-
ArtykułySięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać1
-
Artykuły„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać4
-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać4
-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
Biblioteczka
Czy wierzycie w anioły, istoty niebiańskie, bliskie Bogu? Tym razem miałam okazję przeczytać powieść Izabeli Zawis „Światło anioła” opowiadającą historię walki dobra ze złem, w której główną rolę odgrywają właśnie anioły.
Nastoletnia Megan na pierwszy rzut oka jest typową nastolatką. Ma to szczęście, że jest powszechnie lubiana. Potrafi zjednać sobie rówieśników i nauczycieli. Czy coś kryje się za tymi wspaniałymi umiejętnościami interpersonalnymi? Czas pokaże. Niespodziewanie jej życie z dnia na dzień zmienia się za sprawą pewnego chłopaka, którego widzi w swoim lustrze. Zaintrygowani? Zdradzę, że tym chłopakiem jest Adam, jej Światło. W takim razie kim jest Megan? Aniołem? Jaka jest ich rola? W tym momencie odsyłam do książki.
„Światło anioła” to lekka, przyjemna młodzieżówka na jeden lub dwa wieczory. Można oderwać się od rzeczywistości śledząc losy bohaterów, a dzieje się w ich życiu sporo. Autorka zadbała, by z każdą stroną tempo akcji wzrastało, a czytelnik się nie nudził.
Powieść napisana jest w pierwszej osobie, a główną narratorką jest Megan. Kila rozdziałów napisana jest z perspektywy Adama. Pierwsza osoba pozwala odczuwać emocje bohaterów oraz patrzeć na świat ich oczami.
O ile fabuła mnie zaciekawiła, a postaci polubiłam, to zabrakło mi miejsca akcji. Co to znaczy? Postaci mają angielsko brzmiące imiona: Megan, Jill, Ian, jednak w książce nie ma wyjaśnienia, choćby wzmianki, gdzie akcja się toczy, w jakim mieście, kraju. Może miało być to bez znaczenia. Dla mnie akcja jakby była zawieszona w próżni. Na szczęście sferze anielskiej autorka poświęciła więcej uwagi, dzięki czemu łatwiej było mi rozeznać się w zamyśle autorki.
Chociaż temat dobra i zła przewija się w literaturze nieustannie, Izabela Zawis potrafiła stworzyć oryginalną historię, w której w klarowny sposób zawarła ważne przesłanie. Wartości bohaterów są jednoznaczne. Odrobina przejrzystej opowieści bez relatywizmu i usprawiedliwiania zła.
Bohaterów jej książki cechuje charakterystyczna dla młodych ludzi świeżość spojrzenia na świat, bezkompromisowe dążenie do celu, a jednocześnie wewnętrzne rozterki wynikające ze znalezienia się w nowych dla siebie sytuacjach. I właśnie tym mnie ujęli.
Myślę, że mogłabym sięgnąć po kontynuację tej historii.
Czy wierzycie w anioły, istoty niebiańskie, bliskie Bogu? Tym razem miałam okazję przeczytać powieść Izabeli Zawis „Światło anioła” opowiadającą historię walki dobra ze złem, w której główną rolę odgrywają właśnie anioły.
Nastoletnia Megan na pierwszy rzut oka jest typową nastolatką. Ma to szczęście, że jest powszechnie lubiana. Potrafi zjednać sobie rówieśników i...
Pulsujący szybkim rytmem niebanalnej miłości romans Jolanty Kosowskiej „Trzy razy miłość” skradł mi poprzedni weekend. Od pierwszych stron autorka umiejętnie buduje napięcie bawiąc się narracją. Wyczekiwałam z niecierpliwością, co wydarzy się na kolejnej stronie. A serce łomotało w piersi.
Nie mogłam nacieszyć się zmysłowym, romantycznym językiem pisarki. Delikatnym, ale i budzącym niepokój stylem. Kunszt pisarski autorki wzmacnia siłę oddziaływania powieści na czytelnika. Mnie pochłonęła bez reszty. Żyłam życiem Łukasza i Martyny. Młodych ludzi, którzy zdawali się być dla siebie stworzeni.
Ponownie w powieści Jolanty Kosowskiej spotykamy bohaterów zafascynowanych medycyną. Martyna ją studiuje, Łukasz kończy fizjoterapię, ale również marzy o medycynie. Trudno się dziwić pisarka z zawodu jest lekarzem. Znany sobie obszar umiejętnie wykorzystuje w tworzeniu kolejnych historii dając im solidne ramy. Ale nie tylko. Jest coś jeszcze. Bardzo ważnego. Znając podłoże medyczne chorób znakomicie ukazuje skutki ich działania na życie, losy ludzi, na decyzje które podejmują, zwłaszcza gdy nie są świadomi swojej choroby, która już cichaczem podkopuje ich życie, związki, relacje z innymi ludźmi, gmatwa je, wynaturza. A człowiek zdaje się być w matni, zadaje sobie pytanie dlaczego, i nie ma nad tym kontroli, nie ma kontroli nad tym, co dzieje się wokół niego.
Jedyne momenty, kiedy tempo akcji nieznacznie zwalnia, to gdy autorka stosuje powtórzenia scen, aby przywołać zdarzenie, które miało już miejsce, ale tym razem z perspektywy innego bohatera. Sam zabieg jest uzasadniony w kontekście tej powieści. Tempo spowalnia tylko na chwilę i zaraz znów przyspiesza nie dając ochłonąć czytelnikowi z emocji.
„Trzy razy miłość” to powieść o kipiącej namiętnością miłości, przyjaźni, poszukiwaniu swojego miejsca w świecie, budowaniu relacji z innymi. Autorka potrafiła uruchomić wszystkie moje zmysły w trakcie czytania. Nie tylko widziałam, słyszałam, ale i czułam zapachy unoszące się w powietrzu.
Ponownie miałam przyjemność obcować z twórczością autorki i ponownie mnie wzruszyła.
Pulsujący szybkim rytmem niebanalnej miłości romans Jolanty Kosowskiej „Trzy razy miłość” skradł mi poprzedni weekend. Od pierwszych stron autorka umiejętnie buduje napięcie bawiąc się narracją. Wyczekiwałam z niecierpliwością, co wydarzy się na kolejnej stronie. A serce łomotało w piersi.
Nie mogłam nacieszyć się zmysłowym, romantycznym językiem pisarki. Delikatnym, ale i...
„Lwowski ptak” delikatny, kruchy, wrażliwy, a zarazem silny, wytrwały, stanowczy.
Duch walki o skrawek ojczyzny, o miasto Lwów, wstępuje w piętnastoletnią Tońkę i pcha w zamęt bitewny. Nie pozwala wycofać się, każe walczyć do końca. Obrona Lwowa ukazana oczami dziewczęcia z trudem trzymającego karabin.
Nie ona jedna chwyciła za broń, by walczyć o wolność, o swój dom. Kilkaset młodych ludzi, nierzadko jeszcze dzieci, stanęło na linii ognia w listopadzie 1918 roku. Wówczas to Ukraińcy postanowili przejąć władzę we Lwowie, a ich celem było utworzenie Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej.
„Lwowski ptak” jest kolejną powieścią Piotra Tymińskiego, która bardzo obrazowo przybliża losy naszego kraju. Nie jest to bynajmniej zbiór faktów, sucho przedstawionych, trudnych do zapamiętania, lecz pełne napięcia, zwrotów akcji wspomnienia nastolatki. Zabieg ten sprawił, że zdarzenia stają żywo przed oczami a postaci w nich uczestniczące stają się nam bliższe, prawdziwsze. Bohaterowie nabierają ludzkich kształtów i przestają być jedynie nic niemówiącymi nazwiskami znanymi z kart podręczników.
Antonina wraz z koleżanką Krystyną wracają z kościoła, wówczas zostają zaczepione przez ukraińskich żołnierzy. W ten sposób wpadają w wir zdarzeń, w których panienki z dobrych domów nie powinny uczestniczyć. Tońka pod wpływem patriotycznych uczuć, sytuacji, których jest świadkiem i uczestnikiem podejmuje decyzję. Ścina włosy, przybiera imię Hopolit i staje się młodzieńcem walczącym o ukochany Lwów.
Autor niewątpliwie posiada talent, dzięki któremu potrafił oddać dynamikę i dramatyzm akcji. Miałam wrażenie, że płynę wartkim nurtem niesiona słowami pisarza. Autor postarał się, aby słownictwo oddało ducha epoki. Nie przytłacza nadmiarem skomplikowanych wyrażeń, zachowuje przejrzystość języka.
Mam wrażenie, że Piotr Tymiński jest prekursorem nowego nurtu polegającego na fabularyzowaniu historii, przedstawianiu jej z perspektywy zwykłego człowieka. Owszem na rynku wydawniczym jest wiele powieści historycznych, jednak u tego autora obserwuję dbałość o detale w odniesieniu do ubioru, przestrzeni, postaci, a przede wszystkim o zachowanie prawdy historycznej.
„Lwowski ptak” delikatny, kruchy, wrażliwy, a zarazem silny, wytrwały, stanowczy.
Duch walki o skrawek ojczyzny, o miasto Lwów, wstępuje w piętnastoletnią Tońkę i pcha w zamęt bitewny. Nie pozwala wycofać się, każe walczyć do końca. Obrona Lwowa ukazana oczami dziewczęcia z trudem trzymającego karabin.
Nie ona jedna chwyciła za broń, by walczyć o wolność, o swój...
„Nie pozwól mi umrzeć” - niemy krzyk maleństwa, które jest bezradne, zależne od mamy, wyciąga do niej rączki i płacze. W tym niezrozumiałym kwileniu kryje się prośba o bezpieczeństwo, miłość, ciepło. Wydawałoby się, że nie sposób oddać bólu matki, która staje w obliczu tragedii swojego dziecka, która jest bezsilna, patrzy na cierpienie i nie może go ukoić. Tymczasem przeżyłam ostatnio taką tragedię, nie będę wchodzić w szczegóły. Stanęłam na krawędzi zmysłów wraz z Dalią Chybą bohaterką thrillera medycznego Krzysztofa Koziołka.
Autor jawi mi się jako mistrz żonglerki słownej. Słowem buduje dowolny fragment rzeczywistości, a on nabiera realnego wymiaru. Jesteś przekonany, że poznajesz prawdę dotąd skrzętnie skrywaną. I to dobry trop. Autor do klawiatury siada po głębokim reaserchu. To nie wszystko, jeśli tylko pisarz zechce, to wprowadzi czytelnika w stan wstrząśnienia emocjonalnego. Uczucia bohaterów przechodzą na czytelnika. Uważajcie! Niby spokojnie rozwijająca się fabuła. Ale śledztwo zatacza coraz szersze kręgi, nabiera tempa, robi się niebezpiecznie. A przy tym wszystkim wydaje się, że poznałeś już bohaterów, a oni cię zaskakują wciąż na nowo. Tak, zdecydowanie mistrzowska żonglerka słowna.
„Nie pozwól mi umrzeć” to thriller medyczny, ale i kryminał oraz sensacja w najlepszym wydaniu. W tej atrakcyjnej kryminalnej oprawie kryje się poważny i ważny temat szczepień. Kiedy wynaleziono szczepionkę przeciw ospie, czy gruźlicy, celem było uratowanie setek tysięcy istnień. Współcześnie człowiek i jego zdrowie jest sposobem na miliardowe zyski. Jak potoczy się rozgrywka pomiędzy jednostką a bezwzględną korporacją? Śmiało polecam każdemu, aby przekonał się sam.
„Nie pozwól mi umrzeć” - niemy krzyk maleństwa, które jest bezradne, zależne od mamy, wyciąga do niej rączki i płacze. W tym niezrozumiałym kwileniu kryje się prośba o bezpieczeństwo, miłość, ciepło. Wydawałoby się, że nie sposób oddać bólu matki, która staje w obliczu tragedii swojego dziecka, która jest bezsilna, patrzy na cierpienie i nie może go ukoić. Tymczasem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Młodość przywodzi na myśl niewinność, świeżość, prawo do prób i błędów. Z czasem osobowość kształtuje się pod wpływem doświadczeń, nabiera intensywności. Wybieramy ścieżki, których żałujemy bądź sami jesteśmy zaskoczeni obraną drogą. Oscar Wilde w „Portrecie Doriana Graya” mistrzowsko analizuje cechy, które nosimy w sobie. Czasem mamy większą lub mniejszą potrzebę by być atrakcyjnym dla innych, ale w każdym z nas to pragnienie jest. Dorian uwodzi swoim wyglądem, nie wątpi w swój seksapil. Przegląda się w głodnych pożądania spojrzeniach ludzi wokół. Tymczasem piękno jest ulotne. Zatrzymać je na zawsze stanie się jego celem.
Wilde popisał się kunsztem literackim. Powieść o młodzieńcu umykającemu starości nadal pobudza wyobraźnię czytelników. W mojej wyobraźni wciąż rozgrywają się sceny z powieści. Analizuję spojrzenie autora na ludzką moralność. Czy właśnie taka jest prawdziwa twarz naszej natury?
Mroczna, niepowtarzalna, oryginalna, wciągająca, przejmująca taka jest fabuła powieści.
Książkę przeczytałam w wersji anglojęzycznej. Jest to szczególna wersja tego działa. Przeznaczona do nauki angielskiego. Została zredagowana przez zespół specjalistów, Martę Fihel – anglistkę z wieloletnim stażem, prof. dr hab. Dariusza Jemielniaka tłumacza agencyjnego i książkowego, Grzegorza Komerskiego – absolwenta filozofii, również tłumacza oraz Macieja Polaka filozofa, z zamiłowania historyka obyczajowości i kultury w czasach nowożytnych.
Egzemplarz książki jest nietypowy. Lekturę rozpoczęłam z pewną rezerwą. Lubię książki anglojęzyczne, ale bez przeróbek. Tym bardziej cieszę się, że książka zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. „The Picture of Dorian Gray. Portret Doriana Graya w wersji do nauki angielskiego” przypomina podręcznik i, jak przyznają sami autorzy, jest nim. Tekst powieści przeredagowano tak, aby był adekwatny dla osób prezentujących poziom B2 w języku angielskim, czyli średnio-zaawansowany według wyznaczników British Council.
Książka została opatrzona w słowniczek objaśniający trudniejsze słownictwo umieszczony na marginesie. Czytelnik nie musi siedzieć ze słownikiem w ręku, czy wyszukiwać niezrozumiałych słówek w internetowych translatorach. Przyznam, że to wygodne rozwiązanie.
Na zakończenie każdego rozdziału omawiane są zagadnienia leksykalne i gramatyczne. A w części z ćwiczeniami każdy chętny może teorie przekuć w praktykę. Tym bardziej, że na końcu książki umieszczono klucz do testów. Na bieżąco po rozwiązaniu zadania można sprawdzić, czy udzielone odpowiedzi są poprawne. Wśród ćwiczeń znajdują się między innymi krzyżówki, zadania True/False (prawda/fałsz), transformacje.
Sporą ciekawostką był dla mnie komentarz przybliżający angielską kulturę i historię. Swoiste wejrzenie w niektóre elementy angielskiej kultury. Objaśniono skąd wziął się i jak wielka wagę ma Order Podwiązki, którego nazwa, sami przyznacie, brzmi dość komicznie, czym był wiktoriański clubbing, a także Covent Garden.
Nauka języka angielskiego, którą można połączyć z czytelniczą pasją i świetna zabawa pod postacią gier słownych. Książka stanowi rewelacyjną odskocznię od typowych, momentami nużących monotonią podręczników.
Młodość przywodzi na myśl niewinność, świeżość, prawo do prób i błędów. Z czasem osobowość kształtuje się pod wpływem doświadczeń, nabiera intensywności. Wybieramy ścieżki, których żałujemy bądź sami jesteśmy zaskoczeni obraną drogą. Oscar Wilde w „Portrecie Doriana Graya” mistrzowsko analizuje cechy, które nosimy w sobie. Czasem mamy większą lub mniejszą potrzebę by być...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Wyruszyłam w podróż nieznaną wraz z bohaterką „Niepamięci” Jolanty Kosowskiej. Była to podróż po bezdrożach ludzkiego umysłu, serca,... duszy. Wraz z Kasią czułam radość, smutek, lęk. Jak to możliwe? Lekkie pióro pisarki sprawiło, że stałam się częścią tej historii. Namalowała słowem obraz intensywny, pochłaniający. Wystarczyło, że raz na niego spojrzałam i już nie oderwałam oczu ani na moment. Musiałam doświadczyć tego co jej bohaterka. Chłonęłam każdą scenę niepokojąc się o finał tej niezwykłej powieści.
Jolanta Kosowska poruszyła w swojej książce temat niepamięci wstecznej. Szczęśliwa młoda kobieta u progu życia, które wydawać by się mogło, będzie usłane różami, wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności i doznanego urazu zapada w śpiączkę. Po przebudzeniu nie pamięta kim jest, ani co wcześniej robiła, a otaczający ją świat jest obcy i daleki.
Autorka z niezwykłą wnikliwością opisuje stany emocjonalne bohaterki, przeżycia wewnętrzne, które determinują jej zachowania nie do końca zrozumiałe dla ludzi obok. Kasia jeszcze przed wypadkiem doświadczyła wiele w życiu. Te doświadczenia składają się na jej złożoną osobowość, która sprawia, że bohaterka dokonuje nieoczywistych wyborów.
Talent pisarki do tworzenia pogłębionych psychologicznie portretów postaci jest dla mnie oczywisty. Bohaterowie drugoplanowi towarzyszący Kasi w jej podróży w głąb siebie są nie tylko nietuzinkowi, ale niczym z krwi i kości. W tym momencie nadmienię, że pisarka postanowiła odkrywać kolejne fragmenty całej historii udzielając głosu kolejnym postaciom i wysuwając je na pierwszy plan. Historię Kasi poznajemy z perspektywy kilku bohaterów. Ten zabiegł sprawił, że w każdej kolejnej części poznajemy tę historię z innej perspektywy. W pewnym momencie, kiedy kolejny bohater zabrał głos, poczułam przesyt. W moim odczuciu to jedyny mankament tej powieści.
„Niepamięć” zapadła mi w serce, ujęła romantyczną aurą, skłoniła do głębszych przemyśleń nad istotą człowieczeństwa. Wyjątkowa powieść obyczajowa o ludziach szukających szczęścia, a jednocześnie mijających się wzajemnie.
Wyruszyłam w podróż nieznaną wraz z bohaterką „Niepamięci” Jolanty Kosowskiej. Była to podróż po bezdrożach ludzkiego umysłu, serca,... duszy. Wraz z Kasią czułam radość, smutek, lęk. Jak to możliwe? Lekkie pióro pisarki sprawiło, że stałam się częścią tej historii. Namalowała słowem obraz intensywny, pochłaniający. Wystarczyło, że raz na niego spojrzałam i już nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Kiedy przyjazna dusza puka do drzwi, otwórz
„Talon na drugie życie” Dany Newelskiej emanuje ciepłem, bawi rewelacyjnym poczuciem humoru, a odruchy serca głównej bohaterki wzruszają.
Pośród wielu zagubionych, czasem wręcz irytujących protagonistek, poszukujących przepisu na rozpoczęcie życia od nowa, poznałam taką, która śmiało mogłaby wziąć mnie za rękę i przeprowadzić przez najgorszą zawieruchę i wierzę mocno, wyszłybyśmy z niej cało.
Poczucie humoru, otwarte serce i mądrość życiowa sprawiają, że Anna Przygoda potrafi zjednać sobie każdego, kogo spotka na swej drodze. Pewnego dnia wracając do domu, spotyka na klatce schodowej niekompletnie ubraną czteroletnią dziewczynkę, która przedstawia się imieniem Niunia. Okazuje się, że dziecko pozostawiono same w domu. A opiekun wyszedł. Anna oczywiście zabiera Niunię do domu, gdzie dziewczynka szybko się aklimatyzuje. Podbija serce jej i jej męża Borysa, emerytowanego wojskowego. Dopiero późnym wieczorem zjawia się jej opiekun. Raczej mało odpowiedzialny, za to dość rozrywkowy Kamil. Nie będę wchodzić w szczegóły, ale jeszcze dodam, że niebawem splot wydarzeń doprowadzi do spotkania Ani i mamy Niuni, Agaty. Młoda samotna matka jest zagubiona, pragnie ciepła i miłości, jednocześnie dzielnie walczy o byt swój i córki. To właśnie do niej Ania wyciągnie pomocną dłoń. A Agata czując, że może Ani zaufać, wyjawi swoją tajemnicę. Niunia często opowiada o ludziach i miejscach, których nie ma prawa znać. Czy jest czyimś kolejnym wcieleniem? Czy to możliwe? Tego Wam nie zdradzę.
Pierwszoosobowa narracja sprawiła, że czułam się bliżej bohaterki. Zupełnie jakbym z kimś się zaprzyjaźniła. Bardzo miłe uczucie, wpłynęło pozytywnie na odbiór książki w całości. Sposób snucia opowieści również, moim zdaniem, odbiega od schematu. Autorka kończy jedną scenę a następną zaczyna od innego wątku, by po chwili zgrabnie wpleść go w poprzedni i połączyć w całość.
Czytając tę powieść obyczajową z delikatnym wątkiem paranormalnym poczułam świeżość w stylu oraz w konstruowaniu fabuły. Z jednej strony odnalazłam, mam wrażenie, punkty stałe dla tego gatunku. Opowieść o losach kilku kobiet, życiowych błędach, poszukiwaniu życiowej przystani. Z drugiej emocje, zabawne sytuacje, barwne a zarazem wyraziste postaci, z którymi żal się żegnać. Z takimi ludźmi sama chciałabym się zaprzyjaźnić i obcować. No, może nie ze wszystkimi, jakieś czarne owce muszą się znaleźć, co mącą, bo inaczej by się pochorowały, ale i one wpasowują się w krajobraz tej historii i można je tolerować, a nawet wzmacniają smak opowieści.
Kiedy przyjazna dusza puka do drzwi, otwórz
„Talon na drugie życie” Dany Newelskiej emanuje ciepłem, bawi rewelacyjnym poczuciem humoru, a odruchy serca głównej bohaterki wzruszają.
Pośród wielu zagubionych, czasem wręcz irytujących protagonistek, poszukujących przepisu na rozpoczęcie życia od nowa, poznałam taką, która śmiało mogłaby wziąć mnie za rękę i przeprowadzić...
Poradniki nie są moją domeną. Zazwyczaj ich nie czytam. Kiedy przyszła oferta książki do recenzji pomyślała, że warto przekonać się, dlaczego ludzie kupują tego typu książki. Czy rzeczywiście znajdują złote środki na własne bolączki, czy odkrywają sposoby, aby osiągnąć sukces zawodowy, czy też harmonię duchową?
Bodo Schäfer został milionerem mając 30 lat. Postanowił podzielić się trzydziestoma zasadami, które pozwolą każdemu przekuć marzenia w rzeczywistość w książce „Zasady zwycięzców”. Osobiście podchodzę z rezerwą do tego typu rewelacji.
Co się okazało pod koniec lektury? Z wieloma stwierdzaniami autora zgadzam się, inne wydały mi się utartymi hasłami, które mogą, lecz nie muszą pomóc w osiągnięciu celu. Gdyby tak łatwo przychodził sukces po przeczytaniu poradnika, to czyż nie bylibyśmy wszyscy milionerami żyjącymi w zgodzie ze wszechświatem? Uważam, że należy wziąć pod uwagę podłoże kulturalno-społeczne.
Autor doświadczenie zdobywał w Niemczech. A wiadomo, co kraj, to obyczaj. Różnice potrafią być zasadnicze. Zastanawia mnie, czy bycie „orłem”, do czego Bodo Schäfer zachęca, nie jest zbytnim wyjściem przed szereg, co w niektórych polskich kręgach jest niedopuszczalne. Co o tym sądzicie? Czy obserwujecie zmiany na swoim podwórku zawodowym? Czy jeśli pracujemy ciężej, lepiej, mocniej, wybijamy się na tle innych, jesteśmy doceniani przez szefa? Jeśli tak, to książka będzie idealna, aby udoskonalać ten sposób myślenia.
„Zasady zwycięzców” mają przejrzystą strukturę. Podzielona na rozdziały, każdy z nich omawia jedną zasadę. Autor przytacza coś na kształt przypowieści, aby łatwiej dotrzeć do czytelnika. We wstępie dowiadujemy się pokrótce jak z trudnościami radził sobie sam autor oraz jak należy podchodzić do przedstawionych w książce zasad.
„Niektóre zasady wydają się wzajemnie wykluczać. Jednak trzeba pamiętać, że zasady zwycięzców odnoszą się do naszego życia, a ono jest pełne paradoksów: to, co powoduje sprzeczności, stanowi w rzeczywistości różne części większej całości.” 1
Chociaż stawiam tyle znaków zapytania, nie oznacza to, że książka nie wniosła nic wartościowego. Zasady proponowane przez Schäfera z psychologicznego punktu widzenia otwierają człowieka na świat. Suma summarum książkę oceniam pozytywnie, ponieważ autor zdołał zachęcić mnie do pokonywania własnych strachów, zarządzania stresem i niepoddawania się problemom.
Schäfer, B (2018). Wstęp (s.10), Zasady zwycięzców, Frampol:Wydawnictwo Aktywa
Literacki kącik Sary
sarasamusionek.blogspot.com
Poradniki nie są moją domeną. Zazwyczaj ich nie czytam. Kiedy przyszła oferta książki do recenzji pomyślała, że warto przekonać się, dlaczego ludzie kupują tego typu książki. Czy rzeczywiście znajdują złote środki na własne bolączki, czy odkrywają sposoby, aby osiągnąć sukces zawodowy, czy też harmonię duchową?
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toBodo Schäfer został milionerem mając 30 lat. Postanowił...