-
Artykuły„Małe jest piękne! Siedem prac detektywa Ząbka”, czyli rozrywka dla młodszych (i starszych!)Ewa Cieślik1
-
ArtykułyKolejny nokaut w wykonaniu królowej romansu, Emily Henry!LubimyCzytać3
-
Artykuły60 lat Muminków w Polsce! Nowe wydanie „W dolinie Muminków” z okazji jubileuszuLubimyCzytać4
-
Artykuły10 milionów sprzedanych egzemplarzy Remigiusza Mroza. Rozmawiamy z najpoczytniejszym polskim autoremKonrad Wrzesiński25
Biblioteczka
2024-05-13
2024-05-12
Poppy i Rune są przyjaciółmi z dzieciństwa, zaprzyjaźnili się od swojego pierwszego spotkania i zdawało się, że są nierozłączni. Latami budowali swoją relację, z czasem postanowili być parą, co zdawało się być oczywistym dla otaczających ich osób.
Kiedyś Poppy otrzymała od babci słoik z tysiącem serduszek, by w odpowiednich momentach zapisała na nich wspomnienia o najpiękniejszych pocałunkach otrzymanych chłopaka. Tysiąc wyjątkowych chwil staje się dla Poppy i Rune’a misją pełną szczęścia.
Do dnia, w którym chłopak dowiaduje się, że musi wracać z rodziną do Norwegii. Wtedy pękają ich nastoletnie serca, a życie rozpada się na kawałki. W trakcie ich rozłąki Poppy oddala się od swojego chłopaka, znika bez uprzedzenia i bez żadnych wyjaśnień.
Po dwóch latach Rune wraca do domu, jednak nie jest tym, kim był wcześniej, a na dodatek okazuje się, że Poppy skrywa tajemnicę, która wywróci ich życie do góry nogami po raz kolejny.
„Tysiąc pocałunków” jest powieścią naprawdę wyjątkową, wzruszającą i zapadającą w pamięć. Jest to historia o pięknej miłości, pachnącej jak dojrzała gruszka pełna naturalnej słodyczy. Ta słodycz może niektórych przytłoczyć, bo jest słodko do kwadratu, jednak dla mnie w tym tkwi urok całej historii.
Między mną a przedstawioną historią kliknęło już od początkowych rozdziałów. Później było bardzo podobnie, choć pojawiły się momenty nużące, ale rozumiem, że miały one oddać całą wyjątkowość i urok relacji bohaterów.
Poppy jest jedną z najbardziej oryginalnych bohaterek z jaką było mi dane się spotkać. Dziewczyna od najmłodszych lat zachwyca się otaczającym ją światem, docenia każdy moment życia, czerpie z niego garściami. Przeznaczone były jej piękne rzeczy i tak wyjątkowa osoba musiała trafić w swoim życiu na równie wyjątkowego chłopaka, który patrzy na świat w niezwykły sposób.
Powieść jest napisana w piękny, niespieszny sposób. Emanuje z niej spokój, nieskończona miłość i zrozumienie. To książka idealna dla osób, które lubią się wzruszyć i które nie przepadają za scenami zbliżeń - tutaj są opisane w pięknie i delikatnie, a w porównaniu do innych naprawdę hot książek, to ich praktycznie nie ma. Autorka skupiła się na przekazaniu emocji bohaterów, a nie na opisie scen, co uważam za chwytające za serce i niesamowicie urocze.
„Tysiąc pocałunków” jest historią z głębią, opowiada o losach osób wrażliwych na świat, którzy zakochali się w sobie bez pamięci i dla tej miłości zdolni są do ogromnych poświęceń. To także opowieść o miłości silniejszej niż przeciwności losu, o miłości zwyciężającej wszystko. Autorka nie boi się poruszać trudnych tematów, a przy użyciu pięknych słów potrafi oczarować czytelnika i skłonić go do refleksji nad własnym życiem. To pozycja obowiązkowa dla każdej osoby, która uwielbia się wzruszać w trakcie lektury, bo wzruszenie to nieodłączny element tej historii.
Poppy i Rune są przyjaciółmi z dzieciństwa, zaprzyjaźnili się od swojego pierwszego spotkania i zdawało się, że są nierozłączni. Latami budowali swoją relację, z czasem postanowili być parą, co zdawało się być oczywistym dla otaczających ich osób.
Kiedyś Poppy otrzymała od babci słoik z tysiącem serduszek, by w odpowiednich momentach zapisała na nich wspomnienia o...
2024-05-06
Siedemnastoletnia Mila przeprowadza się razem z mamą do miasteczka Rowcroft prosto z jej ukochanego Londynu. Dziewczyna zostawiła tam swoich przyjaciół, dlatego teraz ma wrażenie, że w nowym miejscu nic dobrego na nią nie czeka. Do tego odziedziczony po ciotce dom jest prostu upiorny, a jego niefortunne położenie przy lokalnych mokradłach, o których krążą przeróżne legendy, potęguje niepokój jak mało co.
Z czasem Mila w pewien sposób się zadomawia, znajduje sobie przyjaciół - Noaha i Caleba, którzy są różni niczym ogień i woda. Rok spędzony z nimi będzie dla dziewczyny niezapomniany, ponieważ pod koniec ich wspólnej sielanki będzie miała miejsce tragedia, która całkowicie odmieni ich życie.
Dlatego Mila wyjeżdża.
Jednak po kilku latach jest zmuszona wrócić do Rowcroft i znienawidzonej posiadłości przy mokradłach, co nakazuje jej sądowy areszt domowy. Powrót dziewczyny do miasteczka bardzo komuś nie pasuje, bo Mila zaczyna otrzymywać pogróżki… Najgorsze dopiero przed nią - by odkryć prawdę będzie musiała stawić czoła bolesnej i traumatycznej przeszłości.
Czyj oddech każdej nocy słyszy Mila?
Jestem taką szczęściarą, że towarzyszę Natalii Brożek od momentu jej debiutu, a „Nie chcę być tobą” była moim pierwszym egzemplarzem recenzenckim w życiu. Pióro Natalii, niesamowite historie, które przedstawia w swoich książkach i te emocje jak żywe - to wszystko kupiło mnie od naszego pierwszego spotkania. Naprawdę czytałam każdą książkę autorki i z czystym sumieniem, oraz równie czystym sercem, mogę powiedzieć, że „Każdej nocy słyszę twój oddech” jest najlepszą książką spośród wszystkich wydanych dzieł Natalii.
Rozdziały w książce podzielone są na teraźniejszość i przeszłość, a w każdym z nich narratorem jest Mila. To dzięki właśnie takiemu przedstawieniu historii możemy dokładnie poznać bohaterkę, emocje, które jej towarzyszą oraz problemy, z którymi się zmaga. Nie oszukujmy się, każdy czytelnik chce jak najszybciej odkryć najważniejszą tajemnicę - co się wydarzyło przed laty na mokradłach? Co się stało w Londynie? Na te pytania odpowiedzi przyjdą w odpowiednim momencie i zapewniam Was - będą zaskakujące.
Co do samej głównej bohaterki… było mi jej ogromnie szkoda. Całe swoje życie była sama z mamą, a w gronie rówieśników czuła się samotna, wyobcowana, niechciana. Mila bała się zaangażować w jakąkolwiek relację, bała się bólu straty, która przecież nie musiała nadejść. Właśnie z tego powodu wybierała dla siebie „mniejsze zło” i jej strach, przyczyniający się do jej wyobcowania, sprawiał, że raniła sama siebie. Ale nad tym zranieniem tylko ona sprawowała kontrolę i w głównej mierze właśnie o to chodzi.
Historia Mili pokazuje jak ogromny wpływ na nasze życie oraz zachowanie ma otoczenie i rodzina, w której się wychowujemy. Autorka w piękny i równie bolesny sposób przedstawiła rozdzierający ból straty, otępienie, które ze sobą niesie oraz szkody, jakich może narobić w psychice i życiu człowieka, jeśli nie znajdzie się nikt, to może wesprzeć w trudnych chwilach.
KNSTO jest książką bezapelacyjnie zaskakującą, angażującą czytelnika i skłaniającą do refleksji. Momentami bywa strasznie i da się poczuć dreszcze oraz niepokój, ale nie brakuje momentów wzruszeń i tych uroczych, nastoletnich miłości. Cała gama emocji, które zostały przedstawione w historii bohaterów, jest idealnie wyważona, a dzięki takiemu zabiegowi nie ma przesytu jednych emocji nad drugimi.
Czy polecam? Halko! Oczywiście, że tak! Koniecznie musisz wybrać się w niezapomnianą podróż na mokradła, może akurat Ty wyjdziesz z nich żywy?
Siedemnastoletnia Mila przeprowadza się razem z mamą do miasteczka Rowcroft prosto z jej ukochanego Londynu. Dziewczyna zostawiła tam swoich przyjaciół, dlatego teraz ma wrażenie, że w nowym miejscu nic dobrego na nią nie czeka. Do tego odziedziczony po ciotce dom jest prostu upiorny, a jego niefortunne położenie przy lokalnych mokradłach, o których krążą przeróżne legendy,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-05-05
Iza ma w życiu naprawdę wiele - oddanych przyjaciół, pracę marzeń, rodzinę, własne mieszkanie… i zupełnie tego nie docenia. Przez większość czasu jej głowę zajmuje myśl o poszukiwaniu miłości, choć dziewczyna ma dopiero 25 lat i zdecydowana większość życia jeszcze przed nią. Izka w kwestii miłości odczuwa niepotrzebną presję, a bez ukochanego czuje się wybrakowana. Dlatego postanawia założyć konto w popularnej ostatnio aplikacji LoveStory i tam poszukać idealnego kandydata na męża.
W tym samym czasie do mieszkania naprzeciwko wprowadza się niejaki Mateusz, z którym Izka od razu ma na pieńku. Momentami ma wrażenie, że jej specyficzny sąsiad ją śledzi.
Kobieta stara się tym nie martwić i rzuca się w wir randek, które okazują się zgoła odmienne od jej wyobrażeń. W tamtej chwili do głowy by jej nie przyszło, że miłość może czekać za drzwiami.
Może zacznę od tego, że poprzednia część tej serii, „Nie będzie z tego happy endu” już bardzo mi się podobała i nie myślałam, że kolejny tom może być jeszcze lepszy. A jednak! „Nie będzie z tego love story” podobała mi się jeszcze bardziej i, w mojej ocenie, była znacznie ciekawsza od swojej poprzedniczki.
Główna bohaterka, Iza, jest niezwykle barwną postacią. To silna kobieta, która wie, czego chce od życia, spełnia się w swoim zawodzie. Ona nie z tych, które dadzą sobie w kaszę dmuchać. Jednak pewne elementy jej życiowej układanki nie idą po jej myśli, a gdy dodamy do tego presję, którą odczuwa to nieszczęśliwa głowa gotowa. I tak właśnie się dzieje. Iza, pomimo naprawdę sporej dawki szczęścia, szczęśliwa nie jest. Liczy, że upragnione ukojenie i akceptację wszystkich otaczających ją osób zdobędzie, gdy… będzie w związku. Niepokój Izy potęguje jedna przykra sytuacja rodzinna, o której nie chcę tutaj spoilerować, a która ma duże znaczenie w całej historii. Trzema słowami - Iza ma doła. Stulecia.
Wtedy trafia na Mateusza.
Skrytego w sobie mężczyznę, który wywrócił swoje życie do góry nogami, by zyskać to, co najważniejsze - spokój psychiczny, którego do niedawna mu brakowało. Mateusz jest mężczyzną, który dostrzega drobiazgi, cieszy się z nich i wie, co daje mu prawdziwe szczęście. Jest również bardzo życzliwym człowiekiem, zawsze chętnym do pomocy i po prostu do rany przyłóż. Mati to stuprocentowy comfort person, jak mięciusi kocyk. Jego rodzice marzą o tym, by syn się ustatkował i w końcu przyprowadził im synową, ale Mateusz nie zamierza się w tej kwestii spieszyć i wciąż czeka na tę jedyną.
Historia Izki i Mateusza jest zabawna, urocza, niespieszna i wprost idealna. Nic nie dzieje się jak za dotknięciem magicznej różdżki, nie śpiewają anioły, gdy bohaterowie trafiają na siebie po raz pierwszy. Ich życie jest po prostu życiem. Każdy z nich musi przejść swoje, by trafić w odpowiednie miejsce, odpowiednią osobę i by zrozumieć, że ta odpowiednia osoba jest już w pobliżu i być może… tylko czeka na znak?
Autorka w momentami zabawny, ale też bardzo ciekawy sposób pokazała, że w życiu nie można gnać ślepo za miłością, bo ona musi przyjść sama. W piękny i pouczający sposób przedstawiony został fakt, że w życiu nie da się zadowolić wszystkich, a życie pod taką presją jest zwyczajnie wykańczające, a to, co liczy się naprawdę, to własne szczęście i życie w zgodzie ze sobą, bo w końcu życie mamy jedno i trzeba z niego czerpać garściami.
Bardzo podobało mi się podzielenie rozdziałów na perspektywę Mateusza i Izy, a ponad wszystko ukochałam sobie rozpoczynanie kolejnych rozdziałów od słów kończących poprzedni rozdział. Mega fun! Sprawiło mi to dużą przyjemność, choć to taka drobnostka. 😁
Agnieszka kolejny raz zabrała mnie w świetną literacką podróż, a w w czasie jej trwania nie brakowało wielu emocji, zabawnych sytuacji, a także momentów wzruszenia. Będę to chyba powtarzać aż do śmierci - uwielbiam książki Agnieszki, a już zwłaszcza te skierowane do starszych czytelników. Uwielbiam i czekam na więcej. 💛
Iza ma w życiu naprawdę wiele - oddanych przyjaciół, pracę marzeń, rodzinę, własne mieszkanie… i zupełnie tego nie docenia. Przez większość czasu jej głowę zajmuje myśl o poszukiwaniu miłości, choć dziewczyna ma dopiero 25 lat i zdecydowana większość życia jeszcze przed nią. Izka w kwestii miłości odczuwa niepotrzebną presję, a bez ukochanego czuje się wybrakowana. Dlatego...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-28
Spotkasz mnie nad jeziorem…
By tam wdychać głęboko w płuca ten wyjątkowy zapach wody połączony z zapachem mokrego piasku. Staniesz na brzegu jeziora i jego małe fale zaczną obmywać Twoje stopy, a na Twoją twarz będą padały złociste promienie zachodzącego słońca. To kojące doświadczenie pozwoli Ci zamknąć oczy, a wtedy zobaczysz oczyma wyobraźni radość tych mniejszych i większych, którzy spędzają czas nad wodą. Poczujesz wiatr we włosach, usłyszysz radosny śmiech dzieci połączony z najpiękniejszym dźwiękiem lata - pluskiem wody. Wtedy poczujesz, że jesteś we właściwym miejscu i o właściwym czasie. Jak pewnego lata Fern. Fern i jej marzenia, tęsknoty, rozterki. Wszystkie bolączki ukoi właśnie to miejsce, ten spokój i… miłość.
„Uwielbiam to miejsce. Czyż nie jesteśmy szczęściarami?”
Jesteście gotowi wybrać się w najpiękniejszą podróż, którą mogło napisać samo życie? Pakujecie już walizki, by odwiedzić Fern nad jeziorem? By doznać ukojenia? By poczuć te wszystkie piękne emocje, które zaserwowała autorka? Weźcie, co tylko chcecie, ale przytulny koc nie będzie Wam potrzebny, bo ta historia otuli Was niczym najprzytulniejszy z kocy.
Życie Fern dalekie jest od ideału. Dziewczyna miała marzenia o posiadaniu własnej kawiarni i musiała je odłożyć na bok przez nieszczęsne zrządzenie losu. Teraz wraca do pensjonatu, który należy do jej matki, by zająć się nim i uratować go przed upadłością. Gdy stara się sobie wszystko poukładać, to… zjawia się ON.
On teraźniejszy, ale jakby nadal on sprzed dziesięciu laty.
Ten, który ją opuścił.
Ten, który zawiódł jej zaufanie.
Ten, który złamał jej serce.
Ale to też ten Will, który tchnął w nią nadzieję.
Dlaczego Will tak bardzo zawiódł Fern? I po co teraz zjawił się w ośrodku? Oraz najważniejsze pytanie: jakie decyzje podejmie Fern i czy w końcu będzie szczęśliwa?
„Spotkasz mnie nad jeziorem” zabiera czytelnika w fascynującą podróż po dwóch liniach czasowych - teraz i tej sprzed dziesięciu lat. Takie przedstawienie historii bohaterów pomogło mi lepiej zrozumieć ich teraźniejsze motywacje, niezagojone rany, a także dostrzec piękno i wyjątkowość kilku relacji, które na przestrzeni tych lat nabierały nowego wymiaru.
Autorka miedzy momenty zwątpienia i smutku zgrabnie wplata również te pozytywne emocje, piękne, ale również bolesne wspomnienia, które uczyniły bohaterów takimi, jakimi są aktualnie. Niesamowicie lekkie i przyjemne pióro autorki pomaga przypomnieć czytelnikowi, że w życiu zdarzają się również te przykre momenty, a one potrafią z biegiem lat nabierać nowego znaczenia - nawet nie zauważamy kiedy, stają się one piękne, potrzebne i pouczające. Carley Fortune skupia uwagę czytelnika na tym, że najważniejsze w życiu jest bycie razem z bliskimi w tych bolesnych i w tych radosnych chwilach. To oni są ukojeniem, którego potrzeba, są zrozumieniem i ciepłem, są dobrym słowem i pomocną dłonią.
„Spotkasz mnie nad jeziorem” opowiada piękną, melancholijną historię, skłaniającą do przemyśleń i podnoszącą na duchu. To książka idealna do popłakania. To opowieść o poszukiwaniu siebie, a także o spełnianiu marzeń. To piękna historia o ponownym otwieraniu serca, pomimo poprzedniego bardzo bolesnego zranienia. Historia bohaterów jest niczym plaster na bolące serce, jak opatrunek na świeżą ranę, jak otarcie pojedynczej łzy przez bliską osobę. Kojąca - taka właśnie jest ta książka.
Spotkasz mnie nad jeziorem…
By tam wdychać głęboko w płuca ten wyjątkowy zapach wody połączony z zapachem mokrego piasku. Staniesz na brzegu jeziora i jego małe fale zaczną obmywać Twoje stopy, a na Twoją twarz będą padały złociste promienie zachodzącego słońca. To kojące doświadczenie pozwoli Ci zamknąć oczy, a wtedy zobaczysz oczyma wyobraźni radość tych mniejszych i...
2024-04-26
Willow, po śmierci matki, zostaje zmuszona do rozpoczęcia nauki na Uniwersytecie Hollow’s Grove, gdzie naukę z zakresu magii pobierają tylko najlepsi z najlepszych. W tym roku specjalnie dobrana grupa trzynastu osób zostaje zaproszona w progi Uniwersytetu.
Uniwersytet okazuje się być niezwykle mrocznym, a uczucie zagrożenia potęguje wieść, że lata temu doszło w tym miejscu do krw@wej m@sakry. Willow początkowo jest zagubiona w nowym otoczeniu, ale po czasie wreszcie czuje się wolna od osądów i nie musi ukrywać się ze swoją magią. Jednak, by nie było tak kolorowo, jedna osoba pała do niej prawdziwą niechęcią i okazuje to wprost, a jest to Alaric Grayson Thorne, dyrektor szkoły. To oraz dodatkowy fakt, że jest ona ostatnią żyjącą czarownicą ze swojego rodu i ktoś może czyhać na jej życie, potęgują uczucie niepewności…
Główna bohaterka, Willow, to niezwykle silna postać kobieca o wielu twarzach, skora do poświęceń, która uczyni wszystko, by za wszelką cenę chronić swojego brata. Historia bohaterki oraz fakt, że jest ona ostatnią z rodu czarownic wzbudzają zainteresowanie czytelnika. Dołóżmy do tego jakże klimatyczne motywy jak dark academia, gotyckie romantasy, magię, czarownice, wilkołaki, wampiry, tajemnice przeszłości oraz intrygi teraźniejszości wraz z wątkiem enemies to lovers i motywem różnicy wieku. Powstaje mieszanka wybuchowa, niczym zaczarowana zupa we wiedźmim kotle.
W kwestii wątku enemies to lovers mamy postać wzbudzająca wiele skrajnych emocji - Graysona. Emocje z nim związane rozpoczynają się od początkowej podejrzliwości i nieufności, by następnie przejść w akceptację i jednak nadal często pojawia złość na skutek podejmowanych przez niego decyzje względem innych osób. Jego romans z Willow jest super hot i super mroczny, pełen sypiących się iskier oraz napięcia.
Świat wykreowany przez autorkę jest fascynujący, przepełniony mrokiem i w którym na każdym kroku może czyhać jakaś niebezpieczna nadprzyrodzona istota. Uwielbiam wszelkie magiczne aspekty ukazane w powieści, a będąc wychowaną na Harrym Potterze, była to dla mnie ogromna frajda.
Zakończenie spada na czytelnika niczym magiczne zaklęcie odrętwienia - co się tam stało?! To zakończenie IDEALNE, nikt go nie oczekiwał, a każdy takiego chciał i potrzebował. Uwielbiam tak szokujące zwroty akcji, bo one sprawiają, że chcę tylko więcej i więcej. No i cóż, je byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o TYM wydaniu. Czy Wy widzicie tę ślicznotkę? PRZEPIĘKNOŚĆ WKROCZYŁA NA SALONY.
Willow, po śmierci matki, zostaje zmuszona do rozpoczęcia nauki na Uniwersytecie Hollow’s Grove, gdzie naukę z zakresu magii pobierają tylko najlepsi z najlepszych. W tym roku specjalnie dobrana grupa trzynastu osób zostaje zaproszona w progi Uniwersytetu.
Uniwersytet okazuje się być niezwykle mrocznym, a uczucie zagrożenia potęguje wieść, że lata temu doszło w tym...
2024-04-19
Jamison to nastoletni chłopak, którego matka zmarła na skutek choroby, która ją dotknęła. Teraz, wspólnie z siostrą i ojcem, stara się ułożyć swoje życie na nowo. Cennym przedmiotem dla J jest aparat, który kiedyś podarowała mu mama. Dzięki niemu chłopak łapie ulotne chwile, a fotografowanie daje mu poczucie bliskości ukochanej mamy. Właśnie przez fotografię rodzi się Projekt 21:09, który jest jego sposobem na radzenie sobie ze stratą, a godzina zawarta w jego nazwie nie jest przypadkowa. Cały projekt zmienia podejście chłopaka, pomaga nawiązać nowe znajomości i naprawić to, co jeszcze naprawić się da.
Choć „Projekt 21:09” jest historią o nastolatku oraz o jego próbach pogodzenia się i poradzenia sobie ze stratą, to niesie on głębokie przesłanie, niebywale porusza i zaskakuje. Nie spodziewałam się po tej książce tak dużego ładunku emocjonalnego. Mimo, że jest to książka o tematach bardzo trudnych, to jednocześnie niesie ze sobą promyk nadziei i otulające momenty niczym przebłyski słońca w pochmurne dni.
W powieści została ukazana choroba, z którą żyje J, a jest to synestezja. Synestezja to choroba, która pozwala doświadczać życia za pomocą zmysłów znacznie mocniej od typowego człowieka. Jamison widzi rzeczy kolorami, każdy dzień tygodnia lub każdy miesiąc w jego umyśle ma przypisany swój własny kolor. Pierwszy raz spotkałam się z przedstawieniem synestezji w powieści, dlatego uważam to za bardzo oryginalne i potrzebne. A sama przypadłość idealnie łączy się z pasją Jamisona do fotografowania, bo „dodatkowe” widzenie w znaczny sposób pobudza wyobraźnię i kreatywność.
Autor przedstawił w powieści szereg barwnych postaci, a każda z nich wnosi do historii istotny element. Każdy z bohaterów zmaga się z własnymi problemami, które z czasem zbliżają ich do siebie i ukazują siłę prawdziwej przyjaźni.
„Projekt 21:09” to niewątpliwie książka z przesłaniem, która trafi w gusta zarówno młodszych jak i tych starszych czytelników. Do tego Wydawnictwo Endorfina kolejny raz zachwyca niesamowitym wydaniem z malowanymi brzegami.
Jamison to nastoletni chłopak, którego matka zmarła na skutek choroby, która ją dotknęła. Teraz, wspólnie z siostrą i ojcem, stara się ułożyć swoje życie na nowo. Cennym przedmiotem dla J jest aparat, który kiedyś podarowała mu mama. Dzięki niemu chłopak łapie ulotne chwile, a fotografowanie daje mu poczucie bliskości ukochanej mamy. Właśnie przez fotografię rodzi się...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-11
„Broken Kingdom” wraca do dramatycznych wydarzeń z poprzedniego tomu. Aspen po tragicznych wydarzeniach musi wrócić do szkoły, w której była prze$ladowana. Dziewczyna zmaga się z kolejną traumą, która nie ułatwia jej życia i nie może liczyć na wsparcie bliskich. Jakby tego wszystkiego było mało… spada na nią kolejny cios.
Quinton poprzysiągł zem$tę na oprawcach Aspen. Chłopak nie spocznie, dopóki nie dotrzyma danego słowa. Młody mężczyzna stanie przed wyborem: dobro rodziny lub dobro ukochanej i ten wybór nigdy nie był tak trudny, bo z każdej strony czai się wróg i tylko czeka na potknięcie.
Cóż mogę powiedzieć o „Broken Kingdom”? Ta część jest jeszcze bardziej bru*alna od poprzedniej i nie chodzi tutaj o brut@lność względem Aspen. Można rzec, że w tym tomie wypływa ona z każdego zakamarka, bo każdy czarny charakter musi zostać ukarany. Ta część pokazuje ogromną przemianę Quintona i choć nie powinnam, to z całych sił kibicowałam mu, by pomścił wszystko, co złe, by oprawcy Aspen przeszli prawdziwe piekło. Nie zdradzę Wam, czy moje trzymanie kciuków coś dało. Powiem jedynie tak - spodziewajcie się niespodziewanego, bo tutaj dzieją się naprawdę szalone rzeczy.
Szalenie złe i szalenie pozytywne. „Broken Kingdom” to prawdziwa mieszanka emocji. Autorka pokazała trudy radzenia sobie z doznaną krzywdą, trudy tego, jak nie można pomóc bliskiej osobie, a bardzo by się chciało. Emocji jest naprawdę wiele - raz się śmiejesz, by za moment być bliskim płaczu, a jeszcze później triumfujesz zwycięstwo. Autorka doskonale potrafi wodzić czytelnika za nos, podsuwając wiele tropów, wielokrotnie zaskakując i przerażając.
Zakończenie historii Aspen i Quintona bardzo mi się podobało. Naprawdę. Choć ich relacja od początku nie była zdrowa, to jednak pod swoim wzajemnym wpływem bohaterowie zaczęli przechodzić przemianę. Według mnie to zmiana na lepsze i w mojej ocenie to zdecydowanie najlepsza z części serii Uniwersytet Corium. Właśnie w niej enemies definitywnie stają się lovers, a ja to naprawdę uwielbiam.
„Broken Kingdom” wraca do dramatycznych wydarzeń z poprzedniego tomu. Aspen po tragicznych wydarzeniach musi wrócić do szkoły, w której była prze$ladowana. Dziewczyna zmaga się z kolejną traumą, która nie ułatwia jej życia i nie może liczyć na wsparcie bliskich. Jakby tego wszystkiego było mało… spada na nią kolejny cios.
Quinton poprzysiągł zem$tę na oprawcach Aspen....
2024-04-19
Zoey ma już z góry zaplanowane życie - ma iść śladami swojej matki, tak jak każda kobieta w ich rodzinie - będzie uzdrowicielką. Traf chciał, że na akademickim balu z ogromną siłą w Zoey przebudza się magia tylko… nie ta magia, do której się przygotowywała i na którą czekała z takim utęsknieniem. Sprawy się komplikują, gdy na imprezie umiera jeden z uczniów akurat w momencie, w którym w Zoey przebudziła się magia śmierci. Dziewczyna zmienia wydział i trafia pod opiekę nowego mentora - Dylana, który jest Żniwiarzem i w jednej sekundzie potrafi pozbawić życia. Jak na ironię to z nim Zoey będzie próbowała przyzwyczaić się do nowego życia.
Tylko śmierć kolegi nie daje jej spokoju, dlatego postanawia dowiedzieć się czegoś więcej. Dziewczyna nie wie, co ją czeka…
„Fallen Princess” to moje kolejne spotkanie z twórczością Mony Kasten i jakże udane!
Historia Zoey od samego początku jest przestawiona w interesujący sposób. Młoda dziewczyna musi przełknąć gorzką pigułkę pełną rozczarowania, bo właśnie tym jest dla niej jej niespodziewana moc - rozczarowaniem. Nie dość, że bohaterka musi poradzić sobie ze swoimi emocjami i odnaleźć się w nowej roli, to musi także znieść całkowitą zmianę podejścia rówieśników do jej osoby. Od tego momentu jej życie nie jest łatwe, a każdy kolejny incydent skutkuje dla niej poczuciem strachu i niezrozumieniem swoich wizji.
Całe szczęście Zoey odnajduje w tym wszystkim przyjazne jej osoby, które, podobnie jak ona, zostały zranione i starają się żyć na nowo. Razem odnajdują w sobie wsparcie w trudnych chwilach i pomagają sobie nawet w tych najbardziej szalonych planach.
Świat przedstawiony urzeka i nie przytłacza magią. Powiedziałabym nawet, że miałam jej lekki niedosyt. Klimat panujący w powieści jest zdecydowanie tym mrocznym, a ta mroczność pogłębia się, gdy wychodzi na jaw, że każdy ma swoje brudne sekrety. Przez książkę przebrnęłam migusiem i jej lektura była bardzo przyjemna.
Dobra, teraz pozachwycajmy się wydaniem! Ta książka to ARCYDZIEŁO. Absolutnie piękna, idealna. Połączenie kolorystyczne i te malowane brzegi… spełnienie marzeń każdej książkary.
Zoey ma już z góry zaplanowane życie - ma iść śladami swojej matki, tak jak każda kobieta w ich rodzinie - będzie uzdrowicielką. Traf chciał, że na akademickim balu z ogromną siłą w Zoey przebudza się magia tylko… nie ta magia, do której się przygotowywała i na którą czekała z takim utęsknieniem. Sprawy się komplikują, gdy na imprezie umiera jeden z uczniów akurat w...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-26
Nazwisko Moretti wzbudza szacunek i świadczyło o władzy. Do czasu, ponieważ pewnego dnia to nazwisko zaczęło kojarzyć się ze śm*ercią. A wszystko dlatego, że w wyniku zemsty innego rodu giną bliscy Dalii - jej mama oraz brat i tylko dziewczynie udaje się ujść z życiem. Dlatego postanawia wyruszyć w niebezpieczną podróż do Sycylii, by odnaleźć człowieka, który jako jedyny został jej sojusznikiem i wsparciem. Naiwna Dalia, będąc zawsze chronioną szczelnym murem obronnym jej rodziny, zapomina, że w tym świecie nikomu nie można ufać i przyjdzie jej się zmierzyć z jej największym wrogiem. Będzie to walka na śmierć i… miłość.
Jeśli znacie twórczość autorki i czytaliście jej poprzednią książkę, to bardzo podobny klimat panuje w tej powieści. Ja byłam „Rekompensatą” zachwycona, pomimo tego, że główna bohaterka grała mi na nerwach jak Chopin na fortepianie. „Aukcja” dostarczyła mi podobnych emocji, choć więcej było tych pozytywnych, bo główna bohaterka, pomimo swojej naiwności, nie irytowała mnie swoim zachowaniem.
Przechodząc do postaci Dalii, jest ona krucha, zagubiona, całe życie odgrywała rolę maskotki swojego ojca. Nigdy nie opuszczała murów ich posiadłości, żyła w bańce stworzonej przez rodzinę. Do okropnego dnia, w którym giną jej bliscy, a ona zostaje zupełnie sama w obcym świecie. Młoda kobieta musi stawić czoło największemu wrogowi, a w dodatku skonfrontować się z bolesną prawdą o swoich bliskich. To pomaga jej nabrać sił, wzmocnić swój charakter i uodpornić na ciosy.
Życie Dalii układa się w tak pogmatwany sposób, że zostaje zmuszona do ślubu ze swoim największym wrogiem. Tutaj jest nie lada gratka dla wielbicielek motywu arranged marriage oraz enemies to lovers. Między bohaterami iskrzy i czuć ich niezwykłe przyciąganie od momentu ich pierwszego spotkania. Jednak nie jest to taka prosta historia miłosna, w której bohaterowie biorą ślub i szczęśliwa miłość jest gwarantowana razem z takim też zakończeniem. Dalia i Cosimo przejdą naprawdę wiele i ich wspólna przyszłość nie jest taka oczywista. Ja z całych sił shipowałam Dalię z jeszcze jednym bohaterem, z którym enemies przekroczyło wszelkie dostępne skale.
Czy doczekałam się spełnienia moich oczekiwań względem życia bohaterów? Tego nie zdradzę, ale może przyznać, że ich historie potoczyły się w naprawdę nieoczywisty sposób.
Bardzo lubię styl autorki, a romanse mafijne wychodzące spod jej pióra to czysta frajda dla miłośniczek tego typu historii. Kolejny raz dałam się porwać przedstawionej historii i bawiłam się świetnie. Chyba nie muszę mówić, że bardzo czekam na kolejne książki autorki?
Nazwisko Moretti wzbudza szacunek i świadczyło o władzy. Do czasu, ponieważ pewnego dnia to nazwisko zaczęło kojarzyć się ze śm*ercią. A wszystko dlatego, że w wyniku zemsty innego rodu giną bliscy Dalii - jej mama oraz brat i tylko dziewczynie udaje się ujść z życiem. Dlatego postanawia wyruszyć w niebezpieczną podróż do Sycylii, by odnaleźć człowieka, który jako jedyny...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-24
Tyler Bell jest księdzem, zdawałoby się, z powołania. Do podjęcia się służby Bogu skłoniły go bolesne doświadczenia przeszłości. Mężczyzna wypełnia swoje obowiązki wzorowo, absolutnie nic nie jest w stanie ściągnąć go z obranej ścieżki.
Do dnia…
W którym pojawia się ona. Kobieta pragnąca rozgrzeszenia, wysłuchania jej win, które ciążą jej na sercu. Nieziemsko piękna Poppy, która wygląda jak anielica zesłana prosto z niebios, wstrząsa światem Tylera jak Kardashianki swoją sałatką. To właśnie ona porusza struny jego serca, o których zdawał się zapomnieć przez te trzy lata oddanej służby. To ona budzi w nim na nowo uczucia, które trzymał uwięzione głęboko w sobie. To właśnie nią chce się zaopiekować Ojciec Bell, chce ukoić jej nerwy, zadbać o jej wewnętrzny spokój.
Ich spotkanie grozi wybuchem, pożarem uczuć, który strawi wszystko, co stanie mu na drodze. Ktoś ucierpi, ktoś wyjdzie na tym kiepsko, zranienie gwarantowane. Zdaje się, że w przypadku tych bohaterów bezpieczna opcja nie istnieje.
Nie pamiętam, by jakaś książka wywołała takie kontrowersje, taką falę hejtu i oburzenia. A czym można się oburzać? Dla mnie, jako osoby niewierzącej, nie było tu nic niesamowicie gorszącego. Gorsze krzywdy wyrządzane są dzieciom na wielu parafiach i TO NIE JEST OKEJ. W tej książce nikomu krzywda się nie działa. Po tak silnych reakcjach spodziewałam się niewiadomo czego, a zdarzało się, że czytałam bardziej crazy historie i nikt nie robił larum, gdy całkiem niedawno była ich premiera.
Nie mnie oceniać zachowania Tyler’a i Poppy czy wybory autorki w kwestii tej historii. Bohaterowie żyją swoim życiem, a fakt, że ja nie zachowałabym się w ten sposób co oni, nie daje mi przyzwolenia na piętnowanie ich decyzji. Poza tym jesteśmy dorosłymi ludźmi i myślę, że każdy dobrze wie, czym jest fikcja literacka.
Odchodząc od tych wszystkich dramatów, książka jest naprawdę dobra. To naprawdę świetnie napisany erotyk. Sceny zbliżeń są napisane ze smakiem, nie ma ciar żenady, a autorka tak umiejętnie włada słowem, że naprawdę można się wczuć w uczucia bohaterów.
Zarówno Poppy jak i Tyler są osobami boleśnie, dogłębnie zranionymi. Jeśli ktoś uważa, że w tej historii pierwsze skrzypce grają nietypowe miejsca zbliżeń i brzydkie słowa, to obdziera bohaterów z uczuć i człowieczeństwa. Dwie dorosłe osoby odnalazły się w tym świecie, może w niezbyt sprzyjających okolicznościach, ale nikt nie obiecał, że miłość jest łatwa. Miłość często jest bolesna i właśnie taka jest w przypadku głównych bohaterów.
Przez całą powieść towarzyszymy Tylerowi w podróży przez najróżniejsze etapy zmagania się ze swoimi emocjami, próbami zapanowania nad uczuciem, staraniem się, by podjąć decyzję, co zrobić, by nikt nie ucierpiał. I pytanie które pada często - czego chce ode mnie bóg? Wbrew pozorom duchowość odgrywa tutaj naprawdę ogromną rolę i choć Tyler nie przestrzega składanych przysięgi, to jest człowiekiem głęboko wierzącym. Dlatego czuje się jak zwierzę zamknięte w klatce i nieustannie się miota.
Rozterki moralne, ogromna siła uczuć, wpływ przeszłości na teraźniejszość i próby odnalezienia się w zupełnie nowej sytuacji wiodą prym w powieści. Nie s€ks w kościele, nie fakt, że Tyler jest księdzem i złamał zasadę celibatu. Ksiądz to nie święty, to nie anioł z nieba, to osoba z krwi i kości, która posiada całą paletę uczuć, jak każdy z nas, jak ja i Ty.
Mały minus, choć trudno uznać to za minus, a bardziej niedosyt - było mi mało historii Poppy opowiadanej z jej punktu widzenia. Piąty rozdział rozwalił mnie na łopatki. Ta kobieta jest tak głęboko przepełniona nieszczęściem, że serce mi pękło. Przez stygmatyzację społeczną nie mogła być szczęśliwa sama ze sobą, choć nikogo nie krzywdziła swoimi wyborami.
Czy książka„Priest” mi się podobała? Tak, nawet bardzo. Nie jest to płytka historia, do której została sprowadzona w wielu opiniach. Skłania do przemyśleń, wzbudza wiele różnych uczuć, a styl pisania autorki jest wprost bajeczny. Czekam na więcej!
Tyler Bell jest księdzem, zdawałoby się, z powołania. Do podjęcia się służby Bogu skłoniły go bolesne doświadczenia przeszłości. Mężczyzna wypełnia swoje obowiązki wzorowo, absolutnie nic nie jest w stanie ściągnąć go z obranej ścieżki.
Do dnia…
W którym pojawia się ona. Kobieta pragnąca rozgrzeszenia, wysłuchania jej win, które ciążą jej na sercu. Nieziemsko piękna...
2024-04-21
Przed dziesięcioma laty Lincoln bezwzględnie złamał serce Lottie na milion drobnych kawałków, a później ona zniknęła…
Gdy spotykają się ponownie, on jest świetnie prosperującym biznesmenem, którego klub przynosi milionowe zyski, a ona… ledwo wiąże koniec z końcem i do tego sprawuje opiekę nad młodszym bratem, który choruje. Dlatego zatrudniła się w klubie Ruin i planuje sprzedać swoje dziewictwo, by otrzymać pieniądze na leczenie Erica. Młodą kobieta nie spodziewa się, że trafi prosto w ręce tego, który odebrał jej wiarę w miłość.
Nasza główna bohaterka to młoda, zaledwie dwudziestopięcioletnia kobieta, na której barkach spoczywa ciężar utrzymania siebie i jej chorującego brata. Ich mama zmarła trzy lata temu i od tego czasu muszą radzić sobie sami. Violet (Lottie) pomimo wielu przeciwności losu nie poddaje się i zawzięcie walczy o lepsze jutro. Gdy zostaje postawiona pod ścianą, bez zawahania postanawia sprzedać swoją niewinność, a to wszystko w imię czystej miłości.
Jej decyzję bez chwili zawahania wykorzystuje Lincoln i składa jej propozycję - spędzi rok z nim w aranżowanym małżeństwie, a tym samym otrzyma pokaźną sumkę na życie po rozwodzie. Oczywiście nic nie jest takie śnieżnobiałe i biznesmen ma ukrytą motywację…
„Aukcja” pełna jest motywów, które lubię i pewnie sporo z Was też, a mianowicie mamy w niej motyw drugiej szansy, hate-love, miliardera i biednej, friends to enemies to lovers oraz układu. Przez znaczną część książki miałam takie „meh, spoko, ale bez szaleństw”. Wiecie, to taki romans, po którym wiadomo czego się spodziewać, bo wiele takich już się przerobiło. Co nie odbiera mu tego, że lektura była przyjemna i to bez wątpienia. Autorka nie bawi się w wymyślne udziwnienia fabuły, które nic nie wprowadzają, a często zniechęcają i to bardzo cenię. Historia odkrywa swoje karty stopniowo, wszystko idzie swoim rytmem.
Ale, ale! W pewnym momencie przychodzi czas na wyjawienie tajemnic przeszłości, które ZAMROZIŁY MOJĄ KREW W ŻYŁACH. Nie zmroziły, nie, nie. ZAMROZIŁY. Stałam jak słup soli. Wczułam się w przejścia bohaterki i moje ciało było sparaliżowane. To, przez co musiała przejść Violet w dzieciństwie… największy koszmar ever. W tym momencie dostałam w twarz emocjami jak z mokrej ściery. Bolało i natychmiastowo mnie otrzeźwiło.
Dlatego teraz zupełnie inaczej odbieram całą historię niż to moje początkowe „meh”. „Aukcja” opowiada historię miłości i nie tylko tej miłości romantycznej, która pozbawia bohaterów ubrań w ciągu trzech sekund. Tutaj mamy przedstawioną niezwykłą siłę miłości rodzicielskiej, miłości rodzeństwa, miłości do bliskich osób. Ta miłość skłonna jest wycierpieć naprawdę wiele strasznych rzeczy. A jakich? Tego będziecie mogli się dowiedzieć sięgając po tę książkę.
Przed dziesięcioma laty Lincoln bezwzględnie złamał serce Lottie na milion drobnych kawałków, a później ona zniknęła…
Gdy spotykają się ponownie, on jest świetnie prosperującym biznesmenem, którego klub przynosi milionowe zyski, a ona… ledwo wiąże koniec z końcem i do tego sprawuje opiekę nad młodszym bratem, który choruje. Dlatego zatrudniła się w klubie Ruin i planuje...
2024-04-20
Babcia Holly umiera, więc dziewczyna postanawia sprzedać cały odziedziczony majątek i uzyskane w ten sposób pieniądze zainwestować w swoje marzenie. Tym marzeniem jest nowojorska galeria sztuki, dla której to lokal, znajdujący się przy prestiżowej ulicy, udaje się kupić w naprawdę okazyjnej cenie. Zdawałoby się, że teraz to już z górki i najgorsze już za Holly, ale wtem pojawia się Pan Reid, który ma w planach kupić cały budynek, a galeria koliduje z jego planami. Tak więc biznesmen będzie robił wszystko, by wykurzyć Holly z tego miejsca, a Holly będzie zaciekle walczyć o swoje marzenia. Które z nich wygra tę walkę?
„Nie tym razem, panie Reid” to kolejna książka Ady, która mi się podobała. Co prawda nie przyprawiła mnie o migotanie przedsionków z emocji, bo miejsce w kategorii „moja ukochana książka Ady” zajmuje inny tytuł, ale było naprawdę przyjemnie i miło spędziłam z nią czas.
Skupmy się trochę na naszych bohaterach.
Holly w przeszłości została boleśnie zraniona i szramy po przykrych przejściach nosi w sobie po dziś dzień. Kobietę cechuje ogromna wrażliwość na piękno i sztukę, a te cechy zaszczepiła w niej babcia. To dzięki niej Holly odkryła w sobie prawdziwą pasję i prędzej będzie walczyć do ostatniej kropli krwi, niż podda się w walce o swoje marzenia. Walka wcale nie będzie łatwa, ale Holly ze swoim silnym charakterem ma szansę ją wygrać i wyjść z niej z ekstra bonusem.
Dave Reid to człowiek sukcesu, zawsze dostaje to, czego chce, przez co kontrowersje trzymają się go jak rzep psiego ogona. Sukces wzbudza zainteresowanie, a zainteresowanie podsyca wyssane z palca historie. Postacią Reid’a autorka pokazała, jak bardzo bolesne i mijające się z prawdą mogą być rozsiewane plotki. W tym biznesie trzeba mieć nerwy ze stali, a Dave takimi właśnie się cechuje. Reid potrafi być też wspaniałym przyjacielem i szczerze przyznam, że pierwszy raz spotkałam się z męską przyjaźnią przedstawioną w romansie, a ta przyjaźń nie jest potraktowana po macoszemu - byle by była - bo ją naprawdę da się poczuć. To było świetne! I często dostarczyło wielu zabawnych sytuacji.
I właśnie dlatego, gdy Dave i Holly trafiają na siebie, cały ich świat staje w płomieniach. Nie podda się żadne z nich, za wszelką cenę będą walczyć o swoje, aż porozmawiają ze sobą i okaże się, że w ale nie taki diabeł zły, jak go piszą.
Romans przedstawiony w powieści to slow burn, który zaskarbił sobie moje serce jak zdrowy baton na cukrowym detoksie. Nie ma tu mowy o rachu ciachu, wtem lecą iskry i pioruny z nieba, miłość do grobowej deski, the end. Bohaterowie stopniowo się poznają, powoli odkrywają przed sobą karty, każdy z nich boi się zaufać, ale w końcu podejmują to ryzyko. Czy będzie warto?
Ha! Nie powiem Wam! Na pewno warto przeczytać tę książkę, wsiąknąć do nowojorskiego świata, który bezsprzecznie jest zepsuty, ale autorka upiększyła go sztuką i bohaterami z krwi i kości, którzy mają serce, lecz chronią je jak cenny skarb.
Babcia Holly umiera, więc dziewczyna postanawia sprzedać cały odziedziczony majątek i uzyskane w ten sposób pieniądze zainwestować w swoje marzenie. Tym marzeniem jest nowojorska galeria sztuki, dla której to lokal, znajdujący się przy prestiżowej ulicy, udaje się kupić w naprawdę okazyjnej cenie. Zdawałoby się, że teraz to już z górki i najgorsze już za Holly, ale wtem...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-20
Pewnego weekendu Beckett daje ponieść się emocjom i spędza dwie noce z obłędnie piękną Evelyn. Następnie kobieta znika, a on wraca do swojego życia w Inglewild. Gdy w Lovelight Farms zjawia się znana influencerka, by pomóc Stelli w wypromowaniu działaności, Beckett, będąc w absolutnym szoku, o mało nie połyka swojego języka, bo… influencerka to nikt inny jak TA Evelyn, z którą spędził upojny weekend. Farmer, jak na prawdziwego dżentelmena przystało, prosi Eve, by odłożyli niesnaski na bok. Oczywiście wszystko dla dobra Farmy. Tak też się dzieje i z czasem Evelyn znika po raz drugi.
Jednak tym razem jest inaczej. Evelyn zaznała innego życia niż to, którym żyje od dłuższego czasu. Kobieta jest przebodźcowana, wypalona i przemęczona swoimi działaniami w sieci. Zaczyna tęsknić za Farmą i ludźmi, którzy ją tworzą. Dlatego podejmuje dość ryzykowną decyzję, która może wywrócić do góry nogami jej całe życie.
Czy Eve odnajdzie spokój, szczęście, a może nawet… miłość?
Miłośnicy i miłośniczki małomiasteczkowych romansów rozpłyną się nad Lovelight Farms #2 jak czekolada na słońcu. Ja to wiem! Bo to byłam ja. Jeśli pokochaliście losy Stelli i Luka z pierwszej części Lovelight Farm, to historia Becketta i Evelyn będzie dla Was deserem ze świeżych truskawek z dodatkiem bitej śmietany. Brzmi słodko i rajsko? Bo taka jest ta książka!
Dla tych, których mdli na samą myśl o truskawkowej słodyczy tej historii (jak możecie tak znieważać truskawki? 🤣), to już Was uspokajam! Lovelight Farms 2 to nie tylko cukier. Autorka przedstawiła w powieści wypalenie zawodowe Evelyn oraz to, że z pozoru ma wszystko, ale jednak nie jest szczęśliwa. Słowo klucz to słowo „pozory” - dobrze wiemy, jak bardzo mogą one mylić. Życie przedstawione w Internecie niejednokrotnie brzmi jak sen, a tak naprawdę… nijak ma się do rzeczywistości.
Wielu osobom może wydawać się, że praca influencera to co to takiego? Zrobisz zdjęcie i wrzucisz, wielkie halo. No właśnie, ty widzisz tylko to wrzucone zdjęcie, a reszty pracy włożonej w „tylko to zdjęcie” już nie. Dlatego Evelyn ucieka do miejsca, w którym ostatnio czuła szczęście.
W tej recenzji nie mogę pominąć postaci Becketta, który jest książkowym mężem idealnym. Absolutnie rozpływam się nad jego postacią i znowu jestem jak ta czekolada na słońcu, ale sami zrozumiecie, jeśli przeczytacie tę książkę! Beckett to człowiek z sercem na dłoni. To mężczyzna kochający zwierzęta, kochający świat i ludzi. Ma całą zgraję kotów, które opanowały jego dom. Beckett to człowiek skłonny do wielu poświęceń, by uszczęśliwić tych, których kocha. Niestety… zapomina w tym wszystkim o sobie i, jakby było tego mało, cierpi na pewnego rodzaju fobię.
W książce dzieje się magia, gdy tych dwoje się spotyka. Osoby z dwóch różnych światów, tak różne charaktery i osobowości, a jednak pojawiają się te drobinki brokatu w powietrzu, gdy są obok siebie.
Ostatnia rzecz, o której muszę wspomnieć to małomiasteczkowość przedstawiona w powieści. KOCHAM TEN MOTYW. Uwielbiam spiskowanie mieszkańców i uwielbiam ich plotkarską pocztę telefoniczną! To wszystko było tak zabawne i urocze, a najwspanialsze w tym wszystkim jest to, że ci ludzie ZAWSZE staną w obronie swojego człowieka.
Lovelight Farms #2 pokochałam jeszcze bardziej niż pierwszą część. Mam tutaj wszystko, co uwielbiam. Mężczyznę kochającego zwierzęta, małomiasteczkowy romans drugiej szansy - jest idealnie. Jest zabawnie i uroczo. Nie brakuje też poruszania trudnych tematów, ale wszystko jest idealnie wyważone. No i to wydanie. 🥹 Tytuł najpiękniejszej książki tej wiosny leci do Endorfiny. 🌸 Gratulacja. 🧡
Pewnego weekendu Beckett daje ponieść się emocjom i spędza dwie noce z obłędnie piękną Evelyn. Następnie kobieta znika, a on wraca do swojego życia w Inglewild. Gdy w Lovelight Farms zjawia się znana influencerka, by pomóc Stelli w wypromowaniu działaności, Beckett, będąc w absolutnym szoku, o mało nie połyka swojego języka, bo… influencerka to nikt inny jak TA Evelyn, z...
więcej mniej Pokaż mimo to
Grace Porter ma dwadzieścia osiem lat i odkąd tylko pamięta, żyje zaplanowanym dla niej życiem i nigdy nie wychodzi poza schemat. Zdarzyło się tak w jednym przypadku… Porter wyjechała do Las Vegas, a tam pod wpływem alkoholu oraz w przypływie niepohamowanych emocji… wzięła ślub. Kobieta będzie musiała zmierzyć się z konsekwencjami swojej decyzji oraz zadecydować, czy życie nie swoim życiem ją zadowala.
Trudno jednoznacznie ocenić mi Grace i tę książkę. Z jednej strony wpycha ona czytelnika w mental roku. Z kolei z tej drugiej skłania do przemyśleń, czy aby nie żyję tak, by realizować plany i marzenia rodziców? Gdzie w tym życiu jestem ja? Czy jestem szczęśliwa i czy nie utknęłam? I najważniejsze pytanie - co daje mi prawdziwe poczucie szczęścia i spełnienia?
Choć postać Grace potrafi przytłoczyć i nie raz zirytować, to bezsprzecznie jest ona bohaterką, której jest czytelnikowi zwyczajnie żal i która aż zmusza do refleksji. Główna bohaterka jest tzw. people pleasure - chce, zadowolić wszystkich wokół i przy tym zapomina o sobie.
Fabuła nie porwie Was, jak wiatr pranie, które schnie na dworze przy huraganowej pogodzie. Ta książka jest dla mnie obyczajem z delikatnym wątkiem romansowym. Ma kilka dobrych momentów i tego jej nie odmówię, ale nie spodziewałam się po niej takiego ciężaru emocjonalnego. Nastawiłam się bardziej na szalony ślub pod wpływem emocji, szalone bohaterki i dobrą dawkę humoru, a dostałam… zaburzoną bohaterkę o własnym poczuciu wartości sięgającym dna, która naprawdę potrzebuje pomocy i wsparcia.
Jeśli lubicie historie z przekazem i skłaniające do przemyśleń, to może być to książka dla Was. Jednak nie nastawiajcie się na pędzącą jak szalona akcję i romans stulecia. Dużo tu melancholii i trudnych wspomnień, dlatego nie będzie to książka dobra dla każdego i w każdym czasie.
Grace Porter ma dwadzieścia osiem lat i odkąd tylko pamięta, żyje zaplanowanym dla niej życiem i nigdy nie wychodzi poza schemat. Zdarzyło się tak w jednym przypadku… Porter wyjechała do Las Vegas, a tam pod wpływem alkoholu oraz w przypływie niepohamowanych emocji… wzięła ślub. Kobieta będzie musiała zmierzyć się z konsekwencjami swojej decyzji oraz zadecydować, czy życie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Tak jak Toruń słynie z produkcji pierników, tak rodzinne miasto Penny słynie z produkcji snów. Miasto pełne jest sprzedawców najróżniejszych marzeń sennych, ale tym najlepszym z najlepszych jest DallerGut. Dlatego właśnie dziewczyna marzy o tym, by móc pracować w jego Galerii i sprzedawać ludziom piękne sny. Jej marzenie się spełnia i rozpoczyna tam pracę, i dowiaduje się, że sny nie są tylko snami. Penny poznaje najróżniejsze rodzaje marzeń sennych, ma okazję poznać ten biznes od podstaw, bo spotyka najsławniejszych producentów snów. Czy dziewczyna odkryje tajemnicę śnienia?
W „Galerii snów DallerGuta” pierwsza przykuwa uwagę okładka - to jedna z piękniejszych książek w mojej kolekcji. Drugie, na co zwróciłam uwagę, to fakt, że zaczynasz czytać tę książkę i masz poczucie przebywania w baśniowym świecie, uroczym niczym fabryka słodkości. Ten świat zaczyna otaczać Cię z każdej strony, a w końcu jest tak przyjemny jak kaszmirowy sweter - słodki, najmilszy w dotyku, idealnie ciepły i jakby szyty na miarę. Tak właśnie określiłabym tę książkę. To najbardziej komfortowa książka ostatnich miesięcy, jaką miałam okazję czytać. Czułam się przy niej, jakbym leżała na białej chmurze sunącej po niebie i jakby promyki wiosennego słońca ogrzewały moją twarz.
W Galerii sny nie są sprzedawane byle jak i byle komu. Zdaje się, że sen ma swoje przeznaczenie i w odpowiednim momencie trafia do „swojego” człowieka. Takim sposobem sny pełnią często rolę terapeutyczną - leczą bolesne rany, pomagają cieszyć się z tego, co ma się w życiu… one po prostu leczą duszę i, będąc motorem napędowym ludzkich działań, popychają ku przeznaczeniu.
Każdy człowiek pojawiający się w Galerii, by kupić sen, może określić, jakie marzenie senne go interesuje. Tak jak pisałam wcześniej, nie każdy sen jest odpowiedni na danym etapie życia, więc często ludzie wychodzą z niczym, by wrócić wtedy, kiedy trzeba i kupić sen, którego naprawdę potrzebują. DallerGut zdaje się przenikać w ludzkie dusze, zna ich sekrety i te najbardziej mroczne zakamarki - tym sposobem potrafi doskonale dobrać odpowiedni towar dla kupującego.
Najbardziej urzekającym dla mnie okazał się rozdział poświęcony snom zwierząt. Uwierzcie, wzrusza on jak żaden inny. Mimo tego, że książka opiera się na snach, jako towarach do kupienia i ich oczywistym dzianiu terapeutycznym, to Lee Mi Ye między wierszami ukryła uniwersalne prawdy o życiu, które są tak oczywiste, a o których zapominamy w tym życiowym pędzie. Autorka przenosi czytelnika do baśniowego świata, by wzruszyć, poruszyć serce i duszę, by zachwycić się kreacją świata przedstawionego w Galerii Snów DallerGuta.
Ja przepadłam i ukochałam sobie całym sercem tę przepiękną książkę. Będę polecać ją każdemu, kto potrzebuje historii, która będzie dla niego przyjemna niczym kaszmirowy sweter.
Tak jak Toruń słynie z produkcji pierników, tak rodzinne miasto Penny słynie z produkcji snów. Miasto pełne jest sprzedawców najróżniejszych marzeń sennych, ale tym najlepszym z najlepszych jest DallerGut. Dlatego właśnie dziewczyna marzy o tym, by móc pracować w jego Galerii i sprzedawać ludziom piękne sny. Jej marzenie się spełnia i rozpoczyna tam pracę, i dowiaduje się,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Życie Dandelion Meadows legło w gruzach w jednej chwili i absolutnie nikt się tego nie spodziewał. W czasie strzelaniny, która miała miejsce w jej szkole, zginęła jej matka i jej przyjaciele. Teraz dziewczyna mieszka z bratem, który sprawuje nad nią opiekę, a jej przygotowania do studiów stają pod znakiem zapytania. Dani musi nauczyć się życia na nowo, stara się przezwyciężyć traumę i z tego powodu uczęszcza na sesje ze szkolnym pedagogiem, Lachlanem Taylorem. Dzięki tym spotkaniom w Dani coś zaczyna się zmieniać, a między nią, a pedagogiem tworzy się osobliwa więź i uczucie, które nie powinno istnieć.
„Sweet Dandelion” opowiada trudną historię o podróży w głąb siebie, o pogodzeniu się ze stratą i próbach życia na nowo. Autorka ukazała w powieści jak bardzo trauma zmienia człowieka i całe jego życie oraz jak bardzo ten strach bywa obezwładniający. Dani zmaga się z całą gamą odczuć od żalu, po poczucie winy, często ociera się również o niechęć do życia. Powrót do życia jak dawniej jest, niestety, niemożliwy. Ogromnie było mi szkoda bohaterki i… tutaj zakończę na moich uczuciach co do niej, bo mam zgrzyt. Jak kamień między trybikami maszyny.
Książka jest ważna i porusza aktualne tematy, o których trzeba mówić.
Ale…
Nie chodzi mi o to, że książka jest zła, bo nie jest i do niczego nie mogę się przyczepić. Ja po prostu nie polubiłam głównej bohaterki, a to ona jest narratorem całej historii. To z jej punktu widzenia śledzimy każdą sytuację i odnosiłam wrażenie, że przez dobrą połowę historii kręcimy się w kółko. Nie rozumiem wyborów głównej bohaterki i… nie lubię Lachlana. Tak, jak lubię romanse z różnicą wieku, to ta para nie przypadła mi do gustu. A szkoda. Uważam, że Dani powinna być w związku z kimś innym, kto był jej nieustannym oparciem w każdym momencie. Jej wybór był inny i to mi się nie podobało.
Jednak to, że sama Dani i jej wybory nie przypadły mi do gustu nie umniejsza całej powieści i w Waszym odbiorze może być zupełnie inna. Czego Wam życzę, bo ta historia naprawdę potrafi poruszyć.
Życie Dandelion Meadows legło w gruzach w jednej chwili i absolutnie nikt się tego nie spodziewał. W czasie strzelaniny, która miała miejsce w jej szkole, zginęła jej matka i jej przyjaciele. Teraz dziewczyna mieszka z bratem, który sprawuje nad nią opiekę, a jej przygotowania do studiów stają pod znakiem zapytania. Dani musi nauczyć się życia na nowo, stara się...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-14
Dorothy Ann przyzwyczaiła się do życia z matką, choć zdecydowanie nie jest ono usłane różami. Pewnego dnia rodzicielka każe jej się pakować i takim sposobem Dani trafia pod opiekę wujka, a jej życie diametralnie się zmienia. Po pierwsze dziewczyna poznaje czym jest prawdziwy dom, troska i miłość opiekuna, a po drugie… trafia na trzech kuzynów, którzy nie są do niej pozytywnie nastawiani. Jednak czas mija, relacje ulegają przemianie i jeden z nich brutalnie porzuca bliskich. Mijają lata i dawno skreślony kuzyn wraca na łono rodziny, by odkupić swoje grzechy, ale też by zdobyć serce ukochanej. Nikt nie wita go z otwartymi ramionami, czego można było się spodziewać, ale nikt nawet nie zakłada, że powracający chłopak skrywa pewien sekret.
Jak mi się podobała ta książka! Oj, jak mi się podobała! Po opisie od wydawcy spodziewałam się czegoś innego, jednak całokształt historii oraz to, jak została ona poprowadzona totalnie mnie kupiło.
Historia Dani oraz kuzynów zostaje przedstawiona za pomocą dwóch linii czasowych - mamy czas przed odejściem jednego z chłopaków i czas po odejściu. Jest to mój ulubiony sposób prowadzenia historii, bo dzięki niemu możemy dostrzec przemianę, jaka zachodzi w bohaterach i w ich relacjach, a śledzenie tych zmian jest dla mnie niesamowicie fascynujące. Zabawa jest tym lepsza, gdy okazuje się, że nic nie jest takie oczywiste, a gdzieś tam w tle majaczy wizja tajemnicy do odkrycia.
I właśnie co do tej tajemnicy…
Chyba za to kocham tę książkę! Plot twisty rozwaliły mi głowę i totalnie to uwielbiam! Elementy zaskoczenia ZAWSZE działają na plus, a tutaj ich nie brakuje. Do tego MAMY ROMANS, który urzekł moje romansiarskie serce, bo poświęcenie Gage’a dla Dani zgniotło moje serce na miazgę, jak moździerz przyprawy. Miłość tych dwojga jest piękna, to miłość, która przetrwa wszystko i która skłonna jest do wielu poświęceń. Jednym słowem to miłość niczym z bajki - okupiona cierpieniem, ale posiadająca również te piękne chwile cementujące uczucie.
Wątek kryminalny przedstawiony w powieści zaliczam na dużo plusów, całą masę plusów! Nie mogłam doczekać się rozwiązania całej sprawy, swój wzrok bacznie wycelowałam w konkretną osobę i chybiłam! Dzięki wielu angażującym wątkom książkę czyta się szybko i niezwykle przyjemnie. Czekam niecierpliwie na kolejne tomy, bo w tym zakochałam się po uszy! A sama książka… wydana jest przepięknie i pachnie jak niebo. 🥹 Najpięknieszy zapach książki ever i do tego dedykowana zakładka - czy to książkowy raj?
Dorothy Ann przyzwyczaiła się do życia z matką, choć zdecydowanie nie jest ono usłane różami. Pewnego dnia rodzicielka każe jej się pakować i takim sposobem Dani trafia pod opiekę wujka, a jej życie diametralnie się zmienia. Po pierwsze dziewczyna poznaje czym jest prawdziwy dom, troska i miłość opiekuna, a po drugie… trafia na trzech kuzynów, którzy nie są do niej...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-15
Harlow i Travis poznają się na studiach, razem studiują weterynarię i już na pierwszych zajęciach wpadają sobie w oko. Po kilku wspólnych imprezach w gronie znajomych oraz po czasie spędzonym wyłącznie w swoim towarzystwie zostają parą. Zdaje się, że to taka miłość do grobowej deski, że nic nie jest w stanie ich rozdzielić, aż tu nagle przychodzi bolesne rozstanie. Po czterech latach zerowego kontaktu Harlow otrzymuje zaproszenie na ślub byłego chłopaka. Niechętnie, ale postanawia się na nim pojawić, bo kilka lat temu obiecała Travisowi, że będzie przy nim w najważniejszym dniu jego życia. Na uroczystości nic nie dzieje się tak, jak było zaplanowane, dlatego wszystko może się zdarzyć. Nawet ten najbardziej nieprawdopodobny scenariusz.
Dobra, Papierowe Serca, nie wiem, jak to robicie, ale każda jedna książka od Was jest świetna i tak jest też w tym przypadku. „Mine to have” to spełnienie moich marzeń o lekkim, zabawnym i na maksa uroczym romansie. No bo jak nie kochać małomiasteczkowego romansu z motywem drugiej szansy?
Główni bohaterowie, ale też nie tylko oni, są postaciami bardzo pozytywnymi - to weterynarze z powołania i z ogromnym sercem do zwierząt, realizują się w swojej pasji, którą jest ich praca, są także osobami niezwykle empatycznymi i wrażliwymi. Nic dziwnego, że tych dwoje się siebie ciągnęło.
Autorka nie rzuca czytelnika na głęboką wodę pisząc, że para była kiedyś razem, a teraz Trav bierze ślub. Nic z tych rzeczy. Historia miłosna przed rozstaniem zostaje dokładnie przedstawiona, co pozwala czytelnikowi zakochać się w relacji bohaterów. Albo w samym Travisie. 🤪 Miłość Harlow i Travisa czuć z każdej strony, a ich szczęście wypełnia te książkę po brzegi. Do momentu rozstania.
Później jest pasja, ich bliscy, pozorna radość i… wesele, nad którym ewidentnie ciążyło jakieś fatum. Wszystko jest po coś i dzięki takiemu potoczeniu się historii para dostaje drugą szansę. Warto ją wykorzystać, ale czy to jeszcze możliwe i czy dostaną swoje „żyli długo i szczęśliwie”? Tego nie zdradzę, bo z całego serca polecam Wam przeczytać tę książkę. To najbardziej pozytywnie nastrajający romans, jaki miałam okazję czytać w ostatnim czasie.
Nie mogę nie wspomnieć o tym, że w książce mamy do czynienia z podwójną perspektywą. To nie taka byle jaka perspektywa, bo jeśli wcześniej rozdział kończy się z punktu widzenia Harlow, to w kolejny, poświęcony punktowi widzenia Travisa, rozpoczyna się od ostatnich słów poprzedniego rozdziału, ale właśnie z perspektywy chłopaka. UWIELBIAM TO. Totalnie zaskarbiło to sobie moje serce i kocham tę słodką jak żelki książkę na amen.
Chyba nigdy nie skończę tej recenzji, bo muszę jeszcze dopowiedzieć, że wprost uwielbiam siostry Travisa i jego mamę. Mama Travisa to moja MVP! Nie chcę za wiele zdradzać, by nie psuć Wam frajdy z czytania, ale przeczytacie tę książkę i tak samo jak ja powiecie: „ta babeczka to gigant”. Przez wyjątkowe kobiety w rodzinie Travisa nie mogę się doczekać kolejnego tomu i potrzebuję go asap. Najlepiej na jutro.
Harlow i Travis poznają się na studiach, razem studiują weterynarię i już na pierwszych zajęciach wpadają sobie w oko. Po kilku wspólnych imprezach w gronie znajomych oraz po czasie spędzonym wyłącznie w swoim towarzystwie zostają parą. Zdaje się, że to taka miłość do grobowej deski, że nic nie jest w stanie ich rozdzielić, aż tu nagle przychodzi bolesne rozstanie. Po...
więcej mniej Pokaż mimo to
Julliet w wieku nastoletnim zamieszkała z rodziną pastora, która postanowiła jej pomóc. Dziewczyna jest wdzięczna za okazaną pomoc, chyba aż zbyt wdzięczna, bo zgadza się dosłownie na wszystko, ponieważ uważa, że przed okazane dobro nie może ich ranić. Dlatego odkłada na święte nigdy swoje marzenia o karierze muzycznej i zostaje dziewczyną Danny’ego, syna pastora. Staje się także potulną pomocą kuchenną, sprzątaczką i spełnia wszystkie oczekiwania nowej rodziny. Po drodze w spełnianiu czyichś oczekiwań, Julliet traci siebie, zamiata swoją osobowość, swoje marzenia i pragnienia pod dywan.
Wszystko zmienia się pewnego lata, gdy Danny przyprowadza do domu Luke’a. Tajemniczy surfer zauważa w dziewczynie jej prawdziwe ja i sprawia, że Julliet zaczyna pragnąć więcej od życia.
Jednak ich życie nieodwracalnie zmienia się na skutek pewnego wydarzenia, które dotknęło wszystkich. Czy po latach rozłąki będą potrafili odnaleźć drogę do siebie?
Jeśli czytałam książkę do 02:00 w nocy, to książka była NIEZIEMSKA. Wspaniała, fantastyczna, dostarczająca dreszczyku emocji i niepewności.
Zawsze z góry odrzucałam okładki z mężczyznami, co gorsza z ich nagimi torsami, a okazuje się to być błędem. Jednym z większych błędów mojego życia. To moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki (wiecie, te klaty🤣) i wychodzi na to, że muszę nadrobić wszystkie ASAP.
„Lato, kiedy Cię poznałam” to historia pachnąca morską bryzą i olejkiem do opalania. Kwintesencja lata zamknięta na kartach powieści. Historia trójkąta miłosnego, pełna trudnych wyborów, nieoczywistych zwrotów akcji i tajemnicy sprzed lat. Ta niewiadoma dodaje smaczku i jest jak nadzienie w pączku - jest idealnym uzupełnieniem całości.
Główni bohaterowie Luke i Julliet są z pozoru tak różni, a tak naprawdę łączy ich niemal wszystko: podobne doświadczenia życiowe, brak bliskich, próba odnalezienia schronienia w tym brutalnych świecie oraz ogromna potrzeba bliskości i bycia zaakceptowanym. Nic dziwnego, że tych dwoje rozumie się bez słów, a ich serca wyrywają się do siebie, pomimo tego, że ich relacja bardziej przypomina nienawiść niż miłość.
Bohaterów było mi ogromnie szkoda, moje serce pękało na samą myśl o Julliet i jej beznadziejnym położeniu, w którym się znalazła. Nie potrafię ocenić jej wyborów czy zachowań, bo życie w rzeczywistości nie jest takie proste i nic nie jest oczywiste. Jednak wiem, że była to droga, która musiała przejść, by po latach znaleźć się właśnie w tym miejscu. Co do Luke’a… następny książkowy mąż odblokowany. Uwielbiam jego postać, jego dojrzałość mimo młodego wieku, nieustanną walkę o swoje marzenia, upór, ale też walkę na śmierć i życie, gdy chodzi o bliskich i ich honor.
Akcja toczyła się powoli, stopniowo odkrywając tajemnice i wydarzenia przeszłości, które doprowadziły bohaterów do miejsca, w którym są teraz. Rozdziały podzielone są na kiedyś i obecnie, a takie połączenie dwóch linii czasowych jest dla mnie nie lada gratką.
Muszę przyznać, że autorka mnie porwała, nie spodziewałam się takiej historii, takiego zwrotu akcji, jakiejkolwiek tajemnicy, a była! I była świetna, a książka dostarczyła mi wielu emocji, których się nie spodziewałam. Ja chcę jeszcze! I z całą pewnością muszę nadrobić pozostałe książki autorki.
Julliet w wieku nastoletnim zamieszkała z rodziną pastora, która postanowiła jej pomóc. Dziewczyna jest wdzięczna za okazaną pomoc, chyba aż zbyt wdzięczna, bo zgadza się dosłownie na wszystko, ponieważ uważa, że przed okazane dobro nie może ich ranić. Dlatego odkłada na święte nigdy swoje marzenia o karierze muzycznej i zostaje dziewczyną Danny’ego, syna pastora. Staje się...
więcej Pokaż mimo to