Cudzoziemiec w Olondrii Sofia Samatar 7,2
Książka kłopotliwa w ocenie. Startuje w miarę przyzwoicie, choć przez dłuższy czas rozczarowuje brakiem fantastyki (jeśli pominiemy odmienną geografię),rozkręca się opornie, finiszuje natomiast w bardzo przyzwoitym stylu, z głęboko rysującą się psychologią postaci i bogatym tłem, również tym kulturowym. Przez ten porządny finisz powieść sporo zyskuje na odbiorze, ale jednocześnie nie jest on w stanie załatać szeregu kreacyjnych dziur, które powodują, że cała ta historia jest czymś w rodzaju pretensjonalnej wydmuszki.
Otóż mamy obcy świat, z obowiązkowo dorysowaną wedle nieśmiertelnego kanonu fantasy mapką (można sobie było darować jej skrobanie, ale co tam),mamy mnóstwo obcobrzmiących nazw, mamy rozmaite obce słowa, obce potrawy i obce obyczaje, ale już rośliny i zwierzęta są absolutnie takie same, jak u nas, i - co więcej - tak samo się nazywają. Poza wspomnianymi w JEDNYM zdaniu, i to zupełnie mimochodem, ptakami, na których można latać. Autorka więc wzięła naszą rzeczywistość, tylko rozpisała ją na inne kontynenty oraz wrzuciła przygarść cwanie brzmiących słów z dużą liczbą "y" oraz "h", i wuala, mamy wspaniałą fantasy. No więc nie. Nie mamy.
Drugi problem to magia. W wielu miejscach świata są tak silne zabobony, że nawet na widok obcego czyni się gusła, żeby bóg czy złe nie spojrzało krzywo. W domach natomiast trzyma się "jut", czyli figurki ponoć magiczne, które nawet nie wiadomo, do czego służą. Jednak ani razu - podkreślam: ani razu - nie trafia się nadprzyrodzone zjawisko. To tak, jakby wziąć nasz świat i wsadzić do niego ludzi na co dzień obcujących z gniewem bogów, klątwami i resztą tego typu rzeczy, tyle że nie umieszczać w nim jednocześnie żadnego boga czy maga. Skąd zatem wzięły się te zabobony, zwłaszcza że nie za bardzo można złapać autorkę na opisaniu jakiegoś zbornego ruchu religijnego? No - wzięły się i już. Same z siebie.
Trzeci problem to historia. Wielokrotnie jest tu mowa o zamierzchłych zdarzeniach, które doprowadziły do tego czy tamtego, i to zdarzeniach na poły legendarnych, po czym okazuje się, że większość z tych zdarzeń miała miejsce pół wieku wcześniej, w najlepszym wypadku wiek. Żadna z historii, nawet tych okropnie legendarnych, nie sięga więcej niż sto lat wstecz. W tej sytuacji ciężko brać na serio całą kreację. Odnosi się po prostu wrażenie, że autorce zabrakło wyobraźni na stworzenie pełnego, istniejącego tysiące lat świata, i zadowoliła się wrzuceniem w znany jej szkielet dość skromnej czasowo historii Ameryki (tej nowoczesnej, nie-indiańskiej) garści elementów obcych, dzięki żonglowaniu którymi miała nadzieję zamaskować płytkość kreacji.
Ten brak wyobraźni widać jaskrawo na przykładzie czwartego problemu - książek. Na wyspach, skąd pochodzi bohater, książek nie zna się W OGÓLE. Ale dostajemy informację, że w Olondrii wynaleziono druk (zdaje się, że też niedawno),więc... są tam liczne księgarnie, po prostu zawalone STOSAMI KSIĄŻEK. Tanich, sprzedawanych przez młodocianych sprzedawców. Jak to wpływa na mieszkańców Olondrii? Zdaje się, że nijak, bo wszyscy żyją tak, jak w feudalnym średniowieczu. Bo oczywiście żadnej wyrafinowanej techniki tu nie ma i trzeba posługiwać się świecami, konnymi wozami i statkami pełnymi wioślarzy. No ale są drukowane książki, i to w dużej mierze z poezją. Kto niby to kupuje? Kto to czyta? No nie wiadomo, bo większość ludzi musi od świtu do zmierzchu zasuwać na własny kawałek chleba, a nie oddawać się czytelnictwu. No ale książki są powszechne, bo tak wymyśliła sobie autorka. Przy czym chodzi o powszechną dostępność, a nie użycie, bo tu mało kto cokolwiek czyta.
Trochę się więc dziwię, że "Cudzoziemiec w Olondrii" dotarł aż do listy finałowej Nebuli, ale nie będę ukrywał, że książka jest napisana dobrze - przynajmniej jeśli chodzi o stronę literacką. Bo sam świat jest po prostu boleśnie tekturowy.
Aha - ponieważ tłumaczył to Michał Jakuszewski, rzecz czyta się płynnie, co nie znaczy, że od czasu do czasu nie trafiają się różne językowe potknięcia. Ciekaw jestem, czy jest w "Uczcie Wyobraźni" choć jedna książka, która przeszła więcej niż pobieżną redakcję i korektę...
(Esensja.pl)