Stara miłość
- Kategoria:
- literatura piękna
- Wydawnictwo:
- Czytelnik
- Data wydania:
- 2020-11-01
- Data 1. wyd. pol.:
- 2020-11-01
- Liczba stron:
- 468
- Czas czytania
- 7 godz. 48 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788307034669
- Tłumacz:
- Irena Makarewicz
- Tagi:
- Sándor Márai literatura węgierska opowiadania
Reprezentatywny, chronologicznie skomponowany, wybór opowiadań cenionego i poczytnego w Polsce węgierskiego pisarza.
Tom rozpoczyna pierwsze opowiadanie kilkunastoletniego Máraiego. W kolejnych utworach czytelnik obserwuje narodziny i rozwój talentu pisarza. Śledzi jego poszukiwania tematów, zainteresowań i stylów, podejmowanych lub na zawsze porzuconych przez autora w późniejszych powieściach. Wśród znanych i lubianych motywów są: miłość i śmierć, życie i przemijanie, ludzkie relacje i konflikty. Wszystko to Márai wydobywa z codziennych, niejednokrotnie banalnych zdarzeń, które po mistrzowsku opisuje, wywołując w czytelnikach głębokie emocje.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Nie zardzewiała
Dziecięciem będąc, drodzy Państwo, zakładałem, że jest literatura dla ludzi młodych i że jest literatura dla ludzi starych. I choć okres szczenięcy dawno za mną, więc nie bardzo mogę się wypowiadać za człowieka, którym już nie jestem, to wiem bez pudła — za czytanie oraz, co więcej, upajanie się kimś tak kanonicznym, tak klasycznym, jak Márai, zostałbym bez wahania wpisany na listę ludzi w wieku co najmniej średnim. Cóż mogę rzec, zgodziłbym się na tę porażającą ofiarę, bo „Stara miłość” to wspaniała lektura; lektura, jakie dziś spotkać można niezwykle rzadko.
Zbiór w świetnym wyborze oraz jeszcze lepszym tłumaczeniu Ireny Makarewicz pokazuje węgierskiego pisarza jako specjalistę przede wszystkim w dwóch kwestiach: przełomie, oraz rodzinie (oraz, oczywiście, czasami łączącego oba wielkie tematy). Ta pierwsza jest o tyle charakterystyczna, że bardzo rzadko zmiana zachodząca w bohaterach zostaje zapowiedziana, bardzo rzadko związana jest z potężnym zewnętrznym bodźcem, który tak często napędza literatów; Márai z całą pewnością nie zalicza się do skrybów wielkiej historii, do analityków cykliczności dziejów czy odkrywców tajemnych sił rządzących rozwojem cywilizacji. Wręcz przeciwnie, jednym z jego ulubionych chwytów jest ukazywanie, jak niewiele trzeba — z perspektywy obcego, z perspektywy eksterioru — żeby jednostka podjęła nagłą decyzję o całkowitym przemodelowaniu swojego uporządkowanego (aby nie powiedzieć: mieszczańskiego) zwykle życia, swojej codzienności. „Stara miłość” pozwala mnożyć przykłady bez końca: czy to znalezienie przypadkowego klucza (co mówi rozsądek: wyrzuć go; co robi bohater — rusza na poszukiwanie zamka, do którego mógłby pasować),czy rozwód znajomych prowadzący do fundamentalnej refleksji nad własnym związkiem, czy w końcu dziwne zachowanie kolegi w dniu jego urodzin, które rzutuje na całe późniejsze życie — drobnostki o formacyjnej sile. Márai uwielbia pochylać się nad jedną prostą sytuacją i zastanawiać się, czy ona jedna może okazać się kamieniem węgielnym niedającego się na pierwszy rzut oka skatalogować życiorysu. Zdarza się Węgrowi ten schemat odrzucać, a nawet odwracać (w nieco mniej udanej „Nieruchomości” wielkie zdarzenie prowadzi tylko do tego, że wszystko zostaje po staremu, podobnie sprawa m się w „Letniej znajomości”),ale to właśnie refleksja nad ukrytym przełomem stanowi jądro jego poetyki.
Rodzina — cóż, tu już Márai jest bardziej konwencjonalny, ale na pierwszy rzut oka widać, jak silny motor stanowi dla niego zastanawianie się nad tym, co znaczą więzy krwi i jak bardzo potrafią krępować. Węgier odkrywa karty bardzo szybko, bo już drugi w tomie „Ernő” pokazuje, że pisarz będzie czyhał na każde zachowanie w odniesieniu do brata, wuja czy dzieci, które uznać można za niekonwencjonalne. Zresztą autor sam przyznaje się do swojej wielkiej fascynacji – w opowiadaniu zatytułowanym, nomen omen, „Rodzina” zdradza, że kto nie zbadał tego morza, tego prażywiołu, który tworzy wraz ze swoimi krewnymi, ten nigdy nie będzie w stanie napisać nic prawdziwego. I tak przygląda się Márai temu, jak matki policzkują synów, jak ojcowie odbierają córkom resztki wolności, jak bracia bezlitośnie walczą o resztki spadku, które już nie mają wartości — właśnie dlatego, że są braćmi, a nie obcymi ludźmi próbującymi napchać kieszenie. Szkoda tylko jednego: Węgier żył w czasach, gdy definicja rodziny była bardzo ściśle określona, w związku z czym i jego proza jest pod tym względem bardzo konserwatywna; chciałbym zobaczyć literata tak silnie skupiającego się na psychologicznych detalach w starciu ze współczesną, dużo bardziej skomplikowaną sytuacją.
Ostatnią rzeczą, bez której nie wyobrażam sobie dyskusji o Máraim, jest poczucie humoru – a właściwie jego brak. Węgierskiemu pisarzowi rzadko zdarzało się sięgać po narzędzia komiczne, nawet w najwcześniejszych próbach, ale zbiór tak różnorodny, jak „Stara miłość” pozwala czytelnikowi doświadczyć również i takich opowiadań. I okazuje się, że choćby dla takich wyjątków warto sięgnąć po coś innego niż powieści Węgra, bo „Miłość Higginsa”, tekst po brzegi wypełniony ironią, to prawdziwa perełka. A przecież jest jeszcze „Rosyjskie imię”, drugi mocny dowód tego, iż autor sprawdziłby się także w bardziej kąśliwej formie.
„Stara miłość” to zbiór, który przyniósł mi mnóstwo radości. Wielu pisarzy brało się za bary z wielkimi tematami i wychodziło z nich zwycięsko (choć pewnie większość poległa, ale historia o przegranych nie pamięta),lecz rzadko zdarza się, żeby ktoś tak utalentowany, jak Sándor Márai postanowił poświęcić tak dużo uwagi codzienności i jej małym tajemnicom. Jeśli mają Państwo ochotę na odrobinę klasyki w wydaniu nieco świeższym niż najbardziej zgrane w naszym kraju płyty, to ta książka będzie idealnym towarzyszem zimowych wieczorów.
Bartosz Szczyżański
Książka na półkach
- 117
- 49
- 27
- 4
- 2
- 2
- 2
- 2
- 2
- 1
OPINIE i DYSKUSJE
Jest tu opowiadanie o chłopcu, który uciekł w las. Wszystko. Pierwsza myśl: gdzie sedno? Sens? Było krótkie, czytam raz jeszcze. Myślę, to o wolności. Czytam ponownie, by się upewnić. I zaczynam wątpić, bo próba opisania wolności, jakby ją zabija. Opętla. Po czwartym czytaniu (było krótkie) już wiem. To jest o tym, że nie można opisać wolności. Poczułem radość. Fajnie, że nie można jej opisać. Chciałem czytać raz piąty, by się upewnić, że dobrze rozumiem, ale to tylko kilka stron. Jeśli każde kilka stron przeczytam pięć razy, skończę w grudniu. Zatem kolejne. Pierwsza myśl: gdzie sedno? Sens? Myślę, to o tęsknocie. Po kilku powtórkach wiem. Było o tym, że nie można opisać tęsknoty. Fajnie, że nie można. Czytam dalej. Już trzecie. Każde pięć razy. Jest ich pół setki. Fajnie.
Jest tu opowiadanie o chłopcu, który uciekł w las. Wszystko. Pierwsza myśl: gdzie sedno? Sens? Było krótkie, czytam raz jeszcze. Myślę, to o wolności. Czytam ponownie, by się upewnić. I zaczynam wątpić, bo próba opisania wolności, jakby ją zabija. Opętla. Po czwartym czytaniu (było krótkie) już wiem. To jest o tym, że nie można opisać wolności. Poczułem radość. Fajnie, że...
więcej Pokaż mimo toWyjątkowo na początek - cytat: „Pociągnęła mnie tam do siebie, jak stałem. Coś zabolało. Trwało to ledwie kilka minut, knot lampy zmniejszył się może o milimetr. Ciało kobiety powolnym ruchem znalazło się już przy oknie, a ja wciąż jeszcze siedziałem na brzegu kanapy. Z głową w dłoniach. Czułem wielkie zmęczenie. Nie byłem ani rozczarowany, ani szczęśliwy, ani zrozpaczony. Pójść do domu, pomyślałem. Położyć się, wlepić oczy w sufit, poczytać Karola Maya. Zapłaciłem”.
Tak, w tych niezbyt pięknych czasach inicjacja seksualna młodzieńców -także tych z „lepszych domów” - dokonywała się co do zasady w domu publicznym (chyba, że troskliwe matki naprawdę dbające o synów, jak np. Dulska, zadbały, by to służąca ze wsi przysłużyła się „paniczowi”). Często pozostawała po tym pogarda do kobiet - i do samego siebie, jak i do całej tej sfery…
Właśnie to opowiadanie „Mały notes.11IV 19XX” (według tłumaczki – zapewne autobiograficzne, zresztą podobny wątek mamy w „Wyznaniach partycjusza”) najmocniej przemówiło do mnie spośród wielu równie przejmujących, jak przystało na znawcę egzystencji człowieka.
W tych opowiadaniach, jak to u Maraia (która to już moja jego książka? – ano 22.),nie ma tępego zadowolenia z życia, nie mówiąc o szczęściu. Sporo natomiast o rozczarowaniu i światem i ludźmi, którym najlepiej wychodzi sprawianie zawodu innym, a być może także samemu sobie, o niezrealizowanych marzeniach, zmarnowanych szansach. Po prostu nie łudził nikogo, w tym i samego siebie. Jest w tym bardzo nam współczesny. Być może także za to tak bardzo go cenię.
„Jak każdy bardzo młody człowiek wtedy jeszcze i ja sądziłem, że życie ma jakiś cel i jest jedynie okazją byśmy się do tego celu przybliżyli: akurat zaś tego, że życie cechuje się wzniosłością, a nie ma żadnego rodzaju celu ani sensu, nie przeczuwałem jeszcze w najmniejszym nawet stopniu”.
I jeszcze ta wyostrzona świadomość ludzkich ograniczeń i ułomności, która im pozwala, czy też raczej nakazuje, sięgać po coś, co niedosiężne.
Refleksje, które dziś wybrzmiewają szczególnie mocno, jak np. taka w sam raz na Lubimy Czytać: „Z doświadczenia wiem, że w pewnym stanie nerwów każdy człowiek pisze. Pisanie jest zarazą naszej epoki, rodzajem epidemii, zakażenie literaturą jest powszechne” czy ”Jego rękopis nie był arcydziełem. W naszych czasach, kiedy nawet początkujący autorzy nie prezentują niczego poniżej poziomu arcydzieła, to już rzadkość”.
Z pozostałych tekstów z tego tomu wyróżniłbym jeszcze opowiadanie tytułowe, z tezą, że „stara miłość jest o wiele ciekawsza i bardziej niepokojąca aniżeli ta nowa”. „Pomiędzy ludźmi, którzy kiedyś się kochali, a potem od siebie rozeszli, pozostaje jakaś okrutna więź, silniejsza od wszelkich pisanych umów i solennych przysiąg, więź, przeciw której nie mogą zgrzeszyć, nawet gdy chcą”.
Ponadto nostalgiczny wypad do Kassy (Koszyc – miejsca urodzin Autora) - tylko jednodniowy, wszak powroty nie istnieją. ”Cóż bowiem począć w rodzinnym mieście bez dzieciństwa”. I jeszcze tajemnicze, wręcz metafizyczne w tym zbiorze realistycznych jednak tekstów, opowiadanie „Klucz”. O czymś, co otwiera drzwi, przed którymi „wszyscy zaczynają się bać”, bo to właśnie drzwi do dzieciństwa... Podobnie brzmi „Przeszłość”.
Nieźle prezentuje się, choć bez zaskoczeń, rodzaj „słownika komunałów: (na wzór Flauberta czy Szymborskiej). Np. na temat „Ktoś umarł” („W sobotę jeszcze tu siedział”, „Jemu już dobrze, nie musi sobie łamać głowy”; Kto wie, przed czym się uratował”); „Podroż” („No, ruszyliśmy”, „Jak pan myśli, będzie opóźnienie?”, „Może jeszcze nadrobi”, „Dotarliśmy”); „Mężczyzna zabił się przez kobietę” („Podobała mu się”, „Co on w niej widział?”, „Bo ją kochał”, „Właściwie to nie była w jego typie”); „Sąd ostateczny” („Mógłby już zacząć nadchodzić”, „U nas nie ma organizacji”, „I tu mnie pan poszturchuje?”, „Ten polityk? Co mówi?”, „Akurat ich miało tu nie być”).
Nie zachwyciło mnie zaś opowiadanie „Głupia kobieta”, które może być uznane raczej za świadectwo niezdiagnozowanej mizoginii Autora (vide: pierwszy akapit opinii). Zresztą świadczą o tym również inne cytaty, np.
….o damie w podobnym wieku napisał przy pewnej okazji: „Widać po niej, że jeszcze do niedawna mówiono: jaka musiała być kiedyś ładna”. To miłe powiedzenie nic nas nie kosztuje, dlatego chętnie je te zapisujemy… (tylko my mniej chętnie coś takiego czytamy).
….Obserwował tylko usteczka tej dziewczyny, jak pobłyskują jej zęby i jak przez moment widać jej język… jak u małego prosiaczka…
… Natychmiast się przystosowywała do ograniczonych możliwości. W chwilach kryzysu potrafią to nawet kobiety, o których mówi się: krowy…
Punktacja zatem obniżona. A zarazem jego głębokich cytatów nigdy dosyć.
….W życiu mężczyzny światopogląd ma początek w dniu, w którym zaczyna się on bać nowego krawca, nowego rodzaju literatury i nowych kobiet…
....Była kobietą, czyli istotą bardziej praktyczną i bezstronną, niż mężczyzna….
….Na ogół starsi ludzie zwykli na pogrzebach sław opłakiwać samych siebie i przeszłość, która była piękna, o wiele piękniejsza niż teraźniejszość. Pełna cudownych zjawisk, osobowości, które nigdy nie powrócą ani nigdy się nie powtórzą….
…Tych dwoje ludzi, żyjących w sposób wyklarowany wykończonych, ogołoconych z marzeń, wyzbytych z próżności i od tego postarzałych, egzystowało już tylko dla wielkich, ostatecznych funkcji życia: jedzenia, spania, istnienia….
…Każda rodzina to plemię, odrębna nacja, miniaturowa ludzkość z własnym mitem i historia, z okresami idyllicznymi oraz wypełnionymi zdobywaniem i wojnami, z awanturnikami, mieszczanami i proletariuszami. Moja też….
….Koniec końców, prawdziwy, idealnie głupi człowiek jest zjawiskiem dość rzadkim…
…Popatrzył z dumą, jak na ogół ludzie, którzy za cenę niewiele ich kosztującej ofiary dowiedli własnej uczciwości…
…Ludzie – na to wskazywało wiele drobnych przykładów – poza porządkiem chcieli również swego rodzaju nieporządku. (…) Ludzie nie chcieli być idealni i beznamiętni jak maszyny i z jakimś tajemniczym uporem wciąż od nowa wprowadzali pośród ładu ten sam nieporządek…
…To właśnie była ojczyzna, ta lichwiarska siła, której nie sposób się oprzeć...
Wyjątkowo na początek - cytat: „Pociągnęła mnie tam do siebie, jak stałem. Coś zabolało. Trwało to ledwie kilka minut, knot lampy zmniejszył się może o milimetr. Ciało kobiety powolnym ruchem znalazło się już przy oknie, a ja wciąż jeszcze siedziałem na brzegu kanapy. Z głową w dłoniach. Czułem wielkie zmęczenie. Nie byłem ani rozczarowany, ani szczęśliwy, ani zrozpaczony....
więcej Pokaż mimo to"To prawda, nie wystarczy być człowiekiem głupim. Trzeba mieć do tego także szczęście." Dla mnie to motto naszych głupich czasów, z opowiadania Maraiego "Głupia kobieta", najlepszego - moim skromnym zdaniem - w tym tomie. Doskonała analiza celebrytyzmu. Dobrze, że Sandor nie dożył naszych czasów, nie żyje w Polsce i nie czyta tych okładek "poczytnych" - podobno przeznaczonych dla inteligencji - gazet, z wybijanych tłustym drukiem frazami aktoreczek .
To opowiadanie jest genialne, podobnie jak większość, a może nawet wszystkie, z okresu 1938-47. Pierwsza część nierówna, ale nie znaczy ze słaba. Ponownie, a czytam prawie wszystko tego autora, dawkując go sobie jak wykwintny alkohol, nie zawiodłem się.
"To prawda, nie wystarczy być człowiekiem głupim. Trzeba mieć do tego także szczęście." Dla mnie to motto naszych głupich czasów, z opowiadania Maraiego "Głupia kobieta", najlepszego - moim skromnym zdaniem - w tym tomie. Doskonała analiza celebrytyzmu. Dobrze, że Sandor nie dożył naszych czasów, nie żyje w Polsce i nie czyta tych okładek "poczytnych" - podobno...
więcej Pokaż mimo toJestem rozkochany w prozie Maraiego, a ten wybór opowiadań gruntuje w mojej świadomości pozycję tego pisarza jako mistrza słowa.
Zbór opowiadań wybranych z całego długiego i płodnego życia twórczego, a ułożonych jeszcze chronologicznie (od debiutanckiego!) pozwala na prześledzenie dojrzewania stylu pisarza, doskonalenia się w precyzji przelewania myśli na papier, a przy okazji odchodzenia od dosłowności na rzecz pewnego rozmycia, dającego więcej pola wyobraźni czytelnika. Często – jak to u Maraiego – zamiast pełnowymiarowych i treściwych opowieści dostajemy tu raczej jakieś impresje, jakieś „sytuacje”, jakieś „mgnienia”. W pełni może się tu ujawnić doskonały zmysł obserwacji i jeszcze wspanialsza zdolność przelewania obserwacji w coś na kształt obrazów malarskich i w mini-moraliety. Nawet te bardziej rozbudowane formy jak choćby „Podróż Metropolem”, to bardziej impresyjna opowieść głównego bohatera obracająca się wokół osi, którą stanowi pojedyncze dramatyczne zdarzenie (o którym to zresztą dowiadujemy się od razu na wstępie).
Czytając go z perspektywy dziesiątek lat a nawet i stulecia (pierwsze utwory) trzeba przyznać, że świat nam się zmienił. Część z opowiadań może nieco trąci więc myszką, ale czyż nie to samo trzeba by powiedzieć o utworach Iwaszkiewicza? A wcale mu to geniuszu nie ujmuje…
Nie da się czytać Maraiego szybko, nie da w dużej ilości na raz – ja przynajmniej nie mogę. Taka intensywność myśli, spostrzeżeń, ale i mniej oczywistego dowcipu, że aż trzeba odpoczywać od tego nadmiaru. Dobre jest to, że Marai napisał w życiu dużo; mimo niezłej już z nim znajomości, wiele jeszcze zachwytów przede mną i nie muszę rzeczy słabszych zostawiać na koniec – słabszych rzeczy węgierski pisarz wszak nie popełniał…
Jestem rozkochany w prozie Maraiego, a ten wybór opowiadań gruntuje w mojej świadomości pozycję tego pisarza jako mistrza słowa.
więcej Pokaż mimo toZbór opowiadań wybranych z całego długiego i płodnego życia twórczego, a ułożonych jeszcze chronologicznie (od debiutanckiego!) pozwala na prześledzenie dojrzewania stylu pisarza, doskonalenia się w precyzji przelewania myśli na papier, a przy...
Marai to wielki pisarz, a ten zbiór jego opowiadań tym bardziej pokazuje jego wielkość. Począwszy od pierwszych, w których można wyczuć napięcie debiutanta, aż po ostatnie, które zdecydowanie są mistrzowskie. Przez cały zbiór widać jak autor się zmieniał, jak różny był jego warsztat, jak się rozwijał. To tyle o stronie formalnej. A poza tym jest tu to, co uwielbiam, czyli drobniutkie wycinki rzeczywistości, która nie jest jednokolorowa, ludzkie przywary i niedoskonałości, bez oceniania, z genialnym wyciąganiem wielkich i trudnych rzeczy z drobiazgów. Czytając "Starą miłość" przypominało mi się jak człowiek jest ułomny, jak bardzo pozory mylą, a ludzie są zwodniczy, jak bardzo dbamy o własne interesy i jakimi egoistami jesteśmy. Zakłamanymi i nieempatycznymi. Mało przyjemne to przypomnienie, ale jakże ważne dla człowieczeństwa, jakże ważne dla każdego z nas. Świetna proza. I z każdym opowiadaniem coraz lepsza i coraz bardziej czujna. Można tylko pozazdrościć autorowi zmysłu obserwacji i umiejętności opisywania swoich spostrzeżeń. To wciąż mój ulubiony pisarz. Jeden z.
Marai to wielki pisarz, a ten zbiór jego opowiadań tym bardziej pokazuje jego wielkość. Począwszy od pierwszych, w których można wyczuć napięcie debiutanta, aż po ostatnie, które zdecydowanie są mistrzowskie. Przez cały zbiór widać jak autor się zmieniał, jak różny był jego warsztat, jak się rozwijał. To tyle o stronie formalnej. A poza tym jest tu to, co uwielbiam, czyli...
więcej Pokaż mimo to