-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Cytaty z tagiem "miłość od pierwszego wejrzenia" [11]
[ + Dodaj cytat](...) niektórzy zakochują się od pierwszego wejrzenia, a ich miłość trwa przez całe życie.(...)Zdarza się też, że ludzie zakochują się w sobie w niewłaściwym momencie i chociaż bardzo się starają nie potrafią tego zmienić.
Zakochanie się od pierwszego wejrzenia, jest hipnozą: zostałem zauroczony przez obraz: zrazu jestem wstrząśnięty, porażony, oniemiały, poruszony, „trafiony”, jak Menon przez Sokratesa – ten wzór obiektów miłości, obrazów porywających; albo też jestem nawrócony przez czyjeś zjawienie się i nie odróżniam drogi zakochania od drogi do Damaszku; po czym zostaję wchłonięty, zmiażdżony, unieruchomiony, przyklejam nos do obrazu (do lustra). W chwili, gdy obraz innego porywa mnie po raz pierwszy, jestem niczym więcej niż cudowną Kurą jezuity Athanasisa Kirchnera: ze związanymi łapkami zasypiała ona wpatrzona w narysowaną kredą linię, która niczym sznurek przebiegała przy jej dziobie; gdy ją rozwiązywano, pozostawała nieruchoma, urzeczona, „poddając się zwycięzcy”, jak mówi jezuita; aby jednak obudzić ją z jej oczarowania, aby przerwać gwałt dokonywany na jej Wyobraźni, wystarczało lekko klepnąć ja w skrzydło; otrząsała się wówczas i zabierała do dziobania ziarna.
W świecie zwierząt rozrusznikiem mechaniki płciowej nie jest konkretny osobnik, lecz tylko forma, kolorowy fetysz (w ten sposób zaczyna pracować Imaginarium). Śladem, jaki pozostawia we mnie urzekający obraz (niczym na światłoczułej błonie) nie jest suma szczegółów, lecz taka lub inna modulacja. Z drugiej osoby nagle wzrusza mnie (porywa) głos, linia ramion, szczupłość sylwetki, ciepło reki, rodzaj uśmiechu. I co mnie wówczas obchodzi estetyka obrazu? Coś pojawia się i dopasowuje dokładnie do mego pragnienia (o którym nie wiem nic), toteż ze stylem w ogóle nie będę się liczył. U drugiej osoby raz rozpali mnie zgodność z jakimś wielkim wzorem kulturowym (zdaje mi się, że namalował ją dawny artysta), innym razem przeciwnie, ranę otwiera we mnie szczególna dezynwoltura w wyglądzie: mogę zakochać się w nieco wulgarnej pozie (przybranej prowokacyjnie): istnieją subtelne, zwinne trywialności, które raptem przebiegają przez ciało innego: krótki (lecz przesadny) sposób rozciągania palców, rozchylania nóg, poruszania przy jedzeniu mięsistą masą ust, przykładania się do jakiejś bardzo prozaicznej czynności, do ośmieszania swojego ciała jakąś głupkowatą miną (w „trywialności” innego urzeka być może to, że przez bardzo krótką chwilę wychwytuję w nim oderwany od jego osoby gest niejako prostytucji). Cecha, która we mnie trafia (jeszcze jeden termin myśliwski), odnosi się do praktycznej cząsteczki, do ułożenia ciała w jednej umykającej chwili, mówiąc krótko, do schematu.
Najpierw zakochujemy się w obrazie. Bo też zakochaniu się od pierwszego wejrzenia, potrzebny jest sam znak nagłości (która czyni mnie nieodpowiedzialnym, podporządkowuje fatalności, unosi mnie, porywa); obraz ten najlepiej spośród wszystkich ustawień obiektu trafia po raz pierwszy do oczu: zasłona zostaje rozdarta: to, co nigdy nie zostało jeszcze zobaczone, odkrywa się całkowicie i daje się wówczas pożreć oczom: bezpośredniość jest niczym pełnia; doznałem inicjacji: obraz uświęca obiekt, który pokocham. Wszystko, co może dotrzeć do mnie przez otoczkę,przez rozdarcie, sprzyja zachwyceniu.
Istnieje pozór czasu miłości (ten pozór nazywa się: powieść miłosna). Wierzę (wraz ze wszystkimi), że fakt miłosny jest „epizodem” zaopatrzonym w początek i koniec (samobójstwo, porzucenie, utrata uczuć, odejście, klasztor, podróż itd.). Jednakże mogę odtwarzać tylko scenę inicjującą, podczas której zostałem porwany: jest ona czymś po fakcie. Odtwarzam traumatyczny obraz, który przeżywam w teraźniejszości, lecz nadal odmieniam (wypowiadam) w czasie przeszłym: „Ujrzałem go, zarumieniłem się, zbladłem na jego widok. Po mojej oszalałej duszy rozniosło się drżenie”: miłość od pierwszego wejrzenia, wypowiadana jest zawsze w czasie przeszłym prostym: ponieważ jest on przeszły (odtworzony), a zarazem prosty (momentalny): jest to, by tak rzec, bezpośredniość uprzedzenia. Obraz dopasowuje się do pozoru czasu: wyraźny, przyłapany, skadrowany, jest już (jeszcze, wciąż) wspomnieniem (istota fotografii nie polega na przedstawieniu, lecz na przypominaniu): kiedy „oglądam” ponownie scenę porwania, retrospektywnie kreuję przypadek: ta scena ma całą jego wspaniałość: nie przestaję się dziwić, że miałem szczęście: spotkania tego, co przylega do mojego pragnienia, albo, że podjąłem ogromne ryzyko: uległem w jednej chwili nieznanemu obrazowi (i cała odtworzona scena działa niczym przepyszny montaż niewiedzy).
Miłość od pierwszego wejrzenia
Oboje są przekonani,
że połączyło ich uczucie nagłe.
Piękna jest taka pewność,
ale niepewność piękniejsza.
Sądzą, że skoro nie znali się wcześniej,
nic między nimi nigdy się nie działo.
A co na to ulice, schody, korytarze,
na których mogli się od dawna mijać?
Chciałabym ich zapytać,
czy nie pamiętają -
może w drzwiach obrotowych
kiedyś twarzą w twarz?
jakieś "przepraszam" w ścisku?
głos "pomyłka" w słuchawce?
- ale znam ich odpowiedź.
Nie, nie pamiętają.
Bardzo by ich zdziwiło,
że od dłuższego już czasu
bawił się nimi przypadek.
Jeszcze nie całkiem gotów
zamienić się dla nich w los,
zbliżał ich i oddalał,
zabiegał im drogę
i tłumiąc chichot
odskakiwał w bok.
Były znaki, sygnały,
cóż z tego, że nieczytelne.
Może trzy lata temu
albo w zeszły wtorek
pewien listek przefrunął
z ramienia na ramię?
Było coś zgubionego i podniesionego.
Kto wie, czy już nie piłka
w zaroślach dzieciństwa?
Były klamki i dzwonki,
na których zawczasu
dotyk kładł się na dotyk.
Walizki obok siebie w przechowalni.
Był może pewnej nocy jednakowy sen,
natychmiast po przebudzeniu zamazany.
Każdy przecież początek
to tylko ciąg dalszy,
a księga zdarzeń
zawsze otwarta w połowie.
Czasem tak jest, że lecą iskry już za pierwszym razem i to jest takie cudowne.
Wy, faceci, tak macie, nie mieści wam się w głowie, że dziewczyna może zakochać się od pierwszego wejrzenia, i kiedy zgodzi się od razu na zbyt wiele, uważacie ją za łatwą.
Rodzaj nagłego zainteresowania, nazywanego przez słabych pisarzy z początków lat dwudziestych miłością od pierwszego wejrzenia.