Pomówmy szczerze
- Kategoria:
- literatura piękna
- Cykl:
- Pomówmy szczerze (tom 1)
- Tytuł oryginału:
- Talking it over
- Wydawnictwo:
- Świat Książki
- Data wydania:
- 2019-09-18
- Data 1. wyd. pol.:
- 2002-10-15
- Liczba stron:
- 430
- Czas czytania
- 7 godz. 10 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788381392143
- Tłumacz:
- Katarzyna Kasterka
Na pozór banalny trójkąt miłosny - on, ona i ten trzeci. Ludziom zdarza się przecież odkochać, nawet w miesiąc po ślubie, a rozwody są na porządku dziennym. Jednak z relacji trojga zainteresowanych, którzy przedstawiają całą historię każde z własnego punktu widzenia, przebija, prócz prawdziwego cierpienia i śmiechu przez łzy, odrobina obłędu i niezwykły komizm. Opowieść o losach trojga...
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Kłamie jak naoczny świadek
„Na ludzką pamięć nie można liczyć. Niestety, również na niepamięć” – stwierdził niegdyś Stanisław Jerzy Lec. Nikt chyba zaś równie finezyjnie nie prowadzi gry z motywem pamięci i zapominania jak Julian Barnes. Autor powraca do niego również w wydanej w 1991 roku powieści „Pomówmy szczerze”, a czyni to wyjątkowo żartobliwie i przewrotnie.
Trójkąt, jakich wiele: on, ona i on. Opowiadają o swojej skomplikowanej relacji w rozmowie z fikcyjnym autorem, próbując przekonać go do swojej wersji wydarzeń. Czytelnik zaś odkrywa powoli, z jak przedziwnymi indywiduami ma do czynienia, oraz zastanawia się, który z bohaterów kłamie. Czy możliwe jest, że każda z relacji różni się tak znacząco? Czy prawdę mówi stateczny, acz nieco nudnawy Stuart, czy też elokwentny lekkoduch Olivier? A może odnajdziemy ją w słowach Gillian?
Są to postacie nieco przerysowane, nie da się ukryć. Szczególnie wyraźnie upodobanie do autokreacji i przesady widać w przypadku wspomnianego wyżej Oliviera. W owym wyolbrzymieniu przywar i słabostek bohaterów oraz w kontraście ich charakterów tkwi jednak siła powieści. I to one decydują w dużej mierze o dynamice akcji.
Fabuła powoli się zagęszcza, staje się coraz ciekawsza. Bohaterowie porzucają powszechnie przyjęte normy zachowania, wplątując się w bijatyki oraz nie dopuszczając do głosu niewygodnych pobocznych świadków. Tym samym „Pomówmy szczerze” udowadnia, iż brytyjski pisarz nie podchodzi do tematyki romansu w sposób schematyczny i konwencjonalny. Wszystkie historie miłosne są przecież z natury banalne, liczy się jedynie sposób, w jaki o nich opowiadamy.
Barnes jak zwykle podsuwa czytelnikowi różne tropy, zwodzi go z wielką przyjemnością. Między wierszami przemyca również refleksje nad zawodem pisarza. Dzieje się tak w chwili, gdy Olivier zastanawia się, na czym polega praca konserwującej obrazy Gillian: „O, radości płynąca z relatywizmu! Nie istnieje coś takiego, jak «prawdziwy» obraz, który czeka, by go odkryć. Czyż nie tak zawsze określałem naszą egzystencję? Możemy skrobać i pluć, i szorować, i wycierać – aż do momentu, gdy uznamy, że oto – dzięki ksylenowi, propanolowi czy acetonowi – stanęła nam przed oczami naga prawda. Popatrzcie, ani śladu muszego gówna!”.
Brytyjski autor potrafi być w swoich opowieściach raz melancholijny, innym razem – żartobliwy i zaskakujący. Każde spotkanie z jego prozą uwodzi jednak czytelnika magią pięknego słowa i głębią refleksji. Jestem przekonana, że miłośnicy jego pisarstwa i tym razem nie będą zawiedzeni, a perypetie trójki bohaterów stanowić będą doskonałą odskocznię od szarej rzeczywistości.
Ewa Szymczak
Oceny
Książka na półkach
- 220
- 149
- 31
- 13
- 7
- 4
- 3
- 3
- 3
- 2
OPINIE i DYSKUSJE
Zaciekawiła mnie konstrukcja tej książki – historia uczuciowego trójkąta opowiedziana głosami osób zainteresowanych: Stuart, Gillian oraz Oliver. Na początku ma się wrażenie, że będzie to rzecz wyłącznie do śmiechu. Ot, dwojgu osobom, którym niezbyt wiedzie się w życiu, los zsyła dar małżeństwa. I przyjaciela w pakiecie. Każda z postaci opowiada swoją historię z własnej perspektywy i pokazuje jak osoby sobie bliskie mało o sobie wiedzą.
Im bliżej końca, tym narracja zmienia się na poważniejszą, natomiast zyskuje na głębi. Wynurzenia Stuarta są gorzkie, ale nie pozbawione racji. Z kolei Oliver nie wychodzi z roli swoistego bon-vivant, który używając błędnych zwrotów jest zabawny tylko z pozoru. W trakcie lektury nachodziła mnie nieznośna myśl, że gdyby przed laty przenieść tę powieść na ekran, to idealny byłby tercet aktorski z „Rybki zwanej Wandą”. Tamten Kevin Kline w roli Olivera byłby wręcz idealny, podobnie jak John Cleese jako Stuart i Jamie Lee Curtis jako Gillian. Moja pierwsze spotkanie z prozą Pana Juliana, mam nadzieję - nie ostatnie.
Zaciekawiła mnie konstrukcja tej książki – historia uczuciowego trójkąta opowiedziana głosami osób zainteresowanych: Stuart, Gillian oraz Oliver. Na początku ma się wrażenie, że będzie to rzecz wyłącznie do śmiechu. Ot, dwojgu osobom, którym niezbyt wiedzie się w życiu, los zsyła dar małżeństwa. I przyjaciela w pakiecie. Każda z postaci opowiada swoją historię z własnej...
więcej Pokaż mimo toI
Symetria.
Historia literatury, jako historia załamywania symetrii w relacjach.
Historia literatury, jako historia tych, którzy kochają niekochających i piszą do nieodpisujących (do nieodpisującej pisał Kochanowski swoje Treny, do nieodpisującej pisał Petrarka, przykłady można mnożyć w nieskończoność).
Historia literatury, jako historia tych, którym zależy, mimo, że w 99,9% relacji jesteśmy potrzebni innym (a inni nam) tylko po to, by się przeglądać w ich oczach…
(Introwertycy pragną się przeglądać w oczach kilku konkretnych ludzi, ekstrawertycy w oczach całego świata. Ludzie – poza tymi, którzy po dziennikarsku zadają pytania o bieżączkę (bieżące wydarzenia bez znaczenia) – na ogół nie mają do innych żadnych pytań, choć czasem mają odpowiedzi na pytania, których nikt nie zadał. A jeśli już pytają, to w większości nie są wystarczająco uważni, by pamiętać o wysłuchaniu odpowiedzi, nie mówiąc o przejęciu się nią…)
Pedanci i asekuranci dbają o symetrię („Telefon działa w dwie strony”) a oni – świadomi, że miłość skończy się albo katastrofą i pożogą, albo pożogą i katastrofą – rozstaniemy się, albo umrzemy (parafrazując Juliana Barnesa z „Wymiarów Życia”) – kochają, podążając za mottem z Audena:
„Jeżeli miłość nigdy nie jest jednakowa,
Niech to ja będę zawsze tym, kto bardziej kocha”.
II
„Każda sytuacja jest jedyna w swoim rodzaju, a zarazem uniwersalna” (Julian Barnes, „Pomówmy szczerze”).
Dość długo miałam wrażenie, że „Pomówmy szczerze” to świetnie napisana (w końcu Barnes!) powieść o trojgu idiotach. O przygłupim Stuarcie i jeszcze głupszym Oliverze oraz chimerycznej, pretensjonalnej i niezdecydowanej Gillian. Albo – patrząc z innej perspektywy – o nie do końca dobrze dobranym małżeństwie Stuarta i Gillian i przyjacielu ich domu – Olivierze; albo – z jeszcze innej perspektywy: o dziwacznym małżeństwie Oliviera i Gillian oraz byłym mężu Gillian, dawnym przyjacielu Oliviera – Stuarcie.
Ta książka – poglądowy podręcznik do postmodernizmu – jest przede wszystkim o tej płynnej zmianie perspektyw, dopiero potem o trojgu idiotach.
Z tego osobliwego podręcznika dowiadujemy się – niech to będzie „Lekcja pierwsza”, że postrzegający podmiot jest wszystkim, każdy ma swoją prywatną wersję historii. Nie ma nic obiektywnego, przede wszystkim nie ma obiektywnej prawdy i zawsze, nawet kiedy przedstawiamy pewniki o naszym życiu, „kłamiemy, jak naoczny świadek” (jak głosi motto do tej książki – przysłowie rosyjskie).
A jeżeli chodzi o obserwatorów, słuchaczy, odbiorców, innych ludzi, to to, na ile ich obchodzi nasz dramat, nasza miłość, nasza pewność, nasze wątpliwości i nasze romanse, można streścić przytaczając za Connellem z „Noramalnych ludzi” Sally Rooney reakcję postronnych osób na jego pieczołowicie skrywany związek z Marianne: „No one cares” – każdy ma to w dupie…
Jakie inne lekcje do przerobienia oferuje nam w „Pomówmy szczerze” Barnes?
Lekcja druga: Poduszka
W relacji Gilli w dniu jej ślubu ze Stuartem obrączka leżała: „na aksamitnej poduszce w kolorze głębokiego burgunda”.
Stuart wspomina ją, jako leżącą na „śliwkowej, welwetowej poduszce”.
A mający skłonność do barokowych inkrustacji Olivier napisze, że „leżała na pouffe w kolorze dojrzałej śliwki damaszki”.
Trzy osoby patrzą na tę samą poduszkę i każdy widzi inny kolor… zresztą, kolor być może jest ten sam, tylko każdy patrzący inaczej go nazywa? Jak u Wittgensteina: granice mojego języka, to granice mojego świata, a postrzegający podmiot nakłada na rzeczywistość, po kantowsku, swoje kategorie - ten aksamit lub welwet i burgunda albo śliwkę i otrzymuję swoją wersję tego, na co patrzy.
Lekcja trzecia: Obrazy
Gilli (z zawodu renowatorka obrazów) odnawiając obraz tłumaczy Oliverowi, że pracując nigdy nie wie, kiedy powinna skończyć: „Zapewne zazwyczaj posuwasz się zbyt bądź nie dość daleko. Nie ma żadnego sposobu, by stwierdzić, że oto właśnie nadszedł ten jedyny, właściwy moment.
Oliver pyta: „Czy chcesz przez to powiedzieć, że gdyby pociąć ten obraz na cztery części (…)i każdą część dać innemu konserwatorowi, wówczas każdy przerwałby swoją pracę na innym etapie?” Gilli odpowiada: „Tak. To znaczy każdy doprowadziłby obraz do mniej więcej podobnego stanu. Ale ostateczna decyzja, kiedy należy definitywnie skończyć pracę, jest raczej natury artystycznej, niż ściśle naukowej. To kwestia osobistych odczuć. Nie istnieje coś takiego, jak >>prawdziwy<< obraz, który czeka, by go odkryć, jeśli to masz na myśli”.
Oliver wysnuwa z tego wniosek, który stanowi istotę naszej trzeciej lekcji: „Tak. To mam na myśli. Czyż to nie cudowne? O, radości płynąca z relatywizmu!” Praca Gilli odkrywającej stary obraz, całkowita arbitralność decyzji przez nią podejmowanych, jako kwintesencja postmodernizmu.
Lekcja czwarta: Odwracalność
Gillian, nadal objaśniając swoją pracę Oliverowi: „Na każdym etapie pracy konserwator powinien czynić jedynie to, co wedle jego wiedzy, inni mogli by odczynić. Pewniki nie istnieją, nie ma też rozwiązań ostatecznych. Wszystko jest względne i tymczasowe. Odczynimy”.
W postmodernizmie nic nie jest na zawsze.
Lekcja piąta: Zasady
Rozgoryczona Gillian, świadoma tego, że uczucie do Olivera rozwala jej dopiero co rozpoczęte małżeństwo, mówi: „Maman, zawsze sądziłam, że istnieją, jakieś zasady”.
Jej mama interpretuje to w ten sposób: „Mówiąc to nie miała na myśli ogólnych zasad postępowania, ale coś o wiele głębszego. Ludzie często wyobrażają sobie, że zawarcie małżeństwa >>rozwiąże wszystkie problemy<<, jak to ujmują. Oczywiście, moja córka nie jest aż tak naiwna, ale sądzę, że wierzyła, a przynajmniej miała nadzieję, że przez jakiś czas będą ją chronić sakramentalne reguły małżeńskie.
Ja mam teraz ponad pięćdziesiąt lat i gdyby mnie pan spytał, jakie są te reguły, powiedziałabym że na myśl przychodzi mi tylko jedna: mężczyzna nigdy nie opuszcza swojej żony dla starszej kobiety. Poza tym – absolutnie wszystko jest możliwe”.
Ergo: nie ma żadnych zasad.
Lekcja szósta: Miłość etc
Tym razem szkoli nas Oliver: „Ludzkość dzieli się na dwie kategorie: tych którzy wierzą, że jedynym celem, podstawową funkcją, wyznacznikiem rytmu i główną linią melodyczną życia jest miłość , oraz tych, jakże licznych nieszczęśników, którzy swą wiarę pokładają przede wszystkim w owym etc. dla których miłość – aczkolwiek przyjemna - jest jedynie chwilowym wybrykiem młodości, preludium do nieuchronnego świata pieluch, więc w żadnym razie nie może konkurować z równie solidnymi, nieprzemijającymi i rzetelnymi wartościami, jak powiedzmy, umeblowanie domu. I tak naprawdę jest to jedyny podział między ludźmi, który zachował jeszcze jakiekolwiek znaczenie”.
A nieco dalej Barnes wkłada w usta Olivera takie zestawienie:
„Argumenty przeciwko pokątnym romansom, spisane przez osobnika, który przeżył ich aż nazbyt wiele”.
1. Trywialność. Każdy teraz ma kogoś na boku. Dosłownie – każdy. Duchowni, członkowie rodziny królewskiej, a nawet pustelnicy.
2. Sztampa. Zaloty, zwycięstwo, zobojętnienie, zerwanie. Zawsze ta sama banalna linia rozwoju akcji. Szybko wywołująca straszliwe uzależnienie, ponura. Po każdym fiasku poszukiwanie kolejnego fiaska. Odświeżmy wreszcie ten świat.
3. Wynajem na czas określony. Jak można się cieszyć wakacjami, mając nieustannie świadomość, że właściciele nie mogą się już doczekać, by się na powrót wprowadzić do swojego domu? Poza tym pieprzenie na czas nie leży w moim stylu; chociaż w pewnych określonych sytuacjach może każdego podstępnie złapać w pułapkę nałogu.
4. Kłamstwo. Bezpośrednia konsekwencja punktu 3. Pokątne romanse demoralizują – a mówię to z punktu widzenia faceta, który itd. To nieuniknione. Najpierw oszukujesz swojego pierwszego partnera, a w krótce oszukujesz też i drugiego. Och, oczywiście zarzekasz się, że tym razem już nie będziesz kłamać, ale i tak to robisz. Pogłębiasz niewielkie jeziorko emocjonalnej integralności potężnym buldożerem kłamstw.
5. Zdrada. Jakąż satysfakcję dostarcza ludziom popełnianie małych zdrad. Ileż daje radości. Liskowi Szachrajowi znowu się upiekło w 27 odcinku serialu – tyle że tak naprawdę to wcale nie było trudne. Stuart naprawdę jest moim przyjacielem – i wkrótce dla mnie zostawi go jego żona. To Wielka Zdrada, ale osobiście uważam, że ludzie lepiej znoszą Wielkie Zdrady, niż małe. Pokątny romans byłby małą zdradą i nie wydaje mi się, by Stuart potrafiłby się z tym pogodzić równie dobrze, jak z Wielka Zdradą. Widzi Pan ja naprawdę jego osobę mam też na względzie.
W myśl tej samej niezwykłej dialektyki Oliver, który przeżył już niejeden romans – będąc naprawdę chorym z miłości do Gillian – mówi do niej tak:
„Nie kocham się. Nie wielbię. Nie chcę przebywać z tobą w nieskończoność. Nie chcę mieć z tobą romansu. Nie chcę się z tobą ożenić. Nie chcę nieustannie słuchać twojego głosu.” I właśnie jego ustami Barnes pyta czytelnika: „Czy udało się panu wychwycić zdanie niepasujące do pozostałych?”
Zatem, niewidzialny czytelniku, jeżeli chcesz się poznać dość sztampową historię miłosnego trójkąta napisaną pięknym językiem, w której na głosy rozpisane są składowe filozofii postmodernistycznej, polecam!
III
PS. Niewidzialny czytelniku, czytasz za mało poezji…
Przeczytaj „The more loving one” Audena.
Patrząc na gwiazdy, wiem, że jestem dla nich zerem
I z ich punktu widzenia mogę pójść w cholerę;
Lecz tu na Ziemi, to nie obojętność – wierzę –
Jest złem, którym nam grozi człowiek albo zwierzę.
Gdyby rój gwiazd się zwierzał z płomiennych tajemnic
Uczuć do nas – któż mógłby pasję odwzajemnić?
Jeżeli miłość nigdy nie jest jednakowa,
Niech to ja będę zawsze tym, kto bardziej kocha.
Lecz chociaż, patrząc w niebo, wmawiam sobie podziw
Dla tych gwiazd, które ktoś jak ja guzik obchodzi,
Nie mogę przecież przysiąc – przyznam to nieśmiało –
Że za dnia którejś z nich mi strasznie brakowało.
I gdyby gwiazdy wchłonął kosmosu atrament,
Nauczyłbym się patrzeć na pusty firmament
I czuć na widok mroku te same wzruszenia –
Choć to by wymagało czasu i ćwiczenia.
I
więcej Pokaż mimo toSymetria.
Historia literatury, jako historia załamywania symetrii w relacjach.
Historia literatury, jako historia tych, którzy kochają niekochających i piszą do nieodpisujących (do nieodpisującej pisał Kochanowski swoje Treny, do nieodpisującej pisał Petrarka, przykłady można mnożyć w nieskończoność).
Historia literatury, jako historia tych, którym zależy, mimo, że w...
Historia - ok, sposób podania -ciekawy, ale czegoś mi zabrakło. Książka o której raczej zapomnę. Minus za postać Olivera i jego finezję słowną.
Historia - ok, sposób podania -ciekawy, ale czegoś mi zabrakło. Książka o której raczej zapomnę. Minus za postać Olivera i jego finezję słowną.
Pokaż mimo toMiłosny trójkąt - on, ona i jego przyjaciel. Banalne? Pewnie tak. Autor jednak serwuje nam to w inny, dość specyficzny sposób. Wysłuchujemy tu monologów bohaterów, którzy mówią do konkretnego mężczyzny, słuchacza, odbiorcy. Teoretycznie nie do nas. I właśnie przez to miałam uczucie, że trochę podsłuchuję, że nie mam prawa poznawać tej historii. To zbyt intymne. I smutne. Ale już tam byłam, słuchałam ich wypowiedzi i nie zawsze mi się podobało to co do mnie docierało. Prawdę mówiąc... nie podobało mi się prawie nic.
Gillian to wyniosła, przyziemna egocentryczka, która nie wie czego chce. Ratują tą postać wyrzuty sumienia, które gdzieś tam stają się jej częścią, choć moim zdaniem, zbyt małą.
Oliver jest zapatrzonym w siebie, chamskim, fałszywym typem. Generalnie można powiedzieć, że autor odwalił kawał dobrej roboty przy kreacji tego bohatera dlatego, że ciężko pozostać neutralnym w stosunku do niego. Przynajmniej mi było ciężko. Nie da się ukryć, że gość jest przystojny i błyskotliwy, ale poziom jego wyrahowania i manipulacji mnie rozłożył na łopatki.
No i Stuart... ciapowaty, miły, nieśmiały i lojalny Stuart. Wkurzał mnie tym użalaniem się nad sobą, ale jeszcze jako jedyny wzbudził we mnie jakieś cieplejsze uczucia.
Czy naprawdę zakochując się musimy tracić rozum? Ryzykować wszystkim co mamy, swoim życiem, bo tak nam się wydaje, że bez tego nie możemy żyć? Nieważne co przysięgaliśmy, ważne czego pragniemy...
Smutne to. I przerażające. Bo nic nie jest pewne.
Książka nie jest arcydziełem. Pewnie sporo osób oświadczyłoby, że raczej jest średnia, ale moim zdaniem wzbudza emocje i daje do myślenia.
Zakończenie mogłoby być lepsze. Spodziewałam się czegoś innego.
Miłosny trójkąt - on, ona i jego przyjaciel. Banalne? Pewnie tak. Autor jednak serwuje nam to w inny, dość specyficzny sposób. Wysłuchujemy tu monologów bohaterów, którzy mówią do konkretnego mężczyzny, słuchacza, odbiorcy. Teoretycznie nie do nas. I właśnie przez to miałam uczucie, że trochę podsłuchuję, że nie mam prawa poznawać tej historii. To zbyt intymne. I...
więcej Pokaż mimo toCzytało mi się dobrze, przy kilku zdaniach (ach, ten specyficzny, kwiecisty styl jednego z bohaterów) głośno parsknęłam śmiechem. I najprawdopodobniej niedługo o niej zapomnę.
Czytało mi się dobrze, przy kilku zdaniach (ach, ten specyficzny, kwiecisty styl jednego z bohaterów) głośno parsknęłam śmiechem. I najprawdopodobniej niedługo o niej zapomnę.
Pokaż mimo toIntrygująca opowieść bez happy endu.
Intrygująca opowieść bez happy endu.
Pokaż mimo toNapisana w formie wywiadu z bohaterami. Ciekawy zabieg dający przyjemny odbiór kolejnej "trudnej historii miłosnej".
Napisana w formie wywiadu z bohaterami. Ciekawy zabieg dający przyjemny odbiór kolejnej "trudnej historii miłosnej".
Pokaż mimo toLiteracko dobra, ale nie polecam. Po co czytać o egoistach nie posiadających żadnych wartości i zasad? Człowiek nie czuje się dobrze czytając tę książkę.
Literacko dobra, ale nie polecam. Po co czytać o egoistach nie posiadających żadnych wartości i zasad? Człowiek nie czuje się dobrze czytając tę książkę.
Pokaż mimo toMiłosny trójkąt opowiedziany z perspektywy każdej ze stron. Forma wypowiedzi ciekawa, niebanalna. I... nic poza tym. Niestety, nie porwała mnie ani historia, ani sposób pisania autora. Doczytałam do końca jedynie z ciekawości, czy im się uda :) Barnes to nie jest mój pisarz.
Miłosny trójkąt opowiedziany z perspektywy każdej ze stron. Forma wypowiedzi ciekawa, niebanalna. I... nic poza tym. Niestety, nie porwała mnie ani historia, ani sposób pisania autora. Doczytałam do końca jedynie z ciekawości, czy im się uda :) Barnes to nie jest mój pisarz.
Pokaż mimo toRecenzja w całości na: https://czytadlapegrota.blogspot.com
Julian Barnes opisuje losy trójkąta - on, ona i on. Jeśli jednak myślicie, że to typowy, banalny romans to koniecznie musicie przeczytać tę historię.
Gillian i Stuart są małżeństwem. W ich życiu ciągle pojawia się ekstrawagancki i niepokorny Oliver. To najlepszy przyjaciel Stuarta, który z Gillian rozumie się bez słów. Do tego stopnia, że postanawia zawalczyć o Gillian i odbić żonę swojemu najlepszemu przyjacielowi. Autor pokazuje jak cienka jest linia pomiędzy miłością, przyjaźnią, nienawiścią i chęcią zemsty.
W „Pomówmy szczerze” narracja prowadzona jest z perspektywy wszystkich bohaterów. Stuart, Gillian i Oliver opowiadają o swojej skomplikowanej relacji fikcyjnemu autorowi, którego próbują przekonać do swoich racji.
Autor serwuje nam przedziwną historię relacji trójki osób, z której każda opowiada swoją wersję wydarzeń. Kto z nich mówi prawdę? Dlaczego ich wersje są tak bardzo różne? I w końcu jak zakończy się historia nietypowego trójkąta?
Julian Barnes stworzył moim zdaniem bardzo intrygującą powieść z elementami psychologii, którą warto poznać. To jedna z tych powieści, którą albo pokochacie albo znienawidzicie! :)
Recenzja w całości na: https://czytadlapegrota.blogspot.com
więcej Pokaż mimo toJulian Barnes opisuje losy trójkąta - on, ona i on. Jeśli jednak myślicie, że to typowy, banalny romans to koniecznie musicie przeczytać tę historię.
Gillian i Stuart są małżeństwem. W ich życiu ciągle pojawia się ekstrawagancki i niepokorny Oliver. To najlepszy przyjaciel Stuarta, który z Gillian rozumie się...