-
ArtykułySherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1
-
ArtykułyDostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3
-
ArtykułyMagda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1
-
ArtykułyLos zaprowadzi cię do domu – premiera powieści „Paryska córka” Kristin HarmelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
2023-01-04
2023-02-02
Jakie to było dobre... Pierwszy tom był świetny, z drugim jest podobnie. Nawet bym zaryzykował, że lepiej w pewnych aspektach, być może dlatego, że bardzo lubię Korpus Zielonych Latarni, a to na starciu pomiędzy nimi a Supermanem ten tom właśnie się skupia.
Clark rośnie w siłę, wprowadzając swoje rządy na globie. Ruch oporu, którym kieruje okaleczony Batman nadal się trzyma, ale nie może działać oficjalnie, bo zostanie zmieciony, a wiele osób chce odegrać się na Kryptończyku za doznane krzywdy. Nadzieja pojawia się, kiedy Strażnicy zauważając, że na Ziemi dzieje się źle. Postanawiają, że należy postawić Supka przed radą i wydać osąd.
Szkopuł w tym, że cały ten plan rozszyfrował Sinestro, który chce sam ugrać tu coś dla siebie, więc sprzymierza się z Supermanem, oferując mu własny Korpus. Morduje też znaczną figurę w Korpusie manipulując emocjami, aby napuścić na siebie dawnych przyjaciół. I temu cwaniakowi to wychodzi, bo koniec końców szykuje się masywne starcie sił dobra ze złem. Kto zginie, bo że ktoś zginie - to jest pewne jak Słońce.
Z tego słynie ta seria. Że nikt nie może się czuć bezpiecznie. Figury padają na tej szachownicy dosyć często i można się wkurzyć, kiedy trafi się to naszemu ulubieńcowi... (chyba, że ktoś grał w grę, ten wie kto się ostanie, a kto nie...). Plusik za mały przerywnik z Gordonem i Barbarą. Clayface to świnia. Wybitnie duża.
Graficznie jest naprawdę nieźle. Prace Xermanico, Bruno Redondo czy Mike S. Miller są naprawdę nieźle i choć to nie mistrzostwo świata, to idealnie wpasowuje się w tempo historii. A to majstersztyk w dziedzinie szybkości prowadzenia akcji. Nie oszukujmy się, Injustice to akcyjniak nastawiony na walki, które są należycie krwawe i soczyste zwroty akcji. Taki ma być, sięgasz, czytasz i odkładasz dopiero jak zobaczysz ostatnią stronę.
Miód. Może nie spamiętam wszystkich rozwiązań fabularnych, ale będę pamiętał, że bawiłem się wyśmienicie. I że tu kiedyś wrócę. Fanfik doskonały.
Jakie to było dobre... Pierwszy tom był świetny, z drugim jest podobnie. Nawet bym zaryzykował, że lepiej w pewnych aspektach, być może dlatego, że bardzo lubię Korpus Zielonych Latarni, a to na starciu pomiędzy nimi a Supermanem ten tom właśnie się skupia.
Clark rośnie w siłę, wprowadzając swoje rządy na globie. Ruch oporu, którym kieruje okaleczony Batman nadal się...
2022-09-07
Zabierając się za lekturę pierwszego tomu Ligi Sprawiedliwości w ramach DC Rebirth miałem tylko z tyłu głowy przeświadczenie, iż będzie to, po opiniach wielu osób, jedna z najgorszych serii w tym cyklu wydawniczym. I się miło troszeczkę rozczarowałem, bo Maszyny Zagłady to co prawda głupi, ale dobrze skrojony akcyjniak, który jako typowy odmóżdżacz spełnia swoje zadanie w stu procentach.
Mamy kolejne zagrożenie dla całego świata, bo skala historii Hitcha wykracza poza "standardowe" ramy. Liga musi interweniować, ale być może dotychczasowi jej członkowie to za mało, aby sobie poradzić z zagrożeniem. Potrzebny jest nowy Superman, ale do tej wersji Clarka Kenta, która kryła się przed światem, Liga z Batmanem na czele nie ma zaufania. A będzie musiała go nabrać w miarę szybko, bo przeciwników jest co nie miara i nie wiadomo w co ręce włożyć.
I trzeba nadmienić, że Hitch jako scenarzysta radzi sobie naprawdę słabo, bo dialogi jakie nam tu serwuje są fatalne, miejscami sprawiając, że zgrzytałem zębami. Są patetyczne, naszpikowane frazesami. Część postaci, jak Aquaman czy Wonder Woman nie mają tu praktycznie co robić. Sama fabuła potrafi się pogubić, bo w pewnym momencie pojawiają się postacie, które mają "śpiewać". Nie wiadomo czy mają złe czy dobre zamiary (na moje chyba miały bronić ten układ przed najeźdźcami), ale nasza Liga i tak zamierza wszystkim dokopać. Bo tak, to wszyscy są obcy... Plus te kule w Ziemi, które powoduje masywne trzęsienia Ziemi, a tak naprawdę nie wiadomo do kogo należą...
Hitch jako rysownik sprawdza się znacznie lepiej niż jako scenarzysta, ale za warstwę wizualną w głównej mierze odpowiada tu Tony S. Daniel, którego kreska sprawdza się tu całkiem nieźle. Postacie, efekty użycia mocy wyglądają fantastycznie. Gorzej wyglądały potworki, jakie atakują Ziemię, miejscami wręcz fatalnie. Uśredniając jednak kreska na plus.
Krańcowo ta nowa, lepsza Liga okazuje się nie być co prawda fajniejsza od runu Johnsa w ramach New 52, ale dla tych, którzy lubią efektowne bójki, coś w sam raz. Tylko pytanie, czy sztandarowa seria Rebirth ma tak wyglądać. Jak zwykła, niczym nie wyróżniająca się rąbanka.
Zabierając się za lekturę pierwszego tomu Ligi Sprawiedliwości w ramach DC Rebirth miałem tylko z tyłu głowy przeświadczenie, iż będzie to, po opiniach wielu osób, jedna z najgorszych serii w tym cyklu wydawniczym. I się miło troszeczkę rozczarowałem, bo Maszyny Zagłady to co prawda głupi, ale dobrze skrojony akcyjniak, który jako typowy odmóżdżacz spełnia swoje zadanie w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-10-12
Pierwszy tom oceniłem dosyć wysoko, bo spełniał swoją rolę akcyjniaka, który miał dać szybką i niestety mało zapamiętywaną fabułę. Drugi tom jest taki sam, ale nie sposób już przymknąć oko na pewne zwyczajnie głupie rozwiązania, drętwe dialogi czy brzydko wyglądającą kreskę. i nielogiczności fabularne.
Bo oto na samym początku mamy jakiś byt, który sprawia, że nawet Batman o mało co nie narobi w pelerynę ze strachu. Szkopuł w tym, że jak się szybko zagrożenie pojawiło, tak szybko się go wyzbyto. Nieco pozornie, bo cienisty byt atakuje grupę poprzez pierścień Zielonej Latarni, niszcząc przy okazji małą randkę pewnej bohaterskiej parce. Strach, bo tym to owo coś jest. ma straszyć. A co robi? Sprawia, że nowy, stary Superman leci spuścić łomot Batmanowi, który na taki łomot chce przystać... Aquaman z Wonder Woman postanawiają stawić czoła światowym rządom, a reszta... I tak jest bez sensu.
A dalej mamy mocno średnią historię, która nieco podratowała ten cały album. Ktoś przeprowadza udany atak hakerski na Cyborga i pierścienie Zielonych Latarni, jednocześnie zagrażając całej masie ludzi. Okazuje się, że całym zajściem stoi pewien człowiek, ale wizyta Ligi w jego domu tylko komplikuje sprawę, a Hitch zapodaje nam prawdopodobnie najlepszy pomysł w tym tomie, czyli kto i jak za tym stoi. Zabawne, że ktoś może potraktować Ligę w roli... (view spoiler)
A zaraz potem mamy podbicie stawki, gdyż za głowę członków Ligi zostaje wyznaczona astronomiczna kwota z konta Lexa Luthora, Bruce'a Wayne'a i paru innych bogaczy. Doprowadza to do pojawienie się całej gromady mocno zaśniedziałych już złoczyńców, którzy mają chrapkę na łatwą kasę. "Łatwą", bo nie wyobrażam sobie, aby jakiś szanujący się łobuz ruszył na Supermana...I takowych tu nie ma. To eksponaty muzealne z jakiejś trzeciej ligi, którzy mają tylko dostać łupnia.
Kreska miejscami była bardzo uboga w detale i mocno poniżej średniej. Co prawda artysta miał tu przebłyski, ale nijak się to ma wyższej jakości, jaką obiecywało nam DC Rebirth. A Hitch po raz kolejny udowadnia, że może i kreskę ma obłędną, ale jako scenarzysta się zwyczajnie nie sprawdza. Zaskakuje mnie jak długo utrzymał się na tym stanowisku...
Pierwszy tom oceniłem dosyć wysoko, bo spełniał swoją rolę akcyjniaka, który miał dać szybką i niestety mało zapamiętywaną fabułę. Drugi tom jest taki sam, ale nie sposób już przymknąć oko na pewne zwyczajnie głupie rozwiązania, drętwe dialogi czy brzydko wyglądającą kreskę. i nielogiczności fabularne.
Bo oto na samym początku mamy jakiś byt, który sprawia, że nawet Batman...
2023-01-04
Zastanawiające jak pełne sprzeczności jest to dzieło. Z jednej strony mamy tchnący ubogim pisarstwem kawałek akcji, który rzuca członków Ligi Sprawiedliwości po rożnych okresach czasu, gdzie muszą działać z lokalną ludnością, aby zapobiec katastrofie. Tym razem zagrożeniem są tytułowi Ponadczasowi, którzy chcą wyrżnąć wszystkich bohaterów. Z drugiej zaś strony mamy całkiem niezłe rozmówki pomiędzy grupą, której członków nadal trapią pewne niewypowiedziane rzeczy.
Zatem początek, kiedy bohaterowie dostają lanie i mają moment na przemyślenia jest dużo lepszy niż reszta tego zbioru, gdzie ponownie mamy zawirowania z czasem. Ponownie mamy przeciwników, którzy wymagają pewnych sprawdzonych zabiegów. Na sam koniec mamy jeszcze całkiem nielogiczny, aby nie rzec: głupi, zwrot akcji, który uważam za niepotrzebny. Zastanawia mnie też wygląd niektórych postaci. Taki Aquamen to de facto Superman tyle, że z innymi kolorami... Niemniej jakość konstrukcji, jakie będzie nam dane zobaczyć jest całkiem niezła.
Hitch jako autor spisuje się niestety troszkę słabo. Jego historie nie mają polotu, choć zdarzają się przebłyski. Szkoda tylko, że nie ma tu za bardzo głębi, a każdy zeszyt stanowi odpowiednik wakacyjnego filmu akcji, gdzie nie dba się o treść, a bardziej o formę. Musi być głośni, z rozmachem i co prawda jest, ale chciałoby się coś więcej niż proste, puste dialogi, które miejscami zahaczają o wtórność.
Zastanawiające jak pełne sprzeczności jest to dzieło. Z jednej strony mamy tchnący ubogim pisarstwem kawałek akcji, który rzuca członków Ligi Sprawiedliwości po rożnych okresach czasu, gdzie muszą działać z lokalną ludnością, aby zapobiec katastrofie. Tym razem zagrożeniem są tytułowi Ponadczasowi, którzy chcą wyrżnąć wszystkich bohaterów. Z drugiej zaś strony mamy całkiem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-09-07
Pamiętacie niedawne "The Multiversity" spod pióra Morrisona? To warto sobie coś stamtąd pamiętać, gdyż napotkamy postacie, jakie brały udział w tamtym wydarzeniu. Ale po kolei.
Początek jest świetny, choć stanowi tylko pocieszenie dla fanów Swamp Thinga, który w DC Rebirth został de facto pominięty. A szkoda, bo seria z New 52 to jeden z lepszych tytułów, jakie można tam oczytać. Jak wiecie ten Supek to postać z innej Ziemi i jego oddziaływanie zdaje się mieć zły wpływ dla środowiska. Trzeba go zatem zasymilować, czego ma dokonać Potwór z Bagien. Występ krótki, ale dobry.
Potem już nie jest tak kolorowo, bo nagle pojawia się Superman z innej Ziemi. Kto czytał Red Son, ten wie co i zacz. Szkopuł w tym, że od razu coś go atakuje. Nasz Clark staje do walki i wplątuje się w konflikt na skalę multiwersum, co tylko potwierdza przybycie kawalerii, która jest taką strażą światów (animowane What If było dużo później, fandomie Marvela). Ktoś uprowadza Supków z różnych światów, aby odhaczyć jakąś "lystę".
I tyle o głównej fabule, bo tym razem Tomasi dał nam nieco krótszą historię, przeładowaną akcją i... durnymi decyzjami co do rozwiązania problemu. Przywołam tylko moment, kiedy bohaterowi tracą moc i nagle ją odzyskują. Tak z de... Czytałem ten fragment kilka razy, aby sprawdzić czy nic nie pominąłem. Jednak nie. Dziura fabularna, będąca deus ex machina plus nielogiczna. Takie kombo.
Niesmak po tej wpadce ratuje nieco historyjka dotycząca Jonathana Kenta oraz jego przyjaciółki. Chłopak naoglądał się horrorów, potem trzeba wybrać się na bagna i odnaleźć krowę (i nie tylko), co bardzo dobrze działa na wyobraźnię dzieci. A może nie? Może coś tam było prawdą? Uroczy zeszyt, taki który daje odpocząć od intensywnego środka.
Kreska. Ivan Reis, Ryan Sook, Tony S. Daniel czy Clay Mann. istne zatrzęsienie, a to nie jest skończona lista. Pod względem wyglądu trzeci tom jest przyjemną rzeczą dla oka.
Tym bardziej szkoda, że przy obłędnych dwóch pierwszych zbiorach, ten wydaje się zrobiony w pośpiechu, bez klimatu, choć są tu momenty gdzie widać dawne serce autora. Mam nadzieję, że to czkawka i moja ulubiona seria w DC Rebirth nie zaliczy upadku jak run Snydera o Batmanie w New 52...
Pamiętacie niedawne "The Multiversity" spod pióra Morrisona? To warto sobie coś stamtąd pamiętać, gdyż napotkamy postacie, jakie brały udział w tamtym wydarzeniu. Ale po kolei.
Początek jest świetny, choć stanowi tylko pocieszenie dla fanów Swamp Thinga, który w DC Rebirth został de facto pominięty. A szkoda, bo seria z New 52 to jeden z lepszych tytułów, jakie można tam...
Pierwsze co się rzuca w oczy przy omawianym tomie, to średnia. Jest obłędnie wysoka, więc i pewne oczekiwania się mimowolnie pojawiają. I wiecie, co? Nie wiem, jak się to udało Taylorowi i spółce, ale nie dosyć, że je spełnili, to dali dużo, dużo więcej.
Injustice słusznie może kojarzyć się z serią bijatyk komputerowych, które pozwalały sobie na nieco więcej. Tu można było stłuc Supermana Batmanem i na odwrót. Podobną sytuację mamy w komiksie, który skupia się na wydarzeniach oderwanych od głównej osi wydarzeń DC, sprzed pięciu laty od wydarzeń ukazanych w grze. To tzw. elseworld, który ogranicza jedynie wyobraźnia autora i można sobie pozwolić na uśmiercenie postaci, które normalnie są nie do ruszenia. I Taylor z tego korzysta. Nader często.
Clark z Lois oczekują dziecka, a mimo to kobieta nadal chce być aktywna jako dziennikarka. Na cel bierze ją sam Joker, wmanewrowując Supermana w dokonanie czynu, którego będzie żałował całe życie. Szkopuł w tym, że te wydarzenie wyzwala w bohaterze pokłady gniewu, które przekładają się na kolejny straszliwy czyn (choć absolutnie usprawiedliwiony), który popchnie Supermana w stronę zatracenia się służbie Ziemi. Ma on dosyć reagowania na całe zło świata, dążąc do pokoju na Ziemi, nawet jeżeli do takowego miałby zmusić ludzi siłą...
Widząc upadek ideałów przyjaciela, Bruce zbiera wokół siebie ekipę bohaterów, która ma zamiar powstrzymać Ligę Sprawiedliwości, która ostała się przy Supermanie, z Wonder Woman, która zaczyna być fanatyczką Człowieka ze Stali. A liczba zagrożeń zaczyna się dwoić i troić. Tak samo jak i liczba trupów, bo czasami nawet w kuriozalnych sytuacjach giną osoby ważne dla całego uniwersum. Praktycznie co zeszyt to żegnamy w ten, czy inny sposób jakąś figurę. Ale nie jest to wymuszone, tylko podyktowane całkiem sensowną fabułą.
A przekrój postaci jest tu potężny i niemałym zaskoczeniem będzie fakt, że autor znalazł też miejsce dla Lobo. I zaskakujące jest to, jak wszystko co widzimy jest satysfakcjonujące. Od początku wiemy, że musi dojść do konfrontacji na linii Batman-Superman i mamy dwunastu-zeszytową podbudówkę, która pokazuje jak zmienia się świat obu postaci. Ile tracą, ile muszą poświęcić i do czego to doprowadzi. Ale to nie byłaby tak dobra pozycja, gdyby fabuła nie współgrała z kreską.
A to co widzimy jest bajeczne świetne, wygląda obłędnie, począwszy od postaci, które miejscami zaskakują wyglądem, bo aparycja trochę się różni od przyjętego schematu, ale i tak całość wygląda olśniewająco. To brutalny, zaskakujący festiwal dobrych pomysłów, które stanowią mokry sen wielbiciela komiksów. Czego chcieć więcej?
Ps. Chyba sięgnę po zaległą grę, która kisi mi się na Steamie. Podobnie zrobię z dwoma dostępnymi zeszytami z serii (czwarty ma być pod koniec lutego), bo widzę że seria zapewnia całkiem niezła zabawę. Ciekaw jestem czy jakość zostanie tutaj utrzymana...
Pierwsze co się rzuca w oczy przy omawianym tomie, to średnia. Jest obłędnie wysoka, więc i pewne oczekiwania się mimowolnie pojawiają. I wiecie, co? Nie wiem, jak się to udało Taylorowi i spółce, ale nie dosyć, że je spełnili, to dali dużo, dużo więcej.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toInjustice słusznie może kojarzyć się z serią bijatyk komputerowych, które pozwalały sobie na nieco więcej. Tu można było...