rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Well Played. Zakład o więcej niż wszystko Vi Keeland, Penelope Ward
Ocena 7,1
Well Played. Z... Vi Keeland, Penelop...

Na półkach:

Po raz kolejny Vi i Penelope udowodniły, że są duetem niezawodnym. Stworzyły historię zabawną, z nutką pikanterii, ale też nie zabrakło akcji i jakiegoś przekazu. Wykreowały swoich bohaterów na silne osobowości, ale nie postawiły przed nimi łatwej sytuacji, bo to co zaczyna się pomiędzy Presley a Levim jest kompletnie zakazane. Dlaczego? A no dlatego, że mężczyzna jest bratem jej ex i wujkiem jej syna. Tak. To wszystko jest bardzo pogmatwane, ale jak walczyć z tak silnym przyciąganiem, jakie daje się wyczuć między tą dwójką?
Cóż. Nic nie powiem.
„Well played. Zakład o więcej niż wszystko” to naprawdę dobry romans i widać, że autorki sobie wszystko dobrze przemyślały. Stworzyły nam tutaj perspektywę dwuosobową, dzięki czemu wiemy, co dzieje się w danym momencie u obojga bohaterów i co kieruje ich działaniami. Ja zawsze wolę, gdy mamy wzgląd w obie strony, że tak się wyrażę.
Na pewno jest to powieść dla fanów romansów, w których występuje seksowny sportowiec, choć od razu zaznaczę, że tego tematu jest tu dość mało. Akcja wokół zawodu Leviego się nie kręci. Bardziej Vi i Penelope skupiają się na renowacji zajazdu, no i przede wszystkim relacji pomiędzy Presley oraz Levim, która na początku nie zaczyna się zbyt pozytywnie. Obserwujemy jednak, jak ich niechęć przemienia się w sojusz, a potem coś więcej. Tych dwoje, mimo że ich życia na swój mniejszy czy większy sposób były splecione, dopiero teraz ma okazję poznać się tak naprawdę. Wtedy Presley dla Leviego była tylko dziewczyną brata. Teraz… cóż. Sytuacja się zmieniła. No i nie mogę też zapomnieć o Alexie, który jest tak uroczy, że skradł mi serce tak samo, jak jego wujek. I pomimo tego, co działo się aktualnie w życiach Presley czy Leviego, oboje zawsze pamiętali, że to jego dobro jest najważniejsze.

Polecam wam tę książkę, naprawdę. Jest warta zapoznania i zdecydowanie dobrze się ją czyta, potrafi też wciągnąć i zaciekawić czytelnika, bo tak naprawdę nie wiadomo, czego tu się można spodziewać, a autorki trochę tu zakręcą sytuacją! I podgrzeją atmosferę.
Mam nadzieję, że na polskim rynku pojawi się prędko jakaś premiera spod pióra tego duetu, bo naprawdę uwielbiam te pisarki. Wspólnie tworzą zabawne, dobre romanse i polecam wam je wszystkie.

Po raz kolejny Vi i Penelope udowodniły, że są duetem niezawodnym. Stworzyły historię zabawną, z nutką pikanterii, ale też nie zabrakło akcji i jakiegoś przekazu. Wykreowały swoich bohaterów na silne osobowości, ale nie postawiły przed nimi łatwej sytuacji, bo to co zaczyna się pomiędzy Presley a Levim jest kompletnie zakazane. Dlaczego? A no dlatego, że mężczyzna jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://www.instagram.com/books_holic/

„Fighting Hard for Me” to trzeci tom serii „Finding Back to Us” i tak samo jak poprzednie, również ten mam przyjemność patronować. Każda z części opowiada o innych bohaterach, ale są oni ze sobą w mniejszy bądź większy sposób związani i szczerze mówiąc, zachowałabym odpowiednią kolejność czytania. Tym bardziej, że tutaj pojawiają się maleńkie spojlery odnośnie Teagan i Parkera – tj. bohaterów „Feeling Close to You”.
W tej historii mamy motyw Friends to Lovers. Tym razem mamy to jednak w nieco innej formie, bo uczucia już się pojawiły i, uwaga, trzeba się ich pozbyć. Stąd program dwunastu kroków, autorstwa samej Sophie, który musi zadziałać, bo stawka jest zbyt wysoka – chodzi w końcu o silną przyjaźń dwójki współlokatorów. Tylko czy na pewno istnieje sposób, by pozbyć się uczuć? A może Sophie i Cole zdecydują się zaryzykować i zobaczyć, do czego ich to może zaprowadzić? No cóż. To się okaże.
Ta powieść jest napisana z perspektywy obojga bohaterów, dzięki czemu wiemy, co kieruje ich pobudkami, jakie uczucia w nich przodują. Autorka pokazuje nam tutaj, że często za naszymi decyzjami mogą stać równe obawy. Tylko jeśli pozwolimy, by strach nami kierował, to możemy powiedzieć, że żyjemy tak naprawdę?
Obserwujemy, jak zmiany zachodzą nie tylko w Cole’u, ale także w Sophie. Oni oboje mają pewne sprawy, które należy uporządkować. I wcale nie chodzi tu o ich relację, ale przede wszystkim o nich samych. Powiem tak: przed nimi pewne decyzje i przemyślenia. Są dla siebie naprawdę wspaniałymi przyjaciółmi, ale to wszystko, co się zaczęło dziać mogło na tę relację wpłynąć.

Cieszę się, że mogłam objąć tę powieść swoim patronatem i że mogę wam ją polecać, bo jest naprawdę warta uwagi. Jest to literatura New Adult, która wciąga. Akcja nie pędzi na łeb na szyję i autorka prowadzi bohaterów przez tę historię w odpowiednim tempie i tonie. Daje im czas na przepracowanie pewnych spraw, na ich zrozumienie. Uważam, że jeśli tylko macie możliwość, to powinniście przeczytać nie tylko ten tom, ale całą serię.

https://www.instagram.com/books_holic/

„Fighting Hard for Me” to trzeci tom serii „Finding Back to Us” i tak samo jak poprzednie, również ten mam przyjemność patronować. Każda z części opowiada o innych bohaterach, ale są oni ze sobą w mniejszy bądź większy sposób związani i szczerze mówiąc, zachowałabym odpowiednią kolejność czytania. Tym bardziej, że tutaj pojawiają się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://www.instagram.com/books_holic/
„Jet” jest drugą częścią serii „Naznaczeni mężczyźni” i opowiada losy innych bohaterów, ale te książki ze sobą są powiązane poprzez przyjaźnie. Czy unikniecie spojlerów jeśli zdecydowalibyście się na czytanie w ‘złej’ kolejności? Na pewno dużych tak, ale jednak zachowałabym chronologię.
Ayden i Jet są współlokatorami i mają ze sobą dobre relacje, ale nie da się ukryć, że między nimi jest chemia i przyciąganie, które czują oboje. Jednak Ayden spotyka się z chłopakami, którzy są przeciwieństwem Jeta: ułożonymi, z zaplanowaną i stabilną przyszłością, w wełnianej kamizelce. Z kolei Jet to typ niegrzecznego chłopca, który gra w kapeli, ma tatuaże i piercing. Jednakże tego, co się pomiędzy nimi dzieje, nie da się ciągle ignorować.
Rozwój ich relacji w coś więcej niż tylko współlokatorzy, nie dzieje się wcale szybko. Autorka buduje to wszystko powoli, podsyca napięcie pomiędzy nimi i sprawia, że dzieje się to w sposób naturalny. Ale nie ma co oczekiwać, że pomiędzy tym dwojgiem będzie spokojnie. Oj nie. Zarówno Ayden jak i Jet mają swoje bagaże emocjonalne, problemy i pewne tajemnice. Co więcej, akcja nie kręci się tylko wokół relacji tych dwoje. Są sprawy do rozwiązania. Jak się okazuje, przeszłość nie zawsze można zostawić za sobą, tak jak byśmy tego chcieli.
Czytając tę część i spotykając bohaterów z pierwszego tomu zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nie bardzo pamiętam, o czym on był. I wiem też, że „Jet” nie zapadnie mi na zbyt długo w pamięć, nie będzie w mojej top dziesiątce. Jest to dobra książka, dobrze napisana, ale po prostu nie dla mnie. Nie potrafiłam się w nią wciągnąć, zainteresować. Czytało się ją płynnie, ale nie poczułam tego ‘czegoś’.

Mimo wszystko wam polecam sprawdzić i przekonać się na własnej skórze czy jest to lektura dla was, zwłaszcza jeśli lubicie niegrzecznych rockandrollowców i z pozoru grzeczne dziewczynki. Dzieje się tu sporo, nie ma co mówić o nudzie, a autorka też nie zapchała nas tutaj erotycznymi scenami – mimo, że się pojawiają, ale w takiej rozsądnej ilości i napisane z uczuciem. Bywa więc niegrzecznie, ale też zabawnie. Spróbujcie i po prostu przekonajcie się sami czy „Jet” to historia, która was wciągnie i zapadnie w pamięć. Tak może się stać – nie mówię, że nie.

https://www.instagram.com/books_holic/
„Jet” jest drugą częścią serii „Naznaczeni mężczyźni” i opowiada losy innych bohaterów, ale te książki ze sobą są powiązane poprzez przyjaźnie. Czy unikniecie spojlerów jeśli zdecydowalibyście się na czytanie w ‘złej’ kolejności? Na pewno dużych tak, ale jednak zachowałabym chronologię.
Ayden i Jet są współlokatorami i mają ze sobą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://www.instagram.com/books_holic/
„Ostatni dzwonek” to uroczy romans z motywem hate-love, który wiem, że ma wielu fanów – do tego grona należę również ja. Lucas i Izzy są zmuszeni pracować ze sobą bardzo często i oprócz tego, że tych dwoje się nienawidzi, to jeszcze zaczyna się pomiędzy nimi rywalizacja o stanowisko w hotelu. Powiem wam tak, z nimi nie da się nudzić. Jednak powoli coś zaczyna się między nimi zmieniać. Rodzi się coś, do czego oboje nie chcą się na początku przyznać. Ta granica zaciera się powoli, ale także w sposób naturalny. Uważam, że autorka naprawdę świetnie to rozegrała.
Ta lektura była jednym z tych ‘lżejszych’ romansów. Czytało się szybko, lekko i płynnie. Bywały zabawne momenty, które wywoływały uśmiech na twarzy, ale także urocze. Podobał mi się pomysł z misją Władcy Pierścionków, ale co najbardziej mnie urzekło to klimat, jaki Beth O’Leary zdecydowała się tu zachować. Ci ludzie z hotelu – oni byli dla siebie jak rodzina. Nie byli sobie obojętni, pomagali sobie. I nie mówię tu tylko o pracownikach Forest Manor, ale również o jego gościach.
Oczywiście pewnych akcji i zawiłości tu nie zabrakło, co nadało małego charakterku tej powieści i idealnie to zostało wpasowane. Podobała mi się też relacja Lucasa i Izzy. Nawet moment, w którym wzajemnie się nie znosili. Mimo to, wszystko między nimi było jasne i klarowne. No. Prócz jednej sytuacji, co do której nie mieli powracać, ale nie zdradzę nic więcej.

Podsumowując, jeśli szukacie lektury lekkiej i uroczej, zabawnej, ale też bez pikantnych scen, to „Ostatni dzwonek” jest jak najbardziej dla was. Ja dobrze się bawiłam, poznając historię głównych bohaterów, a także pierścionków, które nie miały właściciela. Jest to powieść z typu tych spokojnych, ale jak dla mnie jest na pewno warta uwagi.

https://www.instagram.com/books_holic/
„Ostatni dzwonek” to uroczy romans z motywem hate-love, który wiem, że ma wielu fanów – do tego grona należę również ja. Lucas i Izzy są zmuszeni pracować ze sobą bardzo często i oprócz tego, że tych dwoje się nienawidzi, to jeszcze zaczyna się pomiędzy nimi rywalizacja o stanowisko w hotelu. Powiem wam tak, z nimi nie da się nudzić....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytałam tę książkę w trzy wieczory. Z czego drugą połowę pochłonęłam za jednym zamachem, bo nie mogłam – i nie chciałam – przestać czytać. Musiałam poznać zakończenie tej historii, która od samego początku jest skazana na porażkę – i to z niejednej przyczyny. Naprawdę. Tam nie ma ani jednego powodu, który mógłby świadczyć o tym, że tym dwojgu mogłoby się udać być razem. Oczywiście ja wam nie zdradzę, dlaczego uczucie Amo i Grety jest zakazane, a nawet bardzo zakazane, musicie o tym przekonać się po prostu sami.
Uważam, że „Naznaczeni zwycięstwem” to najlepsza książka z serii „Grzechy ojców” i ogólnie jedna z lepszych historii, jakie napisała Cora. Bardzo się tutaj dużo dzieje, już od pierwszych stron, ale nie jest to wszystko chaotyczne i bez problemu czytelnik nadąża za biegiem wydarzeń. Mamy do czynienia z motywem zakazanej miłości, aż do cna, że tak powiem. Nie zabraknie tu brutalności i przelewu krwi. To co połączyło Amo i Gretę jest wyjątkowe i silne. Jednakże autorka nie daje nam zapomnieć z jakich światów bohaterowie pochodzą i świata mafii mamy tu sporo – co mnie bardzo cieszy! Jak się okazało w trakcie czytania, stęskniłam się za tym klimatem i cieszę się, że Cora nie postanowiła się tu skupić bardziej na tej romantycznej części, a w sumie podzieliła to na równo.
Bałam się trochę, że może być nudno, bo lektura liczy sobie około pięciuset stron, ale nic bardziej mylnego. Czasu na nudę tu absolutnie nie ma, ale niepotrzebnego rozwlekania także.

Czy polecam?
No oczywiście, że tak! Ta książka mnie zaciekawiła, a także wciągnęła i jak już wspomniałam, ciężko było się od niej oderwać. Trzyma w napięciu i zwrotów akcji nie zabraknie. No i powiem wam jedno: na sytuację Amo i Grety nie ma idealnego rozwiązania. Nie oczekujcie, że wszystko nagle stanie się proste i jasne. Tych dwoje musi przejść długą i niełatwą drogę. A co z tego wyniknie? No cóż.
Sami się przekonajcie!

Przeczytałam tę książkę w trzy wieczory. Z czego drugą połowę pochłonęłam za jednym zamachem, bo nie mogłam – i nie chciałam – przestać czytać. Musiałam poznać zakończenie tej historii, która od samego początku jest skazana na porażkę – i to z niejednej przyczyny. Naprawdę. Tam nie ma ani jednego powodu, który mógłby świadczyć o tym, że tym dwojgu mogłoby się udać być...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://www.instagram.com/books_holic/
Kryminały to gatunek, po który ostatnimi czasy sięgam naprawdę rzadko. Nie mogłam sobie jednak opuścić najnowszej powieści Harlana Cobena, bo uwielbiam jego twórczość, jeszcze nigdy mnie nie zawiódł.
„Za wszelką cenę” opowiada historię mężczyzny, który siedzi w więzieniu za zabójstwo własnego dziecka. Ale czy na pewno? Pojawia się trop, który wskazuje na to, że chłopiec może jednak żyje. Jak jednak mężczyzna ma się dowiedzieć czy to prawda, skoro siedzi w więzieniu?
Ta książka od razu mnie wciągnęła i przeczytałam ją w dwa wieczory, bo po prostu musiałam poznać prawdę razem z bohaterami i wiedziałam, że muszę skończyć lekturę jak najszybciej. Nie odczułam jednak tego czytania, bo ta historia była naprawdę ciekawa i ciężko mi się było od niej oderwać. Dawno żadna literatura mnie tak nie pochłonęła, jak „Za wszelką cenę”.
Gdy śledztwo się rozpoczyna, na jaw wychodzą nowe fakty. Jak to mówią: po nitce do kłębka. I z czasem prawda zostaje odkryta – naturalnie nie zdradzę wam jak to się wszystko skończyło. Co jednak muszę zauważyć, to brak mojego zaskoczenia finałem tej historii. Rzadko to się zdarza w przypadku powieści Cobena, ale tym razem się spodziewałam takiego rozwiązania. Nie ukrywam, że jestem tym faktem nieco rozczarowana, bo jeśli chodzi o książki tego autora to zawsze był ten element zaskoczenia na końcu. No niestety, nie tym razem.
Jednak tą lekturą, jako całością, rozczarowana nie jestem, bo była naprawdę ciekawa i wciągająca. Czytało się bardzo szybko i przede wszystkim dobrze. No i wszystko było klarownie, z sensem opisane, więc czytelnik w tym wszystkim się nie gubił.

Jeśli lubicie kryminały z nutką dreszczyku, które wręcz same się czytają, to wam jak najbardziej polecam. Uważam jednak, że Coben ma w swoim zbiorze lepsze historie, ale oczywiście dla mnie wciąż jest jednym z ulubionych autorów i teraz pozostaje mi czekać na kolejne nowości spod jego autorstwa.

https://www.instagram.com/books_holic/
Kryminały to gatunek, po który ostatnimi czasy sięgam naprawdę rzadko. Nie mogłam sobie jednak opuścić najnowszej powieści Harlana Cobena, bo uwielbiam jego twórczość, jeszcze nigdy mnie nie zawiódł.
„Za wszelką cenę” opowiada historię mężczyzny, który siedzi w więzieniu za zabójstwo własnego dziecka. Ale czy na pewno? Pojawia się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://www.instagram.com/books_holic/

Książki Vi Keeland to moje takie Comfort read. Wiem, że to co wyszło spod jej pióra mi się spodoba i spędzę z lekturą miło czas. Oczywiście, może okazać się tak, że w końcu się zawiodę na jej twórczości, jednak w tym przypadku na szczęście tak nie było.
„Rozkoszna gra” to historia, w której czuje się od początku, że jest pisana przez tą konkretną autorkę. Tym razem Vi ponownie serwuje relację pracownik-szef, ale! W tym przypadku zostało to nieco zmodyfikowane. Po pierwsze: szefem jest kobieta i nie mamy do czynienia z pracą biurową. Christian jest sportowcem, a Bella właścicielką jego drużyny. Relacja tych dwoje zaczyna się od małej pomyłki, ale cała reszta jest poprowadzona w przyjacielskim tonie. No i przede wszystkim, sytuacja pomiędzy bohaterami jest klarowna. Brak niedopowiedzeń czy nieznanych oczekiwań. Oboje wiedzą, na czym stoją i czego chcą, czego chce druga strona. To mi się naprawdę podobało.
Ogólnie rzecz biorąc, historia jest spokojna, wszystko rozwija się w odpowiednim tempie. Nie dzieje się też nic spektakularnego… do czasu. W pewnym momencie jest zwrot akcji i wszystko się przewraca do góry nogami. Przyznam szczerze, że nie tego się spodziewałam, zaczynając tę książkę, ale jestem zadowolona! Powiem tylko tyle, że okazuje się, że pewna tajemnica może zostać rozwiązana.
Vi dała nam coś nowego, ale jednocześnie pozostała w swoim starym stylu. Przyjemnie mi się czytało tę historię, polubiłam głównych bohaterów. Z pozoru by się mogło wydawać, że nie pasowali do siebie, ale ostatecznie byli dla siebie idealną parą. Podobała mi się szczerość i otwartość między nimi.

Myślę, że każdy zna odpowiedź na pytanie: „Czy polecam?”. No kurde. Jasne, że tak! Jest to dobry romans, przemyślany, z pikantnymi scenami – choć bez zbędnej przesady. Lekki, przyjemny styl, dzięki któremu lekturę czyta się szybko. No i oczywiście nie zabraknie też dawki humoru. Mam nadzieję, że przeczytacie i się nie zawiedziecie.

https://www.instagram.com/books_holic/

Książki Vi Keeland to moje takie Comfort read. Wiem, że to co wyszło spod jej pióra mi się spodoba i spędzę z lekturą miło czas. Oczywiście, może okazać się tak, że w końcu się zawiodę na jej twórczości, jednak w tym przypadku na szczęście tak nie było.
„Rozkoszna gra” to historia, w której czuje się od początku, że jest pisana przez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://www.instagram.com/books_holic/
Ta powieść ma w sobie motyw hate-love, ale uwaga: jednostronny. Reyna nienawidzi Spidera, za to on… cóż. Jego fascynuje jej wrogie nastawienie i nie ma wątpliwości, że bardzo lubi kobietę drażnić. Jednak nie tylko te uczucia się tutaj pojawiają. Napięcie seksualne również. I to już z czasem jest akurat obustronne. Niestety, jest to kompletnie zakazane, bo przecież Spider ma poślubić bratanicę Reyny!
Autorka wykreowała postać Caruso na silną kobietę, która przeszła przez piekło i jest gotowa zrobić to znowu, jeśli będzie trzeba. Nie da się jej złamać i niejeden facet się jej boi. Jest seksowna, ale też zadziorna i potrafi o siebie zadbać – co niejednokrotnie udowodniła. J.T. Geissinger w tej serii stawia na mocne, charakterne kobiety, ale Reyna powala je wszystkie na głowę i naprawdę nie dało się jej nie lubić. I podziwiać. A jednak potrzebowała w swoim życiu kogoś takiego, jak Spider. Spokojnie. Nic więcej nie zdradzę! Ale nie tylko kobieta dźwiga na barkach ciężar życiowych doświadczeń, bo groźny i przystojny gangster również. Jego mieliśmy okazję poznać w poprzednich częściach, ale tutaj odkrywamy kolejne elementy jego historii i naprawdę, naprawdę uwielbiam tego faceta. Mimo swojej profesji, potrafi się zatroszczyć o tych, na których mu zależy i jest to mężczyzna honorowy.
Czytało mi się świetnie tą część. Była akcja, była dawka humoru i napięcie pomiędzy bohaterami, które momentami iskrzyło. Działo się tutaj, oj działo. Chociaż mało jeśli chodzi o ten mafijny świat, a bardziej autorka skupiła się na relacji tych dwoje i jak dla mnie fajnie to wszystko rozwinęła oraz poprowadziła. Nic nie działo się za szybko, wszystko było przemyślane i dobrze napisane.

Czy wam polecam?
Oczywiście! Nie tylko „Brutalne obietnice”, ale również całą serię „Królowe i potwory”. I zachowałabym jednak czytanie w odpowiedniej kolejności, bo małe spojlery tutaj się pojawiają. Ten tom jest spokojniejszy niż poprzednie, za to przygotujcie się na pikantne sceny.

https://www.instagram.com/books_holic/
Ta powieść ma w sobie motyw hate-love, ale uwaga: jednostronny. Reyna nienawidzi Spidera, za to on… cóż. Jego fascynuje jej wrogie nastawienie i nie ma wątpliwości, że bardzo lubi kobietę drażnić. Jednak nie tylko te uczucia się tutaj pojawiają. Napięcie seksualne również. I to już z czasem jest akurat obustronne. Niestety, jest to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://www.instagram.com/books_holic/
„On One Condition” to druga część serii o braciach Sharpe i oczywiście są one ze sobą powiązane, ale myślę, że jeśli przeczytalibyście najpierw tę, nie byłoby żadnych szkód. Autorka nie spojleruje nam tutaj o bohaterach pierwszego tomu, choć oczywiście oni się pojawiają, ale nie mamy przedstawionej ich historii.
Ta powieść ma w sobie motyw pierwszej miłości, spotkania po latach i drugiej szansy. Dość przyjemnie mi się czytało tę lekturę od samego początku i nie miałam problemów z wdrożeniem się w nią. Wywołała mój uśmiech i nie powiem, bo w moim odczuciu był to romans raczej z tych lżejszych, nie było fajerwerków czy burzy emocji, ale dobrze spędziłam czas przy tej książce. Mamy tu retrospekcje z przeszłości i perspektywę obojga bohaterów, co pozwala nam lepiej spojrzeć na sytuację i zobrazować sobie całą historię. A nie wszystko jest takie, jakby mogło się wydawać na początku – naturalnie, nie zdradzę co mam konkretnie tutaj na myśli.
Ledger i Asher tworzyli świetny duet i naprawdę do siebie pasowali. Oczywiście ich romans nie rozwinął się ponownie od razu. Mieli pewne kwestie do przepracowania pomiędzy sobą i ich relacja nie rozwijała się wcale za szybko. Wiadomo, mieli już swoją historię, sporo ich łączyło, więc też to wszystko poszło szybciej niż w przypadku, gdy dwójka bohaterów dopiero co się poznaje. Uważam jednak, że autorka fajnie to rozegrała i wyszło to naturalnie.

Polecam wam tę książkę, jeśli szukacie czegoś lżejszego, na spokojny wieczór. Może nie była to porywająca lektura, wbijająca w fotel i z efektem ‘wow’, ale za to treść była naprawdę dobra i przyjemna. Ledger i Asher też dali się lubić. No i Tootie! Nie zdradzę kto to, ale skradła moją sympatię od razu.
Także jeśli szukacie czegoś z tych mocniejszych romansów, to „On One Condition” bym odpuściła na waszym miejscu. Jednak jeśli potrzebujecie czegoś na rozluźnienie, może to być odpowiedni wybór!

https://www.instagram.com/books_holic/
„On One Condition” to druga część serii o braciach Sharpe i oczywiście są one ze sobą powiązane, ale myślę, że jeśli przeczytalibyście najpierw tę, nie byłoby żadnych szkód. Autorka nie spojleruje nam tutaj o bohaterach pierwszego tomu, choć oczywiście oni się pojawiają, ale nie mamy przedstawionej ich historii.
Ta powieść ma w sobie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://www.instagram.com/books_holic/
„Last Resort” dość długo należała się u mnie na półce, ale w końcu przyszedł czas i na nią. Co mogę powiedzieć? Lubię pióro K. Bromberg. Zawsze jest delikatne i autorka tworzy dobre powieści. Nie zawiodłam się tym razem.
Z czytaniem zeszło mi się trochę czasu, ale to nie dlatego, że była zła. Bynajmniej. Naprawdę potrafiła wciągnąć, gdy już miałam dłuższą chwilę. Nie zabrakło tu na pewno humoru, jak zawsze w przypadku twórczości tej autorki. Dodatkowo czytało się leciutko i wręcz przyjemnie, a sama akcja powoli się rozgrywała. Jednak co ważniejsze, relacja głównych bohaterów: mimo początkowego epizodu, nie pędzi łeb na szyję. Chemia między nimi jest wyczuwalna, ale wszystko rozwija się stopniowo. Callaham i Sutton coraz lepiej się poznają, odkrywają swoje nowe strony. Ich znajomość nie jest taka prosta i łatwa.
Czy temu podołają?
Cóż. Musicie przekonać się sami, bo ja nic nie zdradzę.
Co mi się jeszcze podobało to fakt, że pomiędzy Sutton i Callahanem sytuacja ciągle była jasna i klarowna. Byli ze sobą szczerzy. Żadnych gierek, żadnych podchodów. Oboje wiedzieli, jak się sprawy mają i to było na pewno na plus.

Uważam, że warto zapoznać się z tą historią. Nie jest to coś 'wow', co was porwie. K. Bromberg porusza temat relacji braterskich, ale nie tylko. Są ważniejsze kwestie, nadające głębi tej powieści. Jest jednak jedną z tych 'lżejszych' i cieszę się, że mam kolejną część na półce - opowiadającą losy innych bohaterów, ale powiązanych z „Last Resort” - i to na jej czytanie jest teraz kolej!

https://www.instagram.com/books_holic/
„Last Resort” dość długo należała się u mnie na półce, ale w końcu przyszedł czas i na nią. Co mogę powiedzieć? Lubię pióro K. Bromberg. Zawsze jest delikatne i autorka tworzy dobre powieści. Nie zawiodłam się tym razem.
Z czytaniem zeszło mi się trochę czasu, ale to nie dlatego, że była zła. Bynajmniej. Naprawdę potrafiła wciągnąć,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://www.instagram.com/books_holic/
Bardzo lubię pióro Whitney G. i z przyjemnością sięgnęłam po kolejną jej powieść. W tej lekturze mamy do czynienia z motywem hate-love i to dość silnym, bo nienawiść głównych bohaterów rozpoczęła się w momencie, gdy oboje mieli po siedem lat. Jednakże mimo tych negatywnych emocji między nimi, znają się od podszewki, wiedzą o sobie wszystko i… było jeszcze nieco więcej, ale tego wam nie zdradzę, bo to odkryjecie dopiero w trakcie czytania tej historii, dlatego też nie chcę tutaj niczego spolejlerować.
Nie zabrakło tutaj dawki humoru, uśmiech sam wypływał na twarz. Lekkość pióra Whitney G. powodowała, że lekturę czytało się przyjemnie oraz szybko, no i przede wszystkim ta historia potrafiła wciągnąć. Mamy perspektywę zarówno Rachel, jak i Ethana, dzięki czemu możemy się więcej dowiedzieć. Zwłaszcza, że są rozdziały opisujące przeszłość bohaterów, co pozwala nam na lepsze poznanie ich historii i powodów, dla których ich uczucia są, jakie są.
Ethan to przystojny, pewny siebie mężczyzna, bo już na pewno chłopcem nie jest. Bywał złośliwy wobec Rachel, ale miał też swoje dobre strony i powiem wam szczerze, że skradł mi serce. Tych dwoje stworzyło – mimo nienawiści – świetny duet no i pasowali do siebie idealnie. Tylko po prostu sami jeszcze o tym nie wiedzieli.
Podobało mi się, jak relacja Ethana i Rachel została poprowadzona. Nic nie działo się za szybko ani na siłę. Bohaterowie już się znali, więc na starcie pewne etapy przeskoczyli. Co do samej historii – bardzo mi się podobała, a zwłaszcza motyw pisania listów.

Czy wam polecam? Jak najbardziej! I śmiało możecie przeczytać bez znajomości poprzedniej części serii, czyli „Twój Carter”. Jest mała wzmianka, ale historie nie są ze sobą powiązane i nic sobie nie zaspojlerujecie.

https://www.instagram.com/books_holic/
Bardzo lubię pióro Whitney G. i z przyjemnością sięgnęłam po kolejną jej powieść. W tej lekturze mamy do czynienia z motywem hate-love i to dość silnym, bo nienawiść głównych bohaterów rozpoczęła się w momencie, gdy oboje mieli po siedem lat. Jednakże mimo tych negatywnych emocji między nimi, znają się od podszewki, wiedzą o sobie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://www.instagram.com/books_holic/

Nigdy nie czytałam książki, w której jedno z głównych bohaterów jest homoseksualistą, więc od razu wiedziałam, że „Skomplikowana miłość” będzie czymś oryginalnym. Nie ukrywam, że sam opis i zamysł na tę historię wzbudził moją ciekawość. Byłam bardzo ciekawa tego, jak autorka to wszystko wymyśliła i jak to się tu potoczy.
Nathan i Eliza znają się od dziesięciu lat, sypiają w jednym łóżku, a więc można by powiedzieć, że znają się jak łyse konie. No niestety, po dekadzie znajomości odkrywają, że są rzeczy, o których nie wiedzą nie tylko o sobie nawzajem, ale również o sobie samych. Jako przyjaciele funkcjonują jak zgrana maszyna, dobrze naoliwiona. Są małe spory, ale ta dwójka nie może bez siebie długo wytrzymać. Czy w momencie, gdy na stopie emocjonalnej coś zacznie się zmieniać, nadal będą tak dobrze dopasowani?
Tego wam nie zdradzę.
Mamy tutaj do czynienia z motywem od przyjaźni do miłości i ta granica zacierana jest stopniowo, co bardzo mi się podobało. Nie tylko czytelnik ma czas na rozstrzygnięcie tego, ale przede wszystkim sami główni bohaterowie. Na szczęście autorka zdecydowała się na perspektywę zarówno Nathana, jak i Elizy, dzięki czemu mamy lepsze spojrzenie na ich emocje czy punkt widzenia.
W tej historii, jak zawsze w przypadku powieści T.L. Swan, które są mi bardzo dobrze znane, nie zabrakło dawki humoru. Choć nie była tak duża, jak w przypadku innych jej książek, bo relacja głównych bohaterów momentami była bardzo… burzliwa. Musieli nauczyć się funkcjonować z nowymi uczuciami, w nowej rzeczywistości. Niby dorośli, a jednak czasem miałam wrażenie, że trzeba nimi potrząsnąć. Nathan bywał bardzo zaborczy i zazdrosny, z kolei Eliza… no cóż. Nie zawsze pochwalałam jej postępowania, ale nie będę zdradzała o co chodzi.

Jeśli lubicie romanse, w których sporo się dzieje i są sceny pełne pasji i pikanterii, a które są też oryginalne, to myślę, że „Skomplikowana miłość” może wam się spodobać. Ze swojej strony wam ją jak najbardziej polecam.
Co jeszcze muszę zauważyć na koniec i co mi się bardzo podobało to fakt, że autorka łączy ze sobą swoje powieści. Absolutnie nie dostaniecie tu żadnego spojleru. Te łączenia są ‘delikatne’, jeśli można tak to ująć.
Także jeśli się zdecydujecie, to miłego czytania! I mam nadzieję, że historia przypadnie wam do gustu.

https://www.instagram.com/books_holic/

Nigdy nie czytałam książki, w której jedno z głównych bohaterów jest homoseksualistą, więc od razu wiedziałam, że „Skomplikowana miłość” będzie czymś oryginalnym. Nie ukrywam, że sam opis i zamysł na tę historię wzbudził moją ciekawość. Byłam bardzo ciekawa tego, jak autorka to wszystko wymyśliła i jak to się tu potoczy.
Nathan i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Uwielbiam książki Vi Keeland i tak teraz sobie myślę, że chyba wszystkie recenzje zaczynam od tego zdania, ale cóż, taka jest prawda. Jej powieści zawsze są dla mnie takim pewniakiem. Po prostu wiem, że spodoba mi się to, co autorka wymyśliła. Tym razem jednak nieco odbiła od tego, do czego przyzwyczaiła swoich czytelników. Mianowicie nie mamy do czynienia z romansem biurowym, co było przyjemną odmianą i Vi jak zawsze napisała świetną historię.
Spotkanie Georgii i Maxa zaczyna się dość niespodziewanie. Od randki, na której dochodzi do małego oszustwa. Ale któż by nie wybaczył temu przystojniakowi, widząc jego dołeczki? Dodatkowo mężczyzna był czarujący i mimo jednego incydentu, szczery w swych uczuciach czy zamiarach. Natomiast Georgia to seksowna kobieta sukcesu, która uwielbia nadmiernie analizować, ale jest też pewna siebie.
Mamy tutaj motyw letniego romansu z terminem ważności, co jest obojgu na rękę z pewnych prywatnych przyczyn. Relacja rozwija się stopniowo, jednakże chemia między tym dwojgiem jest wyczuwalna praktycznie od razu i widać, że ich do siebie ciągnie.
Vi stworzyła romans naprawdę ciekawy i oryginalny w swej twórczości. Jest to zabawna historia, lekka, ale jednocześnie został jak zawsze wpleciony pewien ważniejszy wątek, co dodało tej powieści ważniejszego charakteru. Jest tajemnica, którą nie od razu poznajemy i to wzbudza w czytelniku ciekawość. A także sama relacja głównych bohaterów, która od samego początku jest nieco skomplikowana – oczywiście nie zdradzę o co chodzi.

Jeśli szukacie czegoś luźniejszego, zabawnego, z nutką pikanterii, ale też z ważniejszym wątkiem i przesłanką, jaka za nim idzie, to zdecydowanie wam polecam. No i jest to romans z motywem sportowym, a wiem, że jest wielu jego fanów. Mam nadzieję, że jak zapoznacie się z tą historią, to nie pożałujecie!

Uwielbiam książki Vi Keeland i tak teraz sobie myślę, że chyba wszystkie recenzje zaczynam od tego zdania, ale cóż, taka jest prawda. Jej powieści zawsze są dla mnie takim pewniakiem. Po prostu wiem, że spodoba mi się to, co autorka wymyśliła. Tym razem jednak nieco odbiła od tego, do czego przyzwyczaiła swoich czytelników. Mianowicie nie mamy do czynienia z romansem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://www.instagram.com/books_holic/

Seria „Królowe i potwory” z każdym kolejnym tomem coraz bardziej mi się podoba. Autorka w nowych częściach nie tylko daje nam historie nowych bohaterów, ale kontynuuje całokształt. Dlatego też zdecydowanie trzeba tu czytać chronologicznie. Nie tylko po to, by uniknąć spojlerów, ale by wiedzieć o co chodzi i dlaczego pewne rzeczy mają miejsce.
Riley to szara myszka. Z charakteru jednak jest bardzo podobna do swojej siostry Sloanne, głównej bohaterki „Bezwzględne pragnienia”. Słyszy to często, ale to porównanie zdecydowanie jej się nie podoba. Jednakże wraz z rozwijającymi wydarzeniami możemy zaobserwować, jak ta kobieta się rozwija: nabiera odwagi i pewności siebie. Malek z kolei jest tajemniczą postacią, ale z czasem odkrywamy jego osobowość i to, co go ukształtowało na taką osobę, jaką jest teraz.
„Bezwzględne serca” to historia zabawna, która wywołała mój uśmiech niejednokrotnie. Dużo się dzieje praktycznie od pierwszych stron i czytelnik nie ma czasu na nudę. Nie wszystko da się przewidzieć, więc jest ta niepewność tego, co będzie dalej. Bardzo dobrze napisana i co najważniejsze widać, że J.T. Geissinger miała wszystko przemyślane zawczasu. Nic się tu nie dzieje bez przyczyny. Dodatkowo mamy perspektywę Riley i Maleka, co pozwala nam zajrzeć lepiej w ich emocje i kierujące nimi pobudki. Ale! Nie tylko ich. O co chodzi, to nie powiem, bo musicie przekonać się sami.

Czy wam polecam?
No oczywiście, że tak! Jeśli lubicie romanse mafijne, gdzie są intrygi i sporo pikanterii, to jak najbardziej sięgnijcie po całą serię! Ja już mam czwarty na swojej półce i nie mogę wprost się doczekać aż go zacznę. A napomknę, że mamy do niego wstęp właśnie w tej części.
„Królowe i potwory” to seria, w której potężni mężczyźni przepadają, gdy poznają pewne zadziorne kobiety. Naprawdę warto się z nią zapoznać.

https://www.instagram.com/books_holic/

Seria „Królowe i potwory” z każdym kolejnym tomem coraz bardziej mi się podoba. Autorka w nowych częściach nie tylko daje nam historie nowych bohaterów, ale kontynuuje całokształt. Dlatego też zdecydowanie trzeba tu czytać chronologicznie. Nie tylko po to, by uniknąć spojlerów, ale by wiedzieć o co chodzi i dlaczego pewne rzeczy mają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://www.instagram.com/books_holic/
Uwielbiam twórczość Whitney G. i z przyjemnością sięgam po kolejne jej powieści. Cechuje się luźnymi, zabawnymi historiami. W tym przypadku może aż tak bardzo tego nie było, ale na pewno nie zabrakło dawki humoru i zdecydowanie dało się wyczuć styl tej autorki. Opis wiele tu nie zdradza, więc ja też się postaram zbyt dużo nie powiedzieć, byście sami mogli okryć o co w tym wszystkim chodzi.
„Tylko nie on!” to lektura na wieczór, maksymalnie dwa, przy której czytelnik może się dobrze bawić i rozluźnić. Bardzo przyjemnie się czyta i w tej krótkiej książce całkiem sporo się dzieje, no i na pewno nie zabraknie tu dawki pikatnerii. Nie ma czasu na nudę. Nie będę ukrywać, że główna bohaterka swoim zachowaniem mnie momentami irytowała i jej nie rozumiałam. Może to tylko moja opinia i pamiętajmy, że nie każdy odbierze to w ten sam sposób. Chloe i przystojny nieznajomy tworzyli ciekawy duet, momentami nie było wiadomo czego się po nich spodziewać, ale zapewnili tutaj dobrą zabawę czytelnikowi. Zabrakło mi tu jednak nieco większego skupienia na ich relacji pod względem uczuć. Widzieliśmy, jak ta ich znajomość się zmienia, ale ja nie dostrzegłam tej części emocjonalnej.

Podsumowując, „Tylko nie on!” to fajna lektura, na wieczór bądź dwa, ale też nie jest to coś, co wywołuje w nas karuzelę różnych emocji, co trzyma w napięciu. Jest to lektura z tych lżejszych, raczej do przeczytania raz i do zapomnienia. Była to dobra książka, nie żałuję, że ją przeczytałam, ale jednak jeśli o romanse chodzi, to nie plasuje się na szczycie ulubieńców.
Uważam więc, że jeśli szukacie czegoś luźniejszego, z delikatną dawką humoru, ale też takiego, gdzie się coś dzieje w życiach bohaterów, to ja wam tę lekturę polecam, bo jak wspomniałam, nie żałuję jej przeczytania. Dobrze się bawiłam i akurat na ten moment była czymś, czego potrzebowałam.

https://www.instagram.com/books_holic/
Uwielbiam twórczość Whitney G. i z przyjemnością sięgam po kolejne jej powieści. Cechuje się luźnymi, zabawnymi historiami. W tym przypadku może aż tak bardzo tego nie było, ale na pewno nie zabrakło dawki humoru i zdecydowanie dało się wyczuć styl tej autorki. Opis wiele tu nie zdradza, więc ja też się postaram zbyt dużo nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://www.instagram.com/books_holic/
O ile znajomość April i Sebastiana rozpoczyna się w zwyczajny sposób, tak potem… już nic nie jest zwyczajne. Jejku, co to była za powieść! Relacja tej dwójki jest bardzo burzliwa, bo nie da się ukryć, że oboje są charakterni, temperamentni i do tego mają swoje demony przeszłości, z którymi muszą się uporać. Nudzić się nie dało przy poznawaniu ich historii i nie wiadomo było, czego tak naprawdę się spodziewać.
Naprawdę wiele się tutaj działo w tej historii. Wiele było niespodziewanego i domyślałam się tego na sekundy przed tym, zanim się wydarzyło. Nie można zarzucić tej książce braku oryginalności, bo mimo powielających się schematów, to jednak ten romans miał w sobie coś innego, coś nowego. Naprawdę dobrze mi się go czytało i wzbudzał moją ciekawość, aż drugą połowę przeczytałam praktycznie na dwa rzuty.
„Pan Garcia” to zakończenie serii „Mr” i jest to tom, który w sumie podobał mi się najbardziej. Jak mówiłam, jest tu sporo akcji, serce momentami to miałam w gardle i nie wiedziałam, co też autorka dla nas przygotowała, bo można się było spodziewać tutaj dosłownie wszystkiego. Potrafi przed bohaterami postawić wiele trudności, a to jak oni sobie z nimi poradzą… cóż. Musicie się przekonać sami.

Uważam, że ta powieść jest warta przeczytania i ja naprawdę wam ją polecam. Dobrze napisana, przemyślana. Lekki styl autorki sprawia, że czyta się ją szybko, są zwroty akcji, związek pełen pasji i pożądania. No i dawki humoru również nie zabraknie. Więc jeśli nie czytaliście jeszcze i nie poznaliście historii Pana Garcii i April Bennet, to polecam wam nadrobić, bo ta dwójka tworzy wybuchowy duet!
Dodatkowym atutem jest to, że spotykamy się tutaj z bohaterami innych powieści T.L. Swan. Ale nic więcej nie zdradzę!

https://www.instagram.com/books_holic/
O ile znajomość April i Sebastiana rozpoczyna się w zwyczajny sposób, tak potem… już nic nie jest zwyczajne. Jejku, co to była za powieść! Relacja tej dwójki jest bardzo burzliwa, bo nie da się ukryć, że oboje są charakterni, temperamentni i do tego mają swoje demony przeszłości, z którymi muszą się uporać. Nudzić się nie dało przy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Feeling Close to You” to drugi tom cyklu „Finding Back to Us”, ale opowiada o losach innych bohaterów. Obie historie na swój sposób są ze sobą powiązane dzięki Parkerowi, którego już mieliśmy okazję nieco poznać czytając historię Callie i Keitha, która bardzo mi się podobała. Nie mogłam więc przejść obojętnie obok kolejnej części serii.
Mamy tutaj niecodzienny motyw, bo główni bohaterowie poznają się w wirtualnym świecie gier. Nie spotkałam się jeszcze z takim, więc byłam bardzo ciekawa, jak autorka to pokieruje. Bianca stworzyła fajną, ciekawą historię, która myślę, że wywoła na twarzy czytelnika uśmiech, bo nie zabraknie tutaj dawki humoru. Pokierowała dobrze znajomością Teagan i Parkera, nic nie było przesadzone, nie nadała tej relacji zbyt szybkiego tempa i czytało się naprawdę przyjemnie.
Na początku znajomość głównych bohaterów rozwija się tylko w Internecie, ale już na tym etapie widać, że coś między tym dwojgiem się dzieje. Poznają się mimo odległości, nawiązują między sobą jakąś więź, stają się sobie bliscy. Oczywiście z czasem spotykają się twarzą w twarz i… no cóż. Jaki będzie rozwój dalszych wydarzeń, musicie przekonać się sami.
Nie ma tu jednak tylko sielanki. Zarówno Teagan jak i Parker zmagają się z pewnymi problemami. Nie będę wam zdradzała o co chodzi, by nie odebrać wam przyjemności z poznawania tej historii. Powiem tylko, że bohaterowie nie mają przez cały czas lekko, będą musieli stawić czoło pewnym sprawom i znaleźć sposób na ich rozwiązanie.

Czy polecam?
Jak najbardziej tak i bardzo się cieszę, że miałam możliwość objęcia jej swoim patronatem. Jest to jedna z tych historii, przy których człowiek może się zrelaksować. Nie ma tu wielkich zawirowań, ale też nie można mówić o nudzie. Czytało mi się to bardzo lekko i szybko i teraz nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na trzeci tom, który będzie opowiadał o losach kolejnych bohaterów.
Mam nadzieję, że historia Teagan i Parkera wam się spodoba w takim samym stopniu, jak mnie!

„Feeling Close to You” to drugi tom cyklu „Finding Back to Us”, ale opowiada o losach innych bohaterów. Obie historie na swój sposób są ze sobą powiązane dzięki Parkerowi, którego już mieliśmy okazję nieco poznać czytając historię Callie i Keitha, która bardzo mi się podobała. Nie mogłam więc przejść obojętnie obok kolejnej części serii.
Mamy tutaj niecodzienny motyw, bo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W „Zachodnie fale” mamy do czynienia z motywem aranżowanego małżeństwa. Dwójka głównych bohaterów nie mogłaby się bardziej od siebie różnić – są jak ogień i woda. Dodatkowo ich początek nie jest najlepszy. Nie można powiedzieć o nienawiści czy nawet niechęci, po prostu nie zaczęli najlepiej swej znajomości. Wracając jednak do różnic pomiędzy Stellą a Damianem; kobieta jest wrażliwa, ma serce na dłoni i emocje można z jej twarzy wyczytać jak z otwartej książki. Z kolei Damian jest zamknięty w sobie, no i nie należy do najmilszych osób. Jednak dajcie temu facetowi szansę, bo wystarczy go lepiej poznać i totalnie skradnie wasze serca. To, jakim okazał się mężczyzną… Ach. No nie będę dużo zdradzała, ale mamy okazję poznać go w poprzednim tomie, czyli „Wschodnie światła” i tam już go polubiłam, ale w tej części przepadłam.
„Zachodnie fale” chyba stała się moją ulubioną częścią serii „Kompas”. Ta historia potrafiła rozśmieszyć, wzruszyć. Wywoływała emocje i co najważniejsze – wciągała czytelnika. Sporo się tutaj działo, więc nie ma co mówić, że powieść była nudna, bo dla mnie nie była. Relacja pomiędzy tą dwójką rozwijała się bardzo powoli, ale nie za wolno. Stopniowo budowana jest tu przyjaźń, zaufanie. Co mi się podobało tutaj? Totalna szczerość i przejrzystość pomiędzy Stellą a Damianem. Nie grali w żadne gierki. Otwarcie mówili o wszystkim. No to mnie kupiło. Autorka postawiła też na perspektywę obojga bohaterów, dzięki czemu mamy wgląd na ich emocje i to, co działo się w ich głowach.

Czy polecam? Zdecydowanie! Może nie trafi do top dziesięciu moich ulubieńców, ale miejsce w moim sercu ma na pewno i może kiedyś do niej jeszcze wrócę. Dobrze napisana powieść, przemyślana i warta uwagi.

W „Zachodnie fale” mamy do czynienia z motywem aranżowanego małżeństwa. Dwójka głównych bohaterów nie mogłaby się bardziej od siebie różnić – są jak ogień i woda. Dodatkowo ich początek nie jest najlepszy. Nie można powiedzieć o nienawiści czy nawet niechęci, po prostu nie zaczęli najlepiej swej znajomości. Wracając jednak do różnic pomiędzy Stellą a Damianem; kobieta jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://www.instagram.com/books_holic/
Vi Keeland przedstawiać raczej nikomu nie trzeba. Tą autorkę uwielbiam i słynie z tego, że w jej książkach występuje motyw romansu biurowego. Tak też jest i w tym przypadku, aczkolwiek Evie nie jest asystentką czy sekretarką, a psychoterapeutką, dzięki czemu mamy tutaj rzut oka na kwestię terapii. Nie ma co ukrywać, że ich relacja zaczyna się nietypowo i nie najlepiej. Nie można tu powiedzieć o nienawiści. Raczej nie zrobili na sobie dobrych pierwszych wrażeń. Ulega to jednak poprawie i można rzec, że tych dwoje staje się swoimi przyjaciółmi, ale też nie da się nie zauważyć, że ich do siebie ciągnie. Autorka jak zawsze postawiła na delikatny rozwój wydarzeń i uczucia Evie oraz Merricka zmieniają się stopniowo. Jakby nie było, oboje mają za sobą bagaż życiowych i emocjonalnych doświadczeń. Oboje zostali zranieni.
Co trzeba zauważyć, to nie zabrakło też tutaj humoru, co jest charakterystyczne dla pióra Vi Keeland. Ale także Vi porusza pewien temat, który nadaje historii większego, głębszego znaczenia. No i są też zwroty akcji, nie wszystko w tej opowieści jest przewidywalne. Co mi się również podobało, to perspektywa obojga bohaterów, co pozwala nam dokładniej ich poznać i lepiej zrozumieć ich emocje. Mamy też retrospekcje z przeszłości – kolejna cecha łącząca książki Vi Keeland.
Co jednak sprawia, że uwielbiam jej powieści mimo powielających się schematów? To, że wciąż daje nam coś nowego. Inne historie, innych bohaterów. Potrafi zaskoczyć czytelnika, rozbawić i wciągnąć w wymyślony przez siebie świat.

Dlatego z całego serca wam polecam „Projekt: szef”, tak samo jak wszystkie inne książki tej autorki.

https://www.instagram.com/books_holic/
Vi Keeland przedstawiać raczej nikomu nie trzeba. Tą autorkę uwielbiam i słynie z tego, że w jej książkach występuje motyw romansu biurowego. Tak też jest i w tym przypadku, aczkolwiek Evie nie jest asystentką czy sekretarką, a psychoterapeutką, dzięki czemu mamy tutaj rzut oka na kwestię terapii. Nie ma co ukrywać, że ich relacja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pewnie większości z was Eleny Armas nie trzeba przedstawiać. Jej pierwsza powieść, „The Spanish Love Deception” odbiła się dość szerokim echem i nazwisko tej autorki jest raczej rozpoznawalne w książkowym świecie. A jednak w moim przypadku „The Long Game” to moje pierwsze spotkanie z jej twórczością – mimo, że obie wcześniejsze premiery mam na półce, ale wciąż czekają na swoją kolej.
Jednak nie o tym!
Powiem wam, że przeczytałam historię Adalyn i Camerona i totalnie przepadłam. Na pewno przeczytam TSLD i TARE najszybciej jak to możliwe.
Zacznę od tego, jak przyjemnie było czytać tę powieść. Przez tekst się wręcz płynęło i nie odczuwałam ilości przeczytanych stron. Za to pochłaniał mnie coraz bardziej świat wykreowany przez Elenę, a także bohaterowie. Co muszę zauważyć, to ci drugoplanowi również zostają tutaj zauważeni i ‘pokazani’. Autorka nie skupiła się tylko na dwójce głównych postaci, co niesamowicie mi się podobało, bo stworzyło to pewien klimat.
Niewątpliwie „The Long Game” to lektura z motywem slow-burn oraz hate-love. Relacja między Cameronem a Adalyn nie pędzi na łeb na szyję. Powolutku, stopniowo nabiera tempa, przeradzając się z wzajemnej niechęci do sympatii, a potem uczucia stają się coraz głębsze, a chemia wręcz wyczuwalna w powietrzu. Nie zabraknie też dawki humoru i słownych potyczek między bohaterami. Mamy też małomiasteczkowy klimat, który został zachowany od początku do końca. Są kozy i małe, rezolutne dziewczynki. No i Cameron Caldani, który skradł moje czytelnicze serce. Ten facet był… sami musicie się przekonać.

Moim zdaniem jest to naprawdę bardzo dobra książka, w której nie od razu wszystko zostaje podane na tacy i na finał warto jest czekać! Myślałam, że motyw slow-burn będzie mi przeszkadzał, ale w tym przypadku przyjemnie obserwowało się, jak relacja dwójki bohaterów powolutku się rozwija, przekształca. Cieszę się, że miałam okazję przeczytać tę powieść, zwłaszcza na tak długo przed premierą. Kupiła mnie totalnie i mam nadzieję, że gdy pojawi się w księgarniach, to po nią sięgniecie!

Pewnie większości z was Eleny Armas nie trzeba przedstawiać. Jej pierwsza powieść, „The Spanish Love Deception” odbiła się dość szerokim echem i nazwisko tej autorki jest raczej rozpoznawalne w książkowym świecie. A jednak w moim przypadku „The Long Game” to moje pierwsze spotkanie z jej twórczością – mimo, że obie wcześniejsze premiery mam na półce, ale wciąż czekają na...

więcej Pokaż mimo to