rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Poradnik ksenofoba. Węgrzy Mátyás Sárközi, Miklós Vámos
Ocena 6,9
Poradnik kseno... Mátyás Sárközi,&nbs...

Na półkach:

Próba raczej anegdotycznego szkicu charakteru narodowego Węgrów przedsięwzięta przez dwóch autorów węgierskich: pisarza i dziennikarza. Jest trochę ciekawostek, trochę anegdotek, trochę dowcipów, trochę uogólniających spostrzeżeń. Tematycznie mamy tu uwagi tyleż o samych Węgrach, co o ich kraju i państwie – tak jak wyglądały one w końcówce lat 1990., tak więc rozdziały i akapity dotyczące na przykład telefonii mają już jedynie wartość historyczna.

Węgrzy, tak jak ich przedstawiono w tym szkicu, szczególnej sympatii nie budzą: jawią się jako lud liberalny, zwesternizowany i zapatrzony w Zachód, chciwy i snobistyczny. Wiele zjawisk opisanych przez autorów książeczki, typowych zdaje się być dla krajów postkomunistycznych lat 1990., tak więc w obrazku Węgier czytelnik polski pamiętający tamte czasy dostrzeże też rysy własnego kraju i społeczeństwa z ostatniej dekady XX wieku.

Książeczkę można przeczytać, ale wyjeżdżającemu dziś na Węgry wiele nie pomoże, bo zwyczajnie się już zdezaktualizowała.

Próba raczej anegdotycznego szkicu charakteru narodowego Węgrów przedsięwzięta przez dwóch autorów węgierskich: pisarza i dziennikarza. Jest trochę ciekawostek, trochę anegdotek, trochę dowcipów, trochę uogólniających spostrzeżeń. Tematycznie mamy tu uwagi tyleż o samych Węgrach, co o ich kraju i państwie – tak jak wyglądały one w końcówce lat 1990., tak więc rozdziały i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rewelacyjna książka dla wszystkich, którzy poważnie traktują swoją antysystemowość.

Jack Donovan na początku daje rzeczowy obraz tego, co zagraża naszej tożsamości („Empire of Nothing”), a co w zasadzie należałoby utożsamiać z dzisiejszą demoliberalną cywilizacją Zachodu. Nie zapodmiotawia co prawda tej formacji w konkretnym państwie, choć uczciwa ocena kazałaby wskazać jako jej źródło jego macierzyste USA i w ogóle cały Zachód. Zręcznie uchyla się też jednak od brnięcia w teorie spiskowe, wskazując raczej na instytucjonalne i socjologiczne mechanizmy napędzające „Imperium Niczego”. Najbardziej narzucającym się uwadze czytelnika wywodu Donovana, wskazywanym w jego tekście, „winowajcą” obecnego stanu jest kapitalizm z jego komercjalną i egalitarną logiką.

Chcąc wskazać mentalne ramy uwolnienia się od Systemu, Donovan radzi przede wszystkim wyzbyć się etycznego uniwersalizmu – poczucia zobowiązań moralnych wobec wszystkich ludzi na świecie. Słusznie zwraca uwagę, że większości z nich nigdy nie poznamy, ich los jest nam obojętny i nie ma żadnego wpływu na nasz, niekiedy są to zaś ludzie wprost nam wrodzy lub w każdym razie skłaniający się ku wartościom które są nam obce.

Zamiast egalitarnego indywidualistycznego uniwersalizmu Donovan proponuje swym czytelnikom trybalizm rozumiany jako poczucie solidarności przede wszystkim z tymi, z którymi realnie nas coś łączy: z którymi dzielimy wspólnotę wartości i postaw lub chcielibyśmy dzielić wspólnotę losu.

Wszystkie w zasadzie spostrzeżenia Donovana z tej książki są słuszne. Proponowane przez niego „szczepy” rozumiane jako męskie „wspólnoty losu” wydają się być zaś alternatywnym wobec tych systemowych (naród, państwo, ludzkość) ośrodków tożsamości – tym razem rzeczywistej i organicznej. Tym właśnie ma być według niego tytułowe „barbarzyństwo: secesją z liberalnego „Empire of Nothing”.

Rewelacyjna książka dla wszystkich, którzy poważnie traktują swoją antysystemowość.

Jack Donovan na początku daje rzeczowy obraz tego, co zagraża naszej tożsamości („Empire of Nothing”), a co w zasadzie należałoby utożsamiać z dzisiejszą demoliberalną cywilizacją Zachodu. Nie zapodmiotawia co prawda tej formacji w konkretnym państwie, choć uczciwa ocena kazałaby wskazać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka-manifest, oryginalnie adresowana do homoseksualnych mężczyzn. Stanowi polemikę z ideologią i kulturą gejowską, której autor zarzuca szerzenie zniewieścienia, konsumpcjonizmu, mentalności roszczeniowych ofiar, hedonizmu itp. Gejów autor oskarża o walkę z męskością, sam definiując się jako mężczyzna który „kocha mężczyzn i męskość”- co nazywa tytułową „androfilią”.

Argumentacja Donovana rozwija się wokół dwóch idei. Po pierwsze, jego zdaniem, seksualność nie powinna definiować tożsamości. Popęd homoseksualny powinien być, jego zdaniem, widziany analogicznie jak np. preferencja dla brunetek lub rozmaite rodzaje fetyszyzmu. Nie powinien więc przesądzać o afiliacjach światopoglądowych, ideologicznych, kulturowych etc. - czyli prowadzić homoseksualnych mężczyzn do znienawidzonej przez autora kultury gejowskiej.

Po drugie, homoseksualizm, jego zdaniem, nie oznacza automatycznie zniewieścienia. W tym punkcie wywód autora jest jeszcze mniej przekonujący niż w poprzednim, szczególnie gdy stara się wytłumaczyć że seks i erotyka międzymęska (ujmując jego słowami: „Mars/Mars”) nie oznacza podstawiania w miejsce kobiety w takiej relacji pełniącego jej rolę mężczyzny. Autor chciałby, aby homoseksualizm nie dyskwalifikował homoseksualisty jako mężczyzny, sam jednak musi kilkukrotnie przyznać, że w historii zdarzało się to bardzo rzadko i były to sytuacje wyjątkowe.

Donovana próba wskazania jako drogi homoseksualistom swego rodzaju „religii męskości” i „kapłaństwa męskości” jako ideału wydaje się wynikać raczej z bardzo partykularnej natury jego własnego zboczenia seksualnego, niż z natury zboczenia homoseksualnego jako takiego. Potwierdzać zdaje się to fakt, że Donovan sam w 2017 r. zadeklarował że „przezwyciężył tą seksualność i tożsamość” i kazał wycofać „Androfilię”z druku.

Tak czy inaczej, pomimo że normalnemu (heteroseksualnemu) mężczyźnie momentami trudno jest czytać tę pracę bez uczucia obrzydzenia, zachowuje ona pewną wartość nie tylko dla homoseksualistów. Włączony do niej tekst „Religia męskości” zasługuje na przetłumaczenie i przyswojenie polskiemu czytelnikowi, będąc w zasadzie pozbawionym odniesień homoseksualnych. Z kolei esej o małżeństwach homoseksualnych, które Donovan proponuje zastąpić prywatnymi rytuałami w rodzaju „braterstwa krwi”, byłby ciekawym i nowatorskim punktem odniesienia w polskiej debacie nad takimi projektami (dopóki taką dopuszczamy).

Po książkę warto by sięgnęli przede wszystkim mężczyźni homoseksualni. Powinni po nią sięgnąć również fani Donovana (do których zalicza się autor tej recenzji), gdyż w formie zalążkowej są tam obecne idee rozwinięte później przez autora w „Drodze mężczyzn” (a homoseksualny kontekst ich powstania każe spojrzeć na nie z większym sceptycyzmem). Pozostali w zasadzie mogą sobie książkę darować; napisana jest w typowy dla autora potoczysty i erudycyjny sposób, ale lepiej sięgnąć po jego późniejsze prace do których wciąż się on przyznaje.

Książka-manifest, oryginalnie adresowana do homoseksualnych mężczyzn. Stanowi polemikę z ideologią i kulturą gejowską, której autor zarzuca szerzenie zniewieścienia, konsumpcjonizmu, mentalności roszczeniowych ofiar, hedonizmu itp. Gejów autor oskarża o walkę z męskością, sam definiując się jako mężczyzna który „kocha mężczyzn i męskość”- co nazywa tytułową „androfilią”....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Praca prof. Gerharda L. Weinberga (ur. 1928) poświęcona jest przedstawieniu wizji świata powojennego i wojennych celów przywódców sześciu państw uwikłanych w II wojnę światową: Adolfa Hitlera, Benito Mussoliniego, Tojo Hidekiego, Czang Kaj-szeka, Józefa Stalina, Winstona Churchila, Charlesa de Gaulle'a i Franklina D. Roosevelta. Analizie poglądów żywionych przez każdego z mężów stanu poświęcony jest odrębny rozdział, pracę ramifikują zaś wstęp, wprowadzenie i zakończenie. Tekstowi towarzyszy siedem szkicowych map, obszerne przypisy i bibliografia.


Sam prof. G. L. Weinberg jest Żydem niemieckiego pochodzenia, którego rodzina zbiegła z rządzonych przez narodowych socjalistów Niemiec najpierw do UK a następnie do USA. W młodości służył na jankeskich siłach okupacyjnych w Japonii, by następnie rozpocząć karierę akademicką. Z doboru przytaczanych w bibliografii materiałów wynika, że posługuje się przynajmniej językami niemieckim i angielskim. W pracy naukowej specjalizował się w polityce zagranicznej Niemiec pod rządami narodowych socjalistów i w historii II wojny światowej, którym to zagadnieniom poświęcił monumentalne opracowania. Jego tezy i interpretacje historyczne wydają się sytuować go w „reżymowym” nurcie zachodniej historiografii.


W omawianej pracy uderza brak objętościowej i merytorycznej równowagi poszczególnych rozdziałów, z których najobszerniejsze i najbardziej szczegółowe poświęcono F. D. Rooseveltowi, W. Churchilowi i J. Stalinowi, podczas gdy opisy koncepcji pozostałych przywódców są wyraźnie bardziej ogólnikowe.


Wątpliwości budzi już zresztą poświecenie rozdziału Tojo Hidekiemu, gdyż literatura przedmiotu stoi raczej na stanowisku o kolektywnym kierownictwie polityczno-wojskowym Japonii okresu militaryzmu, w którym Tojo był tylko jednym z szerszego grona. Potwierdza to poniekąd sam wywód prof. G. L. Weinberga, w którym podstawą analizy jest przygotowany w grudniu 1941 r. przez zespół ekspertów kierowanego przez Tojo japońskiego Ministerstwa Wojny dokument pn. „Plan urządzenia Ziem w strefie wspólnego dobrobytu Wielkiej Azji Wschodniej”. Jak przyznaje prof. G. L. Weinberg, brak jest w zasadzie innych miarodajnych pisanych źródeł dla rekonstrukcji poglądów Tojo. Wybór Tojo Hidekiego na „reprezentanta” kierownictwa Japonii wydaje się zatem nieco na wyrost.


Ciekawostką, mogącą zainteresować czytelnika, są natomiast twierdzenia o planach Japończyków włączenia do nowego ładu Azji Wschodniej również krajów Morza Karaibskiego jak Kuba, Wenezuela czy Haiti. Nieco szerzej znany jest za to chyba fakt, że dyplomacja japońska usilnie naciskała w czasie wojny Niemcy, by te zawarły separatystyczny pokój z ZSRR i skoncentrowały się na wojnie z mocarstwami anglosaskimi.


Jak twierdzi autor omawianej pracy, zabiegi takie wynikały jednak z ignorancji kierownictwa japońskiego co do faktycznych celów wojennych A. Hitlera. Te ostatnie warto tu przypomnieć, bowiem podważają one snute w Polsce, szczególnie w ostatnich latach, wizje antyradzieckiego sojuszu niemiecko-polskiego. Takim podstawowym celem narodowosocjalistycznych Niemiec było zaś zastąpienie rodzimych populacji wschodniej Europy przez kolonów niemieckich. Autor spekuluje, że Niemcy mogły posłużyć się dla osiągnięcia tego celu wynikami prowadzonych w obozach koncentracyjnych eksperymentów ze sterylizacją, by doprowadzić do wymarcia etnosów polskiego i ludów ruskich po upływie pokolenia, przyznaje jednak, że na poparcie tych spekulacji brak jest dowodów.


Profesorowi G. L. Weinbergowi można natomiast zarzucić, że posługuje się hiperbolą o antyslawizmie niemieckich narodowych socjalistów, przemilczając równocześnie ich poparcie dla słowiańskich Słowaków i Chorwatów oraz względnie bezkrwawą dominację nad słowiańskimi Czechami i Morawami oraz Bułgarią. Argument ten można jednak odeprzeć przywołując przykład Żydów, których emigrację do Palestyny reżim hitlerowski popierał, równocześnie obiecując antyżydowskiemu Wielkiemu Muftiemu Jerozolimy zabicie wszystkich Żydów na Bliskim Wschodzie gdy już ten zostanie opanowany przez państwa Osi. Nie inaczej wyglądały zresztą relacje niemieckiego okupanta z orientującymi się na niego kolaborantami i nacjonalistami z Ukrainy i krajów bałtyckich.


Poglądy A. Hitlera na świat po zwycięstwie narodowosocjalistycznych Niemiec uderzają zresztą prymitywizmem. Oto bowiem projektowane rozgraniczenie z Japonią na gruzach ZSRR planowano przeprowadzić po prostu po linii 70º długości geograficznej wschodniej (fakt, że propozycja ta wyszła od Japończyków). Bardziej geopolitycznie ugruntowane jawi się tu stanowisko generalnego dowództwa Wehrmachtu, proponującego oprzeć przyszłą granicę na Jeniseju, górach Tien-Szan i Hindukusz, tak by po stronie niemieckiej znalazło się kuźnieckie zagłębie węglowe.


Również jednak wywód prof. G. L. Weiberga jest tu wyraźnie zbyt ogólnikowy, rojąc się od sformułowań w rodzaju „skrawki terytorium utracone na rzecz Belgii” (s. 31), „skrawka północno-zachodnich Włoch” (s.195), czy „niektóre części Grecji”(s. 32), co tym bardziej rozczarowujące, że chodzi przecież o fakty powszechnie znane. Nazbyt duża ogólnikowość powtarza się też jednak w innych miejscach – tam gdzie podanie szczegółów wyraźnie wzbogacało by naszą wiedzę – gdy na przykład mowa jest o „terytoriach scedowanych (przez Indochiny Francuskie) na rzecz Tajlandii” (s. 193), czy „południowej części włoskiej kolonii w Libii” (s. 194), które de Gaulle chciał włączyć do posiadłości francuskich; skoro już w książce o takich terytoriach mowa, warto by wymienić ich nazwy i podać choćby skromną charakterystykę.


Autor wykazuje się zaś zaskakującą jak na anglosaskiego badacza znajomością spraw polskich, poprawnie przywołując różne warianty przeprowadzenia polskiej granicy wschodniej i zachodniej. Ta znajomość problematyki polskiej pozwala mu identyfikować właściwe związki przyczynowo-skutkowe poszczególnych wydarzeń – o ile historiografia anglosaska powiela często niemiecką propagandę o „wypędzeniach” Niemców ze wschodniej Europy, prof. G. L. Weinberg słusznie zauważa, że logikę „dopasowywania” mapy demograficznej do mapy politycznej najpierw zastosowali sami Niemcy, a jedynie wobec przegranej wojny logika ta obróciła się przeciw nim samym.


Interesujący dla polskiego czytelnika może być też wątek zamiaru przekazania Polsce przez USA i UK miasta Lwowa, nawet wraz z borysławsko-drohobyckim zagłębiem naftowym, co udaremnił jednak J. Stalin, dążący do zjednoczenia wszystkich Ukraińców pod władzą Moskwy. Prof. G. L. Weinberg pisze zresztą o Lwowie jako o „polskim mieście”, co wprawiłoby chyba w zakłopotanie samego prezydenta Andrzeja Dudę, snującego ostatnio w odniesieniu do przedwojennej Galicji wywody o „Polakach zamieszkujących zachodnią Ukrainę”. Od siebie dodać tu możemy, że zabranie Polsce Lwowa, jak zauważył Juliusz Mieroszewski, było największym błędem J. Stalina, umożliwiło bowiem antyrosyjski sojusz polsko-ukraiński i dało ukraińskiemu nacjonalizmowi „odskocznię” do (obecnej już) derusyfikacji całej Ukrainy.


Polski czytelnik zwrócić też powinien na pewno uwagę na analizę koncepcji przekazania Polsce po zakończeniu wojny Prus Wschodnich: ostatecznie, zamiast nich otrzymaliśmy Szczecin na lewym brzegu Odry, Rosja zaś wzięła północną część Prus, by szachować republiki bałtyckie, których aneksji nie uznały państwa anglosaskie (i które, ostatecznie, jako pierwsze na terenie dawnego ZSRR, wyłamały się spod dominacji Moskwy).Warto też odnotować, że w koncepcjach anglosaskich, polski rząd emigracyjny miał zostać zainstalowany w Warszawie w zamian za uznanie terytorialnego „przesunięcia” Polski na zachód. Nawet jeśli nie uratowałoby to kraju przed sowietyzacją (Czechosłowacji nie uratowało), jest toi asumpt do zastanowienia się nad realizmem nieprzejednanej postawy rządu emigracyjnego wobec zaboru przez Moskwę polskich Kresów Wschodnich.


W recenzji pisanej z polskiej perspektywy przypomnieć warto jeszcze jeden element uwypuklony przez prof. G. L. Weinberga: przedstawiona na konferencji w Quebecu 12-16 września 1944 r. koncepcja deindustrializacji powojennych Niemiec i przekształcenia ich w zamożne państwo rolnicze na wzór ówczesnej Holandii i Danii autorstwa sekretarza skarbu USA Henry'ego Morgenthaua zakładała pozostawienie przy Niemczech rozległych ziem na wschodzie, dziś stanowiących część Polski. Można było bowiem albo wypchnąć 5 mln. Niemców z pracy w przemyśle albo 11 mln. Niemców z ziem na wschodzie – jedno i drugie naraz nie było wykonalne. Również w polskiej historiografii nie uwzględnia się często załączonej do Planu Morgentaua mapy, dokumentującej taki właśnie stan rzeczy.


Praca prof. G. L. Weinberga, jak wspomnieliśmy, utrzymana w nurcie „oficjalnej” historiografii Zachodu, posiada też wartość polemiczną wobec ostatnio popularnych tez historiografii „rewizjonistycznej” o „wciągnięciu Niemiec i Japonii w wojnę przez spisek anglosaski”. Wywód prof. G. L. Weinberga jest tu bezwzględny: A. Hitler chciał wybuchu wojny już w 1938 roku, a jej odwleczenie, w związku z zawarciem porozumienia monachijskiego o rozbiorze Czechosłowacji, uznał za swoją największą klęskę dyplomatyczną; Niemcy zamierzały zdobyć panowanie nad światem w drodze następujących po sobie wojen, w których kolejno zdobyłyby „przestrzeń życiową” we wschodniej Europie, pokonały państwa anglosaskie, na koniec zaś rozprawiły się także z Japonią; F. D. Roosevelt podejmował z kolei dyplomatyczne wysiłki dla przekonania Japonii by nie wiązała się sojuszem ze skazanymi na klęskę Niemcami i być może gdyby Japończycy zaczekali kilka tygodni dłużej – gdy Niemcy powstrzymani zostali pod Moskwą i El-Alamejn, zrewidowaliby swoje plany ataku.


Prof. G. L. Weinberg napisał swoją książkę stosunkowo niedawno, bo w 2005 r. Był to już czas, gdy w historiografii polskiej i anglosaskiej narastał trend rewizjonistyczny w odniesieniu do interpretacji II wojny światowej. Piszący te słowa nie ukrywa, że nurt ten przyjmuje z pewnymi nadziejami. Uważa jednak równocześnie, że zawsze należy „wychodzić ze strefy komfortu” (w tym przypadku ideowo-intelektualnego) i tezy dla siebie sympatyczne konfrontować z interpretacjami przeciwnymi.


Omawiana tu książka należy do takich „przeciwnych interpretacji” i na tych którzy ją przeczytają, podziałać może otrzeźwiająco, wobec nazbyt jednostronnego entuzjazmu dla idei sojuszy polsko-niemieckich czy przerzucania odpowiedzialności za wybuch wojny z Niemiec i Japonii na państwa przez nie zaatakowane. W interpretacji prof. G L. Weinberga, zarówno wizje ładu powojennego żywione przez przywódców Osi, jak i wizje II wojny światowej żywione przez dzisiejszych rewizjonistów, zasługiwałyby – w świetle dostępnej wiedzy na temat faktów historycznych i rzeczowych – na miano oderwanych od rzeczywistości.


Choć więc praca prof. G. L. Weinberga jest pracą, można by tak powiedzieć, „reżymową” - widać to szczególnie w zakończeniu, będącym swoistą apologią F. D. Roosevelta i demoliberalizmu – to jednak fachowość badacza i imponująca znajomość literatury (angielsko- i niemieckojęzycznej) sprawia, że można po nią sięgnąć dla zrównoważenia prac rewizjonistycznych. Nawet, jeśli niektóre interpretacje prof. G. L. Weinberga mogą być wątpliwe, w wielu zaś miejscach jego wywód jest zbyt ogólnikowy, praca broni się jako napisana rzetelnie.

https://ronald-lasecki.blogspot.com/2022/12/wizje-oderwane-od-rzeczywistosci.html

Praca prof. Gerharda L. Weinberga (ur. 1928) poświęcona jest przedstawieniu wizji świata powojennego i wojennych celów przywódców sześciu państw uwikłanych w II wojnę światową: Adolfa Hitlera, Benito Mussoliniego, Tojo Hidekiego, Czang Kaj-szeka, Józefa Stalina, Winstona Churchila, Charlesa de Gaulle'a i Franklina D. Roosevelta. Analizie poglądów żywionych przez każdego z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na tomik stanowiący wybór esejów autora będącego kimś w rodzaju twórcy „idei niemieckiej” składa się dziewięć esejów w doskonałym i opatrzonym przypisami tłumaczeniu Andrzeja Kołakowskiego i Jerzego Łozińskiego oraz wstęp pióra tego pierwszego.

Eseje Spenglera oscylują między tematyką polityczną a krytyką kultury i rozważaniami nad niemieckim charakterem narodowym, w każdym konkretnym podejściu ujawniając erudycję autora zarówno w zakresie nauk historycznych jak i wiedzy o świecie mu współczesnym, oraz zdolność do pogłębionego rozumienia „hermeneutycznego”, tak w swym charakterze wydającego się „niemieckim! Z drugiej strony, jak zauważa we wstępie Andrzej Kołakowski, dość swobodne, by nie powiedzieć wręcz chaotyczne, przeskakiwanie Spenglera między faktami i tematami, nawet pomimo że ubrane w zdradzającą wybitną inteligencję porywającą formę narracyjną, wskazuje też jednak na dyletantyzm autora, któremu jakby brakuje akademickiej dyscypliny w utrzymaniu spójności swojego wywodu.

Esencją światopoglądu autora jest, jak się wydaje, rozróżnienie między wartościami „apollińskimi”, które rozumie jako „statyczne” i kojarzy ze Starożytnymi, a wartościami „faustycznymi” - znaczącymi dynamizm, pogoń za tym co nieuchwytne, których nośnikiem miały by być ludy gockie-germańskie, którym Spengler przypisuje autorstwo całej cywilizacji europejskiej. Drugą taką przewodnią ideą jest rozróżnienie między charakterystyczną dla Anglików i jankesów psychologią „Wikinga” - indywidualisty odrzucającego władzę zwierzchnią, świat traktującego jako łup, oraz psychologią „rycerzy zakonnych” - charakterystyczną dla typu „staropruskiego”, oznaczającą zaś bezinteresowną służbę całości większej niż jednostka w myśl zasady „wszyscy za wszystkich”. Spengler uważa, że o przyszłości świata zadecyduje rozstrzygnięcie walki między „duchem pruskim” a „duchem wikińskim”, ten pierwszy nazywając „pruskim socjalizmem”.

Idea pruska Spenglera z całą pewnością zachowuje swoją aktualność także dziś – również dla Polaków, których fatalne nawyki republikańsko-wolnościowe wymagają z pewnością korekty w kierunku statokracji i wspólnotowości.

Na tomik stanowiący wybór esejów autora będącego kimś w rodzaju twórcy „idei niemieckiej” składa się dziewięć esejów w doskonałym i opatrzonym przypisami tłumaczeniu Andrzeja Kołakowskiego i Jerzego Łozińskiego oraz wstęp pióra tego pierwszego.

Eseje Spenglera oscylują między tematyką polityczną a krytyką kultury i rozważaniami nad niemieckim charakterem narodowym, w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Naprawdę świetnie napisana i inspirująca książka. W początkowej części zawiera kilka przydatnych informacji, porad i wyjaśnień ogólnoorganizacyjnych. Główna część książki to zaś kolejne rozdziały opisujące tytułowe „mikrowyprawy” Autora w okolicach Krakowa, Wrocławia, Katowic, Łodzi, Poznania, Warszawy i Trójmiasta. Części poświęcone kolejnym miastom, oprócz rozdziałów z opisami wypraw, zawierają też ciekawe wywiady z psychologami i kognitywistami, wskazującymi na pozytywny wpływ obcowania z przyrodą i prospołecznej i „szytej na miarę człowieka” aranżacji przestrzeni publicznej na zdrowie psychiczne i fizyczne człowieka.

Ładny jest literacki styl autora, dodający uroku prowadzonej narracji. Ciekawe jest wplatanie w wywód informacji naukowych – nie nachalnie jednak i nieformalnie, co pozwala nie zaburzać lekkiego tonu pracy i czyni wplecenia niemal niedostrzegalnymi. Komfort psychiczny czytającego podnosi też zabiega Autora polegający na stworzeniu wrażenia, że nie jest on bynajmniej profesjonalnym podróżnikiem – powtarza on na przykład często że czegoś mu się nie chciało robić, czegoś nie umiał, coś mu się nie udało, na coś był za słaby, na coś zabrakło mu pieniędzy. Z ogólnego biegu narracji, jeśli zaglądać niejako „pod jej powierzchnię”, wyłania się jednak obraz człowieka o ogromnym doświadczeniu i zdecydowanie wiedzącego, co robi.

Moim zdaniem praca na swoim polu wybitna i odkrywcza – zdecydowanie warta przeczytania.

Naprawdę świetnie napisana i inspirująca książka. W początkowej części zawiera kilka przydatnych informacji, porad i wyjaśnień ogólnoorganizacyjnych. Główna część książki to zaś kolejne rozdziały opisujące tytułowe „mikrowyprawy” Autora w okolicach Krakowa, Wrocławia, Katowic, Łodzi, Poznania, Warszawy i Trójmiasta. Części poświęcone kolejnym miastom, oprócz rozdziałów z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo dobrze napisana i fundamentalna dla swojej dziedziny praca. Klarowny i rzeczowy naukowy styl.

Dostajemy ogólne wprowadzenie do historii i archeologii Hetytów, wiadomości o ich religii i rytuale, a wreszcie mity – począwszy od kosmogonicznych i teogonicznych – wszystko zaś z podziałem na motywy rdzennie hetyckie oraz przejęte od Hurytów i z innych krajów oraz od innych ludów starożytne Bliskiego Wschodu. Teksty mitów są tam gdzie to możliwe tłumaczone, a tam gdzie brak dostatecznego materiału do tłumaczenia, mamy komentarz Autora. Jak poniekąd wyżej wspomniałem, ukazane też zostają powiązania pomiędzy mitologią i literaturą hetycką oraz innych ludów i krajów regionu – Fenicjan, Greków, Mezopotamii etc. Zaletą jest też wyraźne wskazanie co jest hipotezą o dużym stopniu prawdopodobieństwa,a co w większym stopniu spekulacją.

Pozycja obowiązkowa dla każdego zainteresowanego tematem, a też warta przeczytania dla kogoś kto, jak na przykład ja, o Hetytach wcześniej wiedział jedynie tyle, że kojarzył nazwę tego ludu.

Bardzo dobrze napisana i fundamentalna dla swojej dziedziny praca. Klarowny i rzeczowy naukowy styl.

Dostajemy ogólne wprowadzenie do historii i archeologii Hetytów, wiadomości o ich religii i rytuale, a wreszcie mity – począwszy od kosmogonicznych i teogonicznych – wszystko zaś z podziałem na motywy rdzennie hetyckie oraz przejęte od Hurytów i z innych krajów oraz od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książeczka napisana ewidentnie dla zarobku i pieniędzy – próba wyzyskania koniunktury która pojawiła się po wybuchu histerii związanej z Covid-19. Wzmianki o samej epidemii są w niej w gruncie rzeczy akcydentalne i pojawiają się zaledwie kilka razy, wyraźnie dopisane „na siłę” bo nie komponują się z resztą tekstu. Generalnie, jest to „normalna” i przy tym raczej przeciętna książka survivalowa, tyle że „wioząca” się rynkowo na temacie SARS-CoV2. Gdyby nie chwytliwy tytuł i być może osoba autora (rzekomy żołnierz sił specjalnych), niczym nie wyróżniałaby się pośród dziesiątek podobnych pozycji i nikt nie zwrócił by na nią uwagi. Pomimo tego, praca nie jest pozbawiona ciekawych spostrzeżeń i można ją bez większej dla siebie straty nabyć i przeczytać.

Szczególnie wartościowe są początkowe rozdziały, gdzie autor argumentuje swoją przewodnią myśl: w razie katastrofy, ucieczka z miasta nie musi być wcale wyjściem lepszym, niż pozostanie w mieście. Dostajemy tu ogólne wskazówki jak zachowywać się w sytuacji kryzysu (nie poddawać się bierności, działać), z jakimi zagrożeniami możemy się zetknąć (choroba, odwodnienie, głód, izolacja, wyziębienie), jak wykorzystać swój dom w sytuacji załamania się cywilizacji. Słabiej wypada już pełen ogólników rozdział o ubraniu, nieco ciekawiej za to rozdział o TRU (torbie rychłej ucieczki), gdzie autor przedstawia własną propozycję jej wyposażenia.

Kolejne rozdziały poświęcone są zdobywaniu różnych dóbr: wody, ognia (ciepła), magazynowaniu żywności (ten konkretny – choć niepozbawiony wartości i w gruncie rzeczy ciekawy, jest jednak zbyt ogólnikowy – np. w akapitach o ledwie wymienionych peklowaniu, gotowaniu w cukrze i utrwalaniu w oliwie), środkach transportu (samochodzie).

Ostatnie rozdziały pracy napisane zostały już ewidentnie „na siłę” i najwyraźniej obnażają komercyjny cel publikacji. O ile rozdzialik o problemach stwarzanych przez dziecko jeszcze się broni, podobnie ten o higienie osobistej (pomijane w większości tego typu poradników!) i ogólnych zasadach zachowania się w mieście w sytuacji kryzysu, to już rozdziały o chorobach, udzielaniu pierwszej pomocy, apteczce i alarmach sprawiają wrażenie wypisów z Wikipedii lub z jakiejś ulotki do wzięcia na przykład w przychodni lekarskiej.

Książeczka, generalnie, do przeczytania w kilka godzin. Zwraca uwagę na kilka wartych uwagi elementów, więc można jej ten czas poświęcić.

Książeczka napisana ewidentnie dla zarobku i pieniędzy – próba wyzyskania koniunktury która pojawiła się po wybuchu histerii związanej z Covid-19. Wzmianki o samej epidemii są w niej w gruncie rzeczy akcydentalne i pojawiają się zaledwie kilka razy, wyraźnie dopisane „na siłę” bo nie komponują się z resztą tekstu. Generalnie, jest to „normalna” i przy tym raczej przeciętna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka o życiu Andreasa Hofera i kierowanym przez niego antybawarskim, antyfrancuskim i proaustriackim powstaniu w Tyrolu w 1809 r., napisana z pozycji katolicko-tożsamościowych i regionalistycznych. Dość przyjemna w lekturze, pomimo chałupniczo zrobionego tłumaczenia.

Informacje o samym powstaniu, co ciekawe, dawkowane są dość oszczędnie i wybiórczo – autor zdawkowo na przykład informuje nas o napięciach między Hoferem a dowodzącym powstaniem we włoskim Trydencie Bernardino dal Pontem. Sporo za to dostajemy wprowadzających informacji o samym Tyrolu, o religijności jego mieszkańców, o tamtejszych formacjach strzeleckich, a nawet o Napoleonie (co już jest w zasadzie niepotrzebne i na łamach tak skromnej objętościowo publikacji wypada z konieczności słabo).

Generalnie, książka napisana ze słusznych pozycji ideowych, acz – chyba głównie przez kiepskie tłumaczenie – sprawiająca wrażenie napisanej chaotycznie. Uporządkować ten chaos pozwala dopiero zamieszczone na końcu pracy kalendarium.

Książka o życiu Andreasa Hofera i kierowanym przez niego antybawarskim, antyfrancuskim i proaustriackim powstaniu w Tyrolu w 1809 r., napisana z pozycji katolicko-tożsamościowych i regionalistycznych. Dość przyjemna w lekturze, pomimo chałupniczo zrobionego tłumaczenia.

Informacje o samym powstaniu, co ciekawe, dawkowane są dość oszczędnie i wybiórczo – autor zdawkowo na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo przyjemnie napisana książka. Jest to raczej subiektywny wybór modeli aut wytwarzanych (niekiedy jedynie w postaci prototypu) w latach 1875-1937, z pojedynczymi wypadami jednak i w odleglejszą przeszłość (modele samochodów z epoki nowożytnej) i w bliską autorowi współczesność (Mikrus z 1958 r.). Każdy opis zawiera szczegółową charakterystykę mechaniczną, punktem wyjścia dla niego jest jednak zawsze zgrabnie opowiedziana anegdota lub ciekawostka, przez co zapada w pamięć nawet osób niezainteresowanych motoryzacją. Odbiór pozycji ułatwia też ładna szata graficzna i zwięzłość poszczególnych opisów, zamykających się w półtorej strony.

Ja sam samochodami zupełnie się nie interesuję, swojego nie mam i kupować nie zamierzam, w zasadzie to jestem nawet przeciwnikiem motoryzacji, a jednak książkę przeczytałem z dużą przyjemnością, a nawet sprawdziłem jakie są inne publikacje autora i być może kiedyś po nie sięgnę.

Bardzo przyjemnie napisana książka. Jest to raczej subiektywny wybór modeli aut wytwarzanych (niekiedy jedynie w postaci prototypu) w latach 1875-1937, z pojedynczymi wypadami jednak i w odleglejszą przeszłość (modele samochodów z epoki nowożytnej) i w bliską autorowi współczesność (Mikrus z 1958 r.). Każdy opis zawiera szczegółową charakterystykę mechaniczną, punktem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo pięknie wydane i ilustrowane dziełami klasycznego malarstwa rozważania abp. Fultona J. Sheena na temat Boga i obcowania z Nim w wieczności. Arcybiskup definiuje je przez pryzmat życia, prawdy i miłości, stwierdzając że nie przypominają one niczego znanego człowiekowi. Wywód poprowadzony jest w sposób uporządkowany, logiczny, z niejako „stopniowanym napięciem”, które „rozładowane” zostaje w ostatnich akapitach. Dla katolików warte niewątpliwie przeczytania.

Bardzo pięknie wydane i ilustrowane dziełami klasycznego malarstwa rozważania abp. Fultona J. Sheena na temat Boga i obcowania z Nim w wieczności. Arcybiskup definiuje je przez pryzmat życia, prawdy i miłości, stwierdzając że nie przypominają one niczego znanego człowiekowi. Wywód poprowadzony jest w sposób uporządkowany, logiczny, z niejako „stopniowanym napięciem”, które...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Sinti w Polsce Elżbieta Jakimik, Karol Parno Gierliński
Ocena 7,0
Sinti w Polsce Elżbieta Jakimik, K...

Na półkach:

Wywiad przeprowadzony przez młodą socjolog i cyganolog ze znanym działaczem społecznym i pisarzem Karolem Parno Gierlińskim, wywodzącym się z osiadłych w Polsce Sinti.

Rozmowa jest bardzo ciekawa, bogata w informacje o tym zupełnie nieznanym choć obecnym od lat w Polsce ludzie. Sami Sinti twierdzą że nie są Romami, z rozmowy wynika jednak że jest to zasymilowany sczep Cyganów niemieckich; różniący się od Romów bardziej stonowanym kolorystycznie strojem, wyższym poziomem ucywilizowania i osiadłym z reguły trybem życia (choć sam bohater wywiadu jest byłym koczownikiem).

Rozmowa dotyczy głównie tego, że Sinti w Polsce istnieją, że są ludźmi wykształconymi i zawodowo zasymilowanymi. Gierliński uważa szczep Polska Roma za „spolonizowanych Sintich” i wypowiada się też kilka razy negatywnie o powojennej polityce wobec Romów i Sintich, niekiedy pozwalając sobie na radykalizm stwierdzeń budzący sprzeciw nawet przeprowadzającej wywiad.

Rozmowa obfituje w rozmaite szczegóły biograficzne, pojawia się dużo nazwisk, wymienia się wiele cygańskich rodów, obficie cytowane są sprawozdania milicyjne i dokumenty władz w zakresie polityki wobec Cyganów. Ogólnie bardzo ciekawy i na pewno wart lektury materiał. Jedynym mankamentem tekstu jest fatalna odmiana i składnia zarówno Autorki wywiadu jak i jej Rozmówcy.

Wywiad przeprowadzony przez młodą socjolog i cyganolog ze znanym działaczem społecznym i pisarzem Karolem Parno Gierlińskim, wywodzącym się z osiadłych w Polsce Sinti.

Rozmowa jest bardzo ciekawa, bogata w informacje o tym zupełnie nieznanym choć obecnym od lat w Polsce ludzie. Sami Sinti twierdzą że nie są Romami, z rozmowy wynika jednak że jest to zasymilowany sczep...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kompleksowe, rzetelne i bardzo ciekawie napisane opracowanie na temat Romów w Polsce; ich historii, podziałów szczepowych, struktur społecznych, uroczystości wyznaczających rytm życia, wierzeń, zarobkowania, twórczości artystycznej. Autor nie ulega poprawności politycznej ani nie romantyzuje tego mało znanego ludu, ale też brak u niego na szczęście właściwej do niedawna antropologii pozytywistyczno-nowoczesnej maniery „opisywania dzikich ludów”. Godna polecenia jako fundament wiedzy cyganologicznej pozycja, choć dziś pewne tezy uległy już relatywizacji – Ficowki nie pisze na przykład nic o szczepie/ludzie Sinti, o których dziś już wiemy, że na ziemiach polskich również występowali i występują.

Kompleksowe, rzetelne i bardzo ciekawie napisane opracowanie na temat Romów w Polsce; ich historii, podziałów szczepowych, struktur społecznych, uroczystości wyznaczających rytm życia, wierzeń, zarobkowania, twórczości artystycznej. Autor nie ulega poprawności politycznej ani nie romantyzuje tego mało znanego ludu, ale też brak u niego na szczęście właściwej do niedawna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na tomik składają się dość obszerny wstęp Jerzego Ficowskiego, wiersze Papuszy z lat 1950. i kilka z 1970. oraz dłuższy poemat będący wspomnieniami Autorki z Wołynia z czasów II wojny światowej.

Poetycko i intelektualnie, moim zdaniem, wybijają się zdecydowanie poezje z 1970 r. i żałować jedynie wypada, że w wyniku powikłań życiowych i społecznych, Autorka jedynie na krótko wróciła wtedy do pisania, wcześniej zaś na kilkanaście lat zamilkła. Do mnie jednak, jako poganina, najbardziej bodaj trafiły te „chtoniczne” i „ekologiczne” utwory – szczególnie „Ziemio moja, jestem córką twoją”. Stosownie do sugestii zawartej już w brzmieniu tytułu, większość wierszy – poza tymi pisanymi z powodów koniunkturalnych i tymi będącymi komentarzem historycznym i społecznym - przesyconych jest, moim zdaniem, światopoglądem w którym człowiek i jego życie oraz przyroda stanowią pewną ciągłość i jedność; stąd śladami po Cyganach mogą być leśne grzyby, życie może płynąć w strumieniu rzecznym, a sowa zwiastować może śmierć. Tkwi w tym światopoglądzie głęboka mądrość i ontologiczna oraz egzystencjalna prawda, stąd też wiersze Papuszy są bardzo poruszające. Dodać też warto, że w jej wspomnieniu wojennym pojawiają się odniesienia do ukraińskiego ludobójstwa na Polakach na Wołyniu – w okresie powstawania utworu a chyba też i dziś zdecydowanie „niepoprawne politycznie”.

Na tomik składają się dość obszerny wstęp Jerzego Ficowskiego, wiersze Papuszy z lat 1950. i kilka z 1970. oraz dłuższy poemat będący wspomnieniami Autorki z Wołynia z czasów II wojny światowej.

Poetycko i intelektualnie, moim zdaniem, wybijają się zdecydowanie poezje z 1970 r. i żałować jedynie wypada, że w wyniku powikłań życiowych i społecznych, Autorka jedynie na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bodaj najbardziej erudycyjna i mająca najwyższą klasę intelektualną spośród dotychczas czytanych przeze mnie pracy autorów liberalnych.

Spencer wychodzi od teorii o zorganizowanych na zasadach przymusu społeczeństwach typu militarnego i zorganizowanych na zasadach dobrowolności społeczeństwach typu przemysłowego. Twierdzi, że droga do tych drugich wiedzie przez te pierwsze. We współczesnej sobie Anglii dostrzega przeciwdziałanie sobie typu pierwszego i typu drugiego. Typ pierwszy nazywa „nowym toryzmem” przypisując mu przekonanie o omnipotencji rządu. Ślady jego dostrzega w rozmaitych działaniach politycznych mających usuwać bolączki, nierówności i problemy społeczne.

Jego zdaniem, nie tylko prowadzi to do zniewolenia przez wszechmocny rząd uzależniający od siebie obywateli-niewolników, ale też idzie na przekór zasadom doboru naturalnego i w ten sposób psuje społeczeństwo. Da się u Spencera odnaleźć motyw powtarzający się też w argumentacji innych liberałów mianowicie o pomijaniu przez autorów interwencji społecznych rządu „tego, czego nie widać”, to jest dalekosiężnych konsekwencji interwencji zaburzających organiczny rozwój społeczeństwa. Bo Spencer jest społecznym organicystą i to właśnie, obok niechęci do interwencjonizmu, łączy jego myśl z konserwatyzmem, stąd też usprawiedliwione jest nazywanie jej „liberalizmem konserwatywnym”. Zdaniem Spencera, zadaniem „prawdziwego” liberalizmu będzie w nadchodzących czasach przeciwdziałanie omnipotencji parlamentów, tak jak niegdyś było nim przeciwdziałanie omnipotencji królów.

Będąc rzecznikiem przezwyciężenia militarnego typu społeczeństwa, Spencer okazuje się tu też przeciwnikiem imperializmu i kolonializmu. Zarazem, popada w etyczną sprzeczność,akceptując na poziomie subpaństwowym darwinizm społeczny, który odrzuca na poziomie międzypaństwowym. Skoro ludzie mają prawo zawiązywać stowarzyszenia celem ochrony interesów ekonomicznych, dlaczego nie mieliby także dla celów ochrony dobrostanu socjalnego i promocji swoich interesów manu militari?

Książka zwraca uwagę jeszcze jednym elementem: Spencer z oburzeniem komentuje w niej takie działania rządowe jak przymusowe szczepienia przeciw ospie, rozbudowę sieci sanitarnych, zakaz pracy dzieci w niebezpiecznych gałęziach przemysłu, normy bezpieczeństwa w budownictwie etc. Innymi słowy, urządzenia uznawane dziś za bezdyskusyjną składową cywilizowanych państw. Spencer widzi w nich „drogę do niewolnictwa” na podobieństwo postrzegania polityki socjalnej przez Hayeka czy Friedmana dziś. Ukazuje to, że kasandrzyczne proroctwa liberałów związane z regulowaniem przez wspólnotę polityczną pewnych, właściwych poziomowi państwowemu kwestii, są mocno przesadzone. A wskazywany przez nich jako pożądany stan, słusznie uznany dziś zostałby za zacofanie i coś aspołecznego.

Na koniec jeszcze spostrzeżenie techniczne: prace Spencera nie są dziś raczej wznawiane, bo są zwyczajnie „przegadane”. Wspomniałem na początku, że książeczka jest niezwykle erudycyjna: rzeczywiście, Spencer, szczególnie w pierwszym rozdziale, sypie faktami z zakresu ustawodawstwa angielskiego, z kolei w jednym z późniejszych analogicznie sypie cytatami z literatury antropologicznej i podróżniczej, przede wszystkim w odniesieniu jednak do pierwszego przypadku, są to informacje dla dzisiejszego czytelnika posiadające wartość już co najwyżej muzealną. Również Spencera rozumienie ewolucji – choć pracę swą pisał już przecież po ogłoszeniu prac Darwina na którego nawet się powołuje – jest dziś już zarzucone, zakładając dziedziczenie cech nabytych.

Bodaj najbardziej erudycyjna i mająca najwyższą klasę intelektualną spośród dotychczas czytanych przeze mnie pracy autorów liberalnych.

Spencer wychodzi od teorii o zorganizowanych na zasadach przymusu społeczeństwach typu militarnego i zorganizowanych na zasadach dobrowolności społeczeństwach typu przemysłowego. Twierdzi, że droga do tych drugich wiedzie przez te...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zbiór czterech, raczej krytycznych, esejów-rozważań na temat Powstania Warszawskiego. Ostatni, czwarty w zasadzie nie wnosi nic nowego i można z powodzeniem odpuścić sobie jego lekturę. Trzy pierwsze są jednak warte uwagi: dostarczają szeregu faktów, zawierają też interesujące wnioski i spostrzeżenia, choć autor nie ustrzegł się też od błędów rzeczowych: jednostkę RONA Bronisława Kamińskiego nazywa na przykład „własowcami”, choć z Własowem nie miała ona wiele wspólnego.

Osią krytyki Powstania jest oczywiście jego koszt w postaci ofiar cywilnych, krytyce poddana została przy tym także powojenna postawa przywódców insurekcji i stanowisko współczesnych apologetów zrywu. Na tle patriotycznego entuzjazmu w kolejne rocznice, zagłuszającego zazwyczaj polityczną refleksję, warto po tę pozycję Łubieńskiego sięgnąć.

Zbiór czterech, raczej krytycznych, esejów-rozważań na temat Powstania Warszawskiego. Ostatni, czwarty w zasadzie nie wnosi nic nowego i można z powodzeniem odpuścić sobie jego lekturę. Trzy pierwsze są jednak warte uwagi: dostarczają szeregu faktów, zawierają też interesujące wnioski i spostrzeżenia, choć autor nie ustrzegł się też od błędów rzeczowych: jednostkę RONA...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna książeczka polemiczno-publicystyczna prof. Misesa: tym razem mniej ekonomiczna, a bardziej „politologiczna”. Ekonomii dotyczy w zasadzie jedynie pierwszy rozdział poświęcony „gospodarce mieszanej”, który skądinąd na tle pozostałych wypada najsłabiej. Poza tym mamy dość przenikliwą i erudycyjną analizę fenomenu komunistycznego i radzieckiego, oraz dużo bardziej powierzchowne analizy faszyzmu i niemieckiego narodowego socjalizmu. Niezmiennie prawdziwe są powracające w kilku miejscach tezy o niemożności rachunku ekonomicznego w socjalizmie i jego niższej efektywności ekonomicznej. Demagogią i propagandowym kłamstwem jest natomiast Misesa ocena przebiegu II wojny światowej i groteskowe zawyżanie sukcesów Anglosasów a pomniejszanie sukcesów Rosjan. Zdecydowaną manipulacją ze strony autora jest też ograniczenie użycia terminu „ekonomiści” do zwolenników wyznawanej przez niego teorii liberalnej. Tym niemniej, tę akurat książeczkę Misesa warto przeczytać – choć z należytym krytycyzmem.

Kolejna książeczka polemiczno-publicystyczna prof. Misesa: tym razem mniej ekonomiczna, a bardziej „politologiczna”. Ekonomii dotyczy w zasadzie jedynie pierwszy rozdział poświęcony „gospodarce mieszanej”, który skądinąd na tle pozostałych wypada najsłabiej. Poza tym mamy dość przenikliwą i erudycyjną analizę fenomenu komunistycznego i radzieckiego, oraz dużo bardziej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książeczka ewidentnie polemiczna i agitacyjna, napisana w schyłkowym okresie wojny, wobec wzrostu wówczas w USA popularności komunizmu i planowania gospodarczego. Zawiera niewątpliwie cenną i wartościową myśl: że biurokracji brakuje dolnej granicy efektywności, gdyż powodem jej działania nie jest osiąganie zysku. Prawdą jest też, że w gospodarce upaństwowionej, gdzie również motyw zysku zostaje wyeliminowany lub w każdym razie zepchnięty na dalszy plan, zanika miernik skuteczności w postaci rachunku ekonomicznego. Te dwa spostrzeżenia są słuszne, cała reszta jednak to propaganda demoliberalizmu USA – zrozumiałego w kontekście czasu i okoliczności powstania książki, szokującego jednak równocześnie w kontekście tego, z jakiego kraju i środowiska wywodził się autor. Ostatnie rozdziały pracy są w zasadzie huraganową krytyką konserwatywnych europejskich systemów gospodarczych – miejscami celną, ale co do istoty szkodliwą i fałszywą, bo wywodzoną z idei jankeskich i liberalnych. W zasadzie, nie warto czytać tej książki.

Książeczka ewidentnie polemiczna i agitacyjna, napisana w schyłkowym okresie wojny, wobec wzrostu wówczas w USA popularności komunizmu i planowania gospodarczego. Zawiera niewątpliwie cenną i wartościową myśl: że biurokracji brakuje dolnej granicy efektywności, gdyż powodem jej działania nie jest osiąganie zysku. Prawdą jest też, że w gospodarce upaństwowionej, gdzie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta broszurka nie jest oczywiście traktatem ekonomicznym, tylko pamfletem ekonomicznym. Główną jej myślą jest, że bezproduktywne przesuwanie pieniędzy od jednego do drugiego podmiotu nie powiększa ich globalnej sumy a zysk jednego zawsze wiąże się ze stratą drugiego. Myśl banalna, acz zasadniczo słuszna, którą Bastiat ilustruje począwszy od przykładów najbardziej wydawało by się infantylnych, jak pogląd że zniszczenie jakichś dóbr wywiera dobroczynny wpływ na gospodarkę ponieważ pobudza wytwórczość (zobrazowane zostaje to na przykładzie szklarza i zbitej szyby), poprzez jakoby odciążanie rynku pracy przez pobór do wojska, kwestię dotacji publicznych, inwestycji publicznych, robót publicznych (omówione na przykładzie klęski Warsztatów Narodowych 1848 r.) i tworzenie państwowych miejsc pracy, państwowe gwarancje kredytu, rządowe dostawy dóbr w miejsce korzystania z usług prywatnych pośredników, a także państwową ochronę wytwórczości w ramach polityki protekcjonistycznej. Oprócz tej krytyki państwowej polityki ekonomicznej, Bastiat polemizuje też z poglądami o negatywnym wpływie mechanizacji i oszczędności prywatnej na gospodarkę i zatrudnienie.

Poglądy które atakuje Bastiat wydają się przerysowane, naiwne i infantylne, należy jednak pamiętać że w jego czasach myśl ekonomiczna znajdowała się na dużo niższym poziomie zaawansowania, skoro – jak przytacza to Bastiat – Napoleon miał podobno wierzyć, że wywiera dobroczynny wpływ na gospodarkę, każąc na przemian kopać i zasypywać rowy.

Jak to zazwyczaj w wywodach autorów liberalnych, twierdzenia swoje Bastiat wywodzi jednak z bardzo zawężonej liczby przesłanek, czynniki ekonomiczne izoluje zaś z całokształtu organizmu społecznego i cywilizacji. Nie rozważa na przykład w ogóle kwestii prywatnej monopolizacji w handlu i technologii, umożliwiającej przecież arbitralne dyktowanie cen – dziś już znamy to zjawisko aż nadto dobrze. Niby to Bastiat odżegnuje się od ekonomocentryzmu, twierdząc jakoby polemikę swoją kierował jedynie przeciwko twierdzeniom wspierającym interwencję państwową jako domniemane źródło wzrostu gospodarki nie negował zaś wydatków (np. na armię) ponoszonych ze względów pozaekonomicznych, w praktyce jednak neguje politykę mającą choćby zapewnić krajowi samowystarczalność w danej dziedzinie wytwórczości - nawet jeśli powoduje to straty na rachunku obrotów bieżących - a która to jest przecież elementem każdej prawdziwej polistrategii państwowej, mającej zapewnić wspólnocie politycznej bezpieczeństwo ekonomiczne (mówiąc językiem Bastiata: pomija on tu zupełnie znaczenie „tego, czego nie widać”). Zostaje nam więc dość banalna liberalna broszurka, niby to rozjaśniająca coś z ekonomii, ale tak naprawdę przez swoje uproszczenia i infantylizm, dająca nam jej zupełnie fałszywy obraz.

Ta broszurka nie jest oczywiście traktatem ekonomicznym, tylko pamfletem ekonomicznym. Główną jej myślą jest, że bezproduktywne przesuwanie pieniędzy od jednego do drugiego podmiotu nie powiększa ich globalnej sumy a zysk jednego zawsze wiąże się ze stratą drugiego. Myśl banalna, acz zasadniczo słuszna, którą Bastiat ilustruje począwszy od przykładów najbardziej wydawało by...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka powstała jako komentarz przed wyborami prezydenckimi w USA, które przyniosły wybór Ronalda Reagana na jego drugą kadencję prezydencką. Zaletą jej jest to, co wielu – chyba włącznie z polskim wydawcą – uważa za jej obciążenie: solidna porcja niekiedy bardzo szczegółowych informacji o gospodarce Stanów Zjednoczonych – szczególnie w latach 1978-1984, ale nie tylko, bo niekiedy również w odniesieniu całego XX wieku. Główna teza też nie jest pozbawiona wartości: najważniejszych reform nowe rządy powinny dokonywać w okresie swojego „miesiąca miodowego”, czyli pierwszych 6-9 miesięcy po objęciu władzy. Później zaczyna działać tytułowa „tyrania status quo”, czyli działania rządu paraliżowane są przez „żelazny trójkąt” beneficjentów dotychczasowego stanu rzeczy-biurokracji rządowej-polityków.

Beneficjenci są w stanie wywierać skuteczną presję na polityków, gdyż stanowią grupy skoncentrowane, w odróżnieniu od finansującego im ze swoich danin beneficja rozproszonego ogółu podatników. O ile też beneficjenci odnoszą korzyści wyraźne i dostrzegalne, to konieczne dla ich sfinansowania obciążenia rozłożone na ogół pozostałych są tak bardzo rozproszone i przez to niewielkie, że w praktyce dla ogółu niedostrzegalne. Dzięki temu mogą stopniowo nawarstwiać się przez lata, zmniejszając zdolność podatkową społeczeństwa.

Autorzy wskazują urząd prezydenta i reformę konstytucyjną jako instrumenty przełamania „żelaznego trójkąta” blokującego realizację w USA ich liberalnej koncepcji „ograniczenia państwa”. W przypadku prezydenta ma to wynikać z faktu, że, jako wybierany przez ogół obywateli, stać ma on ponad partykularnymi interesami poszczególnych mniejszości. W przypadku reformy konstytucyjnej, miałaby ona polegać m.in. na generalnym zakazie deficytu budżetowego, wprowadzeniu podatku liniowego i wzmocnieniu kompetencji prezydenta w zakresie wetowania budżetu – poprzez umożliwienie mu wetowania poszczególnych jego części, a nie jedynie całości.

Szczegółowe recepty autorów odnoszą się do zmniejszenia wydatków rządowych, podatków i zapobiegania deficytom, przeciwdziałania inflacji i przestępczości, wydatków na obronność, reformy oświaty oraz do polityki przemysłowej, zatrudnienia i handlu zagranicznego. Niektóre spostrzeżenia wydają się celne – na przykład te dotyczące bonów oświatowych, ukrytego opodatkowania w postaci „pełzających progów podatkowych”, czy niemal braku „dolnej granicy efektywności” w przypadku biurokracji państwowych.

Większość twierdzeń i wniosków jest jednak oparta na sztucznie wyizolowanych przesłankach i arbitralna; są to twierdzenia często bardzo ogólne i „zawieszone w powietrzu”- niepoparte danymi, lub odnoszące się do danych sztucznie wyizolowanych. Friedmanowie rozpatrują na przykład izolowane relacje handlowe USA z Japonią, pomijając zupełnie inne państwa. Pomijają zupełnie czynnik bezpieczeństwa ekonomicznego, uznając posiadanie przez państwo lub nie potencjału wytwórczego w danej gałęzi gospodarki za fakt w zasadzie dla niego obojętny, skoro w miejsce zamierających gałęzi przemysłu mają jakoby wyrastać inne, a produkcję własną można suplementować importem i wyprowadzeniem produkcji za granicę.

Autorzy lekceważą też zupełnie strategiczną wagę biologicznej i materialnej kondycji ludności, choć w USA u progu XX wieku to właśnie wielki kapitał Rockefellerów, Carnagiech, Fordów itd. zastępował państwo w polityce zdrowotnej i oświatowej, zdając sobie sprawę że gospodarce potrzebni są zdrowi pracownicy, wykwalifikowane kadry menedżerskie i chłonny rynek wewnętrzny. Friedmanowie tymczasem proponują choćby, by populację USA wystawić na niehamowane degradujące oddziaływania narkotyków „bo walka z nimi nie ma sensu”. Z tej perspektywy, zaproponowana przez nich doktryna jest receptą nie tyle na „odchudzenie rządu”, co na dezorganizację kraju.

Książka powstała jako komentarz przed wyborami prezydenckimi w USA, które przyniosły wybór Ronalda Reagana na jego drugą kadencję prezydencką. Zaletą jej jest to, co wielu – chyba włącznie z polskim wydawcą – uważa za jej obciążenie: solidna porcja niekiedy bardzo szczegółowych informacji o gospodarce Stanów Zjednoczonych – szczególnie w latach 1978-1984, ale nie tylko, bo...

więcej Pokaż mimo to