rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Długo myślałam o tym, jak rozpocząć tę recenzję i chyba najlepiej będzie przejść od razu do sedna - "Spadające gwiazdy" to dla mnie ogromne rozczarowanie. Dlaczego? Już pierwsze, dziwnie zbudowane zdanie, wzbudziło we mnie wątpliwości. A później niestety nie było lepiej. Bardzo toporny styl, nienaturalne i naciągane dialogi, które momentami wywoływały we mnie uczucie zażenowania. Czytając, miałam wrażenie, że całość się ze sobą nie klei. Brakowało mi płynnych przejść między scenami. Fabuła nie jest do końca przemyślana. Mamy tu kilka absurdów i wydarzeń, które niczego nie wnoszą, w dodatku wyskakują jak Filip z konopii. Główna bohaterka, niespełna 30-letnia Emily, jest płytka i dziwna, a jej przemyślenia przywodzą na myśl te nastoletnie. Dużo minusów, prawda? Doszukałam się jednak dwóch fajnych elementów. "Spadające gwiazdy" to z pewnością powieść zimowa, ale nawiązano także do Bożego Narodzenia, co pozwoliło mi przez moment poczuć to urocze świąteczne ciepełko. Drugi dobry element to relacja między Emily i Zacharym. To chyba najlepiej dopracowana część książki - delikatna i otulająca serce, choć bardzo krótka, bo zaczyna się dopiero w połowie lektury. Oczywiście trzeba przymknąć oko na to, że cała "wielka miłość" rozwija się na przełomie miesiąca (nie biorę pod uwagę epilogu, który jest jedynie przeciąganiem pewnych miłosnych decyzji) 🙈 Podsumowując: wielkie oczekiwania zakończyły się wielkim rozczarowaniem. Powieść nie pozostała ze mną na dłużej. Niestety nie sięgnęłabym po nią kolejny raz i uważam, że czas, który na nią poświęciłam, mogłam spożytkować lepiej.

Długo myślałam o tym, jak rozpocząć tę recenzję i chyba najlepiej będzie przejść od razu do sedna - "Spadające gwiazdy" to dla mnie ogromne rozczarowanie. Dlaczego? Już pierwsze, dziwnie zbudowane zdanie, wzbudziło we mnie wątpliwości. A później niestety nie było lepiej. Bardzo toporny styl, nienaturalne i naciągane dialogi, które momentami wywoływały we mnie uczucie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sięgam po tę lekturę zaledwie kilka godzin po zakończeniu pierwszego tomu. Czytam pierwsze zdania i mam wrażenie, że w ogóle nie przerywałam. Historia płynie dalej, nie ma żadnego przeskoku czasowego, a ja nakręcam się bardziej i bardziej. Super, że na początku pokuszono się o retrospekcję poprzedniej części i w pigułce przedstawiano, co się wydarzyło. To ukłon w stronę osób, które zaczynają przygodę od drugiego tomu. Błagam Was jednak żebyście tego nie robili 🙏 Przeczytajcie najpierw "Przewodnik po zbrodni według grzecznej dziewczynki" i pozwólcie Pip zawładnąć Waszym sercem!

Fabuła trzyma poziom, a tempo akcji wzrasta ze strony na stronę, wzbudzając mój niepokój i zabójczą ciekawość. Niesamowicie satysfakcjonowało mnie odkrywanie faktów jeden po drugim, choć czasem wydawało się, że elementy układanki wskakują na swoje miejsce trochę zbyt łatwo. Nie przeszkodziło mi to w dotarciu do zakończenia w błyskawicznym tempie. Ileż tam się działo! Napięcie dosłownie sięgało zenitu! Powiem Wam jednak, że rozwiązanie zagadki pozostawiło we mnie pewien niedosyt. Oczywiście było zaskakująco, ale spodziewałam się czegoś większego. Miłość do Pip pozostaje niezmienna. Po tym wszystkim, co ją tutaj spotkało, kolejny tom to będzie petarda! Musi być, prawda? 🔥

Sięgam po tę lekturę zaledwie kilka godzin po zakończeniu pierwszego tomu. Czytam pierwsze zdania i mam wrażenie, że w ogóle nie przerywałam. Historia płynie dalej, nie ma żadnego przeskoku czasowego, a ja nakręcam się bardziej i bardziej. Super, że na początku pokuszono się o retrospekcję poprzedniej części i w pigułce przedstawiano, co się wydarzyło. To ukłon w stronę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To był strzał w dziesiątkę! Bohaterka wzbudzająca sympatię, pewnie stąpająca po ziemii, inteligentna... O kimś takim chce się czytać! A gdy taka osoba zabiera się za rozwikłanie kryminalnej zagadki sprzed 5-ciu lat, zaczyna dziać się magia. Akcja jest wciągająca i zdecydowanie zapada w pamięć. Przeczytanie tej książki zajęło mi 2 miesiące i mimo, że potrafiłam wrócić do niej po 2-3 tygodniowej przerwie, nadal wiedziałam co jest na rzeczy. Fajnie się płynie przez tekst, tak leciutko. Fabuła mnie zaciekawiła, choć nie była szczególnie innowacyjna. Z jej przewidywalnością było tak pół na pół - część wydarzeń wpadała w utarte już schematy, ale nie zabrakło zwrotów akcji, które przyprawiały o szybsze bicie serca. Kolejne elementy układanki odkrywały się w tempie podtrzymującym moje zainteresowanie. Nie wiało nudą! Zakończenie było satysfakcjonujące, niczego mi więcej od kryminału nie trzeba 👌 Czuję się zaintrygowana po zakończeniu tej książki i chyba po raz pierwszy cieszę się, że historia Pippy ma kolejne tomy!

To był strzał w dziesiątkę! Bohaterka wzbudzająca sympatię, pewnie stąpająca po ziemii, inteligentna... O kimś takim chce się czytać! A gdy taka osoba zabiera się za rozwikłanie kryminalnej zagadki sprzed 5-ciu lat, zaczyna dziać się magia. Akcja jest wciągająca i zdecydowanie zapada w pamięć. Przeczytanie tej książki zajęło mi 2 miesiące i mimo, że potrafiłam wrócić do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nadszedł ten moment… Przepiękna Domkowa przygoda dobiega końca. Przemija pewna epoka, a ja czuję ogromne wzruszenie, spotykając się z bohaterami jeszcze ten jeden raz. Poprzednie tomy sagi były dobre, bardzo dobre… Finał to istna wisienka na torcie! Ostatnia i jednocześnie najobszerniejsza część wyróżnia się bogactwem zaskakujących wątków i akcją trzymającą w napięciu. Kiedy chwyciłam tę powieść w swoje ręce, nie spodziewałam się tak mrocznych klimatów, najbliższych memu sercu. Znacie to uczucie, kiedy historia jest tak wciągająca, że otaczający Was świat po prostu znika, a strony przewracają się same? Dokładnie tego doświadczyłam, żyjąc życiem Violi. Ale to nie koniec! Wizja przyszłości wykreowana przez Autorkę to majstersztyk. Opisy dopieszczono w najmniejszych detalach, doskonale obrazując to, co być może już dawno wybiegło poza ramy naszej wyobraźni. Stworzony w ten sposób klimat zrobił na mnie ogromne wrażenie. Czułam, że naprawdę przeniosłam się do tego miejsca! Wokół tych dwóch dominujących wątków dzieje się jeszcze wiele innych rzeczy. Poruszane są tematy kontrowersyjne, trudne, skłaniające do refleksji… Nie zapomniano jednak o motywie muzycznym, stanowiącym ten ciepły i otulający element Domku. Różnorodność, którą tu spotkałam, sprawia, że każdy, kto sięgnie po tę książkę, znajdzie tu coś, co poruszy jego najczulsze struny. Jest jeszcze jeden szczegół, który wyróżnia Domek spośród innych powieści — mnogość bohaterów. Ich liczba potrafi przerazić. Pamiętacie, że na samym końcu zawsze znajduje się drzewo genealogiczne, prawda? Lekturę rozpoczęłam od jego dokładnego przestudiowania i choć od przeczytania III tomu minął już ponad rok, całkiem szybko przypomniałam sobie wszystkie rodzinne powiązania. Finałowa część ma w sobie jednak pewną zmianę na lepsze. Nie skaczemy między wątkami aż tak dynamicznie, jak dotychczas. Autorka mocniej skupia się wokół wybranych postaci, rozbudowuje ich historie, pozwalając czytelnikowi nawiązać jeszcze głębszą więź. Uwielbiałam bohaterów poprzednich tomów, ale nowe pokolenie kładzie ich wszystkich na łopatki. To niesamowite, że oni są tacy wielowymiarowi! Nie mogliby różnić się od siebie bardziej, a jednak ich charaktery wspaniale się dopełniają. Cały czas toczę w głowie walkę, czy bardziej pokochałam mroczną Violę czy może zabójczą Vivienne, i nie potrafię zdecydować. Nie wiem, czy w ogóle się da. Wiem natomiast, że brakowało mi tu Ady i jej sprośnego żartu. Nieśmiertelna nadal odgrywa kluczową rolę w całej historii, choć tym razem trochę bardziej w tle. No dobrze… Docieram do końca książki, przewracam ostatnią stronę i co czuję? Satysfakcję, że wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce, nie ma żadnych niedopowiedzeń; wzruszenie, ogromne wzruszenie, że ta piękna podróż właśnie kończy swój bieg. Lektura finałowego Domku była cudownym doświadczeniem. Z czystym sumieniem ogłaszam tę część najlepszą! Nie trafiłam do tej pory na książkę tak rozbudowaną, tak różnorodną i wywołującą we mnie kalejdoskop emocji. Właśnie dlatego powinniście odłożyć to, co właśnie czytacie, by pozwolić porwać się w magiczne Domkowe wrota.

Nadszedł ten moment… Przepiękna Domkowa przygoda dobiega końca. Przemija pewna epoka, a ja czuję ogromne wzruszenie, spotykając się z bohaterami jeszcze ten jeden raz. Poprzednie tomy sagi były dobre, bardzo dobre… Finał to istna wisienka na torcie! Ostatnia i jednocześnie najobszerniejsza część wyróżnia się bogactwem zaskakujących wątków i akcją trzymającą w napięciu....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Szukacie powieści, która poruszy najczulszą strunę Waszego serca? Historii, która napełni nadzieją, by ostatecznie wycisnąć łzy? A to wszystko w towarzystwie śnieżnych zasp i świątecznej atmosfery? Trafiliście doskonale! “Zdążyć do domu na święta”, czyli najnowsza książka Ani Chaber, spełni powyższe oczekiwania. Piękny pomysł na fabułę. A może nie pomysł? Może tę fabułę napisało życie? Tym mocniej uderzały we mnie opisane wydarzenia. Główni bohaterowie są jak ogień i woda, a mimo to doskonale się dopełniają. Podróż, w którą wyruszą, pokaże, że pecha nie da się wyczerpać. Autorka bierze na tapetę dwa motywy, które ściskają za serce, a okoliczność zbliżających się świąt dodatkowo intensyfikuje całość. Nie wszystko udało mi się przewidzieć, a może po prostu nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że ta historia może skończyć się właśnie tak… “Zdążyć do domu na święta” to pierwsza w tym sezonie powieść świąteczna, po którą sięgam i wiem, że nie mogłam wybrać lepiej. Każda minuta spędzona z bohaterami przyniosła mi emocje, z którymi nie zawsze potrafiłam sobie poradzić. Zakończenie całkowicie mnie ścięło. Jeszcze długo po przewróceniu ostatniej strony nie mogłam opanować łez. Wiem, że potrzebowałam tej książki w swoim życiu i jestem za nią wdzięczna, Aniu. Towarzyszę autorce od momentu wydania pierwszej powieści i dokładnie widzę, jak wspaniale się rozwija, doskonaląc warsztat pisarski. Czuję to w każdym przeczytanym zdaniu. “Zdążyć do domu na święta” to piękna i poruszająca opowieść, do której dodano szczyptę świątecznej magii… Jestem pewna, że i Wy jej potrzebujecie, ale jeszcze o tym nie wiecie! Sięgajcie więc po nią bez wahania, bo polecam ją z czystym sumieniem!

Szukacie powieści, która poruszy najczulszą strunę Waszego serca? Historii, która napełni nadzieją, by ostatecznie wycisnąć łzy? A to wszystko w towarzystwie śnieżnych zasp i świątecznej atmosfery? Trafiliście doskonale! “Zdążyć do domu na święta”, czyli najnowsza książka Ani Chaber, spełni powyższe oczekiwania. Piękny pomysł na fabułę. A może nie pomysł? Może tę fabułę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gdy pierwszy rozdział książki wyciska ze mnie łzy, wiem, że to będzie niezapomniana lektura. Nie skłamię, pisząc, że “Listy w kolorze purpury” to najbardziej dojrzała powieść, która wyszła spod pióra Kasi. Historia Emery chwyta za serce od pierwszych zdań, bez ostrzeżenia porywając nas do świata pełnego nostalgii, bólu i miłości, która miała przecież przetrwać wszystko. Fabuła jest nieoczywista i zaskoczyła mnie wielokrotnie, kierując się w zupełnie nieoczekiwaną stronę. Bez wątpienia pokochałam bohaterów, choć niektórzy na moją miłość musieli zapracować. Delikatność i niewinność głównej bohaterki ujęła mnie bez reszty. Postać męska ma natomiast niewiele wspólnego z delikatnością. Powiem Wam, że Caleb początkowo nie zyskał mojej sympatii. No bo kto polubiłby tak aroganckiego typa? Ale ten facet się zmienia… Strona za stroną pokazywał mi coraz to inne oblicze - przez tego twardziela zaczęła przebijać czułość i troska. I tak nagle stał się bohaterem, o którym chciałam czytać w co drugim zdaniu tej książki. Spytacie, czy w “Listach w kolorze purpury” czekają na Was jakieś emocje? Ja odpowiem, że czeka na Was cała emocjonalna kolejka górska! Przeze mnie przemawiała głównie melancholia. Bardzo mocno weszłam w uczucia Emery i w pewnym momencie zaczęłam się z nimi identyfikować. Robiąc sobie przerwę w czytaniu, potrzebowałam chwili, by powrócić do rzeczywistości. A co z zakończeniem? Eh… Ono rozbiło mnie na milion kawałków. Przeżywałam jeszcze długo po przewróceniu ostatniej strony. “Listy w kolorze purpury” skradną Wasze serca. Tego jestem pewna! Sięgajcie więc po tę powieść bez wahania, by pozwolić ponieść się niesamowicie poruszającej historii.

Gdy pierwszy rozdział książki wyciska ze mnie łzy, wiem, że to będzie niezapomniana lektura. Nie skłamię, pisząc, że “Listy w kolorze purpury” to najbardziej dojrzała powieść, która wyszła spod pióra Kasi. Historia Emery chwyta za serce od pierwszych zdań, bez ostrzeżenia porywając nas do świata pełnego nostalgii, bólu i miłości, która miała przecież przetrwać wszystko....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

No takiego Nicholasa Sparksa to ja się nie spodziewałam! “Kraina marzeń” to dwie historie, które już bardziej nie mogłyby się od siebie różnić. Czy mają jakiś punkt wspólny? Oczywiście! Ale by dowiedzieć się, co nim jest, musicie przeczytać tę niesamowitą książkę. Opowieść Colby’ego jest lekka i letnia. I choć za oknem ponuro, jej klimat był tak wyczuwalny, że z łatwością przeniosłam się na piaszczystą plażę, by poczuć cieplutki powiew wiatru. Totalnym przeciwieństwem okazało się życie Beverly. Czytając rozdziały z jej perspektywy, czułam niepokój i strach. A jeśli o rozdziałach mowa to bardzo mi się podobało, że były krótkie. Nie przepadam za takimi, które ciągną się w nieskończoność, nie lubię przerywać ich w połowie (a przecież bobas nie poczeka, aż mama skończy czytać). Fabuła przypadła mi do gustu, jednak nie była mocno zaskakująca. Myślę, że historie romantyczne takie po prostu są, że szybko domyślamy się, w jakim kierunku zmierzają. Trochę inaczej było z mroczniejszą stroną “Krainy marzeń”, choć jako fanka thrillerów psychologicznych, w którymś momencie zorientowałam się, jak wszystko się ze sobą łączy. Fajnie to sobie autor wykombinował, nie ma co! Książkę czyta się szybko, jest bardzo emocjonalna, trzyma w napięciu i jednocześnie otula. Zakończenie jest urocze i na tyle wzruszające, że w oku zakręciła mi się łezka! Nie ma niedopowiedzeń, wszystkie elementy układanki wskakują na swoje miejsce. Uśmiechałam się z rozczuleniem, gdy dotarłam do końca lektury. To chyba wystarczający znak, że warto po nią sięgnąć, prawda?

No takiego Nicholasa Sparksa to ja się nie spodziewałam! “Kraina marzeń” to dwie historie, które już bardziej nie mogłyby się od siebie różnić. Czy mają jakiś punkt wspólny? Oczywiście! Ale by dowiedzieć się, co nim jest, musicie przeczytać tę niesamowitą książkę. Opowieść Colby’ego jest lekka i letnia. I choć za oknem ponuro, jej klimat był tak wyczuwalny, że z łatwością...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

“Przyciąganie” to debiut Aleksandry Melcer! Wiem, że większość z Was jest jeszcze przed lekturą, więc w tej sytuacji musicie po prostu uwierzyć mi na słowo, bo “Przyciąganie” to nie byle jaki debiut, to REWELACYJNY debiut! Historia Dany jest doskonale zaplanowana i przemyślana w najmniejszych szczegółach. Możecie być pewni, że wszystko, nawet to, co trochę Wam zgrzyta, jest w tej opowieści nie bez przyczyny. Pomysł na fabułę jest nietuzinkowy. Nie przypominam sobie, by coś podobnego kiedykolwiek trafiło w moje ręce. Do gustu przypadło mi tempo akcji. Początkowo jest raczej spokojnie. Mamy czas, by poznać główną bohaterkę, jej otoczenie, bliskich… Im dalej brniemy w tę lekturę, tym robi się coraz dynamiczniej, proporcjonalnie zwiększa się również nasza ciekawość. A uwierzcie mi, że Ola przygotowała dla nas niejedną niespodziankę! Kreacja Dany chwyciła mnie za serce. Ja naprawdę czułam jej niepewność, strach, niezrozumienie… Razem z nią podejmowałam próby rozwikłania życiowych dylematów, czy odnajdywania siebie na nowo w tym przedziwnym świecie. A jej relacja z Zaharem! No cóż, ja czuję, że to dopiero namiastka tego, co naprawdę się między nimi wydarzy; że to uczucie dopiero zaczyna się rozgrzewać. O zakończeniu napiszę krótko — mam nadzieję, że drugi tom zostanie wydany szybko, bardzo szybko! Powiem Wam, że to była niesamowita przygoda. Nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać sięgając po “Przyciąganie”, ale efekt końcowy zwalił mnie z nóg. Sytuacje, w jakich stawiano bohaterów, wzbudzały we mnie cały wachlarz emocji. Bardzo mocno weszłam w tę lekturę, bo po jej odłożeniu jeszcze przez jakiś czas miałam wrażenie, że sama mieszkam w Toskavos i że to mnie się to wszystko przytrafia. Nieczęsto wkręcam się aż tak! Kiedy przeczytałam opis tej książki, nie sądziłam, że kryje się w niej mrok, na którego wspomnienie przez moje ciało przebiegają ciarki… Ta książka otwiera oczy na tematy, które przecież niejednokrotnie mają miejsce w naszej rzeczywistości. Ah! Cóż mogę więcej dodać? “Przyciąganie” to pozycja obowiązkowa, którą polecam z czystym sumieniem!

“Przyciąganie” to debiut Aleksandry Melcer! Wiem, że większość z Was jest jeszcze przed lekturą, więc w tej sytuacji musicie po prostu uwierzyć mi na słowo, bo “Przyciąganie” to nie byle jaki debiut, to REWELACYJNY debiut! Historia Dany jest doskonale zaplanowana i przemyślana w najmniejszych szczegółach. Możecie być pewni, że wszystko, nawet to, co trochę Wam zgrzyta, jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po “The Love Hypothesis” sięgnęłam z Waszego polecenia. Nie udało mi się przejść obojętnie (choć długo się wzbraniałam!) obok głosów wychwalających tę książkę bez końca. Powiem Wam jedno… To trzeba przeczytać! Historie osadzone w klimatach akademickich są ostatnio jednymi z moich ulubionych. Może dlatego, że sama znalazłam swoją miłość na uczelni? Fabuła zdecydowanie ma w sobie to coś. Wciągnęłam się w opowieść od pierwszych stron, a potem po prostu nie mogłam przestać. Każde rozstanie z książką było bolesne, a pochwycenie jej na nowo w dłonie dawało mi niesamowite poczucie komfortu. Jeśli chodzi o bohaterów to ujmę to tak - wzdychałam do Adama Carlsena na każdej stronie. Ta postać została wykreowana tak dobrze, że przysłoniła mi właściwie wszystkie mankamenty tej powieści. O ile oczywiście jakieś były, bo szczerze mówiąc, nie potrafię napisać o niczym, co mi tu nie grało. Dużo ciekawie rozegranych scen, zwroty akcji, gorące zbliżenia… Niczego mi nie brakowało, to była doskonała rozrywka! Jeśli ktoś z Was jeszcze nie sięgnął po “The Love Hyphotesis”, powinien to jak najszybciej zmienić!

Po “The Love Hypothesis” sięgnęłam z Waszego polecenia. Nie udało mi się przejść obojętnie (choć długo się wzbraniałam!) obok głosów wychwalających tę książkę bez końca. Powiem Wam jedno… To trzeba przeczytać! Historie osadzone w klimatach akademickich są ostatnio jednymi z moich ulubionych. Może dlatego, że sama znalazłam swoją miłość na uczelni? Fabuła zdecydowanie ma w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po debiuty nie sięgam często, bo zbyt wiele razy już się rozczarowałam. Co więc się stało, że w moje ręce trafiła “Legenda ludowa”, pierwsza książka spod pióra Karoliny Derkacz? Ciekawość! Czułam, że to będą moje klimaty — wierzenia słowiańskie, mała zamknięta społeczność, komedia połączona z zagadką kryminalną. Nie rozczarowałam się, bo książką dostarczyła mi maksimum rozrywki, a w dodatku czytała się błyskawicznie! Miałam jednak problem, by właściwie umieścić akcję w czasie. Z jednej strony miałam świetne dialogi o typowo wiejskiej i staroświeckiej gwarze, wiarę w magiczne stwory sprzed setek lat, podróże drewnianymi wozami, a z drugiej… telefon (niezbyt lubiany przez mieszkańców, ale jednak) i klimatyzowaną plebanię. Gryzło mnie to przez jakiś czas, ale w końcu postanowiłam to przełknąć i zaakceptować, że historia leży bliżej teraźniejszości, a wisłowicka społeczność żyje zabobonami. Zdecydowanie polubiłam się z bohaterami. Nie wiem, jak wyglądałaby ta książka, gdyby jednymi z jej głównych postaci nie byli Zdzisław i Barbara! Wnieśli do całości ogromną dawkę humoru, a ich nieszablonowe myślenie nie raz kierowało akcję na niespodziewane tory. Styl autorki jest bardzo przyjemny i lekki. Nawet nie wiem, kiedy połknęłam te 560 stron! Świetnie bawiłam się przy tej lekturze, choć bez większych emocji. Fabuła została przerwana w takim momencie, że bardzo możliwe, iż pokuszę się o sięgnięcie po kolejny tom, gdy już powstanie. Jeśli potrzebujecie historii, która Was odpręży i rozbawi do łez, zainteresujcie się “Legendą ludową”.

Po debiuty nie sięgam często, bo zbyt wiele razy już się rozczarowałam. Co więc się stało, że w moje ręce trafiła “Legenda ludowa”, pierwsza książka spod pióra Karoliny Derkacz? Ciekawość! Czułam, że to będą moje klimaty — wierzenia słowiańskie, mała zamknięta społeczność, komedia połączona z zagadką kryminalną. Nie rozczarowałam się, bo książką dostarczyła mi maksimum...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Wróżka, która widziała za dużo Marta Guzowska, Leszek K. Talko
Ocena 7,0
Wróżka, która ... Marta Guzowska, Les...

Na półkach: ,

Sięgam po Lucję Słotką po raz czwarty i… Czuję lekki powiew świeżości! Tym razem główna bohaterka także musi zmierzyć się z nie lada wyzwaniem i rozwiązać to, co nierozwiązywalne. Ale! Mam wrażenie, że pierwszy raz poznaję lepiej innych bohaterów, co pozwala mi na poważnie podejść do kwestii wskazania mordercy. Jak się jednak okazuje, najbardziej oczywiste poszlaki prowadzą donikąd, choć przecież wcześniej to zawsze tak działało! No powiem Wam, że poczułam ekscytację, dozę niepewności i ogromną ciekawość, jak tym razem zakończy się cała historia. Być może aspirant Konieczny nadal działa wedle swoich starych praktyk, ale ja i tak czuję się usatysfakcjonowana, gdy odkładam na półkę "Wróżkę, która widziała za dużo". Po trzecim odcinku potrzebowałam małej odmiany i tej się właśnie doczekałam. Dziękuję drodzy autorzy! Czwarty odcinek, tak jak i wszystkie poprzednie, dostarczył mi świetnej rozrywki i pozwolił na chwilę oderwać się od problemów dnia codziennego. Żałuję, że te książki pochłania się tak szybko, ale przecież premiera kolejnego odcinka zbliża się wielkimi krokami, prawda? Jeśli ktoś z Was jeszcze nie poznał tego zabawnego serialu literackiego, nie zwlekajcie dłużej… Nigdy nie nadejdzie najlepszy moment, by zacząć. Po prostu sięgnijcie po pierwszą część z serii i poznajcie niesamowitą Home Disaster Manager. Jestem pewna, że nie będziecie mogli odmówić sobie kolejnych odcinków. Polecam!

Sięgam po Lucję Słotką po raz czwarty i… Czuję lekki powiew świeżości! Tym razem główna bohaterka także musi zmierzyć się z nie lada wyzwaniem i rozwiązać to, co nierozwiązywalne. Ale! Mam wrażenie, że pierwszy raz poznaję lepiej innych bohaterów, co pozwala mi na poważnie podejść do kwestii wskazania mordercy. Jak się jednak okazuje, najbardziej oczywiste poszlaki prowadzą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pióro Marty Guzowskiej miałam już poniekąd okazję poznać podczas spotkania z Lucją Słotką. Zapragnęłam jednak rozwinąć tę znajomość i sięgnąć po więcej. W moje ręce wpadła “Zła miłość”, sprawiając, że pokochałam autorkę jeszcze większą miłością. Co wyróżnia tę książkę? Nietuzinkowa fabuła przemyślana w każdym, nawet najmniejszym szczególe. Bo wrzutki, które wydają się niepotrzebnym zapychaczem, tak naprawdę są tam po coś, tylko jeszcze nie nadszedł ich czas. Warto być zatem uważnym czytelnikiem, by na koniec z wyrazem triumfu na twarzy złożyć wszystkie te małe elementy w całość. Akcja nie ma zawrotnego tempa, a mimo to cały czas coś się dzieje, wydarzenia brną do przodu. Polubiłam Frankę, główną bohaterkę! To nie tylko prywatna detektywka, ale także kobieta i matka, która zmaga się problemami dnia codziennego. Fajnie, że autorka zrobiła z niej taką przednią babkę, z którą właściwie mogłabym się zaprzyjaźnić. Przeczytałam tę powieść bardzo szybko! Potrzebowałam czasu, by się rozpędzić, ale ostatecznie 70% książki połknęłam w jedno popołudnie. Wszystko mi się tu układało w całość, było logiczne, nie pozostawiono niedopowiedzeń. Sporo emocji towarzyszyło mi podczas rozwiązywania zagadki, a zakończenie (choć chyba trochę spodziewane) było satysfakcjonujące. “Zła miłość” to pierwsza część tryptyku kryminalnego Trzy cnoty i już teraz wiem, że nie przejdę obojętnie obok kolejnych tomów. Zdecydowanie polecam!

Pióro Marty Guzowskiej miałam już poniekąd okazję poznać podczas spotkania z Lucją Słotką. Zapragnęłam jednak rozwinąć tę znajomość i sięgnąć po więcej. W moje ręce wpadła “Zła miłość”, sprawiając, że pokochałam autorkę jeszcze większą miłością. Co wyróżnia tę książkę? Nietuzinkowa fabuła przemyślana w każdym, nawet najmniejszym szczególe. Bo wrzutki, które wydają się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czwarta część cyklu “W tajemnicy” niewątpliwie zostaje moim ulubieńcem! Dlaczego? Czytajcie dalej, za momencik o wszystkim opowiem. Ja już niejednokrotnie rozwodziłam się na temat tego, jak lubię pióro Agaty. W tej kwestii nic się nie zmienia. Uwielbiam płynąć między słowami, które ułożyła z niesamowitą lekkością, tworząc tym razem klimat idealny na jesienne wieczory. Nareszcie doczekałam się doskonałego rozwinięcia wątku kryminalnego! Sprawa, która trafia w ręce Michała, intryguje. Czułam się zachęcona do poznania rozwiązania. Na horyzoncie pojawia się też Iga — szanowana pani sierżant o ciętym języku. Od razu wyczułam, co tu się będzie święcić. Ciągnie swój do swego! Polubiłam tych dwoje, choć nie od razu. Michał musiał chwilę zapracować na moją sympatię, bo jego olewający tryb życia bardzo działał mi na nerwy. W prawdziwym życiu też nie lubię takich ludzi. Ah, powiem Wam, że pięknie sobie leciała ta fabuła. Bardzo fajnie połączono ze sobą motywy śledztwa i rodzące się między bohaterami uczucie. Wszystko mi tutaj grało i zasadniczo nie mogę przyczepić się do niczego w tej powieści, no może poza tym, że niektóre sytuacje były trochę uproszczone, ale wiecie… To już taki naciągany zarzut. Sięgałam po tę książkę z przyjemnością i ciekawością. Mimo braku czasu na dłuższe książkowe posiedzenia i tak połknęłam ją bardzo szybko. Za szybko! Lekka, wciągająca i rozgrzewająca serducho… Czego chcieć więcej? No może jeszcze kocyka i gorącej herbaty. Ten zestaw będzie doskonałym towarzyszem na teraz, gdy za oknem robi się chłodno. Niech ostateczną rekomendacją tego tytułu będzie fakt, że wszystkie wydane do tej pory tomy stoją na mojej półce, a jak wiecie, ja nie kolekcjonuję książek. Polecam!

Czwarta część cyklu “W tajemnicy” niewątpliwie zostaje moim ulubieńcem! Dlaczego? Czytajcie dalej, za momencik o wszystkim opowiem. Ja już niejednokrotnie rozwodziłam się na temat tego, jak lubię pióro Agaty. W tej kwestii nic się nie zmienia. Uwielbiam płynąć między słowami, które ułożyła z niesamowitą lekkością, tworząc tym razem klimat idealny na jesienne wieczory....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kobieta, która kochała legwana Marta Guzowska, Leszek K. Talko
Ocena 6,9
Kobieta, która... Marta Guzowska, Les...

Na półkach: ,

Kolejny odcinek serialu literackiego to kolejne wyzwanie dla niezawodnej Lucji Słotkiej. Co tym razem musi ogarnąć? Niesforną ekipę popularnej piosenkarki! Fabuła jest dynamiczna i choć wszystko dzieje się w mgnieniu oka, bez najmniejszego problemu trzymałam tempo. Mamy tu sporo zabawnego chaosu i wyszukanych dialogów, a tajemnicę zagadkowej śmierci rozwiąże znany nam już duet. Brzmi, jakbym się powtarzała, prawda? Z ciekawości zajrzałam do dwóch poprzednich recenzji i dokładnie tak jest — powtarzam się. Dlaczego? Ano dlatego, że w mojej opinii, perypetie głównej bohaterki wpadły w pewien schemat, który już znam i który nie jest dla mnie większym zaskoczeniem. Wiem, kto zginie i wiem, w jaki sposób pan Konieczny będzie szukał mordercy… Ale czy to rzeczywiście jest dla mnie takim problemem? Nie, jeśli książka dostarcza mi rozrywki, a Lucja Słotka niezmiennie sprawia, że śmieję się pod nosem podczas lektury. Marzy mi się jednak jakaś odmiana w kolejnych odcinkach. Drodzy Autorzy, liczę na Was! Ah! Muszę jeszcze koniecznie wspomnieć o tym, że Władek zyskał moją ogromną sympatię, no uwielbiam go. Ten odcinek, podobnie jak poprzednie, połknęłam w momencie. Pokochałam styl, w jakim został napisany i już nie mogę doczekać się, aż kolejne perypetie Home Disaster Manager wpadną w moje ręce.

Kolejny odcinek serialu literackiego to kolejne wyzwanie dla niezawodnej Lucji Słotkiej. Co tym razem musi ogarnąć? Niesforną ekipę popularnej piosenkarki! Fabuła jest dynamiczna i choć wszystko dzieje się w mgnieniu oka, bez najmniejszego problemu trzymałam tempo. Mamy tu sporo zabawnego chaosu i wyszukanych dialogów, a tajemnicę zagadkowej śmierci rozwiąże znany nam już...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wzięłam do rąk “Uzdrowicielkę” i wiedziałam, że to będzie wspaniała opowieść! Już po kilku pierwszych rozdziałach czułam ogromny pisarski postęp pomiędzy częściami cyklu. Kasia z lekkością wprowadziła mnie w magiczny świat pełen różnorodnych stworów. Podała koszyk wypełniony pachnącymi ziołami i pchnęła ku zaskakującej przygodzie! Ah, jak miło płynie ta historia. Jest uporządkowana i logiczna, nie miałam wrażenia, że coś mi się plącze. Ależ się cieszę, że tak wspaniale rozwinięto relację między Mareną, a Eskilem. Nie ukrywam, że czekałam na to z utęsknieniem, a te niewinne, choć pełne uczuć sceny, niejednokrotnie sprawiały, że moje serce zabiło mocniej. No i Jaga… Kto by pomyślał, że jej historia okaże się tak poruszająca? Akcja “Uzdrowicielki” to zwalnia, to przyspiesza, dzięki czemu utrzymuje nieprzerwane zainteresowanie czytelnika. Mamy tu doskonale zbudowany klimat. Jest poważnie, groźnie, ale momentami także zabawnie i namiętnie. Bardzo lubię takie połączenia! Co mogę powiedzieć o zakończeniu? Z pewnością ogromnie Was zaskoczy… Pozytywnie! Nie żałuję żadnej minuty spędzonej z tą książką. Jest miodem na moje serce i doskonałym zakończeniem cyklu. Smutno mi, że czas rozstać się z ulubionymi bohaterami właśnie wtedy, gdy ich drogi w końcu się odnalazły. Czy ja polecam tę książkę? Niech odpowiedź stanowi fakt, że przeczytałam ją dwa razy, choć nigdy tego nie robię.

Wzięłam do rąk “Uzdrowicielkę” i wiedziałam, że to będzie wspaniała opowieść! Już po kilku pierwszych rozdziałach czułam ogromny pisarski postęp pomiędzy częściami cyklu. Kasia z lekkością wprowadziła mnie w magiczny świat pełen różnorodnych stworów. Podała koszyk wypełniony pachnącymi ziołami i pchnęła ku zaskakującej przygodzie! Ah, jak miło płynie ta historia. Jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Co skłoniło mnie do sięgnięcia po tę książkę? Zdecydowanie zaintrygował mnie motyw badania własnej “zbrodni” sprzed lat. Gretchen White to bardzo ciekawa postać — socjopatka nieużywająca przemocy. Jej porywczość nie przeszkadza Lauren Marconi, z którą tworzą idealnie dobrany duet śledczy. Nie sądziłam, że historia, w którą wplątane są rodzinne tajemnice sprzed lat, zrobi na mnie tak dobre wrażenie i natychmiast wciągnie w swoją czeluść. Akcja nie jest dynamiczna, lecz fabułę poprowadzono w sposób, który obudził we mnie niepokój i zaciekawienie tym, co wydarzy się dalej, co odkryją bohaterki. Pewne fakty udało mi się przewidzieć, choć nie wszystkie. Zakończenie nie zrobiło na mnie powalającego wrażenia, bo choć reszta książki była raczej spokojna, tak końcówka leciała na łeb na szyję. Działo się dużo i szybko, nie nadążałam wyobraźnią ogarniać tego, co czytałam, przez co niektóre akapity musiałam czytać po dwa razy, by mieć pewność, że nic mi nie umknęło. Rozwiązanie zagadki okazało się satysfakcjonujące. Cieszę się, że ta książka trafiła w moje ręce. Było zaskakująco, momentami groźnie, ale przede wszystkim intrygująco, a na tym zależało mi najbardziej. Dopiero po zakończeniu lektury dowiedziałam się, że to drugi tom cyklu. Nie czułam, że czegoś mi brakuje, zatem na spokojnie można czytać “Czego nie widać” bez znajomości jej poprzedniczki. Nie pozostaje mi nic więcej, jak polecić Wam tę książkę, sięgajcie po nią!

Co skłoniło mnie do sięgnięcia po tę książkę? Zdecydowanie zaintrygował mnie motyw badania własnej “zbrodni” sprzed lat. Gretchen White to bardzo ciekawa postać — socjopatka nieużywająca przemocy. Jej porywczość nie przeszkadza Lauren Marconi, z którą tworzą idealnie dobrany duet śledczy. Nie sądziłam, że historia, w którą wplątane są rodzinne tajemnice sprzed lat, zrobi na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Poprzednie i jednocześnie pierwsze spotkanie z autorem pozostało w mojej pamięci na bardzo długo. Nic więc dziwnego, że bez wahania chwyciłam za “Tylko przetrwaj noc”. Problem w tym, że postawiłam poprzeczkę bardzo wysoko i… No właśnie. Ta historia nie podołała, a ja już Wam piszę dlaczego. Zacznijmy od tego, że fabuła intrygowała mnie od momentu, gdy przeczytałam opis. Całość osadzono w czasach sprzed telefonów komórkowych, co dodaje fajnego smaczku. Za to duży plus! Akcja toczy się w wyjątkowo hermetycznym środowisku — we wnętrzu samochodu — a więc ma ogromne predyspozycje, by z marszu wkraść się w moje łaski. Tylko że nie ma iskier, nie ma niepokoju i ogólnie tak jakoś wieje nudą. A okazji, by poczuć przyjemne napięcie, było wiele… Polubiłam się z Charlie, główną bohaterką, która nie pozostaje bierna wobec zaistniałej sytuacji. Wielokrotnie wykazuje się ogromną odwagą i logiką. Charlie ma jednak pewną cechę, która dosyć mocno mi wadziła. Chyba nie do końca lubię, gdy rzeczywiste wydarzenia mieszają się z fikcją wytworzoną przez umysł bohatera. Nie raz czułam się sfrustrowana. Coś drgnęło we mnie dopiero pod koniec książki. Akcja nabrała tempa, stało się wiele nieoczekiwanych i zaskakujących rzeczy, na całą historię padło nowe światło. Tylko że czekałam na to przez 3/4 książki, a na koniec i tak nie poczułam się w pełni usatysfakcjonowana. Spędziłam z tą lekturą dobre kilka godzin i to takie przykre, że nie targały mną właściwie żadne emocje. Kolejny raz moje wysokie oczekiwania zderzyły się z szarą rzeczywistością. Choć tym razem miłości nie będzie, nie skreślam jeszcze tego autora. Z pewnością sięgnę po kolejne nowości, mając nadzieję, że będzie to doświadczenie porównywalne do tego, co czułam, czytając “Zamknij wszystkie drzwi”.

Poprzednie i jednocześnie pierwsze spotkanie z autorem pozostało w mojej pamięci na bardzo długo. Nic więc dziwnego, że bez wahania chwyciłam za “Tylko przetrwaj noc”. Problem w tym, że postawiłam poprzeczkę bardzo wysoko i… No właśnie. Ta historia nie podołała, a ja już Wam piszę dlaczego. Zacznijmy od tego, że fabuła intrygowała mnie od momentu, gdy przeczytałam opis....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zacznę tę recenzję z grubej rury… Błagam, nie przechodźcie obok tej książki obojętnie, musicie ją przeczytać! Bo, uwierzcie mi, nieczęsto trafia się na historię tak dojrzałą i poruszającą, dającą nieopisane ciepło i łamiącą serce. Tak potrafi pisać tylko Julia Biel! Lee, Mav, Ash i Haven… Pokochałam ich wszystkich i każdego z osobna. To cudowne trafić na postaci, które nie znalazły się w tej powieści przez przypadek. Każdy z nich ma swoją unikatową przeszłość, bolesne przeżycia, lęki… Ich charaktery są tak różne, a mimo to idealnie się dopełniają. Ogromnym atutem tej książki jest fakt, że bohaterowie wiedzą, czego chcą i dążą do obranych celów, nie używają szczeniackich zagrywek, które naprawdę potrafią zirytować. Fabuła “For Ever More” Was sponiewiera. Mnie sponiewierała… Julia ma niesamowity dar budowania napięcia, które potrafi zatrzymać mój oddech i przyspieszyć bicie serca. A zakończenie? O mamo… Będziecie chcieli i jednocześnie nie chcieli do niego dotrzeć! Rozstanie z bohaterami było dla mnie bardzo bolesne. Choć spędziłam z “For Ever More” dobre kilka godzin, nadal uważam, że to zdecydowanie za krótko. Dobre książki nie powinny się tak szybko kończyć. Przeżyłam z tą powieścią swoje czytelnicze pierwsze razy: zaznaczyłam cytaty, odsłuchałam wspomnianą w treści piosenkę i bezgranicznie się w niej zakochałam. Na temat “For Ever More” mogłabym rozwodzić się bez końca. Jest piękna, wspaniała, dzięki niej znowu wylądowałam na emocjonalnym rollercoasterze… Nie mogę o niej zapomnieć, te cudownie rozpisane sceny wracają do mnie w różnych momentach dnia codziennego. Właśnie dlatego ta książka musi trafić w Wasze ręce, musi! Proszę, nie dajcie się już dłużej prosić!

Zacznę tę recenzję z grubej rury… Błagam, nie przechodźcie obok tej książki obojętnie, musicie ją przeczytać! Bo, uwierzcie mi, nieczęsto trafia się na historię tak dojrzałą i poruszającą, dającą nieopisane ciepło i łamiącą serce. Tak potrafi pisać tylko Julia Biel! Lee, Mav, Ash i Haven… Pokochałam ich wszystkich i każdego z osobna. To cudowne trafić na postaci, które nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Karolina zostaje aresztowana za jazdę pod wpływem alkoholu. W prasie aż huczy, odwracają się od niej “najlepsi” przyjaciele, a dla jej wysoko postawionego męża to najlepsza okazja, by wymienić ją na lepszy model. Miriam ma przeczucie, że jej mąż coś ukrywa, choć nie naciska zbyt mocno, bo sama ma wiele za uszami. Emily od lat przyjaźni się z Miriam. Spróbuje odzyskać dobre imię Karoliny.

Była supermodelka, prawniczka i konsultantka do spraw wizerunku… Co się stanie, gdy te trzy kobiety z wielkiego świata połączy wspólny cel? “Nie ma tego złego” to trzecia część cyklu “Diabeł ubiera się u Prady”. Przewijają się tu postaci z poprzednich książek, więc dobrze mieć o nich jakiekolwiek pojęcie. Mam ogromny problem z oceną tej książki… Biorąc ją do ręki, liczyłam na szalone i wciągające perypetie bohaterek — dokładnie to dostałam. Akcja osadzona jest w bogatym środowisku, w którym właściwie nie istnieją problemy dnia codziennego. Podobał mi się pomysł na fabułę i cała utkana intryga. A mimo to, kiedy skończyłam tę książkę, nie czułam efektu wow. Historia nie zrobiła na mnie żadnego emocjonalnego wrażenia, nie wyróżniła się niczym szczególnym. To po prostu jedna z tych powieści, która pozwala oderwać się od obowiązków, by zająć głowę czymś dużo lżejszym. “Nie ma tego złego” nie sprawiła, że nerwowo spoglądałam w jej stronę, marząc o tym, by rzucić to, co robię i wpaść w jej objęcia. Ta książka po prostu była i zapewniła mi trochę rozrywki, by niedługo po jej zakończeniu ot tak o niej zapomnieć. Myślę jednak, że ta książka znajdzie swoich fanów. Szczególnie ze względu na bardzo lekkie pióro pisarki i ciekawe poczucie humoru. Tym razem nie zostałam ogromną fanką tytułu, bo choć leciały iskry, to nie zapłonęło między nami.

Karolina zostaje aresztowana za jazdę pod wpływem alkoholu. W prasie aż huczy, odwracają się od niej “najlepsi” przyjaciele, a dla jej wysoko postawionego męża to najlepsza okazja, by wymienić ją na lepszy model. Miriam ma przeczucie, że jej mąż coś ukrywa, choć nie naciska zbyt mocno, bo sama ma wiele za uszami. Emily od lat przyjaźni się z Miriam. Spróbuje odzyskać dobre...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Milioner, który napisał testamenty Marta Guzowska, Leszek K. Talko
Ocena 7,0
Milioner, któr... Marta Guzowska, Les...

Na półkach: ,

Tym razem Lucja musi kupić i urządzić mieszkanie dla pewnego bogacza, by następnie zebrać w nim jego rodzinę. Wszystko idzie bezproblemowo do momentu, gdy John Polend zjawia się na miejscu o 10 dni za wcześnie i nalega, by do spotkania doszło już teraz. Niejednemu członkowi rodziny zepsuje to plan dnia, ale mają przecież doskonałą motywację — gospodarz odczyta swój testament.

Było fajnie! Może nawet fajniej niż poprzednio? Kolejne wyzwanie dla Lucji Słotkiej stawia przed nami nie tylko zupełnie nowy zestaw bardzo ciekawych osobistości, lecz także “stare” postaci w lepszej formie. Poprzednim razem wspominałam, że postać pana detektywa nie przypadła mi do gustu. Tym razem przynajmniej nie miałam wrażenia, że on po prostu czeka, aż ktoś inny rozwiąże za niego zagadkę. Bądźmy jednak szczerzy… To Maciuś, gwarek z ciętym językiem, okazał się najbardziej charakternym bohaterem (zaraz po Home Disaster Manager). Akcja toczy się na niespełna 150 stronach, więc nawet przez chwilę nie da się nudzić. Fajnie było pogłówkować trochę nad wskazaniem mordercy, połączyć przedstawione fakty i poniekąd osiągnąć w tej sferze sukces. Ciekawy pomysł na fabułę, świetne zmyłki. Polubiłam Lucję i już nie mogę się doczekać, co wydarzy się w kolejnym odcinku tego zabawnego serialu literackiego.

Tym razem Lucja musi kupić i urządzić mieszkanie dla pewnego bogacza, by następnie zebrać w nim jego rodzinę. Wszystko idzie bezproblemowo do momentu, gdy John Polend zjawia się na miejscu o 10 dni za wcześnie i nalega, by do spotkania doszło już teraz. Niejednemu członkowi rodziny zepsuje to plan dnia, ale mają przecież doskonałą motywację — gospodarz odczyta swój...

więcej Pokaż mimo to