Czekając na „Diunę”. Książki o życiu na pustyni i prawdziwych ludach piasku
Długo wyczekiwana nowa ekranizacja niezwykłej książki, której autorem jest Frank Herbert, pojawi się na kinowych ekranach dopiero w październiku. Z zapowiedzi wynika, że de facto będzie to ekranizacja połowy pierwszego tomu cyklu o Arrakis. Sześciotomowy komplet doczekał się nowego polskiego wydania w 2018 roku. Poznański Rebis rozbudowuje serię, wydając książki syna autora, podobno oparte na zapiskach ojca. Opinie na temat tych drugich są, delikatnie mówiąc, podzielone.
Nie wszyscy pamiętają, że „Diuna” doczekała się ekranizacji – w 1984 roku. Wyreżyserował ją… David Lynch, a zagrali między innymi: Sting, Max von Sydow i Patrick Stewart (ikoniczna postać z serialowego i nie tylko „Star Treka”). Oczekiwanie na film stwarza pretekst do przyjrzenia się kilku książkom opisującym życie ludów Sahary i okolic. Będą to książki wybrane, więc w komentarzach pojawi się zapewne mnóstwo kolejnych propozycji.
Bartek Sabela i „Wszystkie ziarna piasku”
Niezwykły reportaż z Sahary Zachodniej. Terytoriów okupowanych przez Maroko, częściowo kontrolowanych przez partyzantkę, które swój rząd i prezydenta mają w obozach uchodźców w Algierii. Książka Bartka Sabeli opisuje życie po obu stronach umownej i nieuznawanej granicy oraz w uchodźczych miastach w Algierii. „Melanżem” (w „Diunie” melanż występował tylko na pustynnej planecie Arrakis) i nieszczęściem Sahary Zachodniej są złoża fosforytów. Najbogatsze na świecie, stanowią jedyne bogactwo naturalne tej pustynnej krainy. Marokańczycy wybudowali mur dzielący ją na dwie części: system fortyfikacji i umocnień liczący około 2 700 kilometrów. Skojarzenie z Murem Zaporowym z Arrakis tylko powierzchowne, był on bowiem naturalną formacją skalną, a tzw. Wał zachodniosaharyjski jest, niestety, wytworem ludzkiej ręki, na który od czasu do czasu wyprawiają się partyzanci wolnościowego frontu „Polisario”.
Książka Sabeli stwarza też, dzięki wykorzystywaniu internetu przez Sahrawich, rdzennych mieszkańców tego terenu, możliwość konfrontowania relacji reportera z rzeczywistością. Dostępne są filmy z pacyfikacji obozów uchodźców, ulice okupowanej stolicy Sahary Zachodniej – El Aaiunu – można zobaczyć na mapie Google. Po co zatem reportaż, pisany w tym wypadku z narażeniem życia? Przede wszystkim po to, żeby wśród oceanu różnych danych, które zalewają odbiorców, znalazł się ktoś, kto powie: „Zerknij tutaj, warto…” Wśród bezmiaru piasku wskaże kilka pojedynczych ziaren, wyjątkowych i niepodobnych do innych.
Książka Adama Rybińskiego to publikacja kompletnie nieporównywalna z reporterską perłą Bartka Sabeli. To książka naukowa w pełnym tego słowa rozumieniu. Autor w oparciu o własne badania i potężny research opisał szczegółowo życie i kulturę pustynnych „Błękitnych ludzi”. Co ciekawe, w kontekście nawiązań do „Diuny” jednym z tematów jego badań było też podejście Tuaregów do kwestii ekologii, zainteresowanie niektórych nawadnianiem fragmentów pustyni i skomplikowanych relacji wiążących tuareską szlachtę z dzierżawiącymi od nich ziemię potomkami czarnoskórych niewolników. Lektura tej książki do łatwych nie należy, ale autor serwuje w niej ogromną porcję rzetelnej wiedzy na temat życia ludu pustyni.
Paweł Smoleński, autor reportażu „Wieje szarkija. Beduini z pustyni Negew”, niestrudzenie przybliża polskim czytelnikom blaski i cienie współczesnego Izraela. Opisywana książka mówi o walce o swoje prawa Beduinów z południa pustyni Negew. Opowiada o tym, jak, mimo ich lojalności względem Izraela, wystarczył jeden zamach, by zogniskować na nich podejrzenia o kolejne; opowiada, jak trudno jest przystosować się ludziom kochającym przestrzeń i bezkres do życia według narzuconych wzorców. Nawet jeśli, przynajmniej na pozór, służą do tego demokratyczne instytucje. Trudno nie przywołać dalekich porównań do ostatecznie zakończonej zniszczeniem życia na Arrakis przemianie globalnej pustyni w zieloną planetę. Ludom pustyni trudno zmienić się na zawołanie, choć niektórzy ich przedstawiciele potrafią marzyć o beduińskich kibucach, jak opisywany przez Pawła Smoleńskiego Amin z izraelskiego kibucu Nir Oz. Żyjący jednak, o ironio, poza murami żydowskiego gospodarstwa; lekceważący zbierające śmiertelne żniwo rakiety nadlatujące niespodziewanie ze Strefy Gazy.
Tajwańska pisarka i Sahara Zachodnia
Sanmao, pisarka z Tajwanu, opisuje w swej książce Saharę Zachodnią kilkadziesiąt lat przed czasami, które przybliża Bartek Sabela. „Saharyjskie dni” to książka przełożona z chińskiego (!) przez Jarosława Zawadzkiego, zupełnie inna od poprzednich publikacji, traktujących pustynię i żyjące na nich ludy bądź naukowo, bądź z dziennikarską dociekliwością. Sanmao – zmarła w 1991 roku po wielu latach zmagania się z depresją – to także poetka i tę odrobinę poezji w opisach pustyni, także dzięki tłumaczowi, można odnaleźć w tych opowieściach. Książka jest niezwykle ciepła, stanowi swego rodzaju kontrast do surowego krajobrazu, twardych ludzi zmagających się z trudną codziennością. Tu porównań do świata Franka Herberta szukać chyba nie sposób, chyba że weźmiemy na warsztat opisy pustyni.
Jeśli można porównać opowiadania z „Saharyjskich dni” do innych pozycji literatury, to stosunkowo najbliżej tej książce do „Pożegnania z Afryką” Karen Blixen. Nie tyle, jeśli chodzi o treść i miejsce, ile o akceptujący stosunek do świata otaczającego autorkę i narratorkę w jednym.
Czytelnicy mają z pewnością swoje doświadczenia z pustynnymi książkami. Zapewne więc tekst ten będzie – na co autor ma, jak zwykle, nadzieję – zachętą do dzielenia się własnymi książkowymi doświadczeniami w komentarzach. Może to oraz lektura dzieła Franka Herberta, osłodzi nieco czas oczekiwania na kinową premierę i zobaczenie wizji Arrakis w wersji Denisa Villeneuve’a.
komentarze [13]
Książka "Wszystkie ziarna piasku" siedzi we mnie do dziś. Była dla mnie wstrząsająca, nie wiedziałam o tym, co się tam dzieje, moi znajomi również nie. Bardzo polecam.
Sięgnę też po inne książki z tej listy.
Antoine de Saint-Exupery:
Mały książę
Ziemia planeta ludzi
Książka reportera Bartusia na pewno jest (prawie) tak dobra jak "Diuna".
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postOd kiedy dorosłem, w sytuacjach OFICJALNYCH, nie posługuję się zdrobnieniem imienia. To infantylne. Książka infantylnego autora w zestawieniu z arcydziełem...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postSikorski bardzi długo był "Radkiem", nie wiem, może to taki amerykański styl?
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Odpowiednikiem Radka byłby Bartek, a nie Bartuś. Bartuś to takie bardziej pieszczotliwe zdrobnienie, raczej przeznaczone dla dzieci.
Ale widzę, że autor książki podpisuje się własnie "Bartek" - znowu Meszuge wprowadza dezinformację... Tego typu zdrobnienia są powszechnie używane wobec dorosłych, a dawniej nawet występowały jako niezależne imiona - znamy trzy warianty...
Brednie. Nie ma imienia Bartek. Bartek to zdrobnienie.
https://rjp.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1176:bartek&catid=76&Itemid=209
Meszuge
Być może twój umysł, z przyczyn świetnie znanych, nie jest w stanie pojąć pewnych rzeczy. Np. tego, że w krajach słowiańskich, w tym w Polsce, powszechnie wersje zdrobniałe, zgrubiałe czy skrócone funkcjonowały na prawach imion. Tak że nawet pełnych wersji tych imion często nie znamy (nie znamy pełnych wersji od zdrobnień Leszek i Mieszek, zgrubienia Lech, albo...