Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Przepięknym, plastycznym językiem, z bardzo delikatną nutą życzliwej ironii, opisany powolny upadek rodu Salina. W tle, ale zdecydowanie nie głębokim, przemiany społeczno-polityczne po zjednoczeniu Włoch. Zjednoczeniu, które w sferze mentalnej de facto wciąż się nie dokonało i chyba już nie dokona, co zresztą autor przewidywał. Diagnozy dotyczące Sycylijczyków, ale i szerzej - ludzi, stawiane z gracją lamparta i celnością strzelca wyborowego. Można by wynotowywać z co drugiej kartki. Warto to dzieło posiadać.

Przepięknym, plastycznym językiem, z bardzo delikatną nutą życzliwej ironii, opisany powolny upadek rodu Salina. W tle, ale zdecydowanie nie głębokim, przemiany społeczno-polityczne po zjednoczeniu Włoch. Zjednoczeniu, które w sferze mentalnej de facto wciąż się nie dokonało i chyba już nie dokona, co zresztą autor przewidywał. Diagnozy dotyczące Sycylijczyków, ale i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

To nie jest reportaż dla niedojrzałych. Nie będzie tu ocen, koloryzowania, moralizowania. Umysł czytelnika nie zacznie się buntować przeciwko tanim efektom, błyskawicznym wnioskom. Świadków zbrodni nikt nie wyłączy ze społeczeństwa. Zostanie natomiast naszkicowany portret środowiska, z którego wywodzili się zbrodniarze oraz chroniący ich świadkowie. Pojawi się niepokój, gdy spośród wyłaniających się kolejno postaci zaczną wyskakiwać pytania:

Jak to jest, że kilkadziesiąt osób w milczeniu ogląda zabijanie ciężarnej kobiety, jej męża oraz nastoletniego brata?
Jak to jest, że zaledwie cztery dekady temu ludzie pocałowali najświętszy dla nich(?) symbol (krzyż), obiecując zbrodniarzowi posłuszeństwo?
Jak to możliwe, że babka zbrodnię wobec jej własnych wnuków uznaje za nieistotną w kontekście dobrych relacji z sąsiadem-zabójcą?
Jak to możliwe, że tylko jedna rodzina w Zrębinie wykazuje się człowieczeństwem?
Co spowodowało taką hermetyzację zrębińskiej społeczności?
Dlaczego od życia ludzkiego ważniejsze jest tam dobre imię rodziny?

Szczęśliwie na wszystkie te pytania Łuka nawet nie próbuje odpowiadać. Ale gdyby nie jego skrupulatna praca, dociekliwość i upór - kto by je w ogóle postawił?

To nie jest reportaż dla niedojrzałych. Nie będzie tu ocen, koloryzowania, moralizowania. Umysł czytelnika nie zacznie się buntować przeciwko tanim efektom, błyskawicznym wnioskom. Świadków zbrodni nikt nie wyłączy ze społeczeństwa. Zostanie natomiast naszkicowany portret środowiska, z którego wywodzili się zbrodniarze oraz chroniący ich świadkowie. Pojawi się niepokój, gdy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Niewiele sobie po tej publikacji obiecywałem. Ot, ładnie wydany albumik ze wspominkami. Autor jednak wyprowadził mnie z błędu, zaskakując poczuciem humoru, lekkością w pisaniu, znajomością Serbii poza-przewodnikowej, niezłymi zdjęciami.

Jeśliś potencjalny czytelniku ciekawy:
- kto pół roku spędza w domku na drzewie, a drugie pół w jaskini,
- gdzie robi się najlepszy sudżuk,
- gdzie pewien pocieszny pasterz umila owieczkom wypas grą na fujarce,
- jak pije się z grabarzami przygotowującymi się do pochowania,
- czy są jeszcze prawdziwi Cyganie;
to nie szukaj odpowiedzi na powyższe pytania w codzienności. W publikacji Iwickiego są podane na tacy, i to sowicie zastawionej serbskimi (też: bałkańskimi) absurdami, smaczkami i potrawami.

Niewiele sobie po tej publikacji obiecywałem. Ot, ładnie wydany albumik ze wspominkami. Autor jednak wyprowadził mnie z błędu, zaskakując poczuciem humoru, lekkością w pisaniu, znajomością Serbii poza-przewodnikowej, niezłymi zdjęciami.

Jeśliś potencjalny czytelniku ciekawy:
- kto pół roku spędza w domku na drzewie, a drugie pół w jaskini,
- gdzie robi się najlepszy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Narracyjne ukrycie własnych odczuć w stosunku do tak niewyobrażalnie okrutnej zbrodni jak rzeź wołyńska z pewnością wymagało od autora wiele wysiłku. Cieszy fakt, że Szabłowski - mimo że w reportażu jest przeważnie prawie niewidoczny - po wydaniu książki mógł z zadowoleniem się uśmiechnąć i przyjąć gratulacje za stworzenie dzieła nie tylko opisującego przeszłość, ale i niosącego bardzo wyraźne przesłanie: by nie ludzi oceniać, a ich czyny. Nie całe narody, a indywidualności. I przede wszystkim - by w gąszczu zła nie przegapić Człowieka. A to chyba nie do końca się nam udaje, o co autor wnosi zarzut:
"Nie dajemy swoim sprawiedliwym medali, nie sadzimy im drzewek. Nie dajemy im też telewizorów. Szczerze mówiąc, to w ogóle o nich nie pamiętamy. Może pani spać spokojnie."
A wy możecie?

Narracyjne ukrycie własnych odczuć w stosunku do tak niewyobrażalnie okrutnej zbrodni jak rzeź wołyńska z pewnością wymagało od autora wiele wysiłku. Cieszy fakt, że Szabłowski - mimo że w reportażu jest przeważnie prawie niewidoczny - po wydaniu książki mógł z zadowoleniem się uśmiechnąć i przyjąć gratulacje za stworzenie dzieła nie tylko opisującego przeszłość, ale i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Trudna do sklasyfikowania pozycja, będąca mieszanką wspominek, reportaży, minibiografii i przemyśleń autora nt. Czechów (ich kultury, zwyczajów, zachowań, sposobu rozumowania). Czyta się lekko i przyjemnie, bywa zabawnie, ciekawie, surrealistycznie. Warto po książkę Szczygła sięgnąć.

Trudna do sklasyfikowania pozycja, będąca mieszanką wspominek, reportaży, minibiografii i przemyśleń autora nt. Czechów (ich kultury, zwyczajów, zachowań, sposobu rozumowania). Czyta się lekko i przyjemnie, bywa zabawnie, ciekawie, surrealistycznie. Warto po książkę Szczygła sięgnąć.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Autor stara się swoją książką zdjąć społeczeństwu klapki z oczu (każące myśleć o relacjach ze zwierzętami w określony sposób). Nie sugeruje zajęcia miejsca po którejś ze stron sporu (myśliwi vs obrońcy zwierząt; mięsożercy vs wegetarianie, itd.), a tłumaczy, w jaki sposób funkcjonuje przyroda. I jak to zwykle bywa - jak się nie jest wyznawcą żadnej strony, to któraś natychmiast oskarża o propagandę (odnoszę się do jednej z opinii powyżej, w której autor pisze, że zastrzelenie zwierzęcia przez myśliwego jest zbrodnią większą niż ubój przemysłowy poprzedzony taką hodowlą - dość osobliwy to sposób rozumowania).
Zastanawiając się w sklepie nad zakupem mięsa, mleka czy jaj, można zrobić co nieco dla przyrody. Wszak rynek dostosowuje się do wymagań klienta, a działanie racjonalne przynosi długoterminowo więcej korzyści niż radykalizm. Warto tę książkę przeczytać i o niej podyskutować.

Autor stara się swoją książką zdjąć społeczeństwu klapki z oczu (każące myśleć o relacjach ze zwierzętami w określony sposób). Nie sugeruje zajęcia miejsca po którejś ze stron sporu (myśliwi vs obrońcy zwierząt; mięsożercy vs wegetarianie, itd.), a tłumaczy, w jaki sposób funkcjonuje przyroda. I jak to zwykle bywa - jak się nie jest wyznawcą żadnej strony, to któraś...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niemałym wysiłkiem okazało się dla mnie przebicie się przez reportaż i dotarcie do wizjonerskiego epilogu, w którym autor hojnie i wspaniałomyślnie wylewa miód na serca zamieszkujących Bośnię i Hercegowinę (Boszniaków, Serbów i Chorwatów), podając im na tacy gotowe rozwiązanie wszystkich ich problemów.

Najpierw jednak Herve Ghesquiere pisze o tym, jak to na początku lat 90. był w BiH oraz Chorwacji. Zabrzmiało obiecująco. W końcu trzeba nie lada odwagi, a może i brawury, żeby wybrać się na tereny objęte działaniami wojennymi. I to tylko po to, by relacjonować je niczego nieświadomym Europejczykom. W dodatku francuski dziennikarz (jakże jego tożsamość narodowa jest obecna w reportażu) podaje, że w trakcie wojny w byłej Jugosławii Europa, Ameryka oraz ONZ wykazywały bierność. Można by to uznać za kolejny promyk nadziei, gdyby nie następne zdanie:

"Społeczność międzynarodowa słono zapłaciła za to tchórzostwo; zgubne przede wszystkim dla jednego narodu".

Chciałbym zapytać autora, jakaż to była zapłata. Bo jakoś przychodzi mi do głowy tylko podanie się do dymisji holenderskiego rządu po tym, jak przedstawiono raport na temat masakry w Srebrenicy. Jednak czy władze państwowe są "społecznością międzynarodową"? Nie? To w takim razie kto ją tworzy? Dobrze by było to wyjaśnić, bo Ghesquiere szafuje tym pojęciem bez opamiętania.

Wróćmy jednak do treści reportażu. Autor po dwóch dekadach wraca do BiH, by zobaczyć, jak się dziś żyje ludziom doświadczonym bolesnymi wspomnieniami. Wraca z gotową tezą: będzie następna wojna! I tak już od samej granicy węszy sensacji. Dziwi go, że w miejscowości Bosanski Brod powiewają flagi Republiki Serbskiej. Ale jak to? Przecież wjechał do Bośni i Hercegowiny! To jego zaskoczenie jest tak irracjonalne, że aż trudno wywnioskować, czy naprawdę nie wie, jak wygląda podział administracyjny BiH, czy po prostu już od początku chce czytelnikowi wtłoczyć do głowy atmosferę grozy i podziałów. To dość dziwne, że - mając doświadczenie korespondenta wojennego - nie wiedział, że Serbowie chętnie usuną z nazwy Bosanski Brod pierwszy człon. Nie wie, że czymś pospolitym jest zamazywanie nazw pisanych cyrylicą/łacinką (w zależności od części składowej BiH) - i to nie tylko w trakcie wojny, ale i dziś?

Skąd u autora taka ignorancja? Po co język rodem z bulwarówek - sensacyjny, prymitywny? Dlaczego Ghesquiere nie zadaje pytań i nie szuka odpowiedzi? (Jaki jest powód nienawiści między trzema narodami? Co wywołało wojnę?). Dlaczego w rozdziale o Srebrenicy pisze, że Naser Orić to "postać symbol i bardzo skuteczny obrońca Srebrenicy" usunięty przez Aliję Izetbegovicia "pod pretekstem, że zaczął wymykać się [Orić - przyp.] spod kontroli". Czy autor naprawdę nie wie, że Orić był sądzony przez MTK w Hadze, gdzie co prawda nie udowodniono mu bezpośredniego udziału w mordowaniu cywili, ale za to obarczono go winą za morderstwa dokonywane przez jego podwładnych (prawomocny wyrok: 2 lata pozbawienia wolności)? Dlaczego o tym nie wspomniał? Nie pasowało do tezy, że krzywd doznał tylko jeden naród? W tym samym rozdziale Francuz podaje, że Srebrenica przed wojną liczyła 40 tysięcy mieszkańców. Jakim cudem? To mała górska miejscowość, licząca w 1991 roku (spis powszechny) 5 746 mieszkańców. Może chodziło mu o całą gminę? (1991 rok: 36 666 mieszkańców). Jeśli tak, to dlaczego tego nie wskazał?

Nie jest to zresztą jedyny błąd merytoryczny w reportażu. Z rozdziału "Bratunac. Zaprzeczenie" możemy się np. dowiedzieć, że Bijeljina i Foca leżą w... zachodniej Bośni. Z jednego z przypisów wynika z kolei, że Mostar zamieszkuje 56% Chorwatów, 40% Boszniaków i 5% Serbów (brakuje pozdrowień dla nauczycielki matematyki).

Fatalnie świadczą takie błędy o autorze, jednak można by go rozgrzeszyć, gdyby okazał dobre intencje. Nie jest nimi jednak wyjazd do BiH z postawioną tezą, że "będzie wojna" i szukanie na siłę dowodów, że konflikt faktycznie wybuchnie. Nie jest nią też unosząca się znad lektury aura oświeconego Europejczyka, który przyjechał na Bałkany, by zobaczyć, jak żyją ci zacofani, dający się porwać "nacjonalistycznemu szaleństwu" ludzie. Autor - gdy pasuje to do tezy - stwierdza nawet, że popi mają "groźne wyrazy twarzy".

Chwilę poświęcić chciałbym jeszcze zdaniu:

"Mężczyźni i kobiety ze Srebrenicy [chodzi o osoby biorące udział w uroczystościach upamiętniających ofiary masakry - przyp.] mają jednak dobrą pamięć i nie są ofiarami politycznego cynizmu".

To już nie jest naiwność, to jest, eufemistycznie rzecz ujmując, galopująca utrata zdolności rozumowania. Muzułmańskich mieszkańców Srebrenicy i okolicznych wiosek właśnie polityczny cynizm wepchał wprost w ręce serbskich jednostek dowodzonych przez Ratka Mladicia... Czy poddanie się wojsk ONZ woli Serbów nie było politycznych cynizmem i nieudolnością?

A skoro o nieudolności mowa, to kilka słów jeszcze na temat wydania. Uniwersytet Jagielloński zapomniał o swojej renomie? Dlaczego w książce sygnowanej jego nazwą nie odmienia się niektórych nazw miejscowości (Trnopolje, Omarska) oraz pseudonimów (Tito)? Dlaczego nazwę akcji wojsk chorwackich "Oluja" tłumaczy się na "Nawałnica", a nie "Burza", jak jest powszechnie przyjęte? Dlaczego w książce pojawia się słowo "meczy" w miejsce "meczów"? Kiepsko to świadczy o Wydawnictwie UJ.

Tytułem podsumowania: na początku wspomniałem o wspaniałomyślnym rozwiązaniu podanym mieszkańcom BiH przez autora. Otóż w epilogu pisze, że "Bośniacy nie odważyli się zerwać kajdan nietolerancji" i że "wolą nieszczęsny reżim, na który stale narzekają, niż próbę podjęcia jednego wyboru". Ergo: rozwój i światłość BiH zależy zdaniem autora tylko od tego, jak zagłosują w wyborach obywatele. Nie ma na to wpływu fatalny, skomplikowany i zagmatwany system polityczny (nałożony przez zatroskaną "wspólnotę międzynarodową"), degeneracja rządzących i kandydatów na nich, korupcja, bieda (świetny grunt pod polaryzowanie społeczeństwa). Szkoda - moim skromnym zdaniem - czasu, by po lekturze przekonać się, że właśnie tacy ludzie jak Ghesquiere relacjonowali (post)jugosłowiański konflikt na początku lat 90. i że to dlatego do dziś prawie nikt nie ma pojęcia, co się na Bałkanach Zachodnich wydarzyło. No cóż, pogłębianie niewiedzy i podtrzymywanie stereotypów nie wymaga szczególnego wysiłku.

Niemałym wysiłkiem okazało się dla mnie przebicie się przez reportaż i dotarcie do wizjonerskiego epilogu, w którym autor hojnie i wspaniałomyślnie wylewa miód na serca zamieszkujących Bośnię i Hercegowinę (Boszniaków, Serbów i Chorwatów), podając im na tacy gotowe rozwiązanie wszystkich ich problemów.

Najpierw jednak Herve Ghesquiere pisze o tym, jak to na początku lat...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Z pewnością nie jest to książka, którą czyta się jednym tchem. Można powiedzieć, że wymaga sporej uwagi; że autor nie zaprzątał sobie głowy tym, by czytelnik miał możliwość posegregowania informacji wypływających z przemyśleń Ismeta (Izzy'ego) i Mustafy.
Jednak problem, jaki stanowi zaplanowany bałagan chronologiczny (obrazujący problemy psychiczne bohatera) zupełnie blednie w zestawieniu z kapitalną wręcz zdolnością Prcicia do przekazywania emocji. I to nie tylko tych, które wywołała wojna i ucieczka przed nią, ale również tych czysto młodzieńczych - naiwnych i pięknych w swej prostocie. Zdolność ta obrazowana jest niekiedy w iście orientalny sposób - narracją pełną ornamentów językowych. A nie brakuje też - dla kontrastu (ale czy po coś jeszcze?) - wstawek wulgarnych.
Książka pozostawia czytelnika w ponurawo-nostalgicznym nastroju. Na pozytywy - poza czarnym, dyskretnym humorem - raczej w niej za wiele miejsca nie ma. Ale tak to musiało wyglądać, skoro główny bohater od lat ma problemy psychiczne. A że nazywa się tak, jak autor? No cóż, nieprzypadkowo.

Z pewnością nie jest to książka, którą czyta się jednym tchem. Można powiedzieć, że wymaga sporej uwagi; że autor nie zaprzątał sobie głowy tym, by czytelnik miał możliwość posegregowania informacji wypływających z przemyśleń Ismeta (Izzy'ego) i Mustafy.
Jednak problem, jaki stanowi zaplanowany bałagan chronologiczny (obrazujący problemy psychiczne bohatera) zupełnie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Autor skupia się na codziennych problemach stacjonujących w BiH wojsk sił międzynarodowych. Trudno było oczekiwać czegoś więcej poza suchymi faktami i suchym, wojskowym językiem. To wspomnienia przeznaczone raczej dla mocno zainteresowanych tematyką wojny w Bośni.

Autor skupia się na codziennych problemach stacjonujących w BiH wojsk sił międzynarodowych. Trudno było oczekiwać czegoś więcej poza suchymi faktami i suchym, wojskowym językiem. To wspomnienia przeznaczone raczej dla mocno zainteresowanych tematyką wojny w Bośni.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to