Zły Czarnoksiężnik z OZ. Gra książkowa Jonathan Green 7,3
A co jeśli nad Oz zawisło kolejne, pozornie zupełnie nieoczywiste zagrożenie? Kilkoro bohaterów, znanych nam z opowieści o Czarnoksiężniku, gotowych jest wskoczyć w ten świat raz jeszcze i raz jeszcze przeciwstawić się wrogom. Tylko kto tym razem zagraża mieszkańcom urokliwej krainy?
Zły czarnoksiężnik z Oz, to mocno rozbudowana o elementy RPG (gier bazujących na odgrywaniu konkretnych postaci, posiadających określony zestaw cech i/lub umiejętności). Muszę przyznać, że jeszcze nie miałam do czynienia z pozycją tego typu, do której realnie musiałam rozpisywać karty postaci i mogłam rozczytywać historię z różnych perspektyw.
W instrukcji zasugerowano, że książkę można czytać na trzy sposoby – z użyciem kości, kart lub po prostu pomijając poszczególne rzuty. Ja przy przerabianiu historii Dorotki i Czarownicy zdecydowałam się na użycie pełnych statystyk i przeprowadzanie wszystkich rzutów. Jak się bawić, to na całego. Muszę przyznać, że było to bardzo ciekawe doświadczenie, mocno różnicujące dalsze losy, ale… sama walka mi osobiście szybko się znudziła.
O ile używanie zdolności i testowanie zręczności do końca przynosiło mi wiele zabawy, o tyle trzaskanie się z potworkami na zmazywanie punktów wytrzymałości po pewnym czasie zaczęłam pomijać. We wstępnym instruktażu możemy też poczytać o tym, że warto tworzyć mapę. Moim zdaniem nie warto. Lokacje wcale nie są aż tak skomplikowane, by nie dało się spamiętać wyborów, a podane w poszczególnych paragrafach wskazówki często wydawały mi się bardzo wieloznaczne w kontekście określania kierunków.
Niektóre z historii wydają się ciekawsze, inne mniej. Bardzo podobała mi się ścieżka Czarownicy, do której dołączono kilka prostych, ale interesujących zagadek. Perspektywa Dorotki była pierwszą, po jaką sięgnęłam i być może dlatego też przypadła mi do gustu. Kolejne przejścia tej gry fabularnej niestety okazały się dla mnie sporym rozczarowaniem i tak naprawdę bazowały na dużej powtarzalności zdarzeń. Na plus zaliczam przypisanie różnych kodów do różnych postaci, wybór zdolności specjalnych i przerzucanie paragrafów do tych, które są przypisane do konkretnej postaci (należało do określonego symbolu dodać lub odjąć konkretną liczbę). Tutaj trochę poległa historia Czarnoksiężnika, w której nie dość, że znalazłam żeńskie formy językowe, gdy historia powoływała się na wspólne paragrafy, jak też w jednym przypadku dwa razy ustęp przekierowywał do innego fragmentu, więc koniec końców należało przeczytać trzeci fragment. Miałam też wrażenie, że ta opowieść została napisana trochę jako zapchajdziura.
Świetnym pomysłem było jak dla mnie wrzucenie do krainy Oz elektroniki. Podbiło to futurystyczny klimat, dodało kilka ciekawych zwrotów akcji i sprawiło, że dobrze znane nam rejony zaczęły oddychać powiewem czegoś nowego, świeżego i kreatywnego. Minusem jest dla mnie określenie tej historii jako horror. Być może jestem zbyt odporna na grozę, ale przyznam, że nie mam zielonego pojęcia, co poza potencjalną krzywdą zwierząt może kogoś przerazić w tej opowieści.
Polecam. Mimo kilku niedociągnięć, to najlepsza paragrafówka z jaką do tej pory miałam do czynienia, choć może przemawia przeze mnie dusza gracza RPG. Myślę, że większości czytelników znudzi się po dwóch, trzech rozegraniach, ale wciąż warto się z nią zmierzyć i wskoczyć do tej zupełnie pokręconej, intrygującej wizji autora.