Jung Chang (张戎) to brytyjska pisarka chińskiego pochodzenia. Urodziła się w rodzinie chińskich komunistów, ale wkrótce jej ojciec popadł w niełaskę Komunistycznej Partii Chin i wraz z matką został zesłany do obozu pracy. Sama Jung Chang została Czerwonogwardzistką. W 1978r. wyjechała na studia do Wielkiej Brytanii. W roku 1982 jako pierwsza osoba pochodząca z Chińskiej Republiki Ludowej uzyskała stopień doktora (Ph.D.) brytyjskiego uniwersytetu. Posiada doktoraty honorowe uniwersytetów Buckingham, York, Warwick oraz Open University. Obecnie Jung Chang mieszka w Londynie.
Być może nigdy nie dałem żadnej książce 9 do tej pory. Nie pamiętam. Teraz daję. Ale zanim powiem dlaczego...
Po lekturze ksiązki zapoznałem się ze sporą częścią recencji tutaj, głównie tych z niskimi ocenami. Nie zamierzam z nikim polemizować imiennie, ale zwróciłem uwagę na powtarzające się dwa zarzuty: zbytnie skupienie się na sobie i swojej rodzinie, oraz monotonna narracia.
Co do pierwszego zarzutu jestem szczerze zaskoczony, dlaczego niektórzy Czytelnicy po książce opisującej historię trzech pokoleń konkretnej rodziny, spisanej na podstawie wspomnień własnych i matki autorki, oczekiwali bycia dokumentem lub pracą historyczną. To jest pamiętnik, zgodnie z obietnicą, że się tak wyrażę.
Co do monotonnej narracji, sądzę, że to jest zwyczajnie bardzo subiektywna sprawa. Mam opinię odmienną.
Teraz czas na wyjaśnienie, czemu dałem aż 9. Przede wszystkim dla mnie książka była pierwszym wejrzeniem w całkiem nowy świat. Wiedziałem to i owo o najnowszej historii Chin, ale poziom szczegółowości i osobista perspektywa pozwalają z całkiem nowej perspektywy spojrzeć, a nawet "poczuć" porażający dramat tego, przez co setki milionów ludzi przeszło w ostatnim stuleciu. Wybaczcie banał, ale to "w głowie się nie mieści". Komunizm w Polsce to były wczasy all-inclusive w porównaniu.
Po drugie - jednak - urok egzotyki. Z naszej perspektywy Chiny są egzotyczne i to jest atrakcyjne. Nie będę się wypierał. Dodatkowo zwróciły moją uwagę kontrasty opisów przepięknej przyrody i tego co ludzie sobie wzajemnie w tych pięknych okolicznościach robili. To jest dla mnie czymś metaforycznym. Jakby ukryta między wersami wiadomość, że zło przemija, a piękno natury pozostaje.
I po trzecie i ostatnie, akurat ta książka ponadprzeciętnie przeniknęła różne tam mentalne bariery i zdołała zagrać koncetrowo na moich emocjach. Takie coś się po prostu zdarza lub nie. Mi zdarzyło się właśnie przy tej lekturze, ale Wam może się nie zdarzyć. Tak to już jest ze sztuką.
Więc tak, 9 (dziewięć). Nie chce być inaczej.
Miłej lektury!
Niesamowita historia 3 pokoleń kobiet w Chinach od początku XX wieku do śmierci Mao. Otwiera oczy, poszerza horyzonty, szokuje, smuci i ponownie szokuje. To jak się żyło w komunistycznych Chinach wykracza daleko poza granice naszego pojmowania. Warto przeczytać jak garstka osób manipulowała milionami. Jak sama autorka twierdzi: nie potrzebne było KGB bo obywatele byli napuszczani na siebie i współtworzyli terror. Jest to bardzo mocna książka, a jako że jest to literatura faktu, jeszcze bardziej wpływa na czytelnika. Jak doszłam do epilogu to mi łzy popłynęły.
Byłoby mocne 8 albo 9, ale coś według mnie językowo poszło nie tak. Albo to autorka, albo tłumaczenie, ale wszystko w tej książce było „ogromnie” itp. Oczywiście rozumiem, że ciężko opisać tak mocne historie bez nadużywania tego typu słów, ale przy tak grubej lekturze robi się to męczące. Mam więcej uwag dotyczących języka, jednak to „ogromnie” (np. wdzięczna, zmartwiona itd) najmocniej mnie drażniło.