rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

„ICE BREAKER” autorstwa A. L. Graziadei to dosyć krótka książka, ale uwierzcie mi po brzegi wypełniona emocjami.

Mickey, który pochodzi ze sportowej rodziny gwiazd i odczuwa na sobie ogromną presję otoczenia w samotności zmaga się z depresją i zaburzeniami lękowymi. Nie jest mu łatwo. Każdy jego ruch jest śledzony przez paparazzi, a brukowce co rusz nasuwają coraz to bardziej niedorzeczne artykuły o nim. Żeby dotrzeć do celu musi pokonać swojego największego wroga w rywalizacji o pierwsze miejsce na najlepszego hokeistę. Nie jest to łatwe, bo obaj dorównują sobie umiejętnościami, a co ważniejsze – grają w tej samej drużynie. Mickey walczy, więc w swojej uczelnianej drużynie hokeja nie tylko o to, by być godnym nazwiska, ale jak się okazuje o samego siebie.

Czas, który spędziłam z tym chłopakiem wypełniał moje oczy łzami przez 80% książki. To w jaki sposób poznajemy Terzo (jak nazywają go pieszczotliwie koledzy z drużyny) jest tak osobisty, że nie da się mu nie kibicować, nie da się go nie wspierać i przede wszystkim nie można nie przeżywać emocjonalnie tego, jak bardzo cierpi on w samotności i jak bardzo stara się sprostać wymaganiom innym nawet za cenę własnego szczęścia. Problemy, jakie nagle pojawiają się na jego drodze, dławione emocje i cały ten ból… To bardzo mnie dotknęło. Czułam go całą sobą i w tych chwilach chciałabym móc podarować mu uścisk. Najbardziej dotknęło mnie jedno zdanie.

„To nie jest nawet smutek. To nicość.”.

Depresja. Pamiętajmy, że jest to choroba, na którą cierpi bardzo wiele osób. Mickey też walczy z nią sam. Kiedy jednak się otwiera okazuje się, że nie jest w tym sam i nie tylko on na nią choruje, a z tą świadomością jest mu nieco lżej.

Kolejnym punktem jest świetny wątek relacji „hate to love”. W momencie kiedy obydwaj rywale odkrywają fascynację sobą, a mimo to nadal walczą o pierwsze miejsce jest kolejnym świetnym punktem książki. Kibicujemy im od początku, a kiedy nabiera rumieńców czekamy na finał książki z zapartym tchem. Bo jak może potoczyć się związek dwóch najlepszych zawodników w homofobicznym środowisku, w trakcie ostrej rywalizacji i w dodatku utrzymywany w tajemnicy? Powiem tylko, że koniec książki dał mi takie „Nie, nie, nie… a gdzie reszta?!”.

Polecam z serducha i obiecuje, że Mickey i Jaysen dostarczą wielu momentów karuzeli emocji. Spędzicie z nimi świetnie czas.

„ICE BREAKER” autorstwa A. L. Graziadei to dosyć krótka książka, ale uwierzcie mi po brzegi wypełniona emocjami.

Mickey, który pochodzi ze sportowej rodziny gwiazd i odczuwa na sobie ogromną presję otoczenia w samotności zmaga się z depresją i zaburzeniami lękowymi. Nie jest mu łatwo. Każdy jego ruch jest śledzony przez paparazzi, a brukowce co rusz nasuwają coraz to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Znowu trafiłam do dżungli i znowu moje serce jest skradzione! Jak to się stało?

Tym razem sequel "Drapieżnych Bestii" (jak określono kolejną część DB) zabrał mnie nie tylko w perypetie Koffi, która próbuje poznać swoje magiczne dziedzictwo daraja i uciec z łapsk boga Fedu oraz nie tylko w pełną przygód wyprawę Ekona, który próbuje odnaleźć swoją przyjaciółkę razem z małą pomocą nowo poznanych towarzyszy. Pokazał mi o wiele więcej.

Co najważniejsze książka zabiera nas w przeszłość i ukazuje nam losy bohaterów, którzy nie grali pierwszych skrzypiec w poprzednim tomie, a ich historie okazały się tak bardzo bolesne i tak pełne zwrotów akcji, że nie ukrywam łezka zakręciła mi się w oku i bardzo dużo myślałam o motywach ich działań. Często się z nimi nie zgadzałam. Często mówiłam sobie, że instynkt przetrwania zmienia ludzi, ale właśnie przez to byłam zafascynowana ich motywami. Los nie był łaskawy dla większości i szczególnie podkreślony jest tutaj temat ubóstwa i granic moralnych, które zostają przekraczane jeśli chodzi o przetrwanie kolejnego dnia. To nie była tak lekka lektura na jaką się szykowałam.

Akcję poznajemy aż z czterech różnych perspektyw i choć z początku jest chaotycznie, bo wdrażając się w historie dopiero rozpoznajemy kto jest kim i regulujemy sobie kiedy owa akcja się odbywa. Ten zabieg jest rzeczywiście o tyle ciekawy, że łączą się nam tutaj 2 linie czasowe - teraźniejszość i przeszłość, więc początkowo trzeba nieco się wgryźć żeby ułożyć to sobie po kolei. Jednak jest warto, a finał to nie lada zaskoczenie.

Pamiętacie jak ostatnio wspominałam o wstawkach Suahili? Tutaj mamy je dalej! Dodatkowo (co uważam za super sprawę) autorka wrzuca w historię mityczne stwory z podań ludowych plemion afrykańskich i posłowiu wyjaśnia skąd one się wzięły co dla mnie jest mega ❤

Bohaterów kocham tradycyjnie, choć nie wiem kogo mocniej, a moje parowanie okazało się zdradliwe, bo jednak uważam, że nie jestem go do końca pewna i chyba zmieniam strony. Autorka nieźle namieszała mi emocjonalnie... To naprawdę świetnie! Nie mogę doczekać się dalszych przygód!

Znowu trafiłam do dżungli i znowu moje serce jest skradzione! Jak to się stało?

Tym razem sequel "Drapieżnych Bestii" (jak określono kolejną część DB) zabrał mnie nie tylko w perypetie Koffi, która próbuje poznać swoje magiczne dziedzictwo daraja i uciec z łapsk boga Fedu oraz nie tylko w pełną przygód wyprawę Ekona, który próbuje odnaleźć swoją przyjaciółkę razem z małą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Często zdaje się, że bestie, które najzacieklej atakują, zostały najbardziej skrzywdzone." - Ayana Gray "Drapieżne bestie"

Czy są takie książki, które na początku niezwykle Wam się dłużyły, a potem wciągnęły Was w swój magiczny świat i nie chciały wypuścić?

Dla mnie doskonałym przykładem są właśnie "Drapieżne bestie" 💛

Od pierwszej strony do mniej więcej połowy książki nie byłam w stanie wgryźć się w fabułę i reguły tego obcego, pełnego magii świata. Cała mityczność, legendy, prawa działania systemu magii i nawet sama tajemnicza dżungla były inne niż to, co czytałam do tej pory. Jakoś nie mogłam wyobrazić sobie miejsc i wydarzeń i (choć nie jest to powód do dumy) niestety kilka razy chciałam nawet przerwać lekturę. Jaki byłby to błąd, bo dosłownie kilka stron dalej zakochałam się w tym nowym świecie szczególnie dlatego, że autorka czerpała inspiracje z kultury afrykańskiej - co nawiasem mówiąc wyszło jej świetnie! Sama akcja porwała mnie w swoje odmęty i było po mnie. Dodatkowo mamy wstawki językowe z języka Suahili, co urzekło mnie najbardziej, bo jeśli nie wiecie kiedyś miałam dużą styczność z tym językiem i już on sprawia, że lektura jest całkiem inna i ma w sobie ten klimat. Bohaterowie nie są prostolinijni i dobrze się z nimi bawiłam. Okazali się dobrymi towarzyszami tej wyprawy, bądź co bądź przeszliśmy kawał niebezpiecznej drogi.

Co takiego oferuje nam fabuła? Z pewnością magię, tajemnice, wątek miłosny... być może, bo wcale nie jest w nim nic oczywistego, świetnych bohaterów i zwrot akcji, który wbija w fotel mentalny MOCNO. Czytając mamy perspektywę postaci, więc ciekawie można przejść przez opowieść z różnego punktu widzenia, co dla mnie przeważnie jest dużym plusem.

Jejku... to była dobra podróż i pomimo nieco kiepskiego startu na finiszu bawiłam się wyśmienicie i czułam się usatysfakcjonowana przebiegiem wydarzeń, choć moje serducho nie raz i nie dwa dostało emocjonalnego kopa! Dodam, że tom drugi to jeszcze lepsza wyprawa tylko już w większym składzie, ale nie będę nic zdradzać - to trzeba przeczytać!

"Często zdaje się, że bestie, które najzacieklej atakują, zostały najbardziej skrzywdzone." - Ayana Gray "Drapieżne bestie"

Czy są takie książki, które na początku niezwykle Wam się dłużyły, a potem wciągnęły Was w swój magiczny świat i nie chciały wypuścić?

Dla mnie doskonałym przykładem są właśnie "Drapieżne bestie" 💛

Od pierwszej strony do mniej więcej połowy książki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wszystko ma swój koniec i chociaż ciężko mi rozstać się z Kiroho oraz wszystkimi bohaterami to cieszę się, że historia zakończyła się w taki sposób.
I właśnie w tym miejscu. Nic dodać, nic ująć tylko pogratulować autorce, bo w całą trylogię włożyła mnóstwo pracy, a sam finał to już wisienka na torcie.

Od początku, jednak zaczynając… Po wydarzeniach z drugiego tomu, kiedy wiemy już, kto ma co za uszami, kto czuje, do kogo miętę i kto ma najlepsze poczucie humoru (tak, nigdy nie przestanę wspominać Mounda) wydaje się nam, że nic nas już nie zaskoczy. Jaki jest to błąd! „Zaćmienie” nie tylko zabiera nas w sam środek wiru walki i intryg, ale gra nam na emocjach, i to w taki sposób, że w głowie biją się myśli i nie da się pozbyć uczucia, że jest się nieco oszukanym… pozytywnie oczywiście! Oprócz tych kilku momentów, gdzie nasze serce roztrzaskuje się na kawałki, a oczy same się szklą to nie ma tam chwili na złapanie oddechu. Przyznam się bez bicia, że na końcu książki, kiedy przerzuciłam ostatnią stronę w oczach miałam łzy, i to z dwóch powodów. Po pierwsze nie mogłam wyobrazić sobie bardziej uroczej sceny kończącej opowieść dwóch wrogich sobie plemion, między którymi pojawiła się iskierka miłości. No wzrusz całkowity. Po drugie jestem pod wrażeniem tego, jak autorka potrafiła tak poprowadzić akcję, że czytelnik zmienia całkowicie nastawienie co do jednej postaci – jakiej nie zdradzę trzeba przeczytać, żeby się dowiedzieć. Spoilerów nie lubimy, więc unikam ich jak mogę, żeby nie psuć radości z czytania.

Czy jednak finał zadowolił mnie tak jak chciałam? Ogólnie rzecz, biorąc czuję się usatysfakcjonowana w ogromnej części. Malutkim zarzutem z mojej strony jest fakt, że samo zaćmienie nie miało wpływu aż tak na fabułę jak mogłoby się wydawać i z jakiejś niewiadomej mi przyczyny bardzo mi tego brakowało. To mój jedyny minus – dziękuję za uwagę.

Warto dać porwać się tej historii, którą dosłownie się połyka, bo styl autorki jest naprawdę przyjemny, dzięki czemu kartki uciekają błyskawicznie. Gwarantuję, że spędzicie czas w towarzystwie wspaniałych bohaterów, poznacie świat pełen magii i zwyczajnie pokochacie całą trylogię Dnia i Nocy.
Mam nadzieję, że dacie się namówić! Zaufajcie mi – warto!

Wszystko ma swój koniec i chociaż ciężko mi rozstać się z Kiroho oraz wszystkimi bohaterami to cieszę się, że historia zakończyła się w taki sposób.
I właśnie w tym miejscu. Nic dodać, nic ująć tylko pogratulować autorce, bo w całą trylogię włożyła mnóstwo pracy, a sam finał to już wisienka na torcie.

Od początku, jednak zaczynając… Po wydarzeniach z drugiego tomu, kiedy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Co stało się z Agatą, która przeżyła chyba najcięższy okres swojego życia, pracując jako woźna w zwykłym przedszkolu? No… nie tak zwykłym, skoro dzieci miały nieco przerażające moce, przedszkole odwiedzały demony, a nasza bohaterka jako normalny człowiek musiała radzić sobie z tym wszystkim sama. Lekko nie było. Co więcej po zakończeniu pracy nie jest lepiej. Agata musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości po śmierci ojca, gdzie wszyscy dookoła wiedzą o istnieniu magii, a słowiańscy bogowie chętnie by się naszej, byłej, woźnej pozbyli. Jak dołożymy do tego pięciolatkę o bardzo specyficznym zachowaniu robi się znowu… nadzwyczajnie. Ale w końcu, co to jest dla naszej niemagicznej, ludzkiej Agatki?

Drugi tom przygód Agaty wbił mnie w fotel chyba jeszcze bardziej niż poprzednia część. Jeśli czytaliście już „Tajne przez magiczne” i uważaliście je za nieco krwawe, mroczne i mocno słowiańskie… To po lekturze „To nie jest kraj dla słabych magów” zmienicie zdanie i stwierdzicie, że to był pikuś, bo co tu się dzieje przeszło moje oczekiwania! Książkę czyta się ekspresem i bardzo ciężko się od niej oderwać. Pani Kasia zaserwowała nam kolejną porcję dreszczyku i chcę dodać, iż mam pewne podejrzenia, że autorka to nasz własny, polski George R. R. Martin. Nie zdradzę więcej, dlaczego, ale po lekturze zapewniam, że będzie nas w tym przekonaniu więcej.

Przechodząc do bohaterów – nie zmieniło się wiele oprócz tego, że matka Agaty – nasza kochana Angela tak okropnie mnie irytowała, że kiedy się już pojawiała zastanawiałam się cóż, ona znowu genialnego wymyśli i przeważnie mnie nie zawodziła… Nowe postacie bardzo polubiłam, szczególnie że dodawały nieco pikanterii opowieści, jednak moją ulubienicą pozostaje Agata, bo jej cięty język to jednak jest to, co lubię w niej najbardziej, a dodatkowo jest ona tak zwyczajnie ludzka, że nie da nie czuć się do niej sympatii. Tuż obok niej stoi nasz uroczy pół demon Dawid, który humor też ma cięty i zaskakuje nas na każdym kroku i raz tak, że chce się mu odwinąć, a raz w taki sposób, że człowiek chce go przytulić, chociaż nieco przeraża.

Ta część przynosi nam też odpowiedzi na wiele pytań, które pojawiły się po przeczytaniu tomu pierwszego i rozwija wiele wątków tam zaczętych. Dowiemy się więcej o Radzie, o tym skąd wziął się Dawid i co stanie się gdy ludzkość pozna tajemnice skrywane od pokoleń. Po drodze może przewinąć się też wątek Węgielka, którego już zdążyliśmy poznać, a jeszcze o tym nie wiemy.

No co więcej mogę dodać? Warto sięgnąć po „To nie jest kraj dla słabych magów”, ponieważ jest to naprawdę dobra książka, od której nie da się oderwać. Najpierw jednak odsyłam do tomu pierwszego, bo tam znajdziecie początek tej całej szalonej przygody :)

Co stało się z Agatą, która przeżyła chyba najcięższy okres swojego życia, pracując jako woźna w zwykłym przedszkolu? No… nie tak zwykłym, skoro dzieci miały nieco przerażające moce, przedszkole odwiedzały demony, a nasza bohaterka jako normalny człowiek musiała radzić sobie z tym wszystkim sama. Lekko nie było. Co więcej po zakończeniu pracy nie jest lepiej. Agata musi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„The Atlas Six. Wiedza zabija” to świetna propozycja książki dla osób lubujących się w klimacie dark akademia. Mamy tutaj nie tylko tajną i dostępną wyłącznie dla wybrańców elitarną szkołę, ale dodatkowo edukację opartą na samorozwoju magii, którą władają owi szczęśliwi rekruci i to nie byle gdzie, a w samej bibliotece Towarzystwa Aleksandryjskiego, gdzie przechowywana jest wiedza największych cywilizacji starożytności.

Ciekawym zabiegiem jest samo przedstawienie magii, która opisana jest na zasadzie działania fizyki i chociaż przyznam, że był to chyba jeden z najmniej lubianych przeze mnie przedmiotów w szkole to tutaj czułam się zaintrygowana sposobem w przedstawienia działania sił w otaczającej przestrzeni. Na stronach książki poznajemy perspektywę prawie każdego z bohaterów, co pozwala nam na głębsze poznanie ich samych, ale też pewnych schematów zachowań w grze, która toczy się o ogromną cenę, a nic nie jest w niej pewne i wiadome na pierwszy rzut oka. Samej akcji mamy tutaj bardzo mało. Raczej wszystko kręci się w kategorii filozoficznych przemyśleń o naturze ludzkiej i właśnie wcześniej wspomnianej magii opartej na zasadach fizyki. Czy jednak nudzimy się przy lekturze? Ani trochę! Mamy poczucie, że jesteśmy w trakcie rozwiązywania zagadki i szukamy poszlak, a co chwilę trafiamy na ślepy zaułek. To ogromnie mnie porwało. Kto jest kim? Ciężko jednoznacznie to określić nawet już przy końcu książki. Dodatkowo nie ma tu cukierkowych relacji między bohaterami - jedynie wola przetrwania i sojusze. W obliczu zagrożenia człowiek porzuca wszelkie morale, co dobitnie widać na podstawie wyborów dokonywanych przez naszą szóstkę wybranych. To było bardzo, bardzo dobre!

Podsumowując książkę w dużym skrócie na pewno warto jeszcze raz podkreślić jej mroczny klimat, dreszcz niepewności przebiegający po plecach, który towarzyszy nam podczas czytania i fantastyczny system magii. Na ogromny plus idą też ilustracje, które niezwykle umilają lekturę i są zwyczajnie przepiękne. Jeśli jesteście zainteresowani książką nawet się nie zastanawiajcie tylko bierzcie w ciemno, bo warto zapoznać się z tak wspaniałym debiutem.

„The Atlas Six. Wiedza zabija” to świetna propozycja książki dla osób lubujących się w klimacie dark akademia. Mamy tutaj nie tylko tajną i dostępną wyłącznie dla wybrańców elitarną szkołę, ale dodatkowo edukację opartą na samorozwoju magii, którą władają owi szczęśliwi rekruci i to nie byle gdzie, a w samej bibliotece Towarzystwa Aleksandryjskiego, gdzie przechowywana jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Wschodzący księżyc” to drugi tom Trylogii Dnia i Nocy, a jednocześnie kontynuacja „Gasnącego słońca”, które pokochałam całym sercem i czytałam już kilkukrotnie. Jak więc wypada przy nim księżyc?

Po wydarzeniach w Kiroho, które poznaliśmy w pierwszej części, a przypomnę była debiutem pisarskim pani Agaty Konefał, znowu trafiamy do świata pełnego magii, mocy duchowej i niebezpieczeństw. Tym razem jednak autorka zabiera nas w podróż nie tylko po znanych nam miejscach. Odwiedzamy odległe tereny obydwu klanów, jak również zakamarki, gdzie nikt z własnej woli nie postawiły stopy. Ogólnie jest to safari po Kiroho z wieloma atrakcjami, którymi w głównej mierze są intrygi dworskie. W tej sferze dzieje się dużo, ponieważ głównym tematem staje się oczywiście tak wyczekiwany wątek miłosny. Jeśli nie wiecie relacja między naszymi bohaterami, to ta typu slow burn, z czego osobiście jestem bardzo zadowolona, bo nie jest ona wymuszona, a wydarzenia, które zbliżają nasze gołąbki do siebie stwarzają między, nimi prawdziwą więź. Moje serce rozpływało się nad momentami, gdzie sami odkrywali swoje uczucia, a ja jako postronny czytelnik mogłam im w tym towarzyszyć. Zwyczajnie jestem zauroczona tym związkiem.

Jeśli o bohaterów chodzi, to tutaj również jestem zachwycona. Levone dalej pozostaje moją wielką miłością, ale jego najlepszy przyjaciel Mound zepchnął go nieco z piedestału, będąc ikoną tej książki. Przy nim nie da się nie śmiać. To postać, która w każdej sytuacji wie jak wtrącić swoje trzy grosze i zawsze trafia tym w punkt. To taki pozytywny cwaniaczek o złotym sercu. Nic tylko go kochać! Sonya natomiast od samego początku zachwyciła mnie swoją siłą charakteru. Nie dała się złamać i za to darzę ją ogromnym szacunkiem. Poruszył mnie też wątek przyjaźni między nią i Firen, która jest niemal siostrzana. A jeśli w temacie sióstr już jesteśmy… Bardzo cieszę się, że Masina dostała tutaj więcej uwagi, dzięki czemu możemy ją lepiej poznać, a także jej motywy i odczucia względem naszej głównej bohaterki.

„Wschodzący księżyc” oferuje nam rozwinięcie wątków z pierwszego tomu. Nie tylko tego miłosnego, ale też poznajemy jak żyją Dzicy, zwiedzamy Płonące Sol i zapoznajemy się z nowymi postaciami. Same plusy. Nic tylko wykupić wycieczkę na tę podróż. Sama z niej wróciłam i nie mogę doczekać się, aż znowu w nią wyruszę!

„Wschodzący księżyc” to drugi tom Trylogii Dnia i Nocy, a jednocześnie kontynuacja „Gasnącego słońca”, które pokochałam całym sercem i czytałam już kilkukrotnie. Jak więc wypada przy nim księżyc?

Po wydarzeniach w Kiroho, które poznaliśmy w pierwszej części, a przypomnę była debiutem pisarskim pani Agaty Konefał, znowu trafiamy do świata pełnego magii, mocy duchowej i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeśli każdy debiut będzie tak zachwycający jak „Lekcje chemii” mogę czytać w ciemno co mi wpadnie w ręce!

Co to była za lektura… Do tej pory nie mogę się z niej otrząsnąć i jedyne, co jestem w stanie zrobić, to złożyć pani Bonnie Garmus gratulacje z racji tak wspaniałego debiutu. To co stworzyła i przekazała na kartach swojej książki dosłownie przeczołgało mnie przez poligon łez, śmiechu, wzruszeń i oburzenia. Tylu emocji już dawno nie znalazłam w książce. Już od dawna nic nie sprawiło mi tak mocnego kaca czytelniczego.

Historia Elizabeth Zott miała pecha być kobietą w latach 50, czyli czasach, kiedy ich rolę widziało się jedynie w kuchni z dziećmi na rękach. Jednocześnie miała pecha nie kryć się z tym, co przez innych uważano za czysty skandal. W życiu nie miała lekko. Kobieta, chemiczka, samotna matka, gwiazda programu kulinarnego… Tego Elizabeth nie planowała, bo swoje miejsce widziała jedynie w laboratorium. Życie jednak jest pełne niespodzianek nie tylko tych dobrych, ale nieraz i bardzo trudnych. Nasza bohaterka to jednak twarda kobieta, która stawia czoło przeciwnościom losu z podniesionym czołem i prze naprzód niczym lodołamacz. Nie daje sobie wejść na głowę i broni swojego zdania pomimo presji ze strony społeczeństwa. Nic dziwnego, że zyskuje wielkie poparcie, choć równocześnie liczba jej fanów równa się liczbie głosów, które chcą ją uciszyć.

Nie będę się rozpisywać, bo książka sama w sobie jest kawałem świetnej literatury, a okładka tylko dodatkowo zachęca do przeczytania. To idealna pozycja na wieczorną lekturę, która napisana jest niezwykle lekko i zwiewnie, a przemyca tak ważne i nieraz trudne tematy w sposób tak prosty i poruszający, że bez chusteczek nie ma co czytać. Znajdziemy tu historię miłości, siły, walki o siebie oraz odrzucenia i dyskryminacji, a klimat lat 50 jest tutaj niezwykły. Dodam też, że pomimo słusznej ilości stron czyta się ją błyskawicznie, bo nie da się od niej oderwać. Gwarantuję, że pokochacie bohaterów, inaczej spojrzycie na świat nauki, docenicie wioślarstwo i będziecie chcieli mieć takiego czworonoga jak Szósta Trzydzieści.

To jak? Pozwolisz Elizabeth zaprosić się na Kolację o szóstej? Czekamy na Ciebie w studio. W końcu każdemu przydadzą się lekcje chemii!

Jeśli każdy debiut będzie tak zachwycający jak „Lekcje chemii” mogę czytać w ciemno co mi wpadnie w ręce!

Co to była za lektura… Do tej pory nie mogę się z niej otrząsnąć i jedyne, co jestem w stanie zrobić, to złożyć pani Bonnie Garmus gratulacje z racji tak wspaniałego debiutu. To co stworzyła i przekazała na kartach swojej książki dosłownie przeczołgało mnie przez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Druga część nowej serii autorstwa Laury Savaes zachwyciła mnie o wiele mocniej, niż poprzedni tom. Pokochałam jeszcze bardziej Adriven, zmieniłam nastawienie do brata Leny i… zmieniłam też typ książkowego męża?

Po pierwszym tomie serii, gdzie poznajemy Lenę, która z utęsknieniem wspomina brata, roztrząsając jego brak oraz obserwujemy jej kolejne perypetie związane z trafieniem do obcego dla niej wymiaru, gdzie nieco namieszała mogę z ręką na sercu powiedzieć, że w „Perygeum” ta dziewczyna zmieniła się o co najmniej 180 stopni. Lena jako bohaterka zrobiła ogromny krok naprzód i nie daje sobie wejść nikomu na głowę. Tę przemianę widać już od początku jej przygody w tajemniczym świecie, ale tutaj nabiera ona rozpędu. Lena, dotąd ugodowa, stawia na szali swoje szczęście, żeby postępować słusznie i za to zyskuje mój ogromny szacunek. Nie jest zależna od nikogo i nawet jej brat nie jest już jej potrzebny do życia jak powietrze. Odcięła pępowinę i ruszyła naprzód. Brawo Lena!

Pozostali bohaterowie również zaskarbili sobie moją sympatię, a szczególnie Dominik, którego uważałam z początku za nadopiekuńczego i wkurzającego złotego chłopca. Teraz mogłabym się z nim zaprzyjaźnić, bo jak się okazało on również zmienił się pod wpływem wielu wydarzeń, a jego humor i osobowość dodają mu tylko uroku. Cóż dodać – łapię jego żart i doceniam gust muzyczny.

Wątek wojny, która wybuchła już na dobre jest bardzo dobrze poprowadzony i podoba mi się to, że nie jest pokazana sielankowo. Jest czasem krwawo i brutalnie, ale co ważne podczas lektury czułam jak wpływa ona na naszych bohaterów. Ich traumy, lęki i plany… Autorka świetnie je uchwyciła, a zagrania polityczne obu stron to majstersztyk. Brakowało mi większej ilości polityki w tomie pierwszym, ale tom drugi wynagrodził mi to idealnie.

Jednak… żeby nie było też za kolorowo… Ogromnym minusem był dla mnie trójkąt miłosny ciągnący się od pierwszej strony książki. Tułanie się Leny od jednego faceta do drugiego i ciągłe wracanie myślami czasami tak bardzo mnie irytowały, że miałam ochotę trzepnąć naszą bohaterkę i krzyknąć „Halooooo?! Lena oszalałaś?!”. Jednak przyznać muszę, że po zakończeniu tomu pierwszego, czyli „Apogeum”, byłam całkowicie za Cedrikiem i choć dalej kocham go ogromnie… w tym tomie moje serce ciągnie i do Eavana. Tutaj warto wspomnieć, że poznajemy postacie dwóch miłości Leny o wiele lepiej, co dodaje im i plusów, i minusów, a nam w głowie robi jeden wielki mętlik.

Podsumowując – ogromnie polecam. „Perygeum” dostarczy Wam wielu zwrotów akcji, morze emocji, kilka łez i ogrom wzruszeń. Po kolejny tom sięgam w ciemno i nie mogę się go już doczekać!

Druga część nowej serii autorstwa Laury Savaes zachwyciła mnie o wiele mocniej, niż poprzedni tom. Pokochałam jeszcze bardziej Adriven, zmieniłam nastawienie do brata Leny i… zmieniłam też typ książkowego męża?

Po pierwszym tomie serii, gdzie poznajemy Lenę, która z utęsknieniem wspomina brata, roztrząsając jego brak oraz obserwujemy jej kolejne perypetie związane z...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Jak zmienić wszystko. Młodzi na ratunek planecie Naomi Klein, Rebecca Stefoff
Ocena 7,7
Jak zmienić ws... Naomi Klein, Rebecc...

Na półkach:

Żyjemy w czasach, gdzie jutro jest niepewne. Codziennie zmagamy się z ociepleniem klimatu, zanieczyszczeniem środowiska i wszystkimi skutkami, które im towarzyszą. Jednak czy zdajemy sobie sprawę z tego w jak poważnych tarapatach znajduje się nasza planeta?

Całe szczęście nasze pokolenie ma w sobie ogień, by walczyć o to co ważne nie tylko na forum społeczności lokalnej, ale i światowej.

Książka "Jak zmienić wszystko" otwiera oczy na ważne kwestie, które nie są wystarczająco poruszane w mediach społecznościowych. Przedstawia również przykłady wielu młodych aktywistów i aktywistek z wielu państw, którzy od najmłodszych lat przyczyniają się do walki o lepsze jutro dla każdego z nas.

Sama znalazłam tam wiele inspirujących pomysłów, a co więcej dowiedziałam się, że to już dzisiaj, TERAZ jest czas na ratowanie tego co i tak zostało zniszczone. Jeśli nie zaczniemy działać Wielka Rafa Koralowa umrze w ciągu najbliższych lat, poziom mórz i oceanów podnienie się o około 3 metry, a klimat ociepli się o minimum 1,5 stopnia Celsjusza, co przyniesie ogromne zmiany w tym silne susze i tajfuny w wielu miejscach świata, a to wszystko tylko do 2100 roku. Zmusi to miliony ludzi do zmiany miejsca zamieszkania, co będzie wiązało się z przeludnieniem i kolejnymi problemami społecznymi takimi jak złe warunki sanitarne, czy bezdomność.

Czytając książkę miałam też wielki wyrzut co do rządzących, którzy niejednokrotnie przykładali rękę do świadomych decyzji odnośnie budowy gazociągów, czy też ropociągów, jednocześnie całkowicie bagatelizujac głosy mieszkańców okolicznych terenów.

Wieści o stanie naszego klimatu są tragiczne, ale nadal możemy zmienić kierunek, w którym podążamy i zahamować emisję gazów cieplarnianych. Wystarczy działać!

Jestem pod ogromnym wrażeniem książki, która uwrażliwiła mnie na wiele ważnych tematów. Nasza planeta to coś, o co każdy z nas może walczyć i o co każdy z nas bezsprzecznie powinien dbać.

Polecam książkę każdemu, bo oprócz pięknych ilustracji i wielu ciekawych informacji niesie ogromy ważny przekaz - jak zmienić wszystko!

Żyjemy w czasach, gdzie jutro jest niepewne. Codziennie zmagamy się z ociepleniem klimatu, zanieczyszczeniem środowiska i wszystkimi skutkami, które im towarzyszą. Jednak czy zdajemy sobie sprawę z tego w jak poważnych tarapatach znajduje się nasza planeta?

Całe szczęście nasze pokolenie ma w sobie ogień, by walczyć o to co ważne nie tylko na forum społeczności lokalnej,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Romans historyczny z genialnym poczuciem humoru oraz bohaterami, których nie da się nie lubić i tajemniczym wątkiem w tle? No jeśli to nie o Bestię chodzi, to ja się poddaję. Najnowsza książka Melisy Bel porwała mnie całkowicie i poniżej znajdziecie kilka słów wytłumaczenia, dlaczego tak się stało.

„Zaborcza Bestia” to piąty i ostatni już tom serii „Niepokorni”. Jeśli nie czytałaś lub nie czytałeś wcześniejszych tomów i tak na spokojnie możesz sięgnąć po Bestię, ponieważ kolejność zapoznawania się z tytułami serii nie jest żadną przeszkodą.

Czy po czterech wcześniejszych i bardzo udanych spotkaniach z wspaniałymi dżentelmenami tom piąty również mnie zachwycił? Oczywiście, że TAK! Powiem nawet więcej – jest to mój drugi w kolejności ulubieniec, ponieważ moje serce nadal, jednak należy do „W paszczy Lwa”, choć przyznam, że miałam chwilę zawahania. Jednak oficjalnie mam kolejnego książkowego męża!

Poznajemy tutaj lady Annabel Brookie, która skrywa swoje piękno pod wizerunkiem szarej myszki. Wszystko to sprawka jej bardzo wymagającej i konserwatywnej matki, która chce niebawem wydać ją za mąż. Gdzie więc w tym wszystkim nasza tytułowa Bestia? Czas poznać Jonathana – dyrektora teatru, który wkracza nieświadomie w oko cyklonu. W tym miejscu rozpoczyna się pewna gra… Jest wesoło, zadziornie, namiętnie i tajemniczo.

Cała historia tej wybuchowej pary kojarzy mi się z Roszpunką tylko w wersji londyńskiej socjety XIX wieku. Dlaczego? Tego musicie się dowiedzieć sami. Mogę zapewnić, że czas z książką nie będzie stracony. Bestia Cię rozśmieszy, czasem uronisz łezkę, ale co najważniejsze przeniesiesz się w czasie do cudownego klimatu dawnej Anglii. To w książkach Melisy uwielbiam najbardziej! Jeśli już raz zabierze Cię ze sobą będziesz chciał wracać – gwarantuje! Dodatkowo książka napisana jest w taki sposób, że płynie się przez historię i nie da się jej odłożyć. Więc nie radzę zaczynać wieczorem, bo noc będzie uboga w sen – popełniłam ten błąd kolejny raz. Bohaterowie to tak cudna para, że kibicuje się im od pierwszej strony. Ale nie powiem, że nie miałam też słabości do innego dżentelmena w tej pełnej zwrotów akcji historii.

Podsumowując – książkę polecam gorąco, bo mocno zaskakuje i aż ciepło na sercu się robi po jej przeczytaniu, a uśmiech sam wkrada się na twarz :)

Romans historyczny z genialnym poczuciem humoru oraz bohaterami, których nie da się nie lubić i tajemniczym wątkiem w tle? No jeśli to nie o Bestię chodzi, to ja się poddaję. Najnowsza książka Melisy Bel porwała mnie całkowicie i poniżej znajdziecie kilka słów wytłumaczenia, dlaczego tak się stało.

„Zaborcza Bestia” to piąty i ostatni już tom serii „Niepokorni”. Jeśli nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czasem lektura nie jest łatwa i nie czyta się jej jednym tchem, ale zdecydowanie dostarcza takiej dawki emocji, że dotyka ona człowieka w bardzo wyjątkowy sposób.
Kojarzy Wam się może taka książka?

Po zapoznaniu się z dziełem pani Elin Cullhed mam w sobie ogromne morze emocji i ciężko mi to opisać. Z pewnością mogę powiedzieć, że dawno nie zapoznałam się z główną bohaterką w tak szczególny sposób. Opowieść o Sylwii Plath, autorce książki "Szklany klosz", nie jest biografią tym bardziej, że opowiada jedynie o ostatnim roku jej życia.

Poznajemy tutaj matkę, żonę, poetkę, kobietę zranioną. Wszystkie te płaszczyzny życia przenikają się, a Sylwia toczy wewnętrzną walkę o swoją tożsamość. Cała ta bitwa opisana jest tak pięknym i barwnym językiem pełnym metafor, że nie da się nie podziwiać sposobu przedstawienia świata jej oczami. Zraniona dusza poetki zmaga się z otaczającym ją światem, a podczas lektury możemy doskonale zapoznać się z jej stanem psychicznym i poczuć jak samotna i odrzucona się czuła.

Nie będę ukrywać, że to trudna lektura nie dla każdego. Jednak jeśli lubicie literaturę piękną, z której możecie czerpać garściami to zdecydowanie polecam Wam "Euforię". Odnajdziecie tu wiele emocji, a szczególnie poczujecie tę walkę o miłość nie tylko mężczyzny, dzieci, ale i o miłość samej siebie.

Ciekawostka: Sylwia Plath po wydarzeniach przedstawionych w książce popełnia w roku 1962 samobójstwo poprzez zatrucie gazem. Swoją dwójkę dzieci umieszcza w bezpiecznym, wentylowanym pomieszczeniu i zostawia im śniadanie. Tomy jej poezji zostały wydane pośmiertnie.

Czasem lektura nie jest łatwa i nie czyta się jej jednym tchem, ale zdecydowanie dostarcza takiej dawki emocji, że dotyka ona człowieka w bardzo wyjątkowy sposób.
Kojarzy Wam się może taka książka?

Po zapoznaniu się z dziełem pani Elin Cullhed mam w sobie ogromne morze emocji i ciężko mi to opisać. Z pewnością mogę powiedzieć, że dawno nie zapoznałam się z główną bohaterką...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Caryca” to książka, która nie jest lekka i zdecydowanie jest przeznaczona dla starszych czytelników. Już na okładce widnieje zdanie „Sprawia, że Gra o tron wydaje się bają dla dzieci”, a ja podpisuję się pod komentarzem Daisy Goodwin obiema rękami.

Historia Marty, która z biednej chłopki pewnego dnia staje się carycą Katarzyną I pozornie wydaje się rodem z baśni o znanym nam doskonale Kopciuszku. Jednak to tylko bańka, która zarysowuje nam jej życiorys. Prawda jest taka, że przeżyła ona w swoim życiu więcej, niż możemy nawet przypuszczać. Doświadczyła głodu, brutalności, gwałtów, poniżeń i strachu. By przetrwać stała się morderczynią. Ostatecznie, trwając jako żona Piotra Wielkiego codziennie walczyła o swoją pozycję u boku cara, a także stała się matką dwanaściorga dzieci, przeżywając później pochówki prawie wszystkich z nich.
Jak silna może być więc kobieta? Katarzyna musiała być ówczesną Wonder Woman…

Ellen Alpsten, tworząc książkę o Katarzynie I, która kiedyś była Martą, spędziła mnóstwo czasu na zbieraniu informacji o jej życiu. Jak sama wyznaje historia tej niezwykłej kobiety nie jest jasna. Marta pojawia się nagle w życiu cara, jednak większość powieści autorka trzyma się faktów czysto historycznych jedynie lekko zarysowując jej początek własnymi domysłami. Dzięki temu w bardzo ciekawy sposób można dowiedzieć się, jak ta prosta kobieta z ludu stała się pierwszą carycą władającą Rosją.

Warty podkreślenia jest fakt, że wiele scen przesyconych jest brutalnością. Mamy tutaj obraz nie tylko wielu tortur, które za panowania Piotra I były powszechne, ale również scen cielesnych, które czasami sprawiały, że musiałam przerwać czytanie i zrobić sobie przerwę od książki. Powiedzmy, że przelewanie krwi, okrucieństwo i sypanie z niezliczoną ilością kobiet było chlebem powszednim dla dworu cara, a czasami ich groteskowość mnie przerażała. To nie jest łatwa powieść, ale warto po nią sięgnąć. Kiedy już przekręciłam ostatnią stronę czułam się jakbym wysłuchała niezwykle smutnej historii starszej kobiety naznaczonej życiem tak, że sprawiło mi to ogromny ból. Narracja prowadzona jest w formie opowieści Marty, więc łatwo jest zrozumieć jej punkt widzenia. Jednak żeby nie było – nasza Katarzyna była nie tylko niebywale silna, ale również ogromnie przebiegła. Walczyła z losem dzielnie i brutalnie często unikając najgorszego jedynie przez swój spryt i zaradność. Byłam pod ogromnym wrażeniem jej osoby i z chęcią przeczytam więcej książek autorki.

Jeśli kiedykolwiek nadarzy się Wam okazja do sięgnięcia po tę książkę bądźcie pewni, że wbije Was w fotel!

„Caryca” to książka, która nie jest lekka i zdecydowanie jest przeznaczona dla starszych czytelników. Już na okładce widnieje zdanie „Sprawia, że Gra o tron wydaje się bają dla dzieci”, a ja podpisuję się pod komentarzem Daisy Goodwin obiema rękami.

Historia Marty, która z biednej chłopki pewnego dnia staje się carycą Katarzyną I pozornie wydaje się rodem z baśni o znanym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sięgając po książkę miałam nieco inne oczekiwania, niż to, co ostatecznie otrzymałam. Czy jestem jednak zawiedziona? Niekoniecznie, choć uzbierałam kilka małych „ale”. Jestem też bardzo ciekawa pozostałych dzieł autora, ponieważ „Czarownica” to moje pierwsze spotkanie z jego twórczością, a przeczuwam, że nie będzie ono ostatnie.

Książka jest historią dwóch sióstr, które tracą matkę w sposób niezwykle brutalny z rąk łowców czarownic i zmuszone są do ucieczki. Starsza siostra przysięga pomścić matkę. Odtąd jej działania mają jeden cel…

„Czarownica” to opowieść, która od razu skojarzyła mi się z baśnią, i to nie byle jaką zresztą. Ta baśń jest niezwykle mroczna, a czytanie jej pozostawia pewien dreszczyk niepokoju. Odczucie to jest szczególnie silne przy dialogach naszych bohaterek, które mają w sobie czasami niepokojący wydźwięk. Czuć ten klimat już od pierwszych stron i pozostaje z nami do ostatniej kartki.

Jeśli już o bohaterkach mowa, należy poświęcić im kilka słów. Bez wątpienia są to niezwykłe, silne postacie, jednak nie zostałam przez nie porwana, a szczególnie zawodziła mnie główna bohaterka, która czasem postępowała w tak nielogiczny dla mnie sposób, że brak mi słów. Rozumiem fakt jej żałoby i furii na otaczający świat i niesprawiedliwość, ale jednak nie czuję się przekonana. Obie siostry różnią się jak dzień i noc, ale co bardzo mnie urzekło tworzą razem pewną równowagę.

Fabuła przesiąknięta była mrokiem i co chwila coś się działo. Mamy tutaj kilka niemałych zaskoczeń, zwrotów akcji i… no właśnie. Nie umiem określić, co w zasadzie ciągnęło mnie do tej historii konkretnie, ale przeżyłam w trakcie lektury kilka wzruszeń, złości i uśmiechów. Końcówka książki nie należy do moich ulubionych zakończeń i miałam wrażenie, że są tam pewne niedopracowane punkty, ale to już każdy powinien ocenić sam.

Należy podkreślić fakt, że mroczna atmosfera, która tworzy tę baśniową opowieść podbiła moje serce. Dawno nie czytałam książki napisanej w taki sposób i z chęcią znowu zagłębiłabym się w ten świat. Na ogromny plus przemawiają wplecione w opowieść fakty z czasów, gdy polowania na czarownice były powszechne, a autor przedstawia je czytelnikowi w niezwykle ciekawy sposób, powołując się nawet na materiały źródłowe, które przyczyniły się do powstania powieści.

Polecam sięgnąć po tę opowieść o przyjaźni, miłości, zemście i oczywiście magii. Pozostanie z Wami bardzo długo. To mogę zagwarantować!

Sięgając po książkę miałam nieco inne oczekiwania, niż to, co ostatecznie otrzymałam. Czy jestem jednak zawiedziona? Niekoniecznie, choć uzbierałam kilka małych „ale”. Jestem też bardzo ciekawa pozostałych dzieł autora, ponieważ „Czarownica” to moje pierwsze spotkanie z jego twórczością, a przeczuwam, że nie będzie ono ostatnie.

Książka jest historią dwóch sióstr, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Szukacie książki, która Was zachwyci? Książki, która namiesza w głowie? Książki, która wywoła poczucie niepokoju? Gratulacje - jesteście u celu.

„Konwersja” to historia, która wydawać by się mogła prosta. Ot zwykły menadżer próbuje wypromować na polskiej scenie świeżo upieczoną wokalistkę syryjskiego pochodzenia, natomiast bardzo dobra dziennikarka odkrywa potencjalny zbieg okoliczności, który jednak znaczy coś więcej, niż przypadkowy gest kilku influencerów. Losy tych dwojga łączą się, a raczej przeplatają, by ostatecznie zaprowadzić nas w miejsce, gdzie z pewnością nikt nie przewidział zawędrować. Teatr cieni trwa.

Podczas lektury cały czas miałam wrażenie towarzyszącego mi niepokoju. Kartki książki uciekały błyskawicznie, natomiast dziwne uczucie pozostało ze mną do ostatniej strony. Autor świetnie stworzył struktury agencji, które za pomocą mediów kreują świadomość ludzi i wpływają na światopogląd całych narodów. Granica, która została postawiona między prawdą a kłamstwem zaciera się. To naprawdę świetnie stworzony mechanizm, który działa niepostrzeżenie, a bardzo skutecznie. Nasuwa się tutaj pytanie – co jest prawdą, a co fikcją? Szczerze mówiąc nie jestem w stanie podjąć jednoznacznej decyzji. Media w obecnych czasach mają ogromny wpływ na nasze życie, a ludzki umysł często można zmanipulować, więc nie jest wykluczone nic, co dzieje się na kartach książki. Jest to przerażające, jednak całkiem prawdopodobne. Wszystko jest możliwe w dobie obecnej technologii. Decyzje czytelnik podejmuje sam.

Bohaterowie to osoby, które mają wiele tajemnic. Wplątani są w sprawy większe, niż może się im wydawać i mimo że im kibicowałam nie potrafiłam zapałać do nich sympatią. Byli dla mnie zbyt niejednoznaczni, przez co oceniać ich mogłam tylko przez pryzmat dokonywanych wyborów, jednak zaskakiwać potrafili mocno i to w najmniej spodziewanym momencie.

Gratuluję autorowi świetnej powieści – ciężko jest odłożyć ją na bok, a miesza ona w głowie i prowadzi na manowce wiele razy w bardzo oryginalnym stylu. Po tej książce nie potrafię wrócić do porządku dziennego. Zostaje ona w pamięci i nie da się o niej zapomnieć. To świetny thriller, który zdecydowanie wprowadza w pewien rodzaj dyskomfortu, ale to zamierzony zabieg, który daje niezwykle do myślenia.

Drogi czytelniku – nic nie jest takie, jakie się wydaje. Pamiętaj, że nie wiesz nic.

Szukacie książki, która Was zachwyci? Książki, która namiesza w głowie? Książki, która wywoła poczucie niepokoju? Gratulacje - jesteście u celu.

„Konwersja” to historia, która wydawać by się mogła prosta. Ot zwykły menadżer próbuje wypromować na polskiej scenie świeżo upieczoną wokalistkę syryjskiego pochodzenia, natomiast bardzo dobra dziennikarka odkrywa potencjalny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest to książka, którą każdy z nas powinien poznać. Będę ją polecać zawsze i wciąż, ponieważ nie tylko jest świetnym kawałkiem literatury, ale jednocześnie niesie ogromny i niezwykle ważny przekaz dla każdego z nas.

„Jak ocalić życie” to opowieść trójki ludzi, których losy przeplatają się na przestrzeni lat, a punktem zwrotnym w ich historii jest zatrzymanie akcji serca jednego z nich w noc sylwestrową. Joel, przyszła gwiazda futbolu, przez osiemnaście minut pozostaje w stanie śmierci klinicznej. Reanimacje przeprowadza Kerry, która podkochuje się w nim przez długi już czas, natomiast jej najlepszy przyjaciel Tim, z którym przygotowuje się do egzaminów na studia medyczne zamiera i poprzez szok nie może się ruszyć. Te osiemnaście minut odmienia każde z nich, a udana reanimacja nie równa się ich szczęśliwemu zakończeniu. To dopiero początek lawiny wielu wydarzeń, które później przyniesie życie tym młodym ludziom, dopiero zaczynającym stawiać pierwsze kroki w dorosłość.

To, co ogromnie mnie zachwyciło na kartach książki, to bohaterowie. Chyba ze wszystkich dotąd czytanych przeze mnie powieści byli to prawdziwi ludzie – nie są kryształowi, nie są jak superbohaterowie, nie są czyści jak łza i bez wad. To byli do bólu prawdziwi ludzie, którzy popełniali masę błędów, upadali, ranili siebie i innych, i przeżywali traumy. Jestem tym doprawdy całkowicie kupiona. Nie mogłam przerwać czytania, bo tak bardzo fascynowały mnie ich losy i konsekwencje wyborów, że dosłownie nie byłam w stanie odłożyć na bok opowieści o życiu i ratowaniu życia.

Kolejna kwestia, która dosłownie chwyciła mnie za serce to podkreślony temat reanimacji w przypadku nagłego zatrzymania krążenia. Sama autorka dedykuje swoją powieść osobom, które niosą pierwszą pomoc. „Jak ocalić życie” podkreśla ten temat grubą linią, zgrabnie, wplatając w tekst edukacyjne elementy podstaw pierwszej pomocy i ogniw łańcucha przeżycia. Doprawdy autorce należą się brawa, ponieważ wykonała wspaniałą pracę, przelewając na papier nie tylko historię Joela, Kerry i Tima, ale jednocześnie własne doświadczenia, kiedy to zatrzymanie akcji serca nastąpiło u jej partnera. Co więcej przedstawia ona też wpływ pracy medyków na ich życie, co jest również bardzo ważną kwestią, a często społeczeństwo nie zdaje sobie z tego prawy, jak bardzo ta praca pozostawia w człowieku ślad.

Kochani sięgnijcie po tak piękną, choć czasami trudną książkę. Zapewniam, że warto.

Jest to książka, którą każdy z nas powinien poznać. Będę ją polecać zawsze i wciąż, ponieważ nie tylko jest świetnym kawałkiem literatury, ale jednocześnie niesie ogromny i niezwykle ważny przekaz dla każdego z nas.

„Jak ocalić życie” to opowieść trójki ludzi, których losy przeplatają się na przestrzeni lat, a punktem zwrotnym w ich historii jest zatrzymanie akcji serca...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka jest genialnym debiutem, który nie tylko przyciąga wzrok obłędną wręcz okładką (nie potrafię przestać się zachwycać tak pięknym wydaniem książki), ale również bardzo oryginalnym tytułem. Nie czarujmy się – kiedy widzi się „Towarzyski poradnik dla panien bez posagu” ręka sama zgarnia go z półki.

Wbrew tytułowi książka jest powieścią, i to nie, byle jaką! To niezwykle urokliwy romans historyczny, który rozgrywa się w dziewiętnastowiecznej Anglii. Głównie znajdujemy się w Londynie, ale poznajemy również uroki innych hrabstw.

Nasza główna bohaterka, panna Talbot, jako najstarsza z sióstr dźwiga na swych barkach ciężar zapewnienia im statecznej przyszłości. Jej rodzina jednak tonie w długach i niestety czas nie jest jej sprzymierzeńcem, a na znalezienie bogatego męża ma zaledwie trzy miesiące. Z małej miejscowości udaje się do Londynu, gdzie rządzą nieco inne prawa. Nasza panienka ma jednak w zanadrzu bardzo dobre atuty, jakimi są ogrom sprytu i pomysłowości.

Takie bohaterki to ja lubię! Kitty, bo tak do panny Talbot zwraca się rodzina i przyjaciele, ma nie tylko zdolność kameleona, która służy do idealnego dostosowywania się do sytuacji i otoczenia, ale jednocześnie tyle sprytu, że Sherlock Holmes mógłby jej pozazdrościć zaradności. Nie powiem, że jest tu poważnie, bo choć sytuacja bohaterki jest dosyć trudna to często zdarzyło mi się parsknąć śmiechem na przepychanki słowne pomiędzy bohaterami albo na zawirowania, które kreowała nasza niepozorna panienka. To było cudowne! Ogólnie darzę książkę ogromem ciepła, bo jest to opowieść nie tylko o tym, jak kobiety musiały radzić sobie w nieprzychylnym świecie, gdzie to mężczyźni wiodą prym, ale też o przyjaźni, miłości, arystokratycznych intrygach i przede wszystkim walce o to, co uważa się za słuszne. Kitty mnie zdobyła. Całkowicie i bezprecedensowo jestem pod wrażeniem jej postaci, bo nie umiem wyobrazić sobie, ile samozaparcia i wytrwałości miała w sobie ta osóbka, która choć pazurki miała dosyć ostre, potrafiła być opoką całej rodziny i zamiatać swoje pragnienia pod dywan. Co do męskich charakterów mogę się tylko rozpływać nad jednym z nich – sokole oko, które rozpoznało w pannie Talbot łowczynie majątków, a jego cięte riposty to miód na serce. Nie zdradzę więcej o nim – przykro mi… trzeba przeczytać, żeby go poznać!

Podsumowując chcę ogromnie polecić debiut Sophie Irwin, która włożyła ogrom pracy w gromadzeniu materiałów do książki, a następnie wprowadziła nas w świat Londynu z XIX wieku w wielkim stylu. Czytając miałam w głowie magiczny klimat książek Jane Austin, a w szczególności „Dumę i uprzedzenie”, choć może nutki „Rozważnej i romantycznej” też grały swoje partie. Dodam jeszcze, że powieść nie jest z pogranicza tych ze scenami wywołującymi gorące rumieńce, więc jeśli ich tu szukacie – rozczarujecie się. Tak, czy tak… Ogromnie warto sięgnąć po ten cudowny romans historyczny, który ma w sobie wiele uroku. Polecam, polecam i gorąco zachęcam do lektury!

Książka jest genialnym debiutem, który nie tylko przyciąga wzrok obłędną wręcz okładką (nie potrafię przestać się zachwycać tak pięknym wydaniem książki), ale również bardzo oryginalnym tytułem. Nie czarujmy się – kiedy widzi się „Towarzyski poradnik dla panien bez posagu” ręka sama zgarnia go z półki.

Wbrew tytułowi książka jest powieścią, i to nie, byle jaką! To...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Demony, magia, spisek i wiele tajemnic, a wszystko to w... przedszkolu?!

Otóż Agata też nie spodziewała się zastać tego w nowym miejscu pracy - co jak co, ale posada woźnej pracującej z dziećmi raczej kojarzy się pozytywnie. Niestety nasza bohaterka musi zmierzyć się nie tylko z demonami przeszłości, ale i demonami, które dziwnym trafem upodobały sobie akurat to konkretne przedszkole. Choć na początku nic nie klei się kupy Agata poznaje tajemnice skrywane przed nią od bardzo dawna. Czy jednak poradzi sobie z grupą czterolatków, hordą demonów i olbrzymim kogutem zabójcą?

Przy tej lekturze bawiłam się przednio! Humor autorki bardzo do mnie trafił i śmiałam się co rusz, choć nie powiem - wiele momentów przyprawiło mnie o ciarki... brrr... oczywiście był to taki strasznie pozytywny dreszczyk.

Motyw słowiańskich demonów jest świetnie wpleciony w opowieść, a pomysł na książkę bardzo oryginalny. Akcja toczy się wartko. Co natomiast jest ważne - nie było tutaj momentów, w których traciłam wątek. Wszystko było dobrze dopracowane i jasno przedstawione. Odnośnie bohaterów nie mam zastrzeżeń, choć niektórym brakowało nieco głębi, jednak byli bardzo realni i za to duży plus! Historia Agaty wciąga i nie puszcza do ostatniej strony. Miałam ochotę poznawać świat z jej perspektywy i razem z nią przeżywać zaskoczenia. No i jeszcze dzieci - tutaj szaleństwo! Przysięgam ich niektóre teksty przyprawiały mnie o gęsią skórkę, kiedy wyobrażałam sobie ich wypowiedź - były mega niepokojące i zostawiały w niemym szoku.

Polecam mocno!

Demony, magia, spisek i wiele tajemnic, a wszystko to w... przedszkolu?!

Otóż Agata też nie spodziewała się zastać tego w nowym miejscu pracy - co jak co, ale posada woźnej pracującej z dziećmi raczej kojarzy się pozytywnie. Niestety nasza bohaterka musi zmierzyć się nie tylko z demonami przeszłości, ale i demonami, które dziwnym trafem upodobały sobie akurat to konkretne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka zwyczajnie porwała mnie od pierwszych stron. Chcę zaznaczyć, iż jest do debiut - genialny debiut! ❤

Historia młodej i pięknej wdowy Jocelyn, która po śmierci męża spełnia jego życzenie i udaje się do mrocznej rezydencji, należącej do hrabiego Winstona (naszego tytułowego diabełka), nie pozwala się nudzić. Oczywiście lady Ashton nie ma pojęcia, że była miłością Winstona, który po jej ślubie zaciąga się do wojska, by zapomnieć o swym uczuciu. Jednak gdy zjawia się ona w rezydencji, wszystko wraca. Od tego momentu potrzeba nam elektryka, bo między naszą parą sypią się iskry, że aż miło! Każde ich spotkanie było nieprzewidywalne, a napięcie wisiało w powietrzu i nie dało się im nie kibicować. Podczas lektury bawiłam się świetnie, nieraz uśmiałam się do łez i emocjonowałam tyle razy, że chyba nie zliczę.

Postacie są wykreowane konkretnie i dokładnie, a każdy szczegół historii jest przemyślany i dopracowany. Dodam, że jako romans historyczny rozgrywa się w XIX w. i bardzo wiernie oddaje klimat tamtych czasów. Książkę przeczytałam w jeden dzień i już z chęcią sięgnęłabym po kolejne książki autorki. ❤

Kochane pozycja obowiązkowa do przeczytania. Polecam z całego serduszka!

Ta książka zwyczajnie porwała mnie od pierwszych stron. Chcę zaznaczyć, iż jest do debiut - genialny debiut! ❤

Historia młodej i pięknej wdowy Jocelyn, która po śmierci męża spełnia jego życzenie i udaje się do mrocznej rezydencji, należącej do hrabiego Winstona (naszego tytułowego diabełka), nie pozwala się nudzić. Oczywiście lady Ashton nie ma pojęcia, że była miłością...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Szukacie świetnej propozycji lektury? No to bez wahania sięgnijcie po najnowszą książkę Melisy Bel, by zapoznać się z niebywale urokliwym kapitanem Rossem oraz przepiękną i charakterną lady Helen. Jest to już czwarty tom serii „Niepokorni”, a znajdziemy tu romans historyczny pełen rumieńców, który momentami rozśmiesza do łez (a przynajmniej uczynił to ze mną).

Dla osób, które nie miały możliwości zapoznania się z wcześniejszymi tomami – bez obaw można czytać książki osobno, więc kolejność nie jest przeszkodą.

Lady Helen uznana jest za piękną i niedostępną pannę, która wręcz wybrzydza w kwestii wyboru przyszłego męża. Kiedy spotyka ona na swej drodze niezwykle przystojnego i zuchwałego kapitana Rossa wynika z tego małe nieporozumienie, ponieważ zamiast za damę omyłkowo bierze ją za… kurtyzanę! Z takiej pomyłki może wyniknąć tylko nietuzinkowa historia.

Czytając książkę bawiłam się wspaniale. Helen niezwykle przypadła mi do gustu jako niezwykle mocna osobowość, która sama potrafi o siebie zadbać i nie daje sobie wejść na głowę, choć otoczenie ma ją tylko za piękną i wyniosłą pannę ona nas zaskakuje. No nie da się jej nie lubić! A Ross… ach! Moja nowa miłość! Zadziorny, charyzmatyczny, zabawny i cóż… no zwyczajnie cudowny! Jednak para, jaką razem tworzą to mieszanka wybuchowa, a salwy śmiechu przy lekturze gwarantowane.

Ogromny plus za romans, bo tutaj autorce jak zwykle kłaniam się w pas za wszystkie gorętsze momenty, a szczególnie za napięcie, jakie autorka potrafi stworzyć przy pojawieniu się scen erotycznych co wychodzi jej wręcz świetnie, bo czekamy na ten rozwój sytuacji między bohaterami i ogromnie im kibicujemy. Mamy tutaj też pewną odskocznię od standardowego miejsca, gdzie dzieje się akcja wcześniejszych tomów serii, ponieważ… nie zdradzę – trzeba przeczytać, żeby się dowiedzieć. Gwarantuję jednak, że zmiana jest, a towarzyszący klimat mnie porwał.

Mam tylko pytanie, dlaczego ta książka skończyła się tak szybko? Przeczytałam ją w jeden dzień i niestety muszę stwierdzić, że ktoś chyba zrobił mi psikusa i wykradł strony, bo takie książki powinny mieć chyba dwa razy tyle kartek.

Nie pozostaje mi nic innego jak tylko mocno polecić książkę „Kapitan Ross” i zaprosić do zapoznania się z innymi dżentelmenami serii „Niepokorni”, bo gwarantuje, że warto, a premiera ostatniego tomu już na horyzoncie!

Szukacie świetnej propozycji lektury? No to bez wahania sięgnijcie po najnowszą książkę Melisy Bel, by zapoznać się z niebywale urokliwym kapitanem Rossem oraz przepiękną i charakterną lady Helen. Jest to już czwarty tom serii „Niepokorni”, a znajdziemy tu romans historyczny pełen rumieńców, który momentami rozśmiesza do łez (a przynajmniej uczynił to ze mną).

Dla osób,...

więcej Pokaż mimo to