rozwiń zwiń

Wszystkie mapy pustyni. „Diuna” Franka Herberta

Michał Cetnarowski Michał Cetnarowski
09.05.2020

Książkowa wersja „Diuny” Franka Herberta – publikowanej wcześniej w odcinkach w czasopiśmie – ukazała się w 1965 roku. Tym samym, w którym swoją premierę miały również „Cyberiada” Stanisława Lema czy „Trzy stygmaty Palmera Eldricha” Philipa K. Dicka; pierwszy tom Ekumeny Ursuli LeGuin pojawi się dopiero za rok, pierwszy tom Ziemiomorza – za trzy lata. Piszę o tym nieprzypadkowo. Utwór Herberta, chyba wciąż trochę niedoceniany, powinien znajdować się razem z nimi w fantastycznej Hall of Fame. Inna sprawa, że obecny rok zapewne to w końcu zmieni – a to za sprawą wyczekiwanej, wysokobudżetowej ekranizacji. Póki co warto nadrobić książkowy oryginał, zwłaszcza że nadarza się dobra okazja: Rebis właśnie wznawia główny sześcioksiąg cyklu.

Wszystkie mapy pustyni. „Diuna” Franka Herberta

Na początku był melanż

Dla przypomnienia garść podstawowych danych. Fabuła „Diuny” rozgrywa się w przybliżeniu w XXIV tysiącleciu na planecie Arrakis, jedynym i dlatego najważniejszym w całej galaktyce globie, na którym znajdują się złoża melanżu. Nie chodzi o epickie studenckie popijawy, choć w sumie oba zjawiska mają ze sobą nieco wspólnego: melanż to powstająca na pustyni narkotyczna przyprawa, która przedłuża życie, sprowadza jasnowidzenie i umożliwia ponadwymiarowe podróże kosmiczne, dzięki którym możliwe stało się stworzenie kosmicznego imperium. Ktokolwiek przeżył choć jedną sesję na uczelni, przyzna mi rację, że widać tu pewne podobieństwa. Tymczasem Arrakis – przez tubylców nazywana właśnie Diuną – zostaje oddana w lenno rodowi Atrydów.

Na planetę wraz z rodziną książęcą przybywa młodziutki Paul – i wkrótce okazuje się, że miejscowi Fremeni, żyjący na wzór hardkorowych Beduinów, dla których obiektem kultu jest woda, widzą w nim zapowiadanego przez legendy mesjasza, który ma uwolnić planetę spod obcego panowania i przemienić pustynne piekło w zielony raj. Na przeszkodzie staną mu między innymi zabójcy z wrogiego rodu Harkonnenów, siły cesarza czy przedstawicielki Bene Gesserit, kobiecego zakonu od tysiącleci szkolących się w zakulisowym przejmowaniu władzy. W książce i jej kolejnych tomach w ogóle dzieje się dużo i jeszcze więcej, a ja, pisząc te skrócone do minimum streszczenie, czuję się jak maturzysta, który próbuje zapisać na palcu ściągę ze „Zbrodni i kary”. „Diuna” to wielowątkowy, epicki, wielobarwny fresk i największa frajda polega na samodzielnym odkrywaniu jej kolejnych odcieni, poznawaniu smaków, niuansów i detali.

Droga na Arrakis

Frank Herbert stwarza to uniwersum w 1957 roku, opracowując na potrzeby artykułu plany Państwowej Agencji Rolnictwa dotyczące rekultywacji wydm na wybrzeżu Oregonu. Tekst ostatecznie się nie ukazuje, ale autor – erudyta, z zawodu dziennikarz – szybko wyobraża sobie cały świat opanowany przez wydmy. Wydanie książkowe wkrótce okazuje się hitem, na świecie schodzi 20 milionów egzemplarzy, Herbert może zająć się tylko pisaniem i rozwija swoją wizję w kolejnych tomach cyklu. I choć do końca życia napisze jeszcze kilkadziesiąt innych tytułów, to jednak właśnie rozpisane na kilkanaście tysięcy lat losy Diuny staną się jego opus magnum.

Patrząc na ten skomplikowany gmach, nietrudno pojąć, czemu tak się stało. W literaturze, nie tylko fantastycznej, ze świecą szukać podobnie rozbudowanych, kompletnych, samowystarczalnych kreacji. Fantastyka zna śródziemie J.R.R. Tolkiena, Ziemiomorze Ursuli LeGuin czy filmowy neverland „Gwiezdnych wojen”, ale uniwersum Diuny nie ustępuje im na krok, a w wielu przypadkach zdaje się nawet je przewyższać. O podobnych „krainach prawdziwszych niż prawdziwe” pisał niedawno z akademickim zacięciem Krzysztof M. Maj w bardzo wnikliwej pracy „Allotopie. Topografia światów fikcjonalnych”, choć i on nie uwzględnił w swoich rozważaniach „Diuny”. Wygląda na to, że jej czas ma dopiero nadejść.

Imperium dla wyjadaczy

W zestawieniu tym nieprzypadkowo pojawiają się „Gwiezdne wojny”. Imperium galaktyczne, mistyczne konotacje głównego bohatera, międzygwiezdna rebelia, ba, nawet bliźniacze rodzeństwo, które musi zostać rozdzielone, moce Jedi, bardzo zbieżne z tym, co potrafiły Bene Gesserit, a nawet Jabba the Hutt, nie mówiąc już o Tatooine, na której wychowywał się młody Anakin (wypisz-wymaluj młody Atryda) – są jak żywcem wyjęte z uniwersum Herberta. Powstały w roku 1977 film wydaje się po prostu przepisaną na język Kina Nowej Przygody „Diuną” w wersji Young Adult.

Sprawa nigdy nie trafiła do sądu, ale trudno nie zauważyć tych zbieżności. Sam pisarz wypowiadał się w swoim czasie jednoznacznie – że GW gwizdnęły mu część koncepcji. Ale spokojnie, wygląda na to, że już w grudniu będzie miała miejsce popkulturowa zemsta Muad’Diba – gdy nowa filmowa franczyza zastąpi zamknięty w niesławie dziewięcioczęściowy cykl gwiezdnej sagi. Inna rzecz, że podobne idee krążyły wówczas swobodnie wśród twórców: lata 60. i 70. to przecież w ogóle czas hipisów, popularności wschodniego mistycyzmu w duchu New Age, Jungowskiej psychologii głębi, LSD… Herbert, prywatnie zgłębiający tajniki buddyzmu, lingwista-hobbysta jak Tolkien, był żywotnie zainteresowany tymi kwestiami.

Kadr z filmu Diuna, 1984, od lewej: Kyle MacLachlan, Patrick Stewart, Sting

Autostrada zagubiona na pustyni

Dziś „Diuna” to wielki cykl, który wybujał daleko od głównego pnia. Herbert napisał pierwsze sześć tomów – za kontynuację wzięli się jego syn Brian wraz z Kevinem J. Andersonem i co najmniej podwoili już liczbę oryginalnych części. Tym samym fani rychło podzielili się na fanatyków samej „Diuny”, hoolsów sześcioksięgu Herberta – nie wszystkim miłośnikom pierwszego tomu spodobał się pangalaktyczny kierunek, w którym autor poprowadził fabułę i dzieje nowego mesjasza – oraz kiboli Andersona i Herberta juniora. Sam cenię całą tę kreację, rozbudowaną o wszelkie rozszerzenia – dopiero bowiem w tym najszerszym spojrzeniu widać wyraźnie, jak przebogaty i finezyjny to świat. Ten rozmach zresztą nieźle wróży wszelkim adaptacjom – miejsc, które można rozbudować na potrzeby filmu czy serialu, jest tutaj więcej niż ziarenek piasku na grzbiecie Szej-huluda.

Do tego dochodzą liczne kompendia, komiksy, gry wideo, seriale, i oczywiście film. Nie ten nadchodzący Villeneuve, tylko pierwsze podejście Hollywood do Arrakis. Już historia tej dziewiczej adaptacji „Diuny” (1984) zasługuje na film, który zresztą powstał („Jodorowsky’s Dune” z 2013 roku). Posłuchajcie. Za pierwszy projekt jeszcze z lat 70. odpowiadał Alejandro Jodorowsky, szalony filmowiec, komiksiarz, muzyk, malarz, poeta – jednym słowem artysta, prawdziwa legenda undergroundu. Jodorowsky podszedł do tematu z rozmachem, na jaki zasługiwał oryginał: wymyślił, że muzykę do ekranizacji stworzą Pink Floydzi, scenografię H.R. Giger, a w obsadzie znajdą się Salvador Dali czy Mick Jagger… Scenariusz tego monstrum rozrósł się do rozmiarów dziesięciogodzinnego filmu i producenci potraktowali projekt tak, jak zazwyczaj w przemyśle filmowym traktuje się przejawy geniuszu, który nie liczy się z kosztami – po prostu go skasowali.

Potem za tytuł miał się wziąć Ridley Scott, ale i jego przytłoczył ogrom pracy; dobrą stroną medalu było to, że nawiązał wówczas kontakty z Gigerem, co wkrótce zaowocowało „Alienem”. Ostatecznie zaś na stołku reżyserskim zasiadł kolejny oryginał współczesnego kina, sam David Lynch, a na ekranie w jednej z ról pojawił się na przykład Sting. Niemniej starcie komercyjnych zapatrywań producentów i autorskich ambicji Lyncha spowodowało, że wyszedł film nieudany, „piękna katastrofa”, tyle tylko że ciesząca się dziś swoistym kultem wśród miłośników gatunku. I jednocześnie ugruntowała się opinia, że „Diuny” nie sposób przełożyć na język filmu. Czy Villeneuve będzie potrafił sobie z tym poradzić?

Nie wolno się bać

Wyzwaniem jest tutaj bowiem nie tylko przebogaty świat, ale i skomplikowana intryga, pełna zwrotów akcji, forteli ukrytych w fortelach, politycznych strategii rozciągniętych na dziesiątki tysięcy lat. Jasne, nie wszystko na raz; ale jednak fabuła „Diuny” to nie prosty quest, w którym bohaterowie mają do wykonania misję i linearnie podróżują od kulminacji do kulminacji. Do tego dochodzi jeszcze barokowy, trochę napuszony język książkowego oryginału, mający do siebie to, że doskonale buduje neofeudalny klimat Arrakis. Oraz ta wielowarstwowa dekonstrukcja, kiedy – w kolejnych tomach – okazuje się, że mesjańskie powinności Paula czy wiara w ekologię także mają swoje ciemne strony, a za ocalenie planety płaci się cenę w ludziach i kulturach, które trzeba poświęcić, żeby osiągnąć cel. Czy kino odważy się sięgnąć po te treści, które obronią się tylko wtedy, kiedy nikt ich zanadto nie wypłaszczy?

Tyle film, wróćmy do książki. Historia zabójczej planety, na której musisz ułożyć sobie życie na nowo, chwytając się ekologii, religii i/lub przemocy – czy to nam czegoś nie przypomina? „Diuna” wydaje się idealną lekturą na nadchodzące miesiące, a może lata: okres popandemicznego zamętu, niepokoju, obawy, ale może również szansy? W tym kontekście najważniejsza w tej historii wydaje się litania przeciw strachowi, której Bene Gesserit uczą młodziutkiego Paula, gdy ten musi zmierzyć się z dorosłym życiem:

Nie wolno się bać. Strach zabija duszę. Strach to mała śmierć, a wielkie unicestwienie. Stawię mu czoło. Niechaj przejdzie po mnie i przeze mnie, a kiedy przejdzie, obrócę oko swej jaźni na jego drogę. Którędy przeszedł strach, tam nie ma nic. Jestem tylko ja.

Wydaje się, że to niezła myśl przewodnia nie tylko na nowe czasy.

Fot. otwierająca: kadr z ekranizacji „Diuny”, reż. D. Villeneuve


komentarze [28]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Voltar 18.05.2020 21:53
Czytelnik

Wiele osób przegapiło fakt, że równo 20 lat temu już powstał mini-serial "Dune". Trzy odcinki na łączną sumę ok. 5 godzin, wyprodukowane dla Sci-Fi Channel, były całkiem zgrabną i wierną adaptacją.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
kiran 17.05.2020 18:37
Czytelniczka

"Diuna" była pierwszym moim zetknięcie z sf. Wcześniej zaczytałam się we "Władcy Pierścieni", czy "Wiedźminie" i wszystkim, gdzie były elfy, miecze, wojny. Potem przyszedł czas na "Draculę" i "Wywiad z wampirem" i wszystkie pochodne wampiryzmu... Ale "Diuna" była jak objawienie.
Hm... Może trochę tu przesadziłam ;)

I to jest powód dla którego boję się oglądać serial - czy...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
twojastara 16.05.2020 10:40
Czytelnik

Czy Diuna jest niedoceniona? Pozostając inspiracją z jednej strony dla artystowskich wizji Jodorowskiego czy Lyncha, z drugiej dla fabryk mainstreamu zamieniających bez opamiętania myśl w góry pieniędzy? (vide starwarsy, bądź nawet kolejne tasiemcowo powstające tomy serii dopisane po śmierci Herberta).

Czy przekuwanie dzieła życia w stosy zabawek, gadżetów, piórników,...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
eryk1 15.05.2020 20:51
Czytelnik

Mam nadzieje, że adaptacja"Diuny" przez Villneuve bedzie tak dobrą adaptacją jak to zrobił Jackson z "Władcą Pierścieni"

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Seba 14.05.2020 18:53
Czytelnik

Diuna to ponadczasowa powieść, która porusza bardzo wiele zagadnień z zakresu polityki, ekologi, psychologi, ekonomii i wielu innych dziedzin. Przede wszystkim jest to powieść do której napisania autor przygotowywał się wiele lat, zbierał materiały i tworzył koncepcję uniwersum. Diuna daje czytelnikowi zbiór jasno wytyczonych zasad i praw którymi rządzi się świat, nie tak...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
United4Ever 14.05.2020 13:01
Czytelnik

Uwielbiam Diunę. Pamiętam jak po pierwszem przeczytaniu odłożyłem książkę na chwilę, tylko po to żeby wziąść ją ponownie do ręki i... zacząć czytać jeszcze raz. :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Iza 11.05.2020 23:12
Czytelniczka

Moja książka nr jeden. Od pierwszej do ostatniej strony. Miałam "ekskluzywne" wydanie "Diuna. Mesjasz Diuny" dwutomowe. Historia pochłonęła mnie bez reszty. Czekam na film, ale nie wierzę, że przebije książkę. Poprzednia ekranizacja to porażka..

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Lilek404 10.05.2020 20:59
Czytelniczka

Wszystko fajnie, ale recenzja pisana jak przez jakiegoś boomera.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
SOO 10.05.2020 11:25
Czytelniczka

Seria bez wątpienia zasługuje na porządną ekranizacje. Teraz są zdecydowanie lepsze możliwości na zrealizowanie tak wymagającego projektu. Oczywiście wiąże się to z pewnym ryzykiem sprostania oczekiwań.
Natomiast Herberta warto czytać, zawsze i wszędzie. Mistrzowsko stworzony świat począwszy od ziarnka piasku po intrygi polityczne. Ponadczasowe dzieło!

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
ggembala74de 10.05.2020 06:31
Czytelnik

Jako fan Diuny od dawna czekam na ekranizację godną tej epopei. Mam nadzieję, że twórcy nie pójdą drogą wytyczoną przez telewizyjną adaptację z początku tego wieku. Ten epos zasługuje wreszcie na twórcę, który go zrozumie.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post