rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

"W latach osiemdziesiątych szesnastego wieku pewnemu małżeństwu mieszkającemu na Henley Street w Stratfordzie urodziła się trójka dzieci: Susanna, a następnie bliźnięta - Hamnet i Judith. Chłopiec, Hamnet, zmarł w tysiąc pięćset dziewięćdziesiątym szóstym roku, w wieku jedenastu lat. Mniej więcej cztery lata później jego ojciec napisał sztukę zatytułowaną "Hamlet"."

Powyższa nota historyczna, którą na początku swojej powieści o życiu rodzinnym Williama Shakespeare zamieściła Maggie O'Farrell dobrze oddaje charakter historii opowiedzianej w "Hamnecie", to odwrócenie perspektywy, skupienie się na relacjach rodzinnych, małżeństwie, dzieciach, wreszcie przedwczesnej śmierci syna i wpływie tego zdarzenia na poszczególnych członków rodziny. Teatr istnieje na dalszym planie i jest istotny, o tyle, o ile odnosi się do życia. To inne spojrzenie podkreśla jeszcze celowy zabieg, na który zdecydowała się autorka. W całej książce William Shakespeare nie występuje pod swoim imieniem. Jest on zamiast tego nazywany: mężem, ojcem, nauczycielem, bratem itd, bo ważniejsze niż twórczość są jego relacje z innymi. Podstawowe fakty dotyczące prywatnego życia Shakespeare są powszechnie znane. Urodził się w roku 1564 w rodzinie rękawicznika w Stratford, tam też umarł. W 1582 roku jako osiemnastolatek ożenił się z Anne Hathaway, która miała wtedy 26 lat. Na podstawie tych historycznych danych Maggie O'Farrell stworzyła własną interpretację biografii angielskiego dramaturga, wydobywając z cienia żonę Shakespeare'a i czyniąc ją pierwszoplanową postacią swojej powieści. O Anne Hathaway wiadomo tak niewiele, że nawet jej imię jest niepewne i autorka zdecydowała się na wersję Agnes, kierując się tym, że tak została ona nazwana w testamencie swojego ojca. W książce jej perspektywa, choć nie jedyna, jest kluczowa.

Wizja wydarzeń stworzona przez Maggie O'Farrell na kartach "Hamneta" jest niezwykle pociągająca, taka, w którą chce się uwierzyć. Zbudowana jest na dwóch zbiegających się liniach czasowych. Pierwsza skupia się na jedenastoletnim Hamnecie, druga dotyczy wydarzeń wcześniejszych i opowiada historię małżeństwa Agnes i Williama. Od początku jest to związek dwóch silnych, bardzo różnych od siebie indywidualności, osób stojących może nie na marginesie społeczności, ale na pewno na uboczu z różnych powodów. Nie zdradzając zbyt dużo: on jest bardzo młodym, wykształconym gruntownie człowiekiem bez stałego zajęcia, udzielającym sporadycznie lekcji łaciny, ona ma powszechną opinię dziwnej kobiety zajmującej się ziołolecznictwem. Oboje są w pewien sposób niezwykli, choć nieprzeciętność Williama jest początkowo widziana tylko przez Agnes. Ta niezwykłość skonfrontowana jest z tym, jak postrzega ich dalsze otoczenie oraz bliscy. Sprawia to, że portrety tych dwojga są w powieści wielowymiarowe. Podobnie sprawa ma się z ich małżeństwem. Jest pokazane realistycznie z wszystkimi dotykającymi go kryzysami. Powieść, jako całość, jest bardzo wiarygodnie napisana, zarówno pod względem przedstawienia realiów epoki, pokazania w jakim stopniu kobiety mogły być w tamtych warunkach historycznych osobami obdarzonymi sprawczością, jak i w kwestii psychologii postaci. Jednak jest na tej wiarygodności pewna lekka rysa. Wprawdzie, cytując słowa napisane przez bohatera tej książki: "Więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie /Niż się ich śniło waszym filozofom", ale ukazanie jak bardzo intuicyjnie Agnes odbiera rzeczywistość i innych ludzi momentami przekracza (dla mnie) odrobinę granicę prawdopodobieństwa, mimo że jest to pokazane jako subiektywne przekonanie Agnes czy jej otoczenia.

Chociaż książka skupiona jest na życiu rodzinnym, to przecież nie dało się pominąć wątku teatru. On jest fenomenalnie, od prawie pierwszych stron do finału, wpleciony w powieść, choć początkowo bardzo dyskretnie, na przykład, kiedy William, patrzy przez okno:

"Obserwuje drzewa. Ich zbiorowa obecność, gdy tak stoją w szeregach, okalając obrzeża farmy, przywodzi mu na myśl dekoracyjne tło w teatrze, to malowane oszukaństwo, które rozwija się naprędce, by dać widzom znać, że miasto albo ulice z poprzedniej sceny zniknęły, że trafili teraz do boru."

Skoro zaś zostało zasygnalizowane w powieści, że widziany przez okno las przypomina scenę, to musi się na tej scenie coś zacząć, ktoś pojawić. I tak się dzieje. Inny przykład: w środku książki pewna postać wpływa na decyzje innych. Do opisu tego, co robi, słowa związane z teatrem cisną się same na usta: działania zakulisowe, reżyserowanie (tu rzeczywistości). Oczywiście, pojawiają się cytaty z "Hamleta", a także echa innych sztuk Shakespeare'a. I jeszcze pierwsze zdanie powieści (choć to subiektywne i niekoniecznie słuszne przekonanie) brzmi jakby mogło być didaskaliami: "Chłopiec schodzi po schodach". Ogólnie rzec biorąc, język powieści jest opisowy, budujący poprzez skupienie się na detalach przestrzeń dla rozgrywających się wydarzeń. Jest też chłodny, bardzo zdystansowany, ale ten dystans podkreśla na zasadzie kontrastu obecne w powieści silne emocje.

"Hamnet", zgodnie z tytułem, stawia w centrum dziecko. To przede wszystkim historia jego choroby i śmierci, czemu poświęcona jest pierwsza część powieści, druga to studium żałoby. Nie są to nowe tematy w twórczości Maggie O'Farrell. Jest ona autorką autobiograficznego utworu o sytuacjach granicznych zatytułowanego "Jestem, jestem, jestem. Siedemnaście przelotnych spotkań ze śmiercią". Jeśli się zna tę znakomitą książkę, to można łatwo dostrzec, jak dużo czerpie autorka z własnych doświadczeń, między innymi: w powieściowych opisach bezradności wobec choroby najbliższej osoby. Bardzo realnie przedstawiona jest w "Hamnecie" walka o życie dziecka, o jego każdy oddech. Potem brutalność śmierci i powolne godzenie się ze stratą - wszystkie etapy przechodzenia żałoby. Pokazane jest to głównie z perspektywy matki, choć nie tylko. Każdy z członków rodziny przeżywa żałobę po swojemu, indywidualnie i co jest bardzo realistycznie ukazane: każde z nich jest w dużym stopniu osamotnione w swoim bólu.

Interpretacja biografii William Shakespeare'a stworzona przez Maggie O'Farrell na kartach "Hamneta" jest przejmująca, pociągająca - jak wspomniano wyżej, pragnie się, aby była prawdziwa, więcej, jest na tyle sugestywna, że wzbogaca odbiór "Hamleta". Historia duńskiego księcia, który usiłuje pomścić śmierć swojego ojca i odzyskać należny mu tron, nie ma wiele wspólnego, zgoła nic, z historią Hamneta, jedenastolatka, który chodził do szkoły i miał kochającą go rodzinę. A jednak, po przeczytaniu książki Maggie O'Farrell, za każdym razem widząc Hamleta, nie będzie się można od jej wizji uwolnić i zobaczy się obecny w tej sztuce cień "chłopca z książką".

"W latach osiemdziesiątych szesnastego wieku pewnemu małżeństwu mieszkającemu na Henley Street w Stratfordzie urodziła się trójka dzieci: Susanna, a następnie bliźnięta - Hamnet i Judith. Chłopiec, Hamnet, zmarł w tysiąc pięćset dziewięćdziesiątym szóstym roku, w wieku jedenastu lat. Mniej więcej cztery lata później jego ojciec napisał sztukę zatytułowaną "Hamlet"."
...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Koniec Zgody Narodów" Teodora Parnickiego jest złożonym, wielowarstwowym utworem, który podejmuje temat zderzania się i przenikania różnych kultur. Akcja powieści rozgrywa się na pokładzie wielkiego królewskiego okrętu "Zgoda Narodów" pływającego po rzece Oksos (dzisiejsza Amur-daria). Wszystko, co dzieje się w czasie jednego z rejsów służy autorowi do pokazania historii swoistego tygla kulturowego, jakim stała się w drugim wieku przed naszą erą Baktria - rządzone przez grecki ród Eutydemidów najdalej wysunięte na wschód państwo hellenistyczne, w którym mieszały się wpływy greckie, irańskie i indyjskie. Nazwa okrętu "Zgoda Narodów" przedstawia oficjalną politykę panującej dynastii zakładającą zgodne współżycie ludzi różnych kultur w ramach jednej monarchii. Przełomowy moment w historii Baktrii pokazany jest w powieści na szeroko zarysowanym tle całego ówczesnego świata, od rosnącego w siłę się na zachodzie Imperium Rzymskiego, poprzez inne hellenistyczne państwa w Azji, oraz Indie z toczącym się w nich konfliktem religijnym, aż po leżące na najdalszym wschodzie Chiny.

Fabularnie "Koniec Zgody Narodów" to powieść quasi-szpiegowska, w której dużą rolę odgrywają intrygi polityczne. Główną postacią bowiem jest Heliodor, szef tajnych służb, służący Eutydemidom od wielu lat, który właśnie popadł w niełaskę, kolejny już zresztą raz, z powodu pewnych wypadków w stolicy. Heliodor wie dobrze, że użyteczność takich agentów jak on, polega też, między innymi na tym, że świetnie nadają się na kozłów ofiarnych, gdy tego będzie wymagał interes dynastii. Sytuacja w państwie zaś robi się coraz bardziej napięta. Północne granice stały się słabo bronione przed koczowniczymi plemionami, bo wojska zajęte są przeciągającą się kampanią w Indiach. Greccy mieszkańcy, potomkowie tych, którzy wraz z Aleksandrem Wielkim podbili ten kraj, stanowią mniejszość rozpływającą się wśród swoich irańskich poddanych i co raz bardziej niechętnie patrzą na uszczuplanie swoich praw i stanu posiadania na rzecz przedstawicieli innych grup etnicznych. Ponadto, na pokładzie "Zgody Narodów", którą płynie Heliodor z żoną Dioneją, niespodziewanie znaleźli się członkowie rządzącej dynastii i wysłannicy królewscy, oraz młody człowiek o imieniu Leptynes, podejrzany o szpiegostwo. Heliodor zaczyna dochodzenie, które to, co raz wymyka mu się z rąk i jest przejmowane przez inne osoby.

Śledztwo w sprawie szpiegostwa rozgałęzia się, wiedzie przez długie dialogi do dysput historycznych, filozoficznych i religijnych (o samym przedstawieniu religii w utworze można by było dużo napisać). Forma śledztwa jest zresztą bardzo poręcznym zabiegiem literackim w książce, w której najważniejszą rolę odgrywa domysł, bo ta powieść stanowi istną sieć przypuszczeń, spekulacji i interpretacji. Na poziomie jednostkowym bowiem, rzeczywistość zostaje przedstawiona w powieści w bardzo subiektywny sposób, tak jak zarysowuje się w świadomości Heliodora. Stanowi ona wynik jego dociekań mających na celu rozszyfrowanie rozgrywających się wokół niego intryg, a także prób przeniknięcia motywów postępowania i tajemnic osób przebywających na statku. Na poziomie przedstawienia historii Królestwa Greko-Baktryjskiego, Teodor Parnicki stara się pokazać, nie tylko to, co się wydarzyło, ale też to, co wydarzyć się mogło. Łatwo można sprawdzić, że Baktria w mniej więcej półwieku od wypadków opisanych w powieści przestała istnieć. Powieść jest szukaniem odpowiedzi, co było przyczyną takiego stanu rzeczy i czy mogły zaistnieć warunki, aby historia potoczyła się inaczej. Czy zgodne współistnienie narodów w ramach wieloetnicznej monarchii mogło być (było) czymś realnie istniejącym? A może nawet zdołałoby stać się początkiem czegoś większego, jak chce jedna z postaci snując wizję utopijnego państwa, choć zdaje sobie sprawę z kruchości istniejącego stanu rzeczy: "W sercu Azji posiana została zgoda narodów. Może jednak uschnąć, nim w pełni rozkwitnie i wyda owoc."

Kluczowa kwestia, które pojawia się w śledztwie, brzmi: czy podejrzany o szpiegostwo Leptynes jest tym, za kogo się podaje. Jest to pytanie o tożsamość. Świat, który przedstawia Parnicki w swojej powieści jest światem zderzania się i przenikania kultur, miejscem, w którym zachodzi gwałtowna zmiana, a tożsamość staje się czymś płynnym i istnieje całe spektrum postaw ją określających. Są tu postacie, które z racji pochodzenia naturalnie przynależą do dwóch kultur, są mieszańcami. Oprócz nich są jeszcze mieszańcy z ducha, jak określa to jedna z ważniejszych w powieści bohaterek, Dioneja, czystej krwi Greczynka, która jest żywym symbolem, jednym z wielu, zmiany zachodzącej w greckiej kulturze w Baktrii. Wokół niej, gdy była niemowlęciem, wybuchł konflikt etniczny, będący zderzeniem odmiennych dla dwóch kultur wartości, który skończył się skomplikowanym kompromisem i symbolicznym oddaniem dziecka pod opiekę Artemidy, będącej jednocześnie irańską boginią Anahitą. Są wreszcie ci, dla których ich tożsamość jest jasna: są Grekami, ale ich też dręczą wątpliwości w stosunku do swego dziedzictwa, do przeszłych pokoleń: "Tacyśmy wciąż jeszcze, jacy oni byli?" Jest w nich lęk przed zatratą tożsamości, której przeciwdziałać ma ścisłe przestrzeganie rdzennie greckich zwyczajów. Zresztą w pewnym momencie śledztwo przeradza się w dysputę o istocie greckości i może łatwiej ją zobaczyć z zewnątrz, znajdując się na styku kultur, jednym słowem będąc mieszańcem. Nie sposób też nie docenić roli osób o dwóch tożsamościach etnicznych w wielonarodowym państwie, gdzie krzyżują się odmienne sposoby pojmowania świata i różne wrażliwości. Jak twierdzi jedna z postaci: "Tylko nas stać na przenikliwość wzroku, pozwalającą naraz obie strony widzieć monety. Tylko brąz - gdyby mógł czuć i rozumieć - rozumiałby i czuł, czego pragnie, o czym myśli, przez co cierpi i ołów, i miedź." Bycie pomiędzy ma swoją oczywistą cenę: poczucie wyobcowania, nieprzynależenia do końca ani do jednej, ani do drugiej kultury. Pojawia się też kwestia (w jakimś tam stopniu brzmią w niej echa odnosząca się do biografii Teodora Parnickiego) czy człowiek jest w stanie wybrać tożsamość zgodnie z własną wolą.

Włoski historyk i popularyzator tej nauki Alessandro Barbero w jednym z wywiadów powiedział, że gdyby istniała możliwość podróżowania w czasie, to w średniowieczu człowiek współczesny szybko by się odnalazł, ale starożytność byłaby dla niego wyzwaniem, całkowicie obcym lądem. Świetnie widać to w "Końcu Zgody Narodów" w przedstawieniu kultury, zdawałoby się najbliższej współczesnej cywilizacji zachodniej, czyli greckiej, która jawi się jako egzotyczna w traktowaniu relacji między płciami. Starożytna kultura grecka była patriarchalna w stopniu skrajnym. Kobieta stanowiła własność mężczyzny, który decydował dosłownie o jej życiu i śmierci. Znajduje to odbicie w historii Dionei, jednym z ciekawszych wątków powieści, od jej początków jej życia, jako dziecka będącego własnością ojca, po przymusowo zawarte polityczne małżeństwo, w którym to staje się własnością męża. Ta ostatnia relacja, jest opisana z duża wiarygodnością psychologiczną i w taki sposób, że czuje się dyskomfort przy czytaniu ze względu na pokazaną tu skomplikowaną mieszaninę ciepłych uczuć, przymusu i przemocy. Nierównowaga sił istniejąca w tym małżeństwie wywołuje bunt, i być może ten sprzeciw jest możliwy w ogóle do pomyślenia, bo rzecz dzieje się w Baktrii. Zbuntować się przeciwko miejscu przypisanemu przez kulturę jest łatwiej w państwie tyglu kulturowym, otwartym (w pewnym stopniu) na inność.

"Koniec Zgody Narodów" Teodora Parnickiego jest złożonym, wielowarstwowym utworem, który podejmuje temat zderzania się i przenikania różnych kultur. Akcja powieści rozgrywa się na pokładzie wielkiego królewskiego okrętu "Zgoda Narodów" pływającego po rzece Oksos (dzisiejsza Amur-daria). Wszystko, co dzieje się w czasie jednego z rejsów służy autorowi do pokazania historii...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przyjemny w czytaniu fanfik.

Przyjemny w czytaniu fanfik.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Zgodnie z tytułem, głównym tematem książki Yoko Ogawy jest pamięć. Pokazuje ona, jak w bardzo złożony sposób pamięć jest zależna, i to wzajemnie, od języka i percepcji. Fundamentalną zaś rolę w odbiorze świata, a potem w pamiętaniu odgrywają zmysły. Znajduje to odbicie w formie powieści: prostej, ale nasyconej obrazami, często skupiającymi się na jednym przedmiocie. Za pomocą właśnie obrazów w dużej mierze opowiadana jest w książce historia. Budują one również jej klimat emocjonalny. Świetnie oddają uczucie zagrożenia, zagubienia, ukrytego smutku. Pokazują dziwność sytuacji - postępujące ubożenie świata. Podobnie obrazowe jest przedstawienie przeżyć wewnętrznych głównej bohaterki. Najlepiej poczucie bezradności, stopniowej utraty samej siebie wyrażają opisy zawarte w tworzonej przez nią powieści. Sensualność książki podkreśla jeszcze to, że drugim ważnym zmysłem obok wzroku jest dotyk. Skupienie się na przedmiotach, dotykanie, operowanie nimi jest czynnością podejmowaną przez postacie w celu obudzenia pamięci. Jej utrata na poziomie świadomym, jak pokazuje autorka, nigdy nie jest całkowita. Pamiętamy jeszcze w inny sposób i ponieważ świadomość, ludzkie ciało, świat zewnętrzny są ze sobą połączone, czasami udaje się przywołać z powrotem to, co wydawało się utracone, zapomniane na zawsze.

Na tylnej okładce "Podziemia pamięc" i znajduje się porównanie tej książki do Roku 1984 Orwella. Nie wydaje się ono zbyt trafne, choć obie pozycje są dystopiami, w których kontrola ludzkich umysłów odgrywa istotną rolę. Powieść Ogawy jest o wiele bardziej kameralna, skupiona na codziennym życiu bohaterów, na ich radzeniu sobie z dziwną rzeczywistością. Zamiast pełnokrwistego opisu działania sytemu opresji, otrzymujemy bardzo nastrojowy i metaforyczny szkic dotyczący funkcjonowania pamięci. Owszem, opisy działań policji wzbudzają emocje, ale jednocześnie wydają się dość pretekstowe i powierzchowne. Celowość działań władzy (właściwie nieokreślonej) też wydaje się mętna. Kusi więc, aby tę książkę potraktować, jako metaforyczne przedstawienie postępującej choroby, zwłaszcza, że przejmująco jest tu pokazany postępujący proces dezintegracji osobowości i poczucie wyobcowania wobec bliskiej osoby na skutek utraty pamięci. Być może jest to lepszy sposób odczytania tej powieści niż potraktowanie jej jako obrazu dystopijnej rzeczywistości, której zasady funkcjonowania są jednak zbyt niejasno przedstawione. Ogólnie rzecz biorąc, wydaje się, że odbiór "Podziemia pamięci" i jego ocena w dużej mierze zależy od tego, czy książka zdoła wywołać u czytelnika emocje.

Zgodnie z tytułem, głównym tematem książki Yoko Ogawy jest pamięć. Pokazuje ona, jak w bardzo złożony sposób pamięć jest zależna, i to wzajemnie, od języka i percepcji. Fundamentalną zaś rolę w odbiorze świata, a potem w pamiętaniu odgrywają zmysły. Znajduje to odbicie w formie powieści: prostej, ale nasyconej obrazami, często skupiającymi się na jednym przedmiocie. Za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Ludzie uciekają od grożących im okropności, i oto dziwne przydarzają im się rzeczy - niekiedy gorzkie i okrutne, a niekiedy tak piękne, że rozpalają niegasnącą wiarę w człowieka."

Lata trzydzieste dwudziestego wieku w Stanach Zjednoczonych. Do tłumów wędrujących za pracą z powodu Wielkiego Kryzysu dołączają mieszkańcy terenów rolniczych dotkniętych burzami pyłowymi powstałymi na skutek suszy i zbyt intensywnej eksploatacji gruntów. Katastrofa ekologiczna, mechanizacja rolnictwa, przejmowanie ziemi przez banki, sprawiają, że szosą 66 wiodącą na Zachód ciągną rzesze ludzi. Wśród nich jest też wielopokoleniowa rodzina Joadów. Opuścili oni rodzinną Oklahomę, sprzedali co się dało, resztę potrzebnych rzeczy zapakowali do rozklekotanej ciężarówki i skuszeni ulotkami o pracy przy zbiorach owoców w Kalifornii wyruszyli w drogę.

Historia rodziny poszukującej lepszego życia, konfrontacja ich marzeń z brutalną rzeczywistością, przeplata się w Gronach gniewu z fragmentami bardziej ogólnej natury dającymi szerszy obraz sytuacji, mającymi charakter prawie reporterski. Styl powieści jest prosty, oszczędny, ale tę prostotę cechuje wirtuozeria. Jak kunsztownie, na przykład, wkomponowane są w tekst wszystkie nawiązania do Biblii. Jest ich bardzo dużo i są wrośnięte w język powieści tak, że stanowią jego organiczny, prawie że przeźroczysty składnik. Zresztą, religia i religijność są w książce pokazane w sposób kompleksowych i krytyczny. Postacie nakreślone tak wiarygodnie, że wydają się ludźmi z krwi i kości, zostają odmalowane ze wszystkimi swoimi śmiesznostkami, wadami, słabościami i potraktowane, chyba tak należałoby to określić z braku lepszego słowa, z czułością, która jednak nie przeszkadza pokazać wprost wszystkich złych rzeczy, które robią. Na osobną wzmiankę zasługuje wspaniale przedstawiony w powieści portret matki, pani Joad. Jej niezłomność, siła, spokojna godność z jaką przyjmuje przeciwności losu, sprawiają, że w drodze staje się dla swojej rodziny prawdziwą opoką.

Grona gniewu są wielką amerykańską powieścią ze względu na rozmach w kreśleniu rzeczywistości lat trzydziestych z całą jej złożonością. Ukazującą dojmującą nędzę, napięcia społeczne, jakie rodzi masowa migracja - te tłumy wędrowców w poszukiwaniu pracy i chleba, które nakręcają błędne koło obniżania stawek za pracę, brutalność policji bijącej protestujących i bezradnych, przejmujące obrazy owoców gnijących w sadach, gdy obok przymierają z głodu ludzie. Jest to świat ogromnych nierówności społecznych, w którym bogacą się nieliczni, a wielki kapitał przejmuje ziemie i dyktuje warunki także przedsiębiorcom, którzy chcieliby płacić pracownikom uczciwie.

Grona gniewu są przytłaczające i byłby nie do zniesienia w lekturze, gdyby nie rozsiane wszędzie okruchy nadziei. To jest bowiem również powieść o wzbierającym gniewie rodzącym się z bezsilności, o tym, że ci ludzie zaraz zobaczą własną siłę i podniosą bunt, i o tym też, że gdy zapewni się przyzwoite warunki to powstają świetnie samo organizujące się społeczności niosące sobie wzajemnie pomoc, a przede wszystkim o małych i wielkich gestach dobroci i ludzkiej solidarności z jego radykalnym przykładem w zakończeniu powieści, co sprawia, że powieść daje jakiś rodzaj otuchy, choć od widocznych w niej analogii do współczesności przechodzą dreszcze po plecach.

"Ludzie uciekają od grożących im okropności, i oto dziwne przydarzają im się rzeczy - niekiedy gorzkie i okrutne, a niekiedy tak piękne, że rozpalają niegasnącą wiarę w człowieka."

Lata trzydzieste dwudziestego wieku w Stanach Zjednoczonych. Do tłumów wędrujących za pracą z powodu Wielkiego Kryzysu dołączają mieszkańcy terenów rolniczych dotkniętych burzami pyłowymi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"WPIS Z PIERWSZEGO DNIA PIĄTEGO MIESIĄCA ROKU, W KTÓRYM ALBATROS PRZYBYŁ DO SAL POŁUDNIOWO-ZACHODNICH
Kiedy Księżyc wzeszedł w Trzeciej Sali Północnej, udałem się do Dziewiątego Westybulu, aby tam być świadkiem połączenia się trzech Przypływów. Coś takiego zdarza się zaledwie raz na osiem lat.
Dziewiąty Westybul jest wyjątkowy ze względu na troje znajdujących się w nim ogromnych Schodów. Wzdłuż Ścian stoją w nim marmurowe Posągi: są ich dosłownie setki, ustawionych jedne na drugich i piętrzących się Rząd za Rzędem daleko wzwyż."

Tak rozpoczyna się niewielka powieść Susanny Clarke mająca formę dziennika tytułowego bohatera. Piranesi mieszka w niezwykłej przestrzeni, będącej ciągnącym się przez wiele olbrzymich sal bezkresnym labiryntem niszczonym przez morze. Odkrywanie wraz z nim tego dziwnego świata, który on nazywa Domem, jest fascynujące, ale natychmiast nasuwają się czytelnikowi inne pytania, bardziej intrygujące. Kim jest Piranesi? Skąd się tu wziął? Czym jest ta osobliwa przestrzeń i czy ma innych mieszkańców?

Bardzo trudno jest napisać o tej niesamowitej, melancholijnej książce coś więcej. Trudność kryje się w pisaniu o treści, bo książka ma niewielką objętość i łatwo powiedzieć zbyt dużo. A przyjemność z jej lektury polega zarówno na samodzielnym poznawaniu niezwykłego miejsca, w którym się dzieje się akcja, jak i na samym śledzeniu jej przebiegu polegającym na rozwikłania pewnej tajemnicy. Pisanie o własnym emocjach (książka wzrusza i fascynuje) i wielkim entuzjazmie też jest ryzykowne, bo buduje zbyt duże oczekiwania w stosunku do tej, tak naprawdę, prostej historii z gatunku fantastyki.

Rzeczą skomplikowaną jest również opisanie tematów poruszanych przez powieść, bo one zależą od jej indywidualnej interpretacji, a możliwości odczytań są bardzo szerokie i to nie tylko ze względu na zawarte w powieści odniesienia do innych utworów literackich czy dzieł sztuki, ale także z powodu niezwykłej kreacji świata czy też konstrukcji samej książki. Na przykład, czytelnik zostaje wrzucony w sam środek tej opowieści, a pierwszoosobowa narracja zbudowana jest tak, że pozwala czasami być odbiorcy o krok przed narratorem. W ten sposób Susanna Clarke zostawia przestrzeń na snucie domysłów, skojarzeń, szukania drugiego dna tej historii, czy potraktowania jej w ogóle jako metafory. Jest to w końcu powieść dziejąca się w labiryncie, a sens bycia w takim miejscu polega na szukaniu drogi samodzielnie. Dla każdego więc czytelnika, Piranesi będzie opowieścią trochę o czymś innym.

"WPIS Z PIERWSZEGO DNIA PIĄTEGO MIESIĄCA ROKU, W KTÓRYM ALBATROS PRZYBYŁ DO SAL POŁUDNIOWO-ZACHODNICH
Kiedy Księżyc wzeszedł w Trzeciej Sali Północnej, udałem się do Dziewiątego Westybulu, aby tam być świadkiem połączenia się trzech Przypływów. Coś takiego zdarza się zaledwie raz na osiem lat.
Dziewiąty Westybul jest wyjątkowy ze względu na troje znajdujących się w nim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dałam jedną dodatkową gwiazdę z powodu Petroniusza Arbitra, czyli kota.

Dałam jedną dodatkową gwiazdę z powodu Petroniusza Arbitra, czyli kota.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Krótko: opowieści dziwnej treści, przy czytaniu których dobrze się bawiłam.

Krótko: opowieści dziwnej treści, przy czytaniu których dobrze się bawiłam.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Mam tylko nadzieję, że spod grubej warstwy rozmyślnej gloryfikacji, którą nałożę na tę niezwykłą historię, będzie można jeszcze dostrzec przebłyski prawdy historycznej.”

27 czerwca 1942 roku przeprowadzona została Operacja Anthropoid. Dwóch spadochroniarzy wysłanych z Londynu: Josef Gabčik (Słowak) i Jan Kubiš (Czech) przeprowadziło zamach na Heydricha, szefa nazistowskiej policji politycznej, odpowiedzialnego za masowe rzezie w Protektoracie Czech i Moraw. W ramach odwetu za jego śmierć czeskie Lidice zostały zrównane z ziemią, a ich ludność wymordowana bądź wywieziona do obozów koncentracyjnych.

„HHhH”. Zamach na kata Pragi” Laurenta Bineta pokazuje jak te wydarzenia historyczne zmieniają się w opowieść. Pisząc każdy autor powieści historycznych steruje rzeczywistością, by uatrakcyjnić i nadać spójność życiu postaci, uwypuklić znaczenie.
Binet obnaża ten proces. Nie tylko pokazuje jak sprawdza mniej lub bardziej istotne fakty, szczegóły, bada inne relacje, metody innych powieściopisarzy, ale też nie ukrywa przed czytelnikami sposobu, w jaki zamierza swoją powieść zbudować, jak skonstruuje dialogi. Umieszcza też w niej fragmenty swojego życia i pokazuje swój emocjonalny stosunek do wydarzeń. Ale wie, że nie wyczerpie tematu i że najbardziej liczy się dobrze opowiedziana historia, prawda czy fałsz są drugorzędne.
Książka jest znakomitą, emocjonującą powieścią. Czyta się ją świetnie, pomimo uświadomieniu czytelnikowi przez autora, że „we wszystkich przypadkach fikcja wygrywa z Historią”.

„Mam tylko nadzieję, że spod grubej warstwy rozmyślnej gloryfikacji, którą nałożę na tę niezwykłą historię, będzie można jeszcze dostrzec przebłyski prawdy historycznej.”

27 czerwca 1942 roku przeprowadzona została Operacja Anthropoid. Dwóch spadochroniarzy wysłanych z Londynu: Josef Gabčik (Słowak) i Jan Kubiš (Czech) przeprowadziło zamach na Heydricha, szefa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zabawna, wciągająca, sprawnie napisana, ale druga część "Kociokwik z winem w tle" podobała mi się bardziej. Brakowało mi barwnych postaci z dalszego planu: farmera Dave'a, wścibskiej sąsiadki, policjanta zabierającego dziecko na miejsca zbrodni i chyba wolę czytać o kłopotach z uprawą wina niż o przekrętach ubezpieczycieli zdrowotnych.

Zabawna, wciągająca, sprawnie napisana, ale druga część "Kociokwik z winem w tle" podobała mi się bardziej. Brakowało mi barwnych postaci z dalszego planu: farmera Dave'a, wścibskiej sąsiadki, policjanta zabierającego dziecko na miejsca zbrodni i chyba wolę czytać o kłopotach z uprawą wina niż o przekrętach ubezpieczycieli zdrowotnych.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niektóre pokoje zawsze pozostają puste.

Bardzo smutna książka o dorastaniu czwórki dziewczynek w Szwecji w latach 50 i 60.
Narracja jest bardzo precyzyjna, świetne tytuły rozdziałów, a wątek baśniowy spina klamrą historie bohaterek i uwydatnia dramat. Każdej z sióstr nie sióstr bolesne przeżycia z dzieciństwa nie dają o sobie zapomnieć i kształtują ich teraźniejszość. I nic nie daje się naprawić, rany nie goją się a przysychają, sprawy się nie wyjaśniają. Tak to podsumowuje jedna z postaci: „Niektórych pustych pokoi się nie wypełni. Nigdy, choćby się nie wiem jak chciało.”

Niektóre pokoje zawsze pozostają puste.

Bardzo smutna książka o dorastaniu czwórki dziewczynek w Szwecji w latach 50 i 60.
Narracja jest bardzo precyzyjna, świetne tytuły rozdziałów, a wątek baśniowy spina klamrą historie bohaterek i uwydatnia dramat. Każdej z sióstr nie sióstr bolesne przeżycia z dzieciństwa nie dają o sobie zapomnieć i kształtują ich teraźniejszość. I...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Co by było, gdyby delfiny zwyciężyły w procesie ewolucji?

Wyszły na ląd, wykształciły płuca, nogi, ręce, w tym, z płetwy grzbietowej, bardzo przydatną trzecią rękę, zmiennopłciowość i własną cywilizację. A ludzie zostaliby człowiekami, bardzo cenionymi ze względu na smaczne mięso zwierzętami. Brzmi bardzo interesująco.

Czego więc można się dowiedzieć z książki z tak świetnym pomysłem?

1 Jak wyglądała Polska w roku powiedzmy 2007 (data wydania 2008), ale o tym można było przekonać się czytając np.: prasę. Miało być satyrycznie, ale wszystko rysowane grubą, słuszną kreską jest raczej nużące i nudne niż śmieszne.
2 Główny bohater bardzo lubi Dürrenmatta i opowiadania Schulza (cytat z „Komety” na dwie strony). Na plus wątek kryminalny też jest po dürrenmattowsku przewrotny.
3 Delfiny (czytaj ludzie) są okrutni wobec zwierząt. I tu autor jest bardzo przekonujący.

Moim zdaniem koncepcja znakomita, realizacja taka sobie.

Co by było, gdyby delfiny zwyciężyły w procesie ewolucji?

Wyszły na ląd, wykształciły płuca, nogi, ręce, w tym, z płetwy grzbietowej, bardzo przydatną trzecią rękę, zmiennopłciowość i własną cywilizację. A ludzie zostaliby człowiekami, bardzo cenionymi ze względu na smaczne mięso zwierzętami. Brzmi bardzo interesująco.

Czego więc można się dowiedzieć z książki z tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Śmieszna i przewrotna

Przerysowane postacie, absurdalna akcja, kpiny i cudowny dystans do wszystkiego wylewają się z każdej strony powieści. Pod śmiesznością kryje się jednak pełne napięcia przesłanie i można je potraktować poważnie, (chociaż zostało przyniesione przez szynszylę na pendrivie): ostatnie przymierze zostało zawarte, cuda są przypadkiem lub oszustwem a
„Bóg(…)
rób co chcesz jesteś dorosły
powiedział.”

Śmieszna i przewrotna

Przerysowane postacie, absurdalna akcja, kpiny i cudowny dystans do wszystkiego wylewają się z każdej strony powieści. Pod śmiesznością kryje się jednak pełne napięcia przesłanie i można je potraktować poważnie, (chociaż zostało przyniesione przez szynszylę na pendrivie): ostatnie przymierze zostało zawarte, cuda są przypadkiem lub oszustwem a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mimo przewidywalności akcji, brzydkiej okładki, banalnych dialogów, czyta się jednym tchem. Książka jest bardzo sympatycznym czytadłem.

Mimo przewidywalności akcji, brzydkiej okładki, banalnych dialogów, czyta się jednym tchem. Książka jest bardzo sympatycznym czytadłem.

Pokaż mimo to