„Strach przemienia twoje ciało jak nieudolny rzeźbiarz doskonały kamień […] Tyle że rzeźbi cię od środka i nie widać ani odprysków, ani kolejnych obtłukiwanych warstw. A ty stajesz się wewnątrz coraz cieńszy i coraz bardziej niestabilny, aż nawet najdrobniejsza emocja jest w stanie powalić cię na kolana. Jeden serdeczny uścisk i już myślisz, że się rozpadasz i giniesz”.
To już druga książka Niny George, jaką miałam okazję przeczytać i przyznam, że jestem zachwycona tym, z jaką wrażliwością i subtelnością potrafi opisywać trudne emocje i wydarzenia. Dawno nikt tak pięknie nie pisał o emocjach i książkach jak zrobiła to ta kobieta.
Lawendowy pokój to typowa powieść drogi, którą główny bohater musi pokonać, aby uporać się z własnymi demonami i zmienić swoje życie. Jest to oniryczna opowieść o miłości, strachu, stracie i żalu. Fabuła ma swój urok, przyciąga czytelnika i pozwala mu chłonąc atmosferę, widoki i przygody, które czekają na naszych bohaterów. Przyznaję, że początek się dłuży, ale z czasem tempo wzrasta i płyniemy z nurtem tej historii tak jak bohaterowie z nurtem rzeki w poszukiwaniu siebie. Nie znajdziemy tutaj zaskakujących zwrotów akcji i domyślam się, że nie jest to książka dla każdego. Myślę, że jest to lektura, na którą warto poczekać, by móc czerpać z niej garściami i delektować się nieśpieszną opowieścią o poszukiwaniu siebie i swojej drogi. To taka literacka pigułka, która trafia do tych, którzy jej potrzebują.
Kolejny raz przeczytałam historię miłosną, jednak tym razem była to historia o starej miłości. Starszy Pan po dwudziestu latach złości na swoją ukochaną, że ta odeszła, czyta od niej list i postanawia ją odnaleźć. Po drodze okazuje się, że ukochana nie żyje, nie miałam serca dalej czytać, ale doczytałam. Niestety cała historia skisła tym, że facet czekał 20 lat na odszukanie ukochanej, a ona śmiała w tym czasie umrzeć. Całość kończy się happy endem, który został jakby wepchnięty na siłę. NIE POLECAM