-
Artykuły
Sherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1 -
Artykuły
Dostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3 -
Artykuły
Magda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1 -
Artykuły
Los zaprowadzi cię do domu – premiera powieści „Paryska córka” Kristin HarmelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
2013-04-05
2012-07-11
2012-06-23
2012-06-18
Powieść wywarła na mnie tak duże wrażenie, że aż nie wiem od czego zacząć. TY, to absolutnie genialny thriller sensacyjny: hipnotyzujący, pełen zwrotów akcji, okraszony czarnym humorem i z nietuzinkowo prowadzoną narracją. Bohaterki i bohaterowie są doskonale wykreowanymi postaciami, cała historia została świetnie skonstruowana.
Może spróbuję wyjaśnić, dlaczego tytuł brzmi TY. Otóż w tej historii przewija się wiele postaci, lecz cała narracja prowadzona jest w drugiej osobie i mówiący zwraca się do czytelnika jako wykonawcy czynności. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką koncepcją, ale niesamowicie mi się to spodobało.
Kompetencje, wiedza i punkt widzenia każdorazowo się zmieniają, stanowią punkt widzenia któregoś z bohaterów, którym aktualnie się “stajemy”. Kolejne etapy historii przeżywamy zatem na zmianę z perspektywy różnych postaci, posiadając ich indywidualne doświadczenie, sposób myślenia i reagowania. W kolejnych rozdziałach raz jesteśmy psychopatą podróżującym po Niemczech i dokonującym masowych zabójstw, za chwilę staniemy się dziewczyną z paczki (w sumie jest ich pięć, każda na swój sposób zakręcona), bossem narkotykowym, albo napakowanym nastolatkiem synem mafioza... Raz nawet jesteśmy trupem i oglądamy jak dziewuchy wkładają nas do zamrażarki.
Panu Zoranowi Drvenkarowi należą się słowa uznania, bo na pewno trudno było opowiedzieć historię w taki sposób i sprawić, by każda z postaci była unikalną indywidualnością, a jednocześnie nadać temu wszystkiemu spójną fabułę.
W skrócie akcja wygląda tak, że dziewuchy stają się posiadaczkami kilku kilogramów narkotyków, które zabrały z domu jednej z koleżanek. Stało się to w dziwnych okolicznościach. Oskar, ojciec Taji jest młodszym bratem Ragnara Desche, gangstera, który zajmuje się przerzutem większych ilości narkotyków. Oskar umiera podczas kłótni z Tają, dziewczyna myśli że to była jej wina, boi się kogokolwiek zawiadomić, dlatego decyduje się wsadzić zwłoki ojca do zamrażarki. W akcie bezsilnej rozpaczy przez kilka dni ćpa towar, który znalazła gdzieś w gabinecie taty… Dziewczyny przychodzą z odsieczą, a że to głupie kozy, wpadają na pomysł, by towar spieniężyć. Niestety już pierwszym zainteresowanym nabywcą okazuje się być właśnie wuj Ragnar. Mafiozo szybko orientuje się, że Słodkie Szmaty mają jego narkotyki, dowiaduje się również o śmierci swojego brata i od tej pory bezlitośnie ściga dziewczyny. Równolegle rozwija się wątek tajemniczego Podróżnika, który co jakiś czas dokonuje masowych morderstw i przez wiele wiele lat pozostaje nieuchwytny dla władz...
To fascynująca przygoda, książka liczy blisko 600 stron, a czyta się z zapartym tchem! Totalny odjazd, dodaję do ulubionych. :)
Powieść wywarła na mnie tak duże wrażenie, że aż nie wiem od czego zacząć. TY, to absolutnie genialny thriller sensacyjny: hipnotyzujący, pełen zwrotów akcji, okraszony czarnym humorem i z nietuzinkowo prowadzoną narracją. Bohaterki i bohaterowie są doskonale wykreowanymi postaciami, cała historia została świetnie skonstruowana.
Może spróbuję wyjaśnić, dlaczego tytuł brzmi...
2012-04-20
Książka jest zupełnie niezwykła i już wiem, że chcę przeczytać ją ponownie, a później pewnie jeszcze z kilka razy, aż wchłonę wszystko, co przekazuje. :) Opisy przybliżające przyrodę, obyczaje i koloryt życia w Afryce są świetne, lecz mnie jak dotąd najbardziej poruszył sposób, w jaki Christina Hachfeld-Tapukai postrzega Kenię, oraz swojego męża, Lpetati, wojownika z plemienia Samburu.
Tu mała, ale konieczna dygresja. Choć Lpetati w swojej społeczności ma pozycję wojownika, dla pasterskiego ludu Samburu wcale nie oznacza to groźnego bojownika, który walczy z wrogami lub poluje na zwierzynę. Chodzi o mężczyznę, który nie jest już małym chłopcem. W praktyce tenże "wojownik" pasie krowy, kozy i owce. W razie poważnego zagrożenia mieszkańcy wioski czmychają w bezpieczne miejsce, ponieważ Samburu nie posiadają broni – na zakup pistoletów nie byłoby ich stać, a z dzidami przecież i tak wiele się nie zdziała.
Dla większości ludzi wychowanych w cywilizowanym kraju, włos by się zjeżył na głowie w zetknięciu z całą niezaradnością, biedą i prostodusznością Kenijczyków. Piękno dzikiego krajobrazu prawdopodobnie bardzo szybko przestałoby cieszyć. A pani Hachfeld-Tapukai, jak sama mówi:
"Mogłabym bez końca spoglądać na płonące niebo o poranku, gdy w powietrzu unosi się jeszcze zapach nocy, hieny nawołując się znikają w oddali, a z nozdrzy zebr wydobywa się para. Wciąż uwielbiam budzić się w tej dziczy, słysząc znajome dźwięki. Wciąż pragnę chłonąć magię tego obcego, mistycznego świata."
Taka właśnie jest. Ona potrafi być szczęśliwa – szczęśliwa w kulturze, która diametralnie różni się od europejskiej. Sekret tkwi chyba w tym, że nie ocenia tego obcego świata, ani nie próbuje go na siłę zmieniać, aby stał się „swojski”, „lepszy” i cywilizowany tak, jak jej rodzinne Niemcy. Przyjęła Afrykę wraz z całym dobrodziejstwem inwentarza. Chociaż wydaje się to niemożliwe, odnalazła też złoty środek pomiędzy akceptacją zwyczajów i zasad panujących na Czarnym Lądzie, a wprowadzaniem europejskich koncepcji i norm.
Pani Christina codziennie uczy się rozumieć Kenię i jej mieszkańców. Dla niej nie jest to Trzeci Świat, z biednymi i głupimi ludźmi, których należy wychowywać lub potępiać, lecz kraj, który choć prosty, posiada duszę, nieodparty urok i własną mądrość. To właśnie dzięki pokorze i szacunkowi dla odmiennych tradycji, jej egzotyczne małżeństwo przetrwało już ponad osiemnaście lat, a ona stała się pełnoprawnym członkiem plemienia Samburu. Zaakceptowała Afrykę, więc Afryka zaakceptowała ją.
Z każdej kolejnej strony tej opowieści o codziennym życiu, nierzadko trudnym, wymagającym poświęcenia i cierpliwości, bije piękno bezwarunkowej miłości, która niweluje wszelkie różnice między ludźmi.
Coś wspaniałego. Doskonała książka, mądra, głęboka, pouczająca.
Książka jest zupełnie niezwykła i już wiem, że chcę przeczytać ją ponownie, a później pewnie jeszcze z kilka razy, aż wchłonę wszystko, co przekazuje. :) Opisy przybliżające przyrodę, obyczaje i koloryt życia w Afryce są świetne, lecz mnie jak dotąd najbardziej poruszył sposób, w jaki Christina Hachfeld-Tapukai postrzega Kenię, oraz swojego męża, Lpetati, wojownika z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-04-20
“Zabójcze marzenia” to książka, którą musi przeczytać każdy, kto lubi thrillery i kryminały. Ale chyba nawet najtwardsi gracze, nie zdołają przewidzieć finału tej historii. Autorka pieczołowicie zadbała o to, by dać czytelnikowi porcję doskonałej rozrywki, a jednocześnie zaciekawić go, zwieść w maliny i trzymać tam niemal do samego końca.
Główną bohaterką powieści jest Connie Bowskill, która pewnego wieczoru oglądając zdjęcia domu wystawionego na sprzedaż, znajduje na jednym z nich makabryczną scenę: kobietę, leżącą w kałuży krwi. Zaalarmowany mąż niczego nie zobaczył, gdyż chwilę później zdjęcie… zniknęło, a właściwie było tam nadal, lecz przedstawiało zwyczajny salon. Uhmmm… no tak, może ta Connie jest po prostu niezrównoważona psychicznie, coś jej się przywidziało?
Okazuje się, że problemów ze sobą ma pod dostatkiem i w ich świetle jej wersja staje się wielce wątpliwa. Bo od jakiegoś czasu pani Bowskill ma obsesję i delikatnie mówiąc, ponosi ją wyobraźnia. Na podstawie nic nieznaczącego drobiazgu, podejrzewa swojego męża o prowadzenie podwójnego życia i z uporem maniaczki szuka dziury w całym. Nie przypadkiem oglądała zdjęcia tego właśnie domu – ma on bliski związek z jej manią. Ech, ale jeśli tam wcale nie było żadnych zwłok w kałuży krwi i wszystko jest wytworem jej wyobraźni, o czym u licha będzie książka?! Czy kompletnie niezrównoważona Bowskill może mieć choć gram racji, kiedy snuje swoje chorobliwe podejrzenia, szpieguje męża i za wszelką cenę próbuje wmówić mu, że jest oszustem? W momencie kiedy już przestajemy wierzyć, że kobieta jest normalna, zjawia się osoba, która… również widziała to zdjęcie.
Co z tego wyniknie, oczywiście nie powiem, ale, no cóż, sytuacja będzie jeszcze bardzo daleka od wyjaśnienia. Jeśli wszystkie thrillery Sophie Hannah mają tak misternie skonstruowane zagadki, to ja zostaję jej fanką! :)
“Zabójcze marzenia” to książka, którą musi przeczytać każdy, kto lubi thrillery i kryminały. Ale chyba nawet najtwardsi gracze, nie zdołają przewidzieć finału tej historii. Autorka pieczołowicie zadbała o to, by dać czytelnikowi porcję doskonałej rozrywki, a jednocześnie zaciekawić go, zwieść w maliny i trzymać tam niemal do samego końca.
Główną bohaterką powieści jest...
2012-04-19
Oto alternatywna rzeczywistość. Taka, w której z pewnością nie chcielibyśmy się znaleźć...
Być może jest to wizja przyszłości, lecz niezbyt odległej - to równie dobrze mogłoby by dziać się za rok, lub za dziesięć lat. Świat w którym żyje główna bohaterka, osiemnastoletnia Lena, niewiele różni się od naszego. Przynajmniej na pierwszy rzut oka wszystko jest zwyczajne... Lecz to tylko pozory i kartka za kartką, poznajemy okrutną prawdę. Przekonujemy się, jak może wyglądać rzeczywistość, w której miłość traktuje się jak chorobę i jednocześnie ciężkie przestępstwo, a wszystkich pełnoletnich obywateli poddaje się zabiegowi przypominającemu lobotomię, po którym ich życie zamienia się w pustą wegetację.
W USA powieść ukazała się w styczniu 2011, została przyjęta bardzo entuzjastycznie i szybko wspięła się na szczyty list bestsellerów. Chociaż Amerykanie lubią przesadzać w nadawaniu książkom miana hitów, to akurat ta powieść, jak żadna inna zasługuje na owacje na stojąco. To historia jedyna w swoim rodzaju, i co koniecznie trzeba mocno podkreślić, opowiedziana w zachwycająco pięknym stylu. Doskonały warsztat Lauren Olivier nie wziął się z nikąd: młoda autorka jest córką profesora literatury, pisarza Harolda Schechtera, oraz poetki i instruktorki poezji Kimiko Hahn. Zdecydowanie profesje utalentowanych rodziców, znajdują swoje odbicie w prozie pani Oliver. „Delirium” jest doskonałą i najpiękniej napisaną książką, jaką przeczytałam w ciągu ostatnich lat. Po prostu mistrzostwo!
Wielką radością napawa mnie myśl, że mamy tu do czynienia z trylogią, a zatem będą jeszcze dwie części. Raczej nie tak prędko je zobaczymy, „Pandemonium” ukazała się w USA w lutym tego roku, natomiast „Requiem” jeszcze powstaje (spodziewany termin: 2013 rok), lecz warto czekać!
Oto alternatywna rzeczywistość. Taka, w której z pewnością nie chcielibyśmy się znaleźć...
Być może jest to wizja przyszłości, lecz niezbyt odległej - to równie dobrze mogłoby by dziać się za rok, lub za dziesięć lat. Świat w którym żyje główna bohaterka, osiemnastoletnia Lena, niewiele różni się od naszego. Przynajmniej na pierwszy rzut oka wszystko jest zwyczajne......
2012-04-16
Pierwsze słowa, jakie cisną mi się na usta po lekturze:
R-E-W-E-L-A-C-J-A
Ogromną zaletą tej książki jest sposób, w jaki została napisana. Zawiera dużą dawkę historii, lecz nie jest to "sucha wiedza". Zaręczam, że nikt nie będzie miał problemów ze zrozumieniem i przyswojeniem kolejnych informacji.
Zasugerowawszy się opisem z okładki, miałam mylne oczekiwania: spodziewałam się tylko lekcji historii o nazistowskich grabieżach dzieł sztuki, w tym tytułowego piętnastowiecznego arcydzieła Huberta i Jana van Eycków, zwanego Ołtarzem Gandawskim. A tym czasem zostałam zabrana w najbardziej ekscytującą podróż po losach i historii chrześcijaństwa, podczas której musiałam przedstawiać dziwny widok: szczęka na podłodze, oczy jak spodki.
Bowiem nie jest to książka tylko o nazistach i ich okultystycznych korzeniach, lecz bardzo blisko obraca się wokół tematyki, z którą zetknęliśmy się przy okazji powieści Dana Browna "Kod Leonarda da Vinci". Tyle, że to, o czym czytamy w "Tajemnicy Ołtarza Gandawskiego" nie jest fikcją literacką, ani nawet teorią spiskową.
Według zapewnień autora (nie ma powodów by mu nie wierzyć), wszystko opiera się na rozmowach z eks agentem tajnych służb i historykiem sztuki, który tuż po wojnie prowadził śledztwo ws. zagadkowej kradzieży fragmentu nastawy ołtarzowej, znanej jako "Sędziowie Sprawiedliwi". Zaginęła ona w 1934 roku, a jak się okazało, stała się później gorącym przedmiotem pożądania Himmlera. Z jakiego powodu? Szybko okazuje się, że nie chodziło tu o materialną wartość, ani też o walory artystyczne...
Książka "Tajemnice Ołtarza" skupia się na odkrywaniu zagadki arma Christi, czyli narzędzi towarzyszących śmierci Jezusa. Przy okazji, poruszając się po nitce do kłębka, poznajemy wiele innych fascynujących wątków. Czy święty Graal istnieje? Czy Jezus był postacią autentyczną i czy Maria Magdalena była jego żoną? Jak wyglądały początki chrześcijaństwa? Kim naprawdę byli katarzy, templariusze, różokrzyżowcy? Jaką rolę odegrała Joanna D’Arc? I wreszcie: jakież tajemnice kryje to niesamowite dzieło van Eycków, które tuż przed wojną zostało w osobliwy sposób zdekompletowane przez nieznanych sprawców?
Pierwsze słowa, jakie cisną mi się na usta po lekturze:
R-E-W-E-L-A-C-J-A
Ogromną zaletą tej książki jest sposób, w jaki została napisana. Zawiera dużą dawkę historii, lecz nie jest to "sucha wiedza". Zaręczam, że nikt nie będzie miał problemów ze zrozumieniem i przyswojeniem kolejnych informacji.
Zasugerowawszy się opisem z okładki, miałam mylne oczekiwania:...
2012-04-07
"Klaps" to mocna, nietuzinkowa i bardzo wyrazista powieść, która stanowi swoisty przegląd wnętrza współczesnych ludzi: ich moralności, planów, rozumienia rzeczywistości, granic, tolerancji i sposobów radzenia sobie z konfliktami.
Na książkę składa się osiem historii, ponieważ w kolejnych rozdziałach oglądamy rzeczywistość oczami nowej postaci. Wszyscy są oczywiście uczestnikami grilla, a jednocześnie naocznymi świadkami tytułowego klapsa. Czterech mężczyzn i cztery kobiety, reprezentują różne pokolenia (wiek od 17 lat, do 70), a także różne przynależności etniczne i religijne. Wszystkich charakteryzuje jedno: są głęboko sfrustrowani, choć każdy ma własne powody...
Czy to przyjaciele? A jednak nie do końca. Część z nich łączą więzy rodzinne, część przyjacielskie, lecz każda z tych osób reprezentuje inny system wartości, przy czym solidnie uwidaczniają się także podziały społeczno-kulturowe. Bohaterowie to prawdziwy koktajl etniczny zwany umownie Australijczykami. W tym tyglu znajdują się Grecy, Azjaci, Aborygeni, Anglicy... Żyją obok siebie, przyjaźnią się od najmłodszych lat, a nawet są w związkach małżeńskich. Niemniej wzajemna tolerancja jest bardzo krucha - mały wstrząs, jakim był klaps, powoduje iż skrywane uprzedzenia zaczynają kolejno wypływać na powierzchnię, rozbijają skorupkę pozorów i ukazują się nam w całej okazałości.
Christos Tsiolkas nie rozpatruje tu problemu bicia dzieci czy przemocy w rodzinie, lecz dokonuje bezkompromisowego podsumowania współczesnego australijskiego społeczeństwa, będącego barwną mieszanką wielu kultur.
Autor przekazuje historię w mocnych słowach, co może trochę razić, niemniej ta powieść taka właśnie jest: ma porazić niczym piorun i tym samym nie dać o sobie zapomnieć.
"Klaps" to mocna, nietuzinkowa i bardzo wyrazista powieść, która stanowi swoisty przegląd wnętrza współczesnych ludzi: ich moralności, planów, rozumienia rzeczywistości, granic, tolerancji i sposobów radzenia sobie z konfliktami.
Na książkę składa się osiem historii, ponieważ w kolejnych rozdziałach oglądamy rzeczywistość oczami nowej postaci. Wszyscy są oczywiście...
2012-04-02
Londyn, rok 1817. Nieodłącznym elementem krajobrazu miasta jest mroczne więzienie i szubienica, na której przynajmniej raz w miesiącu wymierzana jest sprawiedliwość. Niestety odbywa się to w myśl przekonania, że ekstremalne i brutalne kary odstraszają przestępców. Stryczek stanowi najwyższy wymiar kary, ale w gruncie rzeczy stale trafiają tam zarówno mordercy, jak osoby, które zostały słusznie lub nie, oskarżone o drobne kradzieże. Już w pierwszym rozdziale powieści poznajemy tę bezlitosną machinę i uczestniczymy w publicznej egzekucji.
Główną postacią powieści jest kapitan Sandman, człowiek szlachetnie urodzony, który pełni rolę dobrego bohatera, a także stanowi oczywistą przeciwwagę dla bogatych zbirów, którym pomimo wysokiej pozycji społecznej, bardzo daleko do bycia dżentelmenami.
Sandman w wyniku problemów ojca utracił cały majątek, honor i narzeczoną. Jako biedak mieszka w nędznej londyńskiej karczmie. Lecz oto pojawia się okazja do zarobienia niewielkiej sumy pieniędzy: otrzymuje zadanie zbadania sprawy morderstwa pewnej szacownej damy. Winowajca już został schwytany i osądzony, oczekuje na swoją egzekucję.
Rola kapitana Sandmana jest łatwa, ma tylko porozmawiać z osadzonym, ponieważ na prośby matki chłopaka, sprawą zainteresowała się królowa i władze poczuły się zobligowane, by powołać śledczego. To niestety pusta formalność, bo nikt nie traktuje poważnie sugestii, że chłopak może być niewinny, czy że sprawę w ogóle należy dokładniej zbadać.
W wyniku wizyty w więzieniu i spotkania z oskarżonym, Sandman dostrzega nieścisłości i choć sam jeszcze wątpi w niewinność chłopaka, postanawia wyjaśnić pewne okoliczności, których wcześniej nie brano pod uwagę, a które zdają się mieć znaczenie. Jako oficer jest z resztą bardzo moralny, nie może tak po porostu zainkasować zapłaty, zapomnieć o wszystkim i pozwolić, by ktoś został powieszony ot tak. Zaczyna więc odkrywać kolejne tropy, a my wraz z nim poznajemy "szlachetne" oblicze dziewiętnastowiecznej Anglii, gdzie króluje zepsucie, zbrodnia i zupełny upadek moralności.
Społeczne problemy zostały odmalowane bardzo pieczołowicie, spotkamy zarówno bogatych dżentelmenów stojących ponad prawem, jak i zwykłych ludzi żyjących poza nawiasem, których losem nikt się nie przejmuje.
Lektura wciąga od pierwszej do ostatniej strony, jest kryminałem, ale także dobrą powieścią przygodową, w której nie zabrakło pościgów, intryg i zaskakujących zwrotów akcji. Miłośnicy powieści historycznych z pewnością będą w pełni usatysfakcjonowani. Oczywiście opisywane realia nie są wymysłem autora - Bernard Cornwell jak zawsze opiera się na wiedzy historycznej i dba o dochowanie wierności faktom. Sceny rozgrywające się w ponurym więzieniu, egzekucje, oraz aparat prawa naprawdę tak wyglądały... W 1820 roku istniało aż dwieście przestępstw, za które trafiało się w ręce kata. Prowadzeniem uczciwych śledztw zbytnio się nie przejmowano, zwłaszcza jeśli oskarżony nie był zamożny, lub nie miał wpływowych przyjaciół.
Londyn, rok 1817. Nieodłącznym elementem krajobrazu miasta jest mroczne więzienie i szubienica, na której przynajmniej raz w miesiącu wymierzana jest sprawiedliwość. Niestety odbywa się to w myśl przekonania, że ekstremalne i brutalne kary odstraszają przestępców. Stryczek stanowi najwyższy wymiar kary, ale w gruncie rzeczy stale trafiają tam zarówno mordercy, jak osoby,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-03-31
Powieść jest rewelacyjna.
Główny bohater, a zarazem narrator, to agent ubezpieczeniowy George Bowling, zwyczajny pan w średnim wieku, należący do niższej klasy średniej, dzierżawiący domek na przedmieściach, mający nadwagę, sztuczną szczękę, zrzędliwą małżonkę i dwójkę dzieci. Mimo całej tej przeciętności, pan Bowling nie jest nudny. O nie, nie będziemy się z nim nudzić ani przez chwilę!
Polubimy go od pierwszych stron, kiedy z rozbrajającą szczerością opowiada o sobie, oraz swojej codzienności. Nie szczędzi przy tym sarkastycznych uwag i komentarzy pod adresem rzeczywistości w jakiej żyje, co dodatkowo ubarwia tę postać.
Tak jest zresztą przez całą powieść, nawet wtedy, kiedy Bowling niespodziewanie powraca wspomnieniami do swoich dziecięcych lat i opowiada nam o Dolnym Binfield, małym miasteczku w którym się urodził i dorastał. Ta nostalgia, ten wyjątkowy klimat... coś niesamowitego. Prawdę mówiąc, Orwell stworzył wehikuł czasu, dzięki któremu naprawdę trafiamy nagle do prowincjonalnego miasteczka, wraz z narratorem odwiedzamy lokalne sklepiki, poznajemy życie sąsiadów, łowimy ryby w pobliskich stawach i włóczymy się po lesie. Nieco później skonfrontujemy te cudne wspomnienia z rzeczywistością, ponieważ po owej sentymentalnej podróży w przeszłość, nasz bohater powraca do teraźniejszości i postanawia po wielu latach pojechać do "swojego" Dolnego Binfield. Pragnie psychicznie odpocząć, znów doświadczyć tej sielanki i złapać oddech. Zabraknie mu tchu, gdy zobaczy, że nie ma już "jego" Binfield.
Chyba warto wspomnieć, iż Orwell opisując świat swojego fikcyjnego bohatera, jego dziecięce lata i młodość, w wielu sytuacjach tak naprawdę opisywał swoje własne doświadczenia. Pomimo, że czytając "Brak tchu" jeszcze o tym nie wiedziałam, takie właśnie raz po raz odnosiłam niejasne wrażenie. George Bowling jest bardzo realistyczny, zaś jego wspomnienia zostały odmalowane tak plastycznie i przekonująco, że nic dziwnego, iż nawet niezorientowany czytelnik zaczyna zastanawiać się, czy aby na pewno ma do czynienia z samą fikcją literacką. Ostatecznie też świat widziany oczyma Bowlinga, pomimo że jest to świat z lat 1900-1937, to pozostaje on niepokojąco podobny, do czasów które dobrze znamy i w których żyjemy.
O tak, pomimo iż brak tchu, by nadążyć za wszystkimi zmianami jakie wokół zachodzą, to pewne rzeczy jednak pozostają takie same...
Powieść jest rewelacyjna.
Główny bohater, a zarazem narrator, to agent ubezpieczeniowy George Bowling, zwyczajny pan w średnim wieku, należący do niższej klasy średniej, dzierżawiący domek na przedmieściach, mający nadwagę, sztuczną szczękę, zrzędliwą małżonkę i dwójkę dzieci. Mimo całej tej przeciętności, pan Bowling nie jest nudny. O nie, nie będziemy się z nim nudzić...
2012-03-16
Powieść jest świetna i stanowi klasę sama w sobie. Początkowo (tak jak większość czytelników), miałam do zarzucenia autorowi to, że sporo w niej dłużyzn i niepotrzebnych detali, a pewne wątki wątki można było skrócić.
Ale wystarczy sobie uświadomić fakt, iż autor zmarł zanim ukazała się pierwsza część trylogii. W praktyce tylko książka "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" poddana była jakiejś obróbce z redaktorem, a i to nie do końca. Pozostałe dwie części są większe objętościowo, ponieważ nie było możliwości, by autor wspólnie z kimś je dopracował... Kiedy uświadamiamy sobie te okoliczności, zupełnie inaczej patrzymy na dzieło Larssona.
Wybaczmy mu drobne mankamenty. :) To oczywiste, że seria "Millennium" jest powieścią jedyną w swoim rodzaju, a Stieg Larsson zostawił nam wspaniałą historię, do której będzie się chciało za jakiś czas wrócić i odkrywać ją na nowo.
Aha, nie wiem jak inni czytelnicy, ale ja po przeczytaniu całej trylogii, dziwię się niektórym opiniom. Dla mnie książki te wcale nie ociekają seksem i przemocą (o wiele brutalniejsze bywają niektóre powieści fantasy!), a Lisabeth Salander nie jest taka znowu bezwzględna, za jaką sama chciałaby uchodzić. Ostatecznie nie zabiła żadnego z tych złych typów, którzy przewijają się w powieści: za każdym razem gdy któryś zginął, nigdy nie stało się to bezpośrednio z jej ręki. Kiedy nawet miała okazję strzelić jakiemuś prosto w twarz, strzelała w stopę... Jedynym wyjątkiem, kiedy rzeczywiście mogła kogoś własnoręcznie utłuc, był Zalachenko, ale wiecie jak to się skończyło...
Gdyby autor żył, z pewnością sprostowałby wiele pomówień, bo chyba jednak nie chciał, by jego bohaterka była zdolna do wszystkiego i wyraźnie to zasygnalizował.
Powieść jest świetna i stanowi klasę sama w sobie. Początkowo (tak jak większość czytelników), miałam do zarzucenia autorowi to, że sporo w niej dłużyzn i niepotrzebnych detali, a pewne wątki wątki można było skrócić.
Ale wystarczy sobie uświadomić fakt, iż autor zmarł zanim ukazała się pierwsza część trylogii. W praktyce tylko książka "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet"...
2012-01-23
Wszystko już chyba zostało powiedziane, więc cóż mogę dodać? "Cmentarz w Pradze" to po prostu kawał doskonałej literatury.
Wszystko już chyba zostało powiedziane, więc cóż mogę dodać? "Cmentarz w Pradze" to po prostu kawał doskonałej literatury.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-12-23
2011-11-22
Co robił Jezus pomiędzy 13. a 30. rokiem życia? Jakie zdarzenia i doświadczenia mogły wypełniać tę lukę, o której nie ma żadnej wzmianki w Nowym Testamencie?
Istnieje wiele interesujących doniesień pochodzących od niezależnych badaczy, którzy zwracają uwagę na niewątpliwe powiązanie nauk Jezusa z filozofią buddyjską. Jego podejście do cierpienia, równości wszystkich ludzi, nagrody po śmierci oraz odniesienia do reinkarnacji, były zupełnie obce filozofii żydowskiej, za to bliskie buddyzmowi.
Jedną z pierwszych osób która znalazła dowody pobytu Jezusa w Indiach, był Rosjanin polskiego pochodzenia, Nikołaj Notowicz. Ten podróżnik i dziennikarz, przypadkiem odnalazł w tybetańskim klasztorze starożytny manuskrypt, zawierający opis życia człowieka o imieniu Issa, którego buddyjscy mnisi utożsamiali z Jezusem.
Według tego rękopisu, Jezus pomiędzy 13. a 29 rokiem życia studiował nauki hinduizmu i buddyzmu. Notowicz przetłumaczył manuskrypty i nie bez trudu w 1884 wydał książkę nosząca tytuł „Nieznane życie Jezusa Chrystusa” – bardzo interesujące jest, że choć oficjalnie była ona zbyta milczeniem i uznana za zawierającą nieprawdziwe informacje, to jednak w dziwny sposób kolejne nakłady już na następny dzień znikały z francuskich księgarni i książki nie można nigdzie kupić. Z siedmiu nakładów zachowały się tylko dwa egzemplarze, które znajdują się obecnie w British Museum. Aż do 1907 roku kolejne próby wydania „Nieznanego życia Jezusa Chrystusa” kończyły się w ten sam sposób: książka znikała z półek. Dopiero Towarzystwo Teozoficzne zdołało ją wydać i tym razem można było bez przeszkód zapoznać się z treścią znalezionych ponad dwadzieścia lat wcześniej manuskryptów.
Najnowsza książka Wydawnictwa ILLUMINATIO, również opowiada o młodości Jezusa. ISSA. Sekretne lata z życia Jezusa, autorstwa Lois Drake, podobnie jak książka Nikolaja Notowicza, opowiada o zagadkowych wydarzeniach, o których nie przeczytamy w Nowym Testamencie, a które nadal wzbudzają kontrowersje i są przedmiotem sporów. Lois Drake inspirowała się wprawdzie pracami innej badaczki, Elizabeth Clare Prophet, jednak powieść którą napisała dotyczy dokładnie tych samych zagadnień: podróży Jezusa na wschód, nauk jakie mógł pobierać od buddyjskich mnichów, oraz doświadczeń jakie stały się jego udziałem, kiedy zetknął się z indyjską kulturą. Ponieważ okres „utraconych lat” Jezusa pokrywa się z czasem rozkwitu starożytnej cywilizacji Kuszanów, autorka wplata w historię Issy dzieje kluczowych postaci tego imperium. Tak powstała niezwykła historia z początków milenium, w której krzyżują się drogi: Jezusa, znanego na Wschodzie jako Issa; Maitreji, czyli Nadchodzącego Buddy; Królewskiego Rodu Kuszanów oraz jednego z trzech Mędrców ze Wschodu.
Chociaż powieść ta stanowi fikcję literacką, to jednak przebieg wydarzeń opierający się na legendach i tajemniczych buddyjskich zapiskach jest możliwy, przez co prowokuje do rozważań. Sama postać Jezusa bez wątpienia jest nam bardzo bliska, ale znamy go głównie jako dorosłego już mężczyznę, który głosił wspaniałe nauki, mądre i głębokie, tylko zupełnie nie przystające do politycznych i społeczno-kulturowych realiów Jerozolimy tamtych czasów.
Czy nauki te mogą choć w części pochodzić z Półwyspu Indyjskiego? A co jeśli to prawda?
Manuskrypty z klasztoru w Himis opowiadają, iż Issa choć był ogromnie ceniony za swoją przenikliwość, dyscyplinę i uduchowienie, ostatecznie popadł u braminów (kasta kapłanów) w wielką niełaskę. Musiał uciekać, wtedy tez wrócił do Palestyny. Przyczyną konfliktu było to, że nie potrafił pogodzić się z panującymi w Indiach podziałami społecznymi. Dziś powiedzielibyśmy, że zachowywał się w sposób politycznie niepoprawny. Otóż stale kontaktował się z nisko urodzonymi: wajśjami (robotnicy, hodowcy bydła, kupcy) i siudrami, sługami którzy byli traktowani wyjątkowo okrutnie i nie mieli żadnych praw. Issa nie odtrącał ani nie oceniał nikogo, pomagał, leczył. Chciał pokrzepić serca uciemiężonych, był życzliwy. Uczył o Bogu, który nie dzieli ludzi na lepszych i gorszych, dobrze urodzonych i nędznych, bo kocha wszystkich jak dobry Ojciec.
Jezus którego znamy, z pewnością postąpiłby właśnie w ten sposób. I jak głoszą Ewangelie, przecież tak postępował…
Nie istnieje możliwość, by przekonać wszystkich, iż Jezus był w Indiach, ale także nie da się udowodnić że nigdy tam nie był. :) Każdy musi poszukać odpowiedzi we własnym sercu. Książka Lois Drake, ISSA. Sekretne lata z życia Jezusa, ma za zadanie skłonić do przemyśleń: Jak by to było spotkać nastolatka, który stanie się zbawcą świata?
I powieść dobrze to zadanie wypełnia. Polecam!
Co robił Jezus pomiędzy 13. a 30. rokiem życia? Jakie zdarzenia i doświadczenia mogły wypełniać tę lukę, o której nie ma żadnej wzmianki w Nowym Testamencie?
Istnieje wiele interesujących doniesień pochodzących od niezależnych badaczy, którzy zwracają uwagę na niewątpliwe powiązanie nauk Jezusa z filozofią buddyjską. Jego podejście do cierpienia, równości wszystkich...
2011-12-01
2011-11-20
Książka jest świetna! Sięgając po nią absolutnie nie spodziewałam się, że będzie to jedna z najciekawszych książek o karmie i reinkarnacji, jakie do tej pory przeczytałam.
Książka ta jest zapisem sesji, w trakcie których próbowano uzyskać informacje o planach dusz ludzi, którzy doświadczyli w życiu trudnych sytuacji, takich jak choroby, śmierć bliskich, uzależnienia, czy urodzenie niepełnosprawnego dziecka.
Choć osobiście nie ufam "channelingom", informacje jakie tutaj się pojawiły okazały się być niesamowicie wartościowe, trafne, pokrzepiające i pozytywnie zmieniające perspektywę...
Polecam bardzo - nie tylko tym osobom które cierpią i zdają sobie pytanie "dlaczego ja?", ale również dla tych, którzy szukają wiedzy o duchowych aspektach naszego życia.
Cóż dodać? Jest to piękna lektura, niosąca głębokie przesłanie, które porusza wewnętrzne struny duszy, oraz pozwalająca uzyskać cenne informacje o naturze życiowych doświadczeń.
Książka jest świetna! Sięgając po nią absolutnie nie spodziewałam się, że będzie to jedna z najciekawszych książek o karmie i reinkarnacji, jakie do tej pory przeczytałam.
Książka ta jest zapisem sesji, w trakcie których próbowano uzyskać informacje o planach dusz ludzi, którzy doświadczyli w życiu trudnych sytuacji, takich jak choroby, śmierć bliskich, uzależnienia, czy...
2011-10-30
"Ballada" to książka zdecydowanie ciekawiej napisana, niż "Lament" i oceniam ją o kilka punktów wyżej. Pojawiło się wszystko, czego brakowało mi w poprzedniej części: jest więcej fejów, przy czym postacie te są znacznie bardziej wyraziste; lepiej też zbudowano cały nastrój.
Głównymi bohaterami "Ballady", a zarazem narratorami są James i Nuala. On, utalentowany dudziarz z niewyparzonym językiem, zawsze gotów do wygłoszenia sarkastycznego komentarza; ona - demoniczna muza, pół człowiek pół feja, równie charakterna, co tajemnicza. Historia opowiadana przez tę dwójkę jest zatem pełna humoru, dynamiczna i interesująca od pierwszej, do ostatniej strony.
Osoby które nie czytały "Lamentu" nie powinny mieć kłopotów z "Balladą". Mimo wszystko, zdecydowanie rekomenduję najpierw przeczytać pierwszą część, ponieważ historia opowiedziana w "Balladzie" stanie się wówczas w pełni zrozumiała, a i niektóre niuanse nabiorą ostrości (jak choćby pisane i niewysyłane przez Dee SMS-y do Jamesa).
"Ballada" to książka zdecydowanie ciekawiej napisana, niż "Lament" i oceniam ją o kilka punktów wyżej. Pojawiło się wszystko, czego brakowało mi w poprzedniej części: jest więcej fejów, przy czym postacie te są znacznie bardziej wyraziste; lepiej też zbudowano cały nastrój.
Głównymi bohaterami "Ballady", a zarazem narratorami są James i Nuala. On, utalentowany dudziarz z...
2011-10-29
To niezwykła opowieść o bardzo osobistych doświadczeniach autora: wielkiej miłości, rozstaniu, śmierci i wzruszającym spotkaniu "po tamtej stronie". To opowieść o nieprawdopodobnej sile miłości, która istnieje zawsze, nawet jeśli ukochana osoba ukończyła swój żywot.
Książka skłania do refleksji nad naturą przeznaczenia, mimochodem powoduje pojawienie się bardzo ważnych pytań o konsekwencje naszych działań i wyborów, wobec kruchości życia tych, których kochamy...
Trudno jest napisać coś o tej książce, bez zdradzana fabuły i tym samym popsucia innym możliwości samodzielnego odkrycia jej. Powiem tylko, że książkę bardzo dobrze się czyta, nie jest długa ani skomplikowana. Historia w dużej mierze stanowi retrospekcję wspólnych chwil Jamesa i Lindy, ich związku oraz decyzji które sprawiły że choć bardzo się kochali, ich małżeństwo szybko się rozpadło i przez lata nie zdołali go odbudować.
W tej chwili myślę, że zmarnowali swoją szansę odkładając pewne sprawy. Ale któż z nas zastanawia się nad tym, że jutro może nie nadejść? Że będzie za późno? Pocieszające jest tylko, iż prawdziwa miłość trwa zawsze, a śmierć dotyczy wyłącznie fizycznego ciała...
"Między niebem a ziemią", to jedna z tych książek, do których wraca się co jakiś czas i za każdym razem odnajduje coś nowego. Jest to jej największą zaletą, czymś co w ostatecznym rozrachunku sprawia, że oceniam ją wysoko.
To niezwykła opowieść o bardzo osobistych doświadczeniach autora: wielkiej miłości, rozstaniu, śmierci i wzruszającym spotkaniu "po tamtej stronie". To opowieść o nieprawdopodobnej sile miłości, która istnieje zawsze, nawet jeśli ukochana osoba ukończyła swój żywot.
Książka skłania do refleksji nad naturą przeznaczenia, mimochodem powoduje pojawienie się bardzo ważnych...
Biblia umarłych to kawał dobrej lektury. Już dość dawno żadna powieść nie sprawiła, że kończąc rozdział miałam dreszczyk – Tomowi Knoxowi się udało! W książce sporo jest autentycznych smaczków, oraz bardzo sugestywnych scen, które sprawiają, że włos się jeży na głowie, a ciekawość sięga zenitu.
Książkę warto przeczytać z bardzo wielu powodów. Jest świetnie napisanym thrillerem, ale też nie żadnym tam lekkim czytadłem, o którym łatwo zapomnimy.
Znakomita większość akcji toczy się w egzotycznej Azji Południowo Wschodniej – Kambodża, Laos, Tajlandia. Taki ciekawy pomysł osadzenia akcji to jedno, ale realizacja to coś zupełnie innego, lecz muszę przyznać, że autor poradził sobie z zadaniem perfekcyjnie. Każda sceneria została odmalowana bardzo realistycznie. Śledząc losy bohaterów – fotoreportera Jake’a oraz Chemdy, Kambodżanki pracującej dla ONZ – odbywamy niesamowitą podróż po azjatyckich dżunglach, wioskach, miastach i miasteczkach. Warto wiedzieć, że Tom Konx odwiedził osobiście większość miejsc, o których pisze w swojej książce. Był tam, jadł smażone pająki i inne obleśne przysmaki azjatyckiej kuchni. Na własne oczy widział Równinę Dzbanów, Angkor Wat, wszechobecne pozostałości po wojnie i wiele innych rzeczy, o których mowa w tej powieści. Fotografie z wyprawy można obejrzeć na jego stronie, do czego gorąco zachęcam: http://www.tomknoxbooks.com/bible-of-the-dead/bible-of-the-dead-laos/
Już na początku powieści dowiadujemy się, iż Czerwoni Khmerzy mieli osobliwą obsesję na punkcie Równiny Dzbanów w Laosie – dzbany to wielkie starożytne naczynia, w których znajdują się ludzkie czaszki. Ot, archeologiczna ciekawostka. A jednak, w 1976 roku, Czerwoni Khmerzy, wspierani przez Chińczyków, czegoś tam usilnie poszukiwali. Z jakiego powodu tak ich to miejsce fascynowało? Co chcieli znaleźć? Chemda jako że sama jest Kambodżanką, z osobistych względów chce poznać prawdę o tajemnicach Czerwonych Khmerów i ich zbrodniach. Towarzyszący jej Jake po trosze ucieka przed samym sobą, po trosze szuka szansy na ciekawy reportaż. Odkrywając wraz z nimi zagadkę Równiny Dzbanów, poznajemy krwawą historię terroru Czewonych Khmerów, oraz oczami bohaterów oglądamy piętno, jakie odcisnął po sobie ten najokrutniejszy komunistyczny reżim jaki kiedykolwiek istniał. Aż trudno to sobie wyobrazić. Zamknięto wówczas szkoły, szpitale i fabryki, zlikwidowano banki i pieniądz, zdelegalizowano religię, zlikwidowano własność prywatną. Ludność miast przesiedlono przemocą na tereny wiejskie do tzw. kolektywnych gospodarstw rolnych, które w praktyce były obozami pracy przymusowej. Miasta dosłownie opustoszały! Czerwoni Khmerzy mordowali ludzi bez opamiętania, nastało prawdziwe piekło. Nie oszczędzali nikogo, szczególnie fachowców i intelektualistów – zabijano nawet za sam fakt posiadania okularów i zbyt delikatnych dłoni, nie mówiąc już o umiejętności czytania. Większość źródeł podaje, że liczba ofiar Czerwonych Khmerów jest absolutnie rekordowa w skali świata. Nikt nie zna dokładnych danych, lecz przyjmuje się, że liczba zamordowanych, zmarłych z głodu i chorób osób sięgnęła 25% całej populacji Kambodży.
Oczywiście obok masowych egzekucji i tortur, przeprowadzano również różne pseudomedyczne eksperymenty na ludziach. To też stało się trzonem powieści „Biblia umarłych” , lecz by nie zepsuć przyjemności czytania, nie zdradzę na czym się one tak dokładnie opierały i co stało się ich celem…
Powieść sama w sobie oczywiście stanowi fikcję literacką, lecz autor bardzo wiele inspiracji czerpał z autentycznych źródeł historycznych i naukowych, oraz wspomnianej własnej wyprawy w głąb Azji. Ostrzegam: fabuła książki, jej bohaterowie oraz przemyślenia o naturze ludzkich uczuć (lub ich braku), bardzo głęboko zapadają w pamięć!
Biblia umarłych to kawał dobrej lektury. Już dość dawno żadna powieść nie sprawiła, że kończąc rozdział miałam dreszczyk – Tomowi Knoxowi się udało! W książce sporo jest autentycznych smaczków, oraz bardzo sugestywnych scen, które sprawiają, że włos się jeży na głowie, a ciekawość sięga zenitu.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKsiążkę warto przeczytać z bardzo wielu powodów. Jest świetnie napisanym...