rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Historia wielkiej miłości młodego durnia i znanej paryskiej kurtyzany. Łzawe nudy na pudy.

Historia wielkiej miłości młodego durnia i znanej paryskiej kurtyzany. Łzawe nudy na pudy.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powieść ocierająca się wybitność, ciesząca się zasłużoną sławą. O jej głębszym znaczeniu rozpisali się już inni oceniający, ja dodam tylko, że w warstwie czysto fabularnej autor doskonale oddał wyłaniające się relacje władzy w grupie i napięcie panujące pomiędzy postaciami.

Powieść ocierająca się wybitność, ciesząca się zasłużoną sławą. O jej głębszym znaczeniu rozpisali się już inni oceniający, ja dodam tylko, że w warstwie czysto fabularnej autor doskonale oddał wyłaniające się relacje władzy w grupie i napięcie panujące pomiędzy postaciami.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Duże pozytywne zaskoczenie! Z jednej strony, jako zapis wydarzeń historycznych, Wyprawa Lorda Ansona daje pogląd na realia XVIII-wiecznej żeglugi morskiej, w której najgroźniejszym przeciwnikiem nie są nieprzyjacielskie okręty, lecz samo morze (i szkorbut). Z drugiej strony, dla współczesnego czytelnika, Wyprawa Lorda Ansona to przede wszystkim niezwykle wciągająca, choć miejscami dość brutalna, przygoda.
Dodatkowy plus za słowniczek terminów żeglarskich zamieszczony na końcu książki.

Duże pozytywne zaskoczenie! Z jednej strony, jako zapis wydarzeń historycznych, Wyprawa Lorda Ansona daje pogląd na realia XVIII-wiecznej żeglugi morskiej, w której najgroźniejszym przeciwnikiem nie są nieprzyjacielskie okręty, lecz samo morze (i szkorbut). Z drugiej strony, dla współczesnego czytelnika, Wyprawa Lorda Ansona to przede wszystkim niezwykle wciągająca, choć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pozycja wyłącznie dla fanów twórczości Tolkiena, nie tylko Władcy Pierścieni, lecz również Hobbita i Silmarillionu. Od strony wizualnej absolutnie przepiękna - śmiało można traktować ją jak album. Mam jednak w stosunku do Atlasu Śródziemia dwa spore zarzuty.

Po pierwsze, tekst. Jest go za dużo w stosunku do map i rysunków i nie jest on najlepszy. Streszczenia wydarzeń, których dotyczą mapy są napisane tak, że dla czytelnika zaznajomionego z poszczególnymi dziełami Tolkiena będą one zbyt szczegółowe, a dla czytelnika niezaznajomionego - za mało szczegółowe. Na domiar złego, polskie tłumaczenie nie jest zgodne z najpopularniejszym, klasycznym przekładem Marii Skibniewskiej, który stanowił również podstawę tłumaczenia trylogii filmowej, ale z niesławnym przekładem Jerzego Łozińskiego (co prawda tym po korekcie, ale jednak).

Po drugie, same mapy. Są piękne, wysmakowane i stylizowane, ale czasem cokolwiek nieczytelne, zwłaszcza plany bitew. Myślę, że gdyby poświęcić małą część owego wysmakowania i stylizacji i użyć żywszych, bardziej kontrastowych kolorów, to z map byłoby zdecydowanie łatwiej korzystać.

W sumie, Atlas Śródziemia zasługuje na pozytywną ocenę ze względu na samą estetykę, ale jego wartość użytkowa jest dość ograniczona. Osobom szukającym czytelnego zbioru map do samego Władcy Pierścieni sugerowałbym raczej Podróże Froda autorstwa Barbary Strachey.

Pozycja wyłącznie dla fanów twórczości Tolkiena, nie tylko Władcy Pierścieni, lecz również Hobbita i Silmarillionu. Od strony wizualnej absolutnie przepiękna - śmiało można traktować ją jak album. Mam jednak w stosunku do Atlasu Śródziemia dwa spore zarzuty.

Po pierwsze, tekst. Jest go za dużo w stosunku do map i rysunków i nie jest on najlepszy. Streszczenia wydarzeń,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka, którą chciałem polubić ze względu na kosmiczną tematykę i ogrom wykonanej przez autora pracy, ale której polubić mi się nie udało. Czerwony Mars to powieść o kolonizacji Marsa, w której na pierwszy plan wysuwają się kwestie społeczno-kulturowe i polityczne, zupełnie niepotrzebne doprawione solidną dawką kiepskiej mistyki. W której przez cały czas towarzyszą nam bohaterowie, z których większość jest albo nijaka, albo irytująca. Która długimi fragmentami jest zwyczajnie nudna. I tylko sam Mars wykreowany przez Robinsona jest fascynujący i piękny. Ale to za mało, żeby uciągnąć całą powieść.

Książka, którą chciałem polubić ze względu na kosmiczną tematykę i ogrom wykonanej przez autora pracy, ale której polubić mi się nie udało. Czerwony Mars to powieść o kolonizacji Marsa, w której na pierwszy plan wysuwają się kwestie społeczno-kulturowe i polityczne, zupełnie niepotrzebne doprawione solidną dawką kiepskiej mistyki. W której przez cały czas towarzyszą nam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dobre, ciekawe science-fiction o kolonizacji Marsa. W wiarygodny sposób przedstawia problemy nękające marsjańską populację, przede wszystkim te natury psychologicznej, socjologicznej, a nawet politycznej i nie daje czytelnikowi łatwych, leniwych odpowiedzi. Styl powieści jest dość sztywny, z narracją w czasie teraźniejszym, za którą nie przepadam, ale do której można się przyzwyczaić.

Dobre, ciekawe science-fiction o kolonizacji Marsa. W wiarygodny sposób przedstawia problemy nękające marsjańską populację, przede wszystkim te natury psychologicznej, socjologicznej, a nawet politycznej i nie daje czytelnikowi łatwych, leniwych odpowiedzi. Styl powieści jest dość sztywny, z narracją w czasie teraźniejszym, za którą nie przepadam, ale do której można się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Krótka powieść dystopijna, słynna przede wszystkim za sprawą adaptacji filmowej Stanleya Kubricka. Moje odczucia w trakcie lektury nie ewoluowały w sposób płynny, jak to zwykle bywa, ale zmieniały się drastycznie.

Początkowo, pomimo tego, że posiadam wersję z amerykanizmami a nie rusycyzmami, która ze względu na znajomość języka angielskiego powinna być dla mnie łatwiejsza w odbiorze, wydawało mi się, że Mechaniczna pomarańcza to jedna z tych książek, która być może mówi coś interesującego, ale w ogóle nie da się jej czytać. Że ta sztuczna nowomowa, którą posługuje się narrator to wydumane literackie dziwactwo, które uniemożliwia odbiór treści.

Następnie, gdzieś tak przed setną stroną, złapałem się na tym, że nie mam większych problemów ze zrozumieniem tego, co narrator stara się powiedzieć. Co więcej, te wszystkie dżejlery i pryznery, aj sed tu majself, to w sumie całkiem fajnie brzmią. Wówczas się przestraszyłem i uznałem, że Anthony Burgess to chyba jednak jakiś geniusz, że złapałem się w zastawioną przez niego pułapkę, i że jednak mam do czynienia z dziełem dużego formatu, albo i wybitnym.

A potem dotarłem do ostatniego rozdziału. Rozdziału, który amerykański wydawca książki pominął, i którego, konsekwentnie, nie uwzględnił w swojej adaptacji Stanley Kubrick. Rozdziału, który - wedle jego własnych słów - jest dla Burgessa bardzo ważny, ponieważ domyka Mechaniczną pomarańczę jako dzieło literackie. Rozdziału, który jest niewiarygodny z punktu widzenia psychologicznego i, zwłaszcza, socjologicznego, a przy tym kompletnie nie pasuje do całej reszty tekstu. I który skutecznie zepsuł mi wrażenia z lektury.

Moja opinia końcowa? Lepiej obejrzeć film.

Krótka powieść dystopijna, słynna przede wszystkim za sprawą adaptacji filmowej Stanleya Kubricka. Moje odczucia w trakcie lektury nie ewoluowały w sposób płynny, jak to zwykle bywa, ale zmieniały się drastycznie.

Początkowo, pomimo tego, że posiadam wersję z amerykanizmami a nie rusycyzmami, która ze względu na znajomość języka angielskiego powinna być dla mnie łatwiejsza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Inana to moja ulubiona bogini, Olga Tokarczuk to nasza najświeższa noblistka - pomyślałem, że spróbuję Anny In w grobowcach świata. Po lekturze uczucia mam mieszane.

Plusem niewątpliwym i największym jest sam fakt ponownego opowiedzenia mitu o zejściu Inany do świata podziemnego. Jest to mit w historii ludzkości bardzo znaczący, obecny w mitologii greckiej i rzymskiej, a także w chrześcijaństwie (w istocie, stanowi centralny i najważniejszy element religii chrześcijańskiej). Warto więc poznać jego wersję oryginalną, a w każdym razie najstarszą, jaką znamy. Nawet jeśli sama forma opowieści ma być uwspółcześniona.

Anna In jest bowiem niczym innym, jak uwspółcześnieniem. W wersji fabularnej autorka dokonała minimalnych zmian względem materiału wyjściowego, po to by wpleść w historię wątki z kilku innych sumeryjskich mitów, a także żeby było bardziej feministycznie (co akurat było całkowicie zbędne, mamy tu wszak do czynienia z boginią, która doczekała się statusu Królowej Niebios). Tu dochodzimy do problemu - polskie tłumaczenie mitu o zejściu Inany do świata podziemnego ma niecałe 20 stron. Anna In - niemal 200. Co wypełnia te pozostałe 180 stron? Głównie opisy dziwacznego miasta-świata, w którym dzieje się zasadnicza część akcji, a także dużo kwiecistej prozy. Prozy poetyckiej i bardzo ładnej, ale pozbawionej jakiejś istotnej treści. Dla niektórych czytelników może to stanowić zaletę. Dla mnie - niekoniecznie.

Ja bowiem wolę równie piękny, ale znacznie bardziej zwięzły oryginał. Co więcej, uważam, że aby w pełni zrozumieć, o czym Olga Tokarczuk pisze, dobrze jest z rzeczonym oryginałem się wcześniej zapoznać. A zapoznanie się z oryginałem sprawia, że lektura Anny In w grobowcach świata staje się zbędna.

Inana to moja ulubiona bogini, Olga Tokarczuk to nasza najświeższa noblistka - pomyślałem, że spróbuję Anny In w grobowcach świata. Po lekturze uczucia mam mieszane.

Plusem niewątpliwym i największym jest sam fakt ponownego opowiedzenia mitu o zejściu Inany do świata podziemnego. Jest to mit w historii ludzkości bardzo znaczący, obecny w mitologii greckiej i rzymskiej, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Opowieść o innej rzeczywistości, w której naukowcy żyją w bardziej lub mniej odizolowanych od świata zewnętrznego klasztorach. Książka jest napisana lekkim stylem, więc mimo nawału słowotwórstwa (za które wielkie brawa należą się tłumaczowi) czyta się ją w miarę gładko. Lekturę ułatwia pobieżna choćby znajomość pewnych koncepcji z zakresu fizyki i filozofii (zwłaszcza mechaniki kwantowej i platońskiego idealizmu).

Peanatema to powieść fascynująca, ale czuję się w obowiązku uprzedzić, że długimi fragmentami nic się w niej nie dzieje i wielu czytelników będzie się przy niej raczej męczyć niż bawić. Mnie osobiście bardzo się spodobała, chociaż kulminacyjne rozwiązanie fabularne sprawiło mi lekki zawód.

Opowieść o innej rzeczywistości, w której naukowcy żyją w bardziej lub mniej odizolowanych od świata zewnętrznego klasztorach. Książka jest napisana lekkim stylem, więc mimo nawału słowotwórstwa (za które wielkie brawa należą się tłumaczowi) czyta się ją w miarę gładko. Lekturę ułatwia pobieżna choćby znajomość pewnych koncepcji z zakresu fizyki i filozofii (zwłaszcza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kafka, ale nie najlepszy. Wydaje mi się, że uczynienie głównego bohatera człowiekiem bardzo młodym (Karl Rossmann ma 16 lat) było błędem. Osłabia to efekt groteski, przydaje książce niepoważnych tonów tam, gdzie ich nie trzeba, a mnie osobiście nieprzyjemnie kojarzy się z Pinokiem, którego nie trawię. Ponadto, Ameryka jest mocno niedokończona - fabuła urywa się w połowie bez ostrzeżenia, po czym dostajemy fragment czegoś, co wygląda na utopijne zakończenie, ale wcale zakończeniem być nie musi. W sumie, jest to najsłabsza część kafkowskiej "trylogii samotności".

Kafka, ale nie najlepszy. Wydaje mi się, że uczynienie głównego bohatera człowiekiem bardzo młodym (Karl Rossmann ma 16 lat) było błędem. Osłabia to efekt groteski, przydaje książce niepoważnych tonów tam, gdzie ich nie trzeba, a mnie osobiście nieprzyjemnie kojarzy się z Pinokiem, którego nie trawię. Ponadto, Ameryka jest mocno niedokończona - fabuła urywa się w połowie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Utalentowany niemiecki chirurg na uchodźstwie włóczy się po Paryżu A.D. 1938/39, pije i zadaje się z kobietą okrutną. Pod względem fabularnym nudy na pudy, ale za to jak napisane!

Utalentowany niemiecki chirurg na uchodźstwie włóczy się po Paryżu A.D. 1938/39, pije i zadaje się z kobietą okrutną. Pod względem fabularnym nudy na pudy, ale za to jak napisane!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Groteskowa opowieść o życiu fikcyjnego pisarza, a przede wszystkim o seksie. Podobałyby mi się znacznie bardziej, gdyby główny bohater budził we mnie jakieś uczucia inne niż irytacja.

Groteskowa opowieść o życiu fikcyjnego pisarza, a przede wszystkim o seksie. Podobałyby mi się znacznie bardziej, gdyby główny bohater budził we mnie jakieś uczucia inne niż irytacja.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Opowieść o losach niemieckich emigrantów uciekających ze swojego kraju przed nazistowskim reżimem połączona z obowiązkowo tragicznym romansem. Bardzo dobrze napisana powieść, która potrafiła mnie wciągnąć, mimo że tematycznie i gatunkowo nie jest to moja bajka.

Opowieść o losach niemieckich emigrantów uciekających ze swojego kraju przed nazistowskim reżimem połączona z obowiązkowo tragicznym romansem. Bardzo dobrze napisana powieść, która potrafiła mnie wciągnąć, mimo że tematycznie i gatunkowo nie jest to moja bajka.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dawka informacji o najciekawszych obiektach turystycznych Pragi okraszona efektownymi zdjęciami. Do tego parę słów o historii miasta i kilka mapek. Całość ładnie wydana w twardej oprawie. Brzmi nieźle, ale w praktyce "Atlas turystyczny Pragi", będący wszystkim tym po trochu, nie sprawdza się ani jako przewodnik na kilkudniowy wypad, ani jako kompendium wiedzy o mieście, ani jako album.

Dawka informacji o najciekawszych obiektach turystycznych Pragi okraszona efektownymi zdjęciami. Do tego parę słów o historii miasta i kilka mapek. Całość ładnie wydana w twardej oprawie. Brzmi nieźle, ale w praktyce "Atlas turystyczny Pragi", będący wszystkim tym po trochu, nie sprawdza się ani jako przewodnik na kilkudniowy wypad, ani jako kompendium wiedzy o mieście, ani...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zbiór czterech dłuższych opowiadań - czy też trzech opowiadań i jednej minipowieści, co zresztą stanowi pewien problem. Ale po kolei.

Na pierwszy ogień idzie przyzwoity, chociaż trochę nijaki "Telefon pana Harrigana". Potem robi się ciekawiej, bo King serwuje nam niebędące horrorem, dziwaczne, lecz przy tym intrygujące "Życie Chucka". Następnie dostajemy danie główne - zajmujący niemal połowę objętości książki tytułowy utwór "Jest krew, są czołówki". I, niestety, jest to najsłabszy element całego zbioru. Tak naprawdę jest to opowiadanie, które zostało rozwleczone do rozmiarów małej powieści. Fragmenty dotyczące życia osobistego bohaterki są nudne i kompletnie nic nie wnoszą do zasadniczej fabuły. Która to fabuła co prawda wciąga (gdy autor się na niej skupi), ale za to ma fatalny finał, który ostatecznie niszczy wszelkie pozytywne wrażenia z lektury. Po tym dość niestrawnym posiłku na deser dostajemy świetnego "Szczura", którym King trochę się rehabilituje, ale który nie wystarcza, żeby uratować całą książkę.

Ogólnie, "Jest krew..." to rozczarowanie. Na ironię zakrawa fakt, że zbiór podobałby mi się znacznie bardziej, gdyby wyciąć z niego zasadniczy utwór i zostawić trzy pozostałe opowiadania, mimo że książka objętościowo byłaby wówczas znacznie mniejsza.

Zbiór czterech dłuższych opowiadań - czy też trzech opowiadań i jednej minipowieści, co zresztą stanowi pewien problem. Ale po kolei.

Na pierwszy ogień idzie przyzwoity, chociaż trochę nijaki "Telefon pana Harrigana". Potem robi się ciekawiej, bo King serwuje nam niebędące horrorem, dziwaczne, lecz przy tym intrygujące "Życie Chucka". Następnie dostajemy danie główne -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przychylam się do większości głosów na LC - "Lalka" to świetny pomysł, ale słabe wykonanie. Mamy tu historię niezwykle zaawansowanego seks-robota, który w wyniku porażenia piorunem uzyskuje samoświadomość. Pierwsze rozdziały są bardzo dobre, ale im dalej w las, tym gorzej.

"Lalka" ma dwa duże problemy. Pierwszym z nich jest fabuła, która szybko skręca w stronę mało ciekawej sztampy. To oczywiście kwestia gustu, ale moim zdaniem, przy tak interesującym punkcie wyjścia, autorka miała szansę na opowiedzenie znacznie bardziej oryginalnej historii. Drugi problem jeszcze mocniej zepsuł mi wrażenia z lektury. Otóż, wraz z rozwojem psychologicznym naszej bohaterki, w powieści pojawia się coraz więcej przemyśleń, nazwijmy to, życiowych. I muszę to powiedzieć - jest to bardzo słaba filozofia. Ale taka naprawdę słaba. Że aż gryzie w oczy. Zwykle mam wysoką tolerancję na pseudo-głęboki bełkot, ale tym razem fragmentami bardziej skakałem po stronach, niż czytałem, bo za myślami prezentowanymi przez autorkę nie kryło się zupełnie nic.

Ponarzekawszy trochę, naciągam ocenę "Lalki" i daję 5/10, bo z niewyjaśnionych przyczyn, mimo że ta powieść sprawiła mi zawód, mam dla niej sporo ciepłych uczuć. Chyba po prostu lubię taką tematykę.

Przychylam się do większości głosów na LC - "Lalka" to świetny pomysł, ale słabe wykonanie. Mamy tu historię niezwykle zaawansowanego seks-robota, który w wyniku porażenia piorunem uzyskuje samoświadomość. Pierwsze rozdziały są bardzo dobre, ale im dalej w las, tym gorzej.

"Lalka" ma dwa duże problemy. Pierwszym z nich jest fabuła, która szybko skręca w stronę mało...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Opowieść o żołnierzu doświadczającym grozy rzeczywistej wojny, ale i o całym straconym pokoleniu. Od strony warsztatowej nie jest to literatura wybitna, ale siłę emocjonalnego rażenia nadal ma ogromną. Absolutnie warto przeczytać, tym bardziej że najnowsza adaptacja filmowa, która dała powieści Remarque'a drugie albo i trzecie życie, stanowi duże uproszczenie w stosunku do książkowego pierwowzoru.

Opowieść o żołnierzu doświadczającym grozy rzeczywistej wojny, ale i o całym straconym pokoleniu. Od strony warsztatowej nie jest to literatura wybitna, ale siłę emocjonalnego rażenia nadal ma ogromną. Absolutnie warto przeczytać, tym bardziej że najnowsza adaptacja filmowa, która dała powieści Remarque'a drugie albo i trzecie życie, stanowi duże uproszczenie w stosunku do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przyjemne polityczne science-fiction. Jak na ten podgatunek "Pamięć zwana imperium" jest może trochę za lekka i zbyt naiwna, ale i tak wciąga, a że napisana jest bardzo dobrze, to i czyta się gładko i szybko.

Przyjemne polityczne science-fiction. Jak na ten podgatunek "Pamięć zwana imperium" jest może trochę za lekka i zbyt naiwna, ale i tak wciąga, a że napisana jest bardzo dobrze, to i czyta się gładko i szybko.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Edwarda Lee, więc wiedziałem, co kupuję... ale i tak żałuję. Gusta gustami, ale dylogia Świnia to zwyczajnie słaba literatura.

Pierwsza część owego dyptyku, tytułowa minipowieść Świnia, jest nie tyle horrorem, ile pochodną 120 dni Sodomy, tyle że pozbawioną warstwy filozoficznej i kiepsko napisaną. Obliczono ją wyłącznie na wywołanie szoku i obrzydzenia u czytelnika i to raczej tanim kosztem, bo nic nie wskazuje na to, by autor włożył w nią wiele pracy, uznając najwyraźniej, że drastyczne opisy zastąpią treść.

Druga część, minipowieść Dom, jest wyraźnie lepsza. Przede wszystkim dlatego, że oprócz bluzgów, karykaturalnej przemocy i, że tak to ujmę, nieortodoksyjnych i w większości przypadków trudnych lub nawet niemożliwych do zaakceptowania form ekspresji seksualnej, mamy tu trochę grozy, a to w postaci całkiem przyzwoicie wykreowanego nawiedzonego domu. Nie jest to może literatura dobra, ale widać w niej jakąś myśl.

W sumie Świnia to jakieś 3/10. Zwłaszcza część 1 nie nadaje się do czytania, chyba że ktoś lubuje się w opisach wynaturzeń seksualnych i brutalnej przemocy.

Nie było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Edwarda Lee, więc wiedziałem, co kupuję... ale i tak żałuję. Gusta gustami, ale dylogia Świnia to zwyczajnie słaba literatura.

Pierwsza część owego dyptyku, tytułowa minipowieść Świnia, jest nie tyle horrorem, ile pochodną 120 dni Sodomy, tyle że pozbawioną warstwy filozoficznej i kiepsko napisaną. Obliczono ją wyłącznie na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Najpopularniejszy na świecie przewodnik po kamieniach szlachetnych dla amatorów gemmologii. Dużo bardzo ładnych zdjęć i treściwe opisy poszczególnych kamieni, wraz z danymi ułatwiającymi identyfikację (dla posiadaczy specjalistycznego sprzętu).

W stosunku do starszego wydania tej książki (które w podtytule miało 1600 okazów) niewiele się zmieniło, a szkoda, bo przydałoby się kilka dodatkowych akapitów o diamentach laboratoryjnych, które obecnie stanowią najgorętszy temat na rynku jubilerskim. W niczym nie zmienia to faktu, że dla miłośników kamieni szlachetnych przewodnik Schumanna powinien być pozycją obowiązkową.

Najpopularniejszy na świecie przewodnik po kamieniach szlachetnych dla amatorów gemmologii. Dużo bardzo ładnych zdjęć i treściwe opisy poszczególnych kamieni, wraz z danymi ułatwiającymi identyfikację (dla posiadaczy specjalistycznego sprzętu).

W stosunku do starszego wydania tej książki (które w podtytule miało 1600 okazów) niewiele się zmieniło, a szkoda, bo przydałoby...

więcej Pokaż mimo to