-
ArtykułySherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1
-
ArtykułyDostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3
-
ArtykułyMagda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1
-
ArtykułyLos zaprowadzi cię do domu – premiera powieści „Paryska córka” Kristin HarmelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
2016-04-16
2016-04-18
Akcja rozgrywa się dziesięć lat po tym, jak Andrea rzuciła pracę asystentki Mirandy, ale dzięki licznym retrospekcjom śledzimy też jej wcześniejsze losy. Jej relacje z najbliższymi, oddanie pracy i nieuleczalne poczucie dyskomfortu, gdy tylko wspomni się o Mirandzie.
Po tytule i opisie spodziewałam się, nadciągającej burzy ze strony Runaway'u i Mirandy, a tymczasem otrzymałam lekki deszczyk. Zbyt drobny.
Bądźmy szczerzy, bohaterka sama rzuca sobie kłody pod nogi swoim niezdecydowaniem, niepotrzebnym zamartwianiem się i kurczowym trzymaniem się przeszłości w pewnych kwestiach. Szczególnie, że inni bohaterowie ją wspierają i próbują wyciągać z tej spirali. Postępowanie Andrei wielokrotnie przyprawiło mnie o warknięcie i uderzeniem czołem w książkę.
Bądźmy szczerzy - tytuł miał jedynie przyciągnąć wielbicieli pierwszej części i filmu używając Mirandy jako wabika. Nie powiem, chwyt się udał, pozostawiając mnie zniesmaczoną taką zagrywką.
Akcja rozgrywa się dziesięć lat po tym, jak Andrea rzuciła pracę asystentki Mirandy, ale dzięki licznym retrospekcjom śledzimy też jej wcześniejsze losy. Jej relacje z najbliższymi, oddanie pracy i nieuleczalne poczucie dyskomfortu, gdy tylko wspomni się o Mirandzie.
Po tytule i opisie spodziewałam się, nadciągającej burzy ze strony Runaway'u i Mirandy, a tymczasem...
2016-01-31
2016-01-22
Dziecko, które straciło rodziców? Jest.
Wszyscy w jego otoczeniu widzą w nim źródło kłopotów? Tak.
Posiada predyspozycje do zostania magiem? Tak.
Pojawia się sowa? Tak.
Nie, to nie Harry Potter, a Darian Firkin. Po stracie rodziców mieszkańcy wsi Zagajnik Errolda oddają chłopca do terminu czarodziejowi Justynowi. Darianowi ani trochę się to nie podoba i od nauki i pracy miga się jak może. Pewnego dnia Justyn wysyła go do lasu po grzyby, a w tym czasie wieś zostaje zaatakowana przez armię barbarzyńców. Chłopiec próbuje uciec przed wrogiem i zostaje uratowany przez jednego z legendarnych Sokolich Braci.
Nie mogłam uwierzyć własnemu szczęściu, gdy zobaczyłam tę książkę. Uwielbiam serię Kroniki Valdemaru i straciłam nadzieję, że Zysk i sk-a kiedykolwiek wyda kolejne książki (ostatnia wyszła bodajże w 2001 roku). Jest to kawał dobrej fantastyki.
Sporo przytoczonych w rozmowach wydarzeń oraz osób może wydać się niezrozumiała dla kogoś, kto nie miał do czynienia z historiami o Valdemarze, ale podejrzewam, że w kolejnych częściach trylogii jest to rozwinięte.
Jedyne, co mogę zarzucić tej książce, to fakt, że ma większy format niż wcześniejsze 18 tomów i nie pasuje mi do kolekcji na półce oraz brak mapy świata i linii czasu. Z pewnością ułatwiłoby to niezorientowanym w czasie i świecie czytelnikom. Pamiętam, że mnie pomagało.
Dziecko, które straciło rodziców? Jest.
Wszyscy w jego otoczeniu widzą w nim źródło kłopotów? Tak.
Posiada predyspozycje do zostania magiem? Tak.
Pojawia się sowa? Tak.
Nie, to nie Harry Potter, a Darian Firkin. Po stracie rodziców mieszkańcy wsi Zagajnik Errolda oddają chłopca do terminu czarodziejowi Justynowi. Darianowi ani trochę się to nie podoba i od nauki i pracy...
2016-01-03
Przyznam, że długo wahałam się przed sięgnięciem po tę książkę. Dotychczas od Anny Kańtoch czytałam jedynie o Domenicu Jordanie i mimo wspaniałego języka, jakim posługuje się autorka, nie zachwyciły mnie te pozycje.
Jednak przy każdej wizycie w księgarniach widziałam tę okładkę, która bardzo przyciąga uwagę i ostatecznie ją kupiłam.
I nie żałuję. Historia trzynastoletniej Niny, która zostaje wysłana przez anioła do tajemniczego klasztoru w Markotach, całkowicie mną zawładnęła. Razem z nią i jej przyjaciółmi odkrywałam sekrety miasteczka, Diabelskiego Kręgu i aniołów i z każda przeczytaną stroną żałowałam tylko jednego - że jestem coraz bliżej końca.
Mimo że kierowana jest bardziej do młodzieży, świetnie się przy niej bawiłam i rówieśnikom Niny oraz starszym czytelnikom, serdecznie ją polecam.
Przyznam, że długo wahałam się przed sięgnięciem po tę książkę. Dotychczas od Anny Kańtoch czytałam jedynie o Domenicu Jordanie i mimo wspaniałego języka, jakim posługuje się autorka, nie zachwyciły mnie te pozycje.
Jednak przy każdej wizycie w księgarniach widziałam tę okładkę, która bardzo przyciąga uwagę i ostatecznie ją kupiłam.
I nie żałuję. Historia trzynastoletniej...
2015-07-27
Tytuł może sugerować prostą historię z lat 50-60 XX wieku, rozgrywającą się w spokojnej mieścinie, której bohaterką jest zwyczajna dziewczyna i jej nieskomplikowane, proste życie. Chyba, że autorem jest Jack Ketchum.
Zgadza się tylko czas i miejsce akcji, oraz bohaterka. Jednak jej życie nie jest łatwe i przyjemne, a historia prosta.
Dostałam tę książkę już po zapoznaniu się z "Sezonem" i "Poza sezonem" tego autora. Nie ma tu tych ludożerców, co tam. Jest ktoś gorszy.
W tamtych książkach można było sobie wmawiać, że agresorzy nie są do końca ludźmi, nie zostali wychowani w normalnym społeczeństwie, nie znają pojęcia dobra i zła.
Tu bestiami są ludzie, którzy chodzili do szkół, funkcjonowali w społeczeństwie. A mimo to, nie znają granic. Jedynie przesuwają swoje poznanie w tej materii coraz dalej, posuwając się do coraz większego okrucieństwa nie mając przy tym skrupułów, współczucia czy poczucia winy.
To okrutna książka, z której strony by nie patrzeć, pozostawia ślad i miejsce na refleksje.
Tytuł może sugerować prostą historię z lat 50-60 XX wieku, rozgrywającą się w spokojnej mieścinie, której bohaterką jest zwyczajna dziewczyna i jej nieskomplikowane, proste życie. Chyba, że autorem jest Jack Ketchum.
Zgadza się tylko czas i miejsce akcji, oraz bohaterka. Jednak jej życie nie jest łatwe i przyjemne, a historia prosta.
Dostałam tę książkę już po zapoznaniu...
Zapewne nie jestem pierwszą ani ostatnią osobą, którą do przeczytania skłonił film, notabene, cudowny.
Filmy mają to do siebie, że ze scenariusza usuwa się książkowe sceny, które nie mają znaczenia. I nic dziwnego, że w ekranizacji było dużo Mirandy, bo ciągłe przemyślenia i użalanie się Andrei nad swoim losem było irytujące. W filmie była znacznie bardziej sympatyczna, rozsądna i ogarnięta życiowo.
Rzadko przyznaję, że ekranizacja wyszła lepiej niż literacki pierwowzór, ale tutaj robię to z radością.
Zapewne nie jestem pierwszą ani ostatnią osobą, którą do przeczytania skłonił film, notabene, cudowny.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toFilmy mają to do siebie, że ze scenariusza usuwa się książkowe sceny, które nie mają znaczenia. I nic dziwnego, że w ekranizacji było dużo Mirandy, bo ciągłe przemyślenia i użalanie się Andrei nad swoim losem było irytujące. W filmie była znacznie bardziej sympatyczna,...