-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2024-06-10
2024-06-05
„Cud w Dolinie Poskoków” to krótka, humorystyczna opowieść o tytułowej rodzinie Poskoków, zamieszkującej odludną dolinę gdzieś w okolicach Splitu.
Poskokowie żyją z dala od cywilizacji, separując się od społeczeństwa, a ich przygody, o których opowiada książka, zaczynają się, gdy najstarszy syn podejmuje trudną decyzję o ożenku i wyrusza do miasta w poszukiwaniu wybranki.
Już pierwsze rozdziały rozbawiły mnie, dając pewność, że lektura okaże się udana. Wprawdzie później tekst był nieco mniej śmieszny, niemniej zachowujący ironiczny, dowcipny ton. Historia jest dosyć karykaturalna, a perypetie bohaterów znajdują się na granicy wiarygodności w tym sensie, że są mocno przerysowane, rzecz jasna w celach satyrycznych. Same postaci zresztą także są nieraz mocno jaskrawe, np. mizoginistyczny ojciec czy uwielbiające rozróbę przyjaciółki.
Mimo jednak groteskowego charakteru fabuły całość zachowuje spójność i wewnętrzną logikę.
Książkę czytało mi się bardzo dobrze, służyła mi jako pogodna, lekka odskocznia od rzeczywistości. Być może autor na jej łamach zawarł także jakieś komentarze dotyczące realiów życia w Chorwacji – jeśli tak było, nie byłam w stanie ich wychwycić, jako że nie mam na ten temat najmniejszego pojęcia. „Cud...” był dla po prostu znakomitą rozrywką i sposobem na przyjemny, czytelniczy odpoczynek.
Polecam!
„Cud w Dolinie Poskoków” to krótka, humorystyczna opowieść o tytułowej rodzinie Poskoków, zamieszkującej odludną dolinę gdzieś w okolicach Splitu.
Poskokowie żyją z dala od cywilizacji, separując się od społeczeństwa, a ich przygody, o których opowiada książka, zaczynają się, gdy najstarszy syn podejmuje trudną decyzję o ożenku i wyrusza do miasta w poszukiwaniu...
2024-05-30
„Odlecieć jak najdalej” to historia nastoletniej Oli i jej babci Krystyny, które żyją w Polsce lat 60-tych, borykając się z problemami, jakie stwarzały realia PRL-u, oraz swoim dramatem rodzinnym.
Powieść to wycinek z ich codzienności, w której panujący ustrój niejednokrotnie utrudnia zwykłym ludziom podstawowe sprawy, takie jak wyjazd zagranicę. Autorka umieściła tu także wątek historyczny, dotyczący prześladowań w tamtych czasach powstańców i członków AK.
Narracja prowadzona jest inteligentnie i logicznie, a choć fabuła, z uwagi na swój temat, nie zawiera szczególnie trzymającej w napięciu intrygi, jako że dotyczy codziennego życia zwykłych ludzi, może być interesująca. Może być, gdyż jej odbiór będzie naturalnie uwarunkowany indywidualnymi preferencjami czytelnika. Dla mnie lektura miała trochę zbyt niespieszne tempo, związane po prostu z charakterem zdarzeń, dodatkowo nie za bardzo odpowiadał mi tradycjonalizm i pruderia, bijące z tekstu, natomiast wynikające wprost z warunków kulturowych i społecznych lat 60-tych.
Poza tym jednak tekst jest w moim odczuciu jak najbardziej bez zarzutu: wyważony język, przemyślana budowa fabuły, wiarygodne portrety bohaterek: konserwatywnej, katolickiej babci i jej nastoletniej wnuczki-trzpiotki, przekonujące opisy ich rozterek emocjonalnych. Śmiało dałabym przeczytać tę książkę mojej mamie czy babci, zwłaszcza, że w moim odczuciu grupą docelową tej książki są właśnie starsze kobiety.
Wprawdzie zakończenie wydało mi się nieco wydumane i „na wyrost” w porównaniu do wcześniejszej treści, jako że zawierało np. odniesienia, które nie zostały uprzednio wspomniane w książce, ale widać, iż autorka chciała nim nadać opowieści tematyczną klamrę.
Uważam, że „Odlecieć jak najdalej” to dobry sposób na czytelniczą rozrywkę, choć raczej taką z rodzaju tych spokojnych, służących zarówno odpoczynkowi, jak i namysłowi np. nad przeszłością kraju.
„Odlecieć jak najdalej” to historia nastoletniej Oli i jej babci Krystyny, które żyją w Polsce lat 60-tych, borykając się z problemami, jakie stwarzały realia PRL-u, oraz swoim dramatem rodzinnym.
Powieść to wycinek z ich codzienności, w której panujący ustrój niejednokrotnie utrudnia zwykłym ludziom podstawowe sprawy, takie jak wyjazd zagranicę. Autorka umieściła tu także...
2024-05-23
„Debit” to dość poprawnie pod kątem narracyjnym napisana powieść, w której jednak fabuła nie jest szczególnie interesująca.
Historia umiejscowiona jest w nieokreślonej, acz niedalekiej przyszłości, w której świat opanował groźny wirus. Treść podzielona jest na trzy ciągi, opowiadające o grupach postaci, z których każda utknęła w innych okolicznościach, zagrażających życiu i prowadzących do kolejnych morderstw.
Zanim czytelnik zdoła zorientować się w tle fabuły, czyli sytuacji pandemicznej świata przedstawionego, mija trochę zbyt dużo czasu, tak że na początku książki można poczuć się zdezorientowanym, jako że pierwsze rozdziały opowiadają głównie o bohaterach uwięzionych w różnych miejscach i ich działaniach zaraz po wypadku, wybudzeniu się, etc., które mogą nie być tak oczywiste i zrozumiałe bez wiedzy na temat szerszego ich kontekstu.
Na początku lektury zatem nie wiedziałam za bardzo, o co właściwie będzie chodziło w „Debicie”, ale miałam nadzieję, że wątki ułożą się w jakąś bardziej intrygującą całość. Trzy ciągi jednak przez większość powieści nie łączą się ze sobą prawie wcale, a kiedy w końcu wyjaśnione zostaje powiązanie między nimi, nie robi to w sumie żadnego wrażenia – nie ma w nim nic specjalnie zaskakującego, ujawnienie sekretu jednego z bohaterów właściwie nie nadaje historii jakiegoś nowego wymiaru, niczego nie zmienia w ogólnym odbiorze treści.
Zakończenie wydaje się trochę wydumane i naciągane, jako że właśnie odkrycie powiązania dotychczasowych trzech historii nie jest w najmniejszym stopniu spektakularne, autorka próbuje jeszcze zadziwić czytelnika jakąś kolejną tajemnicą, przy czym dopisaną jakby na siłę, bo niesugerowaną wcześniej w tekście, a zatem brzmiącą, by tak rzec, nieadekwatnie do efektu, jaki Tudor chciałaby osiągnąć.
Mimo że język książki jest przystępny, a budowa fabuły logiczna, dla mnie w „Debicie” nie ma praktycznie nic, co by wciągało czy angażowało: bohaterowie nie wydali mi się interesujący, ich perypetiom w moim odczuciu brakowało napięcia, które mocniej by mnie zaciekawiło ich losami, nie ma tu gry psychologicznej, kolejne zgony, w zamierzeniu mające pewnie stopniować grozę, nie wywołują wcale emocji, tło całej fabuły zaś tłumaczone zostaje zbyt późno i zbyt mało klarownie.
Do przeczytania, ale bez wrażeń.
„Debit” to dość poprawnie pod kątem narracyjnym napisana powieść, w której jednak fabuła nie jest szczególnie interesująca.
Historia umiejscowiona jest w nieokreślonej, acz niedalekiej przyszłości, w której świat opanował groźny wirus. Treść podzielona jest na trzy ciągi, opowiadające o grupach postaci, z których każda utknęła w innych okolicznościach, zagrażających życiu i...
2024-05-12
„Tancerka z Moulin Rouge” to beletryzowana historia Louise Weber, która była paryską celebrytką pod koniec XIX wieku. Osiągnęła rozgłos jako królowa kankana, tańcząc w słynnym kabarecie na Montmartrze.
Fabuła sama w sobie jest dosyć ciekawa, jako że oparta na faktach, chociaż z punktu widzenia człowieka współczesnego trudno jest być pod wrażeniem skandali, jakich dopuszczała się Goulue – były one sensacją w odniesieniu do ówczesnych standardów kulturowych i dziś trudno wyobrazić sobie, aby mogły wzbudzać poruszenie, np. fakt prezentowania czerwonego serca naszytego na galoty na wysokości pośladków.
Sama książka zresztą nie za bardzo daje czytelnikowi rozeznanie w warunkach społecznych i kulturalnych tamtych czasów, jako że niestety narracja nie jest zbyt dobrze prowadzona.
Powieść ma skrótowy charakter, zarówno w odniesieniu do portretów bohaterów, jak i przedstawiania poszczególnych scen i całej chronologii zdarzeń. Dialogi najczęściej wydają się dosyć niezręczne i w połączeniu z resztą połowicznych opisów na pewno nie dodają książce wiarygodności.
Mimo że „Tancerka...” koncentruje się na ukazaniu postaci Weber, właściwie trudno powiedzieć, aby odbiorca miał okazję jakoś wczuć się w jej historię. Mimo opisów jej zachowania brak tutaj głębszego wglądu w jej motywy, brak pełniejszego portretu psychologicznego, zwłaszcza w drugiej połowie. A skoro tak mało można tu zrozumieć tytułową bohaterkę, postaci drugoplanowe w ogóle wydają się już bezkształtne i niekoherentne.
Ta męcząca skrotowość dotyczy także opisów poszczególnych scen, w których np. brak przedstawienia ruchów postaci, tak że w ciągu dialogu czytelnik nagle dowiaduje się, że dany bohater robi coś, o czym odbiorca nie został uprzedzony, albo że reaguje w jakiś sposób, którego przyczyna nie została wystarczająco objaśniona – tego typu zabieg odbiera tekstowi płynność, powoduje, że treść nabiera nieprzejrzystego, wyrywkowego charakteru, jakby przed oczami czytelnika przewijał się nie cały odcinek serialu, ale jego poszatkowane fragmenty. Chronologia także bardzo tu ubolewa, ponieważ autorka zrezygnowała z klarownego informowania odbiorcy, ile czasu upłynęło pomiędzy kolejnymi zdarzeniami i czytelnik dowiaduje się tego nagle w ciągu lektury, na przykład na podstawie informacji o wieku siostrzeńca Weber. Dla mnie brak jasnego określenia chronologii wprowadzał tylko dodatkowy chaos w i tak już niezbyt składną treść.
Podczas lektury byłam znużona i sfrustrowana brakiem płynności narracji, odczuwałam silnie brak wystarczających opisów i ostatecznie książka nie przyniosła mi żadnego zadowolenia. „Tancerka...” jest raczej planem wydarzeń, któremu brakuje rozbudowania, i nie stanowi dobrego pomysłu na rozrywkę czytelniczą.
Odradzam.
„Tancerka z Moulin Rouge” to beletryzowana historia Louise Weber, która była paryską celebrytką pod koniec XIX wieku. Osiągnęła rozgłos jako królowa kankana, tańcząc w słynnym kabarecie na Montmartrze.
Fabuła sama w sobie jest dosyć ciekawa, jako że oparta na faktach, chociaż z punktu widzenia człowieka współczesnego trudno jest być pod wrażeniem skandali, jakich...
2024-05-03
W „Dzielnicy” autor trochę odchodzi od głownego tematu serii, jakim jest apokalipsa zombie, nawiedzająca Wrocław. W tym tomie bohaterowie, chociaż nadal borykają się z problemem krwiożerczych nieumarłych i nieraz giną za ich sprawą, skupiają się już bardziej na walce między sobą.
W tej części postaci znów jest bardzo dużo, a choć powtarzają się sylwetki wojskowych, które występowały także w poprzednich tomach, trudno przywiązać się do któregokolwiek z nich, gdyż ich grupa na tle reszty nie wyróżnia się jako wiodąca w historii.
Autor łączy tu wątki humorystyczne, jak chociażby wyprawa po zestaw do destylacji wódki, z elementami wprost z powieści wojennych, dotyczących strategii podchodzenia przeciwnika i zastawiania na niego pułapek. Mi najbardziej podobał się wątek szaleńca religijnego, który pod pozorem pomocy bliźnim zamieniał ich w kolejne zombie, służąc, jak był przekonany, jako pomocnik Boga podczas Sądu Ostatecznego. Niestety wątek ten przewinął się jedynie w toku fabuły, a jego rozwiązanie mnie nie zadowoliło.
Głównym bowiem tematem, jak mam wrażenie, miała tu być konfrontacja z pozostałą na ziemiach polskich armią radziecką, z którą wrocławscy wojskowi będą musieli poradzić sobie jako dodatkowym zagrożeniem. Zombiaki stają się już wtedy jedynie elementem pobocznym, który żywi będą wykorzystywać przeciwko sobie. Nie ma tu już tak wiele opisów wpadania w łapska nieumarłych, nie ma tak dużo opisów rozrywanych flaków – Szmidt traktuje tabuny umarlaków bardziej pod kątem logistycznym, opowiadając, w jaki sposób postaci je omijają, łapią, składują, przeprowadzają w inne miejsca.
Nie ma w tym tomie już za bardzo grozy wynikającej z samego obcowania z krwiożerczymi zmartwychwstańcami, czemu się nie dziwię, bo autor wyeksplorował ten temat już w poprzednich częściach i musiał w końcu odejść od schematu opisywania jednej nocy, podczas której wszyscy giną masakrowani na różne sposoby, i dać historii jakiś ciąg dalszy. Mi jednak o wiele bardziej podobała się fabuła „Krat”, jako że tam Szmidt nakreślił klarowniej strony konfliktu, przybliżył charakterystyki członków więziennego gangu, którzy terroryzowali innych ocalonych – mogłam poczuć się zaangażowana w historię w sposób bardziej indywidualny, polubić postaci lub się do nich zniechęcić.
Tutaj, jako że znów bohaterowie są masą, w której jednostki mają jedynie imię i naziwsko oraz drobny opis, trudno mi było wciągnąć się mocniej w historię. Dodatkowo nie przepadam za tematami wojskowymi, takimi jak uzbrojenie i taktyka, a w „Dzielnicy” jest tego stosunkowo sporo, co tylko mnie dodatkowo nużyło podczas lektury.
Kończąc serię, cieszę się, że się z nią zapoznałam, aczkolwiek żałuję, że całość nie została stworzona bardziej na takiej kanwie jak „Kraty”.
W „Dzielnicy” autor trochę odchodzi od głownego tematu serii, jakim jest apokalipsa zombie, nawiedzająca Wrocław. W tym tomie bohaterowie, chociaż nadal borykają się z problemem krwiożerczych nieumarłych i nieraz giną za ich sprawą, skupiają się już bardziej na walce między sobą.
W tej części postaci znów jest bardzo dużo, a choć powtarzają się sylwetki wojskowych, które...
„Chłopak, który okradał domy...” to znakomity dramat obyczajowy dla młodzieży, który będzie dobrą lekturą także dla dorosłych czytelników.
Historia opowiada o życiu tytułowego bohatera, 15-letniego bezdomnego Sama, który, opiekując się swym starszym autystycznym bratem, mierzy się z przeciwnościami losu.
Książka ma bardzo inteligentną narrację: na tyle prostą, że odpowiednią dla młodocianych odbiorców, ale jednocześnie posiadającą dość poważny ton. Trudna, ponura treść ubrana została w przystępną formę, dodatkowo wzbogaconą o zabiegi tekstowe, takie jak rozbijanie zdań na kolejne akapity, które nastolatkom mogą urozmaicić lekturę, dla mnie zaś stanowiły bardzo ciekawe rozwiązanie, z którym wcześniej się nie spotkałam, a które rzeczywiście podkreślało wydźwięk treści.
Książka porusza wiele problemów społecznych, takich jak bezdomność, sieroctwo, samotność i cierpienie emocjonalne, przemoc domowa, zaburzenia rozwojowe, bieda, łącząc te zagadnienia z jednym z głownych wątków powieści, jakim jest nastoletnia miłość.
Wprawdzie zwykle nie popieram umieszczania takich elementów jak zakochanie w książkach młodzieżowych, jako że z mojego punktu widzenia ma to wątpliwą wartość dydaktyczną, jednak jest naturalne, że takie okoliczności zachodzą w życiu niemal każdego nastolatka, toteż poruszanie tego jest niejako nieuniknione, aczkolwiek wolę, gdy autorzy podchodzą do tego zagadnienia z rezerwą i raczej starają się wytłumaczyć młodemu człowiekowi, że tego typu uczucia nie są wcale bajkowe jak z hollywoodzkiego filmu, ale stanowią często jedynie powód do zgryzot i przyczynę rozmaitych problemów. Tutaj Drews niestety opisała to zjawisko pozytywnie – jako plus muszę wskazać, iż uczyniła to z delikatnością i niewinnością, podkreślając też kwestię przyjaźni w relacji bohaterów, niemniej młodzież, nie mając porównania w postaci doświadczeń takich jak ktoś dorosły, może odebrać to zbyt entuzjastycznie i nabrać mylnych wyobrażeń o związkach.
Poza tym jednak książka niesie w sobie też inne przekazy moralne, sformułowane w sposób nienachalny, a nawet wyrażony pogodnym językiem, niemniej skłaniający młodego odbiorcę do podjęcia jakiejś refleksji poprzez uświadomienie sobie, że świat to niesprawiedliwe miejsce, w którym każdego może spotkać jakaś osobista tragedia. „Chłopak, który okradał domy..” uczy młodzież większej wrażliwości społecznej, tolerancji, nieoceniania innych po pozorach, brania odpowiedzialności za swoje czyny, współczucia, konieczności dokonywania w życiu różnych poświęceń, pomagania innym.
Uważam tę powieść nie tylko za niezwykle wartościową, ale również znakomitą po prostu jako rozrywka czytelnicza.
Polecam!
„Chłopak, który okradał domy...” to znakomity dramat obyczajowy dla młodzieży, który będzie dobrą lekturą także dla dorosłych czytelników.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toHistoria opowiada o życiu tytułowego bohatera, 15-letniego bezdomnego Sama, który, opiekując się swym starszym autystycznym bratem, mierzy się z przeciwnościami losu.
Książka ma bardzo inteligentną narrację: na tyle prostą, że...