego bohaterka jest tak odpychająca, że marzyłem by morderca w końcu ujawnił się - wbijając nóż w jej czaszkę.

Nie przesadzając gdzieś do połowy książka wygląda tak: Jadę pociągiem. Mam depresję. Piję. Oglądam dom. Idę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Napisanie podręcznika do filozofii w postaci powieści o nauczycielu i jego uczennicy okazało się rewelacyjnym pomysłem. Jeśli ktoś jest totalnym laikiem w dziedzinie filozofii to Zofia zapyta za niego, zada nawet te najgłupsze pytania, które niejeden wstydziłby się zadać. Jeśli komuś przyszło być profesorem filozofii to ta książka przyda mu się jeszcze bardziej - no bo czy nie brzmi kusząco spojrzeć na filozofię oczami dziecka, zamiast ponownie odkurzać "Tako rzecze Zaratustra"?

Napisanie podręcznika do filozofii w postaci powieści o nauczycielu i jego uczennicy okazało się rewelacyjnym pomysłem. Jeśli ktoś jest totalnym laikiem w dziedzinie filozofii to Zofia zapyta za niego, zada nawet te najgłupsze pytania, które niejeden wstydziłby się zadać. Jeśli komuś przyszło być profesorem filozofii to ta książka przyda mu się jeszcze bardziej - no bo czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka o walce dobra ze złem. To zdanie zalatuje banałem, ale jeśli dodamy, że dobro i zło zostaje spersonifikowane w postaci, które wzbudzają skrajne emocje, a całość pokryta jest sporą dawką pobudzającej do myślenia symboliki brzmi już znacznie lepiej. Dodajmy do tego narkotyki, psychopatów, zwroty akcji i walizkę pełną forsy, a skończy się to o 3 w nocy z fajką i obrazami w głowie, które nie dadzą się łatwo przetrawić.

Książka o walce dobra ze złem. To zdanie zalatuje banałem, ale jeśli dodamy, że dobro i zło zostaje spersonifikowane w postaci, które wzbudzają skrajne emocje, a całość pokryta jest sporą dawką pobudzającej do myślenia symboliki brzmi już znacznie lepiej. Dodajmy do tego narkotyki, psychopatów, zwroty akcji i walizkę pełną forsy, a skończy się to o 3 w nocy z fajką i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kino bez tajemnic Konrad Klejsa, Tomasz Kłys, Ewelina Nurczyńska-Fidelska, Piotr Sitarski
Ocena 6,3
Kino bez tajemnic Konrad Klejsa, Toma...

Na półkach: ,

Książka "Kino bez tajemnic" to typowy podręcznik. Wiedza w niej zawarta to absolutne podstawy, począwszy od rodzajów taśm filmowych przez podstawowe zasady filmowania, montażu i narracji po krótką historię kinematografii. Wiedzę zawartą w książce można bez problemu znaleźć w internecie (miejscami nawet znacznie wzbogaconą), ale jeśli chcemy mieć wszystko usystematyzowane i podane na tacy to warto sięgnąć, chociaż napisana trochę bez polotu męczy w większych dawkach.

Książka "Kino bez tajemnic" to typowy podręcznik. Wiedza w niej zawarta to absolutne podstawy, począwszy od rodzajów taśm filmowych przez podstawowe zasady filmowania, montażu i narracji po krótką historię kinematografii. Wiedzę zawartą w książce można bez problemu znaleźć w internecie (miejscami nawet znacznie wzbogaconą), ale jeśli chcemy mieć wszystko usystematyzowane i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo udana powieść i analogia rewolucji październikowej, chociaż nie jestem do końca przekonany co do niektórych zdarzeń i postaci. George Orwell mimo wszystko był socjalistą i przyznać trzeba, że ogólnie książka jest pochwałą socjalizmu jako takiego, a krytykuje społeczeństwo, które nie jest świadome tego co się wokół niego dzieje. Przyznał to sam Orwell, który powiedział, iż najważniejszym punktem powieści jest fragment gdzie Napoleon i Snowball zawłaszczają mleko i jabłka. Gdyby zwierzęta wtedy zareagowały odpowiednio wszystko potoczyłoby się dobrze. Jedno zaniechanie rodzi kolejne.

Bardzo udana powieść i analogia rewolucji październikowej, chociaż nie jestem do końca przekonany co do niektórych zdarzeń i postaci. George Orwell mimo wszystko był socjalistą i przyznać trzeba, że ogólnie książka jest pochwałą socjalizmu jako takiego, a krytykuje społeczeństwo, które nie jest świadome tego co się wokół niego dzieje. Przyznał to sam Orwell, który...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Manifest komunistyczny Fryderyk Engels, Karol Marks
Ocena 5,9
Manifest komun... Fryderyk Engels, Ka...

Na półkach: ,

Dzieło, które każdy powinien znać. Bez znajomości Manifestu Komunistycznego nie da się zrozumieć dzisiejszego świata, który tym dziełem jest przesiąknięty.

Przy okazji czytania warto też zainteresować się postacią Antonio Gramsciego, który wymyślił doktrynę "zdobycia hegemonii w kulturze przez eliminację (marginalizację, ośmieszenie) tradycyjnych wartości i broniących je elit, oraz stworzenie nowego systemu wartości zaspokajających duchowe potrzeby społeczeństwa" by zrozumieć jak komunizm przedarł się do umysłów milionów ludzi pod przykrywką kultury.

Dzieło, które każdy powinien znać. Bez znajomości Manifestu Komunistycznego nie da się zrozumieć dzisiejszego świata, który tym dziełem jest przesiąknięty.

Przy okazji czytania warto też zainteresować się postacią Antonio Gramsciego, który wymyślił doktrynę "zdobycia hegemonii w kulturze przez eliminację (marginalizację, ośmieszenie) tradycyjnych wartości i broniących je...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na pierwszy rzut oka mogłoby wydawać się, że jest to tylko miejscami zabawna, miejscami poruszająca opowieść o rozterkach młodego chłopaka, który nie do końca potrafi odnaleźć się w zorganizowanym społeczeństwie. Jednak nic bardziej mylnego. Pod przykrywką "Buszowania w zbożu" kryje się podróż w głąb Holdena, poznawanie mechaniki rozumowania człowieka przytłaczająco samotnego, z głębokimi ranami z dzieciństwa, idealisty nie godzącego się na życie wśród wszechogarniającego konformizmu i konsumpcjonizmu. Mimo ogólnie bardzo pesymistycznego przesłania, książka dostarcza morał i pewne przesłanie, które nie wysuwają się przy dźwiękach trąb na zakończenie - trzeba je znaleźć samemu i dla każdego będą one najprawdopodobniej inne.

"Buszujący w zbożu" był dla mnie też pewnym przeżyciem osobistym. Nie bez przyczyny sylwestra spędzałem nad książką. Bardzo emocjonalnie podszedłem do wspomnień Jane oraz rodzeństwa Holdena, brzmią one niezwykle szczerze i bardzo przypominają moje relacje z ich odpowiednikami.

"Buszujący w zbożu" jest niezaprzeczalnie jedną z najlepszych książek jakie dane mi było przeczytać. Dodam też, że zrobiłem to bez przerwy, nawet na kawę, a to mi się rzadko zdarza. Na pewno będę do niej wracał przez lata.

Na pierwszy rzut oka mogłoby wydawać się, że jest to tylko miejscami zabawna, miejscami poruszająca opowieść o rozterkach młodego chłopaka, który nie do końca potrafi odnaleźć się w zorganizowanym społeczeństwie. Jednak nic bardziej mylnego. Pod przykrywką "Buszowania w zbożu" kryje się podróż w głąb Holdena, poznawanie mechaniki rozumowania człowieka przytłaczająco...

więcej Pokaż mimo to