Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Miesiąc temu premierę miał drugi tom Wojen Palladowych. Nowa seria SF od autora znanego głownie z cyklu "Frontlines". Właśnie przełożyłem ostatnie strony i z satysfakcją skończyłem kolejny etap tej historii. Myślę, że "Uderzenie" o kilka kroczków wyprzedziło "Wstrząsy Wtórne". Wciąż odbywa się tu powolne i spokojne ustawianie pionków na szachownicy, niemniej jednak robi się zdecydowanie ciekawiej.

Jeśli pierwszy tom przypadł Wam do gustu, drugi na pewno nie zawiedzie :)

Miesiąc temu premierę miał drugi tom Wojen Palladowych. Nowa seria SF od autora znanego głownie z cyklu "Frontlines". Właśnie przełożyłem ostatnie strony i z satysfakcją skończyłem kolejny etap tej historii. Myślę, że "Uderzenie" o kilka kroczków wyprzedziło "Wstrząsy Wtórne". Wciąż odbywa się tu powolne i spokojne ustawianie pionków na szachownicy, niemniej jednak robi się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://www.sajfaj.pl/phenomen/recenzja/

We wrześniu bieżącego roku, Maciej Rapa wydał książkę Phenomen. Jak napisał sam o sobie: jest człowiekiem o żartach komika, duszy filozofa, marzeniach utopijno-destrukcyjnych i podejściem realisty. Postawił wszystko na jedną kartę i postanowił spełnić marzenie, jakim jest wydanie książki. Padło na postapokaliptyczne science fiction wzorowane na takich uniwersach jak S.T.A.L.K.E.R. oraz Metro 2033.

Maciej Rapa – Phenomen

Tajemnicza katastrofa zniszczyła świat, jaki znamy. Teraz karty rozdaje tytułowy Phenomen, przez którego zatarła się granica między naturą, a tym, co sztuczne. Fauna i flora zachowała niewielkie resztki swojego genotypu. Mutacje sprawiły, że otaczający świat pełen jest sztucznych, mechanicznych i czasem nawet inteligentnych stworzeń. Jedynie człowiek zachował swoją formę i unikną ingerencji w kod genetyczny. Niestety ta resztka ludzkiej rasy, która przetrwała, musi egzystować w Nowym Świecie, gdzie wszystkie żyjące stworzenia chcą ją zabić. Czym jest Phenomen? Jakich zmian dokonał w otaczającym go świecie? Czy są one odwracalne? Jaka przyszłość czeka bohaterów książki? Przekonajcie się sami!

Blady i inni

Wśród grona ocalałych po tajemniczej katastrofie znalazł się Blady. Zwiadowca w służbie Fortecy – jednej z niewielu znanych ostoi cywilizacji. Jak wielu na tym świecie zmaga się z darem i przekleństwem w jednym, czymś co podarował mu Phenomen. Jego życie jest ciągłą walką nie tylko z tym, co go otacza, lecz również z własnymi demonami. Sumienie coraz mocniej dochodzi do głosu uniemożliwiając normalne funkcjonowanie. Wielu się poddało, lecz wielu wciąż dzielnie walczy w świecie, który nie sprzyja człowieczeństwu. Ludzkość rozbita jest na frakcje. Każda z nich stara się przetrwać na swój własny sposób. Forteca zdaje się dawać nadzieję na lepsze jutro, lecz każda inna, większa grupa ludzi pokazuje, że w tym świecie nie ma żadnych zasad, a cel jest jeden – przetrwanie. Walka o lepszą wersję samego siebie w takich okolicznościach wydaje się być skrajnie niemożliwa, jednak Blady, mimo że przez długi czas płyną wraz z nurtem tej rzeki pełnej krwi, zawraca i zaczyna iść pod prąd.

Świat, jaki stworzył Phenomen

Phenomen zmienia wszystko w dość niecodzienny sposób. Wszystko, co do tej pory było żywe, przyjmuje metaliczne cechy. I tak zamiast trawy mamy „sprężotrawę” wyglądającą jak małe sprężynki. Podczas podróży bez problemu można znaleźć „gaźniki”, które są niczym innym jak palnikami od kuchenki gazowej. Mało groźne, a często nawet pomocne w momencie, gdy chce się odpalić papierosa. W otaczającym nas świecie natrafimy jeszcze na takie twory jak: „śrubopusznik”, „agrafkowiec”, „izołek”, „petunie” i wiele innych. Warto wejść na dedykowanego książce fejsbuka (O TUTAJ!) i podczas czytania książki zerknąć na zamieszczone przez autora zdjęcia. Bardzo ciekawa promocja i zdecydowanie ułatwiająca wyobrażenie sobie świata.

Do meritum…

Phenomen został wydany nakładem własnym przez Macieja Rapę i muszę przyznać, że z tego względu podchodziłem do książki nieco sceptycznie.

ALE!

Okazało się to całkowicie błędnym założeniem. Okazało się również, że budżetowe wydanie książki może być zdecydowanie lepsze, od niektórych, sygnowanych logiem jednego bądź drugiego wydawnictwa. Zaczynając od strony technicznej – zabrakło mi trochę lepszej redakcji, która pomogłaby wydobyć z fabuły ociupinkę więcej. Pomysł jest, dobra ręka jest, ale zabrakło mi jeszcze tego CZEGOŚ. Niemniej jednak wybaczam z uwagi na wydanie książki własnym sumptem, chociaż uważam, że co jak co, ale to właśnie na ten element autor powinien przeznaczyć najwięcej mamony.

Dalej.

Mimo znikomego doświadczenia Macieja Rapy w tworzeniu słowem, mimo że dialogi czasami trącą ręką debiutanta, trzeba przyznać, że całościowo należy się autorowi duża pochwała. Sposób prowadzenia narracji i jej styl „gra” wyjątkowo dobrze. Główny bohater oraz postaci drugoplanowe mają dobry rys psychologiczny, który daje im dużą dozę realności. Ich różne charaktery potrafią wzbudzić nić sympatii, ale także napawać czytelnika odrazą. Jedynie pojedyncze osoby przewijają się przez fabułę, jako całkowicie obojętne odbiorcy, ale jestem pewien, że ta kwestia poprawi się z czasem dopracowania warsztatu autora.

Phenomen opiera się na motywie wędrówki. Maciej Rapa nie ukrywa faktu inspiracji, którą czerpał z gier komputerowych i widać to na pierwszy rzut oka. Blady otrzymuje pomniejsza zadania w celu zdobycia zaufania przed otrzymaniem najważniejszej misji. Zbiera drużynę złożoną z indywiduów mogących pochwalić się różnymi zdolnościami, które najprawdopodobniej przydadzą się podczas wykonywania zadania. Celem jest dojście do Stacji, w której prawdopodobnie znajduje się tajemnicza broń Dawnych. Drużyna Bladego, podczas podróży musi zmierzyć się z wieloma trudnościami i kłodami rzucanymi pod nogi przez Nowy Świat.

Fabuła nie jest w żaden sposób czymś odkrywczym, ale bardzo dobrze współgra z pomysłem pokazania czytelnikowi wizji świata autora. W związku z tym Maciej Rapa chce pokazać nam bardzo dużo i czasami skręca zbyt mocno w poboczne wątki, które spowalniają całą historię i ostatecznie nie wnoszą nic do fabuły. Pokazują jedynie kolejne zmiany w świecie, jakie wprowadził Phenomen.

Mimo wszystko książka jest bardzo dobrym prognostykiem na przyszłość. Phenomen to poprawna postapokaliptyczna literatura będąca świadectwem, że Maciej Rapa ma zadatki na dobrego pisarza. Wyłożył karty na stół. Czytelnicy mówią sprawdzam. I może nie posiada pokera, ale na pewno ma karty, które pozwalają mu zgarnąć część wygranej z puli.

https://www.sajfaj.pl/phenomen/recenzja/

We wrześniu bieżącego roku, Maciej Rapa wydał książkę Phenomen. Jak napisał sam o sobie: jest człowiekiem o żartach komika, duszy filozofa, marzeniach utopijno-destrukcyjnych i podejściem realisty. Postawił wszystko na jedną kartę i postanowił spełnić marzenie, jakim jest wydanie książki. Padło na postapokaliptyczne science fiction...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://www.sajfaj.pl/obserwatorzy/recenzja/

Cieszę się, że dotrwałem do ostatnich kart powieści Obserwatorzy autorstwa Krzysztofa Kuźniewskiego. Dzięki temu mogę wykorzystać cytat, który idealnie opisuje moje wrażenia z lektury: czuł się tak, jakby utkwił w jakimś tanim science fiction (…). Nic dodać, nic ująć.

Orwell i Huxley

Szumne zapowiedzi, górnolotne słowa na okładce książki i porównania do wielkich nazwisk literatury często są strzałem w stopę. Jest to tym bardziej prawdopodobne w przypadku początkujących autorów, a takim jest Krzysztof Kuźniewski. Zestawienie Obserwatorów z powieściami Orwella i Huxleya budzi ogromne nadzieje, jednak w tym przypadku okazuje się być niesamowicie przesadzone. Jeżeli autor nie może pochwalić się żadnym dorobkiem twórczym, żadna jego dotychczasowa powieść nie została doceniona przez szerokie grono odbiorców, takie porównania są (lekko mówiąc) nie na miejscu. Rozumiem, że dystopijna opowieść o totalitarnych rządach i kontroli obywateli nasuwa pewne skojarzenia, ale bez przesady – miejmy w sobie chociaż trochę skromności.

Tak, wiem, dosyć surowa opinia, ale musicie mi wybaczyć. Jeżeli miałbym wydać na Obserwatorów pięćdziesiąt złotych, byłbym niesamowicie poirytowany. Cena i sposób zapowiedzi książki są niewspółmierne do tego, co znajdziemy w środku.

Często zarzuca się blogerom i recenzentom książkowym zbyt pochlebne opinie, będące efektem otrzymania darmowego egzemplarza książki. Cóż, w moim wypadku tak się nie dzieje. Staram się, aby recenzje, które dla Was piszę, były całkowicie szczere i dały w miarę obiektywny pogląd na to, co możecie znaleźć w wybranej książce.

Zatem do rzeczy.

Obserwatorzy, Krzysztof Kuźniewski

III wojna światowa zdziesiątkowała ludzkość. Bomby nuklearne skaziły ogromne tereny, przez co Ci, którzy przetrwali, mieszkają w zamkniętych miastach odgrodzonych od skażonych stref. Podziały państwowe, jakie do tej pory znaliśmy, upadają. Powstaje rząd centralny złożony z przedstawicieli każdego z dotychczas istniejących krajów. W tym czasie, zupełnie nieoczekiwanie, na Ziemię przybywają Obserwatorzy – przedstawiciele pozaziemskiej cywilizacji. Ich celem jest kontrola ludzkości i zapobieżenie samozagłady, którą usilnie próbujemy na siebie sprowadzić. W porozumieniu z rządem centralnym, Obserwatorzy wprowadzają totalitarny nadzór mający pomóc w kontroli społeczeństwa. Takiemu stanu rzeczy sprzeciwia się coraz więcej obywateli. Zdają sobie sprawę z bata jaki jest trzymany nad ich głowami i decydują się na wyrażenie swojego niezadowolenia.

Na pierwszy rzut oka opis fabuły może zaciekawić potencjalnego czytelnika. Niestety forma w jakiej została przedstawiona skutecznie zniechęca do czytania. Po kolei.

Narracja w Obserwatorach przywodzi na myśl wypracowania pisane przez ucznia gimnazjum. Krzysztof Kuźniewski informuje czytelnika, że fascynacja naturą naszej rzeczywistości i nas samych inspiruje go do tworzenia historii. Pisze, aby odpowiedzieć na takie pytania jak: jakie jest nasze miejsce we Wszechświecie? Co wpływa na nasze postrzeganie i jak kształtuje ono nasze realia? Dokąd zmierza nasz świat? – oraz wiele innych. Idea bardzo górnolotna, aż za bardzo. Narrator w każdym rozdziale stawia mnóstwo pytań i zastanawia się nad sensem istnienia. Taka forma szybko i skutecznie zniechęca do dalszego czytania. Dobrze skonstruowana historia sama w sobie ma wzbudzić w czytelniku refleksje, a nie narrator, który atakuje nas retorycznymi pytaniami.

Na domiar złego cała fabuła, każdy rozdział i akapit, serwowane są w maksymalnie prosty sposób. To, co jest oczywiste i wynika z poprzedniego zdania bądź akapitu, przedstawiane jest jeszcze bardziej dobitnie. Zdanie po zdaniu pojawia się sporo powtórzeń, które nie wiadomo jaki mają cel. Mają sprawić, że narracja będzie bardziej wzniosła? Nie wiem, ale po n-tym razie stają się coraz mocniej irytujące. Milion wykrzykników („!!!”) i znaków zapytania („???”) może się pojawić w konwersacji na facebook’u między dziećmi z podstawówki, ale w książce? Nie wiem jaki jest cel zakończenia pytania trzema pytajnikami. Mam wyobrazić sobie, że bohater zdziwił się bardziej, niż jakby stał tam jeden znak „?”? Dziecinne i zupełnie niepotrzebne.

Wisienką na torcie są kłujące w oczy dialogi. Nikt nie mówi w normalnym życiu ani nawet w filmach tak, jak bohaterowie Obserwatorów – po prostu nie. Sztuczne konwersacje przywodzą na myśl, co najwyżej, produkcje z serii Dlaczego ja? i Trudne Sprawy.

Nawet jeśli fabuła byłaby znakomita (a nie jest), byłaby skutecznie zabita przez formę w jakiej została podana. Niestety nawet ten element nie pozwala postawić Obserwatorom małego plusa. Bardzo szkieletowa historia nie posiada żadnej głębi, rozbudowanych intryg ani zaskakujących zwrotów akcji. Co więcej – całość można byłoby prawdopodobnie skrócić co najmniej o połowę, wyrzucając niepotrzebne dygresje narratora, akapity nie wnoszące nic ważnego do historii, dziesiątki powtórzeń pojawiających się w tekście i część dialogów, które można byłoby po prostu przemilczeć.

Ja dostałem od wydawnictwa egzemplarz recenzencki (i prawdopodobnie więcej już nie dostanę 😉 ) i jest mi tylko trochę smutno, że w tym czasie nie przeczytałem nic innego. Jednakże, gdybym dodatkowo był uboższy o pięćdziesiąt złotych, najprawdopodobniej po moim policzku spłynęłaby jeszcze mała łezka.

Czy mimo wszystko sięgniecie po Obserwatorów? Czy opis fabuły jest dla Was wystarczającą zachętą?

https://www.sajfaj.pl/obserwatorzy/recenzja/

Cieszę się, że dotrwałem do ostatnich kart powieści Obserwatorzy autorstwa Krzysztofa Kuźniewskiego. Dzięki temu mogę wykorzystać cytat, który idealnie opisuje moje wrażenia z lektury: czuł się tak, jakby utkwił w jakimś tanim science fiction (…). Nic dodać, nic ująć.

Orwell i Huxley

Szumne zapowiedzi, górnolotne słowa na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://www.sajfaj.pl/wstrzasy-wtorne/recenzja/

Marko Kloos swoją rozpoznawalność zawdzięcza serii Frontlines – typowej, militarnej science fiction. Pobór wydany w 2013 roku (w Polsce 2016) zbierał sporo pochlebnych opinii, co na przestrzeni kilku lat skutkowało powstaniem sześciu kolejnych książek z serii. Dziś Marko Kloos rozpoczyna przygodę w nowym uniwersum. Wstrząsy Wtórne, będące pierwszym tomem Wojen Palladowych, otwierają drzwi do nowego świata. Czy będą w stanie dorównać popularnością Frontlines?

Wstrząsy Wtórne

W systemie Gaja miała miejsce międzyplanetarna wojna. Konflikt był spowodowany przez rosnące niezadowolenie władz Gretii z uwagi na niesprawiedliwe (według nich) wzrosty cen surowców. Przetrwanie w systemie Gaja zależne jest od stabilnego handlu między planetami. Każda z nich wydobywa inne surowce, niezbędne do przetrwania. Destabilizacja rynku skutkuje szybką eskalacją nieporozumień, konfliktów i doprowadza do wojny. Władze Gretii podejmują decyzję o napaści na jedną z planet, w efekcie życie traci pół miliona istnień. Żołnierze i cywile stają się ofiarą krwawego konfliktu. Gretia upada, a pozostałe planety w systemie Gaja zawiązują niepewny sojusz w celu ratowania zasobów, populacji i międzyplanetarnej gospodarki. Okupacja Gretii ma powstrzymać ponowny wybuch wojny, jednak powoli do głosu dochodzą powstańcy. A może terroryści? Niemniej jednak komuś zależy na zniszczeniu kruchego porozumienia i roznieceniu chaosu.

Aden, Idina, Solveig i Dunstan

To cztery główne postaci, których historię śledzimy od samego początku. Wstrząsy Wtórne podzielone zostały na cztery wątki, gdzie każdy z nich idzie swoim wyznaczonym torem. Dość szybko zdajemy sobie sprawę, że losy głównych bohaterów prędzej czy później się połączą. Z tego względu Marko Kloos sukcesywnie, od pierwszych rozdziałów nowej serii, układa klocki domina w całkowicie przemyślany sposób. Nam pozostaje śledzić historię i czekać, kiedy pierwsza kostka zostanie wprawiona w ruch. Śmiało możemy założyć, że wtedy tempo powieści i ilość zwrotów akcji będzie ogromna. Do tego czasu jednak… Musimy nacieszyć nasze oczy powolnym i dokładnym budowaniem historii, kawałek po kawałku.

Nie bójcie się! Nie oznacza to, że Wstrząsy Wtórne wieją nudą! Fakt, fabuła płynie raczej jednostajnym tempem, lecz gdzieniegdzie wpadniemy w niewielkie wiry, które wprowadzą trochę zamieszania. Jednakże miejcie cały czas z tyłu głowy tę myśl, że czytacie pierwszy tom serii Wojny Palladowe. Teraz jest ten moment, gdy zaglądamy przez dziurkę od klucza i próbujemy dostrzec jak najwięcej szczegółów. Już niedługo pociągniemy za klamkę i spojrzymy na świat Wojen Palladowych przez szerszą szparę w drzwiach, a zaraz po tym, spokojnie i pieczołowicie budowany świat stanie przed nas otworem.

Wracając do Wstrząsów Wtórnych – czwórka głównych bohaterów w żadnym wypadku nie jest zbyt duża. Marko Kloos rozdziela każdą historię tytułując nowy rozdział imieniem bohatera, którego losy zaraz będziemy śledzić. Przemyślana konstrukcja książki daje nam czas na poznanie bohaterów, zrozumienie ich sposobu myślenia, działania i motywacji. Każdy z nich jest inny, pragnie osiągnąć inne cele i kroczy całkowicie inną drogą. Aden musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości po zwolnieniu z kilkuletniego zamknięcia. Idina jest oddelegowana do sił zbrojnych mających utrzymać porządek na okupowanej Gretii. Solvieg stoi przed trudnym zadaniem przejęcia największej firmy na planecie po swoim ojcu. Z kolei Dunstan odpowiada za nadzór i ochronę wrakowiska pełnego statków kosmicznych przejętych podczas wojny. Cztery różne drogi, wystarczająco ciekawe i skupiające się na interesujących postaciach, na pewno szybko przykują Waszą uwagę.

Military science fiction

Marko Kloos rewelacyjnie czuje się w gatunku militarnej fantastyki naukowej. I choć Wstrząsy Wtórne nie są tak mocno osadzone w militarnych realiach jak seria Frontlines, wciąż czuć tu ducha tego typu literatury. Wojny Palladowe zawierają wszystkiego po trochu, czego oczekujemy od literatury science fiction. Jest przygoda, polityka, są potyczki w przestrzeni kosmicznej, jest walka sił powierzchniowych, są intrygi, tajemnice, uprzedzenia, skrajne emocje i walka o przetrwanie. Każdy fan fantastyki naukowej powinien znaleźć coś dla siebie. Sięgajcie śmiało po Wstrząsy Wtórne, na pewno nie będziecie zawiedzeni!

https://www.sajfaj.pl/wstrzasy-wtorne/recenzja/

Marko Kloos swoją rozpoznawalność zawdzięcza serii Frontlines – typowej, militarnej science fiction. Pobór wydany w 2013 roku (w Polsce 2016) zbierał sporo pochlebnych opinii, co na przestrzeni kilku lat skutkowało powstaniem sześciu kolejnych książek z serii. Dziś Marko Kloos rozpoczyna przygodę w nowym uniwersum. Wstrząsy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Michał Gołkowski bardzo szybko udowodnił, że SybirPunk vol.1 to nie był przypadek. Cyberpunkowa wizja świata umiejscowiona w głębokich trzewiach Rosji szybko zyskała wielu zwolenników wśród polskich czytelników. SybirPunk vol.2 będący kontynuacją przygód Saszki, zwanego Chudym, ponownie przenosi nas do brudnego, śmierdzącego, pełnego gangsterskich porachunków i biznesowego łajdactwa NeoSybirska. Jesteście ciekawi, co czeka Was tym razem?

Zapraszam do zapoznania się z całą recenzją: https://www.coprzeczytac.pl/sybirpunk-vol-2-neosybirsk-wita-ponownie-recenzja-ksiazki/

Michał Gołkowski bardzo szybko udowodnił, że SybirPunk vol.1 to nie był przypadek. Cyberpunkowa wizja świata umiejscowiona w głębokich trzewiach Rosji szybko zyskała wielu zwolenników wśród polskich czytelników. SybirPunk vol.2 będący kontynuacją przygód Saszki, zwanego Chudym, ponownie przenosi nas do brudnego, śmierdzącego, pełnego gangsterskich porachunków i biznesowego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jeżeli wydaje Ci się, że postęp technologiczny zawsze idzie w parze z dobrobytem, to… jesteś w błędzie. Michał Gołkowski przedstawia własną wizję mariażu postkomunistycznej Rosji ze światem cyberpunku. Tam, gdzie każdy jest pierwszy do bitki i wypitki, gdzie wielu ma porywcze zapędy, a technologia zdaje się potęgować łajdackie zachowania. SybirPunk vol. 1 zaprasza nas do brudnego, cuchnącego świata pełnego napakowanych cybernetyką ludzi, awantur, ustawek, krwi i innych wydzielin. Brzmi zachęcająco?

Zapraszam do zapoznania się z całą recenzją pod linkiem: https://www.coprzeczytac.pl/recenzja-sybirpunk-vol-1-na-spotkanie-cyberpunkowej-rosji/

Jeżeli wydaje Ci się, że postęp technologiczny zawsze idzie w parze z dobrobytem, to… jesteś w błędzie. Michał Gołkowski przedstawia własną wizję mariażu postkomunistycznej Rosji ze światem cyberpunku. Tam, gdzie każdy jest pierwszy do bitki i wypitki, gdzie wielu ma porywcze zapędy, a technologia zdaje się potęgować łajdackie zachowania. SybirPunk vol. 1 zaprasza nas do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://www.coprzeczytac.pl/droga-szamana-etap-2-gambit-kartosa-recenzja/

Przejście Machana z kopalni do otwartego świata gry to punkt wyjścia do fantastycznych przygód i świetnej zabawy czytelników. W Gambicie Kartosa wszystkiego jest więcej. Więcej zadań, więcej postaci, więcej akcji, walk i zabawnych dialogów.

Zapraszam do przeczytania recenzji w linku powyżej :)

https://www.coprzeczytac.pl/droga-szamana-etap-2-gambit-kartosa-recenzja/

Przejście Machana z kopalni do otwartego świata gry to punkt wyjścia do fantastycznych przygód i świetnej zabawy czytelników. W Gambicie Kartosa wszystkiego jest więcej. Więcej zadań, więcej postaci, więcej akcji, walk i zabawnych dialogów.

Zapraszam do przeczytania recenzji w linku powyżej :)

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wasilij ma swój unikalny styl całkowicie angażujący czytelnika. Doskonale sprawdza się narracja pierwszoosobowa, która pozwala zrozumieć zasady działania wirtualnego świata gry i umożliwia jego obserwację oczami bohatera. Fabuła Początku nie jest porywająca, zupełnie tak jak rozpoczynanie gier RPG na 1 poziomie, ale gdy nasza postać się rozwija, a my możemy podejmować się coraz trudniejszych zadań, zaczyna się robić ciekawie.

Cała recenzja dostępna na portalach:
SajFaj.pl - https://www.sajfaj.pl/poczatek/recenzja/
CoPrzeczytac.pl - https://www.coprzeczytac.pl/droga-szamana-poczatek-litrpg-nowym-gatunkiem-fantastyki/

Wasilij ma swój unikalny styl całkowicie angażujący czytelnika. Doskonale sprawdza się narracja pierwszoosobowa, która pozwala zrozumieć zasady działania wirtualnego świata gry i umożliwia jego obserwację oczami bohatera. Fabuła Początku nie jest porywająca, zupełnie tak jak rozpoczynanie gier RPG na 1 poziomie, ale gdy nasza postać się rozwija, a my możemy podejmować się...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Zenith Sasha Alsberg, Lindsay Cummings
Ocena 6,4
Zenith Sasha Alsberg, Lind...

Na półkach: ,

https://www.sajfaj.pl/zenith/recenzja/

Książka Zenith powstała we współpracy dwóch autorek: Sashy Alsberg i Lindsay Cummings. Jest to porywająca, trzymająca w napięciu i pełna żywiołowych bohaterów. Galaktyczna przygoda w rozległym świecie uzależnia już od pierwszych stron. Przynajmniej tak nam mówi opis z tyłu książki. Bardzo zachęcający, pobudzający nadzieję i oczekiwania na świetną przygodę rodem z najlepszych space oper. Czy te słowa się potwierdzą, czy są jednak lekko na wyrost?

Androma Racella, znana jako Krwawa Baronowa, jest potężną najemniczką i budzącą strach kosmiczną piratką. Wraz ze swoją załogą, składającą się z samych przedstawicielek płci pięknej, podróżuje po Galaktyce Mirabel w poszukiwaniu dobrze płatnych zleceń. Jej dotychczas mało skomplikowane życie wywraca się do góry nogami za sprawą nowej, niebezpiecznej misji.

Czym jest Zenith, dla fanów literatury fantastycznonaukowej? To przede wszystkim młodzieżowa powieść miłosna włożona w ramy space opery, która jest jedynie tłem, dla relacji międzyludzkich. I w taki sposób powinna być traktowana już pierwszego momentu. Ta szumnie zapowiadana kosmiczna podróż po rozległej galaktyce nie skutkuje jej eksploracją, lecz poszukiwaniem tego co siedzi w sercach głównych bohaterów. Nienawiść, poczucie zdrady i porzucenia, zemsta, a za tym wszystkim majacząca gdzieś daleko miłość. Niespodziewane spotkanie dwójki bohaterów skutkuje burzą emocji, która towarzyszy im aż do ostatnich kart powieści.

Trzeba oddać autorkom książki, że potrafią zbudować realistyczny background emocjonalny postaci oraz w umiejętny sposób lawirują między pozornie wykluczającymi się uczuciami. Jeżeli jesteście spragnieni warstwy emocjonalnej w książkach science fiction, która bardzo często traktowana jest „po łebkach”, Zenith da Wam jej aż nadto.

Każda z kobiet wchodząca w skład załogi Andromy jest przedstawiona równie dobrze. Przekonująca przeszłość, która ukształtowała ich oryginalne osobowości, wzbudza dużą dozę sympatii i zrozumienia. Niestety konstrukcja załogi (same kobiety) oraz fakt napisania powieści przez dwie autorki, bardzo mocno przesuwa książkę w kierunku feminizmu. Gdy do akcji dołącza znienawidzony mężczyzna, karty powieści wręcz wybuchają od stereotypów przejaskrawiających rodzaj męski.

Nie spodziewałem się, że Zenith aż tak mocno skręci w tę stronę, ale z drugiej strony – nie dziwi mnie to. Powieściom pisanym przez mężczyzn możemy często zarzucać seksizm, płytkie potraktowanie kobiecych postaci oraz obecność mało przekonujących wątków miłosnych. Autorki Sasha i Lindsay odbiły tę piłeczkę i poszły w całkowicie inną stronę przejaskrawiające te elementy, które są im dużo bliższe jako kobietom: wewnętrzne rozterki, niekończące się rozmowy o uczuciach, emocje i wyższość kobiet nad mężczyznami. Niestety z tego względu w Zenith zabrakło tego, co w space operach jest najlepsze. Nie doświadczycie dużej ilości walk w przestrzeni, podróży międzyplanetarnych, eksploracji nieznanych zakątków galaktyki, poznawania nowych gatunków inteligentnych cywilizacji ani dobrze opisanej nauki będącej podstawą rozwoju technologicznego.

Zenith nie jest książką, której akcja toczy się w szybkim tempie i raz za razem nas zaskakuje. Można powiedzieć, że tempo jest raczej jałowe, a duża część powieści jest bardzo mocno przegadana. Co jednak nie zmienia faktu, że historia miłosna w kosmosie może znaleźć swoje grono odbiorców. Z jednej strony brakowało mi wielu elementów typowych dla space opery, z drugiej strony trzeba przyznać, że umiejętne skonstruowanie postaci i łatwa, przyjazna dla oka narracja sprawiły, że książkę czytało się wystarczająco dobrze.

Zenith na pewno dużo łatwiej trafi do nastoletnich dziewczyn i kobiet uwielbiających romanse, jednakże trudniej będzie mu zyskać odbiorców wśród mężczyzn szukających w fantastyce naukowej czegoś zupełnie innego.

https://www.sajfaj.pl/zenith/recenzja/

Książka Zenith powstała we współpracy dwóch autorek: Sashy Alsberg i Lindsay Cummings. Jest to porywająca, trzymająca w napięciu i pełna żywiołowych bohaterów. Galaktyczna przygoda w rozległym świecie uzależnia już od pierwszych stron. Przynajmniej tak nam mówi opis z tyłu książki. Bardzo zachęcający, pobudzający nadzieję i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://www.sajfaj.pl/aurora-cv-01/recenzja/

W maju 2020 roku Drageus Publishing House rozpoczęło wydawanie nowej serii The Frontiers Saga. Cykl Ryka Browna liczy aż piętnaście tomów i ma szansę przejąć pałeczkę po zakończonym w ubiegłym roku Star Force. Przygody bohaterów w uniwersum B. V. Larsona mogliśmy śledzić przeszło przez cztery lata. The Frontiers Saga wydaje się być serią, która również zostanie z nami na dłuższy okres czasu. Na listopad zapowiedziana jest premiera czwartego tomu Świt Wolności, jeżeli kolejne części będą pojawiać się w takim samym tempie (cztery na rok) to nasze oczy będą się cieszyć na widok nowych okładek przez jeszcze trzy lata.

Jak to bywa w przypadku wielotomowych serii, fabuła pierwszej książki zwykle ma na celu wprowadzić czytelników w nowe uniwersum. Aurora CV-01 jest dokładnie taką książką i trzeba przyznać, że potrafi od razu objąć nas swoim ramieniem, zaprosić nas na spacer i w przyjemnym stylu snuć opowieść o załodze Aurory.

Ziemia została wyniszczona zarazą. Cywilizacja powoli podnosi się z kolan i dzielnie walczy aby powrócić do swojego wcześniejszego rozwoju technologicznego. Niestety duża część wiedzy została stracona, a na nowo odkrywane są tylko jej skrawki. Jeden z nich pozwala powrócić do konstruowania statków zdolnych do podróży międzyplanetarnych.

Na horyzoncie pojawia się widmo ataku przez dynastię Jungów, mającą na celu podporządkowanie swoim rządom jak najwięcej układów planetarnych. Ziemia, która dopiero podnosi się z kolan musi ścigać się z upływającym czasem i w pełnym pośpiechu buduje nowe modele statków kosmicznych.

Młoda załoga złożona z osób świeżo po ukończeniu akademii zostaje oddelegowana to próbnego lotu Aurorą, statkiem najnowszej generacji mającym znacząco zwiększyć szanse wygranej w zbliżającej się wojnie. Jak to bywa z prototypami, testy nie zawsze idą po myśli naukowców. Załoga Aurory staje przed zadaniem odnalezienia się w nowej, całkowicie niespodziewanej sytuacji.

Aurora CV-01 idealnie wpisuje się w styl wydawniczy Drageusa. Ryk Brown śmiało może stać w jednej linii z takimi nazwiskami jak Larson, Currie czy Douglas. Militarna space opera wciąga swoim rozmachem i sprawia wrażenia blockbustera w świecie literatury. Pozytywny odbiór historii naszpikowanej efektami specjalnymi widzianymi oczami naszej wyobraźni potęgują umiejętnie wykreowani bohaterowie. Załoga złożona z oryginalnych indywidualności, jednocześnie asertywnych, ale również umiejących przyznać się do błędu; załoga, która musi być profesjonalna, ale jednocześnie nie wstydzi się swoich emocji; załoga pełna kontrastów składająca się z ludzi trzymających się ściśle regulaminu oraz takich, którzy podejmują decyzję intuicyjnie; załoga Aurory jest tą cząstką, która daje powieści duszę.

Rozległe uniwersum z fascynującą historią, zwroty akcji napędzające fabułę, emocjonujące bitwy w przestrzeni, nieszablonowe postaci, to wszystko doprawione szczyptą humoru sprawia, że Aurorę czyta się nadzwyczaj dobrze. Ryk Brown wprowadzając nas w swój świat zrobił wszystko to, co należało zrobić. Zaciekawił, zaintrygował, zaskoczył, wywołał uśmiech na naszej twarzy i na koniec pozostawił z uczuciem niedosytu. Jak dobrze, że The Frontiers Saga dopiero się zaczyna!

https://www.sajfaj.pl/aurora-cv-01/recenzja/

W maju 2020 roku Drageus Publishing House rozpoczęło wydawanie nowej serii The Frontiers Saga. Cykl Ryka Browna liczy aż piętnaście tomów i ma szansę przejąć pałeczkę po zakończonym w ubiegłym roku Star Force. Przygody bohaterów w uniwersum B. V. Larsona mogliśmy śledzić przeszło przez cztery lata. The Frontiers Saga wydaje się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://www.sajfaj.pl/gwiazdy-moim-przeznaczeniem/recenzja/

Czytając klasyki science fiction sprzed ponad pół wieku konieczne jest wzięcie pewnej poprawki na sposób prowadzenia fabuły oraz mniej lub bardziej specyficzną narrację. Czy historie, które powstały pięćdziesiąt lat temu wciąż mogą być aktualne i co najważniejsze – atrakcyjne dla czytelnika? Zdecydowanie tak! „Gwiazdy Moim Przeznaczeniem” okazują się być tego dobrym przykładem.

Głównego bohatera powieści, Gully Foyla poznajemy podczas tragicznych wydarzeń w przestrzeni kosmicznej. Statek, którym podróżował uległ zniszczeniu. Jak jedyny ocalały rozbitek od miesięcy próbuje przeżyć w oczekiwaniu na ratunek. Bez wykształcenia i umiejętności nie jest w stanie złapać własnego losu w swoje ręce. Gdy w końcu pojawia się nadzieja i do wraku jego statku podlatuje frachtowiec, nagle wszystko się zmienia. Potencjalni wybawcy ignorują sygnały Gully Foyla i bez mrugnięcia okiem lecą w dalszą czerń kosmosu. Rozbitek ani myśli popadać w depresję, rozbudzona wściekłość i żądza zemsty popychają go do rozwoju i umożliwiają ponowne uruchomienie statku, który zabierze go do domu.

Początek historii przedstawia od razu punkt zwrotny fabuły i nakreśla cel, który główny bohater próbuje osiągnąć za wszelką cenę. Gully Foyle jest postacią ze wszech miar tragiczną. Będąc całkowicie przeciętnym człowiekiem udaje mu się osiągnąć rozwój niemalże nadczłowieka. Jednak specyfika protagonisty przedstawionego przez Alfreda Bestera polega na tym, że przez całą fabułę pchany jest przez obsesyjną żądzę zemsty. Emocja, którą w pewnych sytuacjach można uzasadnić, z założenia nie jest dobrym rozwiązaniem. Prowadzenie wendety zwykle przypisuje się antagonistom, a w przypadku Gully Foyla nie dość, że jego działania mają nieszlachetny motyw, a on sam pozuje na typ łajdaka, w jakiś sposób wciąż roztacza wokół siebie atmosferę sympatii.

Głównym elementem i wątkiem napędzającym całą powieść jest dżaunting – wrodzona umiejętność teleportacji. Każdy mogący poszczycić się tą umiejętnością przypisywany jest do odpowiedniej kategorii. One informują na jaką odległość dana osoba może wykonać skok. Każde młodsze pokolenia przesuwają granice teleportacji z kilkudziesięciu na kilkaset czy kilka tysięcy kilometrów. Wciąż jednak ludzkość ograniczona jest jedynie do poruszania się na własnej planecie. Wszyscy oczekują na tego, który jako pierwszy będzie w stanie dżauntować przez kosmos na inne planety. Czy się tego doczekają?

Gdy w książce „Gwiazdy Moim Przeznaczeniem” pojawił się motyw dżauntingu od razu przypomniałem sobie o filmie „Jumper” oraz serialu „The Tomorrow People”. Patrząc teraz z perspektywy osoby znającej fabułę powieści Alfreda Bestera wydaje się mi oczywiste, że obydwie produkcje musiały w pewnym stopniu inspirować się przygodami Gully Foyla. To pokazuje, że science fiction sprzed ponad sześćdziesięciu lat wcale nie musi być przestarzałe. Jeżeli współczesne kino jest w stanie inspirować się klasyką fantastyki naukowej, to i młode pokolenie czytelników powinno znaleźć w niej coś dla siebie.

„Gwiazdy Moim Przeznaczeniem” wydają się być ponadczasową lekturą ze względu na oparcie fabuły o uniwersalne wartości, emocje kierujące życiem każdego z nas i refleksje na temat naszego miejsca na świecie. A to wszystko zawarte jest w fascynującej wizji świata, w której teleportacja to powszechna umiejętność, a rozwój cywilizacyjny pozwala myśleć o kolonizacji kosmosu.

https://www.sajfaj.pl/gwiazdy-moim-przeznaczeniem/recenzja/

Czytając klasyki science fiction sprzed ponad pół wieku konieczne jest wzięcie pewnej poprawki na sposób prowadzenia fabuły oraz mniej lub bardziej specyficzną narrację. Czy historie, które powstały pięćdziesiąt lat temu wciąż mogą być aktualne i co najważniejsze – atrakcyjne dla czytelnika? Zdecydowanie tak!...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://www.sajfaj.pl/deus-ex-machina-czlowiek-ktory-zniknal/recenzja/

Od sierpnia 2020 roku Polska może pochwalić się swoim własnym Richardem Morganem i Philipem K. Dickiem w jednym. Kornel Mikołajczyk tworzy wizję świata bliską cyberpunkowi z „Modyfikowanego Węgla” w połączeniu z klimatem „Blade Runnera” i przyprawia ją szczyptą inspiracji opowiadaniami o Sherlocku Holmesie. Błyskotliwy i jednocześnie lekko ekstrawagancki detektyw rozwiązuje niemożliwe sprawy w świecie, w którym ludzie żyją wśród klonów, androidów i cyborgów. Jesteście ciekawi co wyniknie z tych połączeń? Zapraszam do przeczytania recenzji!

Kornel Mikołajczyk urodził się w 1991 roku w miasteczku, którego herbem jest odcięta głowa. Spędził pięć lat w mrocznej łódzkiej metropolii, zgłębiając tajniki mowy Albionu. Zadebiutował opowiadaniem „Człowiek w Masce” na łamach czasopisma Fahrenheit, w którym pokazał swój kunszt malowania świata słowem. W 2015 roku jego nowela weszła w skład antologii „Hardboiled”, na którą złożyły się mroczne i fantastyczne teksty na pograniczu horroru, cyberpunku i oldschoolwego kryminału. Nie była ona niczym inny jak pierwszą, krótką wersją „Deus Ex Machina”, która po pięciu latach została rozbudowana i wydana jako pełnoprawna książka.

W XXII wieku światem rządzą gigantyczne korporacje, a państwowość całkowicie zaginęła. Europa to ogromna metropolia, gdzie Lizbona, Poznań, Oslo i Palermo to jedno i to samo megamiasto – Gigalopolis. Ludzie podróżują przez sieć teleportów, każdy ma dostęp do ogólnoświatowej sieci PlaNet, łączącej klasyczne funkcje internetu z rzeczywistością rozszerzoną i wirtualną, a cybernetyczne modyfikacje ciała są już codziennością. Rozwój technologiczny zdaje się zwiększać poczucie bezpieczeństwa, a jednak… prywatny detektyw okazuje się wciąż być w cenie.

Valter Fingo wraz ze swoją trupą, w której skład wchodzi Holo Asystentka oraz cybernetyczny Kotołak, prowadzą nas przez futurystyczny świat w duchu kryminału neo-noir. Błyskotliwy detektyw, stroniący od technologii na tyle, na ile może sobie pozwolić w otaczającym go świecie, popisuje się swoją umiejętnością dedukcji w każdej możliwej chwili. Umiejętnością, o której wszyscy wokół zapomnieli. Kontakty w oczach ludzi łączące się z PlaNetem definiują otaczającą rzeczywistość i zrzucają spostrzegawczość na boczny tor. Valter Fingo jako jeden z niewielu wciąż potrafi zwrócić uwagę na szczegóły, dzięki czemu jego detektywistyczne usługi wciąż są na wagę złota. Przy pomocy swoich kompanów rozwiązuje powierzone mu sprawy zbierając pojedyncze ślady i poszlaki, które z biegiem czasu aktywują szósty zmysł niczym u Sherlocka Holmesa. Jedno słowo usłyszane przypadkiem w intuicyjny sposób potrafi połączyć wszystkie kawałki kryminalnych puzzli i doprowadzić Fingo do rozwiązania zagadki.

W tym pięknie uchwyconym duchu cyberpunku i brudnego kryminału Kornel Mikołajczyk w zgrabny sposób wprowadza humor i dużą dawkę ironii. Bo jak całkowicie na poważnie opisać dialogi z gadającym, cybernetycznym Kotołakiem uważającym się za Boga? To jednak jest jedynie wisienka na torcie, dodatkowy smaczek pozwalający cieszyć się historiami, w których główną rolę odgrywa Valter Fingo. Kornel Mikołajczyk znalazł idealne połączenie nienachalnego dowcipu z wątkami pozwalającymi na chwilę przemyśleń. Uczucia do sztucznej inteligencji, uzyskanie przez nią samoświadomości, wpływ technologii na nasze życie, pogłębiona inwigilacja społeczeństwa i odarcie jednostek z prywatności, dominacja japońskich korporacji – to jedne z niewielu problemów, na które autor powieści „Deus Ex Machina” zwraca uwagę. I owszem, po każdym rozdziale można się zatrzymać i poświęcić chwilę na kontemplację i wysunięcie własnych wniosków. Jednakże lekkość z jaką została napisana książka pozwala nie w mniejszym stopniu cieszyć się historią samą w sobie. Ta historia jest jak dobry pączek z lukrem i nadzieniem. Możesz jedynie zlizać słodki wierzch i będziesz wystarczająco zadowolony, ale gdy go ugryziesz, gdzieś tam głęboko otrzymasz słodką nagrodę.

„Deus Ex Machina” to zbiór czterech nowel, które składają się na jedną, wielką całość. Każda z nich traktuje o innej sprawie, lecz drobne szczegóły łączą się i mają związek z wątkiem, który cały czas majaczy w tle historii. Nierozwiązana zagadka zaginięcia żony Valtera Fingo. Sprawa ta spędza sen z powiek detektywa. Wszyscy uważają, że poniosła ona śmierć w wyniku katastrofy kosmicznej, on jednak twierdzi, iż w jej zniknięcie zamieszani są Obcy. To jest główny powód przyjmowania jedynie spraw niemożliwych, najlepiej takich, w których zamieszane jest UFO. W tym rewelacyjnie przemyślanym kryminale podanym w wyjątkowej atmosferze cyberpunku zabrakło tylko jednego – cliffhangera. Czegoś, co przybliżyłoby Fingo do rozwiązania sprawy jego życia i odnalezienia swojej miłości. Po ponad 300 stronach powieści, całkowicie na to zasłużył.

„Deus Ex Machina: Człowiek, który zniknął” to przykład literatury na najwyższym poziomie. Kornel Mikołajczyk ani na moment nie pozwoli na pojawienie się wrażenia obcowania z debiutantem. Stworzył kompletny świat bazujący na najlepszych inspiracjach literatury cyberpunku, kryminału i przygody zachowując przy tym swoją oryginalność. To książka z naszego podwórka, którą każdy fan literatury neo-noir powinien przeczytać.

https://www.sajfaj.pl/deus-ex-machina-czlowiek-ktory-zniknal/recenzja/

Od sierpnia 2020 roku Polska może pochwalić się swoim własnym Richardem Morganem i Philipem K. Dickiem w jednym. Kornel Mikołajczyk tworzy wizję świata bliską cyberpunkowi z „Modyfikowanego Węgla” w połączeniu z klimatem „Blade Runnera” i przyprawia ją szczyptą inspiracji opowiadaniami o Sherlocku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://www.sajfaj.pl/nick-primeon/recenzja/

„Nick Primeon” jest kolejną książką objętą patronatem medialnym przez portal SajFaj.pl i jednocześnie jest to kolejny debiut SF polskiego autora. W ostatnim czasie mam okazję czytać ich trochę więcej, dzięki czemu jestem w stanie wyrobić sobie pewien ogląd na warsztat początkujących autorów. A z tym bywa różnie. Trafiają się perełki, które pochłania się w jeden dzień, ale pojawiają się też książki angażujące w dużo mniejszym stopniu. „Nick Primeon” znajduje się gdzieś pomiędzy.

Lipcowa premiera od wydawnictwa Novae Res to opowieść o kosmicznym najemniku, młodym, lecz bezdomnym wyrzutku, zbiegu z armii kosmicznych Uzupartorów. Po ucieczce od rozkazów, które nie godziły się z jego sumieniem, zaczął walczyć po tej stronie konfliktu, po której może akurat więcej zarobić. Wolny czas spędza w spelunie na zapomnianej planecie, pijąc i czekając na kolejne zlecenia. Gdy pojawia się nowe zadanie, okazuje się być niczym pierwsza kostka domina, która porusza życie Nicka i stawia go w coraz ciekawszych sytuacjach.

„Nick Primeon” to poprawnie napisana książka i, mimo że od pierwszych stron widać, iż jest to debiut autora, okazuje się zaskakująco mocno utrzymywać naszą uwagę. Od pewnego momentu zacząłem się zastanawiać co jest tego przyczyną? Ponieważ im dalej brnąłem przez historię, tym zauważałem coraz więcej niedoskonałości. Kosmiczna opowieść jest zdecydowanie z typu soft science-fiction – wszelkie prawa fizyki nie mają tu znaczenia. Podróże międzygwiezdne są nierealne i szyte grubymi nićmi. Czas i odległości nie mają tu najmniejszego znaczenia. Bohaterowie są mało skomplikowani, głównie przez poświęcenie małej ilości uwagi na budowanie profilu postaci. Główna postać prawie nieśmiertelna. Wątek miłosny wrzucony na siłę, pojawił się znikąd i nie można go nawet logicznie uargumentować.

Ale…

Historia płynie. Mimo wielu niedoskonałości w pewnym momencie stwierdziłem cholera! olać to, po prostu będę towarzyszem Nicka w jego dalszych przygodach. I okazuje się, że gdy przymknie się oko na to co zostało wymienione, Nick prowadzi nas od jednej akcji, do kolejnej i następnej. Od pierwszych stron książki nie ma tu miejsca na nudę. Główny bohater łapie czytelnika za rękę i wrzuca w rwący potok swojego życia, które raz za razem wywraca się do góry nogami. Dostajemy pewnego rodzaju skumulowany wgląd w przyspieszonym tempie nie mając nawet czasu na zastanowienie się co właśnie się stało.

W tym wszystkim po drodze uwidacznia się flow Marka Szymańskiego. W prosty sposób przez wartko prowadzoną historię potrafi utrzymać uwagę czytelnika. „Nick Primeon” nie ma w sobie nic głębokiego, nie znajdziecie tu żadnych przemyśleń ani nic odkrywczego dla fantastyki naukowej, zwroty akcji Was nie zaskoczą, ale kurde! czyta się to naprawdę dobrze! Przed autorem jeszcze sporo pracy aby dopracować fabułę, wątki, postaci i uatrakcyjnić swoje uniwersum, lecz najważniejsze już jest – lekkie pióro.

Ocena jaka jest, sami widzicie, więc czy polecam tę książkę? Szczerze – tak. Historię Nicka Primeona pochłoniecie w jeden, góra dwa dni. Ta lekka lektura może okazać się bardzo dobrym przerywnikiem i chwilą wytchnienia przed bardziej angażującymi tytułami.

https://www.sajfaj.pl/nick-primeon/recenzja/

„Nick Primeon” jest kolejną książką objętą patronatem medialnym przez portal SajFaj.pl i jednocześnie jest to kolejny debiut SF polskiego autora. W ostatnim czasie mam okazję czytać ich trochę więcej, dzięki czemu jestem w stanie wyrobić sobie pewien ogląd na warsztat początkujących autorów. A z tym bywa różnie. Trafiają się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://www.sajfaj.pl/egoexi/recenzja/

Gdyby każdy debiut był tak dobrze napisany, jak bardzo recenzenci książek mieliby ułatwione zadanie! W ostatnim czasie dane było mi przeczytać kilka debiutów polskich autorów i stwierdziłem, że muszę zacząć podchodzić do tego tematu z lekkim przymrużeniem oka i sporym kredytem zaufania. Założyłem, że nie powinienem mieć zbyt wygórowanych wymagań co do poziomu warsztatu autora z racji stawiania przez niego pierwszych kroków. Aż tu nagle ze swoją książką pojawia się Artur Pomierny. Z debiutem, który pod względem technicznym jest napisany tak dobrze jakby autor miał już za sobą lata praktyki i kilka wydanych książek. Jest to dowód na to, że można zacząć z wysokiego C i chyba jednak warto wymagać dużo więcej od debiutantów.

„Egoexi” nie miało łatwej drogi na półki sklepowe. Prześledziłem wymienione wiadomości e-mail z wydawnictwem Oficynka oraz Arturem Pomiernym i okazuje się, że pierwsze rozmowy na temat współpracy rozpoczęliśmy niemalże rok temu (dokładnie 356 dni 😉 ). Premiera książki miała odbyć się na przełomie września i października ubiegłego roku. Niestety z przyczyny niezależnych od autora była on regularnie przesuwana i ostatecznie zadebiutowała w czerwcu 2020.

Okazuje się, że jest to jedna z tych książek, na które warto było czekać. Fabuła „Egoexi” umiejscowiona jest w niedalekiej przyszłości, w czasach gdzie Polska ponownie zostaje rozdarta przez konflikt wojenny. Artur Pomierny snuje wizje przyszłości, w której nasz kraj kolejny raz znajduje się pośrodku zderzenia dwóch frontów wojennych – Rosji i NATO. Jego prywatne zamiłowania do polityki i geopolityki uwidaczniają się niemalże na każdej stronie powieści.

Trwa rosyjska inwazja na wschodnią Polskę. Wszystko jest w rękach amerykańskiego sojusznika, ale Polacy będą musieli zapłacić wysoką cenę za protekcję Zachodu. Aby pokonać wroga, potrzebny jest przełom naukowy wymagający ofiar, a tych w czasie wojny nie brakuje. Cudowna broń – nieśmiertelność ludzkiej świadomości – jest już prawie na wyciągnięcie ręki.

„Egoexi” to opowieść o walce o swój kraj, o wpływy obcych mocarstw, poszukiwaniu miłości w czasie i przestrzeni oraz walce samym z sobą. Tytułowy, tajemniczy, naukowy projekt EGOEXI pojawia się przy każdym ze wspomnianych elementów powieści i powoli zarysowuje myśl autora. Podczas czytania nietrudno zauważyć, że czytelnik ma do czynienia dopiero z wprowadzeniem w świat i pomysł Artura Pomiernego. O ile ze strony na stronę, wiele pozornie różnych wątków zaczyna się w zrozumiały sposób łączyć, o tyle im bliżej końca powieści, tym pojawia się co raz więcej pytań bez odpowiedzi. To furtka, którą zostawił sobie autor, prowadząca do jej kontynuacji.

Jak już zostało wspomniane we wstępie recenzji, styl i narracja autora są zadziwiająco dobre jak na debiutanta. Książkę czyta się niesamowicie szybko, mimo jej trudnej fabuły i konieczności maksymalnego skupienia. Dodatkowo odbiór książki nie ułatwia brak głównego bohatera. Zamiast jednej linearnie poprowadzonej historii otrzymujemy kilka opowiedzianych z różnych perspektyw. „Egoexi” składa się z oddzielnych opowiadań, pozornie niezwiązanych jednakże składających się na jedną, wielką całość. Ten specyficzny zabieg wymaga maksymalnego zaangażowania, gdyż brakuje tu postaci, która rozbudziłaby konkretne uczucia u czytelnika. Nie jest to jednak minus, a raczej oryginalny zabieg, który trzeba po prostu zrozumieć. Plusem jest umiejętność stworzenia wyrazistych postaci, dzięki czemu każda pojedyncza historia zawiera atrakcyjną osobowość przykuwającą uwagę.

Fabuła skupiona na niedalekiej przyszłości i Polsce, która kolejny raz znajduje się pod butem oprawców nie są tym, czego koniecznie szukam w literaturze science-fiction, jednakże Artur Pomierny zaskoczył mnie tym, że mimo tego pochłonąłem książkę w trzy dni. Jestem pod wrażeniem umiejętności debiutanta i niezmiernie ciekaw tego, jak poradziłby sobie w fabule dużo bardziej zbliżonej do gatunku fantastyki naukowej.

https://www.sajfaj.pl/egoexi/recenzja/

Gdyby każdy debiut był tak dobrze napisany, jak bardzo recenzenci książek mieliby ułatwione zadanie! W ostatnim czasie dane było mi przeczytać kilka debiutów polskich autorów i stwierdziłem, że muszę zacząć podchodzić do tego tematu z lekkim przymrużeniem oka i sporym kredytem zaufania. Założyłem, że nie powinienem mieć zbyt...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://www.sajfaj.pl/nieugiety/recenzja/

Jeśli spotykamy się przy tej recenzji to zapewne jesteś osobą, która już spotkała się z Jack Blackiem przy okazji wcześniejszych tomów serii bądź też „Zaginionej Floty”. Jack Campbell przyzwyczaił już nas do solidnej lektury, militarnej science-fiction wysokich lotów pełnej akcji w przestrzeni kosmicznej okraszonej elementami polityki. Do tej pory wcześniejsze tomy nie pozwalały na ani odrobinę nudy, jednak „Nieugięty” okazuje się być tą częścią, która na moment wrzuca wolniejszy bieg.

Autor powieści jest emerytowanym oficerem służącym w U. S. Navy, zdobyte przez niego doświadczenie w bardzo znaczący sposób wpływa na konstruowanie fabuły i całego uniwersum. Podczas gdy w wielu innych książkach z gatunku space opery takie elementy jak uzupełnianie zapasów żywności, paliwa czy naprawa statków nie ma większego znaczenia, u Jacka Campbella są one bardzo istotnym elementem taktycznym. Dzięki temu wszystko co dzieje się w przestrzeni kosmicznej sprawia realistyczne wrażenie i jest dla czytelnika dużo łatwiejsze do zaakceptowania.

Doświadczenie wojskowe autora odbija się również w sposobie konstruowania fabuły. Zadania, które otrzymują jednostki specjalne są często bardzo różne. I tak w „Przestrzeni Zewnętrznej” byliśmy już świadkami misji zwiadowczej w celu rozpoznania siły wroga i wielkości zajmowanego terytorium, abordażu i przejęcia artefaktu, eskorty przez teren wroga oraz zmierzenie się z partyzantką zostawiającą pułapki na konwój. Tym razem „Nieugięty” skupia się na kolejnych kilku działaniach wojennych. Flota Jacka Blacka zostaje wysłana z misją dyplomatyczną na Starą Ziemię, następnie zadaniem admirała jest odbicie zakładników, a po powrocie do rodzimego systemu otrzymuje misję stłumienia buntu i zaprowadzenia porządku w sojuszniczym systemie. Jak widzicie, każda kolejna książka skupia się na innym zadaniu i dzięki temu nie powiela schematu, lecz wciąż wprowadza świeżość do opowiadanej historii.

Faktem jest, że „Nieugięty” zwalnia odrobinę tempo i w dużej mierze skupia się na szukaniu rozwiązania i poprawności politycznej niż na faktycznym działaniu. Czy jest to jednak minus tej części? To zależy już od czytelnika. W mojej ocenie Jack Campbell przedstawia działania polityczne w tak samo wciągający sposób jak działania bitewne. Czytając jego powieści bawię się tak samo dobrze przy widowiskowych bitwach w przestrzeni kosmicznej jak politycznych rozgrywkach, w które mimo woli uwikłany jest Jack Black.

A jeżeli nawet ktoś z Was stwierdzi, że „Nieugięty” lekko przynudza, to końcówka książki i bardzo dobry cliffhanger powinien Wam to wynagrodzić. W ostatnim wątku akcja drastycznie przyspiesza i stawia bohaterów przed nieznanym. Daje to nadzieję na to, iż „Lewiatan” będzie godnym następcą „Nieugiętego”.

https://www.sajfaj.pl/nieugiety/recenzja/

Jeśli spotykamy się przy tej recenzji to zapewne jesteś osobą, która już spotkała się z Jack Blackiem przy okazji wcześniejszych tomów serii bądź też „Zaginionej Floty”. Jack Campbell przyzwyczaił już nas do solidnej lektury, militarnej science-fiction wysokich lotów pełnej akcji w przestrzeni kosmicznej okraszonej elementami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://www.sajfaj.pl/upadajace-imperium/recenzja/

John Scalzi to jedno z bardziej znanych nazwisk w świecie literatury fantastyki naukowej. Debiutował w 2005 roku powieścią „Wojna Starego Człowieka”, która była nominowana później do nagrody Hugo. W 2006 roku zdobył nagrodę Campbella dla najlepszego, nowego pisarza, trzy lata później otrzymał nagrodę Hugo za najlepszą książkę niefantastyczną, a w 2013 roku Hugo i Locusa w kategorii najlepsza powieść za „Czerwone Koszule”. W 2009 roku pomagał przy tworzeniu serialu „Star Gate: Universe” (spin-off klasycznego serialu „Gwiezdne Wrota”).

Cykl „The Interdependency”, którego pierwszym tomem jest „Upadające Imperium” to względnie nowe uniwersum Scalziego (2017 rok, a w Polsce 2019). W nim autor oparł działanie wszechświata na tzw. Nurcie, który umożliwia podróże międzygwiezdne w Kosmicznym Imperium stworzonym przez Człowieka. Nurt jest czymś w rodzaju tunelu czasoprzestrzennego, jednakże nie ma możliwości korzystania z niego w dowolnym momencie i miejscu, wybierając konkretną destynację podróży. Nurt jest stały, jest niczym sieć łącząca konkretne światy, to swoista, kosmiczna autostrada umożliwiająca kolonizację Planet. Dzięki niemu ludzkość wyruszyła w kosmos i utworzyła rozległe Imperium – Wspólnotę. Jej podstawową zasadą jest szeroko rozbudowana, wzajemna zależność kolonii, co ma stanowić pewien system kontroli władców nad Imperium. Natomiast czytelnik zauważa tu dramatyczną sytuacją. Gdy Imperium zaczyna chwiać się w posadach i któraś z Planet zostanie odcięta od handlu z innymi, natychmiastowo skutki odczuje każdy ze światów.

Po długim okresie ładu i dbania o wspólnotę ludzkość staje przed problemem destabilizacji Nurtu, na którym opiera się istnienie całej cywilizacji. We Wspólnocie zaczyna dominować chaos. Rody panujące na poszczególnych Planetach oraz gildie handlowe mające wyłączność na swoje towary w całym Imperium zaczynają skakać sobie do gardeł. Scalzi dość mocno słynie ze swoich zamiłowań do wątków politycznych i tu stworzył sobie doskonałą sytuację, w której mógł pokazać swój warsztat. Każdy dialog, intryga i konflikt polityczny wydaje się być perfekcyjnie przemyślany. Z początkowego chaosu wyłania się uporządkowany schemat, który splata pod koniec wszystkie wątki pokazując, że wszystko co do tej pory się działo miało znaczenie.

W „Upadającym Imperium” nie ma miejsca na przypadek. Jeżeli coś zostało napisane lub powiedziane to oznacza, że jest to ważne dla całości fabuły. Tyczy się to każdego wątku pobocznego jak i dialogu, a nawet każdego przekleństwa. Tak – na to trzeba zwrócić uwagę. Wulgarny język obecny w powieści może zniechęcić część czytelników, jednakże swoboda z jaką korzysta z niego Scalzi sprawia, że gdyby tego zabrakło książka utraciłaby kawałek swojej duszy. Oczywiście umiejętne posługiwanie się ‚brzydkimi wyrazami’ nie jest jedynym plusem „Upadającego Imperium”, to raczej przykład na niesamowitą umiejętność zabawy słowem, która objawia się również na przykład w nazwach statków kosmicznych. Bo kto mógłby wpaść na pomysł aby nazwać statek Tak drogi Panie, to moje dziecko lub Mów do mnie jeszcze, czy Jeśli chcesz śpiewać to śpiewaj. Ta oryginalność idealnie wpisuje się w wizję świata Wspólnoty oraz sposób poprowadzenia historii przez Scalziego.

„Upadające Imperium” potwierdza, że wszelkie pochlebne opinie o twórczości autora są całkowicie uzasadnione. John Scalzi jest w stanie podać pióro tonącemu czytelnikowi i zaraz po tym wciągnąć go w swój kosmiczny świat. A w nim okazuje się być mistrzem polityki oraz rzucania kurw*kaszel*ami. Gdyby przekleństwa były rzutkami Scalzi trafiłby zawsze w dziesiątkę. To wisienka na kosmicznym trocie złożonym z rozbudowanego uniwersum, idei nurtu, oryginalnej wizji ekspansji ludzkości, interesującej polityki i zmyślnie poprowadzonego wątku upadku imperium.

https://www.sajfaj.pl/upadajace-imperium/recenzja/

John Scalzi to jedno z bardziej znanych nazwisk w świecie literatury fantastyki naukowej. Debiutował w 2005 roku powieścią „Wojna Starego Człowieka”, która była nominowana później do nagrody Hugo. W 2006 roku zdobył nagrodę Campbella dla najlepszego, nowego pisarza, trzy lata później otrzymał nagrodę Hugo za najlepszą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://www.sajfaj.pl/gniazdo/recenzja/

Sławomir Nieściur tworzy kolejne tomy serii „Shadow Raptors” w tempie rakiety Falcon 9. W przeciągu kilku minut nabiera takiej prędkości, że nim się obejrzymy kolejny tom już leci do wydawcy. Po kilku startach staje się Muskiem polskiej literatury science-fiction, osobą która przez bardzo dobrze wykonaną robotę zyskuje nasz kredyt zaufania i rosnącą pewność, że żadna kolejna książka nie znajdzie się poniżej pewnego poziomu. „Gniazdo” jest idealnym przykładem mojego obrazowego porównania. Trzeci tom cyklu kradnie wszystkie zalety poprzednich części i powoli zaczyna wypływać na głęboką przestrzeń kosmosu.

Do tej pory kameralna fabuła skupiająca się na kilku dowódcach okrętów i pracownikach habitatów powoli zyskuje szerszą perspektywę. „Gniazdo” jest książką, która otwiera czytelnikowi drzwi do świata Nieściura. Do tej pory obserwowaliśmy wszystko przez dziurkę od klucza, skupiając się na najważniejszym problemie – statku Oumuamua. Teraz mamy świadomość tego, co dzieje się w układzie Epsilon Eridani. Jesteśmy świadkami upadku Unii Zjednoczonych Organizacji. System zaczyna chwiać się w posadach w momencie, gdy na horyzoncie znowu pojawia się temat Skunów. Ludzkość zamiast zewrzeć szyki zaczyna nastawiać się przeciwko sobie. Rozpoczyna się skomplikowana rozgrywka polityczna pełna intryg, kłamstw i gier politycznych. W między czasie ekipy wydobywcze na wraku Oumuamua zostają zaatakowane przez maszyny obcych. Zniszczony okręt okazuję się być nie do końca martwym jak wszyscy sądzili.

Fabuła „Gniazda” rozpoczyna się bardzo spokojnie i powoli wprowadza czytelnika w obecną sytuację panującą na wraku Skunskiego okrętu oraz w układzie Epsilon Eridani. Wraz z przekładaniem kolejnych stron (które notabene lecą z prędkością dźwięku) pojawiają się nieoczekiwane problemy na Oumuamua oraz eskalacja sytuacji politycznej, która ma bezpośredni wpływ na zachowanie dowódców okrętów znajdujących się w układzie. Trzeci tom cyklu „Shadow Raptors” rozbudowuje narrację o kilka kolejnych, ważnych wątków i również (jak swoje poprzedniczki) wprowadza nowy, znaczący element fabuły. Każda kolejna książka pokazuje, że Sławomir Nieściur sukcesywnie rozbudowuje swoje uniwersum, przy czym nie robi tego nachalnie. Można odnieść wrażenie, że traktuje czytelnika trochę jak dziecko, które dopiero poznaje świat. Zbyt dużo bodźców na raz nie pozwoli efektywnie go poznawać, a poprowadzenie za rączkę i pokazanie wszystkiego w odpowiedniej kolejności spotka się z dużo większym zrozumieniem.

Nawiązując do fabuły, trzeba również dodać, że „Gniazdo” ponownie robi ukłon w stronę sztucznej inteligencji i wprowadza na swoje karty postać Oliego w dużo większej objętości niż to miało miejsce w poprzednim tomie. Niezmiernie mnie to cieszy, gdyż uważam, że ten konkretny wątek jest wisienką na torcie jakim jest seria „Shadow Raptors”.

„Gniazdo” to trzeci tom cyklu, w którym autor rozwija się z każdą kolejną książką. Zakładając, że tendencja się utrzyma możemy być spokojni co do kontynuacji historii. A w między czasie, jeżeli jesteś jedną z tych osób, które nie miały jeszcze okazji przeczytać serii „Shadow Raptors” to jest dobry moment aby to zrobić. W tym tempie pisania za dwa lata Nieściur doścignie w ilości tomów serię „Star Force”, a wtedy będziecie potrzebować naprawdę dużo czasu aby nadrobić zaległości.

https://www.sajfaj.pl/gniazdo/recenzja/

Sławomir Nieściur tworzy kolejne tomy serii „Shadow Raptors” w tempie rakiety Falcon 9. W przeciągu kilku minut nabiera takiej prędkości, że nim się obejrzymy kolejny tom już leci do wydawcy. Po kilku startach staje się Muskiem polskiej literatury science-fiction, osobą która przez bardzo dobrze wykonaną robotę zyskuje nasz kredyt...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://www.sajfaj.pl/sektor-24-bunt-przeciw-ziemi/recenzja/

W 2014 roku Stanisław Szwast zadebiutował powieścią „Sektor 24: Bunt Przeciw Ziemi”. Autor przenosi czytelnika o całe 1800 lat i przedstawia swoją wizję polityczną, technologiczną i ekonomiczną świata przyszłości. Według Stanisława Szwasta jednym z głównych problemów, z którym będą musieli zmierzyć się nasi potomkowie będzie przeludnienie. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że bezpośrednim skutkiem rosnącej liczby ludności będzie problem wyprodukowania potrzebnej ilości żywności. Jednym z rozwiązań jest próba kolonizacji planet znajdujących się w ekosferze innej gwiazdy, dających dużą szansę na możliwość życia na powierzchni planety.

Fabuła książki umiejscowiona jest w czasach, w których skolonizowanych jest wiele systemów. Niestety, jak wiemy z historii, praktycznie niemożliwe jest stworzenie jednolitego Państwa na całej Planecie, a co dopiero jeśli pomyślimy o kilku lub kilkudziesięciu układach gwiezdnych. Można założyć, że prędzej czy później skolonizowane planety zaczną się buntować i zawalczą o swoją niepodległość. Stara Ziemia nie może pozwolić na taki obrót spraw, gdyż przetrwanie ludzkości zależy od niezachwianego handlu towarami.

Fabuła „Sektoru 24” poprowadzona została z perspektywy ludności jednej z kolonialnych planet ustawiając Ziemię po tej „złej stronie”. Dzięki temu autor daje możliwość wyjść poza ramy pewnego schematu i spojrzeć na problem od drugiej strony. Ziemia zdaje się być niczym pierworodny syn, który uważa, że wszystko mu się należy nie zważając na koszta jakie poniosą inni. W pewnym momencie przelewa się szala goryczy.

Głównymi bohaterami jest grupa młodzieży, która wbrew własnej woli zostaje zaciągnięta do służby, przeszkolona i wysłana na front. Jest to kolejny ciekawy motyw i nawiązanie do podobnych sytuacji pojawiających się w czasach wojny. Nikt nikogo nie pyta o zdanie, o plany czy marzenia. Służba Państwu jest ważniejsza niż życie. Z tym musi zmierzyć się Grupa Zrakietowanych i przede wszystkim spróbować wrócić cało do domu.

„Sektor 24” przywodzi mi na myśl połączenie piór Jacka Campbella oraz B. V. Larsona w młodzieżowej wersji i w dużo gorszym wydaniu. Historia toczy się ciężko niczym prowadzona na kwadratowych kołach. Brakuje tu jeszcze dużo płynności i lekkości, co bardzo rzuca się w oczy i skutkuje powolnym i żmudnym przekładaniem kolejnych stron. Druga kwestia, która nie pomaga w zaangażowaniu się w historię są zbyt proste i momentami infantylnie stworzone profile postaci. Nie są autentyczni i nie pozwalają uwierzyć czytelnikowi w samych siebie oraz historię. Momentami młodzież jest zbyt mocno przerysowana co w dość skuteczny sposób odrzuca od lektury. Uważam, że „Sektor 24” zyskałby wiele, gdyby średnia wieku głównych bohaterów była nieco wyższa.

Nie chciałbym jednak abyście odebrali tę recenzję jako wylewanie pomyj. Mimo, że książka nie jest łatwa i przyjemna zdecydowanie widać, że gdzieś tli się tu płomyk nadziei. Pomysł na fabułę i logicznie poprowadzona historia pokazują, że wraz z nabraniem doświadczenia i poprawą warsztatu Stanisław Szwast na pewno spłodzi jeszcze nie jedną, ciekawą książkę.

https://www.sajfaj.pl/sektor-24-bunt-przeciw-ziemi/recenzja/

W 2014 roku Stanisław Szwast zadebiutował powieścią „Sektor 24: Bunt Przeciw Ziemi”. Autor przenosi czytelnika o całe 1800 lat i przedstawia swoją wizję polityczną, technologiczną i ekonomiczną świata przyszłości. Według Stanisława Szwasta jednym z głównych problemów, z którym będą musieli zmierzyć się nasi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://www.sajfaj.pl/miliardy-miliardy/recenzja/

"Miliardy, Miliardy” krzyczą do nas przepiękną okładką przedstawiającą mgławicę. Sama książka opisywana jest jako przenikliwa analiza najważniejszych kwestii dotyczących naszego życia, świata i kosmosu. Tylko ile w niej jest tak naprawdę tego KOSMOSU? Okazuje się, że niewiele. Jest on jedynie niewielkim tłem do rozważań dotyczących naszej planety Ziemi. W takim razie czy warto sięgnąć po książkę Carla Sagana? Myślę, że ta recenzja odpowie na to pytanie.

Carl Sagan był bardzo znanym astrofizykiem i badaczem przestrzeni kosmicznej. Brał udział w programowaniu misji „Marinera”, „Vikinga” i „Voyagera”, za które otrzymał medale NASA. Był laureatem międzynarodowej nagrody w dziedzinie astronautyki – Nagrody Galaberta. Był autorem, współautorem i wydawcą wielu książek, opublikował kilkaset artykułów naukowych i popularnonaukowych, współtworzył i prowadził program telewizyjny „Cosmos: A Personal Voyage”, na podstawie którego powstała książka „Kosmos”. Za swoją twórczość otrzymał między innymi nagrodę Pulitzera, Lowella Thomasa oraz Josepha Priestleya.

Jak więc widzicie sama świadomość kto jest autorem książki „Miliardy, Miliardy” powinna nastawić Was bardzo optymistycznie. Teraz pozostaje tylko kwestia, czego od niej oczekujecie? Podróży przez bezmiar kosmosu? Przez czas i przestrzeń niczym Stephen Hawking? Rozważań na temat życia pozaziemskiego? Niestety, ale muszę Was zmartwić. Ta tematyka jest jedynie tutaj lekko liźnięta na pierwszych kilkudziesięciu stronach po czym przechodzi płynnie w kwestie związana bliżej z naszą planetą. Czy to oznacza, że jest mniej ciekawie? Zdecydowanie nie!

Poza rozważaniami o kosmosie Carl Sagan porusza tematy związane z wiarą, polityką, dziurą ozonową, ociepleniem klimatu i aborcją. Bardzo duży rozrzut tematów może zaskakiwać, jednak gdy czytelnik dowiaduje się, że autor kończył pisać książkę praktycznie na łożu śmierci, nabiera to większego sensu. „Miliardy, Miliardy” miały być zbiorem osobistych przemyśleń i rozważań autora podane z dużą dozą humoru i bardzo przemyślaną argumentacją. Mimo tego miszmaszu i przeskakiwaniu od tematu do tematu książkę pochłania się dosłownie jednym tchem.

Choć „Miliardy, Miliardy” zostały napisane ponad dwadzieścia lat temu zaskakujące jest to jak wiele rzeczy przewidział Carl Sagan, jak wiele trafnie ocenił i jakie zaproponował rozwiązania poruszonych w niej problemów. Część poruszonych przez niego kwestii jak np. te związane z klimatem aż się proszą o aktualizację w związku z tym do czego doszła nauka przez ostatnie 20 lat, inne natomiast np. aborcja pozostają wciąż nierozwiązane i aktualne.

„Miliardy, Miliardy” to bardzo dobra książka pozwalająca wniknąć w powierzchowne warstwy umysłu Carla Sagana. Jest to zbiór rozważań dotyczących kwestii, które autor uznał za istotne i warte poruszenia póki jeszcze żył na tym świecie. Carla Sagana, tą książką pokazał mały skrawek swojej wiedzy, umiejętności pisarskich i życia, który ma przyciągnąć czytelnika i zachęcić do zapoznania się z jego twórczością.

https://www.sajfaj.pl/miliardy-miliardy/recenzja/

"Miliardy, Miliardy” krzyczą do nas przepiękną okładką przedstawiającą mgławicę. Sama książka opisywana jest jako przenikliwa analiza najważniejszych kwestii dotyczących naszego życia, świata i kosmosu. Tylko ile w niej jest tak naprawdę tego KOSMOSU? Okazuje się, że niewiele. Jest on jedynie niewielkim tłem do rozważań...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://www.sajfaj.pl/swiat-stali/recenzja/

Wydawnictwo Drageus rozpoczęło w tym roku wydawanie kolejnej, już trzeciej serii autorstwa B. V. Larsona. Po kilkunastotomowym „Star Force” oraz krótkim „Rebel Fleet” przyszła kolej na „Legion Nieśmiertelnych”. Czy „Świat Stali” jest książką, która wnosi do SF coś nowego? Czy mamy do czynienia z powiewem świeżości w twórczości Larsona? Odpowiedzi na te i kilka innych pytań postaram się udzielić w tej recenzji.

Zacznijmy jednak od ogółu. B.V. Larson jest autorem ponad 60 książek, które sprzedały się w łącznym nakładzie ponad 3 milionów egzemplarzy. W Polsce jest najbardziej rozpoznawalny dzięki dwunasto-tomowej serii „Star Force”. Jego powieści można określić miane blockbusterów w świecie literatury. Lekkie, przyjemne, niezbyt wymagające, a jednocześnie całkowicie pochłaniające historie są pełne walk w w przestrzeni kosmicznej, podróży międzygwiezdny i eksploracji kosmosu usianego niezliczonymi rasami obcych.

Pierwszy tom serii „Legion Nieśmiertelnych” z jednej strony zdaje się wpisywać w konwencje jaką wypracował sobie B. V. Larson, z drugiej natomiast zawiera kilka znaczących różnic, które mogą być uznane za powiew świeżości. Przede wszystkim historie jego autorstwa dość mocno bazowały na rozgrywce w przestrzeni kosmicznej, w „Świecie Stali” statki międzygwiezdne pełnią jednak jedynie rolę transportową, a wszystkie bitwy rozgrywane są na powierzchni planety.

Znacząca różnica objawia się sprzęcie, tzw. wskrzeszarce, która determinuje całą historię. Jeżeli od razu pomyśleliście o „Modyfikowanym Węglu” to Wasze skojarzenia poszły w dobrą stronę. W „Świecie Stali” ludzie, a będąc bardziej szczegółowym – żołnierze, stają się jedynie mięsem armatnim. Wskrzeszarka daje możliwość zapisania skanu umysłu i zrekonstruowania go w przypadku śmierci. Dzięki temu zabiegowi historia zyskuje trochę głębi i nieśmiało porusza kwestie „zmartwychwstania”, czy odtworzona osoba to ta sama osoba, czy śmierć jest już tylko tymczasowa, itd. Pamiętaj jednak, że masz obecnie styczność z B. V. Larsonem i mówiąc, że porusza te kwestie w nieśmiały sposób, tak właśnie jest. Nie licz na to, że dzięki temu powieść będzie zawierała głębokie rozważania na temat życia i śmierci. Niemniej jednak traktuję to jako plus, który w wystarczający sposób zabarwia fabułę.

W innym elemencie „Świat Stali” powiela schemat obecny w książkach SF już niezliczoną ilość razy. Cała fabuła skupia się wyłącznie na najemnikach rasy ludzkiej ściągniętych na inną planetę do walki o cudzą sprawę. Niebezpiecznie blisko tego co pojawiło się już w „Rebel Fleet”. B. V. Larson stosuje bardzo podobny schemat. Nic nieznaczący, szeregowy wojskowy zostaje wcielony do armii, w której krok po kroku zdobywa zaufanie, kolejne odznaczenia i mozolnie z uporem maniaka wspina się po szczeblach kariery. Trzeba jednak oddać tu autorowi, że rys charakterologiczny głównej postaci w „Świecie Stali” wygląda niebo. Oczywiście wciąż można określić go szczęściarzem, ale przynajmniej nie kuje tym w oczy. Dodatkowo kolejnymi plusami recenzowanej książki są naprawdę dobrze napisane postaci drugoplanowe i przede wszystkim BRAK infantylnych wątków miłosnych.

Podsumowując – „Świat Stali” zawiera pewne nowe elementy, ale mimo to wciąż jest bardzo „Larsonowy”. Czy to dobrze? Moim zdaniem tak. Mimo, że przy wielu kwestiach w twórczości autora można postawić minus to trzeba oddać mu to, że potrafi pisać łatwe, przyjemne i całkowicie pochłaniające czytelnika historie.

https://www.sajfaj.pl/swiat-stali/recenzja/

Wydawnictwo Drageus rozpoczęło w tym roku wydawanie kolejnej, już trzeciej serii autorstwa B. V. Larsona. Po kilkunastotomowym „Star Force” oraz krótkim „Rebel Fleet” przyszła kolej na „Legion Nieśmiertelnych”. Czy „Świat Stali” jest książką, która wnosi do SF coś nowego? Czy mamy do czynienia z powiewem świeżości w twórczości...

więcej Pokaż mimo to