rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Frank Herbert kontynuuje swe rozmyślania filozoficzne za pomocą metafory w postaci Paula Atrydy. Tym razem przenosi nasz kilkanaście lat do przodu względem wydarzeń w pierwszej części, kiedy to dżihad Mesjasza Fremenów wymordował już sześćdziesiąt miliardów ludzi i zaprowadził jedyną słuszną wiarę w jedynego prawdziwego Boskiego Imperatora. A dwór świętego Imperatora pełen jest intryg wielu różnych podmiotów pragnących uzyskać coś dla siebie.
Autor przeprowadza nas przez tą sieć intryg, wykorzystując ją jako narzędzie do przekazania kolejnych rozważań filozoficznych na temat władzy i religii, a przede wszystkim ich wzajemnym oddziaływaniu na siebie.
W przypadku poprzedniej książki stwierdziłum, że Herbert mocno nie wykorzystuje potencjału postaci kobiecych, przez co stanowią one wyłącznie figury narracyjne. Tym razem... jest to trochę bardziej skomplikowane. Wciąż większość postaci kobiecych jest tak samo mocno zmarginalizowana w fabule, ale jest jeszcze Alia, która jest pełnoprawną postacią z rozbudowanym charakterem. No przynajmniej coś. A perspektywa Alii ukazuje nam zupełnie nowy, bardzo interesujący punkt widzenia na całą sytuację. Punkt widzenia młodej kobiety, która od dziecka została uznana za boginie, ze wszystkimi tego przekleństwami.
NIe wiem czy faktycznie prawdą jest, że Herbert napisał Mesjasza DIuny, bo ludzie nie zrozumieli przesłania pierwszej Diuny, ale faktycznie jest widoczne to, że w Mesjaszu narracja jest prowadzona znacznie mniej subtelnie niż w pierwszym tomie. Szczególnie w pewnej scenie, w której wspominany jest pewien Austriacki akwarelista. Choć to wciąż Herbert, więc w większości jest to wciąż dosyć mocno subtelna narracja.

Frank Herbert kontynuuje swe rozmyślania filozoficzne za pomocą metafory w postaci Paula Atrydy. Tym razem przenosi nasz kilkanaście lat do przodu względem wydarzeń w pierwszej części, kiedy to dżihad Mesjasza Fremenów wymordował już sześćdziesiąt miliardów ludzi i zaprowadził jedyną słuszną wiarę w jedynego prawdziwego Boskiego Imperatora. A dwór świętego Imperatora pełen...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Diuna" Franka Herberta to niesamowicie monumentalna, fabularyzowana rozprawa filozoficzna. Rozprawa na temat autorytetów, ideologii i narracjach, a przede wszystkim o tym, jak przydatnymi narzędziami są one w rękach jednostek dążących do osiągnięcia władzy.
Również o wielu innych mechanizmach władzy, które w (nie)odpowiednich rękach kogoś, kto doskonale rozgryzie ich działanie, mogą stać się potężną siłą zmieniającą cały porządek świata.
No i oczywiście o Ekologii. "Diuna" to jednocześnie ostrzeżenie przed charyzmatycznymi przywódcami, co manifestem proekologicznym.
Autor wziął utarty w wielu kulturach schemat narracji heroicznych i mesjanistycznych, żeby pokazać za jego pomocą, jak niebezpieczne te schematy są. Jest to historia młodego chłopaka, który niczym każdy dobry bohater jakiejś legendy/epickiej sagi itp. okazuje się wybrańcem, który ma zbawić wszechświat. Tylko że ten konkretny wybraniec, Paul Atryda doskonale zdaje sobie sprawę, jakim kłamstwem są te wszystkie legendy, jakie mechanizmy nimi rządzą i jak skuteczne są w manipulowaniu masami. I doskonale zdaje sobie sprawę, że jest okrutnym oszustem, który je wykorzystuje do własnych prywatnych celów.
Jednocześnie autor osadza tę historię w niezwykle interesującym, świetnie dopracowanym świecie, ukazującym niezwykle smutną wizję odległej przyszłości, w której po osiągnięciu podróży kosmicznych ludzkość i tak powróciła do feudalizmu. Feudalizmu, który jest sam w sobie tak okropnym systemem, że rządzące nim schematy są jedną z głównych przyczyn wielu tragedii, które mają miejsce w tej historii.
Jednak pomimo tego, że jest to dzieło niesamowicie dopracowane pod wieloma względami, a w szczególności w swojej warstwie filozoficznej. To wciąż są tu elementy, które szczególnie wraz z upływem czasu trochę uwierają. Przede wszystkim jest to kwestia tego, w jaki sposób autor prowadzi wątki postaci kobiecych, które są mocno zmarginalizowane. I choć faktycznie wpasowuje się to w jakiś sposób z opresyjnym, feudalnym systemem społecznym, który panuje w tym świecie. To wciąż można by jednak poświęcić im więcej miejsca i bardziej je rozbudować. Bo w tych wątkach jest naprawdę dużo potencjału na jakiś kolejny interesujący komentarz społeczny, obok tych które już w tym dziele są.
Tak więc "Diuna" jest naprawdę niesamowicie interesującym dziełem filozoficznym, które zdecydowanie warto poznać, bo jest w nim naprawdę wiele głębi do odkrycia.

"Diuna" Franka Herberta to niesamowicie monumentalna, fabularyzowana rozprawa filozoficzna. Rozprawa na temat autorytetów, ideologii i narracjach, a przede wszystkim o tym, jak przydatnymi narzędziami są one w rękach jednostek dążących do osiągnięcia władzy.
Również o wielu innych mechanizmach władzy, które w (nie)odpowiednich rękach kogoś, kto doskonale rozgryzie ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo dobre wprowadzenie do tematu tego, jak działają mechanizmy stojące za współczesnym kształtem mainstreamowej popkultury (głównie tej z USA).

Świetna pozycja dla kogoś, kto nie za bardzo orientuje się w świecie popkultury i przede wszystkim tą produkcyjną sferą współczesnego przemysłu kulturowego.

No ale właśnie, jest to bardzo dobre, ale wprowadzenie. Co oznacza, że jest to bardzo skrótowe i uproszczone opracowanie tego tematu.
Jednak jako właśnie takie wprowadzenie do tematu sprawdza się świetnie.

Trochę też szkoda, że nie ma tu omówionych wszystkich gałęzi popkultury, jak choćby ostatnio znowu bardzo ważnego rynku książkowego, no ale jest to na tyle skomplikowany temat, że jest to zrozumiałe, że nie dało się zmieścić wszystkiego.

Bardzo dobre wprowadzenie do tematu tego, jak działają mechanizmy stojące za współczesnym kształtem mainstreamowej popkultury (głównie tej z USA).

Świetna pozycja dla kogoś, kto nie za bardzo orientuje się w świecie popkultury i przede wszystkim tą produkcyjną sferą współczesnego przemysłu kulturowego.

No ale właśnie, jest to bardzo dobre, ale wprowadzenie. Co oznacza, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

George Lucas, tworząc Prequele Star Wars, wpadł na wiele bardzo ciekawych pomysłów rozwijających uniwersum Gwiezdnych Wojen i dodających mu niesamowitej głębi pod względem warstwy polityczno-filozoficznej. Ale pomysły to nie wszystko a wykonanie tych filmów było takie, jakie było i cały ten niesamowity potencjał tych pomysłów został niesamowicie zaprzepaszczony.
No i potem pojawia się James Luceno ze swoją twórczością, jak choćby właśnie Maska Kłamstw, w których naprawia to, co nie wyszło w Prequelach.

Jest to bardzo sprawnie napisany thriller polityczny wspaniale rozwijający sytuację geopolityczną (czy raczej kosmo/astropolityczną, jak to właściwie nazwać?) galaktyki Gwiezdnych Wojen w jednym z najciekawszych momentów w jej historii. Luceno świetnie zarysowuje tu atmosferę niepokoju i powszechnej beznadziei w Republice Galaktycznej przeżartej przez korupcje, galopujący ultrakapitalizm i kolonializm elit Republiki.
A także przedstawia nam konflikty targające Republikę w tych czasach, wyjaśniając tym, co doprowadziło do wybuchu Wojen Klonów. I również kreuje to, co według mnie jest najważniejszym motywem Gwiezdnych Wojen, czyli konflikt między Centrum Politycznym i Politycznymi Peryferiami, łączący się ściśle z konfliktem klasowym i rasowym.

George Lucas, tworząc Prequele Star Wars, wpadł na wiele bardzo ciekawych pomysłów rozwijających uniwersum Gwiezdnych Wojen i dodających mu niesamowitej głębi pod względem warstwy polityczno-filozoficznej. Ale pomysły to nie wszystko a wykonanie tych filmów było takie, jakie było i cały ten niesamowity potencjał tych pomysłów został niesamowicie zaprzepaszczony.
No i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na początek przyznam, że nigdy nie byłum fanem uniwersum Igrzysk Śmierci. Nigdy nie czytałum książkowych oryginałów, a filmowe adaptacje są w mojej opinii średnie. Ale sam koncept uniwersum zawsze wydawał mi się ciekawy.
A gdy dowiedziałum się o, czym jest nowy książkowy prequel, to od razu stwierdziłum, że chce go przeczytać. A gdy już wreszcie dostałum ją w swoje ręce niedługo po premierze, to się w niej zakochałum.
Byłum wtedy jeszcze w liceum i zastanawiało mnie czy teraz po latach moja opinia się jakoś zmieni. Tak więc przy okazji premiery filmowej adaptacji powróciłum do tej książki.

I teraz po ponownym przeczytaniu jestem w stanie lekko się zgodzić z częścią negatywnej krytyki, bo faktycznie Ballada Ptaków i Węży jest trochę zbyt długo i można by nieco ją skrócić.
Aczkolwiek jednocześnie, ponieważ osobiście uwielbiam historię które się powoli rozwijają, to mi to za bardzo nie przeszkadzało i jednocześnie uważam, że powolne tempo jest zaletą tej historii. Bo dzięki temu, że spędzamy aż tyle czasu z przemyśleniami głównego bohatera, to jesteśmy w stanie lepiej go poznać, I zrozumieć jak obrzydliwym człowiekiem jest.

"Ballada Ptaków i Węży" to przede wszystkim bardzo interesujące studium człowieka, który ze względu na zbieg wielu różnych okoliczności został wręcz zsocjalizowany do bycia potworem.

A jednocześnie cała historia ta przesiąknięta jest konfliktem pomiędzy różnymi stanowiskami filozoficznymi na temat ludzkiej natury.
Z jednej strony mamy Kapitol reprezentujący pogląd, że Ludzie z natury są Źli i dlatego trzeba za wszelką cenę ich kontrolować.
Z drugiej strony mamy przebłyski krytyki tego stanowiska choćby ze strony Lucy Gray, która wręcz przeciwnie twierdzi, że Ludzie z natury są Dobrzy, a to nienaturalny system zmienia ich w potwory.
A pośrodku tego konfliktu znajduje się Coriolanus Snow, który musi się w nim odnaleźć i obrać któryś z tych poglądów.
Ale ponieważ przez całe życie były w niego wtłaczane takie rzeczy jak propaganda rządu i propaganda dziedzictwa jego rodu i w końcu też nauki Doktor Gaul. A do tego dochodzą również inne jego wewnętrzne problemy.
Jest to historia człowieka, który co prawda przechodzi konflikt wewnętrzny, to od samego początku widzimy, jak z każdą chwilą jego mroczna strona przejmuje nad nim kontrolę.
A gdy wszechświat daje mu tę ostatnią okazję wyboru i możliwość obrania innej drogi życia, to ostatecznie całkowicie świadomie wybiera on, by dalej podążać drogą egoizmu.

Na początek przyznam, że nigdy nie byłum fanem uniwersum Igrzysk Śmierci. Nigdy nie czytałum książkowych oryginałów, a filmowe adaptacje są w mojej opinii średnie. Ale sam koncept uniwersum zawsze wydawał mi się ciekawy.
A gdy dowiedziałum się o, czym jest nowy książkowy prequel, to od razu stwierdziłum, że chce go przeczytać. A gdy już wreszcie dostałum ją w swoje ręce...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Przegryw: mężczyźni w pułapce gniewu i samotności Aleksandra Herzyk, Patrycja Wieczorkiewicz
Ocena 6,9
Przegryw: mężc... Aleksandra Herzyk, ...

Na półkach:

Niezwykle ważna, choć również bardzo trudna książka. Świetnie podejmująca nieprzyjemne tematy, o których zdecydowanie za mało się mówi.

Niezwykle ważna, choć również bardzo trudna książka. Świetnie podejmująca nieprzyjemne tematy, o których zdecydowanie za mało się mówi.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Wreszcie takie Fantasy o jakim zawsze marzyłum, a nie jakieś kolejne nudne ratowanie świata.
Świetnie napisana i bardzo przyjemna historia o próbie założenia małego biznesu w małym mieście gdzieś tam w świecie. O nawiązywaniu współpracy zamieniającej się we wspaniałe przyjaźnie. I innych takich rzeczach typowych dla dobrego Fantasy.
No i o miłości do Kawy.
Oczywiście nie jest to jakiś wybitnie napisany tekst, ale jest to bardzo sprawnie skonstruowana narracja, której głównym celem jest sprawić przyjemność z czytania i sprawdza się w tym idealnie.
Bardzo podoba mi się tłumaczenie Piotra W. Cholewy, który bardzo fajnie operuje językiem, oddając nim świetnie charaktery konkretnych postaci. Na przykład to, że główna bohaterka posługuje się formą grzecznościową "Wy".

Dokładnie o takie Fantasy narzekałum w internecie i mam szczerą nadzieję że współczesne Fantasy pójdzie bardziej w podobną stronę (w sensie mam na myśli bardziej przyziemne narracje, a nie koniecznie brak głębszej powagi) niż kolejne nieudolne próby marnego podrabiania Tolkiena.

Wreszcie takie Fantasy o jakim zawsze marzyłum, a nie jakieś kolejne nudne ratowanie świata.
Świetnie napisana i bardzo przyjemna historia o próbie założenia małego biznesu w małym mieście gdzieś tam w świecie. O nawiązywaniu współpracy zamieniającej się we wspaniałe przyjaźnie. I innych takich rzeczach typowych dla dobrego Fantasy.
No i o miłości do Kawy.
Oczywiście nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Daniel José Older
Napisał książkę pod wieloma względami świetną,
Choć nie pozbawioną wad.
A na pewno będącą naprawdę dobrym Young Adultem.

Zdecydowanie największą zaletą tej książki jest kreacja postaci. José Older świetnie prowadzi postacie przez ich wewnętrzne rozterki i wątpliwości.

A w szczególności świetnie pisze sceny intymne i wątki okołoromantyczne. Naprawdę za każdym razem, gdy książka wchodziła w te motywy, to czytało mi się ją z wielką przyjemnością.
I totalnie czekam, aż Daniel José Older napisze jakiś czysty queerowy romans, bo po przeczytaniu Horyzontu Północy mam ochotę na więcej.

Do tego super jest to, jak ukazany jest Zakon Jedi w tej książce. Ogólnie cała Wielka Republika świetnie podejmuje rozważania na temat Zakonu. Ale tutaj mamy już wyraźnie pokazane, że w przeciągu tego krótkiego okresu od wydarzeń w Świetle Jedi, sam Zakon mocno się zmienił. Jedi już nie są tymi wspaniałymi kosmicznymi Paladynami, a zmęczonymi wojną istotami, targanymi mnóstwem wątpliwości. A przecież największy cios dla nich dopiero nadchodzi pod koniec historii (fabuła tej książki dzieje się równolegle z wydarzeniami z Gasnącej Gwiazdy).
I bardzo czuć w tych Jedi widmo nadciągającej degradacji Zakonu.

A także książka ta bardzo fajnie rozwija Republikę Galaktyczną w tych czasach. Przenosząc perspektywę na Korelię, jedną z najbogatszych planet Republiki. A zarazem prawdziwą, kapitalistyczną dystopię. Do tej pory w Wielkiej Republice, Republika pozorowana była na tą wspaniałą cywilizację, w której wszystko wspaniałe i dobre, choć pojawiały się gdzieniegdzie przebłyski, że być może to błędne pojmowanie Republiki. Horyzont Północy wyraźnie pokazuje, że Republika Galaktyczna już jest skorumpowanym mocarstwem, co jak wiadomo, będzie tylko narastać przez kolejne setki lat. I już tutaj widzimy, że nacjonalistyczni mieszkańcy Korelii mają gdzieś jakieś prymitywne (w ich mniemaniu) pogranicze Republiki.

I wcześniej miałum duże wątpliwości co do tego, czy osoby odpowiedzialne za Wielką Republikę nieświadomie to robią. Ale teraz mam już niemal pewność, że od któregoś momentu to był w pełni zamierzony zabieg, by pokazać, że Republika Galaktyczna to w rzeczywistości mocarstwo kolonialne, które pod pozorem niesienia pomocy i oświecenia na Zewnętrzne Rubieże, w rzeczywistości po prostu dokonuje cynicznego podboju (choć prawdopodobnie sama Republika nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, co naprawdę robi). A Marchion Ro świetnie to wykorzystał przeciw samej Republice.

Ale pomimo tego, że książka ta ma mnóstwo świetnych motywów, to język, jakim jest napisana, pozostawia wiele do życzenia. I naprawdę mogłaby być o połowę krótsza, gdyby wywalić wszystkie niepotrzebne i okropnie przeciągnięte opisy. I poza, jak wspomniałum, świetnie napisanymi scenami intymnymi (nie mylić z erotycznymi), czytanie tego jest naprawdę męczące.


P.s. I so love formę "Mistrzo Jedi"

Daniel José Older
Napisał książkę pod wieloma względami świetną,
Choć nie pozbawioną wad.
A na pewno będącą naprawdę dobrym Young Adultem.

Zdecydowanie największą zaletą tej książki jest kreacja postaci. José Older świetnie prowadzi postacie przez ich wewnętrzne rozterki i wątpliwości.

A w szczególności świetnie pisze sceny intymne i wątki okołoromantyczne. Naprawdę za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niesamowicie ciekawa książka napisana niesamowicie poetyckim językiem. Autorka we wspaniały sposób operuje słowem, konstrukcją i dekonstrukcją opowieści do przekazania treści w bardzo subtelny, a zarazem dosadny sposób. Pełna mnóstwa interesujących zabiegów artystycznych dotyczących fabuły, które z pozoru mogą wydawać się chaotyczne, bo zapoznaniu się z całością nabierają większego sensu, tworząc jedną, wielką, spójną i niesamowicie emocjonalną narrację o ludzkości.
A także napisana w sposób przepięknie czuły, subtelny i intymny, co koresponduje z przesłaniem tekstu, dzięki czemu wzmacnia jego przekaz.

Są to pięknie napisane rozważania o ludzkości, jej wadach i patologiach, ale też tych niewielu zaletach i rzeczy, które w ludziach bywają piękne, niezależnie z czego zbudowane są ciała konkretnych osób. Ale również dosyć przykra, przytłaczająca i przytłaczająco prawdziwa wizja rozwoju ludzkości, prezentująca dystopijny świat coraz bardziej wzmacniającego się kapitalizmu. Kapitalizmu, który nawet tak piękną ideę, jak uwspulnienie własności potrafi przerobić na swoją opresyjną modłę. Autorka doskonale przewidziała, w jaki sposób kapitalizm będzie ewoluować, bo dystopijna wizja zaprezentowana w tej książce już się spełnia, wraz z coraz większą popularnością modeli subskrypcyjnych na wszystko.
A także historia o tym, jak ludzkość kocha nie uczyć się na własnych błędach i za każdym raz powtarza ciągle te same, absurdalnie głupie błędy.

Jednak mimo tej przytłaczająco dołującej wizji ludzkości, jest też w tej książce widoczna nutka nadziei. Wiara w to, że w ludziach istnieje jakiś pozytywny element, który być może kiedyś wreszcie weźmie górę nad ignorancją i bezmyślnym konformizmem.

Niesamowicie ciekawa książka napisana niesamowicie poetyckim językiem. Autorka we wspaniały sposób operuje słowem, konstrukcją i dekonstrukcją opowieści do przekazania treści w bardzo subtelny, a zarazem dosadny sposób. Pełna mnóstwa interesujących zabiegów artystycznych dotyczących fabuły, które z pozoru mogą wydawać się chaotyczne, bo zapoznaniu się z całością nabierają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo ciekawa dekonstrukcja powieści Płaszcza i Szpady, a zarazem po prostu bardzo dobrze zrobiona historia. Z bardzo powoli rozwijającą się historią i jednym z najważniejszych wydarzeń w historii ludzkości w tle.

Historia pełna niezwykle interesujących postaci, z dużą głębią charakterów, które jakoś próbują odnaleźć się w niezwykle trudnych czasach wojny wolności z monarchią. I w tym wszystkim główna bohaterka, zarazem typowa postać tego typu historii, która zostaje przypadkiem wrzucona w samo centrum intryg politycznych nowych Demokratycznej Francji i jej przeciwników, choć zarazem dość nietypowa dla tego typu historii, zaskakująco realistyczna i zwyczajna. I właśnie dzięki temu jej losy śledzi się z takim zaciekawieniem.

A do tego bardzo interesujący styl rysunków autorki, z wyraźnymi, mocnymi konturami i dość płaskim kolorowaniem, idealnie wpasowujący się w atmosferę tej historii. No i co jeszcze bardzo warte docenienia jest to, jaką wagę do zgodności historycznej przywiązuje autorka.

Jeśli jest jakaś rzecz, którą mogę zarzucić tej historii, to dość powolne tempo historii, które dla mnie jest zdecydowaną zaletą, ale podejrzewam, że dla kogoś może stanowić wadę.

Bardzo ciekawa dekonstrukcja powieści Płaszcza i Szpady, a zarazem po prostu bardzo dobrze zrobiona historia. Z bardzo powoli rozwijającą się historią i jednym z najważniejszych wydarzeń w historii ludzkości w tle.

Historia pełna niezwykle interesujących postaci, z dużą głębią charakterów, które jakoś próbują odnaleźć się w niezwykle trudnych czasach wojny wolności z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna książka jednej z najlepszych autorek piszących książki ze świata Gwiezdnych Wojen. I ponownie nie zawodzi. I choć może nie jest to najlepsze, co napisała Claudia Gray (choć zdecydowanie tez nie najgorsze), to wciąż jest to Claudia Gray, więc jest to świetnie napisana książka.

I jest to dokładnie to, za co tak uwielbiam jej książki. Bo to kolejna pozycja, w której Claudia Gray bierze anturaż świata Gwiezdnych Wojen i wykorzystuje go do przeprowadzenia krytyki społecznej. I jak "Więzy Krwi" były ewidentną krytyką systemu dwupartyjnego w USA, tak "Mistrz i Uczeń" jest ewidentną krytyką Kapitalizmu i Liberalnej Demokracji, ale też Monarchii i w pewien sposób też polityki zagranicznej USA.

Ale jednocześnie też autorka podejmuje też kilka innych bardzo ciekawych problemów.
Na przykład wprowadza bardzo interesujący motyw tego, jak wielki wpływ na całe życie człowieka ma środowisko, w którym człowiek zostaje wychowany. I mamy tutaj cztery bardzo różne perspektywy na ten motyw.
1. Qui-Gon i Obi-Wan, którzy jako Jedi "zostali porwani w dzieciństwie i zindoktrynowani do religii Zakonu",
2. Księżniczka Fanry, która od najmłodszych lat jest zamknięta w złotej klatce i wtłaczane jej jest, że zostanie królową,
3. Raharę, która "urodziła się korporacji", jako "rozumne mienie", bo choć w republice niewolnictwo jest nielegalne to, to co się dzieje na prywatnych terenach korporacji, to już Republiki nie interesuje.
4. I chyba najbardziej interesujący wątek, Paxa, który dosłownie został wychowany przez droidy, spędzając kilkanaście lat kompletnie odcięty od jakiegokolwiek świata, otoczony tylko przez droidy protokolarne. I co jest ciekawe, że Pax przejawia wiele autystycznych cech, ale nie jest to jasne, na ile jest to kwestia jego samego, a na ile warunków, w których został wychowany.
A do tego dochodzi jeszcze niezwykle ciekawy wątek, bardzo wyjątkowego Rycerza Jedi, Ralea Averrossa, który ze względu na wychowanie, też różni się od innych Jedi.

I jest to naprawdę świetna książka. W naprawdę interesujący sposób poruszająca mnóstwo bardzo poważnych problemów.
I jest to trochę problematyczne, bo Claudia Gray wrzuca tu naprawdę dużo tych problemów i rozwija je naprawdę świetnie, ale nie do końca udaje jej się połączyć je w równie świetny finał.
To znaczy, jest to naprawdę sprawnie napisany finał. I jest to dobry finał, no ale właśnie tylko dobry.
i tu się trochę zawiodłum, bo Claudia Gray mnie przyzwyczaiła do tego, że mistrzowsko potrafi napisać zaskakująco realistyczne zakończenia książek Sci-Fantasy i niezwykle, realistycznie słodko-gorzkie, z przewagą gorzkiego. A "Mistrz i uczeń" kończy się bardzo słodko i jest to bardzo satysfakcjonujące zakończenie, ale potem przypomina mi się, jak niesamowicie wywróciła schemat zakończenia w Utraconych Gwiazdach.
I chyba chciałubym, żeby Claudia Gray ponownie mi wbiła nóż w serce, tak jak zrobiła to zakończeniem Utraconych Gwiazd i Więzów Krwi, bo potrafi ona robić to w naprawdę niesamowity, bolesny, ale przyjemny sposób.

Kolejna książka jednej z najlepszych autorek piszących książki ze świata Gwiezdnych Wojen. I ponownie nie zawodzi. I choć może nie jest to najlepsze, co napisała Claudia Gray (choć zdecydowanie tez nie najgorsze), to wciąż jest to Claudia Gray, więc jest to świetnie napisana książka.

I jest to dokładnie to, za co tak uwielbiam jej książki. Bo to kolejna pozycja, w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Harley Quinn. Piękna katastrofa Steve Pugh, Mariko Tamaki
Ocena 7,2
Harley Quinn. ... Steve Pugh, Mariko ...

Na półkach:

Kolejna Powieść Graficzna 13+. Tym razem coś zupełnie innego, bo duet Mariko Tamaki i Steve Pugh biorą sobie Mythos bardziej wątpliwej moralnie postaci, jaką jest Harley Quinn i jak to w tych powieściach graficznych 13+ zazwyczaj się robi, przerabiają go na wersję co gdyby te postacie były nastolatkami.
I jak dla mnie, to jest zdecydowanie najlepsza historia z wszystkich tych powieści graficznych 13+, które dotąd zdarzyło mi się czytać.

Ponieważ nie jest to tylko historia o codziennych problemach nastolatków, chociaż i ten element tutaj jest świetnie wykonany.

Ale jest to przede wszystkim świetnie zrobiona historia o wielkich i powszechnych problemach społecznych i codziennych patologiach systemu społeczno-politycznego tak zwanego Świata Zachodniego, a w szczególności USA.

I we wspaniały sposób Mariko Tamaki wykorzystuje to, w jaki sposób na przestrzeni lat zmienił się status quo postaci Harley Quinn i Poison Ivy, ciągnąc to jeszcze dalej i jeszcze bardziej udoskonalając te postacie, w zupełnie nowym wydaniu.

A do tego Tamaki stosuje tu bardzo ciekawy zabieg, który pozwala zrobić głównej bohaterki dosyć nietypową i dizęki temu bardzo interesująca postać.
Bo główna bohaterka tej historii jest osobą o nie największej inteligencji bardzo ograniczonym kapitale kulturowym.
Pozwala to na oparcie o to bardzo interesującej fabuły i wprowadzenie reprezentacji pewnej konkretnej grupy społecznej w USA, która jest bardzo duża, a zarazem bardzo pomijana przez popkulturę, i często jeśli już się pojawia, to raczej pokazywana jest w negatywnym, nawet dyskryminującym świetle.

Oprócz tego jest tu też mnóstwo innych, świetnie zrobionych reprezentacji.

Jak inne historie z linii DC powieść graficzna 13+ były świetnymi historiami biorącymi na warsztat różne problemy młodzieży, a także różne problemy społeczne.
Tak ta historia robi to jeszcze lepiej, wchodząc na znacznie wyższy poziom zarówno pod względem warsztatu pisarskiego, jak i podejmowania krytyki społecznej.

No i to wszystko opakowane jest w absolutnie przepiękną oprawę graficzną Steve'a Pugha, która idealnie oddaje piękno niektórych chwil i okropną brzydotę USA.

Kolejna Powieść Graficzna 13+. Tym razem coś zupełnie innego, bo duet Mariko Tamaki i Steve Pugh biorą sobie Mythos bardziej wątpliwej moralnie postaci, jaką jest Harley Quinn i jak to w tych powieściach graficznych 13+ zazwyczaj się robi, przerabiają go na wersję co gdyby te postacie były nastolatkami.
I jak dla mnie, to jest zdecydowanie najlepsza historia z wszystkich...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Star Wars Wielka Republika. Koniec Jedi. Tom 3 Ario Anindito, Georges Jeanty, Cavan Scott, Charles Soule
Ocena 7,6
Star Wars Wiel... Ario Anindito, Geor...

Na półkach:

Trzeci i zarazem ostatni tom serii komiksowej z Wielkiej Republiki, a to nie wszystko, bo oprócz zakończenia głównej serii dodatkowo w tym tomie dostajemy też dwuzeszytową miniserię "Oko Burzy".

Po pierwsze, zakończenie głównej serii komiksowej z Wielkiej Republiki jest świetne. Idealne domknięcie wątków jednych z najciekawszych postaci w całej Wielkiej Republice.
To, w jaki sposób Cavan Scott prowadzi te postacie przez całą tę serię i co robi z nimi tutaj, jest naprawdę wspaniałe.
W szczególności pokazanie tego, jak Jedi nie dają rady być Jedi, że nawet najbardziej palladynowata palladynka galaktyki ma granicę swojej cierpliwości i że nadmierna determinacja oraz tłumiona frustracja są niezwykle niebezpieczną mieszanką wybuchową.

No i oczywiście rzecz, na którą mocną czekałum od czasu przeczytania "Gasnącej Gwiazdy". Wreszcie widzimy, co się działo w drugiej części Latarni Gwiezdny Blask, w trakcie sławetnej katastrofy.
I nie spodziewałum się, że Cavan Scott pójdzie w tę stronę i było to bardzo pozytywne zakończenie. A Mistrz Maru to zdecydowanie Top of the top zajebistych postaci Wielkiej Republiki.

Co do rysunków, to pierwsze dwa zeszyty Wielkiej Republiki rysowane przez Georgesa Jeanty wyglądają tak sobie, a miejscami wręcz okropnie, ale scenariusz to na szczęście nadrabia.
Pozostałe rysowane przez Ario Anindito wyglądają przepięknie i idealnie oddają tragizm i przeraźliwość sytuacji.


Co do historii "Oko Burzy". Jest to bardzo ciekawy twór artystyczny. Ponieważ jest to komiks o strukturze dramatu (podział na akty i sceny) opowiadającym o tym, skąd wziął się Marchion Ro.
W tym na przykład ciekawa historia jego ludu i tego jak zbieg wielu różnych tragedii może wywrócić całą kulturę do góry nogami i w połączeniu z szokiem po zakończeniu izolacji kulturowej, doprowadzić do ukształtowania się nowej bardzo specyficznej niepokojącej kultury.
Jednak co trzeba zaznaczyć, ta historia to przede wszystkim suplement do całej Wielkiej Republiki uzupełniający wydarzenia zarówno z książek i komiksów, oraz tworzący fundamenty pod kontynuację w Trzeciej Fazie.

W kwestii rysunków to "Oko Burzy" rysowane jest w zupełnie innym stylu niż reszta komiksów z Wielkiej Republiki. Bardziej poszarpanym, surrealistycznym, świadomie operującym brzydotą autorstwa Guillermo Sanny.

Trzeci i zarazem ostatni tom serii komiksowej z Wielkiej Republiki, a to nie wszystko, bo oprócz zakończenia głównej serii dodatkowo w tym tomie dostajemy też dwuzeszytową miniserię "Oko Burzy".

Po pierwsze, zakończenie głównej serii komiksowej z Wielkiej Republiki jest świetne. Idealne domknięcie wątków jednych z najciekawszych postaci w całej Wielkiej Republice.
To,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Młodzi Tytani. Beast Boy Kami Garcia, Gabriel Picolo
Ocena 7,5
Młodzi Tytani.... Kami Garcia, Gabrie...

Na półkach:

Druga powieść graficzna opowiadająca o Nastoletnich Tytanach stworzona przez wspaniały duet Kami Garcii i Gabriela Picolo.
Po tym, jak duet ten zaserwował nam bardzo fajną historię ukazującą origin postaci Raven, prezentuje nam origin Beast Boya.
I ponownie jest to bardzo dobrze napisana, prosta historia w stylu teen dramy z elementami fantastycznymi, choć podejmująca zupełnie inne tematy nastoletnich problemów. I właśnie to jest zdecydowanie najlepsza rzecz w tej już całej serii Młodych Tytanów, że obie z tych powieści graficznych (piszę ten tekst, przeczytawszy tylko te dwie pozycje, więc nie wiem jeszcze, jak jest to pociągnięte dalej) prezentują nam bardzo różnorodne światy młodych ludzi, ale z taką samą niezwykle przyjemną wrażliwością i szacunkiem do poruszanych tematów.
No i oczywiście trzeba wspomnieć, że całość jest wykonana w przepięknym, akwarelowym stylu graficznym Gabriela Picolo.

Druga powieść graficzna opowiadająca o Nastoletnich Tytanach stworzona przez wspaniały duet Kami Garcii i Gabriela Picolo.
Po tym, jak duet ten zaserwował nam bardzo fajną historię ukazującą origin postaci Raven, prezentuje nam origin Beast Boya.
I ponownie jest to bardzo dobrze napisana, prosta historia w stylu teen dramy z elementami fantastycznymi, choć podejmująca...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Młodzi Tytani. Raven Kami Garcia, Gabriel Picolo
Ocena 7,2
Młodzi Tytani.... Kami Garcia, Gabrie...

Na półkach:

Bardzo przyjemna, prosta historia w stylu typowej Teen Dramy z elementami Fantasy. Jedna z wielu historii o nastolatce, która musi ogarnąć swoje życie w nowym mieście po wypadku, w którym straciła pamięć. Odnajdywanie Własnego Ja, budowanie swojej tożsamości, młodzieńcze romanse i niezręczność nastolatków te klimaty. I to bardzo dobrze napisane.
A do tego absolutnie przepiękna oprawa graficzna w wykonaniu Gabriela Picolo.
NA pewno jest to świetna pozycja dla młodszej młodzieży, żeby rozpocząć swoją przygodę z komiksami, albo po prostu dla kogokolwiek kto chce zacząć czytać komiksy o postaciach DC bez potrzeby przejmowania się całym wielgachnym uniwersum budowanym przez ostatnie kilkadziesiąt lat na łamach komiksów, bo jest to po prostu bardzo dobrze zrobiony komiks.

Bardzo przyjemna, prosta historia w stylu typowej Teen Dramy z elementami Fantasy. Jedna z wielu historii o nastolatce, która musi ogarnąć swoje życie w nowym mieście po wypadku, w którym straciła pamięć. Odnajdywanie Własnego Ja, budowanie swojej tożsamości, młodzieńcze romanse i niezręczność nastolatków te klimaty. I to bardzo dobrze napisane.
A do tego absolutnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Druga połowa wielkiej powieści Samanthy Shannon, której pierwsza rozbudziła we mnie dużą ciekawość i nadzieje na bardzo interesujący świat i historię. Zachwyciło mnie to, jak autorka kreuję ten świat, ale teraz wiem, że jednak byłum w błędzie i wcale nie pisała ona tego, jak mi się to wydawało.

Już przy czytaniu pierwszej połowy widziałum, że światotwórstwo w tej książce jest bardzo proste, ale myślałum że jest to zamyślony zabieg, na podstawie którego wprowadzone zostanie więcej głębi. Teraz wiem, że po prostu ten świat wykreowany jest leniwie, żeby nie powiedzieć prostacko, a Samantha Shannon nie miała pojęcia jak wykreować świat w stylu Epic Fantasy. A wątki, które uznałum za zmyślne wykreowane parodie, chyba jednak parodiami miały nie być.

Ale to może jeszcze nie byłoby aż takim problemem, w końcu są historie, w których świat jest tylko tłem dla świetnie napisanej fabuły. Ale fabuła Zakonu Drzewa Pomarańczy do świetnie napisanych zdecydowanie się nie zalicza. A raczej do tych tak przeciętnie schematycznych, że aż kompletnie nijakich, a miejscami nawet żenująco śmiesznych.

Jak jeszcze w tej pierwszej połowie dostrzegłum potencjał na poprowadzenie tej historii w jakimś naprawdę ciekawym kierunku, tak autorka postanowiła zaorać całkowicie ten potencjał i obrała te najbardziej oczywiste i zajechane w pierdyliardach historii rozwiązania fabularne.

Biorąc pod uwagę, jakie hinty dawała autorka w pierwszej połowie, to naprawdę wydawało mi się, że będzie to historia nawiązująca do idei Ying-yang, a sam Bezimienny okaże się po prostu naturalnym elementem natury. Autorka jednak postanowiła pójść w typowy dla kultur europejskich Manicheizm, a Pradawne Największe Zło, po prostu okazuje się zwykłym, prostym, nudnym, typowym, czystym Największym Obiektywnym Złem. I to w dodatku bardzo słabo napisanym.

Do tego sam sposób pisania tej fabuły, który szczególnie nasila się w tej drugiej połowie, jest spieprzony.
Samantha Shannon notorycznie wpycha tu kompletnie niepotrzebne zwroty fabularne i przeszkody pod nogi postaci. Tempo tej książki tak bardzo nie potrafi się zatrzymać, że aż wydaje się być niezwykle powolne i nudne. Druga połowa tej fabuły to niemal ciągłe wprowadzanie jakichś zagrożeń, które potem w znacznie prostszy sposób zostają rozwiązane, tylko po to, by za chwilę wprowadzić kolejne straszne zagrożenie. Co powoduje, że jakakolwiek stawka tutaj przestaje istnieć. Bo oczywiste jest, że wszystkie postacie z tych wszystkich coraz bardziej tragicznych tragedii wyjdą cało.

I przez to, że tutaj nie ma w ogóle wytchnienia od takich ciągłych zagrożeń i tragedii, to psuje to wydźwięk całej fabuły i finału całej książki. I tak ostateczna bitwa z ostatecznym złem następuje zaraz po pierdyliardzie tragedii, bez żadnego wytchnienia, więc w ogóle nie czuć stawki tej bitwy.
A do tego jest ona napisana niesamowicie chaotycznie. I tak, można pisać bitwy tak, by oddawały chaos bitwy, zresztą osobiście uwielbiam właśnie takie pisanie bitew, ale to zdecydowanie nie jest ten przypadek. Tutaj po prostu ta bitwa jest napisana bez jakiegoś większego przemyślenia, a do tego pojawiają się w niej naprawdę absurdalne momenty, które mogą co najwyżej rozśmieszyć.

Choć nie aż tak bardzo rozśmieszyć, jak cały wątek Tane, który jest tak bardzo źle napisany, że aż śmieszny. Ze szczególnym uwzględnieniem jednego z najbardziej absurdalnych zwrotów fabularnych, jakie widziałum, a który pojawia się bez jakiejkolwiek podbudowy.


Być może dla kogoś, kto nigdy nie czytałx żadnego dobrze napisanego Fantasy i dobrze napisanych wątków feministycznych w Fantastyce, to rzeczywiście może to zachwycić. Ale naprawdę na tle innych historii podejmujących kobiece wątki, to jest to naprawdę słabo napisana literatura. A mi zdarzyło się czytać niejedną książkę na licencji Star Wars, które robią to znacznie lepiej.

Druga połowa wielkiej powieści Samanthy Shannon, której pierwsza rozbudziła we mnie dużą ciekawość i nadzieje na bardzo interesujący świat i historię. Zachwyciło mnie to, jak autorka kreuję ten świat, ale teraz wiem, że jednak byłum w błędzie i wcale nie pisała ona tego, jak mi się to wydawało.

Już przy czytaniu pierwszej połowy widziałum, że światotwórstwo w tej książce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwsza połowa wielkiej powieści Fantasy od Samanthy Shannon. Połowa, bo książka ta jest tak obszerna, że w polskim wydaniu podzielono ją na dwa tomy, ale na szczęście podział ten przeprowadzony jest w takim miejscu, że zakończenie pierwszego tomu idealnie sprawdza się jako zakończenie pierwszej części.

Jest to całkiem ciekawa historia osadzona w dosyć ciekawym świecie. Fabuła jest podzielona na dwa główne wątki, każdy opowiadający o jednej z dwóch głównych bohaterek.

Pierwszy z nich opowiada o Ead Duryran, będącej damą na dworze Boskiej-Królewej Królowiectwa (ta forma jest istotna) Inys, które jest parodią chrześcijańskiej Europy z czasów średniowiecza. W której panuje radykalna Religia Cnót, której dogmaty opierają się o Cnoty rycerskie i stanowi nawet ciekawa parodię Katolicyzmu (szczególnie tego średniowiecznego) i Legend Arturiańskich.
Ale mimo tego, że wątek ten jest parodią, to jednocześnie jest on napisany w niezwykle poważny sposób, dzięki czemu Samantha Shannon prowadzi swoją bohaterkę w niesamowicie ciekawy sposób.
A w szczególności na uwagę zasługuje relacja Ead i Królowej Sabran, która jest pisana z niesamowitą czułością i wrażliwością. I sama królowa jest postacią z bardzo ciekawą głębią, a w połączeniu z czułością, z jaką autorka pisze tę postać, głębia ta wybrzmiewa jeszcze bardziej. I tak choć Sabran jest rozwydrzoną królową, która dzięki religii opartej na kłamstwie jest uznawana za żywą boginię, a jednocześnie jest po prostu człowiekiem, którego ktoś wrzucił w rolę żywego bóstwa i widać jak bardzo ten ciężar odbija się na niej.

Do tego wątek ten łączy się z jeszcze jednym pomniejszym i również bardzo ciekawym wątkiem dwóch Inysyckich szlachciców, którzy w wyniku dworskich intryg zostają wysłani do jako ambasadorzy do kraju, który niedawno przeszedł na religię, w której bogiem jest istota w Religii Cnót uznawana za uosobienie wszelkiego zła i której pokonanie stanowi mit założycielski Religii Cnót i całego królestwa Inys. Choć oczywiście na miejscu okazuje się, że prawda jest nieco bardziej skomplikowana, niż się może wydawać.

Niestety drugi z głównych wątków, dziejący się w innej części tego świata nie jest już aż tak dobrze napisany. Tutaj główną bohaterką jest niejaka Tané, która szkoli się, by zostać Smoczym Jeźdźcem, ale oczywiście dzieje się coś, co może zakłócić to marzenie. I to w sumie tyle, co można o niej powiedzieć, bo jest ona postacią bez żadnej większej głębi i charakteru, w sumie to jest ona nawet bardziej schematem fabularnym niż rzeczywistą postacią.

Ale i ten wątek łączy się z innym pomniejszym wątkiem, który z kolei jest znacznie ciekawszy. Opowiada on o alchemiku Niclaysie Roosie, który został wygnany z rodzimego kraju do znajdującej się na Wschodzie faktorii handlowej. I gnije on tam już od wielu lat, aż w pewnym momencie jego życie niespodziewanie wywraca się do góry nogami, a sam Niclays może niechcący znaleźć się w centrum wielkiej historii świata.

Sam świat wykreowany przez Samanthę Shannon na łamach tej historii jest całkiem ciekawy, choć osobiście czegoś mi w nim brakuje. Jest on dosyć prosty i przydałoby się go trochę bardziej rozbudować, bo jak na razie mam wrażenie, że to bardziej zlepek kilku całkiem ciekawych pomysłów, a nie rzeczywiście funkcjonujący świat.


Pierwsza połowa zostawia mnie z dużą chęcią na poznanie dalszej części tej historii, chęcią głębszego poznania tego świata i mnóstwem pytań na temat tego, jak bardzo świadomie napisana jest to historia. Mam nadzieję, że druga połowa mnie nie zawiedzie.
EDIT: Niestety zawiodła mnie i to Bardzo.

Pierwsza połowa wielkiej powieści Fantasy od Samanthy Shannon. Połowa, bo książka ta jest tak obszerna, że w polskim wydaniu podzielono ją na dwa tomy, ale na szczęście podział ten przeprowadzony jest w takim miejscu, że zakończenie pierwszego tomu idealnie sprawdza się jako zakończenie pierwszej części.

Jest to całkiem ciekawa historia osadzona w dosyć ciekawym świecie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Już trzeci tom (pierwszej) Nowokanonicznej Trylogii Thrawna, którą sobie napisał Timothy Zahn i jak już wiadomo nie był to koniec, bo Zahn chyba nigdy nie odpuści sobie swojej ulubionej OCki.
Książka ta jest kontynuacją Naprawdę świetnej książki "Star Wars: Thrawn". Problem w tym, że pomiędzy nimi był jeszcze drugi tom trylogii, czyli "Star Wars. Thrawn: Sojusze", który znacznie obniżył jakość tej trylogii. W trzecim tomie Zahn wchodzi na nieco wyższy szczebel jakości względem Sojuszy, ale wciąż nie ma najmniejszego podjazdu do pierwszego tomu.
Tak więc "Star Wars. Thrawn: Zdrada" to po prostu dobrze napisane, przyjemne czytadło i bardzo sprawnie napisane pulpowe militarne Sci-Fantasy o przegenialnym geniuszu wojskowym i jego ziomkach z dwóch kosmicznych mocarstw, którzx łączą siły by pokonać wielkie, odległe kosmiczne zło.

Już trzeci tom (pierwszej) Nowokanonicznej Trylogii Thrawna, którą sobie napisał Timothy Zahn i jak już wiadomo nie był to koniec, bo Zahn chyba nigdy nie odpuści sobie swojej ulubionej OCki.
Książka ta jest kontynuacją Naprawdę świetnej książki "Star Wars: Thrawn". Problem w tym, że pomiędzy nimi był jeszcze drugi tom trylogii, czyli "Star Wars. Thrawn: Sojusze",...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Timothy Zahn ponownie bierze się za przygody swojej ulubionej Ocki, przegenialnego dowódcy floty Imperium galaktycznego. Rozpoczynając tym obecność tej postaci w obecnie obowiązującym Kanonie Gwiezdnych Wojen. Tym razem jednak, w przeciwieństwie do historii ze starego kanonu, to tytułowy Thrawn jest głównym bohaterem tej powieści, z perspektywy którego prowadzona jest narracja. A właściwie jednym z trójki głównych postaci.

Najciekwaszym elementem tej powieści jest jej konstrukcja.
Każdy rozdział rozpoczyna fragment fikcyjnego tekstu z dziennika tytułowego bohatera, w którym prowadzi rozważania na temat jakiegoś zakresu filozofii wojennej. Następujący po nim rozdział stanowi przykład z życia (oczywiście fikcyjnych postaci wewnątrz fikcji świata powieści) obrazujący te przemyślenia.
W taki sposób timothy Zahn stworzył specyficznego rodzaju dzieło, będące czymś w rodzaju fikcyjnego traktatu z zakresu filozofii wojennej, zarówno wewnątrz fikcji uniwersum świata powieści (fragmentu dzienniku Thrawna), jak i w rzeczywistości pozafikcyjnej, (konstrukcja książki jako całość).

Oczywiście ciekawa konstrukcja powieści nie musi oznaczać, że reszta jej elementów też jest dobrze zrobiona. Na szczęście "Star Wars: Thrawn" jest też świetnie napisaną książką pod innymi względami.

Główną osią fabuły jest historia tytułowego Thrawna, obcego pochodzącego spoza granic Imperium Galaktycznego, który niespodziewanie zjawia się w Imperium i dzięki swoim niezwykłym zdolnościom strategicznym i taktycznym niepodziewanie szybko wspina się po szczeblach hierarchii Imperialnej Floty wojennej. I jest to całkiem ciekawa i wciągająca fabuła, choć przede wszystkim służy ona do zilustrowania rozmyślań filozoficznych.

Jednak nie jest to jedyny wątek fabularny tej powieści. Obok tytułowego Thrawna, mamy tu jeszcze dwie inne główne postacie, równorzędne względem Thrawna.
Są to Eli Vanto, prosty chłopak z obrzeży Imperium, który marzy o prostej karierze wojskowej, która zapewni mu stabilne zatrudnienie, ale los sprawił że jego ścieżka życiowa przecięła się ze ścieżką życia Thrawna, wywracając tym cale jego życie i kierując w kompletnie niespodziewanym kierunku.
Oraz Arihnda Pryce pochodząca z mało znaczącego świata z dala od centrum cywilizacji Imperium, która od zawsze marzyła o wyjeździe z rodzinnego świata i wielkiej karierze w centrum Imperialnej Cywilizacji. A kiedy nadarza się okazja, by wreszcie to zrobić, z wielką determinacją podąża do realizacji swoich celów niczym zainspirowana "Księciem" Machiavellego.

Do tego same relacje między tymi postaciami są świetnie napisane i stanowią drugi, najlepszy element tej powieści, równorzędny do jej warstwy filozoficznej.

Tak też jest to powieść o trojgu istot z mniej lub bardziej, ale Nieuprzywilejowanych warstw społecznych, które w jakiś sposób dochodzą do najbardziej uprzywilejowanych warstw Imperialnej hierarchii wojskowo-politycznej. I ich różnych podejściach do takiej sytuacji.
Jest to powieść o tym, jak wiele można zrobić, by polepszyć własny los i być może też los innych.
I czy dla Wyższego Dobra można czasem sięgnąć po rozwiązania będące Złem.

Timothy Zahn ponownie bierze się za przygody swojej ulubionej Ocki, przegenialnego dowódcy floty Imperium galaktycznego. Rozpoczynając tym obecność tej postaci w obecnie obowiązującym Kanonie Gwiezdnych Wojen. Tym razem jednak, w przeciwieństwie do historii ze starego kanonu, to tytułowy Thrawn jest głównym bohaterem tej powieści, z perspektywy którego prowadzona jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trzeci i ostatni tom kolejnej trylogii o przygodach niebieskiego przegeniusza militarnego z odległej galaktyki.
Tym razem Timothy Zahn wchodzi już na pełnej w klimaty kosmicznej gry o tron, prezentując nam bardzo ciekawą intrygę, która wyraźnie pokazuje, jak bardzo oligarchiczny system Dynastii Chissów jest wewnętrznie niestabilny. Jednocześnie w bardzo interesujący i pogłębiony sposób rozwijając lore samej Dynastii Chissów.
Dowiadujemy się tutaj o sekretach państwowych, które zmieniają naszą optykę na poszczególne elementy tego świata, a nawet na całą Dynastię. Dzięki czemu staje się ona jeszcze ciekawszym i niesamowicie intrygującym fragmentem Uniwersum Gwiezdnych Wojen.
Chociaż wciąż zachowując tak charakterystyczną dla tej trylogii samodzielność, bo wciąż można to czytać jako zupełnie osobny świat wykreowany przez Zahna na potrzeby tej trylogii.

Przyznaję, że trochę się bałum, w jaki sposób Zahn zamierza zakończyć tę trylogię, bo jednak z innych źródeł wiadomo, dokąd ostatecznie nasz Thrawn będzie zmierzać. Co biorąc pod uwagę, na jak niesamowicie sympatyczną postać Zahn go tutaj kreuje, sprawiło że miałum obawy, czy uda mu się uniknąć mocnego dysonansu między Thrawnem w Dynastii Chissów, a Thrawnem - jednym z najgenialniejszych dowódcom totalitarnego, faszystowskiego reżimu Imperium Galaktycznego. Na szczęście Zahn w bardzo sprawny sposób prowadzi tutaj jego rozwój tak, że da się doskonale zrozumieć, dlaczego później podejmie on takie decyzje, a nie inne i że w gruncie rzeczy jest znacznie bardziej skomplikowaną postacią, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Co szczególnie wybrzmiewa, dzięki temu jak świetnie komponuje się to z tą Pierwszą Kanoniczną Trylogią Thrawna ("Thrawm", "Thrawn: Sojusze", "Thrawn: Zdrada").
Wielka szkoda tylko, że jak na razie zanosi się na to, że występy tej postaci w bardziej mainstreamowych dziełach z tego uniwersum, będą tworzone z całkowitym olaniem całej tej głębi, którą tak skrzętnie Zahn konstruuje w swoich powieściach. A szeroka publika będzie miała okazję zaznajomić się z zupełnie inną, spłaszczoną i pozbawioną wszystkiego tego z w nim najciekawsze wersją Thrawna.

Oczywiście sam Thrawn nie jest tu jedyną świetnie rozwijaną postacią. Bo jak Zahn już w poprzednim tomie nadał każdej z występujących tu postaci, jakiejś ciekawej głębi, tak tutaj jeszcze bardziej to rozwija. I tak oto dostajemy szereg bardzo ciekawych, niejednoznacznych postaci, przeżywającymi własne, nierzadko dość skomplikowane dylematy.

No i w końcu wielkie zagrożenie wychodzi s cienia. Wreszcie ujawniają się Gryskowie, którzy pokazują, jak trudnym i niezwykle ciekawym są przeciwnikiem. Jest to zdecydowanie wyjątkowa, jak na gwiezdne wojny frakcja antagonistów, wyróżniająca się tym, w jaki sposób stanowi zagrożenie dla galaktyki. Bo choć dysonują ogromną siłą militarną, to nie jest ona ich najniebezpieczniejszą bronią. I czuć, że choć udało się ich na jakiś czas powstrzymać, to zagrożenie z ich strony wcale nie minęło. A wręcz prawdziwa potęga Grysków, dopiero nadciąga.


W moich recenzjach poprzednich dwóch tomów tej trylogi zaznaczałum że jest to naprawdę świetnie napisana, ale Space Operowa Pulpa. Teraz mogę z przyjemnością wreszcie stwierdzić, że w tym tomie Zahnowi udaje się wejść na wyższy poziom pisarstwa. I teraz to nie jest po prostu świetnie napisana Pulpowa Sace Opera. A naprawdę świetnie napisana powieść Sci-Fantasy. I może to nie jest najwyższy możliwy poziom pisarstwa, ale zdecydowanie jest to topka historii z Uniwersum Gwiezdnych Wojen.

Trzeci i ostatni tom kolejnej trylogii o przygodach niebieskiego przegeniusza militarnego z odległej galaktyki.
Tym razem Timothy Zahn wchodzi już na pełnej w klimaty kosmicznej gry o tron, prezentując nam bardzo ciekawą intrygę, która wyraźnie pokazuje, jak bardzo oligarchiczny system Dynastii Chissów jest wewnętrznie niestabilny. Jednocześnie w bardzo interesujący i...

więcej Pokaż mimo to