Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

„Jawa jest jednym wielkim powodem do picia”
Nie jest łatwo przyznać się, że mamy z czymś problem, że nasze życie nie działa prawidłowo. Najtrudniej jednak wyznać, że żyje się (bądź żyło) w nałogu, bo nałóg to oznaka słabości. Jerzy Pilch odważył się. Opisał swoją własną historię. Historię człowieka podnoszącego się z upadku. Żeby uwydatnić osobistą spowiedź autora, nazwał on bohatera swoim imieniem. Bohaterem i narratorem jest Jerzy, uwolniony w konsekwencji z nałogu alkoholik. „Mówić umieją wszyscy, natomiast zapisać swe mówienie mało kto potrafi”, jednak Jerzy Pilch należy do tych drugich. Pod Mocnym Aniołem czyta się jednym tchem. Utwór jest przejmujący, w końcu opowiada o czynie niezwykłym, nie każdy bowiem potrafi wyjść z alkoholizmu, wygrać walkę z samym sobą. Narrator często powtarza na kartach powieści ile razy znajdował się na oddziale deliryków (osiemnaście), zabieg ten ma na celu podkreślenie jak głęboko był on osadzony w nałogu. Opisuje swoje rutynowe kroki, ale niejednokrotnie posługuje się zwrotami przypuszczającymi np. „raczej”, co oznacza, że nie pamięta dokładnie swoich przeżyć. A frazą „opowiem o tym, gdy…” zapowiada czego możemy się spodziewać w dalszej części powieści. Pojawiają się liczne aluzje historyczne - Solidarność, Jan Paweł II, Lech Wałęsa, komunizm,mur berliński, a także literackie – Czarodziejska góra, Proces, a jak Alberta pyta Jurka dlaczego pije
to automatycznym skojarzeniem jest dla mnie Mały Książę i jego wizyta u na planecie Pijaka. Ważnym według mnie fragmentem powieści jest ten, gdy narrator opisuje polska mentalność, w które istnieje wiele okazji do picia, gdyż wydaje mi się on bardzo prawdziwy.Podkreśla także dziedziczny pierwiastek alkoholiczny – skoro jego tata i dziadek pili to on też. „Moje ja już nie jest w liczbie pojedynczej” – najpiękniejszy cytat z całej powieści, gdyż tylko dzięki miłości narrator uzdrowił samego siebie, bo przecież kobiety to prywatne izby wytrzeźwień i tylko przy nich można się odbić od dna.

„Jawa jest jednym wielkim powodem do picia”
Nie jest łatwo przyznać się, że mamy z czymś problem, że nasze życie nie działa prawidłowo. Najtrudniej jednak wyznać, że żyje się (bądź żyło) w nałogu, bo nałóg to oznaka słabości. Jerzy Pilch odważył się. Opisał swoją własną historię. Historię człowieka podnoszącego się z upadku. Żeby uwydatnić osobistą spowiedź autora, nazwał...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pochwała szczegółu dnia codziennego

Jarosław Rymkiewicz w tomiku Zachód słońca w Milanówku urzekł mnie dwoma elementami. Po pierwsze, rymowanymi dwuwierszami, które czyta się bardzo przyjemnie, czasem z humorem, czasem ze smutkiem. Po drugie, nie mogę wyjść z podziwu jak
na małych, drobnych, nierzadko niezauważalnych wręcz przedmiotach można zbudować bardzo przejmujący wiersz. Potrzeba nie lada warsztatu poetyckiego, aby stworzyć coś takiego, bowiem najprostsze rzeczy, takie jak śmietnik, drzewa, czy też ptaki prowadzą
do dyskusji o czymś, czemu daleko do błahości – o przemijalności. Jest to temat, który pojawia się w całym tomiku i pewnie dlatego świadczy o jego wysokiej wartości. Wydaje mi się, że o przemijaniu, odchodzeniu mówimy dopiero wtedy, kiedy nasze życie już powoli dobiega do kresu. W przypadku Rymkiewicza miałoby to sens, gdyż jest to ostatni tomik 78-letniego poety i zdaje sobie sprawę z tego, co w niedalekiej przyszłości może nastąpić . Młodzi ludzie nie zastanawiają się nad upływem czasu, gdyż uważają, że wszystko jeszcze przed nimi, natomiast ludzie osiągający stateczny już wiek myślą o tym, co minęło i nie powróci. Rymkiewicz podejmuje także dyskurs dotyczący Boga, celowości jego istnienia , który ma bardzo różne oblicza.
W Zachodzie słońca w Milanówku nie trudno zauważyć jak ważna jest dla poety przyroda. W prawie każdy ( o ile nie każdym) wierszu pojawia się jakieś zwierzątko. Oczywiście w przeważającej części są to koty. Osobiście nie lubię kotów, może dlatego męczył mnie ten powtarzający się motyw. Ale za to interesują mnie jeże i dlaczego właśnie je wybrał sobie Rymkiewicz? Może z tego powodu, że to właśnie te zwierzątka są niejako niedostępne dla ludzi, a przynajmniej nie słyszałam, żeby ktoś sobie jakiegoś udomowił.
Są też specyficzne – ze strachu zwijają się w kulkę, chyba każdy z nas, ludzi chciałby posiadać taką cechę. Przerażający dla mnie jest naturalizm, który pojawia się w wierszach Rymkiewicza, ale rozumiem, że został zastosowany, aby oddać brutalność dnia codziennego.
W tomiku pojawiają się liczne odwołania do muzyki klasycznej – Schubert, Brahms, Vivaldi, Kremer, Ferrier – wytłumaczeniem dla mnie tych związków z wierszami byłoby to, że muzyka klasyczna jest spokojna, pozwala na refleksje, ale i także na odpoczynek, z którym wiąże się przemijalność.
I na koniec chciałabym jeszcze raz pochwalić - ironia i puenta są mistrzowsko skomponowane, za które należą się brawa autorowi. A mój ulubiony wiersz z tomiku
to List wysłany w zaświaty, ponieważ dotyczy największej tajemnicy świata i metafora listu jako duszy bardzo urzekająca.

Pochwała szczegółu dnia codziennego

Jarosław Rymkiewicz w tomiku Zachód słońca w Milanówku urzekł mnie dwoma elementami. Po pierwsze, rymowanymi dwuwierszami, które czyta się bardzo przyjemnie, czasem z humorem, czasem ze smutkiem. Po drugie, nie mogę wyjść z podziwu jak
na małych, drobnych, nierzadko niezauważalnych wręcz przedmiotach można zbudować bardzo przejmujący...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Historia przez Włocha pisana

Rien ne va plus – więcej nie wolno już stawiać. Ale ja chce stawiać na Andrzeja Barta, bo warto. W swojej powieści o wyżej wymienionym tytule wykorzystał bardzo ciekawy pomysł na przedstawienie historii naszego kraju. Nie jest to kronika (chociaż można byłoby odnaleźć pewne zbieżności), a opowieść o Polsce i Polakach o zabarwieniu delikatnie humorystyczno – ironicznym, przez co czyta się ją bardzo lekko i przyjemnie. Dzięki takiej fabule możemy również spojrzeć nieco inaczej na naszą historię, bez patriotycznej osłonki. Dodatkowo wzmacnia to odmienna perspektywa. Bowiem to Włoch – Tomasso d'Arcipazzi,
a nie Polak przemieszcza się przez 200 lat w czasie. Historia pokazana jest ze strony, obcego, kogoś, kto nie zna Polski i Polaków, a opisuje tylko to, co widzi. Dodatkowo, bohater – narrator wcale nie chciał znaleźć się w naszej ojczyźnie , ale niestety przez to, że jest tylko obrazem nie może decydować o tym, gdzie będzie ozdabiał ścianę. I tak wędruje z rąk do rąk, ale zawsze jest tam, gdzie dzieje się coś ważnego, jest świadkiem przełomowych momentów w dziejach Polski (III rozbiór, powstania, czasy II wojny światowej). Oczywiście jest też dużo mniej znaczących wydarzeń, które czasami mogą nużyć, ale jest to wynikiem bardzo drobiazgowego narratora. Opisuje on bowiem z nienaganną starannością wszystko, co się dookoła niego dzieje - kto przyszedł, jak był ubrany (dodatkowo wtrąca swoje rożne teorie – kim może być dana postać), co przyniósł, ze szczególnym umiłowaniem oczywiście tworzy portrety kobiety, dodając, które elementy podobają mu się w nich najbardziej. Historie, które możemy przeczytać w Rien ne va plus dotyczą nie tylko kraju, ale i ludzi u których przebywał obraz z księciem Tomasso.
Andrzej Bart na pewno zasługuje na pochwałę ze względu na innowacyjność, którą jest narracja prowadzona z punktu widzenia obrazu. Kolejnym autem jest to, że Tomasso nic nie słyszy, a tylko z ruchu warg dowiaduje się o tym, co mówią kolejni bohaterowie.
Utwór pełen jest aluzji do wydarzeń, ale i postaci historycznych nieobcych każdemu Polakowi. Ja szczególnie zapamiętałam śmieszna grę językową, kiedy to Tomasso mówi, że pijani artyści umiłowali język włoski, gdyż krzyczeli: Eviva l’arte. Pojawiaja się również nawiązania to znanych pieśni/piosenek, takich jak: Lecą liście z drzew ,czy też Na prawo most, na lewo most.
Moje wrażenie po przeczytaniu lektury jest z pewnością bardzo pozytywne. Myślę też, że poszczególne fragmenty można byłoby bez problemu wykorzystać na lekcji historii omawiając np. Konstytucję 3 maja, czy też czasy komunizmu w Polsce.

Historia przez Włocha pisana

Rien ne va plus – więcej nie wolno już stawiać. Ale ja chce stawiać na Andrzeja Barta, bo warto. W swojej powieści o wyżej wymienionym tytule wykorzystał bardzo ciekawy pomysł na przedstawienie historii naszego kraju. Nie jest to kronika (chociaż można byłoby odnaleźć pewne zbieżności), a opowieść o Polsce i Polakach o zabarwieniu delikatnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W końcu coś innego! Jednak ubolewanie nad tragiczną rzeczywistością XXI wieku to nie wszystko. A tak na poważnie, to z chęcią sięgnę po jeszcze inne książki Jacka Dukaja, bo szczerze mnie zafascynował i zaintrygował. Zrobił coś (a przynajmniej dla mnie) nowatorskiego, zabawił się w ulubioną grę marzycieli – „co by było gdyby”
i uważam, że wyszło mu to całkiem nieźle.
Opowiadanie Xawras Wyżryn czyta się bardzo szybko, bowiem trzyma czytelnika
w napięciu przez cały czas. Została wykorzystana poetyka drogi – bohaterowi cały czas idą,
a my chcemy wiedzieć, kiedy dotrą, co się stanie, czy Xawras umrze, a co ze Smithem?
Z każdą stroną pojawia się coraz więcej pytań, coraz bardziej chcemy znać zakończenie utworu. A zakończenie, przynajmniej dla mnie, jest bardzo smutne. Wspaniały Wawel, który jak wiemy z historii, przeżył dwie wojny światowe, tam zostaje zrównany z ziemią. Ale jest to plus dla Dukaja, nie poszedł na łatwiznę, nie opisywał zgliszczy Warszawy tylko krakowską rezydencję królewską.
Narracja Xawrasa Wyżryna prowadzona jest w trzeciej osobie liczby pojedynczej. Narrator wszystko widzi, nierzadko prowadzi narrację z punktu widzenia kamery, bowiem wszystko jest nagrywane przez kołpak Smitha. Pojawiają się także, coś na wzór
„Z pamiętnika starego subiekta”, monologi dziennikarza oraz dialogi, głównie prowadzone przez Iana i Xawrasa.
Postać pułkownika Armii Wyzwolenia Polski początkowo skojarzyła mi się
z Konradem z Dziadów cz. III . Przede wszystkim przez datę jego urodzenia, czyli 04.04. 1944r., co od razu odesłało mnie to słynnego cytatu: „Krew jego - dawne bohatery/ A imię jego będzie czterdzieści i cztery”, ale później zastanowiłam się nad tym i stwierdziłam, że chyba bardziej trafne odwołanie to sam Chrystus. Według teorii Mickiewicza, Polskę miał wyzwolić Chrystus Narodów i być może Dukaj skorzystał z niej i objawił wyzwodziciela w osobie Xawrasa? Jednakże Smith cały czas porównuje pułkownika do Fausta, który ma być jedną duszą za wolność narodu przez podpisanie cyrografu z diabłem. Według mnie jest to gra autora z czytelnikiem, pułapka, aby przyjrzeć się uważniej postaci Xawrasa.

W końcu coś innego! Jednak ubolewanie nad tragiczną rzeczywistością XXI wieku to nie wszystko. A tak na poważnie, to z chęcią sięgnę po jeszcze inne książki Jacka Dukaja, bo szczerze mnie zafascynował i zaintrygował. Zrobił coś (a przynajmniej dla mnie) nowatorskiego, zabawił się w ulubioną grę marzycieli – „co by było gdyby”
i uważam, że wyszło mu to całkiem nieźle....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mój bohater ze sznurem pereł na szyi
Michał Witkowski zaskoczył mnie. Nie oczekiwałam zbyt wiele, kiedy rozpoczęłam czytanie "Barbary Radziwiłłówny z Jaworzna – Szczakowej". Pomyślałam sobie – „tak, świetnie, znowu niekończąca się opowieść z tysiącem przekleństwem”. Jednak teraz, po przeczytaniu całości wiem, w jakim byłam błędzie. Bohater powieści, a zarazem i narrator – Hubert został wykreowany na mafiozo, człowieka, który nigdy nie ma czystych rąk, ale za to zawsze jakiś pomysł na biznes . Obok niego stoją dwaj pomocnicy, dwórki, jak sam ich określa – Felek i Sasza, którzy od razu kojarzą nam się z mężczyznami o solidnie uwydatnionych mięśniach i wzroście Marcina Prokopa. Jednak ja widzę Huberta inaczej. Jest dla mnie kimś w rodzaju artysty. Przecież to właśnie on tworzy swoją mini autobiografię, w dodatku niezwykle wyjątkową. Przede wszystkim o jej wartości świadczą mnogie konteksty literackie. Mamy tutaj przecież mowę o Bogurodzicy, Rocie,Balladynie (z Goplaną i Kiriłłowem wcielonymi), Trenach Kochanowskiego, Ziemi jałowej Eliota, a nawet wierszu Herberta – Nike, która się waha . I mój ulubiony – trzy zmokłe kury z „La Dominanty” niczym trzy wiedźmy, które przepowiedziały Makbetowi przyszłość.
Ponadto, Hubert vel Barbara nie posługuje się jedynie prymitywnym językiem, a wręcz przeciwnie. Niejednokrotnie pojawiają się metafory, terminy artystyczne , zapożyczenia, a nawet łacińska sentencja memento mori. Bardzo polubiłam narratora. Głównie za to, że reprezentuje postać wrażliwego mężczyzny, który nie boi się mówić
o swoich uczuciach. Jego zachowanie w stosunku do Saszy i Felka jest niemalże identyczne do tego jak postępują matki ze swoimi dziećmi( przestrzega przed skaleczeniem, pomaga w chorobie). Powieść Witkowskiego zasługuje na ogromny szacunek, bowiem z prostej na pierwszy rzut oka historii zrobił wzruszającą opowieść o człowieku, który wśród kapitalistycznej chęci posiadania zagubił się w swoim życiu ze sznurem drogocennych pereł na szyi.

Mój bohater ze sznurem pereł na szyi
Michał Witkowski zaskoczył mnie. Nie oczekiwałam zbyt wiele, kiedy rozpoczęłam czytanie "Barbary Radziwiłłówny z Jaworzna – Szczakowej". Pomyślałam sobie – „tak, świetnie, znowu niekończąca się opowieść z tysiącem przekleństwem”. Jednak teraz, po przeczytaniu całości wiem, w jakim byłam błędzie. Bohater powieści, a zarazem i narrator –...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Choćby nie wiem co, zawsze się pojawi -
(nie) romantyczna opowieść Marka Bieńczyka
Cytat, który powyżej zapisałam jest według mnie najpiękniejszym z całego utworu. Mężczyzna wierzył, że dziewczyna mimo długich spóźnień w końcu się zjawi w umówionym miejscu. Powieść "Terminal "ujmuje. Ujmuje tym, że to mężczyzna pisze o uczuciach. Może nieudolnie, może nie do końca zawsze przemawiając do czytelnika, ale jednak. Co ciekawe, czytając nie musimy się domyślać, kto jest narratorem, gdyż już na pierwszej stronie przedstawia się nam. Zapowiada również z góry, że historia będzie o miłości. I myślę sobie od razu: „o jak pięknie!”, bo jaka kobieta nie lubi książek o miłości? Niestety, niech entuzjazm za wysoko nas nie poniesie, ponieważ nie mamy tutaj standardowego romansidła. Jest to wręcz degradacja romantycznych powieści. Narrator, który jest artystą, pisarzem, szczegółowo opisuje jakie były początki jego związku, jak wyglądało uczenie się siebie nawzajem. Szczególną uwagę zwraca na przyzwyczajenia i nawyki dziewczyny (i to jakiej dziewczyny – wyzwolonej, bo przecież o nic się nie prosi i wszystko robi sama). Nie jest to jedynie opowieść o miłości, jest to także opowieść o życiu. Wielokrotnie pojawiają się aluzje do świata jako teatru, w którym ludzie są jedynie marionetkami, kukiełkami poruszanymi przez Anioła. Zastanawiający jest dla mnie fragment, kiedy to nagle, ni stąd ni zowąd pojawia się historia z narracją trzecioosobową, której bohaterami są Nick i Marjorie. Nicią łączącą Marjorie z dziewczyną Marka byłby motyw z jogurtem. Czy może jest to fragment powieści narratora, który jest pisarzem? Niestety w "Terminalu", nie ma happy endu. Chociaż fakt, że odloty zostają wstrzymane, jest iście z komedii romantycznej – dodatkowy czas, żeby jednak odwrócić to, co ma nastąpić. Mówią sobie, że się kochają, ale dziewczyna nie rzuca się w ramiona i nie rezygnuje z lotu, a on nie przechodzi za nią przez bramki.

Choćby nie wiem co, zawsze się pojawi -
(nie) romantyczna opowieść Marka Bieńczyka
Cytat, który powyżej zapisałam jest według mnie najpiękniejszym z całego utworu. Mężczyzna wierzył, że dziewczyna mimo długich spóźnień w końcu się zjawi w umówionym miejscu. Powieść "Terminal "ujmuje. Ujmuje tym, że to mężczyzna pisze o uczuciach. Może nieudolnie, może nie do końca zawsze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Narkotyczny bunt?

Zwał może nie zwalił mnie z nóg, ale na pewno zainteresował. Nie jest to łatwa powieść, którą możemy poczytać sobie dla relaksu. Sławomir Shuty porusza temat dobrze znany współcześnie. Kto z nas nie zauważa rządzących całym światem układów? Mirek jest zniesmaczony tym, jak Baśka zdobyła swoją posadę, ale czyż nie on sam w identyczny sposób stał się w posiadaniu pistoletu? Od praw rządzących światem nie da się uciec, prędzej czy później sami będziemy tymi, na których teraz patrzymy z grymasem. Kto z nas nie dostrzega ogólnodostępnej hipokryzji? Bohater najwyraźniej brzydzi się jej równocześnie posługując się nią. Odważny potrafi być tylko za plecami danej osoby lub we śnie.
A w reszcie kto z nas nie widzi wszechogarniającego konsumpcjonizmu? Narrator narzeka, jak to nie jest źle przez to, że dążymy do posiadania rzeczy, a przecież on jest jedynym
z trybików tego ogromnego mechanizmu (Oczywiście dostrzegam tutaj ironię, jaką zastosował autor, w takim a nie innym przedstawieniu bohatera). Mirek jest więc taki sam jak i reszta ludzkości.
Nie potrafi zmienić rzeczywistości, bo nie potrafi przede wszystkim zmienić samego siebie. Mieszka z rodzicami, nie ma dziewczyny, czas wolny poświęca arcyfasycynującym zajęciom (oglądanie telewizji, imprezowanie, błądzenie w Internecie). Jest mi go nawet w pewien sposób żal. Jednak przypominając sobie zakończenie, cofam wcześniejsze zdanie. Ktoś, kto popełnia samobójstwo jest tchórzem i brzydzę się takimi ludźmi. Życie nie zawsze jest usłane różami, a śmierć w imię buntu, czy też idei nie ma usprawiedliwienia.
Shuty w swoim utworze skorzystał z obecnej różnorodności języka. W Zwale mamy bowiem slang młodzieżowy, internetowy, marketingowy, reklamowe slogany, zdekonstruowane przysłowia, religijne nawiązania , czy też wulgaryzmy (o zgrozo, nazwałam je wyżej „różnorodnością”).
Fabuła Zwału została bardzo ciekawie skomponowana. Mirek prowadzi pamiętnik,
w którym relacjonuje codzienny przebieg zdarzeń, głównie w Hamburger Banku. Nie jest on pedantycznie uporządkowany, bowiem weekendy często mieszają się z pozostałymi dniami. Soboty i niedziele, a czasem i nawet piątki, w pamiętniku bohatera nie są prowadzone w taki sam sposób jak reszta tygodnia. Interpretując utwór, wydaje mi się, że zapiski z weekendów są zapisami narkotycznych wizji, przemyśleń Mirka. Niejednokrotnie są to po prostu zbitki słów zupełnie niepasujących do siebie, jednakże „mądrze” brzmiących słów. Na myśl przychodzi mi skojarzenie z nowomową, wypowiedziami (także obecnych) polityków, osób na wysokich stanowiskach, które mówią coś dla samego mówienia.

Narkotyczny bunt?

Zwał może nie zwalił mnie z nóg, ale na pewno zainteresował. Nie jest to łatwa powieść, którą możemy poczytać sobie dla relaksu. Sławomir Shuty porusza temat dobrze znany współcześnie. Kto z nas nie zauważa rządzących całym światem układów? Mirek jest zniesmaczony tym, jak Baśka zdobyła swoją posadę, ale czyż nie on sam w identyczny sposób stał się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ile może się wydarzyć między zupą a drugim daniem?
Po kilku pierwszy zdaniach W czerwieni Magdaleny Tulli zaczęłam się zastanawiać – „chwila, czy ja już nie czytałam tej książki?”Opis miasta, który serwuje autorka na początku swoim czytelnikom odesłał mnie myślami do całkiem niedawno przeczytanego utworu Honoriusza Balzaka Eugenia Grandet. Podobnie jak u Balzacka, (identyczny początek ma również inny utwór Balzaka –Ojciec Goriot)u Tulli od pierwszych linijek tekstu pojawia się motyw miasta.Ściegi i Saumur prezentują miasto, które współgra z mieszkańcami i odnosi się bezpośrednio do ich mentalności, a nawet użyłabym określenia, że ją kreuje. To właśnie w tym mieście może spełnić się swoisty american dream, czyli od zera do milionera. Nie ukrywam, że kartując kolejne strony bałam się o to, kogo następnego uśmierci autorka. Przez ten fakt, ma się odczucie, że w końcu musi nastąpić jakaś katastrofa, skoro każdy z bohaterów po jakimś czasie znika (śmierć lub wyjazd).I w końcu następuje. Jednak w odróżnieniu do innych utworów o tematyce wojennej, ta jest zgoła inna. Nie przedstawia bowiem tragedii po stracie najbliższych (nie zauważyłam, aby ktoś opłakiwał Kazimierza, który zginął w czasie walk), a sytuację ekonomiczną, to jak odwróciły się role – Ci, którzy początkowo nie mieli nic wzbogacili się, a najważniejsze rodowe przedsiębiorstwa upadły.
Magdalena Tulli w rewelacyjny sposób połączyła kilka rodzajów powieści, mamy tutaj bowiem i romans i quasi powieść polityczną, i całkiem interesujący kryminał (mistrzowska zagadka z Natalią Zugoff), a wszystko otoczone wysublimowanym humorem (Rauch noszony wszędzie na swoim pluszowym fotelu rozbawił mnie do łez). Postaci stworzone przez Tulli zostały obdarzone takimi cechami, że nie da się ich jednoznacznie określić. Z jednej strony Stefania wywołuje współczucie („dlaczego nie przyjęła pierścionka od Kazimierza?!”), a z drugiej odrazę, bowiem jak można zostawić swoje dziecko na pastwę losu (skojarzenie z Emmą Bovary) i wyjechać.

Ile może się wydarzyć między zupą a drugim daniem?
Po kilku pierwszy zdaniach W czerwieni Magdaleny Tulli zaczęłam się zastanawiać – „chwila, czy ja już nie czytałam tej książki?”Opis miasta, który serwuje autorka na początku swoim czytelnikom odesłał mnie myślami do całkiem niedawno przeczytanego utworu Honoriusza Balzaka Eugenia Grandet. Podobnie jak u Balzacka,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wyrzucić i zapomnieć



Nagroda Nike? Naprawdę? Nie rozumiem dlaczego. Napiszę wprost – utwór Doroty Masłowskiej nie podobał mi się. Czytałam z przymusu, a kolejne strony tylko rozczarowywały mnie jeszcze bardziej. Pomysł stylizowania na piosenkę hip – hopową uważam za ciekawy, innowacyjny, to naprawdę mogło być coś wartego uwagi. Ale nie wyszło. Bełkot,powtarzanie dennych fraz. Oczywiście, miała to być parodia współczesnego języka, ale przesada nigdy nie prowadzi do czegoś dobrego. Narzekanie na nasz kraj możemy usłyszeć na każdym kroku, czy jest sens, żeby powstawała kolejna książka na ten temat? Czy twórcy już nie mają o czym pisać? Wyobraźnia prozaików skończyła się wraz
z poprzednim pokoleniem? Jestem sfrustrowana, że takie twory są nagradzane. Owszem można docenić pomysł, swego rodzaju awangardowość, ale zachwycać się i uznawać za książkę roku to według mnie spora przesada.
Na tym zakończę moją opinię, bo najchętniej chciałabym zapomnieć o tej książce.

Wyrzucić i zapomnieć



Nagroda Nike? Naprawdę? Nie rozumiem dlaczego. Napiszę wprost – utwór Doroty Masłowskiej nie podobał mi się. Czytałam z przymusu, a kolejne strony tylko rozczarowywały mnie jeszcze bardziej. Pomysł stylizowania na piosenkę hip – hopową uważam za ciekawy, innowacyjny, to naprawdę mogło być coś wartego uwagi. Ale nie wyszło. Bełkot,powtarzanie dennych...

więcej Pokaż mimo to