Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Charlotte Brontë jest pisarką wspaniałą, zaś „Niedokończone opowieści” są na równi niesamowite, co niedokończone. Być może przesadzam, wyrażając się w samych superlatywach, co jednak mam zrobić, skoro od czasu zakończenia czytania szkiców nieukończonych powieści wciąż z przejęcia serce bije mi jak dzwon.

Nim przystąpiłam do czytania fragmentów powieści, doznawałam obawy, że będą to przynudnawe opisy nieinteresujących postaci i śmiertelnie nużących dialogów, które donikąd nie prowadzą, za to urywają się nim jeszcze cokolwiek w zarysie powieści przykuje moją uwagę. Cóż.

Bardziej pomylić się nie mogłam.

Myśląc o „Niedokończonych opowieściach” należy położyć nacisk na NIEDOKOŃCZONE, o członie „opowieści” można zaś zapomnieć, gdyż sugeruje nam on, że możemy spodziewać się w nich jakiegoś zarysu fabuły, a tymczasem prezentowane w tomie utwory to zaledwie zalążki wielkich opowieści, dwa-trzy rozdziały, w których autorka zawiązuje akcję, przeznaczoną do dokończenia w długiej powieści. Z góry uprzedzam, że każda z tych napoczętych historii kończy się w najbardziej intrygującym momencie, gdy skonie pulsują nam z przejęcia i gdy umieramy z ciekawości, co będzie dalej.

Niemniej, warto przeczytać. Będzie wymagało to od nas sporej dawki wyobraźni, gdyż dalsze losy bohaterów, których poznamy na kartach „Niedokończonych opowieści” każdy musi dopisać sobie sam. Nie będzie to jednak trudne, gdyż Brontë potrafiła na zaledwie kilku stronicach początkowych rozdziałów stworzyć oryginalne, pełnokrwiste postacie, a intryga, którą rozsnuwa w kolejnych szkicach jest ciekawsza niż intryga niejednego współczesnego kryminału.

Zdecydowanie bliżej jest „Opowieściom” do „Wichrowych wzgórz” niż „Profesora” czy „Shirley”, gdyż tak jak „Wzgórza” przekraczają one granice obyczajowości ówczesnej epoki. Owe zalążki powieści pełne są Heathcliffów, pijaków i hulaków, przemocy, uwodzicieli i zdrady, ale i miłości, czułości, wrażliwości i – uwaga – dowcipu. Dowcipu ironicznego, zjadliwego, wyrażonego w niezwykle trafnych wypowiedziach bohaterów lub złośliwym komentarzu narratora, przez które niekiedy musiałam odkładać książkę, żeby porządnie się wyśmiać.

Podczas lektury, powoli wyrósł w moim sercu podziw dla znajomości natury ludzkiej przez Charlotte, a obok niego pytanie, ciemne i dręczące - kiedy i gdzie córka niezamożnego pastora, zamknięta w sobie niezamężna panna z wiktoriańskiej Anglii, guwernantka, która niewiele świata widziała poza pensją, na której uczyła i plebani, na której się urodziła, zdążyła tak się zaznajomić z mroczną stroną natury ludzkiej. Zagadnienie to wydaje mi się nie mniej intrygujące, co samo rozwiązanie historii, które Brontë zarysowała w „Ashworth’cie” i „Emmie”.

Nie będę opowiadała, o czym są „Niedokończone opowieści” – są to tak krótkie fragmenty, że niewiele więcej czasu zajmie czytelnikowi przeczytanie ich samemu, niż czytanie moich opisów. Bo to właśnie powinien zrobić czytelnik – bez zbędnego marnowania czasu pozwolić samej Charlotte Brontë zatrwożyć się opisem mrocznych ludzkich czynów i dać przywrócić sobie wiarę w szlachetność natury ludzkiej, oglądając heroizm postaci szlachetnych i uczciwych. I dać się zaskoczyć, tym jak łatwo zręczny pisarz potrafi przykuć uwagę czytelnika do martwych kart książki.

Charlotte Brontë jest pisarką wspaniałą, zaś „Niedokończone opowieści” są na równi niesamowite, co niedokończone. Być może przesadzam, wyrażając się w samych superlatywach, co jednak mam zrobić, skoro od czasu zakończenia czytania szkiców nieukończonych powieści wciąż z przejęcia serce bije mi jak dzwon.

Nim przystąpiłam do czytania fragmentów powieści, doznawałam obawy,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Patrząc na bajecznie chmurzastą okładcę (cudo!), byłam przekonana, że „Wiatr” przeznaczony jest dla dzieci poniżej 10. roku życia. Duże litery i zapowiedź opowieści o niedoręczonych listach i wiadomościach sunących gdzieś w przestworzach przygotowały mnie na pełną fantazji historię, w której bohaterami z pewnością są jakieś miłe, może nieśmiałe, a na pewno obdarzone dużą wyobraźnią dzieci. Tymczasem, ku memu zaskoczeniu, książka adresowana jest dla starszych nieco czytelników, na mojej oko uczniów starszych klasy podstawówki, ewentualnie młodszych gimnazjalistów. W zasadzie – dla młodszej młodzieży płci żeńskiej.

Bajkowości w „Wietrze” nie ma tak znowu dużo, jak chmurzasta okładka obiecuje. Jest za to twarda rzeczywistość kilku młodych mieszkańców Rzymu. Lepsze lub gorsze relacje z rodzicami, bieda i bogactwo, patologia i domy pełne miłości.
I dużo rowerów.
Historia toczy się wartko, bez zbędnych opisów i niepotrzebnego spowalniania akcji. Relacje między bohaterami też nawiązują się w tempie błyskawicznym, tajemnice szybko zostają rozwiązane i nim czytelnik zdąży się zorientować, książka jest już przeczytana.

„Wiatr” to z pewnością historia, w której mocy jest poruszyć każde uczuciowe dziewczęce serce, a jak pokazuje mój przypadek – również te starsze, ale tylko, gdy dadzą się przez chwilę ponieść się młodzieńczej naiwności. To historia o relacjach międzyludzkich i rowerach, a nade wszystko o pierwszych miłościach. Zaprawiona została szczyptą wybornej fantazji, o której okładka mówi nam, że będzie jej dużo, a jest mało. Nie wiem, co sądzą o tym inni, ale moim zdaniem zdecydowanie za mało. Tak mało, że mam ochotę wykrzyczeć: „choć to urocza książka, nie ufaj jej! Okładka kłamie! Greta wcale nie jeździ w chmurach, jej rzeczywistość nie ma nic wspólnego z chmurami i niebem!”.

Ten brak błogości w życiu Grety, to okładki kłamstwo pierwsze. Drugie, to że Greta nie jest jedyną bohaterką powieści. Poza nią równie ważne są jeszcze przynajmniej trzy inne postacie, choć to zapewne ona ze względu na swoje osamotnienie i Anselma będzie budziła największe wzruszenia.
Te dwa małe oszustewka ze strony okładki bardzo mnie zirytowały. Do tego dołóżmy jeszcze ogólnikowo potraktowany, śmiesznie banalny wątek zagubionych wiadomość i niepojęty dla mnie fakt, że bohaterki mają po dwanaście lat, a wyglądają przynajmniej na piętnaście. Jeśli jednak przymknąć oko na te błahostki, będę musiała powiedzieć, że książka jest samą cudownością, czytajcie, czytajcie i polecajcie innym! Tym młodym wiekiem i tym młodym duchem! Ta historia po prostu będzie się podobać.

Patrząc na bajecznie chmurzastą okładcę (cudo!), byłam przekonana, że „Wiatr” przeznaczony jest dla dzieci poniżej 10. roku życia. Duże litery i zapowiedź opowieści o niedoręczonych listach i wiadomościach sunących gdzieś w przestworzach przygotowały mnie na pełną fantazji historię, w której bohaterami z pewnością są jakieś miłe, może nieśmiałe, a na pewno obdarzone dużą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„Profesor” w porównaniu do pozostałych książek Charlotte Brontё, „Jane Eyre”, „Shirley” i „Vilette”, jest niczym mały pączek przy rozkwitłych, pełnych blasku kielichach dojrzałych róż. To mała próbka talentu Charlotte, która daje czytelnikowi posmak tego, co może on otrzymać w pozostałych powieściach. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę fakt, że jest to pierwsza powieść tej autorki - prosta historia młodego mężczyzny, wielkiego indywidualisty i samotnika o tym, jak radzi sobie w życiu w obliczu odrzucenia przez rodzinę. W „Profesorze” znajduje się wszystko, co znamy z dojrzałych powieści Brontё: potoczystą narrację, samotne radzenie sobie w życiu, fabryki, nauczanie, szkołę, młodość, wierność własnym przekonaniom, intrygujące, pełne sprzeczności charaktery bohaterów.

William Crimsworth posiada cechy, które Charlotte Brontё zwykła nadawać swoim postaciom hojną ręką, mianowicie: czystość charakteru, rozsądek, powściągliwość, wrażliwość i wierność własnym zasadom. Pod tym względem główny bohater wydaje się łudząco podobny do Louisa Moora z „Shirley” - jego poczucie godności własnej w połączeniu z wiernością wybrance serca i umiejętnością wglądu we własną duszę narzuciły mi podejrzenie, że w obu książkach mam do czynienia właściwie z tą samą osobą. A jeśli nie tą samą, to z pewnością duchowo i umysłowo pokrewną, literackim bratem bliźniakiem; co nie dziwi, skoro zrodził ich ten sam umysł, który zdaje się cenić tylko pewien ściśle określony zestaw cech w ludzkiej naturze.

Historia osoby o takim charakterze jak ten Crimswortha nigdy nie będzie należała do najbardziej szalonych i intrygujących. Tytułowy profesor jest na to zbyt stonowany, moralny i powściągliwy. Ta opowieść to pochwała rozsądku, pracowitości, unikania intryg i dążenia do celu, które przy odrobinie szczęścia przynoszą miłość i szczęście. „Profesor” nie wciąga i nie przejmuje tak jak „Jane Eyre”, nie odmalowuje tak zróżnicowanej panoramy jak „Shirley”, nie jest tak przenikliwie smutny jak „Villette”. W warstwie fabularnej najbliższy jest „Agnes Grey” Anne Brontё, choć czyta się go o niebo lepiej. Pewnie dlatego, że autorka miast pouczać, opowiada po prostu historię serca. To, czy ciekawą, każdy musi ocenić sam. Z pewnością „Profesor” jest najprostszą, najlżejszą i najbardziej optymistyczną powieścią ze wszystkich, które wyszły spod pióra Charlotte Brontё (takiego prawdziwego pióra, a nie o nazwie Microsoft Word). Nie jest to też tak wielka powieść, jak jej pozostałe; raczej cudowne czytadło wprost z epoki wiktoriańskiej - kto umie się rozsmakować, niech czyta.

„Profesor” w porównaniu do pozostałych książek Charlotte Brontё, „Jane Eyre”, „Shirley” i „Vilette”, jest niczym mały pączek przy rozkwitłych, pełnych blasku kielichach dojrzałych róż. To mała próbka talentu Charlotte, która daje czytelnikowi posmak tego, co może on otrzymać w pozostałych powieściach. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę fakt, że jest to pierwsza powieść tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka, której przesłanie może rozgromić wszystkie potęgi ciemności. Jak powiedziałaby jedna z moich koleżanek: „mocarna książka!”. Ja powiem, że to pozycja obowiązkowa na czytelniczej liście każdego chrześcijanina. Po prostu klasyk. Proste i wyczerpujące studium o tym czym jest wiara, skąd się bierze i co można dzięki niej uzyskać. Ekman, opierając się na Biblii, wykazuje, że wiara to potężne narzędzie, dzięki któremu Bóg objawia w życiu ludzi swoją moc. To dzięki niej możemy doświadczyć najbardziej nieprawdopodobnych rzeczy, zmiany, uzdrowienia, odnowienia. Ekman zwraca uwagę na najczęściej popełniane przez wierzących błędy w myśleniu o wierze i modlitwie. Tłumaczy, że to nie nasze potrzeby czy chęć zmiany, ale właśnie WIARA sprowadza Bożą moc do naszego życia. Autor porusza bardzo wiele zagadnień związanych z tym tematem – od nowego narodzenia, po obraz Boga, jaki nosimy w sercu, przez odpowiedzi na nasze modlitwy w różnych dziedzinach życia. Wszystko razem stanowi niezwykle budujący i wzmacniający wiarę przekaz, który powinien usłyszeć każdy człowiek choć odrobinę zainteresowany Bogiem. Tym bardziej, że to co pisze Ulf Ekman jest niezwykle praktyczne i możliwe do wprowadzania w życie od zaraz.

Książka, której przesłanie może rozgromić wszystkie potęgi ciemności. Jak powiedziałaby jedna z moich koleżanek: „mocarna książka!”. Ja powiem, że to pozycja obowiązkowa na czytelniczej liście każdego chrześcijanina. Po prostu klasyk. Proste i wyczerpujące studium o tym czym jest wiara, skąd się bierze i co można dzięki niej uzyskać. Ekman, opierając się na Biblii,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka dla wszystkich. Rewelacyjna, napisana z dużą wrażliwością i w dużej mierze w oparciu o własne doświadczenia autora, co pozwala na większe zaufanie jej przekazowi. John Paul Jackson pokazuje istotę odrzucenia i to w jak bezwzględny sposób hamuje ono rozwój człowieka. Krótko, treściwie i bardzo praktycznie tłumaczy, jakie zachowania mogą świadczyć o istnieniu zranienia w naszym sercu i podaje wskazówki dla tych, którzy chcą zostać z niego uleczeni. Dla wszystkich - bo każdy kiedyś w życiu doświadczył odrzucenia. A ono nawet w małych ilościach może być zabójcze.

Książka dla wszystkich. Rewelacyjna, napisana z dużą wrażliwością i w dużej mierze w oparciu o własne doświadczenia autora, co pozwala na większe zaufanie jej przekazowi. John Paul Jackson pokazuje istotę odrzucenia i to w jak bezwzględny sposób hamuje ono rozwój człowieka. Krótko, treściwie i bardzo praktycznie tłumaczy, jakie zachowania mogą świadczyć o istnieniu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

James Goll w dokładny i przystępny sposób tłumaczy, czym są sny i wizje od Boga, czym się od siebie nawzajem różnią, jak powstają i czemu służą. Mówi, jak osądzać proroctwa i jak rozpoznawać czy objawienie rzeczywiście pochodzi z boskiego objawienia. Wskazuje istniejące w Kościele różnorodne nurty prorocze i cele ich funkcjonowania.

Jego nauczenie jest mocno osadzone w nauce Biblii. Goll wskazuje na wszystkie fragmenty, mówiące o proroczych objawieniach i porządkuje naszą wiedzę o nich. A co najważniejsze, wskazuje na Jezusa jako ostatecznych cel wszelkich proroctw i objawień. W tym kontekście bardzo szczególny wydaje się przedostatni rozdział książki, poświęcony modlitwie kontemplacyjnej – modlitwie pozwalającej w szczególny sposób na doświadczenie bliskości z Bogiem i zanurzenie w Jego miłości, praktykowanej przez pierwszych teologów chrześcijaństwa, tak zwanych „ojców pustyni”, a dziś niemal zupełnie zapomnianej.

Dla mnie książka ta jest niezwykłym zachęceniem do wyciszenia się i nasłuchiwania głosu Boga. Bo kiedy naprawdę pozwalamy Mu, by przyszedł - On przychodzi. I wtedy wszystko w nas się zmienia, tak jak nigdy przedtem.

James Goll w dokładny i przystępny sposób tłumaczy, czym są sny i wizje od Boga, czym się od siebie nawzajem różnią, jak powstają i czemu służą. Mówi, jak osądzać proroctwa i jak rozpoznawać czy objawienie rzeczywiście pochodzi z boskiego objawienia. Wskazuje istniejące w Kościele różnorodne nurty prorocze i cele ich funkcjonowania.

Jego nauczenie jest mocno osadzone w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Amerykanie, gdy okryją coś, co działa w praktyce, nie czekają stu lat aż zostanie to potwierdzone, zatwierdzone i opisane naukowo, żeby można było z tego korzystać w codziennym życiu. Po prostu zaczynają z tego korzystać, stosować w codzienności i udoskonalać, a potem uczyć o tym innych. Organizują seminaria i konferencje, piszą książki. Tak rzecz ma się właśnie z teorią temperamentów, opisaną przez Florence Littauer w „Osobowości plus”. To rewelacyjne, choć niepoparte naukowymi badaniami, spojrzenie na ludzką psychikę, tłumaczące dlaczego jesteśmy jacy jesteśmy i czemu tak bardzo się od siebie różnimy. Od wielu lat z całą moją rodziną patrzymy na siebie samych i ludzi wokół przez pryzmat ich wrodzonego temperamentu i z ręką na sercu mogę powiedzieć – ta teoria naprawdę pozwala zrozumieć ludzi wokół.

Melancholik, flegmatyk, choleryk – to znane nam określenia, które czasem wykorzystujemy by opisać czyjąś cechę charakteru. Pojęcia te istnieją już od już od około IV w. p.n.e., kiedy to pierwszy raz użył ich Hipokrates. Ale co tak naprawdę oznaczają? Czy choleryk, to ktoś, kto tylko dużo krzyczy i ciągle chce podporządkować sobie wszystkich dookoła? A melancholik - czy to ktoś pogrążony w melancholii? A kim jest sangwinik?

Wielu ludziom, z którymi rozmawiałam na temat temperamentów, nie podoba się pomysł przyklejania ludziom „etykietek”. Mówią, że każdy człowiek jest inny i nikogo nie można tak po prostu zaszufladkować, mówiąc, że ten jest cholerykiem, a tamten flegmatykiem. Oczywiście, że jesteśmy zupełnie różni. Każdy z nas ma inny charakter. Ale jeśli dobrze się ludziom przyjrzeć, pewne cechy są u nas powtarzalne, co wynika z posiadania przez każdego z nas jednego z czterech temperamentów. Posiadacze każdego z nich również nieco różnią się od siebie, bo mieszanka cech właściwych danemu temperamentowi, jest u każdego trochę inna, ale ogólnie rzecz biorąc, pewne określone cechy, zachowania i dążenia mamy te same.

Wartość tej książki jest dla mnie nie do przecenienia. Autorka opisała poszczególne typy osobowości w sposób niezwykle przystępny, przejrzysty, jasny i dowcipny. Ile razy bym nie czytała „Osobowości plus”, historyjki opisywane przez Littauer zawsze mnie bawią i to tym bardziej, że wszystkie są prawdziwe. Bo ta książka powstała z obserwacji prawdziwego życia i żywych ludzi. Dzięki zrozumieniu temperamentów innych ludzi tysiąc razy potrafiłam zachować cierpliwość, tam, gdzie normalnie bym jej nie zachowała i tysiąc razy zrozumiałam kogoś i wytrzymałam z nim, z kim nie mając pojęcia o teorii temperamentów, w życiu nie wytrzymałabym nawet pięciu minut.

Polecam wszystkim, wszystkim. Raz, że książka jest szalenie ciekawa i zabawna, a dwa, że pozwala ci odkryć twoje mocne i słabe strony i zrozumieć słabe strony innych ludzi. I nie roznieść ich na kawałki, nawet kiedy ma się na to szczerą chęć!

Amerykanie, gdy okryją coś, co działa w praktyce, nie czekają stu lat aż zostanie to potwierdzone, zatwierdzone i opisane naukowo, żeby można było z tego korzystać w codziennym życiu. Po prostu zaczynają z tego korzystać, stosować w codzienności i udoskonalać, a potem uczyć o tym innych. Organizują seminaria i konferencje, piszą książki. Tak rzecz ma się właśnie z teorią...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Villette” to książka przepiękna, napisana z niezwykłym talentem, bardzo przenikliwie przedstawiająca stan samotnej, człowieczej duszy. Choć wydarzeń jest w niej raczej niewiele, a czas ciągnie się tu w nieskończoność, przeczytałam ją jednym tchem i nie mogę odmówić powiedzenia o niej, że jest naprawdę dobrą książką.

Niestety, jej realizm psychologiczny jest tak przejmujący, że lektura "Villette" to według mnie czynność przygnębiająca, zasmucająca i ogólnie rzecz biorąc dołująca, do tego stopnia, że gdy w końcu do życia Lucy Snow zaczynają przenikać promyki słońca, a jej los zdaje się odmieniać, owa odmiana nie jest dla mnie żadną pociechą. To historia smutna, do cna przesycona brakiem poczucia humoru, przyjaciół czy choćby własnego psa, który przytuliłbyby się do bohaterki i powiedział "mała, nie smutaj". Bardzo by się taki pies na kartach tej powieści przydał.

Toteż ze względu na kunszt autorki, może nawet pewną wirtuozerię, a na pewno - jak mówią historycy literatury - nowatorskość w tworzeniu narracji będącej w pełni i wyłącznie zapisem życia wewnętrznego wzgardzonego przez Boga i ludzi wrażliwego kobiecego serca, książkę serdecznie każdemu odradzam.
Tak dobrze napisana powieść, traktująca o tak poważnym, prawdziwym i niemiłym temacie musi skutkować poczuciem przygnębienia i braku nadziei i powinno się ją drukować z czerwonym ostrzeżeniem: CZYTASZ NA WŁASNE RYZYKO.

„Villette” to książka przepiękna, napisana z niezwykłym talentem, bardzo przenikliwie przedstawiająca stan samotnej, człowieczej duszy. Choć wydarzeń jest w niej raczej niewiele, a czas ciągnie się tu w nieskończoność, przeczytałam ją jednym tchem i nie mogę odmówić powiedzenia o niej, że jest naprawdę dobrą książką.

Niestety, jej realizm psychologiczny jest tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W tej książce wszystko napisane jest tak, jak powinno być napisane – idealny facet, odrzucona kobieta, dowcipne dialogi, rodzinny dramat, potężna siła miłości opisane z dużym wyczuciem i odpowiednim wyważeniem poszczególnych wątków. Pewien dysonans w stosunku do całości stanowi pierwszy rozdział - wydaje się nieco dziwaczny i sztuczny. Ale reszta jest już tylko lepsza. Opowieść zaczyna się w samym środku akcji, kiedy to uchodźcy z Europy zajmują dom jednego ze spokojnych mieszkańców małego miasteczka w stanie Massachusetts. Twierdzą, że mają do tego prawo i wnoszą sprawę do miejscowego sądu, jednocześnie okupując willę. Tymczasem stary profesor, bezprawnie eksmitowany, zaczyna walczyć o swój dom. Sprawy zaczynają się jednak komplikować, kiedy jego córka nieoczekiwanie staje po stronie obcokrajowców.

W trakcie akcji książki pojawia się mnóstwo intrygujących tajemnic i nawet nie zauważasz momentu, w którym zupełnie wsiąkasz w książkę. Zagadki te będą się w trakcie trwania opowieści rozwiązywać, ale wciąż będą je zastępować coraz to nowe. A wyjaśnienie wszystkich jest rozsądne, nienaciągane i jak najbardziej realistyczne.

Mocną stroną książki są bohaterowie, odmalowani z prawdziwym wdziękiem nawet ci pozostający w tle. Ich charaktery bardzo dobrze ilustrują prowadzone przez nich rozmowy – inteligentni i bystrzy są naprawdę inteligentni i bystrzy, złośliwi i przewrotni – złośliwi i przewrotni. Dialogi bardzo uwiarygadniają opisywane postacie. Trudno mi się wypowiedzieć na temat obyczajowej warstwy powieści – czasem wydawało mi się, że ludzie w XIX wieku, nawet jeśli to Ameryka, nie poczynali sobie tak swobodnie i nie chodzili po ulicach trzymając się za ręce, ale cóż…. nie wiem. Relacja głównych bohaterów jest opisana bardzo ciepło i rozkosznie. W dużej mierze autorce udało się uniknąć zbędnej ckliwości i łzawości. Podczas lektury książki nie mogłam się oprzeć myśli, że historia Libby i Michaela została opisana nie tylko z wyczuciem, ale z prawdziwym znawstwem tematu i bardzo realistycznie.

W moich oczach na szczególną uwagę zasługuje wątek dysleksji głównej bohaterki. Nigdy dotąd nie czytałam powieści, w której autor podjąłby się choćby pobieżnie tematu problemów, jakie spotykały osobę ze specyficznymi trudnościami w nauce czytania i pisania w czasach przed odkryciem i opisaniem tego rodzaju trudności przez naukowców. Myślę, że w tym względzie historia Libby nie jest zbyt odległa od historii prawdziwych ludzi w tamtych czasach o podobnym jak ona statusie. Warto zwrócić w tym przypadku uwagę nie tylko na ostracyzm jaki spotyka główną bohaterkę, ale na mnogość talentów, jakie Libby rozwija mimo „ubytku intelektualnego”. To właśnie siła dysleksji – na jednym polu polegasz zupełnie, ale na innym okazujesz się mistrzem.

Narracja płynie gładko i książkę czyta się naprawdę wspaniale. Polecam wszystkim kobietom, jako cudowne czytadło na chwilę odpoczynku :)

W tej książce wszystko napisane jest tak, jak powinno być napisane – idealny facet, odrzucona kobieta, dowcipne dialogi, rodzinny dramat, potężna siła miłości opisane z dużym wyczuciem i odpowiednim wyważeniem poszczególnych wątków. Pewien dysonans w stosunku do całości stanowi pierwszy rozdział - wydaje się nieco dziwaczny i sztuczny. Ale reszta jest już tylko lepsza....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Historie są jak kobiety. Opowiedziane przez tych, którzy umieją to robić, mogą być tajemnicze i uwodzicielskie. Rozkoszne, przyciągające słodkim zapachem, intrygujące spojrzeniem czarnych oczu. Opowiedziane nieumiejętnie, stają się zaniedbanymi nędzarkami, od których czym prędzej uciekamy. Historia taka jak mit o Erosie i Psyche opowiedziana w zwyczajny dla naszej epoki remeków, coverów i plagiatów sposób byłaby najbardziej banalną i sztampową opowieścią świata. Na nasze szczęście w rękach mistrza stała się niezwykle oryginalną i przejmującą historią.

Podróż, w którą zabiera nas Lewis, ma zaiste ascetyczny charakter. Oto znajdujemy się w dzikim, barbarzyńskim kraju, w którym rządzą dziwaczne, niepojęte dla ludzi cywilizowanych prawa. Oto jak wyglądała historia Psyche i jej sióstr n a p r a w d ę - zanim Grecy położyli na niej swoje łapy i przekształcili w opowieść o własnych bogach. Oto, jak wyglądała historia miłości boga i dwóch śmiertelniczek - jednej niepojęcie pięknej, drugiej niepojęcie brzydkiej. Oto jak wyglądałaby mityczna historia, gdyby przeżywali ją prawdziwi ludzie z krwii i kości.

"Dopóki mamy twarze" to przede wszystkim studium psychiki głównej bohaterki - królewskiej córki, odrzuconej przez najbliższe otoczenie i głęboko zranionej, ale silnej i władczej. Historia Orual nie zaczyna się wesoło i niewiele radości się w niej znajdzie. Tylko tyle, ile niezbędne, żeby przeżyć. Za to innych emocji będzie pod dostatkiem, od pierwszej strony po ostatnią; ciężkich, gęstych, przejmujących. Ja zaczęłam od współczucia dla Orual, później przeszłam do wściekłości na jej egoizm i ostatecznie naprzeżywałam się ze względu na zaskakujący rozwój wypadków, by ostatecznie wraz z końcem historii odetchnąć. Gercy nazywali to chyba katharsis?

Choć jest to fikcyjna historia o nieistniejących ludziach i pogańskich bogach, myślę, że zawiera sporo prawdy o naszym własnym życiu, wierze, miłości i ludziach zaplątanych we własne pragnienia. Takich, którzy nie poprzestają na tym co mają, ale chcą więcej i więcej i więcej. Stają się jak Orual, niszczą swoim pragnieniem, to co najbardziej chcą zachować.

To wielowymiarowa powieść, która nie spodoba się osobom szukającym w niej tylko ciekawej historii. Nie na akcji skupia się zainteresowanie narratora, ale na wnętrzu, na duszy, która targana emocjami sama projektuje kolejne wydarzenia w swoim świecie. Narracja płynie gładko i szybko jak rozpędzony strumień. Opisy są krótkie, trafne i kunsztowne, szczególnie opis Wiatru Zachodniego jest taki... właściwy, idealnie oddający samą istotę rzeczy. Atmosfera Glom jest dość przytłaczająca i czytelnik z radością przyjmuje zmiany, jakie w trakcie toku akcji w nim zachodzą.

W pewien przewrotny sposób „Dopóki mamy twarze” jest również opowieścią o utracie wiary w Boga i oskarżaniu go o wszystkie spotykające nas niepowodzenia. A jednocześnie jest odpowiedzią na te oskarżenia.

Prawdziwą intelektualną ucztą jest wątek ścierania się dwóch sposobów pojmowania świata – hellenistycznego, rozumnego i logicznego i barbarzyńskiego, intuicyjnego, pełnego wiary w bogów i zabobony. Dwa sposoby, z których każdy jest właściwy. Rozum i serce muszą współistnieć, choć każde z nich widzi tylko jedną stronę świata.

Nawet jeśli w pewnym momencie miałam wrażenie, że akcja książki zmierza donikąd, moje wątpliwości rozwiał zaskakujący zwrot akcji pod koniec książki. Zakończenie nazwałabym pięknym, nawet jeśli jest to osobliwe piękno. Książka jest dość specyficzna i spodoba się osobom, które dostrzegą w niej jedną z opisywanych przez Lewisa prawd rządzących światem, najpewniej dotyczącą ich samych. W przeciwnym razie może wydać się ona męczącymi majakami starej baby.

Historie są jak kobiety. Opowiedziane przez tych, którzy umieją to robić, mogą być tajemnicze i uwodzicielskie. Rozkoszne, przyciągające słodkim zapachem, intrygujące spojrzeniem czarnych oczu. Opowiedziane nieumiejętnie, stają się zaniedbanymi nędzarkami, od których czym prędzej uciekamy. Historia taka jak mit o Erosie i Psyche opowiedziana w zwyczajny dla naszej epoki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Oto my, czytelnicy, dostaliśmy do ręki coś magicznego. Zbiór szkiców powieści i niepublikowanych dotąd w Polsce opowiadań, tętniących życiem niczym niedawno narodzone niemowlęta. Pozycja niezwykle ciekawa, stanowiąca w moim odczuciu panoramę twórczych możliwości Lewisa. Historie zawarte w tej książce znacznie się od siebie różnią, zarówno tematyką, jak i stylem. Każda z nich jest popisem prozatorskiego talentu Lewisa, świadectwem przenikliwości umysłu i ogromnej wyobraźni. Niezwykłą atmosferę tej książki tworzą komentarze jego przyjaciół i współpracowników, które pozwalają nam zajrzeć za kulisy procesu powstawania jego dzieł. Dowiadujemy się, co wpływało na Lewisa w jego pisarstwie, co go interesowało, intrygowało, poruszało. Atmosfera akademickiej codzienności autora przebija niemal z każdej strony tej książki.


„Mroczna wieża” to historia intrygująca, choć osobliwa. W 1938 roku pewien naukowiec z Cambridge odnajduje sposób na zaglądanie do przyszłości. Konstruuje specjalne do tego celu urządzenie i zaprasza kolegów-naukowców do przetestowania go. Inny Czas, który im się ukazuje, jest bardzo dziwnym miejscem, strasznym i w jakiś niewyśniony sposób łączącym się z teraźniejszością. Im dalej w głąb opowieści, tym ciekawiej. A kiedy nasza wyobraźnia jest już rozpalona do czerwoności… historia się urywa. Z tego właśnie powodu, jak dowiadujemy się ze wstępu, „Mroczna wieża” tak długo nie była dotąd publikowana. Domysły dotyczące zakończenia i wyjaśnienie okoliczności powstania rękopisu zostaną nam przedstawione już tylko w „Komentarzu”. Bohaterowie tego zarysu powieści są ciekawym obrazem ludzi podobnych do siebie, naukowców wszak, ale mimo to bardzo różnych. Ich dyskusje, różnice w poglądach i poszukiwania prawdy zdecydowanie napędzają tę historię.

„Niewidomy od urodzenia” to krótka opowieść o mężczyźnie, który po operacji przywracającej mu wzrok, rozpoczął poszukiwania światła. Wydaje mi się, że opowiadanie jest zbyt krótkie by wzbudzać emocje, a już na pewno niespodziankę psuje to, że jej zakończenie jest nam wcześniej zdradzone w „Przedmowie”.

„Kraina imitacji” prawdziwie mnie zachwyciła. Okraszona garścią humoru jest błyskotliwą i przezabawną refleksją na temat stanu ludzkiego umysłu lub – jak kto woli - krytyką kobiety. Prawdziwe cacko.

„Anioły opiekuńcze” były już publikowane w Polsce w książce „Czarnoksiężnicy z krainy osobliwości”. W tym opowiadaniu Lewis wzniósł się na wyżyny sarkazmu i ironii, w przewrotny i przekomiczny sposób wyrażając swoją opinię na temat najnowszych poglądów co po niektórych myślicieli na seksualne potrzeby człowieka. Uśmiałam się do łez.

„Nieznane formy” to opowiadanie o czwartej podróży człowieka na Księżyc, powstałe jeszcze zanim pierwszy człowiek naprawdę postawił na nim stopę. Wciągające i intrygujące, z zakończeniem, które wymaga chwili zastanowienia. Wielka szkoda, że Walter Hooper nie wytłumaczył jego puenty i skazał czytelnika na własne domysły. Nie mam pewności, co do trafności moich.

Ostania historia jest tajemnicą, którą czytelnik musi odkryć sam. Wielką stratą jest, że Lewis nie spisał jej całej, bo to materiał na przecudowną książkę.


Podsumowując, pięknie wydany zbiór opowiadań „Mroczna wieża” to naprawdę, żeby zacytować wydawcę, „ambitna literatura” , a jednocześnie „dobra powieść na wakacje”. Autorstwo Lewisa po raz kolejny okazało się gwarancją rozkoszy czytelniczych.

Oto my, czytelnicy, dostaliśmy do ręki coś magicznego. Zbiór szkiców powieści i niepublikowanych dotąd w Polsce opowiadań, tętniących życiem niczym niedawno narodzone niemowlęta. Pozycja niezwykle ciekawa, stanowiąca w moim odczuciu panoramę twórczych możliwości Lewisa. Historie zawarte w tej książce znacznie się od siebie różnią, zarówno tematyką, jak i stylem. Każda z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Lektura tych trzech esejów była dla mnie trudna, nudna i męcząca. Zrozumiałam nie więcej niż połowę z tego co napisał Lewis, ale mimo to po raz kolejny mogę powiedzieć: Lewis to umysł niezwykły, niepowtarzalny i genialny. To, co zrozumiałam z tej książki, mimo całej męki jaką było przebrnięcie przez nią, wprawiło mnie w zachwyt i zdumienie. Lewis jest niezwykle przenikliwym myślicielem i jak zawsze udało mu się dotrzeć do samego sedna problemu, który poruszył. Jego eseje to nie pusta gadanina o moralności i tym dlaczego wolno robić tak, a nie tak. Autor przedstawia wytłumaczenie jaki sens i znaczenia dla ludzkości ma tak zwane „prawo moralne”, dla potrzeb książki nazywane umownie Tao. W niezwykle przekonywający sposób wskazuje na niebezpieczeństwo płynące z ciągłego przekraczania naturalnych granic, jakie rządzą ludźmi. Nie krytykuje, nie wyśmiewa, nie ironizuje, ale w spójny, logiczny i uporządkowany sposób przeprowadza rozumowanie, którego wyniki wprawiają w zdumienie i są niewątpliwym świadectwem dalekosiężnego spojrzenia autora w rozwój myśli i cywilizacji ludzkiej. Świadczy o tym fakt, że choć wykłady te napisane zostały podczas II wojny światowej, "Koniec człowieczeństwa" to pozycja aktualna i niezwykle cenna dzisiaj, w czasach w których opinia publiczna niemal ciągle zajmuje się przekonywaniem siebie nawzajem dlaczego należy usprawiedliwiać postawy i czyny nigdy dotąd przez ludzkość niedopuszczalne. Wniosek jest prosty - ludzie dążą do wykończenia swojej własnej rasy.

Lektura tych trzech esejów była dla mnie trudna, nudna i męcząca. Zrozumiałam nie więcej niż połowę z tego co napisał Lewis, ale mimo to po raz kolejny mogę powiedzieć: Lewis to umysł niezwykły, niepowtarzalny i genialny. To, co zrozumiałam z tej książki, mimo całej męki jaką było przebrnięcie przez nią, wprawiło mnie w zachwyt i zdumienie. Lewis jest niezwykle przenikliwym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Lektura tej książki była jak przytulanie twarzy do mięciutkiej, aksamitnej poduszki, powolne odprężanie się i odpływanie do najmilszego ze światów. To najrozkoszniejsza powieść, jaką czytałam, a przynajmniej pamiętam, że czytałam; sama nie wiem dlaczego, ale niemal wszystko w tej książce zdawało się głaskać moje czytelnicze zmysły. Zadziwiająca finezja w opisywaniu najzwyklejszych zdarzeń i przeżyć bohaterów, spokojna narracja, miłe, ironiczne uwagi czynione w najwłaściwszych momentach, harmonia opisywanego świata, wspaniały realizm, wszystko, wszystko składa się na piękno tej książki.

Smutna wiadomość, jest taka, że nie da się uniknąć znużenia podczas jej czytania (chyba, że czytelnik ma w zwyczaju czytać tylko dialogi, jak moja mama). Sądzę jednak, że jest to objaw jak najbardziej zdrowy w przypadku powieści serialowych, jak nazywam dziewiętnastowieczne dzieła w rodzaju "Żon i córek", pisanych w odcinkach i publikowanych przez gazety raz w tygodniu. Dlatego wskazane podczas lektury ostatniej książki Elizabeth Gaskell są przerwy, choćby nawet kilkudniowe. Powrót do znanych bohaterów po takim odpoczynku przypomina nieledwie powrót do starych, dobrych znajomych, a podsycona rozłąką ciekawość czytelnicza pozwoli nam na nowo rozsmakować się w znanych miejscach i postaciach.

Mocną stroną książki są bohaterowie. Jedni zwykli, drudzy niezwykli, trzeci irytujący lub wzniecający mimowolny podziw, wszyscy budzący sympatię, razem doskonale się uzupełniają i dyrygują uczuciami czytelnika wedle przydzielonych im przez autorkę zdolności. "Żony i córki" to historia kryjąca w sobie wiele innych, nieopowiedzianych i pozostawionych do opowiedzenia wyobraźni temu, kto ją czyta. Sama nie wiem czy to dobrze, czy nie, że tyle intrygujących wątków jest tylko delikatnie zaznaczonych, tylu fascynujących postaci nie możemy obejrzeć z bliska w innych, niż hollingfordzkie, okolicznościach. Skoro jednak książka zrobiła na mnie tak dobre wrażenie, chyba to jednak dobrze. Jeśli wszystko jest odkryte, nie ma tajemnicy, a jeśli nie ma tajemnicy, nie ma co zaciekawiać i wszystko robi się nudne. A tu tak nie jest.


PS. Niestety, powieść nie ma ostatniego rozdziału - lepiej wiedzieć to wcześniej, żeby nie rozczarować się, że ostanie wydarzenia zostaną opowiedziane nam przez wydawcę, a nie autorkę, która zmarła nie ukończywszy książki.

Lektura tej książki była jak przytulanie twarzy do mięciutkiej, aksamitnej poduszki, powolne odprężanie się i odpływanie do najmilszego ze światów. To najrozkoszniejsza powieść, jaką czytałam, a przynajmniej pamiętam, że czytałam; sama nie wiem dlaczego, ale niemal wszystko w tej książce zdawało się głaskać moje czytelnicze zmysły. Zadziwiająca finezja w opisywaniu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wybór formuły książki jako zbioru listów do wyimaginowanego przyjaciela, by ujawnić gronu czytelniczemu swoje poglądy na temat tego czym jest religia, wiara, modlitwa moim zdaniem jest kolejnym dowodem na geniusz Lewisa. Dzięki takiej formie może on pisać prosto z serca, szczerze odsłaniać swoje myśli na tematy często kontrowersyjne i w zasadzie może mówić co mu się żywnie podoba, bo pisze przecież tylko do swojego do przyjaciela. Śmiałość i odkrywczość poczynań i słów Lewisa jest zaiste ogromna, zaś dobór porównań i użyć metafor jak zawsze wybitnie trafny.

Niektóre poglądy Lewisa budzą mój gwałtowny sprzeciw i uważam, że daleko im od prawdy, zawsze jednak ujmuje mnie szczerość i delikatność w sposobie w jaki Lewis czyni swoje wyznania. Właśnie ta szczerość i otwartość jaką ma jego narracja jest ogromną, jeśli nie największa siłą tej książki. Jeśli czytelnik wie, że Malkolm jest tylko wymyśloną postacią, swobodnie może pozwolić swojej wyobraźni postawić siebie samego na jego miejscu i siebie samego uznać za adresata listów. Myślę, że właśnie to było celem Lewisa: postawić się w pozycji przyjaciela czytelnika. Powiedzieć mu szczerze co myśli i co czuje, czego nauczył się i dowiedział przez wszystkie lata chrześcijańskiego życia. Naprawę warto posłuchać tego, co ma do powiedzenia.

Wielką trudność, podczas czytania książek Lewisa, sprawia mi to, że są one tak bardzo osadzone w konkretnej rzeczywistości, nawiązują do aktualnych dyskusji, książek, nowo głoszonych poglądów. Lewis niemal na każdym kroku nawiązuje do czyichś wypowiedzi, mnie zupełnie nieznanych. Ponieważ jednak Lewis jest pisarzem doskonałym, pewne niezrozumiałe fragmenty nie przeszkadzają mi zachwycać się doskonałą trafnością pozostałych myśli zawartych w tej książce.

Rozmyślania autora oscylują nie tylko wokół samego zagadnienia modlitwy i jej rodzajów, ale w ogóle wokół chrześcijaństwa, którego modlitwa jest jedną z najważniejszych części. Myśli autora płyną wartkim strumieniem, przeskakując z tematu na temat, a każdy z nich jest opatrzony jakimś zaskakującym spostrzeżeniem. To jakby umysł Lewisa spoglądał ze szczytów gór na zagadnienie, które rozważa i widział rzeczy, których większość z nas nie jest w stanie dostrzec. On nie tylko widzi je i nazywa, ale jeszcze tłumaczy i zazwyczaj bardzo trafnie prześwietla samą ich istotę.

Dodatkowym atutem książki wydanej przez wydawnictwo Esprit jest Posłowie Magdy Sobolewskiej, w którym ciekawie i przystępnie wytłumaczone zostały okoliczności związane z postaniem „Listów”.

Wybór formuły książki jako zbioru listów do wyimaginowanego przyjaciela, by ujawnić gronu czytelniczemu swoje poglądy na temat tego czym jest religia, wiara, modlitwa moim zdaniem jest kolejnym dowodem na geniusz Lewisa. Dzięki takiej formie może on pisać prosto z serca, szczerze odsłaniać swoje myśli na tematy często kontrowersyjne i w zasadzie może mówić co mu się żywnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kontynuacja "Osobowości plus", która w prosty i lekki, ale bardzo mądry sposób tłumaczyła, czym jest temperament, dlaczego jesteśmy jacy jesteśmy i jak wykorzystać to do poprawienia relacji z innymi ludźmi. W "Twoim drzewie osobowości" Florence Littauer, pogłębia zagadnienie temperamentów, mówi jak się on kształtuje, co może go stłumić, dlaczego nosimy "maski", co jest przyczyną depresji u właścicieli poszczególnych typów osobowości. Książka rewelacyjna tak samo jak jej poprzedniczka, bo najprawdziwsza w każdym calu.

Kontynuacja "Osobowości plus", która w prosty i lekki, ale bardzo mądry sposób tłumaczyła, czym jest temperament, dlaczego jesteśmy jacy jesteśmy i jak wykorzystać to do poprawienia relacji z innymi ludźmi. W "Twoim drzewie osobowości" Florence Littauer, pogłębia zagadnienie temperamentów, mówi jak się on kształtuje, co może go stłumić, dlaczego nosimy "maski", co jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Perswazje” to opowieść o dziewczynie, której pierwsza młodość minęła i której pierwsza miłość przepadła, druga zaś nie nadeszła. Wbrew temu jakie ów opis robi wrażenie, bardzo to przyjemna i romantyczna historia, niezbyt może ambitna, ale gdzież byłaby radość i zabawa, gdyby wszystko na świecie było wzniosłe i ambitne?

Znajdziemy w tej książce wszystko, co rozumny, acz niewymagający, czytelnik lubi najbardziej, czyli to co u Austen najlepsze: historię niesprawiedliwości społecznej pokonanej przez miłość, szereg przezabawnych, nadętych i głupiutkich postaci z których autorka wciąż śmieje się bezlitośnie, mnóstwo pięknych, wytwornie złożonych zdań, i na koniec, żeby dopełnić radości czytelniczych, szczęśliwe zakończenie.

Urok opisów życia w dawnych czasach, historia losów skromnej i rozsądnej Anny i zjadliwy dowcip Austen są gwarancją przyjemności lektury, jak zawsze, gdy o powieści Austen chodzi.

„Perswazje” to opowieść o dziewczynie, której pierwsza młodość minęła i której pierwsza miłość przepadła, druga zaś nie nadeszła. Wbrew temu jakie ów opis robi wrażenie, bardzo to przyjemna i romantyczna historia, niezbyt może ambitna, ale gdzież byłaby radość i zabawa, gdyby wszystko na świecie było wzniosłe i ambitne?

Znajdziemy w tej książce wszystko, co rozumny, acz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Na wstępnie powiem, iż po lekturze książek Anne Bronte nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ich autorka musiała być bardzo poważną i stateczną osobą. Jej powieści poruszają właściwie wyłącznie kwestie istotne i wymagające powagi. Nie ma tu zbyt wiele miejsca na sprawy mało ważne, pustą rozrywkę czy bezrefleksyjną wesołość. Pisarstwo Anne Bronte ma bardzo wyraźny cel – wskazać co dobre, a co złe, pouczyć, nauczyć i przestrzec przed złymi konsekwencjami nierozważnego postępowania.

Nie inaczej ma się sprawa z powieścią „Agnes Grey" w której autorka porusza kwestię stosunku osób należących do wyższych warstw społecznych do guwernantek, którymi zazwyczaj zostawały kobiety pozbawione środków do życia i zmuszone do zarabiania na swoje utrzymanie. Niestety, samotne kobiety w XIX wieku w Anglii nie miały wielkiego wyboru ścieżki kariery zawodowej – jeżeli były pozbawione opieki rodziny, mogły zostać tylko guwernantkami. A o tym, jaki los czekał je w tej roli, opowiedziała nam Anne Bronte.

Jej książka to przyjemna miniaturka powieści, nosząca raczej znamiona szczegółowego sprawozdania, niż pełnej rumieńców opowieści. Nie ma tu żadnej intrygi, wydarzeń budzących grozę, zaskoczenie lub chociaż zdziwienie, toteż przystępując do lektury „Agnes Grey” czytelnik może swobodnie pozbyć się nadziei na opisy wielkich wydarzeń i zaskakujących rozwiązań. Świat Agnes jest spokojny i przewidywalny jak poniedziałkowy poranek, głównie za sprawą jej wyjątkowo statecznego i powściągliwego charakteru.
Jednak nawet osoba tak skromna i wycofana jak główna bohaterka powieści pragnie zdobyć szczęście, a to może okazać się bardzo trudne. Zatem nim uda się jej osiągnąć chociaż jego namiastkę, upłynie trochę czasu, a czytelnik będzie miał okazję zapoznać się z dawnym porządkiem świata, zwyczajami, manierami i ambicjami minionych pokoleń. Myślę, że będzie to lektura miła i ciekawa, choć może niezbyt pasjonująca.

Na wstępnie powiem, iż po lekturze książek Anne Bronte nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ich autorka musiała być bardzo poważną i stateczną osobą. Jej powieści poruszają właściwie wyłącznie kwestie istotne i wymagające powagi. Nie ma tu zbyt wiele miejsca na sprawy mało ważne, pustą rozrywkę czy bezrefleksyjną wesołość. Pisarstwo Anne Bronte ma bardzo wyraźny cel – wskazać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Treść tej książki zamiast na 500 stronach można by spokojnie zmieścić na 50.
Coraz bardziej drażni, że kolejne wątki są przerywane w najciekawszym miejscu, a wznawiane dopiero wtedy, kiedy zapomnisz już o co chodziło wcześniej. W konkursie na najnudnieszą postać zwyciężyła bezapelacyjnie Brienne (to, że postać jest sympatyczna, nie usprawiedliwia faktu, że opisy jej bezsensowanych poszukiwań są śmiertelnie nude), a wyróżnienie otrzymuje Cersei (ona i ta jej nieudolność w realizowaniu ambicji, chorych zresztą). Niestety, w tej części nawet Jamie zaczyna przynudzać jak stara baba (rozmyślania o Białej Księdze - błagam, co to miało być?).
Czytając tę część można naprawdę się zniechęcić do sagi.

Treść tej książki zamiast na 500 stronach można by spokojnie zmieścić na 50.
Coraz bardziej drażni, że kolejne wątki są przerywane w najciekawszym miejscu, a wznawiane dopiero wtedy, kiedy zapomnisz już o co chodziło wcześniej. W konkursie na najnudnieszą postać zwyciężyła bezapelacyjnie Brienne (to, że postać jest sympatyczna, nie usprawiedliwia faktu, że opisy jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ku mojemu zaskoczeniu w drugiej części „Nawałnicy mieczy” Martin ograniczył się jak mógł w swoim zamiłowaniu do zanudzania czytelnika rozwlekłymi opisami, które nigdy do niczego nie prowadzą i podarował sobie opisywanie obleśności i niesprawiedliwości panującej w społeczeństwie Westeros i krajach sąsiednich. Ta część wypełniona jest zdumiewającymi zwrotami akcji, przewrotami pałacowymi i intrygami, które ukazują bohaterów w coraz to nowych odsłonach i rolach. Raz na wozie, raz pod wozem – ma się ochotę powiedzieć, czytając historię wysoko i nisko urodzonych mieszkańców Siedmiu Królestw. Słowem, to najciekawsza, poza naturalnie „Grą o tron”, część serii Pieśni Lodu i Ognia, która zawiera wszystko co u Martina najlepsze. Trup ściele się gęsto, a nikt nie jest w stanie przewidzieć zakończenia. Czytać, nie umierać :D

Ku mojemu zaskoczeniu w drugiej części „Nawałnicy mieczy” Martin ograniczył się jak mógł w swoim zamiłowaniu do zanudzania czytelnika rozwlekłymi opisami, które nigdy do niczego nie prowadzą i podarował sobie opisywanie obleśności i niesprawiedliwości panującej w społeczeństwie Westeros i krajach sąsiednich. Ta część wypełniona jest zdumiewającymi zwrotami akcji,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wyjściem dla tej historii jest moment w którym obdarzona silną wolą, ale skromna Margaret Hall przenosi się z sielskiego wiejskiego południa Anglii na północ, dynamicznie rozwijającą się i bezwzględną w osiąganiu swoich celów. Główna bohaterka musi szybko dojrzeć i przemienić się z londyńskiej panny żyjącej w dostatku i wygodzie w gospodynię niezamożnego domu, będącą emocjonalnym wsparciem dla rodziców nieobdarzonych tak sinym charakterem jak ona. Osią historii jest znajomość panny Halle z najbogatszym przemysłowcem w Milton, panem Thortonem, który reprezentuje zupełnie odmienny niż nasza bohaterka pogląd na to kim są pracownicy fabryk i jak należy ich traktować.

Elizabeth Geskell nie opowiada się po żadnej ze stron. Jest raczej obiektywnym obserwatorem zdarzeń co powoduje, że lektura jej powieści staje się niezwykle ciekawą i przyjemną podróżą do czasów przemysłowej Anglii. Autorka zdaje się wskazywać na problem istniejący w ówczesnym społeczeństwie, ale nie roztrząsa go, nie stara się przekonać czytelnika o nędzy robotników czy domniemanym okrucieństwie fabrykantów, nie przydaje też splendoru spokojnemu Południu, ani nie wielbi sił żywotnych Północy. Nie analizuje problemu, ale przedstawia czytelnikowi jego istnienie i opowiada historię w której proponuje rozwiązanie konfliktu dręczącego przemysłowe miasto.

Wiele wątków, problemów i postaci zostało tu jedynie delikatnie zarysowanych, zasygnalizowanych, co przysłużyło się zbudowaniu niezwykle intrygującego klimatu książki, ale według mnie stało się to również największym mankamentem książki. Jak to, tylko tyle? Tylko mała wzmianka o czymś tak istotnym? To prześlizgiwanie się po ważnych i ciekawych wątkach powoduje jednak, że książka nie staje się traktatem filozoficznym ani trąbką bojową wzywającą do walki z problemami społeczeństwa, a jest niezwykle miłym czytadłem na wolne chwile. Powieść w bardzo przyjemny sposób łączy przyjemne z pożytecznym i dlatego serdecznie polecam ją wszystkim. Nie ma to jak dobra książka w starym stylu!

Wyjściem dla tej historii jest moment w którym obdarzona silną wolą, ale skromna Margaret Hall przenosi się z sielskiego wiejskiego południa Anglii na północ, dynamicznie rozwijającą się i bezwzględną w osiąganiu swoich celów. Główna bohaterka musi szybko dojrzeć i przemienić się z londyńskiej panny żyjącej w dostatku i wygodzie w gospodynię niezamożnego domu, będącą...

więcej Pokaż mimo to