rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , , , ,

„Kod Róży” to jedna z tych książek, które chcesz skończyć czytać i nie chcesz skończyć jednocześnie. A kiedy przerzucasz ostatnią kartkę i zamykasz książkę, nie możesz o niej zapomnieć. Ciągle zastanawiasz się, co by było, gdyby…

Kate Quinn w swej powieści przybliża nam pracę w Bletchley Park. Poznajemy trzy kobiety – Oslę, Mab i Beth, kobiety, które w trakcie wojny stały się najlepszymi przyjaciółkami, niestety pewne wydarzenie burzy to, co tak pieczołowicie przez lata budowały. Po wojnie każda poszła w swoją stronę, no może nie każda, ponieważ Beth nie miała wpływu na własny los. Została umieszczona w zakładzie dla obłąkanych, mało tego miała kategoryczny zakaz wysyłania listów. Jednak pewnego pięknego dnia nadarzyła się okazja przekazania bardzo ważnej informacji. Beth korzystając z niej, wysłała zaszyfrowane listy do dawnych przyjaciółek. Jednocześnie prosi je o pomoc, chociaż nie jest pewna czy byłe przyjaciółki przybędą jej na pomoc. W tym momencie rozpoczyna się nasza przygoda z trzema kobietami, które kiedyś były przyjaciółkami… Co takiego wydarzyło się w ich życiu, że przestały ze sobą rozmawiać? Czy Mab i Osla zdecydują się pomóc Beth? W końcu czy uda im się zdemaskować zdrajcę? Tak, tak Beth trafiła do wariatkowa, tylko dlatego, że odkryła, iż w BP jest zdrajca.

Jeżeli nadal zastanawiasz się, czy przeczytać „Kod Róży”, to przestań myśleć, łap za książkę, gwarantuję, że chwile, jakie spędzisz z Mab, Oslą, Beth będą warte Twojego czasu.

„Kod Róży” to jedna z tych książek, które chcesz skończyć czytać i nie chcesz skończyć jednocześnie. A kiedy przerzucasz ostatnią kartkę i zamykasz książkę, nie możesz o niej zapomnieć. Ciągle zastanawiasz się, co by było, gdyby…

Kate Quinn w swej powieści przybliża nam pracę w Bletchley Park. Poznajemy trzy kobiety – Oslę, Mab i Beth, kobiety, które w trakcie wojny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Pech nie opuszcza Skawińskiego!! Tym razem wszystkiemu winien Mickiewicz!!

"Latarnik" to krótka nowela napisana przez Henryka Sienkiewicza. Podczas lektury mamy okazję poznać losy pechowca Skawińskiego, Polaka, który przez lata tułał się po świecie, walcząc na frontach lub wykonując przeróżne zawody. Zmęczony ciągłymi podróżami, postanawia osiąść gdzieś na stałe. Udaje mu się objąć posadę latarnia w Aspinwall. Mężczyzna wiedzie spokojne życie, sumiennie wykonuje swoje obowiązki. Można by pomyśleć, że w końcu odnalazł swoje miejsce na ziemi. Nic bardziej mylnego... Pewnego dnia nasz bohater otrzymuje prezent, książkę i to nie byle jaką!! Była to powieść napisana w języku polskim!! Skawiński tak się wzruszył i zaczytał, że zapomniał o latarni. Jak się można domyślić, bohater stracił wymarzoną posadę i po raz kolejny wyruszył w podróż... A to wszystko za sprawą "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza.

Książka jest dobra i interesująca, ale wątpię, czy nadaje się na lekturę dla uczniów siódmej klasy... 

Kochani uczniowie, życzę przyjemności z czytania tejże lektury. Nie poddawajcie się!

Pech nie opuszcza Skawińskiego!! Tym razem wszystkiemu winien Mickiewicz!!

"Latarnik" to krótka nowela napisana przez Henryka Sienkiewicza. Podczas lektury mamy okazję poznać losy pechowca Skawińskiego, Polaka, który przez lata tułał się po świecie, walcząc na frontach lub wykonując przeróżne zawody. Zmęczony ciągłymi podróżami, postanawia osiąść gdzieś na stałe. Udaje mu...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Dublerka Holly Brown, Sophie Hannah, Clare Mackintosh, B.A. Paris
Ocena 6,0
Dublerka Holly Brown, Sophie...

Na półkach: , , ,

Czy kłamstwo zawsze ma krótkie nogi?
W lipcu na scenę wkroczyła „Dublerka”, powiedzmy, że jest to sztuka dobra, może nawet bardzo dobra, ale czy należą się jej owacje na stojąco?
„Dublerka” została napisana przez cztery autorki – B.A.Paris, C. Mackintosh, S.Hannah i H. Brown. Przyznam szczerze, że nie byłam przekonana, co do tej książki, miałam mieszane uczucia, wydawało mi się, że ciężko będzie połączyć cztery pomysły, cztery różne style w jedną zwartą całość. Teraz wiem, że się myliłam i nie doceniłam autorek. Powieść jest naprawdę spójna i gdyby nie informacja o tym, która mama będzie nam opowiadać swoją historię oraz która pani daną historię opisała to można byłoby uznać, że książka została napisana przez jednego autora.
Zatem zróbmy mały rekonesans.
Znajdujemy się w Akademii Orli Flynn w Londynie, gdzie poznajemy główne bohaterki oraz ich córki, które marzą o karierze scenicznej. Już pierwsza scena pokazuje nam, że nie wszystko jest w porządku, pomiędzy matkami są pewne niesnaski, bowiem w przeszłości wydarzyło się coś, co bardzo poróżniło przynajmniej dwie z nich – mamę Ruby, Kendall oraz mamę Jess, Carolyn. Bonnie, Elise , Kendall i Carolyn w zasadzie nie łączy nic, każda z nich jest inna, począwszy od cech charakteru na zachowaniu i sposobie bycia skończywszy. Niemniej każda z nich jest intrygująca i warta uwagi, a to wszystko za sprawą sekretów, które skrywają. Mimo wszelkich antagonizmów kobiety postanowiły zjednoczyć siły, by dowiedzieć się, co tak naprawdę dzieje się w Akademii Orli Flynn i kim w rzeczywistości jest Imogen Curwood, sprawczyni większości nieszczęść ich córek. Jaką rolę w tym wszystkim odegrał Adam Racki – dyrektor Akademii? Co z tego wszystkiego wyniknie, przekonacie się sami, gdy postanowicie spotkać się z aktorami na ich scenie.
Przyznaję, że „Dublerka” jest dobrą sztuką, ale ja nie wstałabym ze swojego fotela, by bić brawo na stojąco. I nie chodzi tutaj o to, że to jest zła sztuka, nie, ona jest dobra, ale mnie w niej czegoś zabrakło, jakiejś większej intrygi, może efektu wow. Moim zdaniem zakończenie zostało potraktowane po macoszemu. A to wszystko za sprawą historii dyrektora Akademii. Zachowanie Adama Rackiego było trochę irracjonalne, im szybciej zbliżałam się do sceny finałowej, tym większe miałam wrażenie, że dyrektorem nie jest dorosły, poważny mężczyzna tylko nierozsądny nastolatek. Za to Kendall… jej z całą pewnością należą się gromkie brawa.

Czy kłamstwo zawsze ma krótkie nogi?
W lipcu na scenę wkroczyła „Dublerka”, powiedzmy, że jest to sztuka dobra, może nawet bardzo dobra, ale czy należą się jej owacje na stojąco?
„Dublerka” została napisana przez cztery autorki – B.A.Paris, C. Mackintosh, S.Hannah i H. Brown. Przyznam szczerze, że nie byłam przekonana, co do tej książki, miałam mieszane uczucia, wydawało...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Dziś na tapet weźmiemy najnowszą powieść Kristin Hannah „Odległe brzegi”. Jak dla mnie jest to najsłabsza powieść tej autorki, co oczywiście nie oznacza, że nie jest ona warta przeczytania. Hannah wysoko zawiesiła poprzeczkę swoimi wcześniejszymi powieściami i teraz ciężko będzie jej sprostać wymaganiom czytelników. W „Odległych brzegach” nie dostaniemy takiej dawki emocji, jak chociażby w „Słowiku” czy „Wielkiej samotności”, ponieważ to jest powieść o codzienności, o problemach współczesnych małżonków, ukazane zostały losy kobiety, która po latach małżeństwa postanowiła zawalczyć o siebie o swoją przyszłość i swoje marzenia.
W nowej powieści Hannah poznajemy historię Elizabeth i Jacka, małżeństwa z 24-letnim stażem, małżeństwa do którego po cichutku wkradała się monotonia. A jak wiemy rutyna potrafi „zabić” nawet najlepsze małżeństwo. Elizabeth to wzorowa matka i oddana żona. Dla dobra rodziny zrezygnowała ze swoich marzeń oraz pasji, przez lata robiła wszystko pod dyktando męża oraz córek. Godziła się na częste przeprowadzki, ponieważ wymagała tego praca jej męża. Po latach tułaczki w końcu znalazła swój wymarzony dom, swoje miejsce na ziemi, liczyła więc na to, że zamieszka w nim już na stałe. Niestety nic co piękne nie może trwać wiecznie, bowiem okazało się, że Jack dostał pracę w Nowym Yorku, a to wiązało się z kolejną przeprowadzką. W międzyczasie życie Elizabeth przewróciło się do góry nogami – straciła ukochaną osobę, musiała opuścić swój wymarzony dom i przeprowadzić się do znienawidzonego miasta. Pod wpływem tragicznych wydarzeń Elizabeth zaczęła w końcu myśleć o sobie. Co z tego wynikło i jak poradziła sobie Elizabeth? Jeżeli chcecie się dowiedzieć to koniecznie musicie przeczytać nową powieść Hannah.

Dziś na tapet weźmiemy najnowszą powieść Kristin Hannah „Odległe brzegi”. Jak dla mnie jest to najsłabsza powieść tej autorki, co oczywiście nie oznacza, że nie jest ona warta przeczytania. Hannah wysoko zawiesiła poprzeczkę swoimi wcześniejszymi powieściami i teraz ciężko będzie jej sprostać wymaganiom czytelników. W „Odległych brzegach” nie dostaniemy takiej dawki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Na powieść Abby Jimenez „To tylko przyjaciel” trafiłam przypadkiem. Przeglądając jeden z portali społecznościowych, zobaczyłam reklamę tejże lektury, przyznam szczerze, że okładka od razu przypadła mi do gustu, dlatego też przeczytałam streszczenie i pod wpływem chwili zamówiłam książkę. Czy był to dobry wybór? Ciężko powiedzieć, ponieważ mam mieszane uczucia. Niezaprzeczalnym faktem jest to, iż od samego początku coś się dzieje, niektóre wątki mogą być zaskoczeniem, ale problem z którym zmaga się główna bohaterka, jak dla mnie bardzo irytujący i strasznie naciągany.
„To tylko przyjaciel” pisana jest z perspektywy Kristen i Josha, dzięki czemu możemy poznać punkt widzenia obojga bohaterów. Kristen jest młodą kobietą rozkręcającą swój biznes, ma faceta, którego widuje sporadycznie, a jej najlepsza przyjaciółka wkrótce ma wyjść za mąż. Kristen ma też poważny problem zdrowotny, który może zaważyć na jej przyszłym macierzyństwie. Josh to troskliwy, opiekuńczy i zabawny facet, mało tego natura obdarzyła go wyjątkową urodą, a i jeszcze warto wspomnieć, że ten chodzący ideał jest strażakiem. Mało tego mężczyzna-ideał marzy o dużej rodzinie, co podkreśla w rozmowach z Kristen.
Jak się zapewne domyślacie tych dwoje zakochuje się w sobie. Ewidentnie czuć chemię między nimi, ale przyjemność z czytania psują ich dziecinne dylematy. Niby dorośli ludzie, ale zachowują się jak małe dzieci. Kristen uważa, że nie jest godna tego, by być z ukochanym, ponieważ nie może spełnić jego marzenia. Zamiast powiedzieć o co jej konkretnie chodzi i poszukać sensownego rozwiązania to wodzi Josha za nos, niby chce z nim być, za chwilę zmienia zdanie i już nie chce. A on… no cóż jest na każde jej zawołanie, daje się kopać po czterech literach co to sprawia, że jest mało realny i śmieszny jednocześnie. I to zakończenie, które – moim zdaniem - zupełnie nie pasuje do tego czym raczyła nas autorka przez około 400 stron.
Zupełnym zaskoczeniem są losy bohaterów drugoplanowych – Sloan i Brandona, moim zdaniem to ich wątek jest o wiele ciekawszy. Szkoda, że ich losy potoczyły się w zupełnie innym kierunku niż ten do którego razem zmierzali.
Mimo tych małych wad, którymi się z Wami podzieliłam, uważam, że „To tylko przyjaciel” jest dobrą lekturą na letni wieczór. Oczywiście pod warunkiem, że nie będziecie się, tak jak ja, złościć na główną bohaterkę. Miłej lektury!

Na powieść Abby Jimenez „To tylko przyjaciel” trafiłam przypadkiem. Przeglądając jeden z portali społecznościowych, zobaczyłam reklamę tejże lektury, przyznam szczerze, że okładka od razu przypadła mi do gustu, dlatego też przeczytałam streszczenie i pod wpływem chwili zamówiłam książkę. Czy był to dobry wybór? Ciężko powiedzieć, ponieważ mam mieszane uczucia. ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Sandie Jones powraca ze swoją nową powieścią. Po rewelacyjnej „Rywalce” przyszła kolej na „Jej pierwszy błąd”, która w moim odczuciu jest przeciętna. Niby thriller, ale żadnego dreszczyku emocji, bohaterowie jacyś tacy mdli. Intryga grubymi nićmi szyta, w zasadzie po przeczytaniu 100 stron wszystko wiemy. Ale do rzeczy.
Sandie Jones nakreśliła historię dwóch kobiet Alice i Beth. Losy bohaterek splotły się za sprawą pewnego człowieka. Można powiedzieć, że nieświadomie przyczynił się do tego, że Alice i Beth stały się najlepszymi przyjaciółkami. Przynajmniej jednej z nich tak się wydaje, ponieważ druga nie do końca jest szczera, skrywa pewną tajemnicę z przeszłości, która ma wpływ na to jak postrzega ową „przyjaciółkę”.
Mogłoby się wydawać, że Alice ma wszystko, kochającego męża Nathana, córki, pieniądze, ale czy jest szczęśliwa? Nie, zdecydowanie nie jest szczęśliwa, a jeżeli już to tylko pozorne szczęście. Jak dla mnie jest strasznie irytująca, nieporadna i naiwna. Wkurzała mnie od samego początku, taka trochę ofiara losu. Z kolei Beth została sama z dzieckiem, nie ma pieniędzy i tak jak Alice też jest nieszczęśliwa, tylko w przeciwieństwie do przyjaciółki ona ma powód...Dla mnie losy Beth były o wiele ciekawsze i to ją bardziej polubiłam, nawet jej współczułam. Zagłębiając się w historię Beth, denerwowałam się na nią, za tą naiwność, jaką się wykazała, uznałam jednak, że można jej to wybaczyć ze względu na zaistniałą sytuację. Podobno zakochani nie myślą racjonalnie.
Autorka chciała – przynajmniej tak mi się wydaje- zaskoczyć nas informacjami o Nathanie, o jego prawdziwym pochodzeniu, ale nawet to jej się nie udało… Za szybko odkryła wszystkie karty i to zaważyło na opowiadanej historii, na końcu nie było żadnego elementu zaskoczenia. Myślę, że gdyby autorka miarkowała przekazywanie informacji, to byłaby to całkiem przyjemna historia.
Jeżeli liczycie na jakiś karuzelę emocji i możliwość rozwiązywania zagadek razem z bohaterami to tutaj tego nie znajdziecie. Poznacie za to historię kobiet, które w obliczu niebezpieczeństwa potrafiły się zjednoczyć, zapomnieć o niesnaskach i walczyć o swoje życie. Pytanie tylko czy jedna z nich nie popełniła błędu?

Sandie Jones powraca ze swoją nową powieścią. Po rewelacyjnej „Rywalce” przyszła kolej na „Jej pierwszy błąd”, która w moim odczuciu jest przeciętna. Niby thriller, ale żadnego dreszczyku emocji, bohaterowie jacyś tacy mdli. Intryga grubymi nićmi szyta, w zasadzie po przeczytaniu 100 stron wszystko wiemy. Ale do rzeczy.
Sandie Jones nakreśliła historię dwóch kobiet Alice...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Fruń do księżyca, a jeśli Ci się nie uda i tak znajdziesz się pośród gwiazd.”

Do „P.S. Kocham Cię” mam sentyment i to wielki, nadal jestem zakochana w historii Holly i Gerry’ego, choć minęło już tyle lat… Moja radość na wieść, że pojawi się kontynuacja tejże książki była ogromna, z niecierpliwością odliczałam dni do daty jej premiery.
Nie lubię pisać opinii o książkach, ponieważ obawiam się, że moje wypociny, nie oddadzą wartości książki i zamiast kogoś zachęcić to go zniechęcę. Tym razem postanowiłam zaryzykować i podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami na temat najnowszej książki Ceceli Ahern „P.S. kocham Cię na zawsze”.
Ci z Was, którzy czytali „P.S. kocham cię” wiedzą, że życie Holly po śmierci męża rozpadło się na miliony małych kawałków. Jednak Gerry przed śmiercią zrobił coś niesamowitego, napisał do ukochanej żony listy, które miały pomóc jej pozbierać się po jego odejściu. Jego plan wypalił, bowiem Holly w końcu wróciła do świata żywych.
Akcja nowej powieści Ahern rozpoczyna się siedem lat po śmierci Gerry’ego. Znowu spotykamy Holly, która poukładała swoje życie na nowo, znalazła pracę, faceta – Gabriela, z którym planuje zamieszkać. Niestety nie wie, że za chwilę jej nowy, poukładany świat po raz kolejny wywróci się do góry nogami i to za sprawą jej przed laty zmarłego męża.
Holly za namową swojej siostry bierze udział w podcaście, w którym opowiada o listach zostawionych jej przez Gerry’ego i o tym, jak pomogło jej to uporać się z żałobą. To zdarzenie uruchamia lawinę, której nie uda się zatrzymać. Jedna ze słuchaczek zakłada klub „P.S. kocham Cię”, do którego poza nią należą jeszcze cztery śmiertelnie chore osoby. Namawia ona Holly, by ta przyłączyła się do ich klubu i by bazując na swoim doświadczeniu, pomogła napisać im listy do ich najbliższych. Początkowo Holly obawia się przyjąć propozycję, ponieważ nie chce wracać do trudnych wydarzeń minionych lat. Zdradzę Wam tylko tyle, że ostatecznie zgodziła się i wywiązała się z powierzonego jej zadania znakomicie.
Fajne w tej książce jest to, że możemy bliżej poznać związek Holly i Gerry’ego. Holly zabiera nas w swoich wspomnieniach do ich wspólnego życia, do życia kiedy byli razem i kiedy byli szczęśliwi.
Wkraczamy w sferę intymną naszych bohaterów, bowiem możemy przeczytać historię o tym, jak zostali parą albo opowieść o ich pierwszym razie. Dowiadujemy się również, że czasami się kłócili, na przykład gdzie powinni pojechać w podróż poślubną. Niemniej był to szczęśliwy związek pełen miłości, szacunku i zrozumienia. Oni naprawdę byli bratnimi duszami!!!
W trakcie czytania poznajemy również historie innych bohaterów. Mnie najbardziej wzruszyła historia Giniki, młodej dziewczyny i matki chorej na raka szyjki macicy, która dla swojej córeczki przed śmiercią nauczyła się pisać i czytać. Dziewczyna chciała sama napisać list dla dziecka, by malutka w przyszłości miała jakąś pamiątkę po niej.
Oczywiście podczas czytania nie obyło się bez łez, ale byłam na to gotowa i zdziwiłabym się , gdyby ich nie było.
Jeżeli myślicie, że Gerry powiedział ostatnie słowo, to możecie się zdziwić…
Jako fanka numer 1 polecam gorąco!!

„Fruń do księżyca, a jeśli Ci się nie uda i tak znajdziesz się pośród gwiazd.”

Do „P.S. Kocham Cię” mam sentyment i to wielki, nadal jestem zakochana w historii Holly i Gerry’ego, choć minęło już tyle lat… Moja radość na wieść, że pojawi się kontynuacja tejże książki była ogromna, z niecierpliwością odliczałam dni do daty jej premiery.
Nie lubię pisać opinii o książkach,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Dziecko ma prawo czuć się bezpiecznie we własnym domu, z rodzicami, a do nich należy chronić je przed zagrożeniami z zewnątrz”
Chciałabym Wam dzisiaj opowiedzieć o pewnej bardzo pięknej i wzruszającej książce „Wielka samotność” napisanej przez Kristin Hannah. W powieści tej zostały ukazane losy młodej odważnej dziewczyny, która przeżyła piekło na ziemi i to za sprawą ludzi, którzy powinni ją chronić. Jest to historia dziecka a później kobiety, która mimo przeciwności losu potrafiła walczyć o przetrwanie.
Trzynastoletnia Leni Allbright, jest córką byłego jeńca wojennego, człowieka, który przez wojnę w Wietnamie został całkowicie odmieniony – przynajmniej tak twierdzi jej mama – i kobiety, która woli tkwić w toksycznym związku niż ratować siebie i dziecko. Pod wpływem impulsu Ernt decyduje przenieść się wraz z rodziną na Alaskę, do miejsca w którym nie ma bieżącej wody, prądu ani ubikacji w domu. Wierzy, że w dziczy uda mu się dojść do siebie i znów stanie się Erntem sprzed wojny, jego żona Cora również w to wierzy, dlatego wbrew swojej woli , zgadza się na wyjazd. Na początku wszystko wydaje się być w porządku, ojciec odnalazł się w nowym miejscu, wyglądał na szczęśliwego, a i mama zdobyła kilka nowych umiejętności. Niestety z nadejściem zimy sielanka się kończy i zaczyna prawdziwe, brutalne życie. Dopiero na Alasce Leni odkrywa, że jej ojciec znęca się nad matką, okłada ją za każdym razem, gdy się zdenerwuje, a ta nie protestuje, tylko wiernie trwa u boku męża tyrana. Ironią losu jest to, że Ernt chcąc chronić swoje kobiety przed niebezpieczeństwem z zewnątrz, sam stwarza dla nich największe zagrożenie. Z biegiem lat do Leni dociera, że chcąc przeżyć muszą z mamą uciec od despotycznego ojca…
Oczywiście całe życie Leni na Alasce nie polega na przyglądaniu się toksycznemu związkowi jej rodziców. Dziewczyna powoli uczy się, nowego życia w dziczy, zaczyna chodzić do szkoły, poznaje nowych ludzi, w tym Matthew Walkera, syna Toma człowieka, którego Allbright nienawidzi. Nietrudno się domyślić, że Leni wbrew zakazom ojca zakocha się w chłopaku. Co z tego wyniknie? To już musicie przeczytać sami.
Ze swojej strony powiem, że jest to książka godna uwagi! Jeżeli jeszcze jej nie przeczytaliście, to zróbcie to jak najszybciej, bo naprawdę warto!!

„Dziecko ma prawo czuć się bezpiecznie we własnym domu, z rodzicami, a do nich należy chronić je przed zagrożeniami z zewnątrz”
Chciałabym Wam dzisiaj opowiedzieć o pewnej bardzo pięknej i wzruszającej książce „Wielka samotność” napisanej przez Kristin Hannah. W powieści tej zostały ukazane losy młodej odważnej dziewczyny, która przeżyła piekło na ziemi i to za sprawą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pewnego grudniowego popołudnia, gdy chodziłam między półkami z książkami, moją uwagę przykuła książka Reginy Brett „Kochaj. 50 lekcji jak pokochać siebie, swoje życie i ludzi wokół”. Pamiętam, że spodobała mi się zielona okładka z dmuchawcem, no i oczywiście tytuł. Najbardziej zainteresowało mnie owo kochanie ludzi wokół, byłam ciekawa, jakich też rad w tym temacie udzieli czytelnikowi autorka. Długo się zastanawiałam kupić, nie kupić, w końcu odeszłam bez tego konkretnego egzemplarza. W księgarni razem ze mną był mąż, który zauważył moje zainteresowanie tą pozycją, a że w Sylwestra mieliśmy rocznicę ślubu… dostałam wszystkie pięć książek tej Pani. Niestety…
Patrząc na tytuł 50 lekcji myślałam, że to będą jakieś porady związane z kochaniem siebie i innych. A tymczasem otwieram książkę, a tam dowiaduję się, że autorka została dwukrotnie zgwałcona, molestował ją dziadek, nie czuła wsparcia w rodzinie, urodziła nieślubne dziecko i miała usunięte dwie piersi, ponieważ dopadł ją zabójca naszych czasów czyli rak itp., itd.. Przykro mi z tego powodu, że ta Pani tak cierpiała i miała smutne życie, ale co to ma wspólnego z tak szumnym tytułem „Kochaj. 50 lekcji […]”? Niestety nic… W książce, która ma bez mała 350 stron, jakieś 300 dotyczyły życia osobistego autorki, a ja nie chciałam czytać autobiografii, kobiety, której nazwisko zobaczyłam dopiero w grudniu 2018 roku. Niemniej szanuję, ją za odwagę i otwartość. Nie każdy bowiem zdecydowałby się, opowiedzieć o swoim życiu, zwłaszcza, że nie było ono usłane różami.

Pewnego grudniowego popołudnia, gdy chodziłam między półkami z książkami, moją uwagę przykuła książka Reginy Brett „Kochaj. 50 lekcji jak pokochać siebie, swoje życie i ludzi wokół”. Pamiętam, że spodobała mi się zielona okładka z dmuchawcem, no i oczywiście tytuł. Najbardziej zainteresowało mnie owo kochanie ludzi wokół, byłam ciekawa, jakich też rad w tym temacie udzieli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

O Tolkienie i jego „Władcy Pierścieni” słyszał każdy, nawet ja, choć przyznam szczerze, że nie rozumiałam, dlaczego ludzie aż tak bardzo zachwycają się tą książką. Jakiś pierścień, hobbici, elfy, orki, krasnoludy i inne tego typu stworzenia nie przemawiały do mnie w ogóle. Dlaczego? Pewnie dlatego, że wszyscy dookoła się nimi zachwycali, a ja chciałam być inna, chciałam być ponad to… Czy mi się udało? Nie!! Bo ja również jestem zachwycona, opowieścią stworzoną przez Tolkiena, jego wiedzą, kunsztem pisarskim, a przede wszystkim wyobraźnią.
Młody hobbit Frodo odnajduje w domu swojego wuja Bilba Pierścień, który jak się okazało miał niebywałą moc. Niestety Bilbo zostawiając krewniakowi Pierścień wyświadczył mu niedźwiedzią przysługę, bowiem ów biżuteria była przedmiotem pożądanym przez złoczyńcę Saurona. Ten przy pomocy Pierścienia chciał zapanować nad światem. Frodo wraz ze swoimi wiernymi kompanami wyrusza w podróż do Mordoru, by pozbyć się niechcianej i niebezpiecznej błyskotki. W drodze do miejsca przeznaczenia spotykają Jeźdźców, którzy czyhają na ich życie, w Bree poznają Obieżyświata, który od tej pory będzie ich Aniołem Stróżem i nie raz uchroni ich od kłopotów. Dotrą do Rivendell, gdzie zobaczą się z Gandalfem oraz z Bilbem. Tam podczas narady zostanie utworzona Drużyna Pierścienia, która będzie towarzyszyć Frodowi w drodze do Mordoru. W swojej podróży zahaczą o Lothlórien, krainę elfów, gdzie spotkają się z życzliwością, później przepłyną Wielką Rzekę, by na koniec się rozstać. Dlaczego? Dlatego, że Frodo podejmuje decyzję, o samodzielnej podróży, gdyż nie chce i nie może narażać na niebezpieczeństwo swoich przyjaciół. Nie spodziewa się jednak, że Sam nie pozwoli mu odejść bez niego. I tak oto dwaj przyjaciele zostawiają resztę towarzyszy i ruszają w dalszą drogę.
To oczywiście tylko bardzo pobieżne streszczenie tego, co można spotkać w pierwszej części „Władcy Pierścieni. Drużyna Pierścienia”. Zaczynając tę książkę nie przypuszczałam, że z chęcią sięgnę po następny tom, ale tak właśnie się stało. Jestem w trakcie czytania drugiej części i mimo tego, że wiem, jak się zakończy dalsza podróż Froda to ciekawi mnie, jak tę historię za pomocą pióra przedstawił mistrz Tolkien. Jeżeli jesteście sceptycznie nastawieni do tej lektury, to powiem tylko, nie wzbraniajcie się dłużej, bo ominie Was fantastyczna przygoda!!

O Tolkienie i jego „Władcy Pierścieni” słyszał każdy, nawet ja, choć przyznam szczerze, że nie rozumiałam, dlaczego ludzie aż tak bardzo zachwycają się tą książką. Jakiś pierścień, hobbici, elfy, orki, krasnoludy i inne tego typu stworzenia nie przemawiały do mnie w ogóle. Dlaczego? Pewnie dlatego, że wszyscy dookoła się nimi zachwycali, a ja chciałam być inna, chciałam być...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Jakieś dwa lata temu przeczytałam „Ugly love” to było moje pierwsze spotkanie z twórczością Colleen Hoover, może nie uwierzycie, ale zakochałam się w tej książce bez pamięci. Postanowiłam więc poszperać i poszukać innych pozycji tejże autorki. Kiedy je już znalazłam i przeczytałam, zrozumiałam, że wpadłam po uszy i cokolwiek się stanie moje zauroczenie opowiadanymi przez nią historiami nie minie. Gdy miesiąc temu zobaczyłam, że Wydawnictwo Otwarte wydaje „TOO LATE”, już wtedy wiedziałam, że muszę ją mieć.
„Too late” to nie jest ckliwa historyjka miłosna, gdzie dwie osoby spotykają się, zakochują się w sobie, przeżywają większe, bądź mniejsze perturbacje, a później żyją długo i szczęśliwie… To historia o niebezpiecznym związku młodej dziewczyny z szefem akademickiego gangu narkotykowego, a także opowieść o obsesyjnym zauroczeniu, fascynacji, która przeradza się w fanatyzm, o strachu, który jest tak wielki, że nie pozwala wyswobodzić się z sideł zła. Oczywiście w powieści nie zabraknie też tego trzeciego, który wniesie odrobinę światła do owianego mrokiem życia.
Sloan tkwi w związku bez którego nie ma wyjścia, przynajmniej tak jej się wydaje. Dziewczyna nie ma pieniędzy, dachu nad głową, a w dodatku musi opiekować się niepełnosprawnym bratem. Z pomocą przychodzi jej Asa, proponuje mieszkanie, oraz opłacanie rachunków za pobyt jej brata w specjalistycznym ośrodku. Dziewczyna przyjmuje pomoc, popełniając największy błąd w swoim życiu. Asa ma obsesję na punkcie swojej ukochanej, kontroluje ją na każdym kroku, okłamuje, zdradza, a co najgorsze wykorzystuje… Niespodziewanie na zajęciach z hiszpańskiego Sloan poznaje Cartera, od samego początku coś między nimi iskrzy, ale… jak się później okazuje chłopak pracuje dla Asy. Sloan wie, że nie może spotykać się z Carterem, bo to grozi śmiercią, chłopak też to wie, ale jak się później okaże wiedzieć to jedno, a czuć i robić to drugie. Zdradzę jeszcze tylko tyle, że Asa zacznie ogarniać paranoja, stanie się podejrzliwy, a w całym swym szaleństwie bardzo niebezpieczny i przebiegły.
Jedyne co mi się w tej książce nie podoba to okładka, jak dla mnie jest zbyt wulgarna… ale jak to mówią nie szata zdobi człowieka, w odniesieniu do książek można by rzec, nie okładka zdobi tekst. Więc jakoś to przeboleję. Niemniej jest to przyjemna lektura, którą z czystym sumieniem mogę polecić i życzyć niezapomnianych wrażeń podczas czytania. Zazdroszczę tym, którzy jeszcze jej nie przeczytali.

Jakieś dwa lata temu przeczytałam „Ugly love” to było moje pierwsze spotkanie z twórczością Colleen Hoover, może nie uwierzycie, ale zakochałam się w tej książce bez pamięci. Postanowiłam więc poszperać i poszukać innych pozycji tejże autorki. Kiedy je już znalazłam i przeczytałam, zrozumiałam, że wpadłam po uszy i cokolwiek się stanie moje zauroczenie opowiadanymi przez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Każda znajdująca się tu książka, każdy tom, posiadają własną duszę. I to zarówno duszę tego, kto daną książkę napisał, jak i dusze tych, którzy tę książkę przeczytali i tak mocno ją przeżyli, że zawładnęła ich wyobraźnią.”
Ooo tak,„Cień wiatru” Carlosa Ruiza Zafona skradł mi nie tylko wyobraźnię,ale i życie. Kiedy zaczynałam czytać nie mogłam się od niej oderwać, bolało mnie serce, gdy musiałam odłożyć ją na półkę, by wykonać różne przyziemne rzeczy. Wypełniając codzienne czynności miałam wrażenie, że ona mnie woła, że nie chce leżeć sama na półce, a i ja nie chciałam, żeby leżała tam sama, jeszcze nieprzeczytana. I pomyśleć, że przez rok wzbraniałam się przed jej przeczytaniem… Często widywałam „Cień wiatru” w księgarniach, kiedyś nawet przeczytałam opis, ale uznałam, że to nie jest książka dla mnie.Kiedy pierwszego czerwca zobaczyłam wyzwanie czytelnicze, przypomniało mi się, że w owej książce jest opisana Barcelona, a ja się tam wybieram, pomyślałam więc, dlaczego nie przeczytać właśnie tej powieści? I tak zaczęła się moja przygoda z mroczną Barceloną lat czterdziestych i pięćdziesiątych, z Danielem Sempre, Ferminem Romero de Torres i Cmentarzem Zapomnianych Książek.
Pewnego dnia Daniel budzi się z krzykiem, bo nie może przypomnieć sobie twarzy swojej zmarłej mamy, wówczas ojciec ,księgarz postanawia zabrać, syna w pewne tajemnicze miejsce. Prowadzi go na Cmentarz Zapomnianych Książek, do magicznej krainy w której książki mają swoją duszę. Tam dziesięciolatek trafia na powieść „Cień wiatru” napisaną przez zapomnianego autora - Juliana Caraxa. Lektura zrobiła na chłopaku tak wielkie wrażenie, że postanawia odszukać więcej książek wspomnianego autora. Wyobraźcie sobie jego rozczarowanie, gdy dowiaduje się, że prawie wszystkie książki zostały spalone... Młody Sempre przy pomocy swojego przyjaciela Fermina postanawia poznać sekret Caraxa. I tak zaczyna się największa, a zarazem najniebezpieczniejsza przygoda jego życia. Nie chcę zdradzać szczegółów, by nie psuć przyjemności czytania, wspomnę tylko, że nasz bohater będzie musiał wykazać się zdolnościami detektywistycznymi, by rozsupłać ów zagadkę. Spotka na swej drodze ludzi, chętnych do pomocy, ale pojawią się i tacy, którzy będą mu rzucać kłody pod nogi, okłamywać, mataczyć , a wszystko po to, by nie dopuścić do wyjawienia skrywanego przez lata sekretu. A zapomniałabym nie zabraknie też osoby – w postaci inspektora Fumero, która będzie czyhała na życie biednego Daniela i Fermina Romero de Torres. Czy uda się młodemu Sempre rozwikłać zagadkę trapiącą go przez lata? Czy pozna mroczny sekret pisarza? A co najważniejsze, czy Danielowi uda się ocalić swoje życie? Odpowiedzi na te oraz na inne pytania znajdziecie na kartach powieści „Cień wiatru”.
Zafon tak zręcznie poprowadził akcję, że ja czytając ów powieść miałam wrażenie, że jestem w samym środku wydarzeń, że towarzyszę głównym bohaterom, że razem z nimi zwiedzam Barcelonę oraz rozwiązuję trapiącą „nas” zagadkę.
Daniel wspomniał, że miał wrażenie, że to właśnie ów książka czekała na niego od dawna, być może czekała na niego zanim jeszcze się urodził… I ja mam podobne odczucia, myślę, że „Cień wiatru” był moim przeznaczeniem i tylko czekał na odpowiednią chwilę, by wkroczyć do mojego życia i zostać w nim już na zawsze.
Może ta książka czeka również na Ciebie?
Polecam, naprawdę warto przeczytać, tę książkę, która według mnie zasługuje na miano arcydzieła!!

„Każda znajdująca się tu książka, każdy tom, posiadają własną duszę. I to zarówno duszę tego, kto daną książkę napisał, jak i dusze tych, którzy tę książkę przeczytali i tak mocno ją przeżyli, że zawładnęła ich wyobraźnią.”
Ooo tak,„Cień wiatru” Carlosa Ruiza Zafona skradł mi nie tylko wyobraźnię,ale i życie. Kiedy zaczynałam czytać nie mogłam się od niej oderwać, bolało...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie mogłam sobie przypomnieć, dlaczego nie przeczytałam jej w szkole - teraz juz wiem... Bo tego nie da się czytac... Widocznie przez 10 lat nic sie nie zmieniło i jeszcze nie dorosłam do tej lektury. Jedno wiem na pewno - nie sięgnę po nią nigdy więcej.

Nie mogłam sobie przypomnieć, dlaczego nie przeczytałam jej w szkole - teraz juz wiem... Bo tego nie da się czytac... Widocznie przez 10 lat nic sie nie zmieniło i jeszcze nie dorosłam do tej lektury. Jedno wiem na pewno - nie sięgnę po nią nigdy więcej.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jakiś czas temu, pojawiła się w księgarniach kolejna część przygód Louisy Clark – „Moje serce w dwóch światach”. Nowa powieść Jojo Moyes opowiada o losach młodej, zwariowanej i szukającej swojego miejsca w świecie dziewczyny, dziewczyny, która trafia do Nowego Jorku. Miasta, które nigdy nie śpi i w którym – podobno – spełniają się marzenia…
Muszę przyznać, że w Lou zakochałam się od pierwszych stron, a z każdą kolejną moja miłość do niej rosła coraz bardziej. Dlaczego? Szczerze nie wiem, wydaje mi się, że ta dziewczyna ma po prostu w sobie „to coś”, co nie pozwala przejść obok niej obojętnie. W trzeciej części opowieści o Lou obok sympatii pojawił się również podziw. Mój zachwyt tą bohaterką spowodowany jest jej odwagą, ja nigdy nie zdecydowałabym się wyjechać do innego miasta, a co tu dopiero mówić o innym kraju, czy kontynencie. Ona się odważyła, ruszyła w nieznane, zostawiła swojego chłopaka w Londynie a sama udała się na podbój Nowego Jorku.
W mieście drapaczy chmur Louisa zaczyna pracę, jako asystentka Agnes, żony bogatego i wpływowego milionera. Nowa szefowa Clark potrzebuje sprzymierzeńca, w walce z przyjaciółkami byłej żony jej męża, dlatego też chętnie powierza jej swoje najskrytsze tajemnice, zabiera ją nawet na jedno z przyjęć dobroczynnych. Na Żółtym Balu, na które została zaproszona przez Agnes, Lou poznaje Josha i na chwilę traci kontakt z rzeczywistością, ponieważ nowy znajomy do złudzenia przypomina zmarłego Willa Traynora. A teraz wyobraźcie sobie szok, jaki przeżyła widząc mężczyznę, który nie jest Willem, ale wygląda prawie jak jej zmarły ukochany?! Mało tego mężczyzna jest zainteresowany dalszą znajomością. Co zrobi Louisa? Ulegnie czarowi Josha czy pozostanie wierna Samowi? Dodam tylko, że sielskie życie Lou w domu państwa Gopików, nie potrwa długo, a to wszystko za sprawką Agnes, która dla własnych celów wykorzystała dobre serce swojej podwładnej. Louisa Clark trafi na bruk. Jak sobie poradzi? Zostanie w Nowym Jorku czy wróci do domu? Czy w tym momencie jej american dream dobiegnie końca?
Jest to historia o miłości, przyjaźni, ludzkich wyborach, przeciwnościach losu, z którym należy walczyć, by osiągnąć upragniony cel. Lekka i przyjemna lektura, na spędzenie miłego wieczoru może dwóch.
Jeżeli jesteście ciekawi, jak potoczą się losy Lou koniecznie sięgnijcie po „Moje serce w dwóch światach”. Gwarantuję, nie zawiedziecie się.

Jakiś czas temu, pojawiła się w księgarniach kolejna część przygód Louisy Clark – „Moje serce w dwóch światach”. Nowa powieść Jojo Moyes opowiada o losach młodej, zwariowanej i szukającej swojego miejsca w świecie dziewczyny, dziewczyny, która trafia do Nowego Jorku. Miasta, które nigdy nie śpi i w którym – podobno – spełniają się marzenia…
Muszę przyznać, że w Lou...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Strach ma wielkie oczy
Baliście się kiedyś tak bardzo, że przestaliście racjonalnie myśleć? Jeżeli tak, to możecie wyobrazić sobie, co czuła Cass Anderson główna bohaterka nowej powieści B.A. Paris „Na skraju załamania”. Jeżeli nie, to zawsze możecie przeczytać książkę.
Wydaje się, że Cass ma wszystko, co jest potrzebne do szczęścia, ma męża, którego kocha, dom, pracę, która sprawia jej radość. Wszystko to zostaje zburzone niczym domek z kart, gdy pewnej deszczowej nocy wracając z imprezy wybiera drogę na skróty… Jak się później okaże decyzja ta będzie miała dalsze konsekwencje i może okazać się zgubna. Cass nie potrafi się pozbierać po tym, jak felernej nocy nie pomogła kobiecie siedzącej w samochodzie w lesie na odludziu. Mało tego następnego dnia dowiaduje się, że kobieta została zamordowana, od tamtej chwili dla Cass zaczyna się piekło. Nie dość, że ma wyrzuty sumienia, to jeszcze dostaje głuche telefony, powoli zaczyna popadać w obłęd. Boi się, że tak samo jak jej matka cierpi na demencję. Zapomina najprostszych rzeczy, począwszy od tego jak się obsługuje ekspres do kawy, jaki jest kod alarmu, skończywszy na tym, czy nóż leżący w kuchni był pokryty krwią.
Czy Cass naprawdę popada w obłęd? Czy możliwe, że jedna zła decyzja będzie miała takie następstwa? A może ktoś chce, by zwariowała?
Główna bohaterka jest tak zastraszona i przestraszona tym wszystkim, co wydarzyło się w jej życiu, że przestaje racjonalnie myśleć. Przez co może wydawać się trochę irytująca. Czytając książkę chciałam jej powiedzieć, weź się kobieto ogarnij i zacznij w końcu myśleć! Niemniej nadal byłam ciekawa, co zrobi Cass, czy zorientuje się w końcu, co jest grane. Przyznam szczerze, że dość szybko domyśliłam się, kto za tym wszystkim stał, ale ciekawiło mnie, jak Cass sobie poradzi, co zrobi i czy w ogóle coś zrobi. I wiecie co, wielki ukłon w jej stronę, bo jak na „wariatkę”, za którą uchodziła, poradziła sobie świetnie.

Strach ma wielkie oczy
Baliście się kiedyś tak bardzo, że przestaliście racjonalnie myśleć? Jeżeli tak, to możecie wyobrazić sobie, co czuła Cass Anderson główna bohaterka nowej powieści B.A. Paris „Na skraju załamania”. Jeżeli nie, to zawsze możecie przeczytać książkę.
Wydaje się, że Cass ma wszystko, co jest potrzebne do szczęścia, ma męża, którego kocha, dom, pracę,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie podlega dyskusji fakt, że Nicholas Sparks jest mistrzem w pisaniu historii miłosnych. Pierwsze spotkanie ze Sparksem rozpoczęłam od „Ostatniej piosenki”, pamiętam, że siedziałam wówczas w pociągu i płakałam jak bóbr. Od tamtej pory wiedziałam, że to nie będzie koniec mojej przygody z tym przeuroczym autorem miłosnych opowieści. Gdy tylko zobaczyłam nową powieść wiedziałam, że muszę ją mieć. I tak „Z każdym oddechem” trafiło na moją półkę.
Opowieść Hope i Tru zaczyna się od przypadkowego spotkania, niby nic, ale los sprawia, że ich drogi krzyżują się. Można śmiało powiedzieć, że po pierwszym spotkaniu, dla tych dwojga już nic nigdy nie będzie takie jak wcześniej. Ich życie wywróci się do góry nogami.
Historię Hope i Tru poznajemy, gdy tych dwoje przebywa na plaży Sunset Beach. Można powiedzieć, że oboje mają trudny okres w życiu. Ona ma być druhną na weselu przyjaciółki, ale jej partner postanowił ją zostawić samą i wyjechał z kolegami do Las Vegas. Tru przybył na Sunset Beach z Zimbabwe, by poznać swojego ojca i zapytać o matkę, której w ogóle nie pamięta.
Miejscem charakterystycznym wśród piasków plaż Karoliny Północnej jest skrzynka pocztowa, nazywana Bratnią Duszą. Każdy może zostawić tam swoją historię, a ten kto ją znajdzie może ją przeczytać. To urokliwe miejsce odwiedzają także bohaterowie naszej historii, droga powrotna okaże się punktem kulminacyjnym w relacjach Hope i Tru. Wspomnienie wrześniowego tygodnia, a także wycieczki do Bratniej Duszy przez lata będzie towarzyszyć kochankom.
Dwoje ludzi zakochuje się, chce być ze sobą, planuje wspólną przyszłość i nie ma w tym nic dziwnego, przecież taka jest kolej rzeczy, prawda? Niestety nie w tym przypadku, los nie obszedł się z nimi łaskawie, najpierw postawił ich na wspólnej drodze, by po niespełna tygodniu doprowadzić ich do rozwidlenia. Oczywiście decyzja czy pójdą wspólną drogą czy każde pójdzie w swoją stronę należy do nich, a właściwie do niej.
Hope ma marzenie, którego Tru nie jest w stanie spełnić. Wie o tym, odkąd się poznali, a mimo to zakochuje się w mężczyźnie. Mało tego Hope ma chorego ojca, którego nie chce zostawić. Kobieta też wie, że uczucie, którym darzy Tru jest wyjątkowe, on też wie, że ona jest tą jedną jedyną i że zrobi dla niej wszystko, absolutnie wszystko.
Czy Hope zrezygnuje ze swojego marzenia w imię miłości? A może miłość w tym wypadku okaże się niewystarczająca? Czy Tru zrezygnuje ze swojej pracy przewodnika safari w Zimbabwe? Czy łacińska sentencja Amor vincit omnia sprawdzi się w tym przypadku?
Jeszcze wspomnę tylko, że jestem pod wrażeniem okładki, moim zdaniem jest piękna i skrywa w sobie pewną tajemnicę. Idealnie pasuje do historii, która kryje się na stronach tej urzekającej powieści. Książkę czyta się szybko, niestety zbyt szybko. Podczas czytania możemy doświadczyć różnych emocji takich jak radość, smutek, a nawet i złość. Książka na długo zapadnie mi w pamięć, a to dlatego, że nabrałam się na pewien zabieg, który zastosował autor i oczywiście na historię przez niego opowiedzianą. Życzę wszystkim, którzy jeszcze nie przeczytali tej książki, przyjemnej lektury.

Nie podlega dyskusji fakt, że Nicholas Sparks jest mistrzem w pisaniu historii miłosnych. Pierwsze spotkanie ze Sparksem rozpoczęłam od „Ostatniej piosenki”, pamiętam, że siedziałam wówczas w pociągu i płakałam jak bóbr. Od tamtej pory wiedziałam, że to nie będzie koniec mojej przygody z tym przeuroczym autorem miłosnych opowieści. Gdy tylko zobaczyłam nową powieść...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Kochanek cesarzowej?
Spieszymy donieść,że cesarzowa Elżbieta Habsburg przebywa obecnie w Anglii. Monarchini wraz ze swoim dworem zatrzymała się w Easton Neston. Jedną z rozrywek Jej Cesarskiej Mości jest polowanie na lisy. Według zgromadzonych przez nas informacji,cesarzowej na czas polowań przydzielono opiekuna-kapitana Baya Middletona.Mężczyzna ten nie uchodzi za wzór cnót, podejrzewa się go o to,że jest łowcą posagów. Ostatnimi czasy zaczął uwodzić pannę Charlottę Barid, dziedziczkę fortuny Lennoksów. Panna Barid uległa jego czarowi i nawet zgodziła się go poślubić.Nie wiadomo jednak czy do tego ślubu dojdzie, ponieważ kapitan Middleton coraz więcej czasu poświęca cesarzowej Elżbiecie. Czyżby się w niej zakochał? A może to monarchini zapałała uczuciem do Middletona? Czy możliwe, że cesarzowa Elżbieta wdała się w romans ze swoim opiekunem? Być może spędzają ze sobą czas tylko w trakcie polowań, ale czy na pewno?
Zastanawia nas, jak zachowa się kapitan Middleton? Czy będzie walczył o miłość wspomnianej Charlotty Barid? Czy ulegnie czarowi cesarzowej i zapomni o narzeczonej? A może to panna Barid zapomni o nim?
Obawiamy się, że nie uda nam się odpowiedzieć na powyższe pytania, ale jeżeli jesteście ciekawi, jak potoczyły się losy Baya Middletona, Sisi i Charlotty Barid,zapraszamy do lektury „Łowcy posagów” autorstwa Daisy Goodwin.
Polecamy warto!

Kochanek cesarzowej?
Spieszymy donieść,że cesarzowa Elżbieta Habsburg przebywa obecnie w Anglii. Monarchini wraz ze swoim dworem zatrzymała się w Easton Neston. Jedną z rozrywek Jej Cesarskiej Mości jest polowanie na lisy. Według zgromadzonych przez nas informacji,cesarzowej na czas polowań przydzielono opiekuna-kapitana Baya Middletona.Mężczyzna ten nie uchodzi za wzór...

więcej Pokaż mimo to