Wietnam. Wojna bez zwycięzców

Okładka książki Wietnam. Wojna bez zwycięzców
Artur Dmochowski Wydawnictwo: Europa historia
270 str. 4 godz. 30 min.
Kategoria:
historia
Wydawnictwo:
Europa
Data wydania:
1991-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1991-01-01
Liczba stron:
270
Czas czytania
4 godz. 30 min.
Język:
polski
Tagi:
Wietnam konflikty XX wiek
Średnia ocen

                7,4 7,4 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,4 / 10
34 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
611
568

Na półkach:

Warto przeczytać, by wyrobić sobie zdanie (dostępne na freedisc). Ponieważ treść w przeważającej części powielił późniejszy „Wietnam 1962-1975”, poniższą ocenę można odnieść i do tej książki:
Garbaty-Aniol11 „Spodziewałem się książki opisującej aspekt militarny konfliktu wietnamskiego, opisu największych starć, charakterystyki sprzętu bojowego obydwu stron (tego tu niestety nie uświadczymy nawet w śladowej ilości) a dostałem w zamian zarys historyczny wojny z jej przyczynami, począwszy od panowania Francuzów w Indochinach, do płynnego przejścia w interwencję amerykańską z jej reperkusjami dla obydwu społeczeństw tamtego okresu, do konsekwencji, jakie przyniosła ona dla tamtej części świata i nie tylko.”

Rozbawiło mnie, gdy Ho Chi Minh zaraz po wojnie, w końcu 1945, „rozwiązał” partię (s. 23), po to, by po paru latach, jakby nigdy nic, zwołać jej zjazd. Dla porównania można dodać, że w tym samym czasie Bolesław Bierut był według późniejszych danych urzędowych „członkiem Biura Politycznego KC PPR, formalnie bezpartyjnym” (Piotr Wierzbicki „Struktura kłamstwa” Londyn Aneks 1987 s. 126).

Naiwnie zaś brzmi ostatnie zdanie „losy Indochin mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej”, gdyby Ho Chi Minh nie czytał leninowskich „Tezy w sprawie narodowej i kolonialnej” (s. 261). Zapewne zamiast niego oczarowania nimi doznałby jakiś inny „towarzysz”, zwłaszcza, że Komintern wysyłał agentów gdzie zdołał, dla posiadłości Francji nie czyniąc wyjątku.

Część z Was zarzuca książce proamerykańskość, odnoszę wrażenie przeciwne.

„Wśród niewielu, którzy wówczas dostrzegali sens wydarzeń dokonujących się w Wietnamie – czy szerzej, w Trzecim Świecie – był Juliusz Mieroszewski. Pisał on w "Kulturze" [paryskiej] na marginesie konferencji genewskiej: "...kolonializm i nieodłączne jego cienie – ucisk i eksploatacja – rozbudziły rewolucyjny nacjonalizm, który politycznie organizują i kształtują komuniści.... Komuniści tej autentycznej nacjonalistycznej rewolucji dali swoich przywódców, dali plan, organizację, taktykę i środki". Polski publicysta miał genialny wręcz dar rozumienia procesów politycznych i przewidywania zdarzeń. W tym samym artykule radził Amerykanom, jak postępować w Azji i w szczególności w Indochinach. Jego zdaniem, dla wielu Azjatów komunizm niósł ze sobą "zapowiedź rewolucji przemysłowej i plan rozwiązania arcy-problemu Azji, którym jest nie demokracja, nie wolność lecz głód." Dlatego trzeba "po prostu rewolucji przemysłowej, projektowanej przez komunizm, przeciwstawić plan rewolucji przemysłowej w wydaniu amerykańskim. W obecnej sytuacji nie można tłumaczyć ludom Azji, że broni się je przed komunizmem i na tej podstawie rządzić w oparciu o wojsko i policję. Jeżeli Stany Zjednoczone ograniczą się tylko do obrony status quo, to ludy Azji osądzą, że Ameryka broni kolonialnego czy semi-kolonialnego porządku. Na drodze czysto wojskowej komunizm w Azji jest nie do zwalczenia". Prawdopodobnie ani prezydent Eisenhower, ani Kennedy, ani Johnson czy Nixon nie słyszeli w ogóle o Mieroszewskim. A szkoda, bo może Amerykanie nie przegraliby pierwszej w swej historii wojny, a dzieje Indochin potoczyłyby się inaczej. I nie byłyby – być może – tak tragiczne.” (s. 53)

Skoro „Wojna...” odkrywa w Mieroszewskim geniusza, warto go poczytać dokładnie.

Co Mieroszewski miał do powiedzenia o tej wojnie ? Otóż „Hanoi jest bardziej wietnamskie niż Sajgon. Akceptując powyższą przesłankę wypada stwierdzić, że choć nie istnieje w pełni niepodległy Wietnam, to jednak reżym w Hanoi jest bardziej niezależny niż reżym w Sajgonie.” („Kultura” lipiec/sierpień 1972 s. 116 kawałek dłuższego wywodu, że w południowym Wietnamie panuje korupcja, a w północnym czystość obyczajów, co brzmi tym bardziej zabawnie, że jak Dmochowski podaje na s. 65 i 254, Ho Chi Minh już w 1945 narzekał na korupcję wśród „towarzyszy”).

Sięgał też po tradycyjne „w Stanach Murzynów biją”: „Rosja, która rdzennym Rosjanom odmawia elementarnych praw demokratycznych i zamyka ich w szpitalach dla obłąkanych domaga się demokracji i wolności dla wszystkich narodów trzeciego świata. Amerykanie postępują bardzo podobnie. Wydają miliardy na wojnę w Wietnamie, której oficjalnym celem jest zabezpieczenie i ustabilizowanie ustroju demokratycznego w południowym Wietnamie. Czy nie byłoby lepiej i słuszniej obrócić owe miliardowe sumy na stworzenie i zabezpieczenie pełnej demokracji dla Murzynów – obywateli amerykańskich?” („Kultura” marzec 1972 s. 68)

Wreszcie USA nie miały czego bronić, bowiem Sajgon ... prześladował komunistów, tymczasem Mieroszewski był ich obrońcą. „Wietnamizacja musiałaby się zacząć od przyznania prawa do politycznej reprezentacji Frontu Wyzwolenia Narodowego czyli Wietkongu w proporcji do poparcia społeczeństwa. Dopóki to nie nastąpi, Wietnam będzie parodią demokracji lecz nie demokracją. Czy warto by 150 do 200 Amerykanów ginęło każdego tygodnia w obronie parodii demokracji ? Gdyby w Polsce odbudowano ustrój demokratyczny – sądzę, że tylko mały odsetek wyborców głosowałby na komunistów. Osobiście walczyłbym jednak o to, by partia komunistyczna nie była zakazana i posiadała w Sejmie reprezentację proporcjonalną do ilości zdobytych głosów. W rzetelnym ustroju demokratycznym każdemu wolno być komunistą, esperantystą czy Świadkiem Jehowy dopóki przestrzega konstytucji.” („Kultura” listopad 1969 s. 55, z zestawienia wynikałoby, że esperantyści czy „Świadkowie” zamykają swoich przeciwników w kacetach, zaniedbał też wyjaśnienia, czy sojusznicy walcząc z III Rzeszą powinni zapewnić prawa dla NSDAP).

Trudno by było inaczej, skoro już w 1951 obdarzał zaufaniem byłego poputczyka
http://retropress.pl/wiadomosci/byly-poputczik-milosz/

Wypisywał w „Kulturze” twierdzenia, które były członek KPP i PZPR Zbigniew Byrski tak ocenił:
„Przyrównując konsekwencje obecnych umów sowiecko-amerykańskich do sytuacji jaka zapanowała w Europie ponad półtora wieku temu po Kongresie Wiedeńskim, doprowadzając do Wiosny Ludów, Mieroszewski niedwuznacznie stawia znak równości pomiędzy dysydentami antysowieckimi na Wschodzie i rebeliantami Zachodu. I tu powtórnie zaciemnia obraz dwóch odmiennych od siebie fermentów rewolucyjnych. Kryzysy ustrojowe, które wyłaniają się coraz wyraźniej w zaawansowanych państwach kapitalistycznych Zachodu nie mają nic wspólnego z kryzysem i tłumioną opozycją, z którymi boryka się komunizm. Są to kryzysy zupełnie odmiennych stadiów rozwojowych, które nie doprowadzają do żadnej zbieżności celów, tym mniej do przerzucenia jakichkolwiek mostów pomiędzy tak odmiennymi od siebie nurtami, z których jeden chce podważyć totalitarny porządek systemu komunistycznego, a drugi obalić demokrację burżuazyjną i ustrój kapitalistyczny. Nie wykluczam odnalezienia jakiejś ogólnej formuły, która by okazała wspólną genealogię motywacji ludzkich przy odmiennych celach. Ale tej próby nie podejmuje Mieroszewski, bo też nie jest to celem jego artykułu. Tym bardziej zawodne są więc jego historyczne analogie. Nie wyjaśniają niczego. Przyczyniają się jedynie do spowodowania jeszcze większego zamętu w umysłach ludzi dostatecznie już skołowanych złożonością problematyki naszych czasów.” („Kultura” styczeń/luty 1973 s. 150)

Wcześniej zaś:
„W innym miejscu Mieroszewski wspomina, że doktryna Breżniewa podważa postanowienia Paktu Warszawskiego. Jest rzeczą zdumiewającą jak dalece serio traktują niektórzy publicyści Zachodu – w tej liczbie Mieroszewski – wewnętrzne pakty między państwami komunistycznymi. Pakt Warszawski był w roku 1950 [powinno być 1955 dop. Piratki] czystą demonstracją. W efekcie nie zmienił niczego. Gdy go zawierano, armie krajów satelickich podporządkowane były dowództwu sowieckiemu, i pozostały nimi nadal. Zmiana polegała na stworzeniu szyldu i powołaniu do życia czysto dekoratywnych instytucji (…) O tym, że Pakt Warszawski był zwykłą "lipą" zdawał i zdaje sobie sprawę każdy funkcjonariusz komunistyczny. Trudno sobie wyobrazić, by nie rozumiał jego czysto dekoratywnego i oszukańczego charakteru tej miary publicysta co Mieroszewski, nie można się jednak oprzeć temu wrażeniu skoro mówi on, że "ulegalizowanie doktryny Breżniewa wymagałoby skreślenia pierwszego artykułu Paktu Warszawskiego, który wyraźnie wyłącza zagrożenie siłą czy użycie siły w stosunkach międzypaństwowych". "Prawodawcy" komunistyczni rzadko kiedy coś zmieniają w swoich fundamentalnych prawach, jeżeli, to po to, żeby brzmiały jeszcze bardziej demokratycznie. Konstytucja sowiecka, o ile się orientuję, zezwala również na oderwanie się republik. Proszę bardzo, niechby która spróbowała. W innym miejscu Mieroszewski pisze również w związku ze sprawą Czechosłowacji: "Stało się bowiem nagle jasne, że o ile Sowiety w stosunkach z państwami kapitalistycznymi przestrzegają na ogół norm i zwyczajów prawa międzynarodowego, o tyle w swojej własnej sferze wpływów hołdują prawu dżungli". To wszystko stało się wprawdzie jasne, ale nie "nagle" i nie w roku 1968, ale chyba co najmniej od momentu wkroczenia [!] Armii Czerwonej do Polski we wrześniu 1939 roku. Poza tym ZSSR stosuje te same prawa dżungli we własnym obozie jak i w stosunkach z Zachodem. (…) Mieroszewski pisze, że Chiny posiadają wewnętrzny stabilizator w postaci 600 milionów chłopów, którzy są konserwatywni i żyją cyklami uprawy ziemi. W drugim miejscu Mieroszewski pisze, że gdyby "drogą operacji chirurgicznej" Rosja zniszczyła Chinom ich arsenał atomowy, doprowadziłoby to Chińczyków do stanu wzburzenia, ponieważ z niczego nie są tacy dumni jak właśnie ze swych atomowych osiągnięć. Kto byłby wzburzony i jakby zareagowało na to 600 milionów chłopów działających jak stabilizator, których broń atomowa nic absolutnie nie obchodzi? Jest w tym sprzeczność, polegająca na tym, że 600 milionów chłopów chińskich nie jest żadnym stabilizatorem. W ogóle nie liczą się, tak jak się nie liczyli w okresie, gdy Chinami rządzili mandaryni.” („Kultura” styczeń/luty 1970 s. 238)

Byłoby przesadą oczekiwać od Mieroszewskiego wiedzy o Chinach czy Wietnamie, skoro o PRL miał do powiedzenia:
„Przekonać robotników, że dążyć muszą nie tylko do podwyżek płac, lecz również do zmiany ustroju jest bardzo trudną sprawą. Znaczny procent robotników nie pamięta Polski niepodległej i inteligenckie tyrady o pięcioprzymiotnikowych wyborach, wolnej prasie itp., nic im nie mówią.” („Kultura” marzec 1971 s. 73) powielone w „Materiałach do refleksji i zadumy” (Paryż 1976). Wyważał otwarte drzwi, skoro już w 1971 w „Kulturze” były znane i ogłoszone hasła strajkujących ze Szczecina, obok obniżki cen i podwyżki płac były też żądania wolnych wyborów. Dokładnie brzmiało to „Zgodnie z wolą załóg, wyrażoną na wszystkich wydziałowych zebraniach otwartych, żądamy niezwłocznego i legalnego dokonania wyborów władz związkowych, rad robotniczych oraz stosownie do woli większości członków partii demokratycznych wyborów w organizacjach partyjnych i młodzieżowych na szczeblu wydziałów i zakładu.” („Rewolta szczecińska i jej znaczenie” opracowanie Ewa Wacowska Paryż 1971 s. 26) Żądanie mogło sprawiać wrażenie umiarkowanego, lecz jakiekolwiek rzeczywiste wybory stanowiłyby zamach na nomenklaturę. Zwłaszcza, że dalszy ciąg tych żądań dotyczył podawania „rzetelnych informacji o sytuacji politycznej i gospodarczej w stoczni i w kraju” i sprostowania kłamstwa o „zbowiązaniach” do pracy w niedzielę rzekomo podjętych przez stoczniowców (oraz pociągnięcia do odpowiedzialności winnych tego kłamstwa). Zaznaczam to, gdyż są tacy co Mieroszewskiemu przypisują „przewidywanie narodzin "Solidarności"”, chociaż jego lekceważąca dla robotników wypowiedź świadczy o czymś przeciwnym.

Jako że wątek polski (czy raczej peerelowski) w „Wojnie...” poruszony został skrótowo, warto wiedzieć, że strajkujący w 1970/71 żądali też m. in. „ustąpienia Cyrankiewicza, Kociołka i Moczara (kata narodu polskiego – jak go nazywali przemawiający)” i „przerwania wszelkich dostaw dla Wietnamu i Związku Radzieckiego” (Piotr Jegliński „Grudzień 1970” Paryż 1986 s. 183). Jak widać Wietnam na pierwszym miejscu przed Związkiem.

Mieroszewski był wreszcie znany z dziwacznego słownictwa, np. „Jeżeli przyjąć wprowadzony przez Bohdana Osadczuka podział Polaków na "wschodniaków" i "zachodniaków" to wypada stwierdzić, że najwybitniejsze nazwiska w literaturze polskiej to są "wschodniacy". Wyśmiewane przez intelektualistów i uwielbiane po dzień dzisiejszy przez pokolenia Polaków postacie Sienkiewiczowskiej "Trylogii" składają się niemal wyłącznie ze "wschodniaków". Tłem naszego eposu narodowego – mam oczywiście na myśli "Pana Tadeusza" – nie jest Małopolska czy Poznańskie tylko wschodnie kresy Rzeczpospolitej. Urocza, śpiewna, pełna rusycyzmów polszczyzna "Pana Tadeusza" jest klasycznie wschodniacka.” („Kultura” czerwiec 1972 s. 35) na co odpowiedział z Australii dziennikarz Marian Kałuski „Śpiewna, przemiła gwara wileńska mogła tylko uszach ludzi, nie rozumiejących ducha i genezy tej gwary, robić wrażenie języka "zrusyfikowanego". Właśnie podziwiać należy, że pomimo stuletniej celowej, wytrwałej i perfidnej ofensywy rusyfikacyjnej ze Wschodu, gwara wileńska przetrwała w całej swej dawnej krasie i że pozostała językiem, którym mówili Filareci. Na temat zresztą genezy i osobliwości gwary wileńskiej istnieją poważne i wnikliwe rozprawy filologiczne, wywodzące w sposób naukowy, że gwara ta jest niemal zupełnie wolna od wpływów języka wielko-rosyjskiego. Są to słowa niedawno zmarłego literata polskiego, a zarazem dobrego znawcyjęzyk a i literatury rosyjskiej (wykładowca uniwersytetu amerykańskiego) oraz przyjaciela naszych wschodnich sąsiadów śp. Michała K. Pawlikowskiego z książeczki "Sumienie Polski". A więc nie wszystko co kresowe musi być od razu rosyjskie, ukraińskie, białoruskie czy litewskie. Nawiasem mówiąc powtarzany przez p. Mieroszewskiego za Ukraińcem Bohdanem Osadczukiem wyraz "wschodniacy", brzmi w moich uszach tak, jakby ktoś powiedział: "Dworzec Wschodniacki w Warszawie".” („Kultura” grudzień 1972 s. 143)

Warto przeczytać, by wyrobić sobie zdanie (dostępne na freedisc). Ponieważ treść w przeważającej części powielił późniejszy „Wietnam 1962-1975”, poniższą ocenę można odnieść i do tej książki:
Garbaty-Aniol11 „Spodziewałem się książki opisującej aspekt militarny konfliktu wietnamskiego, opisu największych starć, charakterystyki sprzętu bojowego obydwu stron (tego tu niestety...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    73
  • Przeczytane
    39
  • Posiadam
    14
  • Historia
    9
  • Teraz czytam
    2
  • Książki do kupienia
    2
  • Chcę w prezencie
    2
  • XX wiek
    1
  • E-book niekomerc. PDF, rtf, doc. txt
    1
  • Wietnam
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Wietnam. Wojna bez zwycięzców


Podobne książki

Przeczytaj także

Ciekawostki historyczne