Każdy pewnie zna sytuację, w której wierzył(a) w jakiś mit, po czym pojawiła się wiedza, która mu/jej ten mit zburzyła. I taką funkcję ma dla mnie "Gdynia obiecana". Grzegorz Piątek nie pierwszy raz przedstawia szerszy obrazek, blaski i cienie, więc i tym razem był (na szczęście) panem marudą, niszczycielem dobrej zabawy i niesłusznych złudzeń. Po lekturze wciąż uwielbiam Gdynię, ale też lepiej rozumiem, że projekt jej budowy był znacznie bardziej chaotyczny, niż zakładałem. I że koszty społeczne jej powstania były horrendalne.
Piątek pisze: "Gdynia była (...) nie wyjątkiem, tylko Polską do kwadratu (...) Do kwadratu podniesione imitacyjność i wyspowość modernizacji. Do kwadratu podniesione podziały klasowe i neopańszczyźniane stosunki społeczne. Do kwadratu podniesiona słabość instytucji. Do kwadratu podniesiona rodzinno-kombatancka logika życia publicznego. Do kwadratu (ale z zaokrąglonym narożnikiem!) podniesiona architektura modernistyczna, pełna wdzięku, lecz technicznie lekko zacofana i najczęściej pozbawiona ambicji emancypacyjnych". Czytajmy mądre książki, burzmy mity i podziwiajmy piękną Gdynię!
Polecam i wystawiam 7/10. Nie więcej, bo "Gdynia obiecana" jest słabsza, niż "Najlepsze miasto świata". I rozumiejąc koncepcję książki (na okładce stoi okres 1920-1939), żałuję, że epilog nie jest szerszy i że choćby skrótowo Piątek nie omówił okresu Polski ludowej. No chyba, że będzie sequel o wojnie i o tym co po niej, to wtedy bardzo przepraszam i czekam. W ogóle czekam na kolejne książki Grzegorza Piątka, bo mało jest autorów, których tak bardzo lubię czytać.
Każdy pewnie zna sytuację, w której wierzył(a) w jakiś mit, po czym pojawiła się wiedza, która mu/jej ten mit zburzyła. I taką funkcję ma dla mnie "Gdynia obiecana". Grzegorz Piątek nie pierwszy raz przedstawia szerszy obrazek, blaski i cienie, więc i tym razem był (na szczęście)...
Rozwiń
Zwiń