rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Louise Weber pracuje jako praczka w biednej dzielnicy Clichy. Marzy jednak, by wyrwać się ze swojego dotychczasowego życia, wyjeżdża więc do Montmartre. Tam rozpoczyna karierę jako tancerka. Choć zaczyna jako nic nieznacząca artystka, szybko zdobywa sławę, trafia do Paryża i staje się jedną z najlepszych - słynną La Goulue.

„Tancerka z Moulin Rouge” autorstwa Tanji Steinlechner opowiada historię La Goulue. To nie jest biografia, chociaż wiele fragmentów jest inspirowanych życiem Louise Weber, autorka wyraźnie zaznacza w posłowiu, że jest to powieść i niektóre elementy są fikcyjne. Ale ta mieszanka fikcji i prawdy została przez autorkę połączona naprawdę znakomicie. Książka jest niczym żywa historia. Wrzuca czytelników prosto do XIX-wiecznej Francji. Podczas lektury zapoznajemy się z wieloma artystami: z wielkimi malarzami tamtego okresu, poetami, pisarzami, ale także gwiazdami sceny. Pośród całego tego zgiełku i splendoru doświadczamy także otwarcia Wieży Eiffla i powstania słynnego kabaretu Moulin Rouge. Jest jednak i druga strona medalu, również przedstawiona na kartach powieści: ciężka praca „zwykłych ludzi” i los, jaki ich spotykał w tamtych czasach.

Wciągająca historia, inna od tego, co zazwyczaj czytam. Polecam.

Louise Weber pracuje jako praczka w biednej dzielnicy Clichy. Marzy jednak, by wyrwać się ze swojego dotychczasowego życia, wyjeżdża więc do Montmartre. Tam rozpoczyna karierę jako tancerka. Choć zaczyna jako nic nieznacząca artystka, szybko zdobywa sławę, trafia do Paryża i staje się jedną z najlepszych - słynną La Goulue.

„Tancerka z Moulin Rouge” autorstwa Tanji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Black Bird Academy. Zabij mrok” to pierwszy tom trylogii urban fantasy, którą można zaliczyć do nurtu „dark academy”. Tytułowa akademia Black Bird to położona na nowojorskiej wyspie szkoła, gdzie kształci się egzorcystów - ludzi powołanych do ścigania demonów i innych mrocznych istot. Właśnie do tej akademii trafia Leaf Young, choć niekoniecznie z własnej woli. Dziewczyna nosi bowiem w sobie demona imieniem Lore, który zawładnął jej ciałem. O fakcie tym informuje ją Falco, doświadczony egzorcysta i łowca demonów. Jako iż Leaf mimo opętania potrafi zachować nad sobą kontrolę, akademia składa jej propozycję nie do odrzucenia: wyszkolą ją na egzorcystkę, a wtedy może odzyska wolność.

Pierwsze, co da się odczuć, to mroczny klimat powieści, choć sam wstęp jest nieco przydługawy. Akcja rozgrywa się w alternatywnej wizji naszej rzeczywistości, gdzie mroczne istoty poczynają sobie bardzo śmiało, a egzorcyści mają trudne zadanie utrzymać kontrolę nad siłami ciemności. W ten świat zostaje wrzucona Leaf, główna bohaterka, pewna siebie i zadziorna. Przypadła mi ona do gustu. Lubię silne kobiece postacie, a Leaf zdecydowanie do takich należy. Drugą zasługującą na wspomnienie postacią jest sam Lore, siedzący w jej głowie demon. Niesamowita postać, niejednokrotnie wywołująca u mnie uśmiech na twarzy - przebiegły, sarkastyczny i bezwzględny, czyli dokładnie taki, jakim chciałam go widzieć, wdrażając się w lekturę.

Mamy tutaj także wątek romantyczny między Leaf a Falco, takie typowe „enemies to lovers”. Ich relacje ewoluują od nienawiści do wzajemnego szacunku i zaufania. Jakoś nie czułam chemii między tą dwójką, raczej wiszące między nimi pożądanie, które tylko mnie irytowało. Falco to trochę taki dziwak, a nawet w pewnym sensie fanatyk, i średnio go polubiłam.

Historia ta oferuje ciekawą koncepcję przedstawionego świata i różnorodnych bohaterów, a jednak niektóre rzeczy wydawały mi się trochę naciągane. Jak choćby przyjęcie Leaf do akademii, mimo iż wszyscy wiedzieli, że nosi w sobie demona. Czy to nie powinno być niebezpieczne?

Lubię takie mroczne klimaty. Jest momentami brutalnie, dużo się dzieje, dzięki czemu ciężko oderwać się od lektury. Mimo tego mroku książka napisana jest lekkim stylem i zawiera dużo poczucia humoru, co jest dodatkowym plusem. Kiedy fabuła się już rozkręci, to czyta się szybko. Zakończenie stawia przed czytelnikami kolejne pytania i sprawia, że chciałabym sięgnąć po drugi tom już teraz, od razu. Wciągnęła mnie ta książka i szczerze polecam fanom mrocznego fantasy i dark academy.

„Black Bird Academy. Zabij mrok” to pierwszy tom trylogii urban fantasy, którą można zaliczyć do nurtu „dark academy”. Tytułowa akademia Black Bird to położona na nowojorskiej wyspie szkoła, gdzie kształci się egzorcystów - ludzi powołanych do ścigania demonów i innych mrocznych istot. Właśnie do tej akademii trafia Leaf Young, choć niekoniecznie z własnej woli. Dziewczyna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Myślałam, że to fantasy, a do lektury dodatkowo zachęciła mnie piękna okładka. Srogo się zawiodłam. To nie jest fantasy! To romans obyczajowy z wątkiem fantasy.

Fabuła nudna jak flaki z olejem, a wszelkie próby wprowadzenia „akcji” są tak głupie, że chciało mi się śmiać.
Bohaterowie nijacy i stereotypowi.
Wątek fantasy - bardzo prymitywny, stanowił ledwie tło do romansu, obyłoby się bez niego.

Jako fanka fantasy tylko się męczyłam podczas tej lektury.

Myślałam, że to fantasy, a do lektury dodatkowo zachęciła mnie piękna okładka. Srogo się zawiodłam. To nie jest fantasy! To romans obyczajowy z wątkiem fantasy.

Fabuła nudna jak flaki z olejem, a wszelkie próby wprowadzenia „akcji” są tak głupie, że chciało mi się śmiać.
Bohaterowie nijacy i stereotypowi.
Wątek fantasy - bardzo prymitywny, stanowił ledwie tło do romansu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Warszawę nawiedzają kolejne śnieżyce, paraliżując miasto i zmieniając je w mroczną krainę śniegu. A ze śnieżycy wyłania się makabryczna rzeźba - zamarznięte zwłoki mężczyzny z wyłupionymi oczami, pozbawionego wnętrzności. Niedługo później na stacji metra zostaje znaleziona torba z ludzkimi wnętrznościami. Sprawę tę bada komisarz Robert Foks, podążając tropem mordercy wycinającego ofiarom wnętrzności oraz usiłując rozwikłać zagadkę makabrycznego skowytu, rozlegającego się w podwarszawskiej wsi. Równocześnie w Warszawie dochodzi do kolejnych dziwnych pobić przypadkowych, jak się zdaje, osób, za które odpowiada tajemnicza sekta. Tropem tym podąża prokurator Eliza Kowalczyk. Jednak kiedy staje się jasne, że sprawy Foksa i Kowalczyk łączą się, dwójka rywalów musi połączyć siły, by rozwikłać sprawę i powstrzymać okrutnego kolekcjonera ciał.

„Skowyt” to drugi tom serii kryminalnej z komisarzem Robertem Foksem w roli głównej. Choć pojawia się tutaj parę drobnych nawiązań do „Pomsty”, pierwszego tomu, książkę tę można czytać samodzielnie, mamy tutaj bowiem do czynienia z zupełnie nową sprawą. Jak mrocznie było w poprzednim tomie, tak mrocznie jest i tutaj. Sprawy, które prowadzą razem Foks i Kowalczyk, są bardzo, bardzo dziwne i naprawdę podziwiam tutaj wyobraźnię autora. Momentami wydawały mi się nawet zbyt zagmatwane i trzeba było naprawdę uważnie śledzić akcję, by połapać się o co tak naprawdę tam chodzi. Jest dużo wątków i dużo tropów. Mimo wszystko miałam wrażenie, że działania śledczych opierały się głównie na przeczuciach, i to takich nie do końca zrozumiałych dla czytelnika. Zdecydowanie za dużo było też zbiegów okoliczności.

Komisarz Robert Foks, tak jak i w pierwszym tomie, podchodził do sprawy z zaangażowaniem, nie wahając się działać po swojemu i naginać zasad. Zasadniczo nie jest to bohater, który łatwo da się polubić, ale zdecydowanie można kibicować mu jako śledczemu. W tym tomie poznajemy za to lepiej prokurator Elizę Kowalczyk, która ma swój rozbudowany wątek. Ciekawa kobieta. W pracy zgrywająca profesjonalistkę, po pracy… specyficzna. Sami zresztą zobaczycie.

Jedną ze zdecydowanie najmocniejszych stron kryminałów Macieja Kaźmierczaka jest klimat. Autor jak nic potrafi stworzyć opisy mrożących krew w żyłach scen czy miejsc. W „Skowycie” jednym z takich miejsc jest opuszczona ubojnia na obrzeżach podwarszawskiej wsi. Teraz sobie wyobraźcie: śnieżyca, drogi, gdzie nie dociera nawet pług śnieżny, obskurne, starzejące się budynki ubojni, a pośród nich rozlegający się upiorny skowyt. Właśnie w takie przyjemne miejsca zabiera nas autor.

Drugi tom serii trzyma poziom pierwszego. Dobrze się czyta, choć aby się we wszystkim połapać, trzeba uważnie śledzić akcję. Nie zostałam fanką komisarza Foksa, ale chętnie sięgnę po kolejny tom.  

Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
Premiera 4 października.

Warszawę nawiedzają kolejne śnieżyce, paraliżując miasto i zmieniając je w mroczną krainę śniegu. A ze śnieżycy wyłania się makabryczna rzeźba - zamarznięte zwłoki mężczyzny z wyłupionymi oczami, pozbawionego wnętrzności. Niedługo później na stacji metra zostaje znaleziona torba z ludzkimi wnętrznościami. Sprawę tę bada komisarz Robert Foks, podążając tropem mordercy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Miasto Ombrazia rządzone jest przez bezwzględnych apostołów sześciu świętych. Gdy ojciec Rossany Lacertosy zostaje zamordowany przez wojsko, podejmuje ona walkę z systemem. Równocześnie razem z Damianem Venturim, młodym dowódcą straży, który niegdyś złamał jej serce, muszą wytropić mordercę, który sieje postrach w Ombrazii. Nadciąga ciemność, szerzy się zło, a czasu jest coraz mniej.

Wciągnęła mnie ta książka od pierwszej strony. Sposób narracji sprawia, że historia jest dynamiczna i łatwa do zrozumienia, a rządzące przedstawionym światem zasady poznajemy już w pierwszych rozdziałach, choć różne smaczki autorka zachowuje i na później. Akcja rozwija się szybko, rychło zostajemy wciągnięci w sieć kłamstw i sekretów, stopniowo odkrywając, co tak naprawdę się dzieje. Ponadto autorka w ciekawy sposób wykreowała zarówno świat, jak i sposoby działania magii.

Co do bohaterów, mam co do nich mieszane uczucia. Czasem ich lubiłam, czasem nie. Damiana i Roz łączy wspólna przeszłość - niegdyś przyjaciele, później wrogowie, obydwoje doświadczeni przez życie i przepełnieni szeregiem różnych uczuć. Seria morderstw zmusza ich do ponownego połączenia sił, a ich wzajemne relacje zajmują w książce dużo miejsca.

To nie jest typowa powieść fantasy. Jest mrocznie, tak jak lubię. Są tu też elementy polityczne i religijne, jest nieoczywisty wątek romantyczny i wątek kryminalny. Czy polecam? Tak, i chętnie sięgnę po kolejny tom.

Miasto Ombrazia rządzone jest przez bezwzględnych apostołów sześciu świętych. Gdy ojciec Rossany Lacertosy zostaje zamordowany przez wojsko, podejmuje ona walkę z systemem. Równocześnie razem z Damianem Venturim, młodym dowódcą straży, który niegdyś złamał jej serce, muszą wytropić mordercę, który sieje postrach w Ombrazii. Nadciąga ciemność, szerzy się zło, a czasu jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W warszawskiej galerii Złote Tarasy dochodzi do brutalnego morderstwa. Na oczach świadków młoda dziewczyna zastaje dźgnięta nożem i wyrzucona przez barierki. Sprawę prowadzi komisarz Robert Foks, bezkompromisowy glina, który gotów jest zrobić wszystko, by schwytać sprawcę, nawet jeśli będzie musiał w tym celu nagiąć zasady i wkroczyć w mroczny świat mafii, dilerów narkotykowych i handlarzy ludźmi. Wkrótce pojawia się kolejna ofiara, jasno wskazująca, że morderca wziął na cel nastolatki z bogatych rodzin. Dla policji rozpoczyna się wyścig z czasem, a sam Foks zostaje wplątany śmiertelnie niebezpieczną intrygę.

"Pomsta" to nowy kryminał autorstwa Macieja Kaźmierczaka, który inauguruje kryminalną serię o komisarzu Robercie Foksie. Nie było to moje pierwsze spotkanie z twórczością autora, a podobnie jak poprzednie książki, które miałam okazję przeczytać i zrecenzować, zaliczyłabym je do udanych, choć może bez szału. Fabuła rozpoczyna się od makabrycznych zbrodni, a śledztwo prowadzone przez Foksa staje się coraz bardziej skomplikowane, wplątując śledczego w sieć intryg i zagadek. Cała powieść utrzymana jest w przygnębiającym i mrocznym nastroju, który idealnie wpisuje się w klimat kryminału. Kaźmierczak posługuje się plastycznym językiem, umiejętnie kreując atmosferę ponurej Warszawy, gdzie zło czyha na każdym kroku.

Główny bohater, komisarz Robert Foks, wzbudził we mnie raczej mieszane uczucia. Często zachowywał się nieodpowiedzialnie, wręcz lekkomyślnie, a równocześnie nie bał się łamać zasad i pakować się w niebezpieczeństwa, byleby tylko odkryć, kto stoi za morderstwami nastolatek, i zapobiec kolejnym zbrodniom. Podobała mi się za to postać Nadii - tajemniczej dziewczyny, której motywy nie były znane praktycznie aż do końca.

Sama fabuła skonstruowana jest solidnie, widać, że autor wszystko przemyślał. Nie jest to jednak lekka lektura, autor nie oszczędza czytelnika, nie boi się też trudnych tematów - w książce pojawia się bowiem problematyka narkotyków, prostytucji i handlu ludźmi. Choć w książce dużo się dzieje, to miałam wrażenie, jakby w niektórych momentach akcja zostawała celowo przerwana dla dygresji czy przemyśleń głównego bohatera, a wyglądało to tak, jakby autor nagle przypomniał sobie, że musi wspomnieć jeszcze o tym i o tym, i może właśnie ten zabieg wpłynął na moją niższą ocenę.

Podsumowując, "Pomsta" to całkiem udany start nowej serii kryminalnej. Nie wciągnęło mnie aż tak, bym z niecierpliwością czekała na kolejne tomy, ale czytało się dość dobrze, a fabuła była ciekawa i przemyślana. Czy polecam? Tak, pod warunkiem, że odważycie się wraz z komisarzem Foksem wkroczyć w te zdecydowanie mroczniejsze zakątki Warszawy.

Więcej recenzji i książkowych polecajek na moim instagramie: @bookowa_dama

W warszawskiej galerii Złote Tarasy dochodzi do brutalnego morderstwa. Na oczach świadków młoda dziewczyna zastaje dźgnięta nożem i wyrzucona przez barierki. Sprawę prowadzi komisarz Robert Foks, bezkompromisowy glina, który gotów jest zrobić wszystko, by schwytać sprawcę, nawet jeśli będzie musiał w tym celu nagiąć zasady i wkroczyć w mroczny świat mafii, dilerów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Albo ty zabijesz swojego kolejnego pacjenta, albo my zabijemy twojego syna…
Doktor Anna Jones jest cenionym kardiochirurgiem. Kolejna operacja, którą wkrótce ma przeprowadzić, nie wydaje się dla niej większym wyzwaniem. Do czasu, aż w jej domu pojawiają się zamaskowani ludzie i oznajmiają: mamy twojego syna. Jeśli chcesz, aby przeżył, musisz pozbawić życia swojego kolejnego pacjenta. Nie możesz w żaden sposób zdradzić się ze swoim zamiarem. Nie możesz popełnić błędu.
Od tej pory życie Anny zamienia się w piekło, a porywacze śledzą każdy jej krok. Czy będzie gotowa popełnić morderstwo, aby ochronić swoje dziecko?

„Śmierć, która cię ocali” jest pierwszą wydaną w Polsce powieścią brytyjskiego pisarza Jacka Jordana. Ten thriller psychologiczny o tematyce medycznej już samym opisem wzbudził we mnie ciarki. Lekarka, która ślubowała ratować ludzkie życie, zmuszona, by zabić swojego pacjenta? Ale jak to? Od pierwszych stron wiedziałam, że mnie wciągnie, ale nie sądziłam, że aż tak! Zaczyna się bowiem mocnym akcentem, a dalej jest już tylko lepiej, bo autor stale dokładał coś, co mnie zaskakiwało i nie pozwalało się oderwać.

Historia została przedstawiona z perspektywy trzech kobiet: Anny, kardiochirurg, a prywatnie matki 8-letniego Zacka, jej asystentki Margot oraz policjantki Rachel. Każdą z nich poznajemy w chwili, w której zmaga się z trudną sytuacją życiową. Annie porwano syna i zmuszono ją do podjęcia brzemiennej w skutkach decyzji. Kłopoty finansowe Margot wpędzają ją w poważne tarapaty. Rachel natomiast musi poprowadzić sprawę, która przywołuje jej osobiste demony z przeszłości. Pierwszoosobowa narracja pozwala wczuć się w sytuację bohaterek i spojrzeć na wydarzenia z różnych punktów widzenia. Autor naprawdę udanie wszedł w skórę swoich bohaterek, zwłaszcza podobały mi się kreacje Anny i Margot. Rachel trochę mniej - postaci takich jak ona jest mnóstwo i miałam wrażenie, że została wprowadzona jedynie po to, by trochę rozszerzyć historię i dodać napięcia.

W książce cały czas coś się dzieje, nie ma tu zbędnych opisów czy dygresji, dzięki czemu czyta się jednym tchem. Zwrotów akcji jest dużo, choć nie są one specjalnie spektakularne, a niektórych rzeczy można się domyślić. Wystarczy to jednak, by książka cały czas trzymała w napięciu. Mi osobiście ciężko się było oderwać. Co więcej, muszę przyznać, że to był jak dotychczas najlepszy thriller psychologiczny, jaki przeczytałam w tym roku, a mówię to jako doświadczona i wybredna czytelniczka.

Podsumowując, jest to kawał dobrego thrillera psychologicznego, który trzyma w napięciu od początku do końca. Wartka akcja, wiarygodne, dobrze zbudowane postacie i zwroty akcji to zdecydowane plusy, które sprawiają, że od lektury ciężko się oderwać. Zdecydowanie polecam.

Po więcej recenzji zapraszam na mojego instagrama: @bookowa_dama

Albo ty zabijesz swojego kolejnego pacjenta, albo my zabijemy twojego syna…
Doktor Anna Jones jest cenionym kardiochirurgiem. Kolejna operacja, którą wkrótce ma przeprowadzić, nie wydaje się dla niej większym wyzwaniem. Do czasu, aż w jej domu pojawiają się zamaskowani ludzie i oznajmiają: mamy twojego syna. Jeśli chcesz, aby przeżył, musisz pozbawić życia swojego kolejnego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pomijając mnóstwo pseudofilozoficznych rozważań, przez które lektura jest dość męcząca, i nijakich bohaterów, to fabuła nawet nawet, pomysł ciekawy.

Pomijając mnóstwo pseudofilozoficznych rozważań, przez które lektura jest dość męcząca, i nijakich bohaterów, to fabuła nawet nawet, pomysł ciekawy.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Daniel i Laura, para Anglików, wybierają się w długą podróż po Europie. Wszystko idzie zgodnie z planem, póki nie docierają do Rumunii. Tam, kiedy zasypiają w nocnym pociągu, ktoś okrada ich z dokumentów, biletów i pieniędzy. Po kłótni z pogranicznikami para zostaje wyrzucona z pociągu wraz z nowopoznaną znajomą Aliną. Nie pozostaje im nic innego, jak ruszyć wzdłuż torów w stronę najbliższego miasta. Lecz po drodze ich nowa znajoma Alina znika w lesie. Szukając jej, Laura i Daniel odnajdują tajemniczy dom na polanie. To, co w nim znajdą, nie będzie dawać im spokoju jeszcze długo po powrocie do Londynu. Wydarzenia z Rumunii wywracają ich życie o 180 stopni. Laura stopniowo popada w paranoję, a Daniel szuka zapomnienia w kieliszku. W końcu jednak postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i zatrudnia prywatnego detektywa, którego zadaniem jest znaleźć powiązanie między tym, co wydarzyło się w Rumunii, a niepokojącymi wydarzeniami, które obojgu przytrafiają się w Londynie.

„Zło pójdzie za tobą” to druga z książek Marka Edwardsa, z którą miałam przyjemność, wiedziałam więc, że po autorze mogę spodziewać się mrocznej i trzymającej w napięciu historii i właśnie na to liczyłam, sięgając po jego najnowszą powieść. „Zło pójdzie za tobą” ekscytuje już od samego początku, kiedy to para Brytyjczyków wsiada do nocnego pociągu, którym mają dostać się do Rumunii. A później robi się niepokojąco: środek nocy, opuszczona stacja pośrodku niczego, wokół las i ten straszny dom, do którego docierają. Tam coś się wydarza. Tylko właśnie co?! Autor porzucił wątek w najciekawszym momencie, by przenieść nas o trzy miesiące, już do Londynu. Wydaje się, że w Londynie będzie spokojniej, że życie bohaterów wróciło do normy, ale nic podobnego. Laurze i Danielowi przytrafiają się różne dziwne zdarzenia, a autor cały czas trzyma czytelnika w uścisku, nie pozwalając dowiedzieć się, co wydarzyło się w tamtym domu w Rumunii. I gdy już, już wydaje nam się, że poznamy dalszy ciąg tamtej historii, nagle dzieje się coś, co znów nas od tego odrywa. Ach, jakże ja nie mogłam wybaczyć panu Edwardsowi tych zabiegów, choć równocześnie podziwiałam go za mistrzowskie stopniowanie napięcia.

Wydarzenia w książce w większej części poznajemy z perspektywy Daniela. Jako główny bohater był on taki sobie, choć spośród osób zamieszanych w „sprawę z domem” wydawał się najbardziej racjonalny w przedstawianiu faktów i najbardziej zdeterminowany, by poznać prawdę. Laura była ciekawa głównie ze względu na paranoję, w którą popadała stopniowo. Spoglądając na wydarzenia z jej perspektywy, nie można było być do końca pewnym, co dzieje się naprawdę, a co jest tylko wytworem jej umysłu. Mimo że Laura i Daniel w założeniu mieli być trzydziestoparolatkami, momentami miałam wrażenie, jakbym czytała o młodszych osobach, tak ze dwadzieścia parę lat maks, ale mimo iż czasem wydawali mi się niedojrzali, tutaj jakoś nieszczególnie mi to przeszkadzało. Także kreacja bohaterów - okej, ale w pamięć mi nie zapadną.

Kiedy w końcu dowiedziałam się, co wydarzyło się w tamtym przeklętym domu, byłam odrobinkę zawiedziona. Owszem, spodziewałam się czegoś mrocznego i strasznego, ale może też bardziej spektakularnego, oczekiwałam też, że główni bohaterowie byli jakoś bardziej zaangażowani w tamte wydarzenia. Podobało mi się zakończenie, kiedy to wydawało się, że znów dojdzie do strasznych rzeczy i tylko główni bohaterowie mogli im zapobiec. Trzymało w napięciu aż do końca - i ta nutka niepewności w końcowym rozdziale, dotycząca Laury i pewnego telefonu - taka wisienka na torcie. Czy polecam? Zdecydowanie, bo ja od tej książki naprawdę nie mogłam się oderwać. Warto przeczytać choćby ze względu na to, że cały czas trzyma w napięciu i zdecydowanie nie będziemy się przy niej nudzić.

Daniel i Laura, para Anglików, wybierają się w długą podróż po Europie. Wszystko idzie zgodnie z planem, póki nie docierają do Rumunii. Tam, kiedy zasypiają w nocnym pociągu, ktoś okrada ich z dokumentów, biletów i pieniędzy. Po kłótni z pogranicznikami para zostaje wyrzucona z pociągu wraz z nowopoznaną znajomą Aliną. Nie pozostaje im nic innego, jak ruszyć wzdłuż torów w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Siedemnastoletnia Mindy Wright jest wschodzącą gwiazdą narciarstwa zjazdowego, a zawody, w których właśnie bierze udział, mają otworzyć dla niej drzwi do prawdziwej kariery. Lecz kiedy podczas zjazdu ulega niebezpiecznemu wypadkowi, jej dalsza kariera staje pod znakiem zapytania. Jednakże widmo sportowego sukcesu schodzi na dalszy plan, gdy podczas operacji lekarze odkrywają, że dziewczyna cierpi na rzadką odmianę białaczki, którą wyleczyć może jedynie przeszczep komórek macierzystych. Rodzice Mindy, Jasper i Lauren, poddają się badaniu, a wtedy na jaw wychodzi straszna prawda: Mindy nie jest ich biologiczną córką. Jednakże jako iż życie dziewczyny stoi na szali, Lauren i Jasper zrobią wszystko, by pomóc córce. Co jednak, gdy na przeszkodzie staną od lat skrywane kłamstwa?

Powieść „Więzy krwi” to moja pierwsza styczność z twórczością J.T. Ellison. Już po pierwszych rozdziałach mogłam stwierdzić, że autorka stworzyła naprawdę zagmatwaną sieć kłamstw, rodzinnych tajemnic i niedopowiedzeń, w którą coraz bardziej wplątywała zarówno bohaterów, jak i czytelnika. Zaczyna się dość chaotycznie - kilka różnych narracji, nie bardzo wiadomo też kto jest kim i jaki jest jego udział w historii. Na szczęście po paru rozdziałach udaje się jakoś to ogarnąć i dalej czyta się gładko.

Bohaterowie są bardzo realistyczni, autorka śmiało pokazywała ich wady, za które co prawda z początku nie koniecznie się ich lubi, ale można zrozumieć, dlaczego dane postacie są takie, a nie inne. Jako że historia opowiadana jest z kilku różnych punktów widzenia, możemy spojrzeć na wydarzenia z różnej perspektywy i spróbować sami dociec, kto kłamie, kto mówi prawdę i o co tak naprawdę tutaj chodzi. Jak dla mnie taki zabieg uczynił książkę jeszcze ciekawszą i bardziej rozbudowaną, aczkolwiek było parę wątków, które wydawały mi się niepotrzebne, a historia spokojnie by sobie bez nich poradziła. Nie mniej jednak czytało się szybko.

Aby napisać coś tak zagmatwanego, potrzeba było naprawdę dobrego planu. Autorka świetnie sobie poradziła z połączeniem wątków i dopięciem wszystkiego tak, by miało sens i doprowadziło do satysfakcjonującego finału. Może nie zaliczyłabym tej powieści do top najlepszych thrillerów, ale czytało się szybko i nawet mnie wciągnęła. Polecam miłośnikom thrillerów psychologicznych ze skomplikowanymi bohaterami i równie zagmatwaną fabułą.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Muza.

Wydawnictwo Muza
Premiera 26.10.2022

Siedemnastoletnia Mindy Wright jest wschodzącą gwiazdą narciarstwa zjazdowego, a zawody, w których właśnie bierze udział, mają otworzyć dla niej drzwi do prawdziwej kariery. Lecz kiedy podczas zjazdu ulega niebezpiecznemu wypadkowi, jej dalsza kariera staje pod znakiem zapytania. Jednakże widmo sportowego sukcesu schodzi na dalszy plan, gdy podczas operacji lekarze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W jednym z łódzkich parków dwójka spacerowiczów przypadkiem natrafia na truchła psów. Policja, która przyjeżdża na miejsce, by zweryfikować sprawę, dokonuje znacznie bardziej makabrycznego odkrycia: pod truchłami psów ukryte zostało ciało zaginionego przed tygodniem chłopca. Tego samego dnia z miejscowego domu dziecka znika dziewięcioletni Marcin, który wybiegł za uciekającym psem. Policja nie widzi związku między tymi dwoma sprawami, dopóki nie otrzymują informacji, że przed trzema laty w Gdańsku również znaleziono zakopane ciało chłopca. Wtedy pojawia się podejrzenie, że mogą mieć do czynienia z seryjnym mordercą.

„Porzuceni” to najnowszy kryminał autorstwa łódzkiego pisarza Macieja Kaźmierczaka. Z twórczością autora miałam przyjemność podczas lektury jego poprzedniej książki, „Martwego ptaka” i wiedziałam, że mogę spodziewać się mocnej, trzymającej w napięciu historii. Nie inaczej było w przypadku „Porzuconych”. Książka zaciekawia już od pierwszych stron, kiedy to dwójka głównych bohaterów, Malwina Król i Tomasz Lipiński, przypadkiem dokonują makabrycznego odkrycia. Autor nie oszczędza czytelnika, opis zmasakrowanych ciał psów też potrafi poruszyć, zwłaszcza osoby tak jak ja wrażliwe na krzywdę zwierząt. Lecz psy to tylko początek.

Jeżeli chodzi o bohaterów, to jak dla mnie byli oni tacy sobie. Raczej nikt nie wzbudził mojej sympatii, lecz antypatii także. Najciekawszą postacią wydawała mi się Agnieszka, jak dla mnie mogłaby być przedstawiona nieco bardziej szczegółowo. Przyznać muszę, że autorowi lepiej wychodzi tworzenie fabuły niż bohaterów. Fabuła była bowiem naprawdę wciągająca i z każdym kolejnym rozdziałem wzrastała moja ciekawość, jak to potoczy się dalej i kto rzeczywiście jest sprawcą morderstw. Brakowało mi jednak takiego mocnego motywu sprawcy, czegoś, co naprawdę połączyłoby wszystkie morderstwa w jedną spójną całość i pozwoliło jednoznacznie powiedzieć, że mordercą jest ta a nie inna osoba.

Podobało mi się, że zakończenie nie było tak do końca jasne. W większości przypadków wolę, gdy wszystko zostaje wyjaśnione, tutaj jednak ta odrobina niedopowiedzenia pasuje. Książka ma krótkie rozdziały i czyta się naprawdę szybko. Myślę, że spokojnie nadawałaby się dla osób, które rozpoczynają swoją przygodę z kryminałami, a także i dla mniej wymagających fanów gatunku lub czytelników, którzy chcą przeczytać jakiś kryminał tak na szybko. Osobiście polecam.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Muza.

Wydawnictwo Muza
Premiera 05.10.2022

Zdjęcia, recenzje, opinie i książkowe polecajki także na moim Instagramie: @bookowa_dama

W jednym z łódzkich parków dwójka spacerowiczów przypadkiem natrafia na truchła psów. Policja, która przyjeżdża na miejsce, by zweryfikować sprawę, dokonuje znacznie bardziej makabrycznego odkrycia: pod truchłami psów ukryte zostało ciało zaginionego przed tygodniem chłopca. Tego samego dnia z miejscowego domu dziecka znika dziewięcioletni Marcin, który wybiegł za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Selena Murphy, wracając do domu wieczornym pociągiem, zajmuje miejsce obok pewnej pięknej nieznajomej. Gdy nieoczekiwanie pociąg się zatrzymuje, kobiety nawiązują rozmowę. Tajemnicza współpasażerka przedstawia się jako Martha i wyjawia Selenie swój mroczny sekret: ma romans z szefem. Pod wpływem impulsu Selena także postanawia podzielić się z nieznajomą swoją tajemnicą. Kobieta podejrzewa bowiem, że mąż zdradza ją z opiekującą się ich dziećmi nianią. Wysiadając z pociągu, Selena nie sądzi, by jeszcze kiedykolwiek miała spotkać Marthę. Jakiś czas później znika niania państwa Murphych. Idealne życie kobiety wywraca się do góry nogami, a Selena przypomina sobie o spotkaniu w pociągu i tajemniczych słowach nieznajomej.

„Mroczne wyznania” to pierwsza książka Lisy Unger, którą miałam przyjemność przeczytać. I muszę przyznać, że było warto, bo ta książka to kawał całkiem niezłego thrillera psychologicznego. Wyobraźcie sobie, że spóźniacie się na pociąg, a kolejny, do którego wsiadacie, jest zatłoczony. Zajmujecie miejsce obok pięknej tajemniczej kobiety, która nieoczekiwanie wyjawia wam swoją tajemnicę. Więc wy także dzielicie się z nią swoim sekretem. Lecz później dopadają was wyrzuty sumienia: dlaczego w ogóle zwierzyliście się nieznajomej? Lecz to tylko początek, bo potem wasze idealne życie rozpada się na kawałki.

Wciągnęła mnie ta książka od pierwszych stron. Później co prawda na kilka rozdziałów zrobiła się bardziej obyczajowa, ale kiedy zniknęła Geneva, niania państwa Murphych, znów zrobiło się ciekawie. Zacznę może od bohaterów. Selena - matka, żona, kobieta sukcesu. Powiem szczerze, że mnie nie przekonała, a jej wątek raczej nie miał w sobie nic oryginalnego, czego nie znałabym z innych książek. Za to na uznanie zasługuje Pearl. Jej losy w sam raz nadawałyby się na osobną książkę, którą chętnie bym przeczytała.

Im dalej w książkę, tym bardziej sprawy się gmatwały i robiło się ciekawiej. Autorka stopniowo dawkowała napięcie, by podkręcić je pod koniec, kiedy wszystko zaczęło nabierać sensu. Co prawda wielu rzeczy łatwo było się domyślić, a kiedy owe domysły się potwierdzały, czułam nutkę satysfakcji. Książkę czyta się szybko, raczej nie ma nudnych czy niepotrzebnych fragmentów. Przeczytawszy już naprawdę wiele thrillerów psychologicznych, mogę śmiało stwierdzić, że „Mroczne wyznania” to jedna z lepszych pozycji w tym gatunku.

Selena Murphy, wracając do domu wieczornym pociągiem, zajmuje miejsce obok pewnej pięknej nieznajomej. Gdy nieoczekiwanie pociąg się zatrzymuje, kobiety nawiązują rozmowę. Tajemnicza współpasażerka przedstawia się jako Martha i wyjawia Selenie swój mroczny sekret: ma romans z szefem. Pod wpływem impulsu Selena także postanawia podzielić się z nieznajomą swoją tajemnicą....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wyobraźcie sobie, że przychodzicie odebrać swoje dziecko z domu kolegi, do którego zostało zaproszone. Otwiera wam obca kobieta, która o niczym nie ma pojęcia. Waszego dziecka z pewnością u niej nie ma. Właśnie tak rozpoczął się koszmar Marissy Irvine. Jej czteroletni syn Milo znika i ani Marissa, ani jej mąż Peter, ani opiekunka nie wiedzą, co stało się z chłopcem. Wieść o zaginięciu czterolatka szerzy się po Dublinie, pojawiają się kolejne tropy, a na wierzch wychodzą sekrety, których dla dobra sprawy lepiej byłoby nie odkrywać.

„To jej wina” jest pierwszą przetłumaczoną na język polski powieścią bestsellerowej irlandzkiej autorki Andrei Mary. W tym thrillerze psychologicznym splatają się losy czterech kobiet, które poznajemy w obliczu jednej tragedii: zaginięcia małego Mila. Książka już na pierwszych stronach wrzuca czytelnika w sam środek akcji, kiedy to stajemy się świadkami sceny, gdy Marissa Irvine idzie odebrać swojego syna z domu innej mamy. Czyta się to tak, jakby samemu stało się na miejscu kobiety: od razu pojawiają się najpierw niepewność, potem niepokój, a potem autentyczne przerażenie, gdy wraz z Marissą zdajemy sobie sprawę, że chłopca nie ma tam, gdzie być powinien. Autorka naprawdę umie grać na emocjach, to muszę jej przyznać.

Później tempo co prawda zwalnia, lecz nie oznacza to, że autorka pozwala czytelnikom odpocząć. Czasem było co prawda trochę nudno, zwłaszcza gdy małżeństwo Irvine’ów i wspierające je osoby mogły tylko podejmować rozpaczliwe próby odnalezienia chłopca, rozklejając plakaty i rozmawiając z ludźmi. Lecz po takich nudniejszych fragmentach autorka podrzucała jakieś nowe tropy i informacje, z których powoli wyłaniał się obraz całości. Z czasem okazywało się także, że poszczególni bohaterowie skrywają coraz więcej niepokojących sekretów. Warto przy tym wspomnieć o świetnie wykreowanych portretach psychologicznych postaci. Naprawdę można poczuć ich emocje i wczuć się w ich sytuację. Podobała mi się zwłaszcza postać Carrie, dziewczyny o wielu twarzach.

Thrillery psychologiczne mają to do siebie, że przedstawione w nich nieraz tragiczne historie są z życia wzięte i tak naprawdę mogłyby przydarzyć się każdemu z nas. Wczuwamy się w sytuację bohaterów, a równocześnie doświadczamy też ulgi: „uff, jak dobrze, że to nie mnie przytrafiło się coś takiego”. W książce „To jej wina” ulgi doświadczymy dopiero po doczytaniu ostatniej strony, bo autorka nie odpuszcza aż do końca. Zakończenie jest naprawdę zaskakujące i mocne. I dodam, że nie chodzi tylko o to, czy mały Milo zostanie odnaleziony cały i zdrowy, czy też spodziewać się należy najgorszego. Ta historia sięga głębiej. I wciąga. Polecam.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Muza.

Recenzje, zdjęcia i książkowe polecajki także na moim instagramie: @bookowa_dama

Wyobraźcie sobie, że przychodzicie odebrać swoje dziecko z domu kolegi, do którego zostało zaproszone. Otwiera wam obca kobieta, która o niczym nie ma pojęcia. Waszego dziecka z pewnością u niej nie ma. Właśnie tak rozpoczął się koszmar Marissy Irvine. Jej czteroletni syn Milo znika i ani Marissa, ani jej mąż Peter, ani opiekunka nie wiedzą, co stało się z chłopcem. Wieść o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Podczas wykopalisk archeologicznych w malowniczym miejscu nieopodal Poznania zostaje odnaleziony tajemniczy szkielet. Wśród odkrywców byli Kasia i Justyn - dwójka studentów, którzy wkrótce po dokonaniu odkrycia zaginęli. Na miejsce przyjeżdża Jan Bogucki, brat Kasi, który szybko angażuje się w poszukania oraz wyjaśnienie zagadki zaginięcia siostry. Sprawę usiłują rozwiązać także policjantka Irena Kamińska oraz były milicjant Horst Miller. Wkrótce okazuje się, że trop prowadzi do tajemniczej sekty, której guru zwie się Panem, a cała sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana i niepokojąca niż początkowo sądzili bohaterowie.

Kilkoro zwykłych ludzi kontra potężna, działająca od lat sekta. Kto wyjdzie cało z tego starcia?

„Zły pasterz” to powieściowy debiut Michała Wierzby. Do debiutów zawsze podchodzę z odrobiną ostrożności, gdyż nigdy nie wiadomo, czego można się spodziewać, zwłaszcza że przed sobą miałam aż 600-stronicową historię. Książka opisywana była jako kryminał, a opis oraz wzmianka o tajemniczej sekcie zachęciły mnie na tyle, że do lektury zabierałam się z entuzjazmem. Niestety muszę powiedzieć tutaj, że gdybym wiedziała, że większość tej książki to wątki obyczajowe, to pewnie bym sobie odpuściła, gdyż wyjątkowo nie trawię obyczajówek i lektura niesamowicie mi się dłużyła. Jednak na plus dodam, że autor naprawdę postarał się, kreując swoich bohaterów i ich wątki (a tych jest sporo). Każda z postaci ma naprawdę rozbudowaną historię, a większości bohaterów nie da się jednoznacznie określić jako tych dobrych i tych złych.

Pomysł z sektą był jak dla mnie wyjątkowo trafiony, zwłaszcza że nie obserwujemy ich działalności tylko z boku, a wraz z bohaterami możemy naprawdę wejść w ich szeregi i być świadkami ich obrzędów. Poza tym w książce pojawia się dużo ciekawych i plastycznie opisanych miejsc: opuszczony pałac, malownicze jeziora, odludzia. Widać było, że autor wie, o czym pisze, a przedstawienie danych miejsc sprawia, że można poczuć się, jakbyśmy naprawdę się tam znaleźli.

Dla tych, których zraziła moja krytyka nużących wątków obyczajowych dodam, że w książce nie brak też mocnych wrażeń. W końcu cała historia toczy się wokół zaginięcia dwójki studentów i sekty, która wcale nie chce, by jej tajemnice wyszły na światło dzienne. Niestety takie momenty były jak dla mnie za rzadkie. Gdyby wyrzucić niektóre zupełnie niepotrzebne jak dla mnie opisy czy sceny, to z pewnością lepiej by mi się tę książkę czytało.

„Złego pasterza” mogę polecić czytelnikom, którzy nie szukają naładowanej akcją fabuły i cenią sobie niespieszne tempo. Przez większą część książki śledztwo toczy się jakby w tle, lecz mogę zapewnić, że za to naprawdę głęboko zanurzycie się w życie bohaterów.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Muza.

Recenzje, zdjęcia i książkowe polecajki także na moim Instagramie: @bookowa_dama

Podczas wykopalisk archeologicznych w malowniczym miejscu nieopodal Poznania zostaje odnaleziony tajemniczy szkielet. Wśród odkrywców byli Kasia i Justyn - dwójka studentów, którzy wkrótce po dokonaniu odkrycia zaginęli. Na miejsce przyjeżdża Jan Bogucki, brat Kasi, który szybko angażuje się w poszukania oraz wyjaśnienie zagadki zaginięcia siostry. Sprawę usiłują rozwiązać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W Black Hall, zamożnym i spokojnym nadmorskim miasteczku, dochodzi do okrutnego morderstwa. Ofiarą zbrodni pada Beth Lathrop, właścicielka lokalnej galerii sztuki, a wraz z nią ginie jej nienarodzone dziecko. Znika także cenny obraz, z którym wiąże się tragiczna historia z przeszłości: ten sam obraz został skradziony i odzyskany wiele lat temu, a podczas napadu zginęła matka Beth i jej siostry Kate. Teraz Kate, wstrząśnięta śmiercią siostry, postanawia rozwikłać tajemnicę morderstwa Beth i dokładnie prześledzić ostatnie tygodnie jej życia. Sprawą zabójstwa zajmuje się także policyjny detektyw Conor Reid. Razem z Kate próbują dociec, kto i dlaczego pragnął śmierci Beth i jaką rolę odgrywa zaginiony obraz.

Powieść „Ostatni dzień” to moje pierwsze zetknięcie z twórczością Luanne Rice. Do sięgnięcia po książkę zachęcił mnie opis, obiecujący tajemnicze morderstwo i związany z nim obraz. Wraz z bohaterami zapragnęłam odkryć, co jedno ma wspólnego z drugim i ochoczo zabrałam się do lektury. Powieść ta nie jest jednak kryminałem. Można ją opisać raczej jako połączenie thrillera psychologicznego, dramatu rodzinnego i poniekąd także powieści obyczajowej.

Pierwsze rozdziały zapowiadały się obiecująco: znalezienie ciała Beth Lathrop i związane z tym okoliczności, początek śledztwa, Pete, mąż Beth jako główny podejrzany, i zdruzgotana siostra i przyjaciółki zmarłej, które próbują dociec prawdy i odkryć tajemnice Beth. Niestety im głebiej w książkę, tym bardziej śledztwo schodziło na dalszy plan, a autorka skupiała się na ujawnianiu kolejnych szczegółów z życia Beth. Samo śledztwo ciągnęło się i ciągnęło, było kilku podejrzanych, ale brakowało mi jakiegoś przełomu czy nowych tropów. Conor Reid, jako prowadzący sprawę detektyw, był dla mnie kompletnym nieudacznikiem. Błądził po omacku i nie robił zupełnie nic poza słabo zarysowanymi rutynowymi czynnościami, co przybliżyłoby go do rozwiązania zagadki. Tyle czasu bez postępów sprawiło, że przez większą część książki raczej się nudziłam. Odkrywane w tym czasie tajemnice Beth Lathrop nie były dla mnie ani jakoś szczególnie znaczące, ani szokujące.

Jak zwykle zatrzymam się też na chwilę przy bohaterach. Wspomniałam już o detektywie Reidzie, warto więc też napisać parę słów o Kate, głównej bohaterce i siostrze Beth. Niby ciekawa postać - pilotka, kobieta niezależna, ale brakowało mi w niej jakiejś autentyczności. Nie mniej jednak jak dla mnie to właśnie ona i jej zaangażowanie pomogły rozwiązać sprawę śmierci Beth. Żeby nie było, że aż tak wszystko krytykuję, to plusik także dla psa Popcorna. Żadnej roli nie odegrał, ale był.

Dłużyła mi się ta lektura i ciężko mi było się wciągnąć. Liczyłam, że zakończenie i ostateczne rozwiązanie sprawy jakoś uratują tę książkę w moich oczach, ale właściwie to sprawa rozwiązała się jakoś tak sama. Jak dla mnie motyw sprawcy był niejasny. Brakowało mi jakiegoś zwrotu akcji czy przełomu. Ot, była to książka do przeczytania na raz. Jeżeli ktoś szuka raczej spokojniejszej lektury, w której większą rolę odgrywają rodzinne tajemnice i życie bohaterów, to powieść „Ostatni dzień” powinna się spodobać.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.

W Black Hall, zamożnym i spokojnym nadmorskim miasteczku, dochodzi do okrutnego morderstwa. Ofiarą zbrodni pada Beth Lathrop, właścicielka lokalnej galerii sztuki, a wraz z nią ginie jej nienarodzone dziecko. Znika także cenny obraz, z którym wiąże się tragiczna historia z przeszłości: ten sam obraz został skradziony i odzyskany wiele lat temu, a podczas napadu zginęła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na terenie Anglii dochodzi do serii tajemniczych, pozornie niezwiązanych ze sobą makabrycznych morderstw. Sprawca nie pozostawia po sobie żadnych śladów, a śledztwo tkwi w miejscu. Wkrótce pojawia się teoria, iż sprawca naśladuje najsłynniejszych morderców z przeszłości, lecz dla policjantów nie jest to wiarygodny trop. Echo Man, bo takim przydomkiem zostaje okrzyknięty morderca, zaczyna uderzać coraz częściej. Aby posunąć śledztwo do przodu, śledczy muszą więc wziąć pod uwagę wszystkie możliwości - nawet teorię o naśladowcy. Lecz czy zdążą rozwiązać sprawę, nim morderca doprowadzi swój okrutny plan do końca?

„Echo Man” do debiutancka powieść brytyjskiej autorki Sam Holland. Zaczynając czytać, nie wiedziałam nawet, że to debiut, od razu bowiem zwrócił moją uwagę wysoki poziom literacki i merytoryczny książki. Wielu z Was słyszało zapewne o mordercach, którzy zyskali złą sławę, dokonując zbrodni tak makabrycznych, że pozostawały w pamięci jeszcze długo po ujęciu i skazaniu sprawcy. Ed Kemper, Jeffrey Dahmer czy Zodiak to tylko niektóre z nazwisk, o których przypomnimy sobie podczas lektury „Echo Mana”. Autorka bowiem posłużyła się znanymi zbrodniami, by w swej powieści wykreować mordercę doskonałego: inteligentnego, bezwzględnego i nieuchwytnego. Jedyną nadzieją policji jest, że sprawca w końcu popełni błąd. Czytając, sama odczułam tę beznadziejną sytuację, w jakiej znalazła się prowadząca śledztwo policja, i tę ciążącą na nich presję. Autorka wysoko postawiła sobie poprzeczkę, musiała bowiem zmierzyć się z trudną kwestią: jak rozwiązać sprawę, gdy morderca nie pozostawia praktycznie żadnych wiarygodnych tropów i nieustannie wodzi śledczych za nos? A poradziła sobie naprawdę po mistrzowsku.

Książka trzyma w napięciu już od pierwszych stron, kiedy to stajemy się świadkami jednego z morderstw, a później podpalenia domu Jess Ambrose, kiedy to ginie jej mąż. Kiedy Jess Ambrose staje się główną podejrzaną w sprawie zabójstwa męża, postanawia na własną rękę dociec prawdy, współpracując z byłym detektywem Nate’em Griffinem. To właśnie Jess, Griffin oraz policjantka Cara Elliott byli głównymi bohaterami powieści, a także jednymi z jej większych atutów. Postać Jess była naprawdę intrygująca - bohaterka ta bowiem działała nieszablonowo i nieraz mnie zaskakiwała. Co do Griffina, to kiedy się pojawił, pomyślałam, że to bardzo nieprzyjemny typ i raczej go nie polubię, lecz potem, gdy poznawałam go lepiej, nawet się do niego przekonałam. Podobało mi się też, w jaki sposób zostały zbudowane jego relacje z Jess.

Lecz co najbardziej zwraca uwagę w tej książce, to wszechobecny mrok i makabra. Muszę Was ostrzec, że autorka nie oszczędza czytelnika. Mamy tutaj opisy brutalnych zabójstw i tortur oraz opisy miejsc zbrodni. A smaczku dodają jeszcze rozdziały pisane z perspektywy samego mordercy! I mimo tych okropieństw książka jest naprawdę świetna. Cały czas coś się dzieje i nie sposób się nudzić, a krótkie rozdziały sprawiają, że czyta się naprawdę szybko. Co do ostatecznego rozwiązania sprawy to miałam już wcześniej swoje podejrzenia, jak to się może skończyć, i częściowo się one potwierdziły, więc zakończenie aż tak mnie nie zaskoczyło. Czegoś mi pod koniec zabrakło, ale i tak mi się podobało. Zdecydowanie polecam, jeśli szukacie mrocznej, szokującej i zarazem wciągającej lektury.

Za książkę do recenzji dziękuję wydawnictwu Muza.

Na terenie Anglii dochodzi do serii tajemniczych, pozornie niezwiązanych ze sobą makabrycznych morderstw. Sprawca nie pozostawia po sobie żadnych śladów, a śledztwo tkwi w miejscu. Wkrótce pojawia się teoria, iż sprawca naśladuje najsłynniejszych morderców z przeszłości, lecz dla policjantów nie jest to wiarygodny trop. Echo Man, bo takim przydomkiem zostaje okrzyknięty...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Płytkie Zdroje” to ośrodek wypoczynkowy, położony w malowniczym miejscu nad jeziorem. Wokół tylko lasy, a najbliższą ostoją ludzkości jest małe miasteczko Penance. Cisza, spokój i przyroda zdają się być właśnie tym, czego poszukiwał Tom Anderson, przybywając do ośrodka wraz z czternastoletnią córką Frankie. Nie wie on jednak, że przed dwudziestoma laty w okolicy miało miejsce okrutne rytualne morderstwo, a jego sprawca nie został schwytany. Choć początkowo Tom nie jest zainteresowany tą sprawą, jego nastawienie zmienia się, gdy w ośrodku zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Wczasowiczom znikają różne przedmioty. Po lesie krążą tajemnicze postacie. A miejscowi zdają się wrogo nastawieni do turystów. Co wspólnego mają dawne wierzenia i sprawa sprzed lat z owymi niepokojącymi incydentami? I czy dalszy pobyt w ośrodku aby na pewno jest bezpieczny?

Książka zaczyna się niewinnie - ojciec i córka przybywają do ośrodka wczasowego, by spędzić razem miłe wakacje. Narracja podzielona jest właśnie między tę dwójkę - Toma Andersona i jego córkę Frankie, choć z czasem pojawia się jeszcze jedna osoba, z której punktu widzenia poznajemy wydarzenia z przeszłości. Przyznać muszę, że przez pierwsze kilka rozdziałów czułam się, jakbym czytała powieść młodzieżową. A to głównie za sprawą młodzieżowego języka, odniesień do popkultury i typowego zachowania nastolatków. Nie przeszkadzało mi to zbytnio, choć spodziewałam się czegoś poważniejszego, mroczniejszego. Mroczniej zrobiło się dopiero później i dopiero gdy bohaterom zaczęły przytrafiać się różne niepokojące rzeczy, książka zaczęła przypominać prawdziwy thriller, a momentami nawet i horror, co bardzo przypadło mi do gustu.

O czym zdecydowanie należy wspomnieć, to klimat. Już od początku da się odczuć, że wraz z bohaterami trafiamy na łono przyrody - ale nie do lasku za miastem, lecz w miejsce, gdzie rządzi natura, nie ma zasięgu, lasy są gęste, a turyści zdają się niemal intruzami. A przynajmniej tak sądzą miejscowi. Wszyscy oni byli dziwni, co dodawało lekturze smaczku. Jednak moim zdaniem ich reakcje i postępowanie były trochę przesadzone.

Autor zdecydowanie umiał zbudować klimat. Co do bohaterów, to byli w porządku, ale mogliby być lepsi, raczej nie zapadną mi w pamięć. Fabuła - rozwija się stopniowo, robi się coraz ciekawiej i coraz mocniej trzyma w napięciu. Czyta się szybko, choć mnie nie porwało aż tak, bym nie mogła się oderwać. Za to bardzo podobało mi się zakończenie - działo się dużo, a sama końcówka była naprawdę niepokojąca. Myślę, że mogę tę książkę polecić nie tylko miłośnikom thrillerów, ale i horrorów. Jeśli lubicie powieści takie jak „Smętarz dla zwierzaków” czy „Dziewczyna, która kochała Toma Gordona” Stephena Kinga, to „Głusza” Marka Edwardsa również powinna przypaść Wam do gustu.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
Premiera 13 kwietnia 2022.

„Płytkie Zdroje” to ośrodek wypoczynkowy, położony w malowniczym miejscu nad jeziorem. Wokół tylko lasy, a najbliższą ostoją ludzkości jest małe miasteczko Penance. Cisza, spokój i przyroda zdają się być właśnie tym, czego poszukiwał Tom Anderson, przybywając do ośrodka wraz z czternastoletnią córką Frankie. Nie wie on jednak, że przed dwudziestoma laty w okolicy miało...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Paulina Brzezińska jest pacjentką szpitala psychiatrycznego w Lublińcu. Trafiła tam po tym, gdy została znaleziona w lesie, nie pamiętając, co się z nią działo. Dziewczyna twierdzi, że 27 marca w tym samym lesie zostaną znalezione zwłoki mężczyzny, podaje też nazwisko ofiary, dodając, iż w przeszłości mężczyzna znęcał się nad swoją córką. 27 marca jej wizja rzeczywiście się potwierdza. Czy Paulina miała coś wspólnego z morderstwem, jak sama twierdzi, i czy naprawdę przewidziała przyszłość?

Śledztwo w sprawie zamordowanego prowadzą komisarz Igor Szulc i prokurator Jan Hejda. W rozwiązaniu sprawy nieodzowna może być pomoc Pauliny, a także rozwikłanie zagadki tragicznego w skutkach pożaru sprzed niemal dwudziestu lat. Czy śledczym uda się dociec prawdy i powstrzymać mordercę, nim ten - na co wszystko wskazuje - zaatakuje ponownie?

„Wizje” to druga powieść w dorobku dobrze rokującej autorki Anny Krystaszek. Jako iż miałam okazję przeczytać także „W cieniu terapeutki”, debiut autorki, wiedziałam, że po pani Krystaszek można spodziewać się wciągającej historii na wysokim poziomie. Do sięgnięcia po „Wizje” zachęcił mnie także opis, zapowiadający, iż tytułowe wizje rzeczywiście odegrają w opowieści niebagatelną rolę. Od razu zadałam sobie też pytanie, w jaki sposób Paulina Brzezińska, pacjentka zamkniętego oddziału szpitala psychiatrycznego, poznała szczegóły morderstwa zanim zostało odnalezione ciało. Właśnie odkrycie odpowiedzi na to i inne pytania skłoniło mnie do niecierpliwego pochłaniania kolejnych rozdziałów.

Całą historię poznajmy z perspektywy kilku osób. Niebagatelną rolę odgrywa właśnie Paulina, jednak jej przypadek sprawia, że nie jest ona narratorką wiarygodną, nie mniej jednak jest to postać interesująca i to właśnie jej losy śledziłam najchętniej. Pojawia się także znany z poprzedniej powieści prokurator Jan Hejda. Wbrew stereotypowemu obrazowi prokuratora z kryminałów, Hejda to fajny gość i ciężko go nie polubić. Więcej głosu udzielono zaś komisarzowi Igorowi Szulcowi, vel Czarnemu. I choć niewątpliwie świetny z niego glina, jako bohater powieści był mi raczej obojętny, a czasem nawet mnie wkurzał. Warto wspomnieć także o doktorze Ryszardzie Lasaku, psychiatrze zajmującym się Pauliną. Niestety wydawał mi się on raczej nijaki, a czasem wręcz nieprofesjonalny jak na starszego już lekarza. Muszę tu stwierdzić, że autorce lepiej wychodzi tworzenie postaci kobiecych niż męskich.

Zauważyłam, że w kryminałach często pojawia się jakaś sprawa z przeszłości, która wymaga od śledczych, by powrócili do niej i sprawdzili, czy nie zostało przeoczone coś, co może pomóc w obecnie prowadzonym śledztwie. Nie inaczej jest w „Wizjach”, gdzie policjanci, równocześnie z dokonywanymi w czasie akcji powieści morderstwami, muszą przyjrzeć się także pożarowi sprzed lat, w którym zginęła trójka dzieci. Dzięki temu cała historia staje się jeszcze bardziej zagmatwana, a nic nie jest oczywiste. Krótkie rozdziały sprawiają, że czyta się szybko. Gdzieś w połowie książki wysnułam teorię, o co tu naprawdę może chodzić, i teoria ta rzeczywiście się potwierdziła. Choć ta sprawa z Pauliną i jej wizjami była jak dla mnie mocno naciągana, mogę to autorce wybaczyć ze względu na całkiem oryginalny pomysł. Nie będę zdradzać więcej, by nie spoilerować, zachęcam natomiast do samodzielnego sięgnięcia po książkę. Może i nie jest to powieść, która wstrząsa czytelnikiem czy szczególnie zapada w pamięć, nie mniej jednak czyta się naprawdę dobrze.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza.
Premiera 16 marca 2022

Więcej recenzji i opinii na moim Instagramie: @bookowa_dama

Paulina Brzezińska jest pacjentką szpitala psychiatrycznego w Lublińcu. Trafiła tam po tym, gdy została znaleziona w lesie, nie pamiętając, co się z nią działo. Dziewczyna twierdzi, że 27 marca w tym samym lesie zostaną znalezione zwłoki mężczyzny, podaje też nazwisko ofiary, dodając, iż w przeszłości mężczyzna znęcał się nad swoją córką. 27 marca jej wizja rzeczywiście się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ellen Saint pracuje jako projektantka oświetlenia, a prywatnie zmaga się z rozpaczą po śmierci dziewiętnastoletniego syna, Lucasa, który zginął w tragicznym wypadku. Odwiedzając klientkę, zamieszkałą w luksusowej dzielnicy w pobliżu London Bridge, na tarasie sąsiedniego budynku dostrzega znajomo wyglądającego mężczyznę. Który powinien już nie żyć. Mimo swego lęku wysokości, Ellen postanawia dostać się do budynku i złożyć wizytę mieszkańcowi apartamentu na ostatnim piętrze, by przekonać się, czy naprawdę jest on tym, za którego go uważa.

„Ostatnie piętro” to kolejny z thrillerów psychologicznych autorstwa brytyjskiej pisarki Louise Candlish. Z twórczością autorki zetknęłam się już, czytając „Tuż za ścianą” i podobnie jak w przypadku tej książki, po „Ostatnim piętrze” spodziewałam się mocnej i wciągającej historii. Powieść ta została podzielona na cztery części, w których poznajemy wydarzenia zarówno z punktu widzenia Ellen Saint, głównej bohaterki i matki tragicznie zmarłego Lucasa, jak i Vica Gordona, byłego partnera Ellen i ojca chłopaka. Ponadto, poszczególne rozdziały przeplatane są fragmentami artykułu z „Sunday Timesa” na temat Ellen. Jak dla mnie artykuł ten był niepotrzebny, gdyż czasem wyprzedzał wydarzenia, o których opowiadali narratorzy w kolejnych rozdziałach, co w założeniu miało zapewne zaciekawić czytelnika, jednak ja miałam wrażenie, jakbym czytała spoilery.

„Ostatnie piętro” to historia przede wszystkim o nienawiści. Ellen Saint nienawidzi Kierana Wattsa, nowego przyjaciela syna, który powoli odbiera jej Lucasa i sprowadza go na złą drogę. Ellen, zaślepiona negatywnymi uczuciami, widzi w Kieranie wyłącznie źródło wszelkiego zła i powód swojego nieszczęścia. Wydawało mi się wręcz absurdalne, by dojrzała kobieta, żona i matka, pałała tak ogromną nienawiścią do nastoletniego chłopaka. Podczas lektury naprawdę głęboko wnikamy w jej psychikę, ciężko jednak powiedzieć, by była to bohaterka wiarygodna. Bardziej obiektywną stronę tej historii przedstawia dopiero Vic, ojciec Lucasa, z jego punktu widzenia lepiej poznajemy także Ellen.

Sam Kieran Watts, obiekt nienawiści Ellen i przyjaciel jej syna, był postacią niejasną i tak naprawdę mogliśmy poznać go bardziej obiektywnie dopiero pod koniec. Czytając tę książkę, miałam jednak wrażenie, jakby to on był głównym bohaterem. Spośród wszystkich postaci pojawiających się w książce wydawał mi się też najciekawszy - nigdy nie było wiadomo, co zrobi, jak się zachowa, jaki ma motyw, i przede wszystkim - czy naprawdę jest taki zły?

Co do wydarzeń w książce, część była właściwie do przewidzenia i jedyne, co mnie zaskoczyło, to sam koniec historii, na dodatek przedstawiony z dwóch różnych punktów widzenia. Żeby znieść Ellen, potrzebowałam mocnych nerwów, ale udało się i nie żałuję. Nie wciągnęła mnie ta książka tak jak „Tuż za ścianą”, nie mniej jednak jest to lektura, którą fanom thrillerów psychologicznych mogę polecić. Emocji dostarczy na pewno.

Ellen Saint pracuje jako projektantka oświetlenia, a prywatnie zmaga się z rozpaczą po śmierci dziewiętnastoletniego syna, Lucasa, który zginął w tragicznym wypadku. Odwiedzając klientkę, zamieszkałą w luksusowej dzielnicy w pobliżu London Bridge, na tarasie sąsiedniego budynku dostrzega znajomo wyglądającego mężczyznę. Który powinien już nie żyć. Mimo swego lęku wysokości,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Agentka FBI Macy Crow, która niedawno wróciła do siebie po ciężkim wypadku, z którego ledwo uszła z życiem, stara się o przyjęcie do prestiżowego zespołu profilerów. W ramach zadania rekrutacyjnego zajmuje się sprawą zaginionej przed piętnastu laty nastoletniej Tobi Turner, której kości zostały niedawno odnalezione. Jej partnerem zostaje Mike Nevada, jej były kolega z FBI i kochanek, a obecnie miejscowy szeryf. Jak szybko odkrywa agentka, sprawa ta ma powiązanie z serią gwałtów, które miały miejsce w tym samym czasie, co zaginięcie nastolatki. Ponownie analizując akta i przesłuchując potencjalnych świadków, trafia na trop niebezpiecznego stalkera, który szuka nowych ofiar. Od tej pory zaczyna się wyścig z czasem: Macy i Mike muszą namierzyć złoczyńcę, zanim ten znów zacznie działać.

Książkę „Jeden krok przed śmiercią” określiłabym jako thriller kryminalny z wątkiem romantycznym. Głównymi bohaterami są tutaj agentka Macy Crow oraz Mike Nevada, szeryf miasteczka Deep Run. Muszę przyznać, że postacie te bardzo udały się autorce. Są to ludzie z krwi i kości, autentyczni, mający swoje mocne strony i słabości. Macy, mimo wypadku, z którego ledwo uszła z życiem, szybko wraca do pracy i nieugięcie dąży do postawionych przed sobą celów. Jest to kobieta silna i zdeterminowana, właśnie takie kobiece postacie lubię najbardziej. Mike - sympatyczny, lubiący swoją pracę, otwarty facet, którego również od razu polubiłam.

Nie mam nic przeciwko wątkom romantycznym, jeżeli nie są na siłę wypychane na pierwszy plan i nie dominują fabuły. W tej książce właśnie tak to wyglądało - romans był, ale nie nachalny, całkiem przyjemnie czytało się o ponownym zejściu się kochanków, obserwując ich na nowo rozwijające się uczucia. Podkreślić należy natomiast, że akcja powieści skupia się przede wszystkim na prowadzonej przez Macy i Mike’a sprawie i właśnie dlatego książka ta ma u mnie większy plus. A owa sprawa nie jest wcale prosta - autorka stworzyła bowiem historię dość zawiłą, której korzenie sięgają w przeszłość i przeplatają się przez milczenie mieszkańców małego miasteczka i rodzinne tajemnice. Nie mniej jednak wszystkie kwestie zgrabnie się ze sobą splatają, tworząc spójną całość.

Mike i Macy ściśle ze sobą współpracują i współpraca ta przedstawiona jest niezwykle naturalnie. Ich sprawa przypomina poniekąd wyścig z czasem, by ubiec złoczyńcę, zanim ten znów zaatakuje. Właściwie nie było tu nudnych scen, styl i język są proste, dzięki czemu książkę czyta się szybko, bo naprawdę wciąga. Brakowało mi jednak jakichś większych niespodziewanych zwrotów akcji, które wbiłyby mnie w fotel, ale niestety na takie trafiam raczej rzadko, więc nie będę się czepiać. Była to książka na przyzwoitym poziomie i choć na długo mi w pamięć nie zapadnie, to mogę śmiało polecić jako dobrą lekturę z kryminalnym dreszczykiem i szczyptą romansu.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza.

Agentka FBI Macy Crow, która niedawno wróciła do siebie po ciężkim wypadku, z którego ledwo uszła z życiem, stara się o przyjęcie do prestiżowego zespołu profilerów. W ramach zadania rekrutacyjnego zajmuje się sprawą zaginionej przed piętnastu laty nastoletniej Tobi Turner, której kości zostały niedawno odnalezione. Jej partnerem zostaje Mike Nevada, jej były kolega z FBI i...

więcej Pokaż mimo to