Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

PRL Chmielewskiej służył. A jak się skończył: pojawiły się wulgaryzmy i jakieś dziwne niby-erotyczne wstawki. Bohaterki "Byczków" nieustannie tylko jedzą (a raczej obżerają się), chleją ponad miarę i wyśmiewają się z mężczyzn, a także tych kobiet, które nie należą do ich kółeczka. Jak dla mnie śmierdzi frustracją, nadwagą i mentalnością rozwodową. Zbyt niesmaczne jak na wakacyjną lekturę

PRL Chmielewskiej służył. A jak się skończył: pojawiły się wulgaryzmy i jakieś dziwne niby-erotyczne wstawki. Bohaterki "Byczków" nieustannie tylko jedzą (a raczej obżerają się), chleją ponad miarę i wyśmiewają się z mężczyzn, a także tych kobiet, które nie należą do ich kółeczka. Jak dla mnie śmierdzi frustracją, nadwagą i mentalnością rozwodową. Zbyt niesmaczne jak na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Doskonała powieść. Bohaterowie jak żywi, Chiny - jakby się je oglądało samemu, porywająca historia. A przede wszystkim: głębokie zrozumienie człowieka, narodów, polityki, i współczucie dla nędzy bez epatowania drastycznością. I lepsze zrozumienie Rosji i natury ludzkiej niż u Dostojewskiego. Dostojewski chętnie portretował histeryków obu płci i wszelkich typów. Bohaterowie Ossendowskiego, chociaż też upadają, mają więcej godności, tu wrażliwość nie musi prowadzić do obłędu. Dostojewski chce wstrząsać czytelnikiem tak, jak współczesny teatr: pokazując wariatów i zwyrodnialców.
Ossendowski jest po prostu lepszym pisarzem, nie musi uciekać się do takich chwytów, żeby opowiedzieć interesującą historię. Bardzo polecam

Doskonała powieść. Bohaterowie jak żywi, Chiny - jakby się je oglądało samemu, porywająca historia. A przede wszystkim: głębokie zrozumienie człowieka, narodów, polityki, i współczucie dla nędzy bez epatowania drastycznością. I lepsze zrozumienie Rosji i natury ludzkiej niż u Dostojewskiego. Dostojewski chętnie portretował histeryków obu płci i wszelkich typów. Bohaterowie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ziemkiewicz twierdzi, że proza Conrada to "odtrutka na gębę Gombrowicza" - i rzeczywiście, to jest odtrutka. Nie tylko na Gombrowicza. Tutaj nie ma kobiet ani dzieci, chemii ani biologii, tylko siła ludzkiego ducha, męskość, dojrzałość, cudowne panowanie nad sobą i odrzucenie egoizmu. Żadnych zboczeń, żadnych wulgarnych zachowań ani ordynarnych słów. Ta proza ma sens, ma coś ważnego do przekazania. Jako nastolatka uważałam, że w tej powieści nic się nie dzieje, a dzieje się mnóstwo, w każdym zdaniu! A fabuła jest tak pięknie skonstruowana... Literatura doskonała, bez dwóch zdań

Ziemkiewicz twierdzi, że proza Conrada to "odtrutka na gębę Gombrowicza" - i rzeczywiście, to jest odtrutka. Nie tylko na Gombrowicza. Tutaj nie ma kobiet ani dzieci, chemii ani biologii, tylko siła ludzkiego ducha, męskość, dojrzałość, cudowne panowanie nad sobą i odrzucenie egoizmu. Żadnych zboczeń, żadnych wulgarnych zachowań ani ordynarnych słów. Ta proza ma sens, ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo przyjemna powieść przygodowa, napisana żywo i barwnie. Ukazała się w 1928 roku i z dzisiejszego punktu widzenia jest jednocześnie bardzo niepoprawna politycznie i bardzo poprawna. Poprawna - bo pokazuje silne, dzielne, inteligentne kobiety (główna piękność robi DOKTORAT z archeologii). Niepoprawna - bo te kobiety zostają porwane do haremu i ocalić je może tylko szlachetny Sokół Pustyni. Niepoprawne jest też ukazywanie tzw. cywilizacji białego człowieka - chociaż trzeba dużej dozy nieżyczliwości, żeby zarzucić Ossendowskiemu rasizm. Ale skoro można zarzucać rasizm biednemu, kochanemu Koziołkowi Matołkowi to znaczy, że tą pałką można walić we wszystko.
Opisy realiów są wręcz filmowe, akcja szybka, nieskazitelny happy end... dla mnie ta lektura była przyjemnością. Kto lubi prostotę - niech kupi, póki policja politpoprawnościowa nie wrzuciła na indeks ksiąg zakazanych. Zwłaszcza że cała seria Ossendowskiego została wznowiona całkiem niedawno i jest tanio dostępna

Bardzo przyjemna powieść przygodowa, napisana żywo i barwnie. Ukazała się w 1928 roku i z dzisiejszego punktu widzenia jest jednocześnie bardzo niepoprawna politycznie i bardzo poprawna. Poprawna - bo pokazuje silne, dzielne, inteligentne kobiety (główna piękność robi DOKTORAT z archeologii). Niepoprawna - bo te kobiety zostają porwane do haremu i ocalić je może tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wciągająca historia rozwoju cywilizacji - ale pod jednym względem trochę głupkowata. Asimov, wybitnie inteligentny i - zdaje się - przyzwoity, tolerancyjny człowiek, był ateistą. To niestety rzutuje na rozumienie (a raczej nierozumienie) religii przez niego. "Fundacja" pokazuje religię jako narzędzie władzy i opresji, czary-mary wymyślone przez sprytne elity do kontrolowania ciemnych mas (niezbyt oryginalne, w końcu każdy marksista zna tę diagnozę). A "zwycięstwo ducha" w jednym z rozdziałów "Fundacji" jest tak naprawdę ukazaniem siły zabobonu i samookłamywania. Jeden z bohaterów dziwi się niepomiernie, że "nawet kapłani w to wierzą".
Takie ukazywanie religii przypomina grę na skrzypcach za pomocą młota albo wybebeszenie skowronka, żeby zobaczyć, co w nim tak śpiewa. Religijność można zrozumieć tylko od środka. Kiedy się na nią patrzy z pozycji etnograficznych, siłą rzeczy widzi się tylko dziwne rytuały i niepojęte (a więc groźne) wpływy na ludzkie zachowania.
Ateista pisze o religii jak ślepy o kolorach, no i jego opis ostatecznie przypomina wulgarne obrazy z komedii z Luisem de Funesem: a demoniczny, czarnozęby księżulo czy chichocząca zakonnica na motorze to NIE JEST istota religii. Ale ateiście się tego nie wyjaśni żadnym sposobem. I nawet nie warto próbować.
A więc "Fundacja" jest przenikliwą analizą, która w tym jednym punkcie jest całkowicie błędna - i na dodatek nieoryginalna, a nawet prostacka. Pozostawia to lekki niesmak niestety.

Wciągająca historia rozwoju cywilizacji - ale pod jednym względem trochę głupkowata. Asimov, wybitnie inteligentny i - zdaje się - przyzwoity, tolerancyjny człowiek, był ateistą. To niestety rzutuje na rozumienie (a raczej nierozumienie) religii przez niego. "Fundacja" pokazuje religię jako narzędzie władzy i opresji, czary-mary wymyślone przez sprytne elity do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Księdzu Oko się ta książka nie udała. Widać, że była pisana w pośpiechu, jest w niej mnóstwo powtórzeń i trochę niezręczności językowych. Mój główny zarzut jest taki, że autor przywołuje zbyt mało faktów (najciekawsze informacje są w przypisach), a koncentruje się na ocenach. Czytając książkę miałam wrażenie, że odkręciłam kran, z którego leją się emocje. Rozumiem, że celem książki jest wprowadzenie do języka terminu "lawendowa mafia". Rozumiem, że lawendowa mafia to dla Kościoła zabójcze zjawisko. Ale ks. Oko zrobiłby lepiej podając fakty i minimalizując oceny, żeby czytelnik mógł się sam zbulwersować, a nie uwierzyć autorowi na słowo, że są ku temu powody. Przy całej sympatii dla waleczności autora: narracja w stylu "wiem, ale nie powiem" jest trochę śmieszna. No i jeszcze jedno: moim zdaniem włączanie do książki kilku obszernych peanów na cześć autora i notki o jego naukowych dokonaniach (swoją drogą umiarkowanie imponujących) jest niestosowne. Tak się autorytetu nie buduje, a już na pewno nie powinien takich metod chwytać się ksiądz katolicki. Podsumowując - zmarnowana szansa na dobrą i ważną książkę. I nieładny przejaw próżności.

Księdzu Oko się ta książka nie udała. Widać, że była pisana w pośpiechu, jest w niej mnóstwo powtórzeń i trochę niezręczności językowych. Mój główny zarzut jest taki, że autor przywołuje zbyt mało faktów (najciekawsze informacje są w przypisach), a koncentruje się na ocenach. Czytając książkę miałam wrażenie, że odkręciłam kran, z którego leją się emocje. Rozumiem, że celem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po wspaniałym reportażu "Na tropach Smętka" wiem, na co stać Wańkowicza, więc tak naprawdę powinnam dać ocenę 2. "Tędy i owędy" to właściwie historia życia autora poprzez robione przez niego kawały i zasłyszane anegdoty. Większość z nich odbieram jako wulgarne, złośliwe, okrutne albo podłe, albo w najlepszym razie głupie. To element postoświeceniowej krucjaty przeciwko dobru i niewinności, prześmiewanie dziewictwa, prostoty, a także i biedy, wykorzystywanie cudzej szlachetności dla "hucpy" albo własnego interesu (jak np. wyłudzenie matury z matematyki poprzez wykorzystanie dobroci nauczyciela). Wstyd, panie Wańkowicz.

Po wspaniałym reportażu "Na tropach Smętka" wiem, na co stać Wańkowicza, więc tak naprawdę powinnam dać ocenę 2. "Tędy i owędy" to właściwie historia życia autora poprzez robione przez niego kawały i zasłyszane anegdoty. Większość z nich odbieram jako wulgarne, złośliwe, okrutne albo podłe, albo w najlepszym razie głupie. To element postoświeceniowej krucjaty przeciwko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Okropne wydanie, czcionka chyba siódemka, nie da się czytać...

Okropne wydanie, czcionka chyba siódemka, nie da się czytać...

Pokaż mimo to


Na półkach:

Ten libertyński i głęboko antyreligijny autor (typowy zachodni intelektualista pokolenia rewolucji '68), bez namysłu przeciwstawiający wierze i rozum, i wolność, z lubością opisujący akty najwstrętniejszych profanacji, a Kościół jako wiecznie spiskującego agenta papiestwa, zaś każdy szczery objaw pobożności jako bigoterię i nerwicę wynikającą z jezuickiego wychowania, ten obywatel świata, łaskawy dla Polski jako areny sławy swoich przesławnych przodków, napisał bardzo wartką, wciągającą opowieść, od której trudno się oderwać. Prawo autora rozkładać akcenty, jak mu się podoba. Z lekkością i pewnością swojej racji człowieka od pokoleń sytego i poważanego, całą duchowość, świętość i szlachetność ludzką zbywa wzruszeniem ramion. Ignoruje bardzo znane przykłady działania z pobudek religijnych (obrona Jasnej Góry, Sobieski, Traugutt, Haller), za to wyszukuje egzotyczne, odosobnione przypadki zachowań, mające dowieść, że Polakom religia jest zupełnie obojętna, a ich pobożność to tylko teatr (w tym punkcie przypomina PRL-owskich autorów podręczników). To dobra książka. Przypomina o tym, że coś takiego jak obiektywizm naprawdę nie istnieje, a już najmniej jest go w historii. Jeszcze jedno: to nie jest książka naukowa, ale gawęda. Ciekawa jako narracja historyczna. Nie należy oczekiwać wielkiej głębi i szczegółowości od książki pisanej dla obcokrajowców w celu popularyzatorskim.

Ten libertyński i głęboko antyreligijny autor (typowy zachodni intelektualista pokolenia rewolucji '68), bez namysłu przeciwstawiający wierze i rozum, i wolność, z lubością opisujący akty najwstrętniejszych profanacji, a Kościół jako wiecznie spiskującego agenta papiestwa, zaś każdy szczery objaw pobożności jako bigoterię i nerwicę wynikającą z jezuickiego wychowania, ten...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka nie ma wad. Przez lata unikałam Wańkowicza - teraz widzę, że pozbawiłam się w ten sposób tego, co najbardziej lubię: pięknej, żywej i pomysłowej polszczyzny i erudycyjnej historycznej relacji o polskości, która łączy reportaż z poezją i humorem, a dziś ma również wartość źródła historycznego. Wańkowicz jest rodzinny, ale nigdy nie ekshibicjonistyczny, z jego prozy wyłania się postać człowieka dobrego, rozsądnego, pogodnego i spełnionego. To zdrowe i smaczne pisarstwo dla tych, którzy nie uważają dziwactwa za synonim artyzmu.

Ta książka nie ma wad. Przez lata unikałam Wańkowicza - teraz widzę, że pozbawiłam się w ten sposób tego, co najbardziej lubię: pięknej, żywej i pomysłowej polszczyzny i erudycyjnej historycznej relacji o polskości, która łączy reportaż z poezją i humorem, a dziś ma również wartość źródła historycznego. Wańkowicz jest rodzinny, ale nigdy nie ekshibicjonistyczny, z jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam dystans do pozostałych dwóch Inklingów, Tolkien zawsze mnie nudził, CS Lewis, może i jest chrześcijański, ale kiedy przeczytałam niemal wszystko, co napisał, uznałam, że w gruncie rzeczy jest trochę płytki. Williams natomiast fenomenalnie rozumie dobro i zło, jego teologia zdaje się poprawna i poparta osobistym doświadczeniem. A przy tym jest dowcipny. Jak to możliwe?
Tłumaczenie jest takie sobie, ale i tak tłumaczce należy się wdzięczność za próbę wprowadzenia na polski rynek tego wspaniałego autora. Po lekturze kupiłam cztery kolejne książki Williamsa i pewnie ostatecznie kupię wszystkie.
Polecam tekst TS Eliota o Williamsie (wstęp do jednej z jego powieści), krótki i dostępny w całości na kanadyjskim gutenbergu.
Jeszcze jedno: na amazonie dwóch wielbicieli tarota oceniło powieść Williamsa o tarocie na jedną gwiazdkę (niżej się nie da). Nie ma lepszej rekomendacji dla chrześcijanina. Natychmiast kupiłam.

Mam dystans do pozostałych dwóch Inklingów, Tolkien zawsze mnie nudził, CS Lewis, może i jest chrześcijański, ale kiedy przeczytałam niemal wszystko, co napisał, uznałam, że w gruncie rzeczy jest trochę płytki. Williams natomiast fenomenalnie rozumie dobro i zło, jego teologia zdaje się poprawna i poparta osobistym doświadczeniem. A przy tym jest dowcipny. Jak to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Spodziewałam się ramoty dla dzięwiętnastowiecznej młodzieży, a tymczasem to rozkoszna powieść. Wiele osób drażnią zwroty do czytelnika w stylu "myślisz, drogi czytelniku, że nasz bohater wyjechał? mylisz się", ale według mnie ma to swój urok. Trzeba przyznać, że jak na powieść przygodową z początku niezbyt wiele się dzieje (przez pierwszych sto stron "nasz bohater" zdąży przyjechać w gości i zjeść obiad), ale to bynajmniej nie nudzi. Wspaniałe są portrety postaci, szkockich zwyczajów i krajobrazów. Bardzo mi odpowiada ten pełen ciekawych dygresji styl, z przyjemnością czytałam przypisy i komentarze autora. Powieść wydaje mi się świeża i wdzięczna, a miłośników historii może zainspirować do zgłębiania tematyki powstań jakobickich. Mitologizowanie historii sprawia, że kultura danego kraju staje się bardziej wyrazista i pociągająca; celem Scotta było tworzenie legendy Szkocji, i pięknie mu się to udało.

Spodziewałam się ramoty dla dzięwiętnastowiecznej młodzieży, a tymczasem to rozkoszna powieść. Wiele osób drażnią zwroty do czytelnika w stylu "myślisz, drogi czytelniku, że nasz bohater wyjechał? mylisz się", ale według mnie ma to swój urok. Trzeba przyznać, że jak na powieść przygodową z początku niezbyt wiele się dzieje (przez pierwszych sto stron "nasz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lektura tej powieści sprawiła mi taką przyjemność, że sama się dziwię. Autorka przenika ludzkie słabostki jak rentgen albo Jane Austen, ale nie jest jak Austen rozsmakowana w plotkach i żarciki z bohaterów nie robią wrażenia obmowy. Powieść jest dowcipna i bogata, jakby mówiła nie tyle o ludziach prawdziwych, co nawet o znajomych. Psychologiczna celność i dbałość o szczegóły przenosi czytelnika w egzotyczny świat wiktoriańskiej mentalności, do którego za nic nie chciałoby się należeć, choć jest tak pod pewnymi względami uroczy.

Lektura tej powieści sprawiła mi taką przyjemność, że sama się dziwię. Autorka przenika ludzkie słabostki jak rentgen albo Jane Austen, ale nie jest jak Austen rozsmakowana w plotkach i żarciki z bohaterów nie robią wrażenia obmowy. Powieść jest dowcipna i bogata, jakby mówiła nie tyle o ludziach prawdziwych, co nawet o znajomych. Psychologiczna celność i dbałość o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sięgnęłam po tę powieść po przeczytaniu wywiadu z tłumaczem śp. Andrzejem Polkowskim, który mówił, że po tej lekturze przestał pisać, bo uznał, że książka, którą chciałby napisać, już została napisana. Po takiej rekomendacji zaczęłam z entuzjazmem, mimo że "Tylko Beatrycze" nie udało mi się zmęczyć, zbyt sztuczna.
Do "Końca Zgody narodów" mam inny zarzut. Mianowicie ogromny niesmak budzą we mnie opisy Dionei i jej relacji z mężem. To taka męska fantazja o posiadaniu na własność absolutnie poddanej kobiety-dziecka, która - o dziwo! - okazuje się przenikliwa i mądra, kiedy to akurat potrzebne Mężczyźnie przez duże M. Naprawdę obrzydliwe są rozsiane po książce napomknienia o życiu erotycznym tej pary. Podglądactwa nie lubię i nie chcę słuchać cudzych jęków. Wielbiciel pornografii może sobie mówić, że czyta powieść historyczną, podobnie jak czytając obleśne rozważania Jerzego Łojka o życiu dawno zmarłych może sobie mówić, że to nauka historii. Ale to wszystko tylko kulturalna fasada dla gustujących w podglądaniu cudzej intymności. Wielbiciel pornografii może twierdzić, że "Niedole cnoty, zbrodnie miłości" to filozofia. Ale nie zmienia to faktu, że jest to po prostu nihilistyczne, zboczone porno, epatujące pogardą dla człowieka.

Sięgnęłam po tę powieść po przeczytaniu wywiadu z tłumaczem śp. Andrzejem Polkowskim, który mówił, że po tej lekturze przestał pisać, bo uznał, że książka, którą chciałby napisać, już została napisana. Po takiej rekomendacji zaczęłam z entuzjazmem, mimo że "Tylko Beatrycze" nie udało mi się zmęczyć, zbyt sztuczna.
Do "Końca Zgody narodów" mam inny zarzut. Mianowicie ogromny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wspaniale opowiedziana historia. Przyznaję, że trochę zaniżyłam ocenę ze względu na zakończenie, które wydało mi się mało dojrzałe. Ale naprawdę nie mogłam oderwać się od czytania, co w zasadzie mi się nie zdarza nawet w przypadku lepszych powieści. Ostatnio z takimi wypiekami na twarzy czytałam chyba jako nastolatka "Szklany klosz" Sylvii Plath. Ale podczas gdy Sylvia Plath jest depresyjna rozlazłą, bezbożną depresją z piekła rodem, Donna Tartt ma wyraźny kręgosłup moralny i bajecznie dobrze pokazuje młodzieńczy pęd ku samozniszczeniu, wynikający z chęci, żeby być kimś, nie być zwyczajnym. Bohaterowie sądzą, że trzeba odważyć się na zło, żeby doświadczyć czegoś wyjątkowego i przerosnąć siebie - ale szukając zła nie stają się więksi, tylko bardziej małoduszni, bardziej znerwicowani, bardziej rozpustni i coraz bardziej brzydcy. Powieść pokazuje, że nie można być poza dobrem i złem - można być tylko czystym albo brudnym. A brud to nie jest powód do dumy, tylko znamię upodlenia.
O istnieniu Donny Tartt dowiedziałam się z filmiku biskupa Barrona. Recenzje na goodreads wahają się od bardzo entuzjastycznych ("od miesięcy nie mogę przestać myśleć o tej niesamowitej historii") po bardzo krytyczne ("śmiertelnie nudna, rozwlekła i pretensjonalna chała"), więc kupiłam najtańszą jej książkę, jaka była na allegro, żeby nie stracić zbyt wiele, gdyby mi się nie podobała. Po przeczytaniu dwustu stron dokupiłam obie następne jej powieści. Polecam. Najlepiej zacząć czytać na początku urlopu, żeby codzienne obowiązki nie przeszkadzały w lekturze.

Wspaniale opowiedziana historia. Przyznaję, że trochę zaniżyłam ocenę ze względu na zakończenie, które wydało mi się mało dojrzałe. Ale naprawdę nie mogłam oderwać się od czytania, co w zasadzie mi się nie zdarza nawet w przypadku lepszych powieści. Ostatnio z takimi wypiekami na twarzy czytałam chyba jako nastolatka "Szklany klosz" Sylvii Plath. Ale podczas gdy Sylvia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niestety nie potrafię docenić mistrzostwa Toni Morrison, o którym tyle słyszę. Moja siostra, która w przeciwieństwie do mnie jest osobą dobrze wykształconą o wyrafinowanym guście, twierdzi, że to jedna z najlepszych powieści, jakie w ogóle napisano. To pewnie zniewaga dla autorki (niezamierzona), ale dla mnie ta powieść zbytnio ociera się o realizm magiczny i prezentuje zbyt mało klarowny system wartości. Odstręcza mnie kultura, której nie rozumiem i z którą nie potrafię się utożsamić. Problemy bohaterów wydają mi się mało uniwersalne. Najprościej rzecz ujmując: autorka za bardzo dziwaczy, za bardzo smęci i jest mi całkowicie obca mentalnie. Czytałam tę powieść w oryginale, przyznaję, że językowo jest niezwykle piękna. Ale dla mnie to za mało. A właściwie - wolałabym powieść gorzej napisaną, ale prostszą i moralnie jednoznaczną. A więc Nobel może być dla mnie antyrekomendacją.

Niestety nie potrafię docenić mistrzostwa Toni Morrison, o którym tyle słyszę. Moja siostra, która w przeciwieństwie do mnie jest osobą dobrze wykształconą o wyrafinowanym guście, twierdzi, że to jedna z najlepszych powieści, jakie w ogóle napisano. To pewnie zniewaga dla autorki (niezamierzona), ale dla mnie ta powieść zbytnio ociera się o realizm magiczny i prezentuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo ciekawa książka. Gen. Haller rzeczywiście miał wyjątkowo dobrą pamięć (jakim cudem pamiętał te wszystkie nazwiska, miejscowości czy nazwy restauracji?!), a także i talent do oddawania atmosfery danego czasu, miejsca, położenia. Lektura daje wrażenie, jakby prawdziwy, żywy człowiek siedział obok i opowiadał, jestem pod jego urokiem, chociaż musiał być trudny w kontakcie, bo Haller, jak Piłsudski, wszystko wie najlepiej, a wydarzenia oczywiście zazwyczaj potwierdzają jego wcześniejsze przewidywania, oczekuje posłuszeństwa od podwładnych, ale jako podwładny wcale go przełożonym nie okazuje, z powodu "wyższych racji"... Ta książka może sprawić (tak jest w moim przypadku), że czytelnik zyska poczucie osobistej zażyłości z błękitnym generałem, serdeczny podziw dla jego postawy i - co całkiem zaskakujące, a nawet trochę śmieszne - jakieś oddanie żołnierza dla wodza. Podczas gdy z pism Piłsudskiego zapamiętałam głównie elementy rubaszne, swojackie, gawędziarskie, a z pism Dmowskiego - sztywność, nadęcie i poczucie urazy wobec całego świata, to u Hallera znajduję to, czego szukam: godność, jasność intencji, kryształową twardość sumienia.

Bardzo ciekawa książka. Gen. Haller rzeczywiście miał wyjątkowo dobrą pamięć (jakim cudem pamiętał te wszystkie nazwiska, miejscowości czy nazwy restauracji?!), a także i talent do oddawania atmosfery danego czasu, miejsca, położenia. Lektura daje wrażenie, jakby prawdziwy, żywy człowiek siedział obok i opowiadał, jestem pod jego urokiem, chociaż musiał być trudny w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta powieść jest jednocześnie okropnie nudna i urocza. Czytałam ją w wersji angielskiej, więc nie wiem, jak wypada w przekładzie, ale w oryginale główny bohater mówi językiem tak pretensjonalnym, że chciałoby się go chlusnąć zimną wodą, żeby się trochę wziął w garść.
Przyznaję, że zupełnie nie interesowało mnie rozwiązanie zagadki, według mnie najciekawsze były rozmowy lorda Petera z Parkerem. Zresztą nie dla intrygi sięgnęłam po tę książkę, ale dlatego, że chciałam zobaczyć, jak świetnie wykształcona i zaangażowana chrześcijanka (D.L. Sayers wolała pisać eseje teologiczne, przetłumaczyła też "Boską Komedię", a za kryminały wzięła się dla pieniędzy) zbuduje kryminalną fabułę. Efekt jest taki, jakby do powieści P.G. Wodehouse'a wstawić tajemniczego trupa, a bohaterom kazać mówić językiem z "The Importance of Being Earnest" Oskara Wilde'a. Powieść Sayers nie jest tak głupia, jak Wodehouse (przepraszam fanów, może po prostu ten typ humoru mi nie odpowiada) ani tak cyniczna, jak Wilde - jest uroczo staromodna i zupełnie nie trzyma w napięciu. Do czytania na plaży albo w poczekalni u dentysty. Szkoda poświęcać dla niej wolny wieczór.

Ta powieść jest jednocześnie okropnie nudna i urocza. Czytałam ją w wersji angielskiej, więc nie wiem, jak wypada w przekładzie, ale w oryginale główny bohater mówi językiem tak pretensjonalnym, że chciałoby się go chlusnąć zimną wodą, żeby się trochę wziął w garść.
Przyznaję, że zupełnie nie interesowało mnie rozwiązanie zagadki, według mnie najciekawsze były rozmowy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo dobra książka dla sadownika amatora. Niestety wydanie tragiczne; takie klejenie, że wszystkie kartki są luzem.

Bardzo dobra książka dla sadownika amatora. Niestety wydanie tragiczne; takie klejenie, że wszystkie kartki są luzem.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka w dużej części już nieaktualna (w końcu minęło 50 lat, przez ten czas zmieniły się choćby środki ochrony roślin), ale jaka piękna! Tego właśnie oczekiwałabym zawsze od podręcznika: pogłębienia, wszechstronności, prostego języka i klarownego ułożenia materiału. Nie każdy profesor ogrodnictwa napisałby, że do zbioru owoców potrzebny jest koszyk... mnie to cieszy i wzrusza. Sama jestem zdziwiona, jak często korzystam z tej książki. Polecam ogrodnikom.

Książka w dużej części już nieaktualna (w końcu minęło 50 lat, przez ten czas zmieniły się choćby środki ochrony roślin), ale jaka piękna! Tego właśnie oczekiwałabym zawsze od podręcznika: pogłębienia, wszechstronności, prostego języka i klarownego ułożenia materiału. Nie każdy profesor ogrodnictwa napisałby, że do zbioru owoców potrzebny jest koszyk... mnie to cieszy i...

więcej Pokaż mimo to