rozwiń zwiń

Wyspa Kociej Mgły

Średnia ocen

                7,3 7,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,3 / 10
25 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
85
85

Na półkach: , ,

Hej🐱

W dorosłym życiu nieczęsto zdarza się czytać bajki – są sytuacje, które prowadzą do otworzenia książki z historią podobną do tej o Króliku i Żółwiu, ale zasadniczo nie jest to literatura, po którą sięga dojrzały czytelnik. Przynajmniej tak maluje się sytuacja, gdy rozmawiam z innymi molami książkowymi. Czasami mam wrażenie, że warto byłoby to zmienić i choć raz do roku sprawić, by każdy sięgnął po wybraną przez siebie lekturę z kategorii „dla dzieci”. Myślę, że takie książki świetnie pobudzają myślenie i wyobraźnię – między innymi dlatego, że są tak niesamowicie proste (a jednak mają ukryte w sobie głębokie przekazy). „Wyspa kociej mgły”, o której chciałabym dziś opowiedzieć, jest świetnym przykładem prostoty i złożoności w jednym. Co prawda mam spory problem z mocno akcentowaną chrześcijańską filozofią, którą widać na gołe oko. Jeśli dodamy do tego fakt, iż jest to książka „dla dzieci”, a nazwy/imiona pewnych istot zostały umiejętne pominięte na rzecz przedstawienia specyficznego nastawienia, sposobu myślenia i wyznawania pewnych „wartości”, które bardzo łatwo przełożyć na te chrześcijańskie, to otrzymujemy coś, co pozostawia lekki niesmak. Choć mam kilka uwag co do książki, to mimo wszystko zaliczam ją do intrygujących i pobudzających lektur, po które warto dorosłym czytelnikom sięgnąć.

Zacznijmy od sporych plusów, czyli obrazków. Ilustracje są absolutnie świetne – piękne, ciekawe i dobrze uzupełniające powieść. Podczas czytania czekałam na to, aż pojawią się kolejne malunki. Interpretacje pomagały w wyobrażeniu sobie pewnych miejsc i sytuacji – po prostu cieszyły oko.

Kolejnym ogromnym atutem jest jakość książki – ten papier! – z przyjemnością siadałam do lektury. Ostatnimi czasy bardzo rzadko trafiają mi się tak wydane baśnie – z pięknymi ilustracjami i grubymi, śnieżnobiałymi stronami. Oczywiście, jak zawsze w AlterNatywnym, tekst został opracowany z wielką starannością – nie ma błędów związanych z redakcją, korektą, czy składem.

Nie przywiązałam się specjalnie do żadnego z bohaterów, choć z zainteresowaniem śledziłam ich historie. Trzy Katofagi wyruszają w podróż do Krainy Magicznych Przedmiotów, by odnaleźć Skrzypce Obfitości, Wyczesywacz Myśli, Trąbkę Obfitości, Zegar Czasu i Przestrzeni i Beczkę Śmiechu. Jednak zadanie wcale nie jest takie oczywiste, a znalezienie każdego z przedmiotów będzie wymagało od Lucii, Pinia i Pusia znacznie więcej, niż mogli przypuszczać.

166 stron wystarczyło w zupełności na opisanie historii Katofagów – baśń nie jest ani przykrótka, ani zbyt długa. Opisy są zwięzłe, ale silnie oddziaływują na wyobraźnię. Autorka przedstawiła niektóre sytuacje dość abstrakcyjnie, jednak zaliczam to do pozytywnych aspektów, ponieważ działało to orzeźwiająco.

Zasadniczo ta historia to interesująca przygoda – nie tylko dla Katofagów, ale też dla samego (aczkolwiek mam na myśli tylko dojrzałego) czytelnika. Podróż wgłąb siebie, odbijanie różnych pomysłów i stawianie pod znakiem zapytania zasad i wartości to jedne z elementów, które są poruszane. „Wyspa Kociej Mgły” zaprasza do podjęcia dyskusji – z książką i z samym sobą.

Podobało mi się to, jak autorka przedstawiła ideę wątpliwości – jak opisane sytuacje można przenieść do realnego świata i posłużyć się przenośnią, by pokazać ich destrukcyjną moc. Świetny pomysł!

Pozytywnie odebrałam również nawiązanie do Małego Księcia, gdy Pinio stwierdził: „Nie chcemy tylko rozumieć, pragniemy również bardziej czuć. Patrzeć na świat sercem, nie tylko oczami”.

Należy oddać autorce to, iż wykreowała tętniący życiem świat, pełen przygód i głębi. Znajdziemy kilka ciekawych postaci i zaskoczymy się nieraz podczas czytania. Widać, że autorka ma sporą wyobraźnię oraz łatwość w przelewaniu słów na papier.

Bardzo przypadła mi do gustu postać Bezokiego Krawca oraz Strzygi – z dużym zaangażowaniem śledziłam tę część historii.

Co mnie gryzie? Aż nazbyt oczywiste nawiązanie do chrześcijaństwa. Idea „otworzenia serca w zaufaniu” nieco mnie rozbawiła – to nic, że właśnie jeden uczestnik wyprawy dosłownie rozpłynął się w powietrzu! „Pozwólmy dziać się temu, co właśnie się wydarza.” Insynuowanie, że pewne problemy same się rozwiążą za pomocą „boskiej” pomocy i wiary, to jednak nieco zbyt optymistyczny i sprowadzający człowieka (tutaj Katofaga) do poziomu poniżej zera pomysł. Następnie odwiedzamy zaginionego członka wyprawy, który musiał odkryć w sobie „wiarę”, by otrzymać jeden z przedmiotów, po które ruszyła wyprawa Katofagów. Kolejna rzecz, to znalezienie Boga w sobie – tutaj przybrało to formę Beczki Śmiechu, dzięki której jeden z bohaterów „w głębi serca już się nie bał” i emanował „radością wynikającą z wdzięczności za wszystko, co jest”. Dzięki temu „usłyszał pierwsze zwrotki jego osobistej Pieśni Serca”. Mamy też nawiązania do „będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego” (Mt 22, 39; por. Kpł 19, 18), gdy Lucia podkreśliła, iż „jeśli nie pokochamy siebie w całości, nigdy nie rozgościmy się w sobie i w Życiu”. Z jednej strony książka przekazuje cenne wartości (przykładowo zaakceptowanie siebie takim, jakim się jest to jedna z ważniejszych rzeczy w życiu), ale z drugiej zbyt mocno odbija w stronę Boga i wartości, które zupełnie nijak mają się do moich. Nie ukrywam, że niektóre fragmenty mnie bawiły, a zachowania bohaterów miało zero sensu z mojej perspektywy. W dodatku nie „kupiłam” wątku Pieśni Serca, a kładzenie silnego nacisku na wiarę nieco mnie zniesmaczyło. W zależności od systemu wartości danej osoby, „Wyspa Kociej Mgły” może zostać odebrana bardzo różnie.

„Jak cudownie, że mamy siebie i Życie opiekuje się nami. Cóż… Ufam Życiu i jego Mądrości.” Gdyby nie to, że do chrześcijaństwa (czy też jakiejkolwiek innej religii) bardzo mi daleko, to może inaczej odebrałabym pewne kwestie. Dla osób, którym takie nawiązania nie przeszkadzają, a może nawet szukają podobnych historii pełnych alegorii, chrześcijaństwa i podobnego przekazu, to „Wyspa Kociej Mgły” jest strzałem w 10. Autorka bezsprzecznie potrafi ubrać w słowa emocje towarzyszące odnajdywaniu w sobie Boga – tłumaczy fenomen, którego nie da się na dobrą sprawę pojąć, czyli ufność w Stworzyciela, i zaskakująco dobrze jej się to udaje. Emocje wypełniają strony.

„Jeśli pozwalam, by Życie mnie prowadziło, dzieją się cuda” – tak Lucia rozpoczęła w pewnym momencie przemyślenia. Autorka na dobrą sprawę nie starała się zbytnio zatuszować przemycanych idei – żałuję, że nie zostało to zaznaczone w opisie. Chciałabym być poinformowana jako czytelnik, że wybieram się na wyprawę po odcieniach chrześcijaństwa i zostanie położony spory nacisk na Boga, zaufanie i wiarę.

W chwili obecnej jestem nieco zagubiona – przede wszystkim czym jest ta książka? Trudno sformułować odpowiedź na to pytanie.

W książce duży nacisk został położny na piękno „zaufania”, „wiary” i wspaniałości odnajdowania Boga w sobie (przynajmniej na to by wychodziło w mojej interpretacji). O ile jako książka dla dorosłych, którzy mają już jakieś pojęcie o świecie, wiedzę i doświadczenie, ta baśń jest ciekawym punktem do rozmyślań, o tyle nie poleciłabym jej czytania dzieciom. Jak wspomniałam na samym początku, książka pozostawiła lekki niesmak z uwagi na to, iż jest to „wyjątkowa baśń nie tylko dla dzieci”. Przede wszystkim moim zdaniem ludzie powinni decydować o tym, czy chcą wierzyć, poznać daną religię i być członkiem społeczności. Myślę, że umownie 18 lat jest dobrym wiekiem na zapoznawanie się z różnymi religiami. Wcześniej? To pogwałcenie praw danego człowieka. W „Wyspie Kociej Mgły” mamy przedstawione pewne pomysły i postawy, które bardzo łatwo przełożyć na chrześcijaństwo, przez co zaszczepić w młodym człowieku pewne idee – z wierzchu wydawać by się mogło niewinne. Problem w tym, że to piękno i ufność może mieć też bardzo brzydkie oblicze w rzeczywistości. Dodatkowo może ograniczać – bo jakkolwiek pięknie zostało to przedstawione w baśni, wydaje mi się, że należy podjeść do wiary nieco bardziej krytycznie. W żadnym razie nie chcę stwierdzić, że niektóre wartości nie są uniwersalne i nie powinny być przedstawiane w książkach dla dzieci. Po prostu nie uważam, że tak ordynarne nawiązania konkretnie do chrześcijaństwa (czy na dobrą sprawę jakiejkolwiek innej religii) powinny mieć miejsce w takich lekturach.

Po kilkudziesięciu miałam przesyt zwrotu „Boże mój”. Mocno mnie to irytowało, jako kogoś, kto z Bogiem nie utrzymuje wielkiego kontaktu i nie czuje w żadnym razie takiej potrzeby. Jest tyle innych alternatyw… Użycie tego zwrotu tylko podkreśla to, co wcześniej pisałam – autorka świadomie przekazuje pewne idee, wartości, nawiązuje do chrześcijaństwa. Wszystko w porządku – po prostu prosiłabym o informację, że ten tekst ma taki wydźwięk, jakiś hint w opisie, cokolwiek.

Jeśli chodzi o dalszą krytykę, to zaskakiwało mnie to, jak w książce była podkreślana idea wyłączenia myślenia. Dosłownie. „Kiedy zaczynam myśleć, definiować, czuję, jak kręci mi się w głowie. Jedno pytanie rodzi następne. (…) O nie, nie…!”, „Ty już mi niczego nie wyjaśniaj. (…) Zamiast próbować zrozumieć albo, co gorsza, bać się, wolę troszkę poeksperymentować.” W sumie nie powinnam się dziwić – przecież dokładnie to robi religia. Trzeba wyłączyć myślenie. I nie mówię tego w żadnym razie z przekąsem. Po prostu tak jest – albo wierzysz, albo nie wierzysz. Albo ufasz, albo nie. Nie ma kompromisu. Niemniej dla mnie to niestety nie do przyjęcia – analizowanie, dowiadywanie się, nieustanne zadawanie pytań, nauka, definiowanie, myślenie, dowody – to coś, co uważam za cenne. W „Wyspie Kociej Mgły” mamy dokładnie odwrotność tych wartości. Powiedziałabym, że to nawet niepokojące, iż książka technicznie „dla dzieci” zawiera w sobie takie przekazy. Myślę, że młodych ludzi przede wszystkim trzeba nauczyć MYŚLEĆ. A dopiero później (tak po 18 roku życia) zaczynać z wierzeniami, mistycyzmem religijnym i ufnością. Dlatego też na wielu polach nie mogłam dogadać się z tą baśnią. Po prostu nadajemy na innych falach – mamy zupełne różne spojrzenie na świat. Doceniam, że „Wyspa Kociej Mgły” zmusiła mnie do podjęcia rozważań i polecam innym dorosłym osobom jej przeczytanie, lecz w żadnym razie nie widzę tego jako książki dla dzieci.

Brakowało mi nieco różnorodności w reakcjach bohaterów – bardzo często uśmiechają się lub śmieją się. Po pewnym czasie miałam przesyt tych samych odpowiedzi na różne sytuacje.

Jest też pewien moment z braćmi Robalami na początku książki, który był przerażająco dziwny, a przez chwilę podchodził mi pod gwałt. Chwila, w której Lucia musiała się „poświęcić”, by otrzymać od dwóch istot właściwe informacje pozostawił niesmak. Ta zjełczała nuta ciągnęła się przez całą resztę książki, ponieważ nie mogłam wyrzucić z głowy zajścia – bracia Robale „wałkowali” ciało Lucii. I choć zostało wspomniane, że dane zachowanie było zupełnie „niegroźne”, tylko „obrzydliwe” to coś w tej sytuacji mocno mnie uderzyło. Na pewno fizyczność tego zdarzenia – brak zgody Lucii. Już fragment „Wiedzieli, że tylko jeden z nich jest gotowy na bliższy kontakt. Dosłownie bliższy.” sprawiło, że uniosłam brew. Bardzo możliwe, że dopatruję się tutaj czegoś, czego w rzeczywistości nie ma – niestety jest to baśń, a na dodatek baśń przepełniona ukrytymi znaczeniami, także… wiele rzeczy można interpretować. W mojej interpretacji ten fragment jest niepokojący.

Nad czym mocno ubolewam? Imiona. O mój świecie… Imiona bohaterów pozostawiają dużo do życzenia. Jest cringe. Dyskomfort. Face palm. Przepraszam, ale imiona bohaterów (z kilkoma wyjątkami) bardzo nie przypadły mi do gustu. Zasadniczo pojawia nam się spory dysonans – z jednej strony głębokie, łamiące umysł i ciekawe filozoficzne przemyślenia, nawiązania i ukryte przekazy, a z drugiej… Pusio. Pani Rozkoszne Podniebienie. Pinio. NieŚpioch. Coś tu mocno nie zagrało – imiona i kontent zupełnie nie idą w parze. Możliwe, że autorce dokładnie chodziło o uzyskanie takiego efektu – nie można zaprzeczyć, że wprowadza to specyficzny klimat. Niemniej dla mnie jest to nieco zbyt… infantylne. Może za pomocą imion autorka chciała utrzymać książkę w kategorii lektur „dla dzieci” – bardzo możliwe, że bez nich baśń miałaby zbyt ostry wydźwięk.

Wskazanie na Annie Bishop (dosłownie użycie jej imienia) uważam za nieco dziwne i jakoś niepasujące. Zwłaszcza, że „Wyspa Kociej Mgły” to książka kierowana do dzieci, a powieści tej autorki wcale takie nie są – na dodatek o jej twórczości Lucia wypowiada się dość pochlebnie. Anne Bishop na pewno cieszyłaby darmowa reklama. Mnie jako czytelnika nie za bardzo – nie widzę uzasadnienia dla wprowadzania tej autorki do treści książki.

W opisie zostało podkreślone, że „Wyspa Kociej Mgły” jest pełna humoru – niestety ja go nie dostrzegłam. Po prostu nie widziałam nic komicznego, śmiesznego, czy żartobliwego przez całe 166 stron – najprawdopodniej w tej kwestii nadajemy z autorką na zupełnie innych falach.

Na samym końcu można znaleźć prawdziwe postacie, które były inspiracją dla autorki – myślę, że to bardzo urocze!

Choć jest kilka punktów, przez które musiałam obniżyć ocenę książki, to mimo wszystko uważam „Wyspę Kociej Mgły” za ciekawą lekturę. Przede wszystkim pobudza do myślenia, a to najważniejsze. Co prawda nie nazwałabym tego typową baśnią dla dzieci, a raczej swego rodzaju filozoficzną rozprawą – jest to dość jednostronna narracja, w której podkreślana jest wspaniałość zaufania, wiary i powierzenia swojego życia Bogu. Jak dla mnie nie jest to historia odpowiednia dla dzieci (czy też kogokolwiek poniżej 18 roku życia, komu łatwo wmówić pewne rzeczy). Niemniej dojrzali czytelnicy znajdą tu pokarm dla rozważań.

Moja ocena: 6/10

Hej🐱

W dorosłym życiu nieczęsto zdarza się czytać bajki – są sytuacje, które prowadzą do otworzenia książki z historią podobną do tej o Króliku i Żółwiu, ale zasadniczo nie jest to literatura, po którą sięga dojrzały czytelnik. Przynajmniej tak maluje się sytuacja, gdy rozmawiam z innymi molami książkowymi. Czasami mam wrażenie, że warto byłoby to zmienić i choć raz do...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    25
  • Posiadam
    8
  • Chcę przeczytać
    7
  • 2022
    3
  • Koniecznie, bo warto
    1
  • Teraz czytam
    1
  • Rodzina
    1
  • Recenzentki
    1
  • Typ A: Literatura piękna
    1
  • Psychologia
    1

Cytaty

Więcej
Agnieszka Zamojska Wyspa Kociej Mgły Zobacz więcej
Agnieszka Zamojska Wyspa Kociej Mgły Zobacz więcej
Agnieszka Zamojska Wyspa Kociej Mgły Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Okładka książki Flora szuka skarbów Gabriela Rzepecka-Weiss, Maciej Szymanowicz
Ocena 9,4
Flora szuka sk... Gabriela Rzepecka-W...
Okładka książki Pani wiatru Lisa Aisato, Maja Lunde
Ocena 8,8
Pani wiatru Lisa Aisato, Maja L...
Okładka książki Książka o górach Patricija Bliuj-Stodulska, Robb Maciąg
Ocena 9,2
Książka o górach Patricija Bliuj-Sto...

Przeczytaj także