-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2012-09-22
2012-10-21
W dzisiejszych czasach język angielski znany jest choć w niewielkim stopniu niemal każdemu człowiekowi. Odkąd stał się językiem międzynarodowym, w którym można dogadać się w większości krajów, również Polacy postanowili zacząć jego naukę. Od wielu lat język ten figuruje w szkołach jako obowiązkowy, dlatego dzieci mają z nim styczność już od najmłodszych lat. Często zaczynają jego naukę już w latach przedszkolnych, lecz odbywa się to zwykle w formie zabawy i stopniowego poznawania, a nie poważnych kursów. Pewnego typu zabawą połączoną z kursem nauki języka angielskiego są fiszki 1000 najważniejszych słów i zdań skierowane dla początkujących, jednak jak przekonałam się "na własnej skórze", nawet osoby na poziomie średnio-zaawansowanym często nie znają pewnych wyrażeń zawartych w tym zestawie.
Każda z fiszek jest dwustronna. Na jednej ze stron widnieje słowo w języku polskim oraz przykład jego użycia w zdaniu. Na odwrotnej stronie przedstawiony jest ten sam schemat, lecz w języku angielskim. Fiszki są podzielone na 40 grup tematycznych, m.in.: natura, rodzina, podróże, sport, wygląd zewnętrzny, zakupy czy wojsko i wojna. Opakowanie zawiera również trzy kolorowe przegródki, dzięki którym możemy zaznaczyć, ile wyrażeń "Umiem", mam "Do nauki", a ile "Uczę się". Dodatkowo dostajemy 20 czystych fiszek, które sami możemy uzupełnić w słówka, których nie możemy zapamiętać.
Osobiście uważam, że nauka języków obcych poprzez fiszki jest jedną z najlepszych i najskuteczniejszych metod. Pomimo że te są skierowane dla początkujących, to i osoba, która uczy się języka angielskiego od wielu lat, na pewno coś z tego wyniesie. Kartoników jest niewyobrażalnie dużo i z pewnością każdemu zapoznanie się z nimi zajmie długi okres czasu - tak jak to było w moim przypadku. Jednak dzięki nauce poprzez fiszki wierzę, że potrafię lepiej porozumieć się w tym języku i jak najbardziej polecam je każdemu, kto nie miał lub nawet miał już styczność z językiem angielskim w praktyce :)
http://oczami-czytelnika.blogspot.com/2012/10/1000-najwazniejszych-sow-i-zdan-dla.html
W dzisiejszych czasach język angielski znany jest choć w niewielkim stopniu niemal każdemu człowiekowi. Odkąd stał się językiem międzynarodowym, w którym można dogadać się w większości krajów, również Polacy postanowili zacząć jego naukę. Od wielu lat język ten figuruje w szkołach jako obowiązkowy, dlatego dzieci mają z nim styczność już od najmłodszych lat. Często...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2008-01-01
"Ania..." była moją lekturą w podstawówce, sięgnęłam do niej z chęcią. Od samego początku przypadła mi do gustu. Tytułowa bohaterka to najcudowniejsza osoba, jaką poznałam i przez długie lata utożsamiałam się z nią. Z biegiem czasu wydaje mi się, że jesteśmy jeszcze bardziej podobne, niż myślałam... "Marchewka" to dziewczynka o wybujałej wyobraźni i starszej duszy, niż wskazuje na to jej ciało. Trzyma się sztywnych zasad, a jeżeli robi jakieś wybryki, to są one dosłownie karygodne (i prześmieszne!). Powieść o szalonych przygodach sieroty, która odkryła miłość w tak obojętnej osobie jak Maryla, potrafi pochłonąć cały nasz czas i sprawia, że pragniemy więcej. Kolejne części opowiadające o dalszych losach Ani są równie ciekawe i warte przeczytania jak ta. Każdy człowiek, któremu nie obca jest miłość, ból i cierpienie, który kocha literaturę i nie wstydzi się mówić o tym, co myśli, a także ubierać tego w piękne słowa, odnajdzie się w tej książce, którą szczerze polecam.
"Ania..." była moją lekturą w podstawówce, sięgnęłam do niej z chęcią. Od samego początku przypadła mi do gustu. Tytułowa bohaterka to najcudowniejsza osoba, jaką poznałam i przez długie lata utożsamiałam się z nią. Z biegiem czasu wydaje mi się, że jesteśmy jeszcze bardziej podobne, niż myślałam... "Marchewka" to dziewczynka o wybujałej wyobraźni i starszej duszy, niż...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-10-16
Dr Doreen Virtue po raz kolejny zadziwia i oczarowuje nas anielską magią zawartą w swoich kartach. Tym razem psycholog zajęła się, jak twierdzi, swoją ulubioną tematyką - miłością. W podręczniku dodanym do talii Anielskie wsparcie w miłości wypowiada się o zamiłowaniu wykonywania karcianych wróżb dotyczących związków. Nawiązuje wtedy kontakt z Romantycznymi Aniołami, które podpowiadają dobre rozwiązanie zarówno jej, jak i osobie, do której nawiązuje przepowiednia. W swojej publikacji uświadamia nas, że dosłownie każdy jest w stanie nawiązać kontakt z tymi stworzeniami. Zapewnia również o tym, że w każdej chwili są gotowe udzielić pomocy każdemu, kto jej potrzebuje.
Dotychczas autorka prezentowała swoim czytelnikom talie, które jedynie w niewielkim stopniu nawiązywały do ważnego tematu uczuć. Teraz jest dumna z możliwości przekazania w nasze ręce kart poświęconym tylko i wyłącznie związkom i miłości, której niewątpliwie każdy z nas potrzebuje. Poszczególne karty zawierają swoją nazwę, oryginalny, piękny rysunek przedstawiający podstawową symbolikę karty oraz krótkie przesłanie tuż pod obrazkiem. Tym razem użytkownik nie nawiązuje kontaktu tylko z jednym aniołem, lecz z całą masą! Wśród nich autorka wyróżnia Archanioła Michała, Archanioła Jofiela, Archanioła Chamuela, Archanioła Rafaela i Archanioła Raguela. Każdy z tych wysłanników jest w mniejszym lub większym stopniu powiązany z główną tematyką tej publikacji, dlatego może najlepiej zrozumieć nasze pragnienia. Każdy z nich jest otwarty na kontakt z ludźmi i nie dzieli ich na rasy czy wiarę, dlatego jestem pewna, że każdy, kto sięgnie po tę talię kart, będzie zachwycony i otrzyma pomoc, której tak pragnie... Serdecznie polecam!
http://oczami-czytelnika.blogspot.com/2012/10/karty-anielskie-autorstwa-doreen-virtue.html
Dr Doreen Virtue po raz kolejny zadziwia i oczarowuje nas anielską magią zawartą w swoich kartach. Tym razem psycholog zajęła się, jak twierdzi, swoją ulubioną tematyką - miłością. W podręczniku dodanym do talii Anielskie wsparcie w miłości wypowiada się o zamiłowaniu wykonywania karcianych wróżb dotyczących związków. Nawiązuje wtedy kontakt z Romantycznymi Aniołami, które...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-10-17
Ciro Marchetti jest wielokrotnie nagradzanym artystą pochodzącym z Wielkiej Brytanii. Studiował sztukę w Londynie, pracował w Europie i południowej Afryce przed zamieszkaniem w Stanach Zjednoczonych Ameryki, gdzie wówczas założył agencję związaną ze swoimi pracami. Znajdowała się ona w Miami. Ciro pracuje również jako wykładowca, udzielając cennych wskazówek osobom zainteresowanym sztuką. Poza tym zajmuje się samorozwojem i poszerzaniem horyzontów. Skłania się ku projektowaniu i tworzeniu ilustracji na kartach Tarota. Talie, które stworzył już od wielu lat plasują się na szczytach list popularności wśród wielbicieli i miłośników kart. W swoim dorobku ma Pozłacanego Tarota, Tarota Snów, a także Boskiego Tarota, któremu chciałabym poświęcić tę recenzję.
Magia jako taka była obecna w życiu śmiertelników od zarania dziejów. Niemal każdego ciekawiło to, dlaczego pojawił się właśnie na tej planecie, to co zdarzy się w przyszłości, a także jaką misję zostało mu polecone wykonać. W tym celu nasi przodkowie obdarzeni niezwykłymi, nadprzyrodzonymi zdolnościami, postanowili stworzyć coś, co pomogłoby im w odkrywaniu tajemnic wszechświata. Wyposażeni w rozwiniętą intuicję potrafili nie raz przewidzieć to, co miało szansę się zdarzyć. Zaczęło się od drzeworytów. Kolejno po nich przyszedł czas na talie w stylu marsylskim, które zdominowały świat Tarota na kilka wieków. Następnie pojawił się typowy Rider Waite ze swoimi Małymi Arkanami w pełni zilustrowanymi przez Pamelę Coleman Smith na początku XX wieku. Kilka dziesięcioleci później, dzięki Thotowi Aleistera Crowleya, pojawiła się talia zilustrowana przez Friedę Harris. Te klasyczne dzieła były w swoim czasie filarami społeczności zajmującej się Tarotem i całkiem długo, bo do połowy XX wieku, pozostawały jedynymi dostępnymi opcjami. Przez parę ostatnich dziesięcioleci, jednakże, rynek został zalany przez talie Tarota produkowane zarówno przez ważnych wydawców, jak i przez pojedynczych artystów, którzy stworzyli samodzielne projekty. Zalicza się do nich również Ciro Marchetti, który swoją kolejną talię, choć z całą pewnością najlepszą wśród dotychczas przez niego zilustrowanych, postanowił stworzyć inspirując się symboliką Ridera Waite'a.
W odróżnieniu do kart, z jakimi do tej pory się spotykałam, te są zbudowane nieco inaczej. Przede wszystkim nad ilustracją nie znajduje się cyfra, a nazwa, którą dotychczas widywałam u dołu kart w innych taliach. Ciro postanowił poprzez stworzenie własnej talii kart Tarota, opowiedzieć historię, o której do tej pory mało kto mówił. Począwszy od pierwszych kart, czyli Wielkich Arkach, opowieść zaczyna się od Głupca z liczbą zero u dołu. W odróżnieniu od schematu typowego chłopca swawolnie krążącego po wzgórzach z pakunkiem przewieszonym przez ramię, tutaj jest on przedstawiony jako rozpoczęcie podróży, gdy to mężczyzna opatrzony w maskę na swej twarzy, stoi jedną nogą na klepsydrze, która właśnie zaczęła odmierzać czas jego misji. Drugą nogę trzyma w powietrzu, nie zwracając uwagi na to, że ma świat dosłownie u swoich stóp. W ten sposób rozpoczyna długą drogę, na której spotka się zarówno z przyjemnościami, jak i uprzykrzeniami, jednak do samego końca zbiera nowe doświadczenia życiowe, nie zwieszając głowy.
Patrząc jedynie na okładkę książki, zarówno autor, jak i sama talia skutecznie zaczyna swego odbiorcę intrygować. Opowieści dodane przez autora jako krótki wstęp przed dokładnym opisaniem znaczeń każdej z kart, są niezwykle ciekawe i interesujące. Sprawiły, że czytałam całą książkę z przyjemnością, nie mogąc się od niej oderwać. Przyznaję, że po zakończeniu rozdziału z opowieścią, żałowałam iż autor nigdy nie pomyślał o wydaniu tytułu niezwiązanego w żadnym stopniu ze sztuką, a więc tym, czym się obecnie zajmował. Czułam się tak, ponieważ chłonęłam każde słowo Marchettiego z wielką uwagą, nie chcąc pominąć nawet literki. Spodobał mi się zarówno jego lekki styl pisania, jak i sposób, w jaki potrafił przyciągnąć do siebie czytelnika. Dlatego też z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że zawartość książki dołączonej do talii kart, porwała mnie w magiczną sferę niemal tak samo, jak one same. Boski Tarot jest bowiem najpiękniejszym, z jakim się do tej pory spotkałam, a możecie mi uwierzyć, że przez ostatni rok nie zajmowałam się niczym innym tak zachłannie, jak zgłębianiem zasad używania kart Tarota. Talia autorstwa Ciro Marchettiego z pewnością pobudziła moją intuicję i sprawiła, że spojrzałam na świat zupełnie inaczej, niż zwykłam robić to do tej pory. Po wielotygodniowej pracy z tymi kartami przekonałam się, że sprawują się one znacznie lepiej, niż moje poprzednie talie. Teraz, gdy czuję potrzebę zrobienia rozkładu dla siebie bądź swoich bliskich, mam pewność, że zdobędę jasne wskazówki i odpowiedź na wszystko, co mnie tylko zacznie trapić. Z całego serca polecę tę talię zwłaszcza osobom zaawansowanym, które już wcześniej miały kontakt z Tarotem, ale także niedowiarkom, którzy ciągle nie mogą się przekonać do tego, jaką pomocą mogą stać się dla nich karty. Zachęcam do kupienia!
http://oczami-czytelnika.blogspot.com/2012/11/boski-tarot-ksiazka-karty.html
Ciro Marchetti jest wielokrotnie nagradzanym artystą pochodzącym z Wielkiej Brytanii. Studiował sztukę w Londynie, pracował w Europie i południowej Afryce przed zamieszkaniem w Stanach Zjednoczonych Ameryki, gdzie wówczas założył agencję związaną ze swoimi pracami. Znajdowała się ona w Miami. Ciro pracuje również jako wykładowca, udzielając cennych wskazówek osobom...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-02-15
2012-07-22
David Pond, autor powyższej pozycji, to profesjonalny astrolog i metafizyk zajmujący się rozwojem duchowym. W swoim życiu od początku był osobą lubianą i szanowaną, jednak zawsze wiedział, że czegoś mu brakuje. Pomimo bycia pozornie szczęśliwym, wciąż szukał tego, co da mu radość wewnętrzną i spełnienie. Gdy siostra pierwszy raz postawiła mu horoskop, wtedy poczuł, że to jest to! To była jedna z tych rzeczy, którymi chciałby się zająć. Wtedy to przeprowadził się, porzucił poprzedni zawód i zaczął studiować tajniki astrologii. Z biegiem czasu stawał się coraz lepszy, spróbował swoich sił w pisarstwie i dzięki temu możemy zapoznać się z podręcznikiem o czakramach.
"Czakry dla początkujących" to jedna z pozycji występujących w serii opublikowanej przez wydawnictwo Studio Astropsychologii. Jest poradnikiem stanowiącym ogromny zbiór wiedzy dotyczącej czakr, czyli kanałów, przez które przepływa energia wszechświata. Każdy z nas posiada siedem głównych czakr. Są one umiejscowione od podstawy kości ogonowej, aż do czubka głowy. Na dobrze dopracowanej okładce możemy zobaczyć dokładnie, w którym miejscu znajduje się każda z nich. Ich kolory przypominają tęczę - pierwsza czakra, nazywana Czakrą Korzenia, ma kolor czerwony, natomiast ostatnia - Czakra Korony - fioletowy.
Czakramy są symbolem tego, jacy jesteśmy, na jakim stopniu rozwoju się znajdujemy i do czego mamy predyspozycje. Każda z nich odpowiada za daną sferę życia, począwszy od instynktu przetrwania związanego z Czakrą Podstawy, poprzez ufność i przepełnienie miłością charakteryzujące Czakrę Serca, aż do poddania się duchowości, którą otrzymujemy prosto z kosmicznej, czystej energii, będącej charakterystyczną dla Czakry Korony. Pole energetyczne otaczające każdy żywy organizm, zawierające informacje o nim oraz o energiach na niego wpływających, nazywamy aurą. Jej kolor związany jest z wnętrzem człowieka oraz z możliwościami, jakie posiada i kreowany jest na podstawie rozwoju czakr.
W tej niemal dwustu stronicowej książce możemy znaleźć odzwierciedlenie części siebie w każdej z czakr, ćwiczenia na ich odblokowanie i oczyszczenie, a także sposoby na medytację oraz przepiękny mit, stanowiący początki ludzkości, w którym się zakochałam. Każdy kolejny termin znajduje swoje znaczenie w kolejnym zdaniu, wszystko na bieżąco wyjaśniane jest czytelnikowi. W tej pozycji nie występuje nic takiego jak wielostronicowy wstęp, który tak nuży, że odechciewa się zajrzenia w kolejny rozdział. Jako osoba interesująca się czakrami i mająca styczność z innymi pozycjami dotyczącymi energii, mogę śmiało powiedzieć, że jest to jedna z najlepszych książek o tej tematyce, jaką miałam przyjemność przeczytać. Polecę ją zarówno początkującym, do których w zamierzeniu była skierowana, ale także i tym bardziej zaawansowanym.
http://oczami-czytelnika.blogspot.com/2012/07/czakry-dla-poczatkujacych.html
David Pond, autor powyższej pozycji, to profesjonalny astrolog i metafizyk zajmujący się rozwojem duchowym. W swoim życiu od początku był osobą lubianą i szanowaną, jednak zawsze wiedział, że czegoś mu brakuje. Pomimo bycia pozornie szczęśliwym, wciąż szukał tego, co da mu radość wewnętrzną i spełnienie. Gdy siostra pierwszy raz postawiła mu horoskop, wtedy poczuł, że to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-03-17
Czasami trafiasz na książkę, która przepełnia cię dziwną ewangeliczną gorliwością oraz niezachwianą pewnością, że roztrzaskany na kawałki świat nigdy już nie będzie stanowił całości, dopóki wszyscy żyjący ludzie jej nie przeczytają. Ale są też dzieła takie jak to, o których możesz opowiadać innym, książki tak rzadkie i wyjątkowe, i twoje, że dzielenie się nimi wydaje się niemalże zdradą.
John Green, będąc autorem powyższego cytatu, który jest równocześnie fragmentem Gwiazd naszych wina, z pewnością nie spodziewał się, że jego czytelnik może tę niesamowitą powieść wpisać w rozmyślania głównej bohaterki. Jest ona nastolatką, która samą siebie nazywa granatem, albowiem woli spędzać wolne popołudnia z książką w ręku, aniżeli z butelką piwa. W żadnym wypadku nie należy nazywać jej osobą zwyczajną, gdyż jest tego kompletnym przeciwieństwem. Od wielu lat choruje na niespotykany nowotwór tarczycy z przerzutami na płuca, przez co każdą minutę swego życia spędza z wąsami w nosie, które pomagają jej oddychać w chwilach, gdy jej organizm nie potrafi tego zrobić. Podobnie do innych nastolatków, których choroby doszły już do poważnego stadium, tak również i szesnastoletnia Hazel Grace została zwolniona z zajęć szkolnych, przez co zyskała dużo, a czasem nawet zbyt wiele, czasu na robienie dokładnie niczego. Jedyną rozrywką, o ile w ogóle można to tak nazwać, jest oglądanie America's Next Top Model i uczęszczanie na spotkania z innymi dziećmi chorymi na raka.
- Okay - powiedział, gdy minęła cała wieczność. - Może "okay" będzie naszym "zawsze".
- Okay - zgodziłam się.
Podczas jednego z nudnych spotkań prowadzonych przez nad wyraz rozczulającego się nad sobą Patricka, dziewczyna zauważa coś, a raczej kogoś, kto nie pasuje do tej scenerii. Jej kolega Isaac przyprowadził ze sobą przyjaciela. Jak się okazuje, Augustus również przez długi czas miał w sobie miliony komórek nowotworowych, przez co obecnie jedna z jego nóg nie należy do niego. Od kilku miesięcy nie występują u niego jednak żadne objawy, które mogłyby wskazywać na nawrót choroby, a w związku z tym jest prawdopodobnie najzdrowszą osobą w całej sali. Odkąd pojawił się w pomieszczeniu, nie spuszcza Hazel z oczu, dając jej wyraźnie do zrozumienia, że nie jest mu obojętna. Mimo że nastolatka nie jest przyzwyczajona do flirtowania z mężczyznami, postanawia poddać się miłemu uczuciu, jakie to w niej wywołało. Dlatego też przyjmuje zaproszenie na obejrzenie wspólnie filmu, w którym grająca aktorka, według Gusa, wygląda zupełnie jak ona. Kto by pomyślał, że coś tak niewinnego potrafi przynieść coś równie pięknego?
Nie uważam, że wszyscy powinni mieć oboje oczu, nie chorować i tak dalej, ale każdy powinien przeżyć prawdziwą miłość, a ona powinna trwać przynajmniej do końca jego życia.
Chciałabym powiedzieć, że ta książka nie wywołała we mnie większych emocji. Chciałabym powiedzieć, że nie pozostawiła po sobie uszczerbku na moim zdrowiu psychicznym. Dlaczego jednak miałabym kłamać? Nawet gdybym próbowała to z siebie wyprzeć, nie mogłabym pozostawić tej książki bez echa. Przyznaję - wyłam jak bóbr i, mimo że nie jestem przyzwyczajona do używania takich stwierdzeń w recenzjach, nie nadążałam z przewracaniem poduszek na drugą stronę, gdy były mokre od łez. Nie jest to debiut autora, jednak pracował nad tą książką przez wiele lat, co z pewnością przyniosło i będzie nadal przynosić mu duże zyski. Jest to bowiem, i mówię to z czystym sumieniem!, prawdopodobnie najlepsza książka, jaka kiedykolwiek przewinęła się przez moje ręce. Nie wierzycie, że to mówię? Ja też nie.
W miarę jak czytał, zakochiwałam się w nim tak, jakbym zapadała w sen: najpierw powoli, a potem nagle i całkowicie.
Realistyczny sposób, w jaki trzydziestoletni mężczyzna opowiada historię chorej dziewczyny, o której problemach, jak się wydaje, nie powinien mieć nawet pojęcia, jest wprost zdumiewający. Z pewnością nie byłam jedyną osobą, której zabrakło słów, gdy chciała opisać tę powieść. Nie należy to do prostych rzeczy; myśląc o czytaniu, wyobrażamy sobie miło spędzony czas w wygodnym fotelu, z kubkiem herbaty na stoliku i lekką książką w ręce. Tego właśnie spodziewałam się po lekturze Gwiazd naszych wina i z początku dokładnie tak było. Gdy jednak zaczęłam zbliżać się do połowy, opowieść zaczęła zbaczać na inny tor - zdecydowanie przykry i smutniejszy od tego, o czym dowiedzieliśmy się wcześniej. Mimo że, co oczywiste, życie człowieka chorego na raka nie jest usłane różami, to do pewnego momentu nie wydawało się ono tak okrutne. Jednak gdy dochodziliśmy do chwil, w których coś działo się inaczej, niż po naszej myśli, jedynym uczuciem, jakie nas dopadało, było rozżalenie nad losem bohaterów i ciekawość, co autor tym razem wymyśli.
Myślę, że wszechświat jest bardzo ukierunkowany na świadomość, że nagradza inteligencję po części dlatego, że lubi, gdy ktoś docenia jego elegancję. A kimże jestem ja, jakiś epizod w dziejach, by mówić wszechświatowi, że on - albo moje postrzeganie go - jest tymczasowe?
John Green jest pisarzem nietuzinkowym, dla którego nie istnieją tematy tabu, ale też nie jest ostry dla swojego czytelnika i nie podchodzi do niego z wiadrem zimnej wody, chcąc ją wylać na jego czuprynę. Przedstawiane przez niego historie są nieprzewidywalne, a dzięki lekkiemu piórowi doświadczamy ich realniej, niż można się było tego spodziewać. Co ciekawe, wiele fragmentów książki, mówiących o cudowności niektórych dzieł literackich, można dopisać do Gwiazd naszych wina, które jest naprawdę fenomenalną lekturą! Polecę ją dosłownie wszystkim, którzy podobnie do mnie czuli się w obowiązku sięgnięcia po tę powieść. Jeśli nie jesteście bezuczuciowymi robotami, na pewno tego nie pożałujecie.
Wydawało się, że to było całe wieki temu, jakbyśmy przeżyli krótką, ale mimo to nieskończoną wieczność. Niektóre wieczności są większe niż inne.
http://oczami-czytelnika.blogspot.com/2013/03/gwiazd-naszych-wina.html
Czasami trafiasz na książkę, która przepełnia cię dziwną ewangeliczną gorliwością oraz niezachwianą pewnością, że roztrzaskany na kawałki świat nigdy już nie będzie stanowił całości, dopóki wszyscy żyjący ludzie jej nie przeczytają. Ale są też dzieła takie jak to, o których możesz opowiadać innym, książki tak rzadkie i wyjątkowe, i twoje, że dzielenie się nimi wydaje się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-03-10
2012-02-22
Jako Potterowa fanka, musiałam przeczytać tę książkę. Pierwsza połowa i zakończenie podobają mi się najbardziej. Po przeczytaniu całości mogę określić tę część za bardzo dobrą, lecz nie rewelacyjną. Wątek z szachami całkowicie nie przypadł mi do gustu.
Polecam zapoznanie się ze wszystkimi częściami, bo są naprawdę interesujące!
Ulubionym fragmentem na zawsze pozostanie:
"Wychylili się przez okno, nadstawiając policzki do pocałowania, a dziewczyna zaczęła płakać.
- Nie płacz, Ginny, wyślemy ci mnóstwo sów.
- Przyślemy ci sedes z Hogwartu."
Jako Potterowa fanka, musiałam przeczytać tę książkę. Pierwsza połowa i zakończenie podobają mi się najbardziej. Po przeczytaniu całości mogę określić tę część za bardzo dobrą, lecz nie rewelacyjną. Wątek z szachami całkowicie nie przypadł mi do gustu.
Polecam zapoznanie się ze wszystkimi częściami, bo są naprawdę interesujące!
Ulubionym fragmentem na zawsze...
2012-03-01
Zdecydowanie lepsza od pierwszej książki z serii! Ciekawa, dużo nowych rzeczy zostało wprowadzonych, masa zaklęć, interesujący pomysł z eliksirem wielosokowym. Znacznie bardziej polecam tę od 1-wszej części.
Zdecydowanie lepsza od pierwszej książki z serii! Ciekawa, dużo nowych rzeczy zostało wprowadzonych, masa zaklęć, interesujący pomysł z eliksirem wielosokowym. Znacznie bardziej polecam tę od 1-wszej części.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to"Książę Półkrwi" na zawsze pozostanie moją ulubioną częścią tej wyśmienitej serii. Z każdą chwilą, gdy powracam do tej książki, nie mogę się oprzeć, aby nie powiedzieć o tym, że jest świetna. Mimo śmierci jednego z bohaterów, jest początkiem wspaniałej przygody, jaka oficjalnie zaczyna się dopiero w kolejnej części.
"Książę Półkrwi" na zawsze pozostanie moją ulubioną częścią tej wyśmienitej serii. Z każdą chwilą, gdy powracam do tej książki, nie mogę się oprzeć, aby nie powiedzieć o tym, że jest świetna. Mimo śmierci jednego z bohaterów, jest początkiem wspaniałej przygody, jaka oficjalnie zaczyna się dopiero w kolejnej części.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Rewelacyjna! Każda kolejna część jest coraz lepsza, brakuje mi gwiazdek, aby dobrze ją ocenić. Opowiada o tym jak wiele przyjaźń znaczy w życiu każdego człowieka i o tym, że warto mieć kogoś, kto pomoże nam nawet "w nocy o północy". Mówi także o stracie, co niewątpliwie uświadamia czytelników o tym jak kruche jest życie... "Harry Potter" wiele mnie nauczył, a może raczej przywołał do zajęcia się paroma sprawami, które często zaniedbywałam.
Polecam, w ekranizacji nie zostało pokazanych bardzo dużo rzeczy ;)
Rewelacyjna! Każda kolejna część jest coraz lepsza, brakuje mi gwiazdek, aby dobrze ją ocenić. Opowiada o tym jak wiele przyjaźń znaczy w życiu każdego człowieka i o tym, że warto mieć kogoś, kto pomoże nam nawet "w nocy o północy". Mówi także o stracie, co niewątpliwie uświadamia czytelników o tym jak kruche jest życie... "Harry Potter" wiele mnie nauczył, a może raczej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-03-08
Po prostu kocham tę książkę! Utwierdziłam się jeszcze bardziej w tym, że to jedna z najlepszych części w Potterowej serii. Jest sporo informacji o Huncwotach, pojawia się mój ulubiony bohater - Syriusz i Remus, a także najfajniejsze magiczne stworzenie z całej serii - hipogryf. Polecam, ekranizacja po prostu się nie umywa.
Po prostu kocham tę książkę! Utwierdziłam się jeszcze bardziej w tym, że to jedna z najlepszych części w Potterowej serii. Jest sporo informacji o Huncwotach, pojawia się mój ulubiony bohater - Syriusz i Remus, a także najfajniejsze magiczne stworzenie z całej serii - hipogryf. Polecam, ekranizacja po prostu się nie umywa.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-07-02
TO NIE JEST ZWYCZAJNA POWIEŚĆ
Wyobraźcie sobie oglądanie na wielkich ekranach cierpień ludzi, których dobrze znacie, a także tych, z którymi nie mieliście żadnego do czynienia. Transmisję na żywo, obserwowanie głodowania, polowania, poszukiwania wody i ścieżek, które doprowadzą do końca wszelkich bóli i nieprzyjemności. Końca okropnych rzeczy, których nigdy nie życzyłoby się największemu wrogowi, a co dopiero sobie. Jednak mieszkańcy Panem nie mają prawa decydować o swoim losie. Jest to kraj zbudowany na terenie Ameryki, w którym najważniejszym, liczącym się miastem, które posiadło władzę nad każdym obywatelem, jest Kapitol. Znaczną większość decyzji podejmują za nich wyższe organy władzy i to one wyznaczają warunki życia.
W Panem obowiązuje podział na dystrykty. Są one oznaczone numerami, a im liczba jest większa, tym ludzie zamieszkujący daną dzielnicę są biedniejsi. Obecnie znajduje się tam dwanaście dystryktów, jednak nie od zawsze tak było. Wiele lat temu było ich trzynaście, lecz w końcu doszło do buntu obywateli, którzy tam koczowali, a jak można się domyślić, władzy się to nie spodobało. Bunt wywołany przez trzynasty dystrykt nie pozostał bez odzewu, miejsce to zostało zniszczone, a w ramach regularnego przypomnienia osobom z pozostałych powierzchni kontynentu, ustanowione zostały Głodowe Igrzyska. Od tamtej pory każdy dystrykt co roku musi oddać jedną dziewczynę i chłopca w wieku od dwunastu do osiemnastu lat w ramach ofiary oraz oznaki szacunku dla władzy. Spośród dwudziestu czterech trybutów, bo tak nazywana jest młodzież, która zostaje wylosowana do starcia, wygrać może tylko jeden. Pozostali muszą zostać zabici przez siebie nawzajem. Podczas tegorocznych dożynek dwunasty dystrykt typuje Katniss i Peetę do walki na życie i śmierć.
Katniss Everdeen to wcale nie łagodna, ale drapieżna i zdecydowana dziewczyna, która od dziecka uczona była posługiwania się łukiem, w wyniku czego nie ma sobie równych podczas polowań na dziką zwierzynę. Nie obce jej jest również ukrywanie się bądź chwytanie ofiary w sieć lub pułapkę. Dziewczyna rozwinęła te umiejętności do granic możliwości po tragicznej śmierci ojca, gdy to została głową rodziny składającej się z matki i młodszej siostry imieniem Prim, którą kochała ponad wszystko na świecie.
Peeta (któremu zaprzedałam swoje serce), to skromny syn piekarza, który niegdyś kochał matkę Katniss. Chłopiec jak sam wspomina w dalszej części powieści zakochał się w drugiej trybutce wiele lat temu i do tej pory jest wierny temu uczuciu podobnie jak jego ojciec przed laty. Kochany, z poczuciem humoru, wręcz idealny, a z biegiem czytania staje się jeszcze przyjemniejszy. Nie sposób nie polubić kogoś takiego!
Igrzyska trwają, a wraz z nimi chłód i głód, który nieustannie doskwiera zawodnikom, jednak czy ktoś mówi, że zamierza się poddać? Ależ skąd! Pani Collins stworzyła same silne postacie, co wcale nie jest przytłaczające. Powieść czyta się niewyobrażalnie szybko i aż korci, aby zobaczyć jak się skończy, chociaż niektóre wątki były nieco przewidywalne. Występuje narracja pierwszoosobowa, bohaterką opowiadającą jest Katniss i to z jej punktu widzenia możemy oglądać ludzi i rzeczy, na jakie napotyka. Opisując poszczególne sytuacje, znajdujemy się w czasie teraźniejszym, a między jednym a drugim rozdziałem dzielą nas jedynie minuty, a nie dni czy lata. Główna postać nie boi się wyrażać własnego zdania, nie hamuje się przed niczym i jest w stanie walczyć do samego końca. Pomimo braku umiejętności wypowiadania się składnie, jej myśli są przejrzyście i dokładnie uporządkowane, a powieść czyta się z przyjemnością.
Z niebywałą chęcią sięgnę po kolejne tomy "Igrzysk Śmierci". Okazały się być pozytywnym zaskoczeniem. Od przeczytania "Harrego Pottera" żadna książka nie wciągnęła mnie tak, jak ta. Żadna książka nie spowodowała takiego wahania nastrojów i rozmyślania, stresowania się, zachodzenia się od śmiechu i płaczu na przemian. Żadna książka po skończeniu czytania nie wołała tak donośnie o szybkie wzięcie do rąk kolejnego tomu. Absolutnie nie jest to fantastyka, jednak pomimo tego, "Igrzyska Śmierci" zauroczyły mnie jak nic innego. Od samego początku czułam przywiązanie do pewnych bohaterów. Jednym współczułam, za drugimi płakałam, z trzecimi nie chciałam mieć do czynienia. Nie zmienia to jednak faktu, że podobały mi się te mieszane uczucia i polecę tę powieść dosłownie każdemu, niezależnie od upodobań.
http://oczami-czytelnika.blogspot.com/2012/07/igrzyska-smierci.html
TO NIE JEST ZWYCZAJNA POWIEŚĆ
Wyobraźcie sobie oglądanie na wielkich ekranach cierpień ludzi, których dobrze znacie, a także tych, z którymi nie mieliście żadnego do czynienia. Transmisję na żywo, obserwowanie głodowania, polowania, poszukiwania wody i ścieżek, które doprowadzą do końca wszelkich bóli i nieprzyjemności. Końca okropnych rzeczy, których nigdy nie życzyłoby...
2012-12-03
"Zwykle tak sobie piszę i zapominam, ale to, co wysyłam pocztą, jest jak mała cząstka mojego prawie ukrytego ja w dłoniach kogoś o mile stąd."
John Winston Lennon przyszedł na świat 9 października 1940 roku w Liverpoolu, gdzie wychowywał się i uczęszczał do szkoły podstawowej. Swoje drugie imię dostał na cześć ówczesnego premiera rządu brytyjskiego, Winstona Churchilla. Po wnikliwych studiach archiwów lokalnej prasy, można uznać, że Lennon urodził się "w okresie bombardowań". Chłopiec już w młodym wieku tworzył przeróżne teksty, proste artykuły, opowiadania czy rymowane wierszyki. Zamiast rzeczy przerysowanych czy wycinanych z gazet, pisał oryginalnie i ciekawie, a niekiedy nawet zabawnie czy sarkastycznie. Kartki papieru ozdabiał szybkimi rysunkami, nierzadko pasującymi do tego, co napisał. John zawsze twierdził, że w dzieciństwie pragnął zostać dziennikarzem, nie muzykiem, jednak po kilku latach edukacji szkolnej, postanowił wraz z przyjaciółmi założyć zespół, który pochłaniał go bez reszty. Po występach w pobliskich barach i pubach, band rozpoczął swoją działalność towarzysząc mało popularnym wokalistom na ich trasach koncertowych. Mimo że z początku nie byli grupą ludzi wystarczająco dostrzegalnych, aby nagrać płytę, sytuacja wkrótce się zmieniła. Mężczyźni nazwali się The Beatles i choć wówczas nieświadomi, zawładnęli nie tylko sceną i widzami, ale i całym światem muzyki...
Listy - napisał E. M. Forster - muszą spełnić dwa kryteria, zanim można je uznać za dobre: muszą wyrażać osobowość i piszącego, i adresata. John zawsze dostosowywał styl swoich listów do osób, do których pisał. Często kartki, które dostawali od niego zarówno najbliżsi jak i wierni wielbiciele, zawierały w sobie fragmenty nigdy nieopublikowanych fraszek bądź piosenek, których produkcję zaniechał. Lennon był bowiem człowiekiem, do którego ilekroć dopłynęła jakaś interesująca myśl, w naturalnym odruchu przelewał ją na papier. Dorastając w drugiej połowie dwudziestego wieku, nie miał dostępu do komputera czy Internetu. W swojej działalności literackiej i muzycznej musiał zadowolić się zwykłą maszyną do pisania marki Imperial, którą sprawił sobie po jednym z pierwszych sukcesów zespołu. To właśnie na niej napisał większość tekstów piosenek oraz wiersze, które znalazły się w dwóch wydanych tomikach poezji jego autorstwa. Listy natomiast zawsze były pamiątkami, na które nikt nie zwracał szczególnej uwagi ani nawet nie próbował ich kompletować. Hunter Davies, będący autorem książki John Lennon. Listy, już wiele lat temu chciał napisać biografię Johna, jednak nigdy mu się to nie udało. Pewnego dnia wpadł mu do głowy pomysł, aby zebrać wszystkie słowa spisane ręką Beatlesa i opublikować je. Po śmierci Lennona prawa autorskie do jego korespondencji należały do jego drugiej żony, Yoko Ono, którą pisarz długo przekonywał do akceptacji tego przedsięwzięcia.
Ta pięknie, profesjonalnie i elegancko oprawiona książka stanowiła dla mnie źródło tak wielu informacji, o których nikt do tej pory nie wspomniał! Spędzając z nią przyjemnie wieczory, słuchałam płyt zespołu The Beatles, dzięki czemu mogłam wprowadzić się w tę magiczną atmosferę. Nie potrafię wyobrazić sobie lepszego prezentu dla fana grupy, której twórczość zawsze plasowała się na pierwszych miejscach list przebojów. Autor sporządził dla nas, czytelników, kopie wszystkich listów, kartek pocztowych i notatek, spisanych ręką Johna Lennona. Są one ponumerowane chronologicznie od 1 do 285. Dzięki uprzejmości utalentowanego tłumacza, możemy przeczytać je również w polskiej wersji. Naprawdę należą mu się za to wielkie brawa, ponieważ jak sama się przekonałam, John pisał niechlujnie i w dodatku nieczytelnie, przez co sama z pewnością nie byłabym w stanie odczytać tych hieroglifów. Przy każdym z listów nakreślona jest historia osoby, z którą jest on związany, do której został wysłany lub której dotyczy. Dzięki tak poręcznemu układowi możemy tej książki używać jak wehikułu czasu i przenosić się do roku wielkiej sławy Beatlesów. Zapoznajemy się też z miłościami, rozczarowaniami i łzami Johna, czytając o jego skrywanych uczuciach. Mimo smutku, który często był obecny w jego życiu, pisał listy obfitujące w gry słów, historyjki i żarty, często ironiczne bądź kontrowersyjne, bo taki właśnie był. Pokazał to po raz pierwszy wywołując burzę wypowiedzią, iż Beatlesi są bardziej popularni od Jezusa. Wielu słuchaczy po usłyszeniu tego zdania zaczęło palić płyty zespołu i wysyłać pogróżki jego liderowi. Jednak nawet przez to band nie spadł na żadnej z list popularności, a jego fanów przybywało z dnia na dzień. Sam Lennon nawołując do kochania się zamiast wszczynania wojen (oryg. make love not war) oraz uczestniczenia i organizowania akcji pacyfistycznych, zdobywał uznanie zarówno młodzieży jak i osób starszych. Pozostał w ich pamięci po dziś dzień, mimo że od momentu jego śmierci minęło tak wiele lat.
Hunter Davies spisał się wprost rewelacyjnie, oddając w ręce fanów zbiór tylu wspomnień po Johnie. Jak zauważyłam, interesują się nimi nie tylko miłośnicy tej kultowej muzyki, ale i osoby całkiem obojętne względem zespołu, jednak wystarczająco ciekawe, aby mieć na półce swój egzemplarz. Dzięki krótkiej, choć wystarczająco obszernej biografii muzyka, znajdującej się przed rozdziałem z listami, każdy człowiek pozna Lennona tak, jakby od zawsze był jego przyjacielem. Jako wielbicielka biografii i wspomnień uwielbianych przez siebie celebrytów, mogę szczerze stwierdzić, że jest to najlepsza pozycja tego typu, jaką kiedykolwiek czytałam. Z całego serca polecam tę przez wielu wyczekiwaną książkę - och, uwierzcie mi! Mieliśmy na co czekać!
http://oczami-czytelnika.blogspot.com/2012/12/john-lennon-listy.html
"Zwykle tak sobie piszę i zapominam, ale to, co wysyłam pocztą, jest jak mała cząstka mojego prawie ukrytego ja w dłoniach kogoś o mile stąd."
John Winston Lennon przyszedł na świat 9 października 1940 roku w Liverpoolu, gdzie wychowywał się i uczęszczał do szkoły podstawowej. Swoje drugie imię dostał na cześć ówczesnego premiera rządu brytyjskiego, Winstona Churchilla. Po...
2012-11-29
Jest rok 2009. Siedemnastoletnia Anna wyjeżdża na wakacje do Wenecji wraz ze swoimi rodzicami, znanymi naukowcami. Pewnego dnia jej ojciec, archeolog, zostaje zaproszony na uniwersytet, do którego został przyniesiony list liczący nieco ponad pięćset lat, jednak został on spreparowany i pozostawiony w dobrym stanie. Jak się okazuje, wiadomość zaczyna się od słowa cześć, co dla profesorów okazuje się wystarczająco dziwne, aby myśleć, iż może to być uczniowski żart, dlatego też poddają go przebadaniu. Ania, zwykle niezainteresowana niczym poza swoją przyjaciółką i nowinkami technicznymi, także teraz nie słucha, o czym się przy niej mówi. Podczas pokazu weneckich łodzi, znudzona wsiada wraz ze swoimi opiekunami do jedynej czerwonej gondoli, jaka znajduje się na Canal Grande. Różnica w kolorze intryguje zarówno dziewczynę, jak i pozostałych widzów parady. Na czele łodzi stoi starszy mężczyzna o niezmiennym wyrazie twarzy oraz przepasce na jednym oku. Dochodząc do gondoli, główna bohaterka przez swoją niezdarność zostaje wepchnięta do brudnej wody w kanale, lecz szybko zostaje z niej wyciągnięta przez przystojnego młodzieńca, którego już wcześniej widziała w bijatyce z innym mężczyzną. Nie pozwala jej wsiąść do wodnego pojazdu i robi wszystko, aby jak najszybciej wyciągnąć ją na ląd. Szybko po tym dziewczyna orientuje się, że dzieje się coś dziwnego. Wokół niej migotają niewielkie światła, mgła staje się z każdą sekundą coraz gęstsza, mimo że jeszcze przed chwilą pogoda była idealna. W jednej chwili owionął ją chłód i nie mogła oddychać. Chciała coś powiedzieć, lecz nagle zrobiło się tak zimno, że czuła jakby głos zamarzł w jej wnętrzu. Przez krótką chwilę wydawało jej się, jakby jasność otaczała ją z każdej strony, jednak równie szybko zapadła w ciemność i przeniosła się do roku 1499 - lat biedy i brudu, gdzie damy chodziły w zwiewnych sukienkach i nie marzyły nawet o czymś takim jak wykształcenie. Znalazła się w czasach, gdzie o medycynie czy jakiejkolwiek technologii nie było mowy. Co gorsza, blokada, która została na Annę nałożona po podróży w czasie, nie pozwalała jej na rozmowy o czymkolwiek wynalezionym w roku późniejszym od tego, w którym teraz musiała zamieszkać.
Wizja tak pięknego, charakterystycznego miasta we Włoszech, została przedstawiona wprost rewelacyjnie przez niemiecką pisarkę, Evę Völler. Kobieta już w dzieciństwie interesowała się historią, jednak później zdecydowała poświęcić się prawu i sprawdziła się w roli sędzi oraz adwokatki. Po wielu latach pracy, postanowiła ją porzucić i zająć się tym, co lubiła najbardziej - literaturą. Obecnie nazywana jest znawczynią Wenecji, a Magiczna gondola jest jej pierwszą powieścią dla młodzieży. Często mówi się, że debiutujący autorzy dopiero z czasem uczą się pisać profesjonalniej, ciekawiej. Tej zasady na pewno nie przypisałabym Evie. Już od pierwszych stron wciągnęła mnie w świat, o którego istnieniu wcześniej nie miałam pojęcia, ponieważ jest to pierwsza książka z motywem podróży w czasie, która wpadła w moje ręce. Z pewnością nie będzie to ostatnia! Od tej pory będę szukała pozycji, które nawiązują do tematyki zastosowanej w tym tytule. W cyklu wydawniczym Poza czasem, realizowanym przez Literacki EGMONT, oprócz historii o gondoli, możemy znaleźć między innymi Trylogię czasu, która - jak zakładam - również ma powiązanie z czymś w rodzaju wehikułu czasu.
Magiczna gondola jest książką, która pozostawiła po sobie wielką dziurę w moim sercu. Rozpoczynając lekturę kolejnych pozycji, wciąż o niej rozmyślałam i wspominałam z wielką radością. Miała ona bowiem w sobie zarówno momenty szczęśliwe, jak i te bardziej przykre, często szokujące. Wszystkie czytałam z niesłychaną przyjemnością. Z wielkim zapałem wertowałam kartki, aż w końcu dochodząc do ostatniej strony, wołałam o jeszcze. Jestem pewna, że żaden czytelnik, który sięgnie po tę pozycję, nie pożałuje godzin z nią spędzonych. Lekki styl pisania autorki i łatwość w odbiorze, za co możemy podziękować osobie tłumaczącej... Och, to jest to, co lubię! Z czystym sumieniem zachęcę do czytania tej książki zarówno fanów literatury obyczajowej, jak i fantastycznej. Każda osoba znajdzie w niej coś dla siebie - począwszy od historii Wenecji, poprzez zjawiskowe, niewyjaśnione elementy, aż do przygód i rozterek głównej bohaterki. Kobietki szukające pozycji, w której budzi się wątek romantyczny, będą również zadowolone i podobnie do mnie zakochają się w mężczyźnie imieniem Sebastiano. Wydaje mi się, że jest to książka raczej poświęcona płci pięknej, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby sięgnęła po nią również płeć przeciwna. Jak najbardziej polecam!
http://oczami-czytelnika.blogspot.com/2012/12/magiczna-gondola.html
Jest rok 2009. Siedemnastoletnia Anna wyjeżdża na wakacje do Wenecji wraz ze swoimi rodzicami, znanymi naukowcami. Pewnego dnia jej ojciec, archeolog, zostaje zaproszony na uniwersytet, do którego został przyniesiony list liczący nieco ponad pięćset lat, jednak został on spreparowany i pozostawiony w dobrym stanie. Jak się okazuje, wiadomość zaczyna się od słowa cześć, co...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-10-30
2012-09-28
Sama nie mogę uwierzyć w to, co piszę! To już trzecia książka z serii Akademia Wampirów, która otrzymuje ode mnie najwyższą ocenę. Myślałam, że nic nie przebije pierwszego tomu, lecz po lekturze drugiego przekonałam się, że to możliwe. Otóż trzeci jest jeszcze lepszy od poprzednich! Niewiarygodne, prawda? Rzadko, a właściwie nigdy nie spotkałam się z takim przypadkiem, gdzie sześciotomowa seria byłaby naprawdę tak dobra. Zawsze musi być ten pierwszy raz!
Ze strony na stronę książka staje się coraz bardziej mroczna. Pod tym względem nie idzie jej porównywać z poprzednimi tomami. Na jaw wychodzi wiele tajemnic. Między innymi to, że sprawca porwania Lissy, Wiktor Daszkow, nadal nie dostał wyroku i jego sprawa zostaje odwlekana. Wszyscy potrafimy wyobrazić sobie reakcję przyjaciółek na tę wieść... Choć po minionych wydarzeniach Rose Hathaway stała się rozważniejsza, dojrzalsza i mniej impulsywna, nie umie dostatecznie dobrze ukryć swej wściekłości. Postanawia za wszelką cenę dostać się na proces sądowy przestępcy. Pomaga jej w tym nie kto inny jak... Adrian Iwaszkow! Młodzieniec z całych sił stara się o względy głównej bohaterki, a dzięki wysokiemu stanowisku w hierarchii arystokratów i bogactwie, jakie posiada, może robić co tylko zechce. Dlatego też postanawia pomóc dziewczynie.
Dymitr nie pozostaje obojętny tym zalotom. Stara się ukryć zazdrość i wmawia sobie, że tak będzie najlepiej dla ich obojga z racji zawodu, jaki dane im było przyjąć. Na zajęciach polowych dla przyszłych strażników, głównej bohaterce zamiast przyjaciółki, z którą łączy ją nierozerwalna więź, towarzyszy inny moroj - Christian Ozera, siostrzeniec kobiety występującej w poprzednim tomie, która za największy cel postawiła sobie otrzymanie pozwolenia na używanie magii w walce z wrogami. Ku zdziwieniu Rose i czytelnika, para zaprzyjaźnia się, a dzięki wspólnemu przygotowaniu są gotowi zmierzyć się z najsilniejszymi przeciwnikami - złowrogimi strzygami. Niestety, przez niedopilnowanie bezpieczeństwa w Akademii im. świętego Władimira, dampirzyca wraz z morojem będzie musiała wziąć udział w zaciętej walce, aby ochronić pozostałych uczniów i osoby, które kocha...
Groza zasiana w każdym z rozdziałów Pocałunku cienia jest po prostu wszechobecna. Nie jest to już spokojna, czasem śmieszna seria opowiadająca o życiu frywolnych nastolatków-wampirów. Mimo że nie straciła nic ze swojej świetności, jej charakter nieco się zmienił i jest to widoczne. Dzięki intymnym momentom Rose i Dymitra, możemy oddalić się od nieprzyjemnych wydarzeń i uczuć, jakie towarzyszą uczniom Akademii. Z pewnością ten wątek wywoła uśmiech na twarzy każdego czytelnika, czego z całego serca Wam życzę. Przygotujcie się na zaskakujący finał! Oczywiście POLECAM! :)
http://oczami-czytelnika.blogspot.com/2012/10/pocaunek-cienia.html
Sama nie mogę uwierzyć w to, co piszę! To już trzecia książka z serii Akademia Wampirów, która otrzymuje ode mnie najwyższą ocenę. Myślałam, że nic nie przebije pierwszego tomu, lecz po lekturze drugiego przekonałam się, że to możliwe. Otóż trzeci jest jeszcze lepszy od poprzednich! Niewiarygodne, prawda? Rzadko, a właściwie nigdy nie spotkałam się z takim przypadkiem,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Wertując portale literackie w poszukiwaniu dobrej serii o wampirach, możemy się natknąć na wzmiankę o przeróżnych książkach wydanych przez autorów z każdego zakątka świata. 36-letnia Richelle Mead pochodzi ze Stanów Zjednoczonych Ameryki, a konkretniej ze stanu Michigan. Pisze artykuły dla New York Times oraz USA Today. Specjalizuje się w powieściach fantastycznych o tematyce wampiryzmu. Są to książki skierowane głównie do młodzieży, lecz i dorośli znajdą tam coś dla siebie - zwłaszcza w serii o sukubach. Wydaje mi się jednak, że większe brawa należą jej się za sześciotomową sagę, na temat której rewelacyjne opinie krążą po całym Internecie...
Lekcje w szkole imienia świętego Władimira są przeprowadzane nocą. Dlaczego? Otóż wampiry dzielimy na trzy rodzaje. Są wśród nich dampiry, moroje i strzygi. Światło słoneczne największą szkodę wyrządza wampirom czystej krwi, które często pochodzą z rodzin królewskich, czyli morojom. Nie przeszkadza ono dampirom, jednak groźne bestie, jakimi są strzygi, z własnych powodów poprzestają polowań za dnia. Jedną z morojów jest przyjaciółka głównej bohaterki, Lissa. Należy do arystokratycznego rodu Dragomirów. W odróżnieniu od większości morojów, nie wykazuje uzdolnień do pracy z którymkolwiek z czterech żywiołów, co prawdopodobnie bardziej martwi osobę, z którą dziewczyna utworzyła mentalną więź. Chodzi tu o Rose Hathaway.
Rose zachowuje się podobnie do większości nastolatek XXI wieku. Jest pyskata, lubi zwracać na siebie uwagę, buntować się i łamać zasady. Ze względu na bezpieczeństwo przyjaciółki, nie zbaczając na konsekwencje, uciekła wraz z dziewczyną poza teren Akademii - do świata ludzi. Po powrocie do szkoły podjęła się dodatkowych treningów i szkolenia, aby w przyszłości zostać strażniczką Lissy. Rolę instruktora i prowadzącego zajęć otrzymuje młody, jednak doświadczony i zdolny mężczyzna, który wkrótce staje się nie tylko ideałem, do jakiego główna bohaterka chciałaby dążyć, ale też miłością jej życia...
Często w literaturze młodzieżowej autorzy starają się na siłę upodobnić język wykreowanych bohaterów do obecnie stosowanego slangu. Jakaż radość ogarnęła mnie, gdy zauważyłam, że w tej książce nic takiego nie występuje! Mimo młodego wieku bohaterów, dialogi jak i same myśli głównej bohaterki, są przedstawione w normalny, całkiem dojrzały sposób, co znacznie ułatwia czytanie i jest tylko jednym z tysiąca plusów. Tematyka wampiryzmu jest przedstawiona dość neutralnie, bez nacisku na to, że wampiry to złe stworzenia, których jedynym pragnieniem jest wyssanie krwi z każdego żyjącego człowieka, natomiast wątek miłosny wcale nie jest jedyną ciekawą rzeczą, która pojawia się w książce. Co prawda jest to jeden z czynników, które zachęcały do przeczytania lektury za jednym zamachem, lecz zaprzeczam insynuacjom, jakoby nic poza tym się nie działo.
Nie chcąc wyjawiać większych szczegółów na temat tej książki, pragnę polecić ją każdemu, kto do tej pory nie miał chęci lub okazji do sięgnięcia po nią. Osobiście żałuję, że nie przeczytałam jej wcześniej, jednak "lepiej później niż wcale" :) Zapewniam, że pochłonie każdego czytelnika na kilka godzin!
http://oczami-czytelnika.blogspot.com/2012/10/akademia-wampirow.html
Wertując portale literackie w poszukiwaniu dobrej serii o wampirach, możemy się natknąć na wzmiankę o przeróżnych książkach wydanych przez autorów z każdego zakątka świata. 36-letnia Richelle Mead pochodzi ze Stanów Zjednoczonych Ameryki, a konkretniej ze stanu Michigan. Pisze artykuły dla New York Times oraz USA Today. Specjalizuje się w powieściach fantastycznych o...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to