-
Artykuły
Zwyciężczyni Bookera ścigana przez indyjski rząd. W tle kontrowersyjne prawo antyterrorystyczneKonrad Wrzesiński3 -
Artykuły
Sherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1 -
Artykuły
Dostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3 -
Artykuły
Magda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1
Biblioteczka
2023-03-01
2023-01-04
Pierwsze co się rzuca w oczy przy omawianym tomie, to średnia. Jest obłędnie wysoka, więc i pewne oczekiwania się mimowolnie pojawiają. I wiecie, co? Nie wiem, jak się to udało Taylorowi i spółce, ale nie dosyć, że je spełnili, to dali dużo, dużo więcej.
Injustice słusznie może kojarzyć się z serią bijatyk komputerowych, które pozwalały sobie na nieco więcej. Tu można było stłuc Supermana Batmanem i na odwrót. Podobną sytuację mamy w komiksie, który skupia się na wydarzeniach oderwanych od głównej osi wydarzeń DC, sprzed pięciu laty od wydarzeń ukazanych w grze. To tzw. elseworld, który ogranicza jedynie wyobraźnia autora i można sobie pozwolić na uśmiercenie postaci, które normalnie są nie do ruszenia. I Taylor z tego korzysta. Nader często.
Clark z Lois oczekują dziecka, a mimo to kobieta nadal chce być aktywna jako dziennikarka. Na cel bierze ją sam Joker, wmanewrowując Supermana w dokonanie czynu, którego będzie żałował całe życie. Szkopuł w tym, że te wydarzenie wyzwala w bohaterze pokłady gniewu, które przekładają się na kolejny straszliwy czyn (choć absolutnie usprawiedliwiony), który popchnie Supermana w stronę zatracenia się służbie Ziemi. Ma on dosyć reagowania na całe zło świata, dążąc do pokoju na Ziemi, nawet jeżeli do takowego miałby zmusić ludzi siłą...
Widząc upadek ideałów przyjaciela, Bruce zbiera wokół siebie ekipę bohaterów, która ma zamiar powstrzymać Ligę Sprawiedliwości, która ostała się przy Supermanie, z Wonder Woman, która zaczyna być fanatyczką Człowieka ze Stali. A liczba zagrożeń zaczyna się dwoić i troić. Tak samo jak i liczba trupów, bo czasami nawet w kuriozalnych sytuacjach giną osoby ważne dla całego uniwersum. Praktycznie co zeszyt to żegnamy w ten, czy inny sposób jakąś figurę. Ale nie jest to wymuszone, tylko podyktowane całkiem sensowną fabułą.
A przekrój postaci jest tu potężny i niemałym zaskoczeniem będzie fakt, że autor znalazł też miejsce dla Lobo. I zaskakujące jest to, jak wszystko co widzimy jest satysfakcjonujące. Od początku wiemy, że musi dojść do konfrontacji na linii Batman-Superman i mamy dwunastu-zeszytową podbudówkę, która pokazuje jak zmienia się świat obu postaci. Ile tracą, ile muszą poświęcić i do czego to doprowadzi. Ale to nie byłaby tak dobra pozycja, gdyby fabuła nie współgrała z kreską.
A to co widzimy jest bajeczne świetne, wygląda obłędnie, począwszy od postaci, które miejscami zaskakują wyglądem, bo aparycja trochę się różni od przyjętego schematu, ale i tak całość wygląda olśniewająco. To brutalny, zaskakujący festiwal dobrych pomysłów, które stanowią mokry sen wielbiciela komiksów. Czego chcieć więcej?
Ps. Chyba sięgnę po zaległą grę, która kisi mi się na Steamie. Podobnie zrobię z dwoma dostępnymi zeszytami z serii (czwarty ma być pod koniec lutego), bo widzę że seria zapewnia całkiem niezła zabawę. Ciekaw jestem czy jakość zostanie tutaj utrzymana...
Pierwsze co się rzuca w oczy przy omawianym tomie, to średnia. Jest obłędnie wysoka, więc i pewne oczekiwania się mimowolnie pojawiają. I wiecie, co? Nie wiem, jak się to udało Taylorowi i spółce, ale nie dosyć, że je spełnili, to dali dużo, dużo więcej.
Injustice słusznie może kojarzyć się z serią bijatyk komputerowych, które pozwalały sobie na nieco więcej. Tu można było...
2023-02-02
Jakie to było dobre... Pierwszy tom był świetny, z drugim jest podobnie. Nawet bym zaryzykował, że lepiej w pewnych aspektach, być może dlatego, że bardzo lubię Korpus Zielonych Latarni, a to na starciu pomiędzy nimi a Supermanem ten tom właśnie się skupia.
Clark rośnie w siłę, wprowadzając swoje rządy na globie. Ruch oporu, którym kieruje okaleczony Batman nadal się trzyma, ale nie może działać oficjalnie, bo zostanie zmieciony, a wiele osób chce odegrać się na Kryptończyku za doznane krzywdy. Nadzieja pojawia się, kiedy Strażnicy zauważając, że na Ziemi dzieje się źle. Postanawiają, że należy postawić Supka przed radą i wydać osąd.
Szkopuł w tym, że cały ten plan rozszyfrował Sinestro, który chce sam ugrać tu coś dla siebie, więc sprzymierza się z Supermanem, oferując mu własny Korpus. Morduje też znaczną figurę w Korpusie manipulując emocjami, aby napuścić na siebie dawnych przyjaciół. I temu cwaniakowi to wychodzi, bo koniec końców szykuje się masywne starcie sił dobra ze złem. Kto zginie, bo że ktoś zginie - to jest pewne jak Słońce.
Z tego słynie ta seria. Że nikt nie może się czuć bezpiecznie. Figury padają na tej szachownicy dosyć często i można się wkurzyć, kiedy trafi się to naszemu ulubieńcowi... (chyba, że ktoś grał w grę, ten wie kto się ostanie, a kto nie...). Plusik za mały przerywnik z Gordonem i Barbarą. Clayface to świnia. Wybitnie duża.
Graficznie jest naprawdę nieźle. Prace Xermanico, Bruno Redondo czy Mike S. Miller są naprawdę nieźle i choć to nie mistrzostwo świata, to idealnie wpasowuje się w tempo historii. A to majstersztyk w dziedzinie szybkości prowadzenia akcji. Nie oszukujmy się, Injustice to akcyjniak nastawiony na walki, które są należycie krwawe i soczyste zwroty akcji. Taki ma być, sięgasz, czytasz i odkładasz dopiero jak zobaczysz ostatnią stronę.
Miód. Może nie spamiętam wszystkich rozwiązań fabularnych, ale będę pamiętał, że bawiłem się wyśmienicie. I że tu kiedyś wrócę. Fanfik doskonały.
Jakie to było dobre... Pierwszy tom był świetny, z drugim jest podobnie. Nawet bym zaryzykował, że lepiej w pewnych aspektach, być może dlatego, że bardzo lubię Korpus Zielonych Latarni, a to na starciu pomiędzy nimi a Supermanem ten tom właśnie się skupia.
Clark rośnie w siłę, wprowadzając swoje rządy na globie. Ruch oporu, którym kieruje okaleczony Batman nadal się...
2023-01-24
Jedna z niewielu samodzielnych pozycji z książkowej serii Assassin's Creed, które to czerpią garściami, lub wręcz zrzynają fabułę z oryginalnych fabuł gier komputerowych. W tym przypadku jednak jest inaczej, bo Pustynna Przysięga stanowi prequel do wydarzeń z gry AC - Origins (w którą to jeszcze nie grałem) i jest to w "100%" produkt pióra autora, choć na motywach gry. Fabułą przenosi nas do młodości Bayeka i pokazuje jak to stał się on Medżaj, takim starożytnym odpowiednikiem strażnika kultury i wiary Egipcjan, a którzy są protoplastami średniowiecznych asasynów.
Ojciec wojownika rusza na niebezpieczną misję z wioski o nazwie Siwa, gdzie pełnił rolę strażnika świątynnego. Ktoś bowiem prowadzi działania przeciwko "temu dobremu" zgrupowaniu i trzeba zbadać sprawę. Jak się okazuje za ostatnimi Medżaj został wysłany najemny morderca, Bion, który ma dopilnować, aby starożytne bractwo zniknęło z powierzchni Ziemi. W lwiej części książki towarzyszymy młodzikowi, który to ma odnaleźć tajemniczą Khensę w Tebach, a która to ma umożliwić chłopaki odnalezienie ojca.
Od razu nadmienię, że mam problem z tym tytułem. Z jednej strony fajne postacie (dobra relacja bohatera z Ayą) towarzyszą mało rozpisanej fabule, która aż prosi się o większą głębię i szczegółowe opisy kultury czy miejsc, w końcu często wspomina się tu o zachowywaniu KULTURY medżaj. Niestety jest tego bardzo mało, a autor skupia się na drodze z punktu a do b, zupełnie jakbyśmy odgrywali misję w grze, szczędząc nam opisów z epoki. Tyle, że grze towarzyszą detale wizualne, które podbijają klimat, czyli Starożytny Egipt odwzorowany w jakimś stopniu na ekranie konsoli/PC. Suche opisy mogą mieć jaką wartość, ale nie pobudzą w takim stopniu wyobraźni, zwłaszcza gdy są szczątkowo opisane.
Sam pościg mordercy za bohaterami jest w pewnym stopniu interesujący i trzeba oddać autorowi, że czuć tu miejscami tą atmosferę zaszczucia. I taka jest właśnie "Pustynna przysięga". Interesujące koncepty, niestety słabo porozwijane. Takie liźnięcie tematu, który ma zaciekawić czytelnika na tyle, że może sięgnie po grę. I to działa, ale nie stanowi wartościowej pozycji, którą bym polecił, nawet pomimo pełnej autonomii względem poprzedniczek.
Jedna z niewielu samodzielnych pozycji z książkowej serii Assassin's Creed, które to czerpią garściami, lub wręcz zrzynają fabułę z oryginalnych fabuł gier komputerowych. W tym przypadku jednak jest inaczej, bo Pustynna Przysięga stanowi prequel do wydarzeń z gry AC - Origins (w którą to jeszcze nie grałem) i jest to w "100%" produkt pióra autora, choć na motywach gry....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-01-10
Mając do czynienia z poprzednimi pięcioma odsłonami książkowych adaptacji growej serii Assassin's Creed mogę tylko doceniać fakt, iż autor używał pseudonimu, a nie firmował tytułów swoim nazwiskiem. Były one co najwyżej średnie. Inaczej sprawa ma się z szóstą odsłoną, która zabiera czytelnik na Karaiby i pozwala obserwować losy Edwarda Kenway'a, zawadiaki, który chcąc się dorobić - został piratem. Nie wiem czy to zasługa miodnego materiału źródłowego, który przywrócił mi w wiarę w serię (nie grałem we wszystkie części - na ten moment jest na Rogue i Unity), ale i książka jest dużo lepsza w odbiorze.
Może dlatego, że Edward to postać zgoła inna, niż wszystkie prezentowane nam dotychczas. Pirat chce się tylko dorobić, aby wrócić w rodzinne strony z pewnym bogactwem. Nie bez znaczenia jest też fakt, iż zostawił za sobą młodą żonę i spore problemy. Konflikt na linii Templariusze-Asasyni mało go interesuje, ale i tak los wrzuci go w najważniejsze wydarzenia. Na plus zaliczam spory prolog, który wprowadza pewien wycinek czasu, w którym Edward jest jeszcze podrostkiem i pracuje na farmie ojce, przy owcach. Autor daje tu od siebie sporo, co cenię sobie - zwłaszcza, że w poprzednich odsłonach potrafił robić zrzynkę z całości fabuły gry komputerowej, tylko odtwarzając wydarzenia, jakie można przeżyć na ekranie PC/konsol.
Nie oznacza to, że takowych sekwencji tu nie będzie, bo w pewnym momencie, jak już lądujemy w Nowym Świecie, to i fabuła książki zazębia się z grą. Może to zasługa przerwy od serii, ale Bowden wydawał mi się tu czuć bardziej vide tego tytułu. Czytało mi się to zatem inaczej. Lepiej. Fajnie też, że mamy tu też kilka historycznych postaci, jak Czarnobrody, ale autor już nie skupia się na mozolnych opisach czy dialogach, tak aby wiernie oddać zawartość gry. Wyszło to książce na dobre.
I tak, reasumując, Czarna Bandera to najlepsza książkowa odsłona serii, którą można czytać w oderwaniu od reszty i to zalecałbym zrobić. Istnieje szansa, że będziecie się nieźle bawić i sięgniecie po komputerowy odpowiednik. Bo po książce odczuwałem taką chętkę.
Mając do czynienia z poprzednimi pięcioma odsłonami książkowych adaptacji growej serii Assassin's Creed mogę tylko doceniać fakt, iż autor używał pseudonimu, a nie firmował tytułów swoim nazwiskiem. Były one co najwyżej średnie. Inaczej sprawa ma się z szóstą odsłoną, która zabiera czytelnik na Karaiby i pozwala obserwować losy Edwarda Kenway'a, zawadiaki, który chcąc się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Trzeci już tom mokrego marzenia wielu fanów DC, które z lubością serwuje nam Taylor. Co prawda sprzedawany towar nie jest już tak świeży i odżywczy jak poprzednie, ale nadal bawi niepomiernie.
Batman próbował różnych rzeczy, aby pokonać Supermana. Dawny kompan złamał mu kręgosłup i teraz Mroczny Rycerz "doszedł do siebie", dalej działając w konspiracji przeciwko swojej dawnej drużynie, która zatraca się w pomyśle straży Ziemi. Szkopuł w tym, że coraz bardziej to przypomina reżim totalitarny, bo w końcu ci silni wybierają co dobre dla reszty, nawet jeżeli nie jest takowe.
Był sposób bezpośredni, była pomoc Korpusu Zielonych Latarni, teraz czas sięgnąć po magię. Szkopuł w tym, że także magicy są podzieleni i dadzą swoje poparcie określonej stronie. Tym razem oś wydarzeń kręci się wokół Constantine'a, który ma plan jak pokonać Supka. W tle mamy Raven wraz z jej ojcem Trigonem, Swamp Thinga, Etrigana, Spectre'a, Doktora Fate'a i innych. Dzieje się tu wiele, bo obie strony stosują własne wybiegi. Niekonieczne czyste.
Całość czyta się dobrze, bo akcja jest nieprzewidywalna. Ma się pewność, że ktoś zginie, bo Taylor prezentuje nam fabułę bez hamulców i można liczyć na sporo zaskoczeń, aczkolwiek nie są one tak duże jak w poprzednich tomach. Może to wina faktu, iż do nowych postaci nie mam aż takiej sympatii, co do poprzednich i ich śmierć, choć zaskakująca, nie miała takiego pokładu emocjonalnego, co np. przypadek Green Arrowa.
To nadal czysta akcja skondensowana na tych nieco ponad trzystu stronach, gdzie wydarzenia dzieją się naprawdę szybko. Z zasady nie lubię też sytuacji na zasadzie "co by było gdyby", ale ta tutaj ukazana w umyśle Clarka była świetna. Niemniej całość powoli zmierza do końca (czytaj gry) i Taylor zaczyna się nieco wyprztykiwać ze sztuczek. Oby dowiózł, bo na czytelników czekają jeszcze dwa tomy, w tym jeden już obecny w języku polskim (kisi mi się na biurku).
Jeżeli lubicie wakacyjne blockbustery to Injustice jest jak znalazł dla Was. To tytuł świadomy czym jest. Fanfikiem, który potrafi dać sporo zabawy i za takowy traktuję całą serię, oczekując tylko dobrej zabawy. I jako taki typ dzieło Taylera sprawdza się idealnie i jest jedną z najlepszych serii w tej dziedzinie.
Trzeci już tom mokrego marzenia wielu fanów DC, które z lubością serwuje nam Taylor. Co prawda sprzedawany towar nie jest już tak świeży i odżywczy jak poprzednie, ale nadal bawi niepomiernie.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toBatman próbował różnych rzeczy, aby pokonać Supermana. Dawny kompan złamał mu kręgosłup i teraz Mroczny Rycerz "doszedł do siebie", dalej działając w konspiracji przeciwko swojej...