No na szczęście jest lepiej niż "Epidemia". Zarówno graficznie, jak i fabularnie. Spora w tym na pewno zasługa pojawienia się kilku postaci z przeszłości. Odcinki z Catwoman też lepsze, mimo iż miejsce akcji ma niewiele wspólnego z Gotham. Znowu dużo za mało tu mroku, upadku, szaleństwa, chaosu złoczyńców itp. Ale ogólnie przeczytałem z przyjemnością - choć tęsknię za starymi złoczyńcami...
"Koniec Mrocznych Rycerzy" można podzielić na dwie części i epilog.
Pierwsza część opowiada niemal wyłącznie o poruszający się na wózku Bruce Waynie, jego poszukiwaniach porwanych przyjaciół i... jego nagłym ozdrowieniu.
I to nagle ozdrowienie, mimo iż całkiem przyzwoicie wytłumaczone jest takie trochę , no cóż, zbyt banalne. Mnie ta historia nie wzruszyła, brakło mi tu czegoś w tej historii. Zresztą cała ta 8-zeszytowa historia jest szczerze mówiąc przeciętna i bardziej mnie rozczarowała niż zachwyciła. Akcja jest dość sztampowa a postacie pojawiające się w tej opowieści mało interesujące. Trochę lepiej wypada konkluzja tej opowieści, ale to też jest poziom co najwyżej średni. Byłem zawiedziony.
Druga część tej cegiełki to powrót Bruca Wayna do formy i ostateczna konfrontacja z Jean-Paulem. Aby do tej konfrontacji doszło, Bruce musi pokonać wcześniej kilku mistrzów sztuk walki, co oczywiście mu się udaje. Historia ta wydaje mi się trocha lepsza od wcześniejszej, ale daleka też jest od Ideału. Sporo walki i wewnętrznych wątpliwości Bruca odnośnie swojej formy. Podobały mi się rozterki Bruca czy jest już gotowy w bić się w przestworza czy jeszcze nie. I gdyby nie to że Robin i Nightwing skakali sobie po linie w najlepsze, to możnaby było mieć odczucie że skok w przestworza to naprawdę coś wyjątkowego i możliwego tylko dla najlepszego z najlepszych.
Najciekawiej z tegoo całego tomu wyglądają dwie opowieści o Catwomen z rysunkami Jima Balenta. W poprzednim tomie Jim Balent'a urzekł mnie swoim sposobem rysowania i tutaj jest podobnie. Aż trochę dziwne, że w sumie tak niszowa seria jak Catwomen miała w tym czasie lepszych artystów niż Batman. Bo poziom rysunków w seriach o Batmanie na kolana niestety nie powala. Mamy tutaj rysowników raczej z średniej półki i ciut słabszych. Poza jednym wyjątkiem którym jest Barry Kinston odpowiedzialny za finałową konfrontację dwóch Batmanów. Wg mnie artysta zdecydowanie lepszy od Nolana i całej reszty. Jedyny o którym mogę powiedzieć że jest naprawdę dobry. Ale to niestety tylko jeden zeszyt.
Wyróżnić jeszcze można zeszyty o Robinie z rysunkami Tomma Grummeta, które są jak najbardziej w porządku pod każdym względem.
Podsumowując, uważam tom czwarty za słabszy od tomu trzeciego.
Tom trzeci to była przygoda Valleya jako Batmana, jego spotkanie z Catwomen, konfrontacja z Gordonem i całkiem ciekawi przeciwnicy.
W tomie czwartym żadna z pojawiajactych się nowych postaci nie jest godna zapamiętania, a nic poza zeszytami z Catwomen i finałową rozrywką nie pozostanie mi raczej w pamięci. Ozdrowienie Bruca jest trochę zrobione zbyt banalnie a dalsza część jego przygód służy tylko do przewidywalbego zakończenia.
Na plus na pewno można zaliczyć wydanie całości. Historię są opowiedziane od początku do końca a epilog ładnie kończy wątki związane z Catwomen. Dobrze domknięta całość.