-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel16
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać2
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Cytaty z tagiem "żyd" [55]
[ + Dodaj cytat]
Religia żydowska kładzie nacisk na szacunek, chrześcijańska na miłość. Zadaję sobie pytanie: czy szacunek nie jest ważniejszy od miłości? A także łatwiejszy do zastosowania... Kochać swojego nieprzyjaciela, jak proponuje Jezus, i nadstawiać drugi policzek, uważam, że to godne podziwu, ale trudne do wykonania. Zwłaszcza w tej chwili. Nadstawiłbyś drugi policzek Hitlerowi, powiedz?
- Nigdy!
- Ja też nie! To prawda, że nie jestem godny Chrystusa. Życia mi nie starczy, by go naśladować... Ale czy miłość może być obowiązkiem? Czy można rozkazywać sercu? Nie sądzę. Według wielkich rabinów szacunek jest lepszy od miłości. Jest trwałym zobowiązaniem. To mi się wydaje możliwe. Mogę szanować tych, których nie lubię, lub tych, którzy są mi obojętni. Ale kochać?
Zresztą czy muszę ich kochać, skoro ich szanuję? Miłość to trudna rzecz, nie można jej wywołać ani kontrolować, ani też zmusić, aby trwała.
Tymczasem szacunek...
Najpierw i tak pozabijają Żydów, a potem nas, nie ma więc żadnego powodu do paniki, niech ten młodzieniec zje ciasteczko, gotów jestem za niego zapłacić, proszę nie popadać w podniecenie oraz prostrację, zachować godność, trwa wojna, jesteśmy skazani, chyba że Adolf Hitler wyzionie ducha w sposób niespodziewany, czego mu zresztą serdecznie życzę, więc dajcie spokój, nic się nie stało, tu jest Polska, póki co tu jeszcze jest Polska, i proszę mi nie odbierać tej nadziei.
Bo jak tu wierzyć takiemu, co się swojemu Bogu nie kłania? To jest wróg sam w sobie i ludziom, musi zbójecki pomyślunek ma. A jak już w nic nie wierzy, to może człowieka i zadusić na śmierć i obrabować do cna.
W Augustowie przy Mostowej ulicy żydowska szkoła była - nie dla dziewczyn, dla samych chłopców, dla mężczyzn. Pomodlą się, pomodlą, a potem się rada zbiera. Rabin nakłada podatki: kto bogatszy, ma dać dwa grosze, biedniejszy - choć grosik. W tej szkole rano te pieniądze zbierają. Przyjdzie biedny Żyd do rabina i dostanie zapomogę, igiełek nakupi, guzików, nici, czego tam jeszcze i już nie musi chodzić na żebry. Kramiku jeszcze nie otworzy, ale już pochodzi po wsiach i tak zaczyna maleńki handelek. Tak jeden drugiemu pomagał, nie opuścił w potrzebie. Nikt nie zbiednieje jak da dwa grosze, a biedak ma od czego zaczynać lepsze życie.
-A co to dla ciebie oznacza, Momo, być Żydem?
- Bo ja wiem? Dla mojego ojca to znaczy być przygnębionym przez cały dzień. Dla mnie… to coś, co nie pozwala być czymś innym.
Nigdy jeszcze nie była prawdziwsza formuła Sartre'a niż dzisiaj w Polsce: Żydem jest ten, kogo inni uważają za Żyda.
Bo ja mam książkę, w której czytałam o jednej sprawie sądowej: Żyd najpierw obciął czteroletniemu chłopczykowi wszystkie paluszki u obu rączek, a potem ukrzyżował go, do ściany przybił gwoździami i rozkrzyżował. Potem mówił przed sądem, że chłopczyk umarł szybko, zaledwie po czterech godzinach. (...) Myślę czasami, że to ja właśnie ukrzyżowałam... Wisi i jęczy, a ja siedzę naprzeciwko niego i zajadam kompot ananasowy. Ja bardzo lubię kompot ananasowy. Pan lubi?
Nie lubię słowa "antysemityzm". Niewiele ono wyjaśnia, raczej zaciemnia sprawę. W odniesieniu do problemu, z jakim mamy doczynienia w Polsce, znacznie poręczniejsze wydaje mi się słowo "żydofobia". Polactwo słowem "Żyd" zwykło określać każdego obcego i w każdym Żydzie widzi obcego, a obcy oznacza kogoś wrogiego. "Żydem" w pewnym momencie zostanie każdy, kto cokolwiek w Polsce zaczyna znaczyć.
Być może też kwestią istotniejszą niż więzi instytucjonalne były tu interpersonalne stosunki poszczególnych twórczyń: przestrzenie przyjaźni, wspólnego działania i wzajemnego zrozumienia pomiędzy kobietami, które (…) łączyła wspólnota doświadczeń. Szczególnym przypadkiem w tym kontekście jest przyjaźń Kalkowskiej ze wspomnianą już gabriele Münter, uznaną malarką ekspresjonistyczną i współzałożycielką grupy Der Blaue Reiter. (…) Podczas gdy Kalkowska miała powtarzać o sobie, że jest »ucieleśnionym skrawkiem Paneuropy«, malarka do opisania własnej tożsamości używała określenia »dziecko świata«. Podobnie mogłyby identyfikować się również inne wspomniane artystki. Tym więc, co ofiarował im Berlin, było poczucie przynależności. Berlińska afiliacja – zupełnie innego rodzaju niż ta dawana chociażby przez przynależność narodową – pozwalała kobietom zaczynającym swoją drogę na marginesach (imigrantkom, Żydówką, lesbijkom i nie tylko) rościć sobie prawo do zaistnienia w przestrzeni publicznej. Skłaniała także do tworzenia własnych enklaw wolności, artystycznej ekspresji, instytucji oraz mediów reprezentacji.
Trudno byłoby się upierać, że Liesel Meminger miała w życiu łatwo. Ale oczywiście było jej łatwiej niż Maksowi Vanderburgowi. Jest prawdą, że rodzony brat umarł na jej oczach. I że matka ją opuściła. Ale to nic w porównaniu z bycia Żydem".